organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
36.

Od poznania Jaspera minęło kilka dni i na całe szczęście, relacja Diviny z Nathanielem ku obawom organistki, nie wróciła na stare tory, kiedy po prostu bała się tego człowieka i wolała go unikać. Teraz zaczęła sobie cenić w nim coraz więcej, bo też dane jej było więcej poznać i zrozumieć. To, że przyniósł jej książki do czytania, gdy wspomniała o tych, które w swoim życiu wpadły w jej dłonie i jej się podobały. Miał ich ogromny wybór i czasem siedział po prostu przy niej, pogrążony we własnej lekturze, gdy ona skupiona była na swojej. Gdy się budziła, często odkładał na bok jakiś duży, czarny zeszyt, a kiedy pytała co robił, odpowiadał, że nic istotnego. Czarny zeszyt stał się więc słynnym stopniem do piekła, bo szybko zrozumiała, że to co czuje względem przedmiotu, to chęć poznania, jaką tajemnicę kryje. Może dlatego, że lubiła poznawać Nathaniela, bo im bardziej się otwierał, tym bardziej ludzki się wydawał? Nie idealny i na pewno nie na tyle ludzki, by zapomniała do czego był zdolny, ale przynajmniej w tych chwilach, które spędzał z nią, potrafiła się skupić na jego dobrych cechach, bo tych miał sporo... chociaż otoczone były dość oschłymi zaporami. Mimo to, Divina lubiła wierzyć, że całkiem dobrze się między nimi porusza.
Wczoraj wieczorem wspomniała, że chciałaby wyjść na zewnątrz, ale nie wierzyła za bardzo, że będzie jej to dane. Po prostu myśl rzucona pod nosem, wiec kiedy następnego dnia Nathaniel oznajmił, że wyjdą, naprawdę się ucieszyła i znów przyłapała na myśli, że słuchał jej uważniej, niż mogłaby przypuszczać.
- Przepraszam... przez moje zachcianki musi mnie pan nosić - wciąż była jednak sobą, a przeprosiny najłatwiejszą formą wypowiedzi. Poza tym dzięki temu łatwiej było jej też ukryć drobne zawstydzenie, nawet jeśli do bycia noszoną przez niego powinna już przywyknąć. Tym razem było jednak inaczej, bo po tym, jak pomógł jej założyć szlafrok, otworzył drzwi i w zasadzie pierwszy raz od bardzo dawna miała zobaczyć coś poza sypialnią... a jednocześnie, także inni ją widzieli, gdy Nathaniel kierował się z nią na zewnątrz. - Czy pańscy pracownicy mnie nie lubią? - zapytała ciszej, gdy schodzili po schodach, mijając dwóch mężczyzn, przy których boku Divina dostrzegła broń, na której być może nieco zbyt długo skupiała swoją uwagę. Zaraz też przeszli przez korytarz, do części posiadłości, której jeszcze nigdy wcześniej nie widziała, a potem na ganek skąpany w słońcu. Trochę bezmyślnie odwróciła głowę, nie przyzwyczajona do promieni i równie bezmyślnie ukryła twarz gdzieś w pobliżu zagłębienia jego szyi, bo dłońmi obejmowała jego kark, by ułatwić mu to przenoszenie.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Widział różnice każdego poranka, gdy przychodził do Diviny, aby upewnić się, że niczego jej nie brakuje. Czas spędzony na jej rekonwalescencji, a przynajmniej tej intensywnej na samym początku po operacji, traktował trochę jak urlop tylko, że w jego profesji takowych brać się nie powinno i z każdym kolejnym dniem Nathaniel czuł coraz większą presję, by powrócić do dawnego życia. Skłamałby jednak mówiąc, że nie lubił wieczorów spędzonych przy Divinie, gdy obydwoje pogrążeni byli w lekturze, albo głębokiej dyskusji na tematy, których Hawthorne nigdy nie podejmował z nikim innym. Zwykle stali po przeciwnych stronach barykady i żadne, żadnego nie potrafiło przekonać do swoich racji, ale przyjemnym było poznać punkt widzenia Diviny, chociaż wiele z jej teorii głownie opierało się na wiedzy o Piśmie Świętym i wierze w Boga. Tę Nathaniel szanował, ale przy tym wielokrotnie wystawiał na próbę, kpinę i poddawał w wątpliwość, co i tak nie zmieniało nic w podejściu Norwood. Inną sprawą były chwile, w których Nate grał dla V. Z początku robił to dość niechętnie i z oporem, ale potem zaczął czerpać przyjemność z tego, że jego melodie potrafiły wywołać uśmiech na bladej twarzy Diviny. W takich momentach, Nathaniel dostrzegał emocje, które na co dzień Norwood okazywała niezwykle rzadko, ukrywając się za tą posępną maską. Zapewne on sam czynił podobnie i może przez to zaczynał dostrzegać jak niewiele tak właściwie różniło ich od siebie.
- Jesteś lekka jak piórko, V - odpowiedział, przyzwyczaił się do tego, że wiecznie przepraszała i ignorowała to jak wypominał jej, że nie ma tego robić. Nie mniej jednak, po raz kolejny westchnął wymownie. - Nie przepraszaj, nic złego mi nie zrobiłaś - dodał więc, gdy powoli zmierzali ku wyjściu na wielki taras, z którego wyjść można było do ogrodu. - Skąd takie dziwne pytanie? - Mruknął zaskoczony, bo właściwie nie wiedział nawet jak jej odpowiedzieć. Jego ludzie mieli zakaz rozmawiania z nią, bo sama wiedza o istnieniu Norwood była dla Nathaniela niewygodna i kłopotliwa. Im mniej kontaktu mieli z nią ludzie z półświatka, tym lepiej. Dlatego do jej ochrony Nate znalazł kogoś z goła różniącego się od jego osiłków, ale nadal znającego zasady panujące w tym brutalnym świecie.
Znaleźli się na zewnątrz, a Nathaniel ostrożnie pomógł zająć miejsce Divinie w wygodnym, wiszącym fotelu. Sam przysiadł nieopodal i po chwili rozmowy o tym jak Norwood czuje się na zewnątrz, Nathaniel pogrążył się w czytaniu, aż do momentu, w którym ktoś im nie przeszkodził.
- Panno Norwood - skinął w stronę V, która zapewne pierwsza dostrzegła wysokiego mężczyznę i uniosła na niego spojrzenie. Nathaniel zmarszczył lekko brwi, ale nic nie powiedział czekając. - Zarejestrowaliśmy rozmowę dwa dni temu - te słowa, usłyszał już tylko Nathaniel, gdy wręczono mu karteczkę z informacją i numerem telefonu.
Wpatrywał się w cyfry, które nic dla niego nie znaczyły i czekał, aż ponownie zostaną z Diviną sam na sam. Wtedy też odłożył książkę i sięgnął najpierw po drinka, a potem odpalił papierosa. Przyglądał się Norwood w milczeniu, ale przecież nie dałby rady zaczekać z tą rozmową.
