komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
thirty two
gemma & ephraim
To był inny świat. Lorne Bay a Irak. Nie tylko pod względem wizualnym, ale także serca wydarzeń. Tam tak silnie i otwarcie trwająca wojna, gdy tutaj panował spokój. Nikt nie obawiał się w małym miasteczku przechodzić po ulicy, nikt nie musiał na to zważać, aby nie okazać się przypadkiem w złym miejscu o złym czasie. Nikt nie musiał myśleć o tym, że sąsiad mógł należeć do bojówki bądź kuzyn wplątał się w skrajnie poglądową organizację. Miał czuć się tutaj bezpiecznie. Miał się tu czuć jak w domu, lecz ten czar prysł już jakiś czas temu, a kapitanowi pozostawała jedynie namiastka normalności pozostająca we własnym dziecku. I chociaż powinno dodawać mu to motywacji, mąciło niegdyś tak bezbłędnie trzeźwy umysł marynarza. Sądził, że im więcej upłynie czasu, tym większego dystansu nabierze, ale w tym momencie na jego barkach nie ciążyła jedynie świadomość niewierności żony. Było tam o wiele, wiele więcej. Ostatnia misja okazała się niepowodzeniem i to nie w kwestii poniesionych strat w jednostkach, bo żaden obywatel australijski nie ucierpiał. To dopuszczenie i przeoczenie zbliżających się sił wroga tak blisko, zaprowadziło do katastrofy oraz porażki. Ephraimowi wciąż wydawało się, że słyszał co jakiś czas odgłosy wystrzałów, a urwane sny, z których budził się z szybkim biciem serca, stawały się codziennością. Spocony motał się w pościeli zbyt długo nocami. W ciągu dnia osowiały i nieobecny nie był w stanie przejmować się nawet tak bardzo Leonie i jej humorami. W końcu nie było nic, co mogłoby wyrwać go z pozostawania w całkowitym zanurzeniu tamtejszymi zdarzeniami.
Tej nocy znów nie mógł spać. I chociaż była sobota i wiedział, że nie miał widzieć się z Teresą przynajmniej do późnego wieczora z uwagi na jej wyjazd z matką, wstał o wiele wcześniej niż zwykle. Normalny, marynarski zegar biologiczny odzywający się o czwartej rano został wyprzedzony i Ephraim o trzeciej był już na nogach, robiąc sobie porządną przebieżkę po dobrze oświetlonej dzielnicy. Musiał wymęczyć ciało, aby całkowicie oczyścić umysł i pozwolić sobie na jakikolwiek odpoczynek. Spokój jednak nie przyszedł, a pokłady energii jedynie wzrastały — podobnie zresztą jak niechciana burza emocji. Następną godzinę spędził więc w garażu na boksie, wypacając całą resztę gorąca, jakie w sobie posiadał. Przy tej czynności razem z każdym oddechem opuszczały go wątpliwości, pozwalając, by w końcu się oczyścił. Tego potrzebował i do tego dążył, więc nie przestawał, dopóty dopóki nie mógł złapać już oddechu. Jego ciało krzyczało, by przestał, a on mógł z czystym sumieniem na to przystać. W piętnaście minut później pozwalał, żeby woda orzeźwiła wciąż rozgrzane, parujące mięśnie i chociaż dla kogoś mógłby to być koniec, Ephraim nie zamierzał spędzać całego dnia w pustym domu. Melody także gdzieś wyjechała, nic mu nie mówiąc, ale do tego już nawykł. Krótkie śniadanie w pojedynkę, a następnie ubrał się w strój motocyklowy, by wraz z pierwszymi oznakami świtania wyjechać z charakterystycznym warkotem z garażu. Samotna wyprawa jachtem wzdłuż wybrzeża lub na otwarte wody nie brzmiała źle, a i tam mógł spędzić czas na nurkowaniu. Dawno tego nie robił, a przecież to właśnie o tej porze morskie stworzenia były najbardziej aktywne. Delfiny, długopłetwce oceaniczne czy nawet orki nie były niczym zaskakującym. Nie wspominając o diugoniach.
