37 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Like a river flows
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are
meant to be
#1
Powoli przyzwyczajał się do nowej rzeczywistości - zajęło mu to, co prawda, prawie pół roku, ale zaczynał akceptować fakt, że za kilka miesięcy razem z Molly mieli zostać rodzicami. Na początku traktował Molly jak... cóż, niepełnosprawną. Chciał wszystko za nią robić i wyręczać we wszystkim, czym się dało. Doszło nawet do tego, że pewnego dnia wziął urlop na żądanie tylko po to, aby zawieźć ją na zakupy do centrum miasta i dopiero gdy Molly tupnęła nogą i obwieściła mu, że nadal jest tą samą osobą i oprócz faktu, że w jej brzuchu znajdował się nowy, mały człowiek, nic się nie zmieniło... postanowił wyluzować. A raczej starał się wyluzować, ale tylko trochę - w końcu musiał wykazać się rozsądkiem i przygotować do nowej roli najlepiej jak potrafił. Cóż, nie wątpił w fakt, że Molly byłaby dobrą mamą, ale... musiał ją wspierać i troszczyć się nie tylko o nią, ale też ich wspólne dziecko. W końcu powstało dzięki nim obojgu, prawda? Właśnie dlatego między podpisywaniem ważnych dokumentów a wyjazdami na akcje ratunkowe czytał fora parentigowe i przygotowywał się do bycia tatą. W końcu kto nie chciał być dobrze przygotowany? Problem był jeden - każdy kolejny artykuł, każde kolejne zdanie i każda kolejna myśl dotycząca dziecka napawała go przerażeniem. Na przykład, wiedzieliście, że wystarczyło ułożyć dziecko na złym boku, żeby doznało bezdechu sennego i... po prostu się udusiło? We śnie? Jack wiedział. I to było straszne. Molly z kolei mówiła mu, że na straszne myśli dobre były zakupy, więc - mimo że nie do końca jej wierzył - tuż po pracy udał się do centrum handlowego... A potem do sklepu z ubrankami dziecięcymi... I wybrał małe, różowe buciki. Jego męska intuicja podpowiadała mu, że Molly pod sercem nosiła córeczkę - małą, rozkapryszoną kopię siebie, która za lat piętnaście będzie uciekała z domu przez okno na spotkania ze złymi chłopcami, którym planował grozić bronią schowaną w sejfie. Jednak nieważne. Ważne było to, że spóźnił się na obiad o godzinę i miał pięć nieodebranych połączeń od Molly. Gdy zaparkował auto pod domem, wystrzelił jak z procy w kierunku drzwi wejściowych, ale gdy naciskał klamkę, musiał wrócić się z powrotem do samochodu, bo zapomniał prezentu. A potem portfela. I witamin dla Molly. Jednak kilka minut później, obładowany pakunkami, wtarabanił się do domu, zdjął buty i... od razu napotkał spojrzenie złej Molly. — Zanim zaczniesz mówić — uniósł do góry jeden palec i w rezultacie jedna z paczek spadła na podłogę, ale to zignorował. — Kupiłem coś ważnego. Witaminy. Wiesz, te dla ciebie dedykowane, jak lekarz kazał. I jeszcze chleb. Mleko. I prezent. Trochę dla nas, a trochę nie — wypalił, patrząc na nią poważnym wzrokiem. — To ten niebieski z białą wstążką. Otwórz — rzucił jeszcze, brodą wskazując na jedną z paczek, którą trzymał w rękach.
Swoją drogą, na podłodze wylądowały chyba witaminy.