- Dzwoniłaś do kogoś? - Spytał prosto z mostu. Znał odpowiedź, ale chciał by Divina sama się przyznała. Może też przekonać o tym, że ta jej prawdomówność nie jest tylko mitem.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Trochę to dziwne, bo przez większość życia, praktycznie nikt nigdy jej nie dotykał, a kiedy już to robiono, nie było to niczym miłym, a już na pewno nie delikatnym i opiekuńczym. Poniekąd nauczono ją, że dotyk równa się agresji, przerażeniu i cierpieniu, a teraz musiała całkowicie zweryfikować swoją wiedzę. Z początku była bardzo skrępowana, za każdym razem gdy ją podnosił bała się poruszyć, by mu nie zawadzać, wstrzymywała oddech ze stresu i unikała jego spojrzenia, a chociaż nadal nie nazwałaby tego czymś normalnym, to jej reakcje nie były już takie skrajne. Skupiała się bardziej na jego bliskości, na tym, że przyjemnie pachniał... ludzie z jej otoczenia, ci, których poznała nieco bliżej, nie mogli się tym poszczycić. Sam jej ojciec cuchnął zwykle tanim alkoholem, potem i w skrajnych przypadkach uryną, więc odruchowo wręcz próbowała zachowywać dystans. Nathaniela to nie dotyczyło, poza tym nie zaciskał dłoni na jej ciele w bolesny sposób i nawet gdy wtuliła twarz w jego szyję, zdawał się nie zwracać na to uwagi. Czasem zastanawiała się więc, czy tylko ona tak wszystko analizuje i tym samym, może kompromituje się przed nim, nawet jeśli nie mógł przeczytać jej myśli.
- To raczej pan jest silny - odpowiedziała, znów pozwalając sobie na chwilę zamyślenia. Wiedziała, że jest chuda, nie lubiła gdy inni to zauważali, bo było jej wstyd. Niby niczego nie ukrywała i nie udawała, że jej życie wygląda inaczej, niż wygląda, ale nie chciała, aby ktoś wiedział, czy analizował to, że w życiu często brakowało jej jedzenia, bo ojczym wszystko przepijał. - Nie lubi pan, gdy przepraszam, ale jeśli kiedyś tego nie zrobię, gdy będzie trzeba, czy nie będzie pan na mnie zły? - zapytała, próbując przyzwyczaić oczy do słońca, więc w końcu odsunęła twarz od jego skóry i ostrożnie otarła dłonią oczy, mrugając nieco szybciej. - Bo przeze mnie ma pan więcej na głowie, a oni nie mogą się czuć zbyt swobodnie, no i... ludzie w mieście mnie nie lubią tak po prostu - próbowała mu to wytłumaczyć, ale zaraz zamilkła, widząc gdzie dokładnie ją zabrał. Nigdy nie była w tym ogrodzie, a już na pewno nie spodziewała się takiej plecionej huśtawki, wyłożonej poduszkami, na tyle dużej, by mogła położyć się w posiadzie. Tylko fragment nóg wysiał jej w powietrzu, nie dosięgając podłoża, a koszula nocna powiewała przez wiatr docierający znad morza.
- To wszystko jest przepiękne - przyznała, kręcąc głową na boki, patrząc to na poduszki, to na plecionkę, która tworzyła nad nią baldachim rzucający cień. Czytanie w ogóle więc jej nie interesowało, kiedy próbowała ostrożnie poruszać nogami w powietrzu, chociaż było to niezwykle męczące. Miała wrażenie, że w tak pięknym miejscu już nigdy nie będzie jej dane odpoczywać, a jednocześnie ten fotel nieszczególnie pasował jej do czegoś, na czym sam Hawthorne mógłby kiedykolwiek siedzieć. Z resztą wybrał on zwyczajniejszą opcję. Obserwowała więc wszystko, nawet nie ruszając książki, nie umknęło jej przy tym, że po ogrodzie chodzili uzbrojeni mężczyźni, a potem jeden z nich podszedł nawet bliżej i nazwał Divinę w sposób, w jaki nikt nigdy jej nie nazywał. Było to miłe, ale szybko wrażenie to minęło, gdy zostali sami, a Nathaniel zadał jej pytanie którego nie chciała słyszeć.
- Przepraszam - opuściła głowę, bo nie kłamała. Była prawdomówną osobą, unikającą grzechu, a zatem nie zamierzała się teraz wypierać. Wiedziała co zrobiła i czuła, że powinna ponieść konsekwencje swoich czynów. Zabawne, że to nie kary się obawiała, a tego, że... - Jest pan na mnie zły? - wciąż nie podnosiła głowy, z pokorą trzymając ją w dole, a ręce splątała gdzieś w okolicy swojego podbrzusza. - Wiem, że to pana telefon, ale chciałam uspokoić kogoś i zapewnić, że jestem bezpieczna i nic mi nie grozi - wyjaśniła od razu, nie szczędząc mu faktów. - Chwaliłam pana... i wszystko... nie chciałam źle - dodała jeszcze mniej pewnie. On jednak chciał wiedzieć, z kim rozmawiała, więc zgarbiła się jeszcze bardziej, bo cóż... naprawdę nie chciała go denerwować.
- Wolałabym panu nie mówić - przyznała, biorąc głębszy wdech. - Pan za nim nie przepada, ale nikogo poza nim nie interesowało co się ze mną stało... - dodała smutniej, bo była tego świadoma, że nikt jej nie szukał i nikt za nią nie tęsknił. - Z Richardem Remingtonem. Podobno szukał mnie w Shadow, mógł sobie napytać biedy, uznałam, że będzie lepiej dla nas wszystkich, gdy go uspokoję - zakończyła, nie mając już nic więcej do powiedzenia.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
To nie tak, że bliskość Diviny była mu obojętna. Wręcz przeciwnie, działała na niego aż za bardzo, bo była doznaniem zupełnie innym od wszystkich jakich kiedykolwiek doświadczył. Żywił wobec niej dwojakie uczucia. Z jednej strony sprawiała mu przyjemność i pragnął zacierać granice, a z drugiej kompletnie nie potrafił spojrzeć na tę bliskość w przyziemnych kategoriach; trochę jakby te mogły zdesakralizować jej niezwykłość.
- Nie sądzę, aby taka sytuacja mogła zaistnieć, V - odpowiedział, uśmiechając się przy tym praktycznie niezauważalnie, ale jej komplement, a potem to przyjemne łaskotanie na szyi, sprawiły mu odrobinę przyjemności, której nie chciał sobie odmawiać. - Jebać miasto - rzucił dosadnie, bo naprawdę wkurwiały go krzywdzące plotki dotyczące Diviny, które rozchodziły się wśród mieszkańców. On był gnojem zasługującym na złą sprawę, ale ona niczym sobie nie zapracowała na wypchnięcie ją na margines społeczeństwa. - A moi ludzie są w pracy i po prostu... Nie wolno im z tobą rozmawiać - dokończył, a potem znaleźli się w ogrodzie, gdzie Nathaniel kazał przygotować wygodne miejsce do wypoczywania dla Norwood.
