Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
to pewnie było przed pralką z Billie

Ostatnie dni były maratonem załatwiania i kupowania rzeczy, a potem skręcania ich w jedno. Doszło do tego, że jeśli już udało mu się głębiej zasnąć (nowe miejsce nie sprzyjało jakości snu), śniły mu się papierowe instrukcje, filmiki na YT i zwykle w nich tonął. Nie było to dalekie od prawdy właściwie, bo o ile był na tyle zdyscyplinowany, żeby brać się za jedną rzecz na raz, o tyle wszystko było wszędzie. Zwłaszcza odciski psich poduszek, kiedy zdecydował się przebiec po świeżo spiłowanym ze ściany tynku, zaraz po tym, jak Gust powiedział mu, żeby tego nie robił. Uparta, złośliwa bestia, blondyn był pewny, że zrobił to specjalnie, ale i tak nie mógł być na niego zły. W końcu to on miał tu w teorii większy mózg, zdolny do myślenia do przodu i, rzeczywiście, mógł się bardziej do tego przygotować.
Tego konkretnego dnia, zostawił ich, żeby bawili się sami i pojechał robić większe zakupy w budowlanym sklepie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Tesla nie należy do samochodów dostawczych i nie, nie da rady wpakować tam płyt, płytek, klejów, paneli, narzędzi i wszelkich innych fascynujących rzeczy, ale nie potrafił tego kupować online. Po prostu nie. Musiał pojechać na miejsce, zobaczyć, pomacać, przyglądnąć się z każdej strony i zdenerwować jakiegoś przemiłego człowieka z obsługi, żeby finalnie powiedział mu co on właściwie ma wziąć. Dobrze przynajmniej, że o budżet nie musiał się martwić.. Zamówił dostawę na następny dzień, do samochodu postanowił zabrać tylko kilka wałków malarskich, farby i grunt, kilka mniejszych narzędzi ot, żeby mieć co robić i nie bić się później po głowie.
- Jestem! Mój samochód jest bardziej pakowny, niż przypuszczałem. - rzucił od progu, trochę nawet rozbawiony tym ostatnim faktem. Do domu zabrał ze sobą właściwie tylko narzędzia, stwierdzając, że po farby i wałki pójdzie później. Albo zostawi w garażu i też będzie git. Jak tak zaczął o tym myśleć, to te narzędzia też mógł tam zostawić, ale zanim się wycofał, został zmuszony do wylewnych powitań ze swoim czworonogim synem. Meh, położy na miejsce pudła później, na razie mogły stać na podłodze, zaraz obok miejsca, w którym kucnął do Olliego.
golabki
AR#7194
lekarz wojskowy — na wojnie
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I ain't worried bout it right now.
  • 01.
Całkiem dobrze się złożyło, że dom Gusta był nieskończony, a właściwie w dość… surowym stanie, bo to oznaczało jeszcze masę pracy i… dużo zajęcia. Misha potrzebowała robić coś, co zajmie jej głowę od bardziej natrętnych spraw jakimi były… jej myśli. Nie spodziewała się, że kiedy zaręczyny rzeczywiście dojdą do skutku, jakiekolwiek, niekoniecznie te z Gustem, po prostu taki etap w życiu człowieka – nie będzie skakała pod niebo do góry. I to nie tak, że jej nie zależało, po prostu zawsze była dość… mało entuzjastyczna i jakoś niczego nie brała za pewnik. Po raz pierwszy zaczęła się bać, że coś zepsuje, że powie coś, z powodu czego Gust wywali ją za drzwi (tak naprawdę wiedziała, że nie zrobiłby tego, bo dotychczas był naprawdę porządnym facetem), że wydarzy się coś, co wszystko zniszczy i że to ona będzie przyczyną. Bała się, że nie jest dostatecznie zakochana. Szczerze powiedziawszy, nawet nie potrafiła ująć w słowa jaka właściwie jest, bo tam w bazie nie musieli tego robić. Wszystko było proste, bo dookoła nich świat się walił, a tutaj świat miał się dobrze i kierował się jakimiś ogólnie przyjętymi w społeczeństwie zasadami. Misha nie była do nich przystosowana, bo żyła właśnie tam, a nie tutaj. Nie była przyzwyczajona do posiadania zobowiązań, na Norfolk czuła się wolna, bo wiedziała, że zaraz stamtąd wyjedzie. Mishelle nie sądziła, że kiedykolwiek to powie, ale przebywanie w bazie było dla niej jakimś idiotycznym zbawieniem.