Molly Finnigan
niesamowity odkrywca
milo#6233
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Aktorka, najlepsza żona na świecie a niedługo mama małych bąbelków
#2

Gdyby ktoś kiedyś powiedział, że jej zawsze konkretny mąż straci swoje normalne opanowanie przy obcowaniu z ciężarną kobietą nigdy by w to nie uwierzyła. Pewnie nawet weszłaby w kolejny durny zakład, który oczywiście by przegrała, jednak tym razem wcale nie przez to, że po prostu miała pecha do zakładów. Tym razem fakty mówiły same za siebie, a jej prawdziwy mężczyzna całkiem stracił głowę. No bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że nie pozwolił jej przygotować pokoju gościnnego dla Cobie? I nie, że nie pozwolił samej ale praktycznie zrobił to ZA nią. Nie no dobra, ostatecznie postawiła na swoim ale doszło do momentu, w którym siłą musiała wyrywać mu z rąk poduszki. Albo kiedy specjalnie zwolnił się z pracy żeby zawieźć ją na zakupy, a wtedy nie miała jeszcze nawet brzuszka! Jakimś dziwnym cudem, role w ich domu się odwróciły i teraz to Molly wychodziła na tą rozsądną. A jeszcze nie tak dawno pod wpływem całkowitego impulsu i za plecami Finnigana zaadoptowała psa. Skłamałaby mówiąc, że zagubienie i rozstrojenie Jacka nie działało na nią rozczulająco. Tak po prawdzie cieszyła się ogromnie, że miała przy sobie mężczyznę, który zrobiłby dla niej wszystko ale nie dlatego, że była próżna czy egoistyczna. Potrzebowała wsparcia, nie tylko ze względu na ciążę. A przy Jacku czuła się po prostu bezpieczna. Nawet jeśli w tym dziewięciomiesięcznym okresie bywał męczący i momentami nie do zniesienia. Cieszyła się widząc, jak sam z siebie zgłębia wiedzę na temat dzieci i szykuje się do zostania ojcem. Szczerze? Chyba się trochę tego nie spodziewała. Owszem, w ich rodzinie pojawili się już mali ludzie, więc to nie tak, że nie mieli z dziećmi do czynienia ale też nigdy tak naprawdę nie rozmawiali o powiększeniu rodziny. A Jack lubił przecież spokój i ciszę w domu. No i też kto przy zdrowych zmysłach oddałby Molly dziecko pod opiekę. Dzisiaj ustalili, po bardzo długich namowach i obiecywaniu, że absolutnie nie będzie się przemęczać, że to Molly ugotuje dla nich obiad. Zabrała się do tego całkiem ochoczo, bo najwyraźniej zachodząc w ciążę dostała jakiś magicznych mocy i coraz rzadziej przypalała garnki a jedzenie wychodziło jej smaczniejsze. Zrobiła ulubioną potrawę Jacka, nakryła do stołu i czekała. Chciała jeszcze zapalić świeczki, żeby zrobić nastrój ale wolała z tym poczekać. Lepiej nie kusić losu, bo znowu wypali dziurę w nowym obrusie. A Jack się spóźniał. I to tak solidnie, że kiedy w końcu pojawił się w korytarzu cały obładowany pakunkami, jego żona kipiała ze wściekłości. Już otworzyła usta, by go zbesztać jednak zdążył ją ubiec. W rezultacie tego, założyła ręce na piersiach i po prostu na niego patrzyła. Sięgnęła posłusznie po niebieski pakuneczek a w tym czasie w korytarzu pojawił się Buddy, który wydał z siebie pojedynczy szczek i zaczął machać ogonem z radości. Wystawiła nogę, by zagrodzić mu przejście, bo zaraz chciał się dorwać do leżącej na podłodze paczki. Prezent przyjęła ale go nie otworzyła, tylko ze zmarszczonym czołem miętosiła w rękach.
- I tak trudno ci było na zakupach odebrać telefon? Dzwoniłam do ciebie pięć razy. PIĘĆ, Jack. To ja jestem tą, która wychodzi na miasto z wyładowanym telefonem, nie ty. Przecież ja myślałam, że coś ci się stało! Że zostanę sama z dzieckiem i jak bym sobie wtedy poradziła? Jeszcze z Buddym? Sama w tym wielkim domu? Który trzeba utrzymać? Z mojej pensji? Nie jest mała, ale na wszystko nie starczy! A tu jeszcze lekarz dla dziecka gdyby zachorowało, weterynarz dla psa. Nie mówiąc o tym, że jakoś trzeba nasze dziecko wykształcić! Jak mam sobie niby z tym poradzić? - głos jej się załamał przy ostatnim zdaniu. Lekko, jednak Jack znał ją zbyt dobrze. Była mistrzynią czarnych scenariuszy jeszcze zanim zaszła w ciążę, która najwyraźniej tylko wszystko potęgowała. Nie było sensu ukrywać faktu, że po piątym nieodebranym połączeniu rozkleiła się na samą myśl o śmiertelnym wypadku. I chociaż na szczęście nie było już po tym śladu, nadal można było dostrzec u niej oznaki zdenerwowania. Chociażby przez słowotok jakiego właśnie dostała. I plany, które nie miały żadnego pokrycia. Bo przecież Jack stał przed nią cały i zdrowy.