Czas miał płynąć spokojnie i leniwie, bo właściwie były to ostatni dni, w których on nadal pozostawał przy niej. Niebawem wszystko miało wrócić do normalności, o ile taka mogłaby ponownie zaistnieć w życiu Nathaniela, bo Divina skutecznie przewracała wszystko do góry nogami, chociaż w zasadzie robiła tak niewiele. Miała w sobie jednak potężną moc do zasnuwania myśli Hawthorne'a swoją osobą. Dlatego też, gdy w jego dłoni znalazła się tajemnicza notatka z nieznanym numerem telefonu, ten nie mógł zwlekać i musiał dowiedzieć się z kim kontaktowała się dziewczyna.
- Nie masz za co - powtórzył się. - Dałem ci ten telefon. Chcę tylko wiedzieć z kim się kontaktujesz - wyjaśnił, bo nawet jeśli ona nie chciała zrobić nic złego, nieświadomie mogłaby narazić go, siebie i masę innych osób na cholerne niebezpieczeństwo, gdyby komuś powiedziała za wiele o swojej sytuacji. - Nie - mruknął, dalej oczekując odpowiedzi. - Z kim rozmawiałaś na mój temat i co mu powiedziałaś? - Dopytywał, czując jak jednak zdenerwowanie powoli zaczyna w nim narastać. Ufał Divinie, wiedząc, że świadomie nie naraziłaby go, ale była też niesamowicie naiwną i trochę nieroztropną panną, mogącą kilkoma słowami spierdolić naprawdę wiele. Przejął się więc bardziej, gdy tak zwlekała z udzieleniem mu konkretnych informacji. - Widzę, że wolałabyś mi nie mówić, ale musisz - rzucił dość poważnym tonem, a jego błękitne spojrzenie nawet na sekundę nie oderwało się od dziewczyny. Zaś oczy Diviny wlepione były w jej kolana, a cała postawa jednoznacznie świadczyła o tym jak niepewnie się czuje. - Nie przepadam za wieloma osobami - burknął, sądząc, że zaraz Norwood wspomni o księdzu, ewentualnie jakimś innym duchownym, ale na pewno nie spodziewał się usłyszeć nazwiska tego skurwysyna. - Nie mówisz poważnie, V - prychnął, niedowierzając własnym uszom, ale śmiech Nathaniela daleki był od jakiejkolwiek formy rozbawienia. Przepełniony był złowróżbną nutą, która eskalowała z każdą sekundą. - Pierdolony sukinsyn! - Syknął i wstając potrącił dłonią stolik, byleby tylko wyładować na czymś swój gniew. - Miał się trzymać od ciebie z daleka, a ty... Ty... - Stanął przed Diviną, wpatrując się w jej skruszoną sylwetkę i czując, że jego wściekłość zaczyna ustępować uczuciu bezradności, a zaś to frustrowało go jeszcze bardziej. - Po chuj kontaktujesz się z tym śmieciem? Przecież o mały włos ciebie nie zabił! - Warknął, a czując, że wpatrywanie się w nią go paraliżuje, odszedł kilka kroków. - Telefon, gdzie masz ten pieprzony telefon? - Zapytał po chwili z jawną chęcią zabranie Norwood urządzenia i zniszczenia go, aby ta już nigdy więcej nie mogła skontaktować się z Dickiem, który w oczach Hawthorne'a powinien być już dawno martwy.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
W niczym nie byli do siebie podobni i miała wrażenie, że Nathaniel nawet nie próbował udawać, że nie jest złym człowiekiem, ale dla niej naprawdę potrafił być delikatny. Mógł przeklinać, wywołując w niej wówczas nieprzyjemne dreszcze, a mimo to jej uwagę bardziej przykuwało wówczas, że potępiał ludzi za to, że oni potępiali ją. Nie powinna mu na to pozwalać, ale myśl, że tym samym chciał dla niej dobrze, była kusząca. Tak samo kusząca, jak jabłko w Edenie, czuła to w kościach, ale nie mogła być silniejsza od pierwszych ludzi, była tylko człowiekiem. Zastanawiała się też, czy zakazał swoim ludziom rozmawiać z nią dlatego, że się ich bała, czy może z innego powodu i już od dłuższego czasu gryzła się z zamiarem zapytania, ale też jak zawsze, były w niej te obawy, czy może w ogóle oczekiwać od kogoś jakiś informacji.
Chociaż początkowo wyjście do ogrodu mogło się zdawać miłą okazją do rozmów, szybko okazja ta została stracona, a Divina zaczęła obawiać się konsekwencji. Nawet tego, że Nathaniel zaraz ją wyrzuci i chociaż wiedziała, że będzie musiała odejść i nie pragnęła mu się narzucać, to w tej chwili taka możliwość wydawała jej się naprawdę przerażająca. Póki co jednak nie kazał jej przepraszać i mówił, że nie był zły, ale czuła, jak atmosfera i jego humor się zmieniają.
- Nie powiedziałam niczego, co mogłoby panu zaszkodzić... - zauważyła, bo tak zrozumiała pytanie Hawthorne'a i chyba nawet zabolała ją myśl, że mógł ją o to posądzać. Było to jednak dziwne, bo przecież kiedyś by się tym nie przejęła. Nigdy się tym nie przejmowała. Tym, jak odbierali ją inni. Dlaczego więc nagle perspektywa tego, że Nathaniel mógłby sądzić, że Divina mu szkodzi, była dla niej tak wstrętna i przerażająca? Przecież nie był dobrym człowiekiem, a mimo to przyłapała się na tym, że chciała aby rozumiał, że mu nie zaszkodzi. Pod naporem jego słów przyznała się do tego, z kim rozmawiała i chociaż nie spodziewała się pozytywnej reakcji, to ta i tak mocno ją zaskoczyła. W pierwszej chwili, gdy prychnął, nie powiedziała nic, a potem krzyknęła zaskoczona, gdy nagle się poderwał trącając stolik, a wraz z nim kilka rzeczy, które się na nim znajdowały. Głos ugrzązł jej w gardle i prawdę mówiąc, gdy czuła, jak nad nią stał, spodziewała się czegoś strasznego. Nagłego uderzenia bólu, szarpnięcia, czegokolwiek. Tego ją nauczyło życie, więc skuliła się jeszcze bardziej, trzęsąc już cała.