Dziś również wstała dość wcześnie, bo takim miała rytm dnia. Wczesne pobudki, dużo, dużo pracy, próba snu, bo kiedy słyszysz ciągłe wystrzały, już nie umiesz spać normalnie. Dziś w nocy też kręciła się z boku na bok jakby nie mogła przyzwyczaić się do miękkości materaca na środku pokoju uznawanego za sypialnię. W końcu Gust pojechał do sklepu, a Misha została z jego dalmatyńczykiem. Pies był najlepszym towarzyszem, mogła do niego mówić, a on słuchał tak uważnie jakby rzeczywiście rozumiał wszystko, z czym się borykała. W tym czasie robiła też jakieś rzeczy związane z remontem. Sama nie wiedziała właściwie za co się zabrać, choć różne narzędzia trzymała w rękach wielokrotnie. Tym razem trafiło na młotek.
- Więc sam widzisz Ollie, że ja chyba jestem… – nie skończyła. Podczas ożywionej dyskusji z psem machnęła nim jakoś niefortunnie, a jakaś część tynku posypała się na podłogę, a w ścianie pojawiła się dziura o średnicy pięciu centymetrów. Zacisnęła usta w wąską linię, bo nie miała pojęcia, co teraz. Akurat w tym momencie usłyszała samochód na podjeździe, a dalmatyńczyk pobiegł w kierunku drzwi. Misha zrobiła to samo. – O, to dobrze. Kupiłeś wszystko, co zaplanowałeś? – zapytała uprzejmie, próbując ukryć zdenerwowanie jakimś głupim uśmiechem.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Tak, w tym wszystkim nie wpadł nawet na to, żeby zapytać ją jak się ma. Serio. To była jedna z tych rzeczy, którą on wiedział i tyle; że tylko on w tym domu czuje się, jakby wsiadł na turbo szybki rollercoaster, w którym w dodatku nie było zapięć. Wszystko poruszało się zbyt szybko, nie dość, że dopiero wrócił i nie zdążył się jeszcze unormalnić, to jeszcze wziął na swoje barki remont. Pomińmy kwestię zaręczyn, bo to serio było niechcący, w swojej głowie jej o tym wspomniał, tak, ale to była rzecz, którą całkowicie wymyślił. Nie zdarzyła się. Był przekonany, że była realna i że wyprostował to wszystko, ale nie, tak naprawdę pewnie mu się to przyśniło czy coś. Dlaczego inaczej miałaby z nim mieszkać i pomagać przy remoncie? Że niby zgodziła się bawić z nim w dom i może samo jakoś ruszą do przodu w nowej rzeczywistości, w której wszystko było inne? Uhum..
Dobra, nie spodziewał się, że na powitanie przybiegnie i Ollie i Misha. Parsknął krótko pod nosem obserwując jak skika zaraz za czworonogiem. Urocza. Serio była urocza.
- Yeah. - odpowiedział lekko, zaraz potem dając ostatniego całusa w czoło swojemu futrzastemu synkowi, zanim podniósł się z kolan. Dopiero wtedy się zastanowił, patrząc przez krótki moment w sufit. - To znaczy.. Wszystko co było duże i co musiałem pomacać, no wiesz. - wzruszył ramionami, bo nie, nie wiedział, czy wiedziała co on wiedział. Aż takim jasnowidzem nie był, domyślał się tylko niektórych rzeczy, chociaż w większości przypadków domyślał się błędnie. Przesunął stopą pudełka z nowymi narzędziami tak, żeby nie przeszkadzały, stwierdzając, że jednak nie chce mu się nic z nimi w tym momencie robić.
-Hey. - rzucił dopiero wtedy, uśmiechając się do niej lekko i, przechodząc obok, dał jej szybkiego całusa w skroń. Dwumetrowy facet, szafa dwudrzwiowa, o delikatności kolibra; definitywnie on. - Idziesz ze mną coś wyczarować do jedzenia, czy robisz coś? - właściwie, gdyby akurat była czymś zajęta, mógłby jej pomóc, żeby szybciej poszło, nie? Lubił gotować z kimś; zwykle z Billie, siedzącą gdzieś z boku i obierającą mu warzywka, kiedy on się tym gotowaniem zajmował, ale.. No. Tak. Z Mishą przecież też mógł gotować, nie?

misha garrard
golabki
AR#7194
lekarz wojskowy — na wojnie
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I ain't worried bout it right now.