Jack Finnigan
ambitny krab
juzka
37 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Like a river flows
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are
meant to be
Z jednej strony całe ich życie wywróciło się do góry nogami - w końcu czekało ich remontowanie pokoju na piętrze, tego obok sypialni, liczne wizyty u ginekologa i wiele wieczorów spędzonych na lekturze poradników dla rodziców zamiast na oglądaniu meczu w telewizji. Z drugiej... byli małżeństwem, mieli własny dom, oboje nieźle zarabiali i wiedzieli, że sobie poradzą. Jednak mimo wszystko, gdy Molly obwieściła mu, że jest w ciąży, nie dowierzał. W końcu... zabezpieczali się, prawda? Dorośli ludzie to robili. Jednak stało się - stało się pewnie tamtego dnia, gdy Molly przyprowadziła psa do domu i po ciężkiej kłótni musieli się jakoś pogodzić. A musicie wiedzieć, że Jack bardzo lubił godzić się w ten sposób. W sypialni, przylegając do nagiego ciała żony, całując jej szyję i dłońmi pieszcząc całe jej ciało... Słuchając jej głośnych jęków i trzymając mocno jej biodra, gdy jej ciało wyginało się w łuk z rozkoszy. Miał nadzieję, że te upojne chwile nie ustaną, gdy na świecie pojawi się Molly Junior, a w skrócie - MJ. Dokładnie w ten sposób myślał o małej fasolce w brzuchu swojej żony, mimo że jeszcze jej o tym nie powiedział. Jednak planował - właśnie teraz, gdy stał naprzeciw niej obładowany pakunkami i uśmiechał się niepewnie, ponieważ nadal nie był do końca pewien jej reakcji. Wiedział, że nieodebranie telefonu było najgorszym małżeńskim przewinieniem - sam również bardzo się denerwował, gdy Molly nie odbierała - ale... no, musiał nie odebrać. A raczej nie miał jak odebrać, bo był w sklepie i telefon zostawił w samochodzie, a później prowadził. Nieraz mówił Molly, żeby nie rozmawiała z nim podczas jazdy samochodem, bo potrafiła być na tyle rozkojarzona, że mogłaby spowodować wypadek, dlatego nie mógł być hipokrytą i ten jeden, jedyny raz nie odebrał z premedytacją. Ale czym były nieodebranie telefonu w porównaniu z tymi różowymi bucikami, które kupił dla ich nienarodzonej jeszcze córeczki? — Buddy akurat by się tobą zaopiekował— mruknął, zerkając przelotnie na merdającego ogonem psa. Zmierzyli się spojrzeniem - na początku mieli nieco... napiętą relację, ale odkąd Molly zaszła w ciążę, jakoś doszli do porozumienia. Jack wstawał rano, żeby iść z nim na spacer, a Buddy nie sikał mu już do butów. Deal? Deal. Odłożył pakunki na podłogę i zdjął buty, po czym przytulił mocno nic niespodziewającą się Molly. — Poza tym... byłabyś świetną matką, Molly. Ba, będziesz świetną mamą. Kocham cię, kochanie. A teraz chodźmy do salonu i otwórz prezent — uśmiechnął się do niej lekko, po czym pocałował ją w policzek, objął ramieniem i popchnął lekko w stronę salonu. Nie wiedział dlaczego, ale nie mógł doczekać się jej reakcji. Jednocześnie znowu pochłonęły go rozmyślania - czy naprawdę przejmował się za bardzo? Czy naprawdę był nadopiekuńczy i przesadzał? Powinien dać Molly więcej wolności? Ale... ona załamała się po kilku nieodebranych połączeniach. Co by było, gdyby naprawdę się mu coś stało? Co by było, gdyby Molly naprawdę musiała wychować ich córkę sama? Serce skoczyło mu do gardła, ale nie dał po sobie niczego poznać.
