właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#23

- Chodź słoneczko, daj jej spać - powiedziała Gin, która wstała dość wcześnie i wychodząc z pokoju ogarnęła, że biedna Jello siedzi pod drzwiami do pokoju Paxton. Blackwell zauważyła, że Eve wróciła wczoraj dość późno i w sumie to nawet była ciekawa co się stało, że tak zabalowała! No i trochę się też martwiła, że napadł ją ten pojebany nekrofil dlatego czekała z zaśnięciem, aż będzie pewna, że Paxton zjawiła się na farmie. Dopiero, gdy usłyszała, że kobieta jest cała i zdrowa to mogła ze spokojem zamknąć oczka i odpłynąć w spanko. O dziwo nawet się wyspała, co jak na Gin było sporym osiągnięciem, bo ona bardzo często jęczała, że za mało spała i później funkcjonowała jak zombie. Dzisiaj o dziwo, zapowiadało się całkiem nieźle! Wyszła z Jello na zewnątrz i chwilę poganiała z psiną, bo sama musiała też sobie jakiś mały trening zrobić. Niedługo będzie musiała wrócić do treningów na siłowni, a na chwilę obecną po prostu starała ćwiczyć gdzieś na miejscu. Bieganie z psem było przemiłą formą aktywności, a jednocześnie Gin czuła się bezpiecznie mając u swojego boku takiego psiego towarzysza.
Po całej zabawie zapaliła sobie jeszcze papierosa i dopiero wróciła do środka chcąc ogarnąć sobie kawę i właśnie wtedy zobaczyła Eve, która nie koniecznie wyglądała na zadowoloną. Blackwell już trochę ją znała wiec była w stanie określić takie rzeczy. Zastanawiała się czy była to tylko wina jakiegoś kaca mordercy czy stało się coś poważniejszego. - Hej, nieźle wczoraj zabalowałaś co? - Zagadała posyłając dziewczynie uśmiech. - Chcesz kawy? - Wolała zakładać, że ten dziwny vibe, który obecnie się unosił w powietrzu był wynikiem zmęczenia Paxton, a nie zapowiedzeniem jakiś większych kłopotów.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Przypadkowe wpadnięcie na Williama nie było przyjemnym doświadczeniem. W normalnych warunkach jego osoba przeszłaby Eve koło nosa. Ni ją mroził ni grzał. Był bo był. Czasami wpadali na siebie w pracy i to tyle. Nie był kimś, kim by się przejęła, ale mógł być jednonocnym dobrym kompanem do drinka. Niestety tak się nie stało, bo Henderson od razu zaczął wyciągać na wierzch szalone teorie, które wprawiły Eve nie tyle co w zakłopotanie a złość. Mężczyzna wysysał z palca niestworzone rzeczy i parokrotnie śmiał nazwać ją kłamczuchą. Na dodatek powiedział coś, co jeszcze bardziej zbiło Paxton z tropu a złość osiągnęła zenitu. Kazała mu spadać, bo miała szczerze dość jego towarzystwa, a potem.. nie miała do tego tendencji, ale się upiła. Przez wzgląd na pracę pijała jedno słabe piwo. Maksymalnie dwa i to dość rzadko. Ostatniego wieczoru jednak odpuściła sobie wszystko i zaszalała. Parę głębszych shotów, nietypowe spotkanie na moście i długi powrót do domu. Nie chciała tam wracać. Kochała swoją farmę, ale na myśl, że spotka tam Gin czuła kolejną falę złości. Mogłaby się z tym uporać. Wpaść do domu, obudzić wszystkich i wykrzyczeć Blackwell wszystko co myśli, ale w porę się powstrzymała.. a raczej powstrzymał ją paw, którego puściła do toalety.
Paląca w gardle żółć nie była przyjemna, ale ten paw uratował ją przed kacem gorszym od tego, z którym się obudziła.