Cóż, miała się różnie. Najgorzej z jednego powodu – nie czuła się tutaj jak w domu. Z jednej strony wiedziała, że minęło zbyt mało czasu, by cokolwiek mogło się zmienić, a z drugiej sama narzuciła na siebie tempo, w jakim zajmowali się wszystkim. Chciała być najbardziej przydatna jak się da. Jakby musiała czymkolwiek zapłacić za to, żeby tu być. To było najgorsze uczucie ze wszystkich. Próbować zasłużyć na coś, co powinna mieć od ręki. Chodziło tu o poczucie przynależności. Całe szczęście dogadywali się w innej kwestii, która od zawsze była ich. Dobrze im było w sferze intymnej, a przynajmniej Mishy było dobrze, bo zapominała, gdzie jest i co się właściwie dzieje. Mogli być równie dobrze w swojej bazie, gdzie kradli dla siebie te momenty jak coś zakazanego. W takich chwilach nie zastanawiała się nad tym, że jest inaczej, że jest masa innych rzeczy, którymi powinni się teraz zająć.
Odpowiedziała skinieniem głowy, bo mniej więcej wiedziała, o co mu chodziło. Prawdopodobnie rozmawiali też o tym, co będzie kupował i Misha po prostu to zaakceptowała. Nie wzięła pod uwagę tego, że skoro była jego narzeczoną, to powinna z nim pojechać i przynajmniej w czymkolwiek mu doradzić. Naprawdę była bardzo nieogarnięta w tych okołozwiązkowych sprawach, skoro nawet nie potrafiła na głos nazwać go swoim narzeczonym albo chociaż swoim facetem. I choć brakowało jej Gusta podczas jego nieobecności, tego również nie wyraziła niczym, prócz dotknięciem przelotnie jego policzka. – Robię, a właściwie to nie… – zaczęła, bo nie wiedziała jak mu powiedzieć, że zniszczyła to, co on naprawiał. Było jej tak strasznie głupio i wstyd, że najchętniej zapadłaby się teraz pod ziemię. – Przyjdę, dobrze? Za momencik, tylko coś skończę i przyjdę – obiecała, już kierując się w stronę pokoju. Zastanawiała się, co właściwie zrobi. Przyklei kartkę? Powiesi obrazek? Albo jakiś plakat z gazety, bo pewnie nie mieli tu obrazków? Plakatów zresztą też nie. Czy po prostu stanie przy tej ścianie i będzie swoim ciałem zasłaniać tę przeklętą dziurę?

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Oh, on też nie należał do najlepszych w kwestiach związkowych. To znaczy.. Inaczej. Potrafił się w nich odnajdywać naprawdę dobrze! Nie miał problemu z organizowaniem wspólnego czasu, małych randeczek, z podarowaniem głupiego kwiatka bez okazji, czy powiedzeniem czegoś miłego tak po prostu. Zawsze był w tym dobry, nawet by się nie powstydził nazwania siebie romantykiem, tak. Po prostu nie umiał myśleć o obowiązkach w perspektywie związku. Przyzwyczajony do tego, że wszystko było raczej na jego barkach i wszystko, co musiał zrobić, robił sam. Nie pomyślał, żeby jej zapytać, czy nie chce pojechać (Olliemu by się nic nie stało, gdyby został sam), nie myślał o tym, wychodząc z psiakiem na spacery i gdyby nie fakt, że sama się wyrywała do pomagania przy remoncie, to pewnie o to też by nie zapytał. Jakoś tak.. Nie myślał o tym? O wielu rzeczach nie myślał, o których powinien, a myślał o tych, o których zupełnie nie powinien; zdarzało się, ludzka przypadłość.
- Okay. - zmarszczył lekko brwi na jej krypto-odpowiedź, ale z racji tego, że nie należał do nachalnych, po prostu stwierdził, że da jej być. Lubił swoją przestrzeń, może ona też lubiła swoją i nie chciała, żeby we wszystkim jej pomagał? Może! Miała do tego prawo i wcale jej nie miał zamiaru się jej wpraszać w cokolwiek robiła-nie-robiła. Nie potrzebował też wylewności w powitaniach i szczerze, chyba nie wiedziałby jak ma się zachować, gdyby od progu rzucała mu się na szyję. Tak, jasne, spontaniczność leżała w jego naturze dość głęboko, wyłaziła na wierzch czasami, mógłby też powiedzieć, że był facetem pełnym pasji, ale.. To chyba była kwestia tej przestrzeni, nie? I odpowiedniego czasu na odpowiednie rzeczy. W tym konkretnym momencie był głodny, więc o niczym innym nie myślał.
W kuchni pierwsze co zrobił, to zaglądnięcie do lodówki. Powinien już dawno iść do sklepu.. zawsze była opcja zamówienia czegoś, ale nie chciało mu się czekać, był głodny teraz. Resztka pomidorów, oliwki, trochę czosnku, miał oliwę i miał makaron. No i dobra. Plan był, więc zabrał się do roboty, szybko jednak wpadł na to, że chyba w swoim czasie spędzonym w bazie nigdy nie zapytał jej o rzecz tak trywialną jak.