Pogrążony w rozmyślaniu o tym, co będzie mógł obserwować tego dnia, zatrzymał się na światłach, aby przepuścić pieszą — jedyną o tej porze na całej ulicy — i gdy jego wzrok zza przyciemnionej osłonki kasku trafił na sylwetkę danej postaci, kolejny raz żołądek opadł mu na dno. Działo się tak za każdym razem. Za każdym razem gdy ją widział... I nic nie mógł na to poradzić. Czy to było jakieś ich przekleństwo? Tylko oni na ulicy, a on dosłownie już teraz miał skręcać i wjeżdżać do zatoki, aby zająć się swoją łodzią. Ephraim wiedział jednak, że mieszkali teraz wspólnie w małym miasteczku — szansa na wpadniecie na siebie, była zdecydowanie wysoka i powinni do tego nawyknąć, nieważne jak bardzo bolało i jak wiele emocji budziło w nich ich własne towarzystwo oraz obecność. Burnett chciał jednak wierzyć, że kobieta ułożyła sobie życie, bo prócz wypluwanych w jego stronę złości, nie wiedział o niej nic. Nie wiedział, gdzie mieszkała, z kim bywała, co lubiła robić po pracy. Pracowała w zoo i była tutaj — to było pewne. Gemma nie zwróciła jednak przesadnie na niego uwagi, więc motocyklista mógłby kontynuować swoją podróż i plany bez uszczerbku na reputacji, ale... Nie chciał tego robić. Uważał, że było to błędne. Skręcił więc w ulicę, po której chodniku dalej szła Fernwell, przejechał kilka metrów dalej i zatrzymał się na pustym przystanku autobusowym, czekając, aż miała przechodzić obok. Nie zsiadł z motoru. Gdy była tak blisko, że nie było opcji, by go przegapiła czy nie dosłyszała, odezwał się. - Hej - rzucił zza kasku i chociaż nie mogła widzieć jego twarzy, musiała rozpoznać głos. - Co tu robisz tak wcześnie?
Gem Fernwell
easter bunny
chubby dumpling
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.

[akapit]

TRZYDZIEŚCI DWA

Ostatni miesiąc wiązał się dla niej z ogromem zmian, na które nie do końca była przygotowana. Długa walka z wcześniejszą władzą zoo całkowicie wyczerpała jej pokłady energii, a przy okazji postawiła ją też w położeniu, w którym wcale nie chciała się znaleźć. Nie była zatem pewna, czy aby na pewno pragnęła na dłużej związać swoją przyszłość z tym miejscem, czy jednak powinna zdecydować się na zmiany, które pozwoliłyby jej rozwinąć skrzydła. Chciała też samodzielnie przyczynić się do tego, aby coś jeszcze się zmieniło – pragnęła stworzyć miejsce, w którym mogłaby pomagać zwierzętom na wszelkie sposoby. Jedynym problemem, który ją przed tym powstrzymywał, był brak funduszy. Aby stworzyć coś, co mogłoby funkcjonować jako fundacja, najpierw musiałaby pozyskać środki, by odpowiednio tym pokierować i rzeczywiście móc zaoferować potrzebującym zwierzętom niezbędną pomoc. Myślała o tym coraz częściej i coraz częściej utwierdzała się w przekonaniu, że nie było wiele rzeczy, które mogłaby w tej kwestii zrobić. Nie oznacza to jednak, że planowała się poddać. Nie, akurat Gemma była jedną z tych osób, które ceniły sobie walkę o to, co było dla nich ważne.
