rzeźbiarko-farmerka — własna farma
28 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Rzeźbi, lepi garnki z gliny, a w międzyczasie stara się ogarnąć chaos, którym jest odziedziczona po dziadku farma.

[akapit]

OSIEM

Odkąd przeprowadziła się do Lorne Bay, za cel obrała sobie jak najlepsze poznanie tego miasteczka. Nie wiedziała o nim wiele, choć kiedy na krótko przed przeprowadzką wklepała tę nazwę w internetową wyszukiwarkę, odnalazła sporo legend i opowiastek na temat tejże miejscowości. Znacznie lepszym źródłem informacji okazała się także jej kuzynka, która powiadomiła ją choćby o tym, że pierwsze piątki miesiąca są tutaj pewnego rodzaju świętem. Nie bardzo wiedząc o co dokładnie chodzi, Gayla postanowiła dać temu szansę, w ten sposób kończąc jako jeden z uczestników tutejszej zabawy miejskiej, która polegała na wspieraniu lokalnych biznesów. Szczerze? Bawiła się w jej trakcie niesamowicie, a cała przyjemność z tej zabawy była tym większa, że ona naprawdę lubiła tego rodzaju przedsięwzięcia. Była też fanką wszelkiego rodzaju rzemiosła, dlatego w trakcie tego dnia skończyła z wielką torbą zakupów, które miały przystroić nie tylko jej nowy dom, ale także podwórko. Po całym dniu była więc nieco zmęczona, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Nagrodą za udział w zabawie okazał się kupon na darmowego drinka. Początkowo Gayla nie zamierzała robić z niego pożytku i wcisnęła go do tylnej kieszeni swoich spodni, kiedy wraz z nowymi nabytkami wracała do domu. Dopiero po pewnym czasie, kiedy dla części swoich zakupów znalazła już odpowiednie miejsce, zdecydowała się na to, aby dać temu wyjściu szansę. Doszła bowiem do wniosku, że to właśnie dzisiejszy dzień będzie idealną okazją ku temu, by poznać okolicznych mieszkańców, ponieważ w zabawie wzięło udział trochę osób, a skoro część z nich skończyła z podobnym kuponem jak ona, Farnham była przekonana, że teraz duży odsetek postanowi ten kupon wykorzystać. Nie zamierzała zatem pozostać w tyle, dlatego przebrała się, poprawiła nieco roztrzepane włosy, ale zanim zrobiła to wszystko, zajęła się jeszcze zapędzeniem kóz do ich domku. Co ciekawe, dziś poszło jej to zadziwiająco sprawnie, a kiedy się tym zajmowała, odruchowo już powiodła wzrokiem w stronę farmy Hainsworthów, jakby w nadziei, że zastanie tam Lindsaya, który odnotuje jej mały triumf. Tak się niestety nie stało, dlatego przed wyjściem towarzyszył jej pewien niedosyt, o którym jednak miała zapomnieć, kiedy już znalazła się w tutejszym barze. To właśnie tam cudem dopchała się do barmana, u którego zamówiła jeden z bardziej kwaśnych drinków, a kiedy go otrzymała, zaczęła rozglądać się za miejscem, w którym mogłaby przycupnąć. Choć wcześniej upatrywała się w tym wyjściu dobrej okazji do poznania kogoś nowego, teraz nie była już aż tak przekonana do swojego pomysłu, ponieważ był tu taki tłum, że niczego nie była w stanie dojrzeć.