- Ey? Lubisz oliwki? W sumie inaczej. Czy jest jakieś jedzenie, którego nie lubisz? - zaczął do niej mówić jeszcze w kuchni, podniesionym głosem, żeby na pewno go usłyszała. Zamiast wchodzić do pokoju, stanął w progu, czy raczej zawisł na futrynie, wykorzystując ją, żeby przeciągnąć mięśnie klatki. Lepiej. Nie, nawet nie próbował się zastanawiać co ona wyprawiała w tym pokoju, serio; miał w głowie jedzenie i to pytanie wydawało mu się istotne.

misha garrard
golabki
AR#7194
lekarz wojskowy — na wojnie
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I ain't worried bout it right now.
No i może to było dziwne, ale nie odczuła, że ona też powinna wyjść z jakąś inicjatywą. Zapytać go czy jakoś mu doradzić, pomóc, pojechać z nim, a może zjedliby jakiś lunch na mieście. Nie, Misha w tym czasie wolała machać młotkiem i zrobić dziurę w ścianie, bo nie byłaby sobą, gdyby coś się nie odwaliło podczas jego nieobecności. Generalnie swoją nieumiejętność bycia w takiej relacji zwalała na to, że przez połowę swojego życia mieszkała ze starą panną, która miała własny pensjonat, stado kotów i zdecydowanie uważała, że to, co Misha właśnie wyprawia jest głupotą. Garrard nie miała pojęcia, skąd to zdanie i nie akceptowała tego, ale wywoływało w niej jakąś niepewność, bo zawsze szanowała opinie Margaret. Tylko, że zazwyczaj miały one jakąś podstawę, a teraz Mishy wydawało jej się, że ta konkretna opierała się na czymś nie do końca jasnym. Bo pomimo strachu, wszelkich wątpliwości (wobec siebie), ona była Gusta cholernie pewna. Nie wiedziała, co siedzi mu w głowie, nie miała pojęcia, że niektóre kwestie nie do końca mu odpowiadają, ale ufała mu, bo nigdy jej nie zawiódł. Nie złamał danego słowa, nie okłamywał jej, a przynajmniej nigdy go na tym nie przyłapała.
Poszła sobie i tak naprawdę nic nie zrobiła. Po prostu zjechała po tej ścianie i ukryła twarz w dłoniach, próbując zebrać myśli. Pewnie gdyby udało jej się w końcu uspokoić i pomyśleć racjonalnie, zorientowałaby się, że Gust raczej nie zdenerwowałby się na nią aż tak, skoro właściwie cały dom był w remoncie i mogli tę dziurę dość szybko załatać. Na pewno gdzieś tu mieli wiaderko cementu albo gładzi czy innego tynku. Chyba zwyczajnie miała dość już tych wszystkich emocji, ich nadmiaru i tego, że części z nich nie potrafiła nawet nazwać. Podskoczyła w miejscu, kiedy usłyszała jego głos. Natychmiast wstała i rzeczywiście ustawiła się tak, próbując zasłonić tę ścianę, troszkę przesuwając się i niezręcznie machając ręką. To było zdecydowanie dziwne. Mogła po prostu wyjść mu naprzeciw. Zamiast tego, wolała zachowywać się jak kretynka. – Lubię, ale czarne – odpowiedziała. Wyciągnęła rękę do psa, który pojawił się gdzieś w pobliżu. Naprawdę potrzebowała sojusznika, dlatego poprosiła go, żeby do niej podszedł. Było jej raźniej. Wzięła głęboki wdech. – Okej. To znaczy…, no… to. Stało się to – odsunęła się, już nie udając dłużej, że była czymś zajęta. Leczyła żołnierzy na froncie, miała w sobie zdecydowanie więcej odwagi niż właśnie się zachowywała. Dlatego postanowiła przestać.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
To była też jedna z tych rzeczy, o których starał się nie myśleć tak właściwie w ogóle; że istniała spora szansa, że ją zawiedzie. Zdecydował się na cały ten cyrk, stawiając wszystko na jedną kartę. Dogadywali się na froncie, naprawdę ją lubił, była słodką i dobrą dziewczyną, dobrze się też zgrywali w łóżku.. Ale, no właśnie, było to jedno ale, że jej nie kochał. Co za tym idzie, wcale nie czuł, żeby mieli skakać zaraz w jakieś zmienianie stanu cywilnego czy inne szalone rzeczy. Liczył na to, że po prostu kiedyś się jednak zakocha? W jego głowie miało to jakiś sens, przecież wieki temu ludzie w ogóle się nie znali przed małżeństwami i jakoś żyli, nie..? Dobra, to było bardzo złe porównanie. Właśnie dlatego chyba jego mózg obronnie stwierdził, że on już jej wszystko ładnie wyłożył i że wszystko było okay. To się zdziwi, kiedy Misha przyjdzie do niego z katalogiem kiecek czy innych kwiatków..