- Telefon został w sypialni - jęknęła, bo nie korzystała z urządzenia prawie wcale. - On jest uzależniony od narkotyków... wtedy, gdy mnie pobił, wziął coś. Wiem, że to nienajlepsze usprawiedliwienie, ale przeze mnie zawsze wszystkich spotyka krzywda i chciałam chociaż raz zrobić coś dobrego, pomóc mu jakoś - zaczęła się tłumaczyć, mówiąc mu wszystko, jak na spowiedzi. Poza tym była jeszcze jedna kwestia i już czuła, jak oczy wypełniają jej łzy. - No a potem był ten postrzał... i tylko on mnie szukał. Ja się nigdy nie żalę, nie roztrząsam swojego losu, ale... nikt mnie nie szukał. Gdyby pan zginął, wie pan ile ludzi by się tym przejęło? Ile by przynajmniej o tym mówiło? O mnie nikt... - zachłysnęła się powietrzem, próbując nieco się uspokoić. Nie była zbyt rozmowną osobą, ale przy nim uczyła się wypowiadać znacznie więcej swoich myśli na głos, niż zwykle. - No i on... no i on... on... - próbowała zapanować nad oddechem, ale miała wrażenie, że musi mówić szybko, a łzy i strach nie sprzyjały temu wszystkiemu. - On myślał, że pan mi coś zrobił... a pan mi pomógł i dzięki panu w ogóle żyję. Musiałam mu powiedzieć, że dzięki panu jestem bezpieczna, bo inaczej zrobiłby krzywdę albo panu albo sobie - całe ramiona jej podrygiwały od spazmów, ale nie hałasowała przy tym, nie było to wcale widowiskowe, bo akurat co, jak co, ale sztukę rozpaczania w ciszy miała opanowaną do perfekcji. - Mówiłam tylko, że jest mi dobrze i że mam budyń i łóżko - trochę już się pogubiła w tej wypowiedzi, ale była gotowa powiedzieć teraz wszystko, nie po to, by uchronić się przed jego złością, to nie miało znaczenia. Była gotowa powiedzieć wszystko, aby nie stracić tego, co mieli. Tego, czego nie znała i nie umiała nazwać, ale co od kilku dni wypełniało jej codzienność. Drobne gesty, spokój, który czuła, kiedy był obok i czytał książkę, to, że opowiadał jej o sobie i prosił, by i ona mówiła na własny temat. Jedyne czego pragnęła, to tego nie stracić.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Chciał wierzyć Divinie na słowo odnośnie tego, że nie powiedziała nic co mogłoby mu zaszkodzić. Potrzebował jednak więcej informacji, a przede wszystkim wiedzieć z kim prowadziła tą rozmowę. Oczywiście, ostatnim o co by ją podejrzewał to próba wpieprzenia go w jakieś gówno, bo mimo wszystkiego co jej zrobił i co o nim wiedziała, czuł że między nimi wiele się zmieniło od pierwszego spotkania, gdy przesłuchiwał ją brutalnie w brudnej piwnicy. Przynajmniej on zmienił się wobec niej diametralnie, ale nie był ślepy, ani głupi, aby nie dostrzec tego jak i Divina patrzyła na jego osobę inaczej. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal nie pojmował tego jak widziała świat i dlaczego tak przemożnie chciała dostrzegać w każdym dobro. Owszem było to z jego strony niesamowitą hipokryzją, bo przecież nosił na swoich barkach okrutne grzechy, a ona jednak mu wybaczyła, pozwoliła, aby się do niej zbliżył, dała szansę... Szansę, której on nigdy by nikomu nie dał, a już na pewno nie komuś takiemu jak Richard Remington. Samo brzmienie tego nazwiska wywoływało w Nathanielu furię, a co dopiero słuchanie o tym jakim to nie istotnym człowiekiem nagle stał się w życiu Norwood.
- Powiedz jeszcze raz, że to twoja wina, że ten skurwiel ciebie pobił, a odstrzelę mu łeb jeszcze dzisiaj - warknął. Nie lubił słuchać gdy obwiniała się o czynny innych, ale istne wkurwienie wezbrało w nim, gdy swoją postawą starała się usprawiedliwić tego ćpuna. Wiadomym było, że Nate patrzy na Dicka przez pryzmat własnych doświadczeń, a więc nikłe były szanse, aby cokolwiek co mówiła V do niego docierało, bo miał wyrobioną opinię na temat tego człowieka i nic nie mogło jej zmienić. - Ja bym się przejął - rzucił oschle, ale przecież wiedział, że nie o to w tym chodziło. Divina była tak zniszczona przez ludzi wokół siebie, że naiwnie lgnęła do każdego, kto okazał jej chociaż cień miłosierdzia. On sam był tego najlepszym przykładem, ale usprawiedliwiał się tym, że ostatecznie faktycznie zależało mu na tej dziewczynie, bardziej niż na kimkolwiek innym. - W dupie mam co on... - Burknął, ale nie umiał dokończyć, bo łzy Diviny były ciosem poniżej pasa. Nawet jeśli Nate sądził, że miał prawo do okazania swojego gniewu, nigdy nie chciał, aby ten spowodował u Norwood taką reakcję. Wcześniej, gdy bywał przy niej agresywny, zwykła nie okazywać żadnych emocji, niczym posąg... Dopiero w chwilach, gdy jego gniew skupiony był na postronnych osobach, głównie Dicku, Divina wybuchała płaczem, lamentując nad losem tych, których Nathaniel celował. - Chuja by zrobił - rzucił szorstko, ale o wiele spokojniej niż kilka sekund wcześniej. Niestety nie był człowiekiem, który widząc łzy, nawet te na policzku V, nagle upadłby na kolana przepraszając i starając się je powstrzymać. Zamiast tego, zszedł nieco z tonu, opanował wkurwienie na tyle, aby móc skupić się na odpaleniu papierosa i po kilku nerwowych krokach ponownie stanął przed dziewczyną.
- Skąd wiedziałaś, że się o ciebie martwił? - Zapytał, bo przecież gdyby miał jej numer już dawno mógłby do niej się odezwać, a to ona wykonała telefon. Chciał więc wiedzieć jakim cudem informacje o Dicku dotarły do niej. - I powiedz mi, po cholerę w ogóle się z nim kontaktowałaś po tym co ci zrobił? - Te słowa wypowiedział znów, nieco bardziej stanowczym głosem, ale zamiast górować nad Diviną, przykucnął tuż przy krawędzi fotela i spojrzał w jej oczy, uprzednio zmuszając gestem dłoni, aby uniosła na niego wzrok.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Zadrżała cała, kiedy pogroził jej odstrzeleniem głowy Richardowi, bo chyba podświadomie czuła, że nie powinna sprawdzać, czy rzucał słowa na wiatr. W takich chwilach przypominała sobie, jaki potrafił być przerażający. Może nie dla niej, ale w zasadzie gdyby był taki właśnie dla niej, byłoby jej łatwiej to znosić. O wiele prościej przyjmowała własne cierpienie, niż cudze, bo przy cudzym dochodziły jeszcze wyrzuty sumienia względem tego, że nic nie zrobiła, a nawet przyłożyła się do pogorszenia sytuacji. Nie odpowiedziała więc nic, by jeszcze bardziej go nie rozwścieczać.