Lin Hainsworth
sprzedawca / farmer — Basara
27 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
po części farmer, po części sprzedawca staroci i w pełni cynik
Rzadko zdarzało się, że w jego stałej miejscówce były aż takie tłumy, a jednak dziś Rudd’s Pub był oblegany do tego stopnia, iż ciężko było tam wcisnąć szpilkę, a co dopiero znaleźć wolne miejsce. W związku z tym Lindsay zmuszony był poszukać sobie innej knajpy, w której mógłby spędzić ten wieczór. Tak, po dłuższym spacerze, dotarł do dzielnicy Opal Moonlane, którą, jak dziś się przekonał, nie bez powodu nazywają kocim dystryktem. Był świadkiem kociej bójki, w której uczestniczyły nie dwa, nie trzy, a aż cztery futrzaki, wydające z siebie głośne odgłosy. Brunet postanowił ominąć je szerokim łukiem na wypadek, jakby postanowiły wplątać go w ten konflikt. Nie chciał zostać kocią ofiarą, tylko dotrzeć bezpiecznie do okolicznego baru, co w końcu mu się udało. I przyszedł tam w ostatniej chwili, zajmując jedno z niewielu pozostałych, wolnych miejsc, zanim dotarło tu jeszcze więcej ludzi i również tutaj zaczęło brakować przestrzeni. Na całe szczęście on już swoje miejsce miał i zaczął pisać do znajomych z pytaniem, czy ktoś może ma ochotę się spotkać. W międzyczasie popijał swoje pierwsze piwo, a kątem oka spostrzegł rozglądającą się postać, która wydawała się być znajoma. I gdy tylko podniósł spojrzenie, żeby lepiej się jej przyznać, od razu ją rozpoznał. Chwilę jednak wahał się, czy zaczepić ją, a może odpuścić, w końcu mogła z kimś tutaj być. Jednak gdy Gayla nadal stała w miejscu i wydawała się być zagubiona, doszedł do wniosku, że może odezwanie się do niej nie będzie najgorszym pomysłem, dlatego uniósł dłoń, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Gdy już spojrzała w jego kierunku, uśmiechnął się, a później odezwał. - Trudy tu nie znajdziesz - powiedział głośniej, żeby przebić się przez barowy hałas. Czy zapraszał ją do siebie? Owszem, właśnie dlatego wymownie zerknął na wolne miejsca przy swoim stoliku. Jeśli potrzebowała właśnie tego, mogła do niego dołączyć. Jeśli jednak po prostu rozglądała się za swoimi znajomymi, mogła go zignorować, ewentualnie odpowiadając tylko jakoś na jego zaczepkę. On na pewno pogodzi się z każdą z tych opcji, choć pierwsza brzmiała zdecydowanie bardziej kusząco, biorąc pod uwagę to, że był tutaj sam, a jego znajomi jeszcze się do niego nie odezwali. I kto wie czy w ogóle to zrobią? Mogli przecież mieć już jakieś plany na ten wieczór, z nim nikt się nie umawiał, był to spontaniczny pomysł z jego strony.

Gayla Farnham
rzeźbiarko-farmerka — własna farma
28 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Rzeźbi, lepi garnki z gliny, a w międzyczasie stara się ogarnąć chaos, którym jest odziedziczona po dziadku farma.
Czuła się tu odrobinę zagubiona. Choć jeszcze przed chwilą wydawało jej się, że przyjście tutaj było znakomitym pomysłem, teraz już nie miała co do tego pewności. Miała nadzieję, że kiedy będzie tu więcej ludzi, zdoła nawiązać jakieś nowe znajomości, a co za tym idzie, zacznie nieco lepiej odnajdować się w tym miasteczku, ale teraz nabrała przekonania, że nic z tego nie będzie. Pojawił się tu taki tłum, że ludzie zlewali się w jedną masę, a Gayla nie miała pojęcia, w którym miejscu powinna stanąć, aby ktoś zaraz nie trącił jej łokciem. Niby nie zapłaciła za swojego drinka, a jednak miała na niego ochotę i wolała, żeby przypadkiem nie wylądował na podłodze, albo, co gorsze, na czyjejś koszuli. Przez moment rozważała więc odwrót – kiedy odeszła od baru, obróciła się na pięcie i chciała wrócić na jeden ze stojących przy blacie stolików, ale okazało się, że ktoś zdążył sobie już to miejsce zaklepać. Odwróciła się więc w drugą stronę, jakby w poszukiwaniu ratunku i ten wówczas ją znalazł. Poważnie – nie mogła uwierzyć w to, z jaką skutecznością Lindsay pojawiał się akurat tam, gdzie ona ponosiła jakąś porażkę. Czy to jeszcze w ogóle powinno ją dziwić?
Wzniosła spojrzenie ku niebu i wygięła usta w krzywym uśmiechu, co miało sugerować, że nie była jakoś szczególnie z jego towarzystwa zadowolona. Gdyby się jednak uważniej przyjrzał (lub gdyby znał ją też wystarczająco dobrze), mógłby zauważyć, że przez ten grymas przebijał szczery uśmiech. Kiedy więc podeszła bliżej niego, nie zajęła od razu miejsca; najpierw po prostu przystanęła przy stoliku. - Zdecydowanie jej nie doceniasz - skwitowała, co w zasadzie nie mijało się z prawdą. Może i Trudy nie była zdolna do tego, aby zwiać na drugi koniec miasta i zaszyć się w barze, to jednak nie można odmówić jej tego, że często dawała Gayli popalić. Lindsay nie powinien mieć zresztą w tej kwestii wątpliwości – niejednokrotnie przecież to obserwował. - Czy jest w tym miasteczku chociaż jedno miejsce, w którym nie da się na ciebie trafić? - zapytała, po czym leniwie wślizgnęła się na krzesełko naprzeciw niego. Nie, nie miała nic przeciwko temu, aby spędzić ten wieczór w jego towarzystwie, nawet jeżeli początkowo planowała spędzić go inaczej. W tym tłumie i tak niczego by nie ugrała, a całe to zamieszanie, które panowało dookoła, utwierdzało ją tylko w przekonaniu, że znajoma buzia to dokładnie to, czego dzisiaj potrzebowała.