Dziś jednak nie to sprawiło, że o tak dziwacznej porze znalazła się poza własnymi czterema ścianami. Kiedy przed przeszło miesiącem przeprowadziła się, była przekonana, że ta decyzja okaże się strzałem w dziesiątkę. Uciekała przed tym, co miało związek z jej poprzednim miejscem zamieszkania, ponieważ perypetie, które zgotował jej tam Clayton, kosztowały ją zbyt wiele nerwów. Miała zwyczajnie dość, dlatego zdecydowała się wywiesić białą flagę i jeszcze przed rozwiązaniem umowy najmu, znaleźć sobie coś nowego. Stosunkowo szybko udało jej się wynająć nowe lokum, a pomijając fakt, że było nieurządzone i musiała włożyć wiele pracy i pieniędzy w zakup niezbędnego wyposażenia, wydawało jej się, że za tę cenę trafiło jej się jak ślepej kurze ziarno. Przez pewien czas była naprawdę zadowolona z miejsca, w którym miała rozpocząć nowe życie, ale jak wszystko, w końcu i to musiało zostać zniszczone. Wystarczył jeden wieczór, jedna nieproszona wizyta pod jej nieobecność, aby wszelkie plany i poczucie bezpieczeństwa posypały się jak domek z kart. Wystarczyło, że wróciła do mieszkania, do którego ktoś się włamał, aby zabrakło jej pewności. Miejsce, które jeszcze niedawno uważała za idealne, do zbudowania w nim nowej codzienności, teraz zwyczajnie ją przytłaczało. Nie chciała tam przebywać i wykorzystywała każdą okazję ku temu, aby stamtąd uciec. Dziś nie było inaczej.
Od dłuższego czasu nie mogła spać, jedynie przewracając się z boku na bok. Ilekroć przymykała powieki, miała wrażenie, jakby słyszała kroki w którymś z pomieszczeń. Bała się, a jednocześnie nie miała nikogo, do kogo mogłaby zwrócić się o pomoc. Nie chciała przecież być damą w opałach, która nie jest w stanie samotnie spędzić w swoim mieszkaniu nocy. Nie chcąc więc być zdaną na czyjąś łaskę, zrobiła coś, co również do rozsądnych posunięć się nie zaliczało. Jeszcze przed świtem (albo, dla niektórych: późną nocą) wyszła z własnego mieszkania, chcąc przewietrzyć umysł. Wydawało jej się, że właśnie tego teraz potrzebowała, dlatego pozwoliła sobie na powolny spacer – długi na tyle, że nogi poniosły ją aż do sąsiedniej dzielnicy. Chciała najwyraźniej przyjrzeć się urokom portu, ale zanim do niego dobrnęła, los znów utwierdził ją w przekonaniu, że uwielbiał sobie z niej kpić.
Warkot silnika motocyklowego nie zrobił na niej wrażenia, dlatego cały czas maszerowała dalej. Nieznaczny niepokój obudził się w niej dopiero wtedy, kiedy pokonując kolejne metry spostrzegła, że kierowca postanowił się zatrzymać. W głowie nadal mając obraz tego, co zastała we własnym mieszkaniu, kiedy ktoś się do niego włamał, przez moment zastanawiała się nad tym, czy nie powinna zawrócić, ale na to ostatecznie się nie zdecydowała. Wciągnęła głębiej powietrze, w duchu prosząc jakąś siłę wyższą, aby osoba na motocyklu nie próbowała jej zaczepiać. Stało się jednak inaczej, a Gemma nie od razu skojarzyła głos. Prawdopodobnie przez zdenerwowanie chwilę jej to zajęło. - Nie powinnam zapytać cię o to samo? - odbiła piłeczkę, kiedy już pierwsze fale niepokoju zaczęły opuszczać jej ciało. Nie musiała się martwić, przy nim przecież w żaden sposób nie była zagrożona. Pokonała więc kilka kolejnych kroków, tym samym zmniejszając dzielącą ich odległość, a kiedy znalazła się dostatecznie blisko, omiotła go spojrzeniem. - Naszła mnie ochota na spacer - oznajmiła, po czym lekko wzruszyła ramionami. Czy niemożliwość zobaczenia jego twarzy sprawiała, że rozmawiało jej się z nim łatwiej? Nie. Warto jednak nadmienić, że kiedy wpadli na siebie ostatnim razem, a ona zrzuciła z własnych barków pewien ciężar, odetchnęła z ulgą. Może kiedyś naprawdę będzie gotowa na to, aby na dobre zamknąć ten rozdział?