- Wierzę w to, dlatego na pańskim dobrze też mi zależy - mruknęła ciszej, z jakaś troską w głosie, nawet jeśli jego uwaga była oschła. Faktycznie zaczynała wierzyć w to, że gdyby zginęła, on by się przejął. Nie rozumiała dlaczego by to zrobił, dlaczego go obchodziła, ale nawet tak niedoświadczona widziała, że był dla niej dobry w chwilach, w których nie musiał, a już na pewno nic z tego nie miał. Próbowała więc mu to wszystko wyłożyć i nie chciała płakać, ale perspektywa tego, jak wszystko między nimi się sypało, za bardzo ją dobiła. Zauważyła, a raczej wyczuła po głosie Nathaniela, że i on się zmieszał, bo słów nie rzucał już w zburzeniu i z taką częstotliwością. Chwilę, w której między nimi zapanowało milczenie, przerwane zaciąganiem się papierosem, wykorzystała, by jeszcze bardziej zapanować nad oddechem. Wzroku jednak bała się podnieść, a kiedy zapytał o to skąd wiedziała o tym, że się martwił, zadrżała delikatnie, bo nie chciała wciągać w to wszystko kolejnej osoby. Nie wiedziała w zasadzie co miała mu powiedzieć. Serce jej waliło i ociągała się ze słowami, a wtedy dostrzegła, że przykucnął przed nią i nim zdążyła zrobić cokolwiek, podniósł jej twarz na tyle, by musiała spojrzeć w te jego niebieskie oczy. Jej własne były załzawione, a przy tym w chwilach takich jak ta, zwykle unikała kontaktu wzrokowego. Teraz już nieszczególnie mogła, więc jeszcze przez kilka uderzeń serca, po prostu na niego patrzyła, raz po raz poruszając się przez dreszcze wywołane płaczem, który poza łzami i tymi ruchami, nie objawiał się za bardzo. Nie był to żaden lament, czy widowisko.
- Pani Campbell spotkała go, jak mnie wołał przed Shadow i prosił się o kłopoty - powiedziała mu prawdę, bo nie chciała nigdy go okłamywać. Nie była jedną z wielu oszustów, których pewnie w życiu Hawthorne'a nie brakowało. Jego kolejne pytanie było nawet trudniejsze i kiedy próbowała znaleźć na nie odpowiedź, broda zatrząsała jej się tak strasznie, że musiała przygryźć poliki od środka, ale to nie pomagało i kolejne łzy spłynęły po jej twarzy. - Bo się bałam... o niego i o to, że przeze mnie zrobił pan coś strasznego. Wiem, że mnie pan obronił, ale nie chcę, żeby dla mnie pan sobie szkodził - odpowiedziała i pod wpływem tych słów, nawet jeśli była przerażona, uniosła swoje rozedrgane palce i złapała za jego dłoń. - On zaczął brać po tym jak mnie poznał... ale mówił, że rozmowa ze mną pomaga mu być czystym i... jeśli to tak zostawię, to będzie tylko dowodem na to, że naprawdę przynoszę nieszczęście, więc pomyślałam... że może mogłabym mu pomóc i... i uwierzyć, że mogę coś dobrego - zakończyła, nadal trzymając jego dłoń. Okryła ją własnymi palcami, jak cenny skarb, przytulając, ale bardziej ostrożnie, niż nachalnie, gdzieś w okolicach własnych obojczyków. Chyba liczyła, że jeśli go tutaj utrzyma, to może w taki sposób pomoże mu się nieco uspokoić.
- Nie chcę, żeby się pan tak przeze mnie denerwował - wyszeptała zgodnie z tym, co czuła, patrząc mu prosto w oczy, jak sobie tego życzył, chociaż kilka razy wzrok próbował jej uciekać niżej, gdziekolwiek.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Pożałował, że nie skończył z tym psem tamtej nocy, gdy spotkał go w dokach, znęcającego się nad Diviną. Każdemu z nich wyszło by to na dobre; on miałby problem z głowy, Divina przestałaby się umartwiać, a Dick marnować życie swoje i innych. Z drugiej strony wierzył, że Norwood nie będzie szukała kontaktu z Remingtonem, bo przecież słyszała jaką groźbę wystosował wobec niego Nate. Najwyraźniej to nie poskutkowało, bo jak się okazuje za jego plecami urządzali sobie pogawędki, oczywiście Hawthorne pojęcia nie miał o jakiś tam ich spotkaniach na herbatkę, pewnie tego by nie zniósł.
- Pojeb... Co go w ogóle tknęło, aby nagle zacząć ciebie szukać. Miałaś przecież więcej z nim nie rozmawiać - prychnął, nieświadom tego jak wiele drobnych szczególików umknęło jego wiedzy. Poza tym zaskoczyła go informacja o Pearl, pojęcia nie miał, że nawet blondynka była wmieszana w to gówno. - A z Pearl porozmawiam potem... Ona dała ci jego numer? - Dopytał tylko dla jasności, bo chociaż Divina nie mówiła wprost, Nate potrafił doszukać się informacji między wierszami.