Lin Hainsworth
sprzedawca / farmer — Basara
27 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
po części farmer, po części sprzedawca staroci i w pełni cynik
Ta masa wokół była przytłaczająca również dla niego. Głównie dlatego, że w całym tym wielkim gronie, jakoś bardziej odczuwał samotność, która mu doskwierała. Nagle uderzyły w niego wszystkie emocje, z którymi nie znosił się mierzyć, dlatego na ogół dusił je w sobie. I teraz kontynuowałby to z przyjemnością, gdyby tylko miał czym zająć myśli. Z tego względu jemu to Gayla spadła z nieba, skoro jego znajomi zdawali się nie mieć dla niego czasu i nie odpowiadali na wiadomości od niego - o co, co warto zaznaczyć, nie miał do nich pretensji, rozumiał przecież, że mieli swoje życia. Poza tym, to, że nikt mu nie odpowiadał, straciło na znaczeniu w chwili, gdy jego sąsiadka najwyraźniej postanowiła dotrzymać mu towarzystwa, co założył po tym, że postanowiła ruszyć w stronę jego stolika. Obserwował to z zadowoleniem, przy okazji korzystając z okazji i omiatając ją spojrzeniem - rzadko miał okazję widzieć ją w wydaniu wyjściowym, a nie farmerskim, ewentualnie kąpielowym, heh. I może przez to nie przyjrzał się dobrze jej grymasowi i nie rozszyfrował go, a może nawet gdyby to zrobił, nie zdołałby go rozgryźć właśnie przez to, że nie znał jej wystarczająco dobrze. I wystarczająco nie starał się, żeby to zmienić. Może dzisiejsze spotkanie sprawi, że jednak będzie inaczej? - Aż tak się rozwinęła pod twoją opieką? - zapytał rozbawiony, sięgając po swoją szklankę, aby upić z niej łyk piwa. Chciał wypić je póki było chłodne, a przy tylu ludziach wokół i takiej temperaturze, długo takie nie pozostanie. Nim odpowiedział jej na następne pytanie, najpierw poczekał na to, aż zajęła miejsce naprzeciwko niego, wreszcie wyraźnie zaznaczając, że zamierzała skorzystać z jego propozycji i dotrzymać mu towarzystwa. Może nie okazywał tego jakoś szczególnie, ale cieszył się, że tak wyszło, bo również on potrzebował teraz jakiejś znajomej twarzy obok. - Przykro mi, ale nie. Jesteś na mnie skazana - odparł z pokerową miną, by podkreślić, że był śmiertelnie poważny. Trochę to rzeczywiście wyglądało tak, jakby nawet daleko od domu nie była w stanie uciec przed jego towarzystwem. Musiała jednak przyznać, że teraz wcale nie wyglądało to tak, jakby chciała przed nim uciekać, o czym właśnie pomyślał. - Chociaż tobie to nie przeszkadza, co? - poruszył zaczepnie brwiami. Czy próbował teraz zasugerować coś, co mogłoby wprawić ją w zakłopotanie? Być może, ale na pewno nie po to, żeby zniechęcić ją do spędzenia z nim tego wieczora. Lin wyłącznie się przekomarzał i właśnie to sugerował jego zadziorny uśmiech.