Dłonią przetarła oczy niechętne witając dzisiejsze słońce, którego promienie przebijały się przez szpary między żaluzjami. Zajrzała pod cienką kołdrę dziękując samej sobie, że nawet po pijaku była w miarę ogarnięta i zdjęła brudne ubranie. Spanie w bieliźnie miało swoje plusy, chociaż jeszcze lepiej gdyby w ogóle jej nie miała a obok leżał ktoś chętny na poranne bzykanie. Nie, poprawka. W tym stanie to nawet Eve nie dałaby się tknąć. Za bardzo bolała ją głowa.
Ubrana w t-shirt i spodenki nad kolano ociężałym krokiem zeszła na dół. Trzy stopnie przed końcem zatrzymała się słysząc charakterystyczne uderzenia pazurów o podłogę oraz czyjeś kroki.
- Hej – odburknęła na powitanie Gin i wznowiła kroku kierując się ku kuchni. – Za dużo i za szybko – stwierdziła na temat wypitego alkoholu. Można pić dużo, ale powoli i przeciągając to w czasie. Niestety wczoraj Eve nie trzymała się tej złotej zasady. – Najpierw aspiryna i woda – odpowiadała zdawkowo lekko skacowana i zła na Blackwell za to co wydarzyło się wczoraj. Wyjęła szklankę z szafki i postawiła ją na blacie zbyt głośno, żeby to było normalne. Tak samo stało się z pudełkiem aspiryny. Nawet brane przez nią łyki wody były jakieś głośnie. Całą sobą wyrażała niezadowolenie i zarazem nie zależało jej na gracji. Była na to zbyt zmęczona.
- Spotkałam Williama – powiedziała, kiedy przełknęła aspirynę. Powinna poczekać aż zacznie działać, ale nie wytrzymała. - Twojego CHŁOPAKA Williama. – Musiała to podkreślić, żeby była jasność. Skoro Gin o nim nie wspominała to może trzeba było jej przypomnieć? Najlepiej wielkimi literami. – Miał mi dużo do powiedzenia i jeszcze więcej do zarzucenia. – Dopiero teraz odwróciła się tyłem do blatu i rzuciła Gin znaczące spojrzenie mówiące „I co ty na to?”

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Gin naiwnie sądziła, że ten skwaszony wyraz twarzy Eve jest związany tylko z za duża ilością alkoholu. Nie mogła się spodziewać niczego innego, dlatego sama była w raczej dobrym nastroju. Chciała jej jakoś pomóc i odwdzięczyć się za to, że może tutaj spędzić te kilka dni. Nic więc dziwnego, za pomyślała o tym, by jakoś pomóc Paxton w leczeniu kaca. - Powiem Ci to co mi zawsze mama mówiła... jak nie umiesz to nie pij - posłała kobiecie uśmiech, bo oczywiście był to tekst, który większość matek mówiło do swoich dzieci więc na bank Gin nie była w tej kwestii jakaś specjalna i oryginalna. - Usiądź zrobię Ci może herbatę miętowa - czasem pomagała na dolegliwości różnej maści, poza tym dobrze było rozgrzać żołądek, by nie brać tabletek tak na czczo. Można sobie było tym zniszczyć zdrowie.
Blackwell mocno się zdziwiła słysząc o tym kogo Eve spotkała w barze. Już teraz czuła, że będą kłopoty chociaż w sumie nie było to przecież jakos mocno istotne. Ona i William byli zamkniętym tematem odkąd przestał się do niej odzywać, a Gin się z tym pogodziła. Miał co chciał. Zaruchał i mu to wystarczyło. Blackwell powinna się już przyzwyczajenia do takiego przedmiotowego traktowania. - Pierwsze słyszę, że jest moim chłopakiem, dobrze wiedzieć - rzuciła z małą ironią, bo zawsze sądziła, że w związku ludzie się ze sobą kontaktują, rozmawiają godzinami i tak dalej. No i tutaj tak nie było
Zero kontaktu. - Fajnie, bo mi nie miał nic do powiedzenia najwyraźniej - wkruwila się trochę, że zamiast rozmawiać z nią to wolał zawracać dupę obcym ludziom..- Skąd Wy się w ogóle znacie? - To ja też ciekawiło.