Miał już udać wielce załamanego, bo mieli w lodówce tylko zielone, które wyjadał nocą ze słoika, nie mogąc spać.. Ale w końcu zwrócił uwagę na jej dziwaczne zachowanie, chwilę później z resztą pokazała swoje dzieło. Zmarszczył brwi na krótki moment, potem je uniósł, na samym końcu przybrał minę, jakby w gruncie rzeczy nie było tak źle.
- Całkiem symetryczna. - i to.. Tyle. W sumie, stuknięta ściana jak stuknięta ściana, w rodzinnym domu pewnie znalazłby kilka takich pamiątek po przenoszeniu czegoś cięższego. Nic takiego, nie? No, nie. Klepnął framugę, którą w końcu puścił, machnął ręką w stronę kuchni. - Zostaw to swoje dzieło i chodź robić ze mną jedzenie, bo nie wiem. - wykonał zwrot w bok, z przyzwyczajenia dość sztywno, jak marszowy manewr i, w istocie, odmaszerował znów do kuchni, przyjmując, że tym razem może rzeczywiście za nim pójdzie. Dziura była ładna, tak, tak.. Załatają, albo nie-załatają, albo coś tam powieszą; nie ważne! Jedzenie było za to zawsze ważne, a najważniejsze wtedy, kiedy było się głodnym. On był.
Na miejscu znów zanurkował w lodówce, nie przejmując się też za bardzo głosem swojej mamy w głowie, rugającej, żeby tak nie wietrzył. To była jego lodówka. Jego dom. Mógł sobie wietrzyć co chciał, właśnie taki rebel z niego był.

misha garrard
golabki
AR#7194
lekarz wojskowy — na wojnie
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I ain't worried bout it right now.
Być może, skoro istniała taka niewielka możliwość… może, ale pewnie to głupie, ale jednak może nie powinien się w to pakować? Bo cóż, choć Misha nie potrafiła jasno nazwać swoich uczuć, może też nie zachowywała się jak osoba skrajnie zakochana, nie rzucała mu się na szyję i była raczej w tym wszystkim… normalna albo zbyt normalna, ale zdecydowanie zależało jej na nim. Tak, był dla niej ważny i kiedy już nie wiedziała, co się dzieje, zadawała sobie pytanie, co by było, gdyby nagle zniknął z jej życia. Odpowiedź była dla niej raczej prosta – nie umiałaby sobie z tym poradzić. To było cholernie przykre, ale zawsze wiedziała, że wróci. Kiedy wracał na przepustkę, ona na niego czekała i wiedziała, że pojawi się w szpitalu z tym swoim uśmiechem. Może nie mówiła mu, że za nim tęskni albo robiła to rzadko, ale w środku czuła tę jego nieobecność niemalże boleśnie. Kiedy wyjeżdżał na misje, martwiła się. To znaczyło dla niej więcej niż prawienie mu komplementów czy inne słodkie słówka. Okej, musieli się dotrzeć, nauczyć siebie w normalnych warunkach, lepiej się poznać, ale już teraz Mishy wydawało się, że coś dla niego znaczy. Choć minimalnie więcej niż to, co rzeczywiście do niej czuł.