Gayla Farnham
rzeźbiarko-farmerka — własna farma
28 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Rzeźbi, lepi garnki z gliny, a w międzyczasie stara się ogarnąć chaos, którym jest odziedziczona po dziadku farma.
Wyobrażenie, jakie miała o życiu tutaj, nieco odbiegało od tego, jak prezentowało się ono naprawdę. Kiedy przeprowadzała się do Lorne Bay, wydawało jej się, że prędko zdoła się tu zadomowić, a przy okazji pozna też szereg osób, które pomogą jej w odkrywaniu tego miejsca. Wystarczyło jednak, że naprawdę się tu przeprowadziła, aby jej umysł ogarnęły pewne wątpliwości. Nie była już pewna, czy zdoła czegokolwiek się dowiedzieć, jeśli nie zrobi tego na własną rękę, a wszystko przez to, że poznawanie tutejszych mieszkańców nie szło jej wcale tak znakomicie. Większość czasu spędzała bowiem na farmie, która była znacznie oddalona od centrum miasteczka, zatem jedyne towarzystwo, jakie tam miała, to Hainsworth, który od czasu do czasu kręcił się gdzieś za płotem. Innych ludzi praktycznie nie widywała, a aby to zmienić, musiała wybrać się do centrum miasteczka, czego też nie chciała robić notorycznie, aby przypadkiem nie zaniedbać własnych obowiązków. Dziś, kiedy pozwoliła sobie na mały wyjątek od reguły, miała nadzieję, że naprawdę coś w tej kwestii ugra, ale wystarczyło, że rozejrzała się po wnętrzu baru, aby utwierdziła się w przekonaniu, że o nowych znajomościach mogła dziś zapomnieć.
Rzuciła mu wymowne spojrzenie, nawet nie próbując tego komentować. Wiedziała, do czego pił i nie mogła udawać zaskoczonej. Opieka nad kozami rzeczywiście sprawiała jej trudności, a one same mogły stać się przy niej jeszcze bardziej rozwydrzone – wszystko przez to, że w ogóle nad nimi nie panowała. - Cholera - zaklęła pod nosem, jakby rzeczywiście była niepocieszona z powodu tego, że raz po raz to właśnie na niego się natykała. Delikatny uśmiech, który błąkał się po jej twarzy, sugerował jednak coś innego. Odkąd wyzbył się tego tupetu, z którym przywitał ją na farmie dziadka, nie był wcale takim złym towarzystwem. - Próbujesz zasugerować, że chcę ciągle cię widywać? - dopytała, bynajmniej nie pesząc się na skutek jego pytania. Kiedy nie przyglądał się temu, jak obchodziła się ze zwierzętami, nie była wcale tak niepewna siebie. - Musisz mieć wysoką samoocenę - zauważyła, po czym sama sięgnęła po swoją szklaneczkę Uniosła ją ku górze i upiła kilka niewielkich łyków kolorowego drinka, jednocześnie bacznie obserwując bruneta. Naprawdę wydawało jej się, że pewności siebie mu nie brakowało, a dziś nie był to pierwszy raz, kiedy ją w tym przekonaniu upewnił. Szczerze? Trochę mu tego zazdrościła, ponieważ wydawało jej się, że nie było podłoża, na którym mógłby w siebie zwątpić. Ona, niestety, robiła to dość często.

Lin Hainsworth
sprzedawca / farmer — Basara
27 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
po części farmer, po części sprzedawca staroci i w pełni cynik
Życie na farmie nie jest lekkie. Obowiązków jest pełno i część z nich to cholernie niewdzięczna robota, która dodatkowo jest strasznym złodziejem czasu. Lin sporo na ten temat wiedział, też z dokładnie tego samego powodu nie miał nie wiadomo jak bogatego życia towarzyskiego. Jasne, nauczył się już lepiej wszystko ze sobą godzić, lata doświadczenia mu w tym pomogły, ale tak czy siak sporo czasu spędzał właśnie na farmie. Musiał ogarnąć zwierzęta, budynki, własnego ojca, a później jeszcze pójść do pracy w mieście. Cudem nazywał to, że wieczorami jeszcze miał chwilę na to, żeby czasami, dokładnie tak, jak dziś, wyskoczyć na piwo. Dużym plusem w jego przypadku było jednak to, że miał ten swój kącik na farmie, gdzie zaglądali jego znajomi, dzięki czemu mógł widywać się z nimi częściej, bo wtedy mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - czyli spędzić czas z nimi, a przy okazji mieć na oku farmę. No i nad Gaylą miał jeszcze tę przewagę, że znał tutaj ludzi, ona dopiero próbowała ich poznać, co rzeczywiście mogło nie być takie łatwe.
Nie przejął się tym spojrzeniem, odpowiedział na nie uniesieniem kącika ust. Powinna jednak wiedzieć, że choć jej dokuczał, nie miał jej za aż tak beznadziejny przypadek, jak jej mogło się wydawać. Był przekonany, że w końcu da sobie radę, jeśli tylko wykaże się odpowiednią cierpliwością i może też odrobiną chęcią nauki z właściwych źródeł? - Uważaj, bo cofnę zaproszenie - ostrzegł ją, ale również po jego uśmiechu można było poznać, że jedynie żartował. - Mhm - mruknął i skinął głową, jakby był tego pewny tak, jak tego, że po dniu nadejdzie noc, a każda z jego dłoni ma po pięć palców. Czyżby właśnie tu objawiała się ta jego pewność siebie i wysoka samoocena, o której chwilę później wspomniała? - Po prostu znam swoją wartości - wzruszył ramionami, posyłając jej przy tym zawadiacki uśmiech. Czy rzeczywiście był aż tak pewny siebie? I tak, i nie. Na wielu polach potrafił na takiego pozować, bywa, że rzeczywiście taki był, ale miał też swoje słabe strony i powody, przez które nie zawsze czuł się tak pewny siebie i wartościowy. Źródła tego można doszukiwać się w odejściu jego matki. Ale nawet jeśli mu to doskwierało, Lin przez lata perfekcyjnie opanował ukrywanie tego, dlatego nie pozwalał, żeby ktoś dowiedział się o jego słabości. I przez to Gayli rzeczywiście mogło wydawać się, że nie było podłoża, na którym mógłby w siebie zwątpić, a jednak było i możliwe, że było ono najważniejsze, bo nie wierzył w to, iż można go pokochać i ktoś mógłby rzeczywiście chcieć przy nim zostać. Skoro jego matka tego nie chciała, dlaczego ktoś inny miałby?