Ephraim Burnett
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
W jakiś sposób wcale nie cieszył się z tego powrotu. Ze świadomości, że aktualnie nie miał zaznać odpoczynku, poczucia bezpieczeństwa oraz — przynajmniej powierzchownie — odsunięcia od siebie tego, kim musiał być przez ostatnie półtora miesiąca. Bo wbrew pozorom nie zawsze był w pierwszym rzędzie marynarzem czy dowódcą. Odwieszał mundur, wracał do rodziny. Był częścią demokracji, nie zaś górą w poziomach ugrupowania. Nie pełnił obowiązków, ale o nich nie zapominał. Tak było w przypadku zdrowego, normalnego funkcjonowania, gdy sądził, że jego życie jednak toczyło się we właściwym kierunku. W tym konkretnym momencie nie było takiej możliwości. Wciąż był spięty, lecz nie jedynie po pozostałościach irańskich wypadków — wyjeżdżając z Lorne już nosił na swoich ramionach ogromny ciężar, które ostatnie wydarzenia jedynie pogłębiły. Wydawało się, że czas półtora miesiąca był nieporównywalnie krótszy od sześciomiesięcznej wyprawy, jednak intensywność przeżyć przekraczała doznania podczas reju poprzedzającego ten do Zatoki Perskiej o wielokroć. Mogli mu przyznać niemożliwą ilość wynagrodzeń, liczne odznaczenia, nadawać kolejne awanse, jednak nie miały one w sobie wagi takiej, jakiej normalnie miałyby, gdyby miasteczko na stałym lądzie nie było kolejnym frontem, z jakim mierzył się kapitan. I to nie tak, że Krzyż Wiktorii nic dla Ephraima nie znaczył. Nie. Po prostu… Po pierwsze nie był osobą, która uznałaby swoje dokonania za tak wysoko wybitne czy wyjątkowe — wykonywał zwyczajnie swoją powinność. To była jedna wątpliwość. Druga dotyczyła faktu, że aktualnie nie zmieniało to jego życia prywatnego. Zawodowego? Oczywiście. W końcu zaakceptowane podanie o przydzielenie mu Krzyża podpisała w ostatnich dniach swojego życia sama królowa Anglii. Był więc nie tylko jedną z kilkorga osób, które posiadały ów odznaczenie w Australii, ale także ostatnią, która je otrzymała od Elżbiety II. Nie wręczała go osobiście z oczywistych przyczyn, jednak Australijczycy otrzymywali go z ramienia swojego własnego rządu. Trzeci tydzień października miał stać więc pod znakiem wyjazdu do stolicy, który nie napawał wcale kapitana entuzjazmem. Normalnie towarzyszyliby mu bliscy, ale w tym momencie nie wiedział, co miał zrobić. Zapewne mieli być rodzice, może siostra. Co dalej? Kiedyś najdroższy przyjaciel, żona, mała córka, która uśmiechem, sprawiała, że dla Ephraima liczyły się jedynie momenty z nią spędzone. I wiedział, że wszelkie zasługi miały być z bliskimi współdzielone. A teraz? Czy było to tak istotne? Tak, ale nie czuł radości. Nie czuł dumy. Czuł smutek. I to nie tak, że uważał, iż jego czyny nie uratowały tamtych ludzi — robił to, co każdy wojskowy, marynarz, lotnik zrobiłby na jego miejscu. Po prostu nie miał komfortu w życiu prywatnym, aby przyjąć wyróżnienie w pełni.
Osoba Gemmy odwróciła tor męskich rozmyślań w innym kierunku i wcale nie prostszym. Zupełnie jakby Lorne Bay rzucało mu w twarz coraz więcej upomnień o tym, jakie popełniał błędy oraz jak bardzo miasteczko działało toksycznie na samego kapitana. Nie zsiadając z motoru, ściągnął kask, gdy kobieta zadawała swoje pytanie, wiedząc, że nie byłby w stanie tak po prostu odjechać po powitaniu. Musieli zacząć żyć w swojej okolicy. Jakoś... - Przyjechałem do portu. Mam trochę pracy przy łodzi - wyjaśnił krótko, wiedząc, że przy tym konkretnym zajęciu mógł odpoczywać. Tak prawdziwie. Skupiając się na naprawie kadłuba, myślał tylko o tym. Sprawdzając żagle, szczelność pokładu, stan drewnianych wykończeń — to go uspokajało. Oczyszczało. I wiedział, że Fernwell zdawała sobie z tego sprawę. W końcu nawet już wtedy, gdy byli razem, gdy coś zajmowało uparcie myśli mężczyzny, udawał się do portu, tudzież mogła go znaleźć przy motorze, który reperował. Zadania techniczne były tymi, których potrzebował, by nie dać się światu zwariować. A ona? Co tu robiła ona?