Był wściekły, ale rozpacz i smutek jakie ogarnęły V sprawiły, że Nathaniel powściągnął swoje gniewne zapędy. Nadal był gotów wsiąść w samochód i odbyć z Dickiem jego ostatnią rozmowę w życiu, ale ostatecznie uznał, że szkoda na tego ćpuna jego czasu. Divina była bezpieczna z dala od niego, a jej telefon zawsze mógł zostać nagle wyłączony, skutecznie uniemożliwiając kontakt między nią, a tym skurczybykiem. - Szkoda twoich nerwów na takiego śmiecia jak on - fuknął, bo oczywiście nie pojmował tego dlaczego Divina bała się o Dicka, nie lubił też słuchać o tym jej miłosierdziu wobec innych i staraniu się, aby nie popełniali oni grzechów... Chuja wiedziała o świecie, a ten kpił z jej dobroci i naiwności przez co całe życie spędziła czując się gorszą od innych, niezasługującą na nic, przeklętą... - Był ćpunem na długo zanim ciebie poznał, V - warknął, bo znów oskarżała siebie o coś czego nie zrobiła. - Sam spierdolił sobie życie i sam powinien je poukładać, a nie wpierdalać w to gówno jeszcze ciebie - wysyczał, ale gdy dziewczyna zacisnęła palce na jego dłoni, ponownie spuścił z tonu. Odetchnął głębiej, aby uspokoić poszargane nerwy i wyciszyć buzujące emocje. Starał się skupić na tym przyjemnym geście jakim obdarowała go Divina, nawet jeśli okoliczności mu sprzyjające ciężko było zaliczyć do tych pozytywnych. Nate jednak nie przywykł do okazywania sobie bliskości w taki podniosły i delikatny sposób, stąd też ilekroć działo się między nimi coś takiego, poświęcał temu o wiele więcej uwagi niż innym sprawom. - V, nawet nie wiesz ile dobrego już zrobiłaś... - mruknął, pozwalając na to, aby przytuliła się do jego ręki. Samemu drugą dłonią otarł łzy spływające po jej bladych policzkach. - I nie denerwuję się przez ciebie, a o ciebie, V - wyjaśnił, bo była to znacząca różnica. - Chcę ciebie chronić, a co za tym idzie nie mogę pozwolić, aby ktoś taki jak Remington kręcił się wokół ciebie, rozumiesz? - Pokręcił lekko głową, po czym na kilka sekund utkwił spojrzenie gdzieś daleko w horyzoncie, w myślach szukając rozwiązania tej okropnej sytuacji. I jakkolwiek by nie chciał, jego empatia nie umiała sięgnąć Dicka, a co za tym idzie znał tylko jedną solucję. - To był ostatni raz jak skontaktowałaś się z tym człowiekiem. I spokojnie, zadbam o to, aby on także się o tym dowiedział - rzucił więc, oschle i dobitnie, bo naprawdę nie miał zamiaru po raz kolejny podejmować tematu tego ćpuna. - W przeciwnym razie naprawdę sprowadzić na niego nieszczęście, V - dodał na sam koniec groźbę, czyli swoją ulubioną formę wypowiedzi, po czym uwolnił dłoń z uścisku Diviny i z czułością kompletnie nie pasującą do tych słów, potarł jej polik.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Wiedziała, że Nathaniel sobie nie życzył, aby utrzymywała kontakt z Richardem, ale niestety nie mogła przystać wówczas na jego warunki. Nigdy też nie spodziewała się, ze wyląduje w takiej sytuacji, jak teraz... praktycznie całe życie była sama i nikt jej nie rozliczał z podjętych decyzji, a teraz nagle wszystko było o wiele bardziej złożone. Nie wiedziała z ramienia jakiej władzy Nathaniel oczekuje od niej posłuszeństwa, ale też przez to, w ilu kwestiach jej pomógł, nie potrafiła otwarcie tego ignorować.
- Dała, ale przecież ona nawet nie wiedziała, że robi coś co mogłoby się panu nie spodobać - wolała to zaznaczyć już teraz, nie chcąc ściągać na niewinną blondynkę jeszcze więcej gniewu gangstera. No, a przy tym mogła pominąć jego wcześniejszą wypowiedź, nie wspominając o tym, że faktycznie się spotykali w tajemnicy. Patrzyła na niego po prostu tymi swoimi załzawionymi oczami, raz po raz podrygując przez płacz lekko. Może gdyby miała większe poczucie humoru, uznałaby za zabawne to, co powiedział, skoro to on się denerwował, a podobno to jej nerwów było szkoda. Chciała po prostu by było dobrze, by znów był taki, jak wcześniej, zanim nie dowiedział się o telefonie i zanim ona nie wiedziała o tym, że będzie miała ochroniarza. - Ale ja sama zaoferowałam mu pomoc. Nigdy nie obiecał pan nikomu czegoś, czego chciał pan dopełnić mimo przeciwności? - zapytała, czując, że się nieco uspokoił. Może nie jakoś bardzo, ale przez myśl przeszło jej, że to ze względu na jej gest i cóż... mimo tych okoliczności rozlało to się jakimś ciepłem po jej ciele, perspektywa, że nie tylko potrafi go rozgniewać, ale może i trochę wyciszyć. Uniosła nieco brwi, zaskoczona jego słowami. - A zrobiłam? - zapytała, nie widząc wcale jakiś wielkich dokonań na tym polu ze swojej strony, ale nie wspomniała o tym, bo zaskoczyło ją to, że otarł jej łzy. Zaskoczyło i cóż... skłamałaby mówiąc, że nie było to w pewien niezrozumiały dla niej sposób przyjemne. Na moment może i ona nieco się rozkojarzyła, zapominając o dyskusji, a skupiając na tym, co zrobił, a co - jak wiele podobnych gestów z jego strony - było dla niej nowością. Poza tym serce jej tylko zabiło mocniej, gdy przyznał, że chce jej chronić. Tak bardzo nie rozumiała dlaczego to dla niej robił, ale też była jedynie człowiekiem i to takim, o którego nikt nigdy nie dbał, więc... więc skłamałaby mówiąc, że te słowa nie miały nad nią pewnego panowania. Kiedyś, kiedy widziała w nim tylko zło, łatwiej było im się opierać, ale teraz, gdy ocierał jej łzy, nie potrafiła im nie zawierzać. - Ale przecież jestem tutaj naprawdę bezpieczna... dzięki panu - dodała dwa słowa, by nie myślał, że tego nie docenia, a też dlatego, że mimo względnego spokoju, czuła się tak, jakby stąpała po polu minowym. Robiła jeden krok w przód i dwa w tył, o czym przekonała się w chwili, w której Nathaniel wymyślił rozwiązanie, kompletnie mijające się z tym, na co mogła liczyć Divina. Rozchyliła delikatnie usta, nie wiedząc, co ma zrobić. Z jednej strony jego dłoń na jej poliku była tak czułym gestem, jak nic, co znała, a z drugiej słowa... dość okrutne. No i ona, gdzieś pomiędzy potrzebą takich gestów, a rozgniewaniem go wspomnieniami o Richardzie.
- Ale to jedyny człowiek, który poza panem chce mieć ze mną coś wspólnego - jęknęła, przykładając dłoń do wierzchu jego dłoni, jakby się bała, że w przeciwnym razie zabierze swoją własną. - Ja wiem, że pan nie wierzy, ale mnie uczono wybaczać... - trochę panikowała, ale przecież wiedziała, że nie jest już dla niej tym samym okrutnikiem, co kiedyś. Przywiózł ją tu, opiekował się nią, był dla niej dobry i chociaż sam nie chciał się do tego przyznać, to ona była dowodem na to, że miał w sobie ludzkie odruchy. - A jak on z rozpaczy ze sobą skończy? - tego bała się najbardziej. - Nie chcę już mieć niczyjej krwi na rękach, z cudem udało mi się uniknąć sytuacji, w której miałam na nich pańską - zadrżała, bo chociaż postrzał był tak daleko, zdawał się być wspomnieniem z innego życia, to wiele razy wyobrażała sobie z przerażeniem, że nie dobiega na czas, że mija się z pociskiem i ona nie wiedziałaby co robić, jak go ratować. - Proszę mi pozwolić mu pomóc... - dodała ciszej, drżącym głosem, modląc się z całych sil, by się na nią nie denerwował. Zabawne, ale naprawdę nie chciała go zawieść i chyba rzeczywiście zaczęło zależeć jej na tym, jak ją postrzegał, a to... to już w ogóle było czymś nowym.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Trzeba przyznać, że Pearl naprawdę posiadała dar do wpierdalania się nieświadomie w kłopoty, a już w szczególności, gdy planowała w czymś pomóc, albo zrobić coś dobrego. W każdym razie słowa Diviny niekoniecznie usprawiedliwiały dokonania Campbell w oczach Nathaniela, ale ten póki co nie przejmował się blondynką, bo przecież miał o wiele większy problem w postaci Richarda Remingtona.