Gayla Farnham
rzeźbiarko-farmerka — własna farma
28 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Rzeźbi, lepi garnki z gliny, a w międzyczasie stara się ogarnąć chaos, którym jest odziedziczona po dziadku farma.
Musiał mieć w sobie ogrom energii, skoro po intensywnym dniu na farmie, który połączony był jeszcze z kilkoma godzinami pracy na mieście, potrafił zwieńczyć to wszystko wieczorem w barze. Gayla nie miała przecież na głowie dodatkowej roboty, a mimo to wracała do domu tak bardzo zmęczona, że zasypiała w zadziwiająco szybkim tempie. Noce były ostatnio bardzo krótkie, a Farnham nie mogła pozbyć się wrażenia, że jej życie zaczynało się o kończyło na towarzystwie kóz. Była tym szczerze zmęczona, dlatego momentami zastanawiała się nad tym, czy to właśnie tutaj było jej miejsce. Zastanawiała się, czy nie powinna porzucić prób dowiedzenia się czegoś na temat własnych korzeni, aby wrócić do miejsca, w którym mogła złapać oddech. Teraz, kiedy była w tym barze i nie potrafiła się tu odnaleźć, to uczucie znów w nią uderzyło. Znów miała wrażenie, że w ogóle tu nie pasowała, ale odrzuciła tę myśl, kiedy to Hainsworth zwrócił na nią swoją uwagę. Kiedy do niego podeszła, przestała analizować to, z czym czuła się niekomfortowo.
Nie wzięła jego słów do siebie, ponieważ wiedziała już chyba, że używał uszczypliwości jako czegoś, co było przejawem sympatii. Nie wiedziała co prawda, czy mogła pokusić się o stwierdzenie, że Lindsay ją lubił, ale na pewno nie mogła zaprzeczyć temu, że właśnie w ten sposób próbował być sympatyczny. Choć nie była to norma, którą Gayla znała, musiała przyznać, że w jakimś stopniu właśnie to w nim polubiła. Albo może zaczynała lubić? Nadal nie umiała bowiem tak otwarcie przyznać, że choć trochę mógłby przypaść jej do gustu, a wszystko przez to, że tak uparcie wracała do tego, jak potraktował ją na początku ich znajomości. Najwyraźniej była nie tylko uparta, ale też cholernie pamiętliwa. - W porządku… Czyli jesteś pewny siebie, upierdliwy, mało taktowny… Coś jeszcze powinnam o tobie wiedzieć? - zapytała, a chociaż brzmieć mogło to tak, jakby w pewnym momencie wyliczała mu wady, bynajmniej nie o to chodziło. Jasne, nie mieli najlepszego startu, a Gayla wcale nie zamierzała udawać, że nagle polubiła w nim wszystko, a jednak nie było też tak, że za każdy szczegół zamierzała go negować. Byli jednak sąsiadami – może nie szalenie bliskimi, ale jednak mieszkali w swoim najbliższym sąsiedztwie, dlatego musieli nauczyć się ze sobą obchodzić. Przynajmniej do czasu, aż Farnham dojdzie do wniosku, że to jednak nie tu było jej miejsce i wypadało się z nim pożegnać. I może nie dojdzie do tego zbyt późno? Naprawdę była bliska tego, aby wywiesić białą flagę i to nie wyłącznie przez wzgląd na siebie. Nie, była również zdania, że tym zwierzętom lepiej byłoby pod okiem kogoś innego, ponieważ ona zwyczajnie sobie nie radziła.