Naszła mnie ochota na spacer.
- Nie pamiętam, żebyś lubiła to robić. - Z ich dwójki to on zawsze był pierwszy na nogach, zawsze pierwszy brał prysznic i przygotowywał śniadanie. Gemma lubiła się wylegiwać w łóżku, niczym lwy, którymi się aktualnie zajmowała i oczywiście, że mogła zmienić własne nawyki. Mogła zmienić w swoim życiu wszystko i miała ku temu prawo. Tak jak i on. A mimo to utracona szansa sprzed dekady uwierała i zapewne uwierać miała. Aktualnie nawet mocniej, bo waląca się teraźniejszość sprawiała, że kapitan samoistnie wracał do tego, co było. Jednak nie z Leonie, a z Gemmą. Bo to było prawdziwe. Przecież wiedział, że ten związek nie nosił w sobie znamion fałszu czy obłudy. Nie było manipulacji, a jedyna krzywda była wyrządzona przez niego samego. Ta świadomość wcale nie zmniejszała poczucia winy oraz wyrzutów sumienia. Patrząc w tym momencie na wytęsknioną, kiedyś ukochaną twarz, osiadalo to na barkach mężczyzny jeszcze silniej. W mimice znalazł tam jednak coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że zapomniał na chwilę o trudnościach, a lekkie poruszenie na motorze i wpatrywanie się w kobietę, świadczyło o przełożeniu uwagi na jej osobę. - Wszystko dobrze? - spytał, wiedząc, że Gemma nie była jego zmartwieniem, ale nie chciał przechodzić obok, udając, że go nie obchodziła. Bez względu na to, jak wyglądała sytuacja między nimi kiedyś a teraz, życzył jej dobrze i chciał upewnić się, że faktycznie nie znajdowała się w stanie, w którym powinien interweniować. Nie chciał równocześnie jej naciskać, ale… Przecież wiedział, kiedy kłamała. I ona również o tym wiedziała, bo z ich dwójki to jednak mimo wszystko on przykładał więcej wagi do obserwacji i analizy. W tym przypadku zwyczajnie było coś… Inaczej. Czy poranne spacery, czy postawa, czy może przeczucie i uczucie, które niegdyś ich łączyło, nie odeszło całkowicie, gdy chodziło o wzajemne emocje?
Gem Fernwell
easter bunny
chubby dumpling
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Choć nie dostrzegła znajomej sylwetki, a jedynie usłyszała głos, który niegdyś witał ją o poranku ochrypłym dzień dobry, zaczęła zastanawiać się nad tym, kiedy jej życie wywróciło się do góry nogami. W którym momencie zaczęło napędzać się wyłącznie kolejnymi katastrofami, jednocześnie sprawiając, że wszystko to, co przeżywała, było dla niej o wiele trudniejsze, niż życie, które wiodła kiedyś. Wiedziała, że zmieniła się przede wszystkim ona – dorosła, zaczęła podejmować własne, często też trudne decyzje, a w ten sposób popychała swoje życie na wyboiste tory, które pociągały za sobą turbulencje. Innymi słowy, wraz z nią dorosły także jej problemy, a nieumiejętność radzenia sobie z nimi wzmagała się ilekroć na jej drodze pojawiał się kolejny. Gemma czuła się ostatnio tak, jakby wszystko wymykało jej się spod kontroli, a warto nadmienić, że nie należała do osób, które potrafiły taki stan rzeczy zaakceptować. Wręcz przeciwnie, nie znosiła myśli, że z czymś sobie nie radziła, a teraz miała wrażenie, jakby ta nawiedzała ją zbyt często. Czy początek miało to w chwili, w której na jej drodze ponownie stanął Burnett? A może to nieudany związek z Hardenem zapoczątkował klęski, które bezustannie się nawarstwiały? Jakkolwiek było, w ciągu ostatnich miesięcy odczuwała to intensywniej i ani trochę jej to nie odpowiadało.