- Ten ćpun nie zasługuje na żadną pomoc, a już na pewno nie od ciebie - warknął wściekły, bo co innego spełnianie obietnic, a co innego narażenie życia dla jakiegoś śmiecia. Nathaniel najzwyczajniej w świecie bał się, że ten człowiek może ponownie zagrozić Divinie, bo przecież był nieobliczalny i w oczach Hawthorne'a niereformowalny. Poza tym... Gdzieś tam głęboko uznawał, że skoro Norwood potrafiła wybaczyć Dickowi, to miłosierdzie i dobroć jakimi obdarowywała i jego, nie były niczym wyjątkowym. On, Nate, nie był wcale różny od jakiegoś tam ćpuna, który o mały włos nie zakatował jej na śmierć. Ta myśl, której nigdy nie miał zamiaru zdradzać, tylko podsycała w nim płomień nienawiści i wściekłości względem Richarda. - Niewiarygodnie wiele, V - mruknął, ale nie miał zamiaru wymieniać jej teraz wszystkiego tego co dla niego zrobiła, jak go zmieniła, jak pozwoliła mu odnaleźć spokój, którego nie czuł od wielu lat. Nawet jakby chciał to gniew, który odczuwał skutecznie mu na to nie pozwalał, przysłaniając negatywnymi emocjami wszystkie inne. - I tak niech pozostanie - dodał, mając nadzieję, że tym samym zmierzają ku końcowi tej rozmowy, ale Divina dopiero zaczęła podążać ku temu, co od początku chodziło jej po głowie. Gdy Nate starał się za wszelką cenę odsunąć ją od Dicka, ona myślała tylko o tym jak znów móc mu pomóc. Słuchał więc tego co miała do powiedzenia i nie przerwał jej ani razu, chociaż chciał jej wielokrotnie. Chociażby w chwili, w której mówiła o obawie o samobójstwo Richarda, Nathaniel z chęcią powiedziałby jej, że dla wielu przyniosłoby to ulgę i szczęście. Nie mógł jednak zdobyć się na tę podłość, ale nie z uwagi na Remingtona, a Norwood, siedzącą przed nim z załzawionymi oczami, bolącym sercem i istnym błaganiem wypisanym na twarzy. Nate dobrze wiedział, że gdyby tylko chciał mógłby raz na zawsze zakończyć tę jej fascynację Dickiem. Nie zrobił jednak tego, gdy miał okazję i nie zrobi tego teraz, bo cierpienie Diviny było dla niego o wiele trudniejsze do zniesienia niż myśl o tym chuju jaki ją prześladował.
- Jak mam ci pozwolić pomóc temu ćpunowi? - Westchnął zrezygnowany i faktycznie, ku obawie dziewczyny, zabrał swoją dłoń z jej policzka. Nie ruszył się jednak, nie wstał, ani nie zmienił pozycji. Przyglądał się jej przez kilka chwil, widząc w jej smutnych oczach więcej odpowiedzi niżby chciał znać. - Chcesz z nim utrzymywać kontakt... - Mruknął, spoglądając do boku, aby po chwili zamknąć powieki i odetchnąć głębiej kilka razy, aby nie pozwolić wkurwieniu przejąć nad sobą kontroli. - Nie rozumiem ciebie, ale skoro potrzebujesz tego... Tylko boję się, boję się o to, co to ścierwo może ci zrobić - dodał, po czym wtulił głowię w ciało Diviny, zamykając ramiona za jej plecami. Nie lubił przegrywać, nie lubił ustępować i nie chciał tego robić. Czuł się przez to groszy, słaby, niewystarczający we własnych oczach i chyba właśnie dlatego, szukał schronienia w tej bliskości. Wszystko co chciał to chronić tę naiwną dziewuchę, ale z drugiej strony, może nie tylko to... Może jednak potrzebował także ją uszczęśliwiać, dawać to czego potrzebowała o co prosiła wprost i między wierszami. I skoro pomoc Richardowi miała znaczyć dla niej tak wiele, on po prostu nie potrafił jej tego odebrać.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Część niej chciała obstawać przy tym, że nie rozumiała podejścia Nathaniela Hawthorne'a. To było wygodniejsze, bardziej znane, a także bezpieczniejsze. W takim rozumowaniu nie znajdowała obaw, bo o ileż mniej ryzykownie jest sobie czegoś nie tłumaczyć, zamiast doszukiwać się znaczenia, które mogłoby okazać się nieprawdą. Tylko, że właśnie ta druga część niej, ta która od wielu lat nie dochodziła do głosu, od jakiegoś czasu nieśmiało podszeptywała jej pomysły, które rozsądek próbował z góry określać, jako absurdy. Takie, jak to, że może nie jest taki okropny dla Richarda jedynie z chęci bycia okropnym, a przez to, że faktycznie się o nią martwił może nawet bał w sposób, w jaki nikt nigdy tego nie robił. Może bał się tak bardzo, że popychało go to w te mroczne rejony, które z kolei przerażały ją, ale gdyby... być może, gdyby było to prawdą, a ona zapewniłaby go, że nie musi się obawiać, może wtedy i on nie wybiegałby tak daleko, może byłby spokojniejszy? Podobała jej się ta myśl, ale przerażała jednocześnie, bo mogło jedynie jej się wydawać, tym bardziej, że o osoby takie jak ona, nikt nie dba i nauczyła się żyć z akceptowaniem takiego stanu rzeczy. Była cieniem, a nie żadnym światłem. Mimo to odkąd się obudziła po śpiączce, wydawało jej się, że naprawdę nie jest już tą samą osobą, co kiedyś i to nie przez postrzał, a przez obecność Nathaniela.