Lin Hainsworth
sprzedawca / farmer — Basara
27 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
po części farmer, po części sprzedawca staroci i w pełni cynik
Po prostu potrafił dobrze rozplanować sobie pracę. Rozkładał zajęcia tak, by na farmie wszystkiego nie robić na raz. Dzięki temu, że wiedział, co może odłożyć na później, a co wymaga częstszej interwencji, jakoś to sobie planował i na koniec dnia nie padał ze zmęczenia, ani nie pracował na farmie od świtu do nocy. Gayla być może kiedyś też dotrze do tego miejsca, musi po prostu wypracować sobie odpowiedni rytm, czego nie da się załatwić w jeden dzień, ani nawet w kilka tygodni. Zatem na razie to nic dziwnego, że jej codzienność wyglądała nie do końca tak, jak by to sobie wyobrażała czy chciała. Później pewnie też najlżejsza nie będzie, ale znośna - szczególnie, jeśli nie weźmie na swoje barki dodatkowej pracy tak, jak zrobił to Lindsay.
Coś w tym jest. Hainsworth nie okazywał sympatii w najprostszy sposób, wolał zamiast tego kryć się za uszczypliwością, bo tak było bezpieczniej. W ten sposób zawsze mógł się wybronić, że ktoś źle zrozumiał jego intencje, a on wcale nie próbował tej osobie powiedzieć, że ją lubi. To bardzo wygodne dla osoby takiej, jak on, czyli mającej trudności z zaufaniem innym. Ciężki z niego przypadek, szczególnie, że przez jakiś dziwny dystans, który utrzymywał między sobą a innymi ludźmi, nie do końca zależało mu na tym, jak go postrzegali, dlatego miał czasem niewyparzoną gębę, a to, cóż, czasami kończyło się tak, jak podczas pierwszego spotkania z Gaylą. Czy żałował, że tak źle ją wtedy ocenił? Pewnie tak, bo dotarło do niego, że jego wnioski były nietrafione i nietaktowne. - Zabójczo przystojny i czarujący? To powinno znaleźć się na szczycie listy - odparł swobodnie, jakoś nie krępując się z mówieniem o sobie w ten sposób. Mało tego, wyglądał tak, jakby wierzył w to, co mówi i po części tak właśnie było. Znał swoje zalety, wiedział, co mówili o nim inni, choć może powtarzanie tego trąciło w jakimś stopniu samouwielbieniem? Jeśli tak, to mogła dopisać to do listy, choć to akurat tak do końca nie oddawałoby tego, jaki jest. Wbrew pozorom wcale nie miał siebie za chodzący ideał. Uważał, że jest wybrakowany i wymienione przez niego cechy nie rekompensowały tego - raczej tylko dobrze przykrywały i gdy tylko o tym pomyślał, momentalnie nabrał ochoty, żeby się napić, dlatego sięgnął po swoją szklankę i upił z niej kilka większych łyków piwa, niemal ją opróżniając. Ale tylko niemal.

Gayla Farnham
rzeźbiarko-farmerka — własna farma
28 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Rzeźbi, lepi garnki z gliny, a w międzyczasie stara się ogarnąć chaos, którym jest odziedziczona po dziadku farma.
Wydawało jej się, że ona nigdy nie dotrze do takiego momentu, a jeśli nawet miałaby to osiągnąć, była przed nią jeszcze bardzo długa droga. Na tyle długa, że mogła nie mieć sposobności, aby dobrnąć do jej końca, bo zgodnie z tym, o czym wspomniałam, Gayla nie była tak w stu procentach przekonana do kontynuowania swojego życia w tym miejscu. Będąc zupełnie szczerą, musiałaby przyznać, że nie trzymało jej tutaj nic. Poza opieką nad zwierzętami odziedziczonymi po dziadku, nie miała w tym miasteczku żadnych zobowiązań, co czyniło myśli o wyjeździe łatwiejszymi. Te coraz częściej pojawiały się w jej głowie, a jednocześnie żadna z nich nie stała się czymś realnym. Istniało coś, co ją blokowało – powstrzymywało ją przed ostatecznym podjęciem decyzji o spakowaniu walizek i ucieczce do miejsca, które sama tak dobrze znała. Chciała jednak dać Lorne Bay realną szansę, ale miała wrażenie, że ono nie dawało tej szansy jej. Po prostu czuła, że tu nie pasowała.
Nie znaleźli wspólnego języka od razu, a choć po czasie zaczęli podchodzić do siebie inaczej, to jednak ciężko powiedzieć, że nagle wywiązała się między nimi nić porozumienia. Gayla nadal podchodziła do niego z dystansem i coś podpowiadało jej, że Lindsay wcale nie spoglądał na nią inaczej. Bywały jednak chwile, kiedy rozmowy z nim stawały się naprawdę przyjemne, a teraz, choć trzymali się raczej nic nie znaczących tematów, na skutek jego odpowiedzi Farnham nie umiała się nie uśmiechnąć. Miała rację – był pewny siebie, co jednak nie oznacza, że on sam kłamał. Urody nie mogła mu przecież odmówić, a jeśli chodzi o urok… Cóż, coś z pewnością w sobie miał. - No tak… - stwierdziła, kiwając lekko głową. Nawet jeżeli w jakimś stopniu się z nim zgadzała, nie oznacza to wcale, że tak otwarcie planowała przyznać mu rację. - To dlatego siedziałeś tu dzisiaj sam? - rzuciła zaczepnie, po czym oparła łokcie na blacie stolika i lekko wychyliła się w jego stronę, świdrując go teraz ciekawskim spojrzeniem. Gdyby wiedziała, co rzeczywiście siedziało mu w głowie, musiałaby przyznać, że za nic w świecie tego po nim nie poznała. Naprawdę wydawało jej się, że Hainsworth był jedną z tych osób, które nie potrafiły w siebie wątpić i w pewnym sensie sama mu tego zazdrościła. Nie wiedziała tylko, w jak wielkim była błędzie.