Omiotła jego twarz spojrzeniem i odruchowo już pokiwała głową. Choć minęło wiele lat, a oni pozornie stać się powinni zupełnie innymi ludźmi, pewne aspekty nie zmieniły się ani trochę. Nie zdziwiła się zatem, kiedy wspomniał o łodzi. Wiedziała, że kiedy coś się działo, uciekał właśnie w taką pracę, ale sama nie znajdowała się już w położeniu, w którym mogłaby zapytać go o szczegóły. Nie znajdowała się też w miejscu, w którym sama skłonna byłaby podzielić się z nim własnymi troskami, ponieważ te nie były już jego sprawą. Ona sama też nią nie była, a choć myśl o tym niejednokrotnie jej doskwierała, była to najwyższa pora, aby się z tym pogodziła. Nie była i nigdy nie miała ponownie stać się jego priorytetem. - Wydawało mi się, że jesteś jeszcze za młody na zaburzenia pamięci - rzuciła przekornie, a jej usta wykrzywiły się w delikatnym, ciut niepewnym uśmiechu. Co do jednego z całą pewnością miał rację – nie była rannym ptaszkiem, z całą pewnością nie taki, który skłonny byłby zwlec się z łóżka o porze, którą uznawała jeszcze za środek nocy. Bywało jednak, że się tego podejmowała – najczęściej wtedy, kiedy budziła się nad ranem i zdawała sobie sprawę z tego, że on sam nie był już zagrzebany w pościeli. Wówczas sama się z niej wymykała i odnajdowała go zanurzonego we własnych myślach, a żeby go od nich odciągnąć, wyciągała go na spotkanie ze wschodzącym słońcem. Teraz, kiedy pomyślała o tym, momentalnie uciekła spojrzeniem w kierunku horyzontu. Czemu obecnie jej życie nie mogło być tak proste, jak było wtedy, kiedy była przy nim? Za to oddałaby wiele, choć czy to oznacza, że coś wspólnego miało to z nim samym? Nostalgia sugerowała, że tak, a jednak historia udowodniła im już, że wspólna przyszłość zwyczajnie nie była im pisana.
Wypuściła głośniej powietrze, w myślach zastanawiając się nad jego pytaniem. Odpowiedź była na tyle oczywista, iż nie chciała wypowiadać jej na głos. Nie przed nim, ponieważ nie chciała, aby pomyślał, że zależało jej na skupieniu na sobie jego uwagi. W ogóle nie chciała o tym mówić, więc kiedy wróciła spojrzeniem do mężczyzny, nie myślała o odpowiedzi. Omiotła jego sylwetkę spojrzeniem, a potem utkwiła je w jego oczach. Nie pamiętała już, kiedy ostatnim razem miała okazję w nie spoglądać. - Przejdziesz się ze mną? - zapytała, nie bacząc na logikę tego pytania. Nie przejmując się tym, że jeszcze przed chwilą chciała pobyć sama i zapomnieć o problemach, a także nie zważając na to, że sam pokonał drogę na motocyklu, którego nie mógł tak po prostu porzucić, proponowała mu wspólny spacer, choć sama nie wiedziała dlaczego. Może jedynie udawała, że samotność była tym, czego obecnie potrzebowała? Jak każdy, Gemma także przed nią uciekała.