- Nie powinno odmawiać się pomocy - nie zgodziła się z nim ostrożnie, jednocześnie zastanawiając się nad tym, czy naprawdę uczyniła jakieś dobro. Dla niego. Co ciekawsze... chciała, by tak było. Siedząc z nim tu teraz, po tym jak wcześniej wywrócił stolik, a teraz trwał przed nią, wierzyła, że mogłaby mu pomóc i on wcale nie musiał o pomoc prosić. Chciała to zrobić z samej siebie. - Nic mi już nie grozi - wyszeptała, jakby nadal się bała, że ją wyśmieje i w którymś momencie powie patrząc jej prosto w twarz, że wcale o to nie dba. Te obawy były w niej żywe, ale też pojawiała się jakaś odwaga, by delikatnie ryzykować, przesuwać granicę. Najwyraźniej nie było to takie głupie, skoro zamiast od razu ściąć jej słowa, dał im szansę, zadał pytanie, na które sam sobie odpowiedział, bo ona zawahała się odrobinę, kiedy zabrał jej dłoń, pozostawiając po niej jedynie ciepło na poliku. Poza tym... czy się zgodził, czy naprawdę się zgodził? Otworzyła szerzej oczy, tylko na moment, bo w chwili, w której się w nią wtulił, skamieniała, wstrzymując oddech na jakieś dwa, może trzy uderzenia serca. Nie znała czegoś takiego, takiej bliskości i ciepła rozlewającego się po ciele. Zawahała się na moment, jakby z obawy, że to zniszczy. Złapał ją, otoczył ramionami, a ona się nie bała i nie czuła, jak w pułapce. Wręcz przeciwnie. Trwała więc przez moment w ciszy, aż w końcu postanowiła zaryzykować, z sercem na dłoni, walącym z całych sił. Uniosła ostrożnie dłonie i delikatnie opuściła je na jego włosy, zaskoczona tym, jak miękkie były w dotyku. Wsunęła palce między kolejne kosmyki, gładząc je z niezwykłą starannością, ale i fascynacją, bo coś takiego robiła po raz pierwszy i to z człowiekiem, którego kiedyś jedynie się bała i potępiała.
- Niczego mi nie zrobi - zapewniła uspokajająco, bo chociaż to ona chwilę temu płakała, teraz czuła, że powinna pomóc wyciszyć się Nathanielowi, że jest w stanie to zrobić. - Obiecuję, że będę na siebie uważać - dodała i sama była tym zaskoczona, bo przez lata szukała raczej sposobności, jak odejść z tego świata, zamiast składać podobne deklaracje. Wiele zmieniło się w jej głowie i jeszcze sama sobie tego nie poukładała. - Dziękuję - w końcu powiedziała to, co wydawało jej się teraz najważniejsze, a kąciki jej ust uniosły się delikatnie. - Chciałabym się z nim spotkać i z nim porozmawiać, zobaczyć jak sobie radzi i... nie chcę robić tego za pana plecami. Wolałabym nie być też powodem pańskich zmartwień - mówiła dalej tym miękkim tonem, nie przestając gładzić go przy tym po włosach. Czerpała z tej chwili coś, czego jeszcze do końca nie rozumiała, ale co było po prostu przyjemne. - Wszystko jest dobrze - zakończyła wzdychając cichutko, a słowa te dla niej samej były jednocześnie naturalne i odkrywcze, bo przecież kiedy ostatnio wszystko było dobrze? Chyba nigdy.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie pamiętał kiedy ostatni raz przytulał się do kogokolwiek w takim bezradnym geście; szukając wsparcia i chwili wytchnienia. Prawdopodobnie wraz ze śmiercią Nellie, Nate pogodził się z tym, że pozbawiono go tak prozaicznych, słabych, ludzkich odruchów, aż do chwili, gdy Divina nie stanęła na jego drodze. Chociaż to wcale nie było tak oczywistym jak mogłoby się wydawać, bo znał tę dziewczynę od tak dawna, czuł wobec niej dziwną bliskość, której nie potrafił określić słowami, ale jednocześnie wszystko między nimi było tak niejednoznaczne i powściągliwe. Wtulając się w Divinę, w jej drobną, słabą sylwetkę, czuł jakby przełamywał jakieś tabu, przekraczał granice, za którymi nie wiedział jak powinien się poruszać. Przy czym, ta bliskość sprawiała mu przyjemność daleko głębiej sięgającą poza fizyczną sferę.
- Już robi - mruknął oskarżycielsko i markotnie, ale czując palce Diviny, delikatnie przesuwające się po włosach, Nathaniel nie potrafił skupić się na niczym innym. Przez kilka chwil chciał oddać się tylko temu błogiemu uczuciu, pochłaniając ją całym sobą. - To dobrze, ale wolę sam trzymać rękę na pulsie, dlatego masz Jaspera - wyjaśnił, gdy Norwood wspomniała o tym, że będzie na siebie uważać. Co taka krucha dziewczyna mogła zrobić, wobec brutalności jaka ją otaczała? Poza tym Dick już raz o mały włos jej nie zabił, jakim więc problemem byłoby dla niego dokończenie działa? - V... - Westchnął i chociaż nie chciał, przerwał tę przyjemną chwilę, bo co innego jakieś tam rozmowy telefoniczne Diviny i tego ćpuna, a co innego spotkania twarzą w twarz. - Po chuj? W sensie... Co ci to da, że go zobaczysz? - Prychnął i atmosfera między nimi ponownie diametralnie się zmieniła. Ze złością i przykrością, Hawthorne wstał, odsuwając się od Diviny, a w jego ustach od razu znalazł się papieros. - Nic nie jest dobrze - burknął, bo obraz Remingtona znów pojawił się w jego głowie przyprawiając Nathaniela o mdłości.
Naprawdę nie chciał zgadzać się na to, aby Divina spotykała się z tym śmieciem, a z drugiej strony bał się, że jeżeli jej zabroni to ta głupia, naiwna i dobroduszna pannica będzie kombinowała na różne sposoby, aby jakoś się z nim spotkać. Nate zdecydowanie wolał już trzymać rękę na pulsie i być pewnym, że Richard nic nie zrobi dziewczynie, aniżeli zamartwiać się, czy faktycznie nie odnajdzie jej zwłok zmaltretowanych przez tego chuja w jakimś narkotycznym szale.
- Poczekamy aż wydobrzejesz i wtedy powrócimy do tematu - oznajmił oschle, a chociaż z chęcią powrócił by do tych chwil, gdy czuł jej delikatny dotyk na swoich włosach, już nie potrafił. Był za bardzo wkurwiony o sprawę Dicka, aby móc ponownie pozwolić sobie na taką chwilę zapomnienia. Tym bardziej, że już zgodził się na to, aby Divina utrzymywała z nim relację, a teraz okazywało się, że jeszcze chciała go spotkać. - Tak czy siak, musisz być świadoma tego, że nie pozwolę ci się z nim widzieć na osobności. Możesz być o to na mnie zła, możesz tego nie rozumieć, ale temu człowiekowi ufać nie wolno. Nie będę ryzykował twoim zdrowiem, bo ten chuj tak chce... Jak już się z nim spotkasz to tylko w obecności kogoś jeszcze, Jaspera zapewne, bo ja nie dam rady nie zajebać tego ścierwa jak go spotkam - wyznał, co siedziało mu na duszy i miał nadzieję, że po raz kolejny nie będzie musiał się powtarzać. Poza tym wierzył, że nim Divina wyzdrowieje na tyle, aby z kimkolwiek się spotkać, minie jeszcze sporo czasu i może Remington znów zacznie brać, albo odjebie coś innego, przez co Norwood przejdzie ochota na jakiekolwiek widzenia z nim.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