- Hm – tak, nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, bo zaskoczył ją. Tylko właściwie, czym? Myślała, że przełoży ją przez kolano i powie: oj, młoda damo, zrobiłaś bardzo źle? Albo: cóż, Mimi, zrobiłaś coś niewybaczalnego, musisz opuścić ten dom? Nie. Chyba po prostu myślała, że oznajmi, że jakoś to razem naprawią. Westchnęła cicho i powędrowała za nim. – Okej. Czy to oznacza, że możemy ją zostawić? Bardzo się napracowaliśmy – powiedziała jeszcze, patrząc na Olliego. Weszła za nim do kuchni i podeszła jakoś bliżej, by ponad ramieniem zajrzeć razem z nim do lodówki. Mieli zrobić razem jedzenie, dlatego chciała się rozejrzeć. – Zielone też zjem, choć nie jestem ich fanką – powiedziała w końcu, zwracając uwagę na słoiczek. – Generalnie nie unikam jedzenia. Jestem uczulona na orzechy, więc może tego nie jedzmy. Ale za to kocham grzyby i chyba wszystkie owoce, a przynajmniej większość. Aronia jest cierpka, więc może jej bym nie zjadła. Choć słyszałam, że zawiera dużo witaminy C – postanowiła podzielić się z nim ciekawostką.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Nie robił tego specjalnie. Nigdy nie był typem łamacza serc, a przynajmniej nie specjalnie.. Wiedział, że zdarzało mu się w młodości ignorować zupełnie przypadkiem starania dziewczyn, zwyczajnie ich nie zauważając. Umówmy się, myśli miał zajęte zupełnie inną koleżanką, stałą w programie odkąd pamiętał i to raczej nie miało się zmienić, skoro nie zmieniło się tyle lat. Założył w swojej głowie, że ta bliska koleżanka jest tylko bliską koleżanką i że nie będzie nigdy w stanie spojrzeć na niego inaczej; bo nie, bo jest jej przyjacielem i koniec kropka. To było okay, nie? Nie wpadł na to co prawda, żeby ją o to zapytać, ale mimo to pogodził się z tą myślą. Naprawdę lubił Mimi. Pomijając już fakt, że jakimś cudem udało jej się posklejać go w całość, kiedy być święcie przekonany, że rozerwało go w pół; pozostawiając przy tym jedynie tą ogromną bliznę, znacznie mniejszą niż to, czego się spodziewał. To będzie wciąż dla niego zagadką jak udało im się zmusić jego skórę do naciągnięcia się aż tak.. Ale lubił ją poza tym. Była kochana. Troskliwa, niewylewna, podobnie jak on, więc nie musiał się martwić, że źle go zrozumie. Wydawała się ogromnie cierpliwa i naprawdę nie musiała mu mówić, że cieszyła się na jego widok. On też się cieszył; skłamałby, gdyby powiedział, że było inaczej i to wcale nie dlatego, że ze sobą sypiali. To naprawdę nie było tak, że strefa intymna stanowiła dla niego główne oparcie tego całego cyrku, który sam stworzył; może dlatego go stworzył? Przez moment był trochę bardziej pewny, że to może się udać i dlatego zadał to głupie pytanie..? Może.
Roześmiał się lekko, ale szczerze, kiedy wspomniała o ciężkiej pracy zrobionej w tą piękną dziurę.
- To widać! Ale wiedziałem, że ci pomagał, to bardzo zdolny chłopak jest. - zażartował, całkiem niechcący pomijając odpowiedź na pytanie.. Bo ta dziura serio nie była taka istotna, nie? To chyba oznaczało, że mogli ją zostawić, gdyby Gustowi zaczęła przeszkadzać w którymś momencie remontu, to by ją po prostu załatał. To nie był takie problem, chwila, kilka godzin schnięcia, trochę szlifowania i fruwającego tynku i gotowe. Nic wielkiego. Poczuł ją za sobą, więc, żeby nie musiała się tak wyciągać, wciągnął ją przed siebie. Była znacznie niższa, okay? Tak było wygodniej.
- Mhm, czyli curry odpada. Szkoda, lubię curry. - nie wiedział właściwie, czy każdy rodzaj curry posiadało orzechy.. Ale ta gotowa pasta, którą zwykle kupował, na pewno je miała. No nic, znajdzie sobie coś innego. - Dobra, to co powiesz naa... Planowałem makaron. Z tymi, o pomidorami i z czosnkiem iiii skoro chcesz mi zostawić oliwki na podjadanie w nocy, to może.. A, zaszalejmy i dorzucimy tam tą szynkę? Brzmi jak makaron. - rozgadał się bo, hey, chodziło o jedzenie, nie? Tak sobie mówiąc niespiesznie i wymieniając, oparł podbródek na jej głowie, jedną ręką ją obejmując, a drugą wskazując kolejne produkty o których mówił. Tak, matka by go zabiła ścierką za takie wietrzenie lodówki, ups.

misha garrard
golabki
AR#7194
lekarz wojskowy — na wojnie
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I ain't worried bout it right now.