Kochał swoją pracę, mimo że czasami bywała niebezpieczna, i nie zamierzał z niej zrezygnować. Niestety.

Molly Finnigan
niesamowity odkrywca
milo#6233
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Aktorka, najlepsza żona na świecie a niedługo mama małych bąbelków
Była tak samo zaskoczona jak Jack, kiedy ginekolog powiedział jej, że jest w ciąży. Może nawet bardziej niż on, bo równocześnie trochę się wystraszyła. Okej, w ich rodzinie zarówno po jednej jak i drugiej stronie byli już mali ludzie, więc to nie tak, że w ogóle nie mieli z nimi styczności tylko… Nigdy tak naprawdę nie rozmawiali poważnie o powiększeniu rodziny. Co więcej, do głosu doszło wrodzone ocenianie ludzi po pozorach i chociaż znali się bardzo dobrze, Molly była święcie przekonana, że Jack wcale nie chce żadnego dziecka. Przecież on lubił w domu spokój i ciszę, o czym sam jej powiedział kiedy niefortunnie adoptowała im psa a małe dzieci to nic innego jak właśnie hałas, brud i smród. Trochę jak z psem właśnie. Może bała się trochę, że okaże takie samo niezadowolenie jak w przypadku Buddy’ego? Oczywiście, nie wyrzuci jej za drzwi ani nie każe pozbyć się problemu. Nie, Jack nie był typ typem faceta. Był prawdziwym mężczyzną, więc nie wątpiła, że przyjmie konsekwencje łóżkowych przygód na swoją męską, umięśnioną klatę ale… Nie chciała żeby między nimi zepsuło się z tego powodu. I chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że równocześnie jest głupia i nie powinna tak myśleć o swoim mężu, bo przecież taki nie jest, nie wyrzuciło to wcale z głowy Molly wszystkich możliwych czarnych scenariuszy, w których była przecież mistrzynią. A z drugiej strony, żeby stworzyć dziecko potrzebne są do tego dwie osoby, tak? No przecież sama się nie zapłodniła, nie? Wydawało jej się, że doskonale wiedziała w którym momencie to się stało. W dniu tej cholernej adopcji, która tak ich poróżniła. Wiedziała to, bo… Trochę się zapomnieli tamtej nocy. Nigdy nie miała nic przeciwko zapominaniu się z Jackiem i kochała każdą ich wspólną noc ale wtedy było jakoś inaczej. Bardziej magicznie, bardziej… Intymnie. I chociaż przez sześć lat związku otworzyli się na siebie całkowicie czuła się tak, jakby nie tylko odkrywali ponownie bardzo dobrze znane rejony swoich ciał, ale że poznali nowe miejsca i doznania, o których wcześniej nie mieli pojęcia. Podobało jej się to, jak za każdym razem, z każdą nową pieszczotą ciało Jacka reagowało inaczej pod jej dotykiem. Jak jej własne reagowało pod jego. To, jak parę razy ją zaskoczył. To było… ekscytujące, a że przy okazji sprawili sobie dziecko? No cóż, następnym razem będą po prostu bardziej uważać. Bo oczywiście po urodzeniu się małego brzdąca nie miała zamiaru tak po prostu wypuścić swojego męża z sypialnianej alkowy. W każdym razie, reakcja Jacka na ciążę nieco ją zaskoczyła. Pozytywnie oczywiście i może nawet odetchnęła wewnętrznie z ulgą. Nie był na nią zły, ba! Sam rwał się do tego, by porządnie przygotować się do roli ojca. I najwyraźniej uwielbiał ją zaskakiwać, bo zaraz zamknął ją w swoich silnych ramionach, czego kompletnie się nie spodziewała. Pociągnęła nosem ale bardziej teatralnie niż naprawdę i wymruczała coś, czego mógł nie zrozumieć, bo równocześnie wciskała twarz w jego klatkę piersiową. Jak dziecko. Posłusznie podreptała do salonu i zasiadła jak matrona na kanapie, nieumyślnie wypuszczając powietrze z płuc. Całą swoją uwagę skupiła na zapakowanym pudełku i na jej twarzy pojawił się szeroki, zachwycony uśmiech. Już rozerwała tasiemkę, którą był obwiązany prezent. Już otwierała wieczko pudełka. Już miała zawołać w zachwycie, kiedy jej wzrok napotkał widok różowych bucików. Różowych. Jak dla dziewczynki. Uśmiech momentalnie zamienił się w podkówkę, kiedy broda Molly zaczęła drżeć a sama przyszła matka zakwiliła głośno, ukryła twarz w dłoniach i się rozpłakała.