Lin Hainsworth
sprzedawca / farmer — Basara
27 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
po części farmer, po części sprzedawca staroci i w pełni cynik
Prawdę powiedziawszy nie zdziwiłby się, gdyby któregoś dnia zerknął w stronę jej farmy i nie znalazłby tam Gayli. Nie dlatego, że wątpił w to, czy podoła, a dlatego, że zaskakiwało go to, iż porzuciła swoje życie daleko stąd, w miejscu, gdzie miała większe perspektywy dla farmy i zajmowania się zwierzętami - sam nigdy nie zrobiłby czegoś takiego i żałował, że nie mógł porzucić tego wszystkiego, bo miał pewne zobowiązania wobec ojca. I jasne, Farnham miała inne powody niż opieka nad zwierzętami, żeby tu przyjechać, ale te kiedyś się rozwiążą, ona znajdzie odpowiedzi lub podda się i nie będzie ich dalej szukać, a wtedy czy opieka nad farmą będzie dla niej tak atrakcyjna? Właśnie do tej części Lin nie był przekonany i brał pod uwagę to, iż któregoś dnia zniknie, a on będzie musiał przyzwyczaić się do nowej sąsiadki lub sąsiada - może już nie tak zabawnych do oglądania i nie tak atrakcyjnych.
Rzeczywiście był między nimi pewien dystans, ale czy można się temu dziwić? Byli po prostu sąsiadami i jakoś specjalnie nie starali się, żeby coś pod tym względem zmienić. Jasne, od czasu do czasu rozmawiali ze sobą, Hainsworth próbował jej pomóc, ale to nie czyni z nich przyjaciół. Może mieli potencjał, żeby to zmienić, a może nie - to jednak nie jest coś, co spędzałoby mu sen z powiek, dlatego nie zastanawiał się nad tym. Jego znajomość z Farnham rozwijała się dosyć spontanicznie i na razie nic nie miało się pod tym względem zmienić. Nie musiało, na razie czerpał przyjemność z tego, jak sprawy już wyglądały. Zresztą podobnie jak z tej rozmowy, która go bawiła. I nie zamierzał dać jej tak łatwo się podejść w trakcie tej wymiany. W związku z tym po jej komentarzu, idąc jej śladem, wychylił się w jej stronę, jeszcze bardziej zmniejszając dzielący ich dystans. - Może po prostu czekałem na ciebie? - oczywiście, że kręcił. Nie wiedział przecież, że tutaj będzie, prawdę powiedziawszy nie myślał o niej, jeśli akurat jej nie widział i jakoś nie miał z nią do czynienia, dlaczego miałby? Kilka udanych rozmów i zabawnych zdarzeń nie sprawiło, że zawróciła mu w głowie. Prawdę powiedziawszy to dla kogokolwiek nie było wykonalne, bo nie pozwalał sobie na to, aby w jakąkolwiek znajomość zaangażować się do tego stopnia. Za bardzo powstrzymywał go przed tym strach, któremu cały czas się poddawał.