Cóż, dla zranionej osoby to już jest praktycznie żadne wytłumaczenie. Misha rzeczywiście była kochana, troskliwa i niewylewna, ale bywała też twarda, cholernie silna i nie miała pojęcia czy potrafiłaby odpuścić. Odpuścić mu, bo jego odpuściłaby sobie na pewno. Żadna kobieta nie chce być tą drugą albo niekochaną, a naiwne czekanie, że coś mogłoby się zmienić na pewno nie było w stylu Mishelle. Dobrze, może sama nie wiedziała, czego do końca chce, bo to nie tak, że była niezdecydowana z konkretnego powodu. Ona po prostu nie miała pojęcia jak żyć poza bazą, nawet, jeśli żyła tam od zaledwie kilku lat. Chyba była nauczona, wpoiła sobie, żeby mieć przy sobie tylko jedną osobę, a każda z tych pojedynczych osób, które miała w innym miejscu tworzyła z nią zupełnie inną relację. Margaret była wobec niej opiekuńcza, wspierająca, tak, Misha czuła tę miłość i jakoś się do niej dostosowała. Margaret chyba też przyjęła za jakiś pewnik, że Garrard ją kocha, bo zwyczajnie musiała to zrobić. Weteran z Sydney, z którym spędzała najwięcej czasu właśnie tam bardzo często dawał jej silnego, motywującego kopniaka w tyłek. Był jej dobrym znajomym, a jednocześnie jakimś mentorem i siłą napędową. I choć ich znajomość kręciła się głównie wokół medycyny i wojska, to wiedziała, że może powiedzieć mu znacznie więcej. Tylko czy chciała? Nie, bo wiele rzeczy trzymała w środku. Najwyraźniej tylko do psa mówienie wychodziło jej nieźle. Albo prawie nieźle. A Gust? Gust był w bazie jej najlepszym przyjacielem, rozmawiali całkiem sporo i szczerze powiedziawszy, nie sądziła, że coś mogłoby się w tym zakresie zmienić. Zmieniło się, ale Misha była przekonana, że gdyby nie podobało jej się to, to prawdopodobnie szybko zwiałaby z tej relacji. Skoro nadal tego nie zrobiła, to musiało być jej dobrze, a to oznacza, że niczego nie zauważyła. Zresztą, ona niczego nie szukała, żadnych sygnałów, bo ufała Gustowi.
- Był wsparciem moralnym i wyzwalał we mnie odpowiednie emocje, to naprawdę bardzo dużo – powiedziała zgodnie z prawdą. Nie, absolutnie nie broniła się tym młotkiem przed dalmatyńczykiem i założyła, że Gust sobie tak nie pomyśli, dlatego postanowiła tego nie wyjaśniać. Zresztą, co miałaby mu powiedzieć? Że się boi? Nie, nie, nie. To nie wchodziło w rachubę.
Troszkę tak przysunęła się bliżej niego, kiedy za nią stanął, bo nie ukrywajmy, że uwielbiała jego bliskość.
- Nie odpada, ty nadal będziesz je jadł – odpowiedziała, bo nie przyjechała tutaj, żeby mu cokolwiek odbierać. A zwłaszcza coś, co lubił. Akurat to nie była kwestia szczególnie sporna i potrzebująca kompromisu. – Brzmi jak świetny makaron. Z szynką jeszcze lepszy. Powiedz mi, co mam robić, szefie. Już myję ręce i zakasuję rękawy – powiedziała. Emocje trochę opadły, więc była zdecydowanie entuzjastycznie nastawiona. – Tak bardzo przejmowałam się dziurą, że dopiero teraz poczułam głód, więc może się pospieszmy? – poprosiła, choć nie chciała go poganiać. Jeśli jakąś satysfakcję dawało mu wietrzenie lodówki, to w porządku.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Właściwie, chyba lepiej poradziłby sobie ze wściekłością i niechęcią, niż gdyby była po prostu smutna. Nie było go łatwo wyprowadzić z równowagi, ataki i zaczepki zwykł przyjmować ze swoim stoickim spokojem, ale na smutne koty i babskie łzy po prostu nie miał odpowiedzi, okay? Jakoś nie miał sposobności się do nich przyzwyczaić w swoim życiu. Jego poprzednie związki kończyły się z obustronnym błogosławieństwem i bez żadnych dram. Nie miał pojęcia co tutaj miało się wydarzyć, między nim, a Mishą, ale definitywnie nie spodziewał się jakichś wielkich wybojów. Jeszcze jej nie powiedział, że rzuca wojsko... Wszystko się jakoś ułoży, wyjdzie na jaw, wyjaśni, nie? Głównym problemem Gusta była jego własna głowa, która zwyczajnie go okłamała, może chcąc uchronić właściciela przed jakimś pierwszym zawałem czy czymś w tym stylu. Cholera wie. Tak czy siak, jakoś będzie. Zawsze było.
Gdy opowiadała mu o pomocnej łapie, którą do dziury w ścianie przyłożył Ollie, tylko się śmiał, potem zagadnął czworonoga krótko, dopytując, czy rzeczywiście tak było. Jego psią radość potraktował jako potwierdzenie, ale generalnie temat ściany uznał za zakończony. A już zwłaszcza, kiedy Misha też stwierdziła, że jest głodna. Skoro obydwoje byli głodni, to halo, priorytety!