Jack Finnigan
ambitny krab
juzka
37 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Like a river flows
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are
meant to be
Kiedy oświadczał się Molly tamtego wieczora, nie myślał o dzieciach. Nigdy o tym nie rozmawiali, nie planowali po ślubie szybkiego założenia rodziny i nie wzdychali na widok dzieci swojego rodzeństwa - ot, kolejne małe człowieki do karmienia i niańczenia. Co prawda, Jack rzadko był zatrudniany w roli niańki z powodu zawodu, jaki wykonywał i małej ilości wolnego czasu, ale w weekendy starał się poświęcać uwagę wszystkim maluchom. Swoją drogą, czasem dotrzymywał też towarzystwa Molly, kiedy zajmowała się bliźniętami Luny; miał wrażenie, że dzieciaki odziedziczyły ognisty temperament po wojowniczej mamie, ale może mu się tylko wydawało, bo był przyzwyczajony do ciszy i spokoju. Pierwszą reakcją na ciążę Molly był strach, którego starał się nie okazywać, oraz szok, z powodu którego wyszedł z domu bez słowa, aby okiełznać swoje myśli i przyzwyczaić się do faktu, że ich spokojny dom niedługo będzie przypominał dom małych Washingtonów. Jednak nie musiał długo czekać na radość - w końcu ciąża była owocem miłości jego i Molly. Mieli wspólnie wychować nowego obywatela Lorne Bay, a Jack miał chronić swoją córeczkę przed całym złem tego świata. Od pierwszych chwil myśląc o dziecku, myślał o córce; myślał o małej Molly z wielkimi oczami, o bardzo ciekawskiej kruszynce i bardzo słodkiej istotce. Pewnie właśnie dlatego gdy wrócił do domu, przytulał Molly, całował ją w policzki, szyję i nos i dziękował Bogu za to, że mogli wspólnie dzielić się swoją radością. Pewnie właśnie dlatego zaniósł Molly na rękach do sypialni, ignorując wszelkie protesty; pewnie właśnie dlatego całował ją od stóp do głów, śmiejąc się, gdy składał pocałunki na jej nagim brzuchu, w którym już znajdowało się nowe życie. Samo wspomnienie tej nocy sprawiało, że Jack nabierał ochoty na więcej nowych doznań - był ciekaw, jakich jeszcze miejsc nie zdążył odkryć i jakie pieszczoty sprawiałyby Molly najwięcej przyjemności teraz, gdy była w ciąży. No i właśnie teraz, gdy Molly siedziała na kanapie, on wracał myślami do ich wspólnych intymnych chwil, które sprawiły, że... wylądowali tutaj, w tym miejscu, o tej porze. W końcu gdyby nie seks, nie siedzieliby tutaj i Molly nie otwierałaby pierwszego prezentu dla ich córeczki, prawda? Chciał, żeby prezent jej się spodobał; dlatego oprócz rozbierania Molly wzrokiem - czy powiększyły jej się piersi? - starał się skupić na obserwowaniu jej twarzy i emocji. Uśmiechnęła się szeroko, dlatego skinął głową, aby ją pospieszyć; patrzył też uważnie na konsternację malującą się na jej twarzy, gdy rozplątywała jasną wstążkę; zacisnął usta, gdy otwierała wieczko pudełka. Posłał jej pewny siebie uśmiech - prezent musiał się jej spodobać! I już miał wstać i zacząć opowiadać historię nabycia bucików, gdy broda Molly zaczęła drżeć i... jego żona zaczęła płakać. Zastygł w bezruchu, a milion myśli zaczęło przemykać przez jego głowę. Coś z dzieckiem. Coś z Molly. Coś z Molly i dzieckiem. Nie podobał jej się krój? Albo kolor? Kupił buciki zbyt wcześnie? Cholera jasna. Momentalnie znalazł się przy jej boku i odchrząknął cicho, nie bardzo wiedząc, jak skupić na sobie jej uwagę. — Z dzieckiem wszystko w porządku? — spytał krótko i rzeczowo, jakby znowu znalazł się na akcji pożarniczej, której przewodził. Szkoda tylko, że małżeństwo w żadnym stopniu nie przypominało pracy w jednostce.