Wzięła głębszy oddech i postanowiła podejść do Eve. Stanęła naprzeciwko niej i chciała mówić bardzo powoli i wyraźnie żeby do Paxton dotarło. - Ja i William to długa historia. Kochałam go, a on zabawił się moim kosztem żeby tylko poczuć się lepiej po rozwodzie. Nie rozmawialiśmy ze sobą chyba z miesiąc jak nie dłużej. Nie wiem skąd sobie ubzdurał, że po tym wszystkim jestem jakaś jego własnością czy, że jestem mu cokolwiek winna - nie rozumiała jego zachowania ale nie chciała żeby to miało jakiś wpływ na jej relacje z Eve. Chciała żeby były przyjaciółkami mimo wszystko i naprawdę była z nią szczera.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Wolałabym ostrygę preriową, ale nie mam soku pomidorowego. – Skwasiła się. Mogłaby zrobić napój bez tego, ale zawsze preferowała wersję z sokiem. Na pewno już kiedyś Gin widziała, jak Paxton wbija do soku surowe jajko, dodaje przypraw i Tabasco. Na pewno też krzywiła się na widok czegoś takiego, ale raz, kiedy sama była w najgorszym stanie, skusiła się na ów napój. Tylko raz, ale jednak. Zabawne, że ta co najmniej piła znała przepis na kacowy cud a Gin za nim nie przepadała (a pijała więcej, bo była szaloną dziką kocicą).
- On jest o tym święcie przekonany – Musiała to podkreślić zbyt zła, żeby od razu uwierzyć w zapewnienia Blackwell. Już sama nie wiedziała co było prawdą a zwłaszcza, czemu po drodze dostawało jej się rykoszetem od gościa, którego zdaniem Eve była najgorszą osobą na świecie bo mieszkała z jego dziewczyną.
- Raz pracowaliśmy się przy zaginięciu zwłok w wodzie. – To była żmudna trzydniowa praca. Nurkowie i policja to jedno, ale zaangażowano również Paxton wraz z Jello, którą wyszkoliła pod tym kątem. Było trudniej wytropić coś w wodzie, ale psy to potrafiły. Nie wszystkie i nie zawsze się udawało, bo to niezwykle trudna sztuka, ale wcale nie niemożliwa. Wiele osób było co do tego sceptycznych, ale przy tamtym zleceniu mocno się z dziwili.
- Miesiąc? Więc kiedy teoretycznie byliście razem to ja cię pocałowałam i prawie.. – Obie dobrze wiedziały do czego by doszło, gdyby nie Sue Ann, a raczej telefon od klienta. – Kurwa, Gin. Facet łazi po mieście i pierdoli, że jestem suką bo mieszkam z jego dziewczyną. – To ją najbardziej wkurzało. Sądziła, że po pijaku William był gotów gadać o tym dookoła zwłaszcza, że to właśnie pijany do niej podszedł. Może na trzeźwo myślałby nieco inaczej. – Ni chuja nie wiedziałam, o czym gada a on stwierdził, że jestem kłamczuchą. Że go kurwa wkręcam udając głupią. – Dbała o to, jak ludzie ją postrzegali. Zdania niektórych mogła mieć głęboko w poważaniu, ale jeżeli podobne słowa trafią do uszu kogoś dla niej ważnego, to będzie po ptakach. Nie chciała uchodzić za kogoś, kto zdradzał (bo nie zdradzała) i za kogoś, kto umyślnie przygarnął sobie czyjąś dziewczynę i jeszcze bezczelnie kłamał, że to nieprawda. Nie była taką osobą. – Co jeszcze, kurwa – Dzisiaj dużo przeklinała. – powie, że go okradłam albo że bzykam cię dla pieniędzy. – Jęknęła z rezygnacją i odeszła na bok, bo nie chciała stać blisko Gin. Była zła. Trochę na nią, ale bardziej na Williama. Niestety Blackwell dostawało się rykoszetem, bo najwyraźniej nie załatwiła spraw ze swoim facetem tak jak należało.

Gin Blackwell
ODPOWIEDZ