- No to.. Postaw mi wodę, a ja zrobię całą resztę? - w sumie kiedy dał jej chwilę spokoju, zdążył sobie obrać czosnek, także nie było zbyt wiele do zrobienia. Rzucił na deskę do krojenia szynkę, przetransportował pomidory, żeby sprawnie je poszatkować. Lubił myśleć, że jest w to całe gotowanie naprawdę doby, a jego mama nawet twierdziła, że to genetyczne, bo ona ma dokładnie to samo. Żadne z nich jakoś specjalnie się nie starało, uczyło, czy cokolwiek innego; uważali gotowanie za dobrą zabawę i zwykle całkiem podświadomie potrafili dobrać wszystko tak, żeby działało. Magia! Podarował sobie też komentarz, że jeśli gotował z Billie, to zwykle zajmowała stanowisko dyktatora z wyspy/kuchennego blatu/krzesła, udając, że cokolwiek robi w kuchni, a on robił.. No, powiedzmy, że równie podświadomie wiedział, że kwestię Billie powinien zostawić dla siebie. Ha, prawie jakby miał coś na sumieniu, nie? Totalnie miał. Nawet jeśli nie była to fizyczna zdrada, bo między nim a Winfield do niczego poważnego nigdy nie doszło. Tak.
- I nie wiem, możeesz.. Zrobić coś do picia. I puścić mi jakąś muzykę, to będzie szybciej. - instruował dalej, ostrząc sobie jeszcze sprawnie nóż, zanim zabrał się rzeczywiście do krojenia wszystkiego, rozgrzewając patelnię w międzyczasie. Było już popołudnie, on zastanawiał się, czy w ogóle chce mu się dzisiaj coś robić, a nie wolałby po prostu.. Wychillować? Zająć się czymś, co nie wymaga od niego więcej biegania, skakania i całej reszty? Wyłożyć się na leżaku na zewnątrz, chociażby, z drinkiem w ręce i czytać jedną z wielu zakurzonych książek na potem? To była jakaś opcja..

misha garrard
golabki
AR#7194
lekarz wojskowy — na wojnie
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I ain't worried bout it right now.
Ciężko było przewidzieć reakcję w takiej chwili. Bo człowiek, który zgadza się na zaręczyny, nawet jeśli trochę pod wpływem emocji raczej nie zakłada z góry, że osoba, z którą spędzało się cholernie dużo czasu kocha kogoś innego. Okej, może spędzanie wielu wspólnych godzin nie było wyznacznikiem ważności relacji, ale dla Mishy naprawdę znaczyło to bardzo dużo. Nie wyobrażała sobie negatywnych scenariuszy z Gustem w roli głównej, a gdyby jednak cokolwiek się wydało, prawdopodobnie nawet nie uznałaby siebie za naiwną. Wiara w drugiego człowieka nie czyniła z niej ślepo zapatrzonej, tym bardziej, że Gust nie dał jej jeszcze odczuć, że jest dla niego mało ważna. Albo mniej ważna niż jakaś kobieta. Może to wszystko wyglądało dość… głupio, bo jednak nie byli stereotypową parą, każde z nich miało jakieś mankamenty, swoje wydziwienia, może również częściowo z powodu wojny, ale naprawdę sporo dla niej znaczyło. Nawet, jeśli nie określiła go jeszcze swoim facetem, swoim narzeczonym, czy kimkolwiek jej.
- Nooo… dobrze – odpowiedziała po prostu, zerkając do kilku szafek w poszukiwaniu jakiegoś garnka. Kiedy w końcu znalazła, nalała wody i postawiła go na kuchence. Nerwowo otarła ręce o spodnie i ponownie do niego podeszła, by przyjrzeć się temu, co robił. – Obiecuję, że już niczego nie zepsuję. Mówię tak jakby co – zaznaczyła, chociaż pewnie bardziej dlatego, że poczuła się nieprzydatna. Mimo wszystko, strojenie fochów nie leżało w jej naturze, zresztą, nawet gdyby, to nie czuła również, że miałaby jakiś powód. – Woda z cytryną będzie w porządku? W ogóle masz… mamy cytrynę? – zapytała, bo szczerze powiedziawszy, jeszcze nie przyzwyczaiła się do nazewnictwa i do grzebania w szafkach jak u siebie. Ba, nie robiła tego nawet pod jego nieobecność, choć pewnie ciekawość co do niektórych kwestii zżerała ją od środka. – I możesz mi też powiedzieć jaką muzykę lubisz, bo mój gust jest mocno ograniczony – wyjaśniła. Bardzo ceniła sobie absolutną ciszę. Po tych kilku latach spędzonych w miejscach, gdzie huki i wystrzały były na porządku dziennym, unikała gwałtownych melodii. Mimo że to nie ona biegała z karabinem. Jeśli cokolwiek włączała, pewnie stawiała na jakieś utwory smyczkowe. Była zafascynowana tym instrumentem i podziwiała ludzi, którzy potrafili na nim grać.

Gust Johansen
ODPOWIEDZ