Gayla Farnham
rzeźbiarko-farmerka — własna farma
28 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Rzeźbi, lepi garnki z gliny, a w międzyczasie stara się ogarnąć chaos, którym jest odziedziczona po dziadku farma.
Próbowała upierać się przy tym, że przeprowadzka do tego miasteczka miała być wyłącznie sposobem na dowiedzenie się czegoś więcej o własnych korzeniach, ale prawda była taka, że nigdy nie chodziło jedynie o to. Gayla potrzebowała jakiejś odmiany – potrzebowała powiewu świeżości, który pomógłby jej odnaleźć drogę, z której w pewnym momencie zboczyła. Była przecież artystką, a jednak od pewnego czasu spod jej rąk nie wyszło nic, do czego czułaby się przywiązana. Wiedziała, że ciążyło jej coś, z czym nie potrafiła się tak po prostu uporać, a zatem Lorne Bay miało stanowić dla niej coś w rodzaju bezpiecznej przystani. To właśnie tutaj miała znaleźć czas na zregenerowanie własnego umysłu i na nowo odkryć muzę, która pozwoliłaby jej znów zatopić się we własnej pasji. Odkąd tu przyjechała, okazywało się, że na to nie miała ani odrobiny czasu, a to stopniowo zaczynało ją przytłaczać. W końcu to właśnie sobie miała się poświęcić, a jednak bezustannie miała wrażenie, że to właśnie siebie zaniedbywała.
Gayla ani trochę się temu nie dziwiła, ponieważ sama też w ogóle nie zabiegała o to, aby cokolwiek w ich relacji zmienić. Nie zależało jej na tym, aby zostać jego przyjaciółką, a wszystko przez to, że nadal nie potrafiła go rozgryźć. Nie wiedziała, czy był jej życzliwy, czy może jednak nadal siedziało w nim to, co pokazał jej przy pierwszej okazji. Tego jednak nie próbowała analizować, zwyczajnie dochodząc do wniosku, że nie musiała traktować interakcji z nim jako wyznacznika czegokolwiek. Nie oznacza to jednak, że zamierzała uciekać, kiedy ich drogi ponownie się krzyżowały. Teraz, kiedy trafili na siebie w tym barze, nie bawiła się najgorzej, a przecież dopiero się do niego dosiadła. - Och - wyrwało się z jej ust, kiedy wpatrywała się w jego oczy z tak bliskiej odległości. Dopiero po chwili na jej ustach wymalował się zaczepny uśmiech, a ona sama cofnęła się nieco i oparła się plecami o własne krzesełko. - Nie mów mi, że jakaś panna rzeczywiście się na to nacięła - odezwała się, jednocześnie unosząc ku górze własną szklaneczkę z alkoholem, z której pociągnęła kilka niewielkich łyków, jednocześnie nie odrywając spojrzenia od bruneta. Był atrakcyjny i wygadany, tego nie mogła mu odmówić, ale przecież jej nie brakowało rozumu. Wiedziała, że jego słów nie powinna traktować poważnie, dlatego nie robiła tego. Czy jednak zakładała, że mógł kiedyś użyć tych słów, aby nie wrócić do domu w samotności? Niewykluczone – jeśli miała być szczera, taka wizja nawet całkiem jej do niego pasowała.

Lin Hainsworth
sprzedawca / farmer — Basara
27 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
po części farmer, po części sprzedawca staroci i w pełni cynik
Mogła wziąć to pod uwagę, zanim zdecydowała zająć się farmą. Jeśli chciała czas dla siebie, powinna rozważyć sprzedanie komuś zwierząt, wtedy miałaby o wiele więcej czasu dla siebie. W końcu czy to nie one potrzebowały najwięcej uwagi? Lindsay wiedział po sobie, że tak, to właśnie futrzaki były najbardziej wymagające w tym wszystkim i wielokrotnie chciał sprzedać konie ojca, ale to było na nic - mężczyzna się nie zgadzał, a brunetowi nie pozostawało nic, jak dalej zajmować się z nimi z dziwnego poczucia obowiązku i odpowiedzialności za faceta, który był jego jedyną rodziną. Nie chciał zostawiać go z tym samego, bo on też go nie zostawił i choć teraz był tylko cieniem człowieka, którym był, a dodatkowo też strasznym wrzodem na tyłku, to nie zawsze taki był. I młody Hainsworth ma związane z nim szczęśliwe wspomnienia, które sprawiały, że nieważne co robił, nie potrafił postawić na nim kreski. Panowie mieli tylko siebie i musieli o siebie dbać, a skoro kondycyjnie i psychicznie to Lin z ich dwójki radził sobie lepiej, musiał też być tym odpowiedzialniejszym, na którego głowę wszystko spada. I jakoś w ten sposób żył od wielu lat i nie zanosiło się na to, by cokolwiek miało się pod tym względem zmienić.
- Niestety nie dziś - odparł z wyraźnym rozczarowaniem głosie. I teraz rodzi się pytanie, czy było ono szczere, czy udawane? Odpowiedź na nie znał wyłącznie Lin i zamierzał zachować ją w tajemnicy, ponieważ chciał, żeby się nad tym zastanawiała, jeśli to ją nurtowało. Skoro jednak skończyli grę na zbliżenia, on również wycofał się i usiadł wygodnie na swoim krześle, jednak wzroku nadal nawet na chwilę nie odwrócił od Gayli. Wciąż wyraźnie przyglądał się jej i wyglądał tak, jakby coś chodziło mu po głowie. - Jak idzie porządkowanie farmy dziadka? Przekopałaś się już przez wszystkie jego śmieci? - wypalił nagle, sięgając po swoją szklankę, którą już chwilę później opróżnił z reszty alkoholu i ponownie odstawił na stolik. Co może być zaskakujące - nie pytał tylko po to, by podtrzymać rozmowę. Naprawdę był ciekawy tego, jak sobie radziła, tym bardziej, że zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele pracy miała. Wiedział przecież, jak tam wszystko wyglądało i z jakim uporem jej dziadek niczego nie chciał naprawiać oraz sprzątać, bo tak było dobrze i w tym najlepiej się odnajdywał.

Gayla Farnham
ODPOWIEDZ