Molly Finnigan
niesamowity odkrywca
milo#6233
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Aktorka, najlepsza żona na świecie a niedługo mama małych bąbelków
Zawsze była ciekawska i wścibska. Wściubiała nos wszędzie tam, gdzie nikt jej nie chciał i rzadko cokolwiek umykało jej uwadze. Niestety ciąża sprawiła, że Molly szybko się dekoncentrowała i nie potrafiła już na wszystko zwracać uwagi. Dlatego teraz, pochłonięta otwieraniem prezentu, zupełnie nie zarejestrowała wzroku Jacka. Tego wzroku, który czuła na sobie zawsze, kiedy w ten sposób na nią patrzył i który sprawiał, że robiło jej się od razu gorąco. Szczerze? Kiedy poznali się po raz pierwszy nigdy w życiu nie pomyślałaby, że Jack Finnigan kiedykolwiek będzie tak na nią patrzył. Zresztą nic dziwnego, ile mogła mieć wtedy lat, jedenaście? Dwanaście? A teraz, po prawie dwudziestu latach siedzieli razem we wspólnym salonie w ich wspólnym domu i Molly wiedziała, że ten konkretny wzrok jest dla niej i nikogo innego. Tylko że, jak już zostało wspomniane, ona go nie zarejestrowała. A gdyby zauważyła? Nigdy nie mówiła o sobie, że jest brzydka by wymusić na innych komplementy. Po pierwsze nie musiała, a po drugie podobała się dobie. Jasne, nigdy nie myślała o sobie jako o olśniewającej piękności, aż tak próżna nie była ale też nie uważała, że ma powody do tego, by sobie umniejszać. Problem polegał na tym, że podczas ciąży trochę tę pewność siebie straciła. Zwłaszcza od momentu, w którym zaczynało tę ciążę widać. Puchły jej kostki, nie miała ani siły ani chęci, by tak jak zawsze regularnie myć włosy, nie wspominając, że już prawie nie widziała swoich stóp. Do rozwiązania zostały jeszcze cztery miesiące. CZTERY, a jej brzuch już był wielki. Miała tylko nadzieję, że Polly nie wykrakała i to nie są nie daj Boże bliźnięta… W każdym razie, gdyby w tym momencie Jack chciał zabrać ją do sypialni w celu odbycia miłosnych uniesień, prawdopodobnie powiedziałaby mu, że nie chce a zaraz potem się rozpłakała, bo to przecież nie tak, że ona naprawdę nie chce, tylko nie czuje się wystarczająco dla niego atrakcyjna. I byłby to pierwszy raz, bo jemu nigdy niczego nie odmawiała. Nie zauważyła jednak TEGO spojrzenia, za to całą swoją uwagę skupiła na różowych bucikach i swoim płaczu.
- W porządku – załkała, na chwilę odrywając dłonie od twarzy ale zaraz nowe łzy naleciały do jej oczu, kiedy przypadkiem wzrok powędrował w stronę prezentu.
- Ale one są różowe, dla dziewczynki. I ty chcesz dziewczynkę. A ja wiem, że to będzie chłopiec. I jest mi przykro, że tobie jest przykro, że to nie będzie dziewczynka i już nie będziesz chciał tego dziecka – tyle udało jej się wykrztusić pomiędzy jednym łkaniem a drugim, zanim na nowo porządnie się rozpłakała, tym razem wciskając sobie pięści do oczu, dokładnie tak jak robią to małe dzieci. I oczywiście, że wcale nie myślała, że Jack nie będzie chciał dziecka jeśli się dowie, że zamiast upragnionej córeczki dostanie synka. To wszystko te głupie hormony i czarne scenariusze.

Jack Finnigan
ambitny krab
juzka
ODPOWIEDZ