Ephraim Burnett
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
To wciąż było surrealistyczne i być może najbardziej surrealistyczne ze wszystkich sytuacji razem wziętych w tym dość bolesnym dla Ephraima czasie w życiu. W końcu jednym było dowiedzieć się, jakim kłamstwem była jego własna rodzina, a drugim tak zwyczajne natknięcia się na kogoś, kogo nie widziało się dziesięć lat. I to na kogoś, z kim łączyło się tak wiele wspomnień — ciała, duszy, umysłu, emocji. Miejsc. W końcu w Adelaide był kilkukrotnie z powodów służbowych i ani jednej z tych wyjazdów nie był dla kapitana satysfakcjonujący, bo ciągle poruszał się w sferze przeszłości i nie mógł się otrząsnąć. Tam, gdzie chodził sam lub z innymi marynarzami w sprawach zawodowych, chodził wcześniej z Gemmą. Podobnie zresztą było, gdy dostał „Adelaide” pod swoje dowództwo i zajęło mu trochę czasu, aby przestać myśleć, jakim było to zrządzeniem losu. Ale mimo ów skojarzenie sprawiło, iż kapitan obdarzył największy ze statków australijskiej floty wyjątkową więzią. Czy bez tego cokolwiek takiego miało miejsce — nie mógł powiedzieć, ale równocześnie dawało mu to poczucie większego przywiązania. Coś, co mogło być jego słabością, stało się silnym elementem osłaniającym go przed niebezpieczeństwem. Bo pomimo tego, co się działo, załoga „Adelaide” wciąż trwała. Nie było żadnych ofiar i chociaż dowodzenie Ephraima trwało stosunkowo krótko, czas, który spędzili na wodzie oraz na misjach, był nieporównywalnie większy niż w standardowych procedurach. Dlaczego? Rozkazy admirała nie zdradzały powodu, ale Burnett wiedział, że po sytuacji w Iraku, wszyscy marynarze mieli odpocząć bezpiecznie w rodzinnych domach, a kiedy następny rejs, tego nie był pewny. W zależności kiedy potrzebowano ich statku. Dla dobra swoich ludzi mężczyzna miał nadzieję, że jeszcze kilka dobrych miesięcy będą mogli unikać odpowiedzialności i ciężaru dalszych misji.
Do tego czasu zamierzał także rozprawić się z tą maskaradą, jaką było jego małżeństwo. Przeciągające się sprawunki związane z wychowaniem oraz zachowaniem Teresy odciągnęły go od silniejszego akcentu na wykonanie swojej woli, lecz teraz nie miał wątpliwości. Do ozdrowienia jego córki potrzebne było definitywne określenie sytuacji między nim a Leonie. I nie tylko mała blondyneczka potrzebowała tego kroku — on sam go potrzebował. Nawet Turner tego wymagała, bo chociaż zrobiła i robiła to, co robiła, Ephraim nie nienawidził dawnej partnerki. Nie życzył jej źle. Poważnie jednak zaczął zastanawiać się po tym wszystkim, czy kobieta nie miała problemów psychicznych, skoro tak błędnie określała rzeczywistość i nie liczyła się z uczuciami innych ludzi. Nawet tych sobie najbliższych. Oczywiście nie mógł posłać jej na diagnozę czy leczenie psychiatryczne wbrew jej woli, ale im dłużej obserwował jej zachowanie, tym większe odnosił wrażenie, że było w tym coś prawdziwego. Musiał poruszyć tę sprawę na kolejnym ze spotkań z panią McFarlane, bo niepokój zdecydowanie nie opisywał w pełni prawdziwych uczuć Ephraima związanych z tą sprawą. Szczególnie że Teresa przebywała wciąż w połowie swojego czasu z Leonie. A kapitan wolał się nie zastanawiać, do czego mogła być zdolna dawna partnerka w swoich aktualnym stanie podsyconym zdecydowanie głęboką desperacją. Wszak otwarcie szantażowała go osobą córki, protestowała przeciwko jego decyzjom i wygłaszała nieprawdopodobne stanowiska. Nigdy wcześniej nie zastanawiałby się ani nie podważałby stanu psychicznego Turner, ale wszelkie zaburzenia mogły pojawiać się pod wpływem silnych przeżyć, a sytuacja, w której się znaleźli, zdecydowanie do takich mogła należeć. Czy właśnie i tam zamierzała go doprowadzić? Do zgłoszenia alarmujących zachowań?
Wydawało mi się, że jesteś jeszcze za młody na zaburzenia pamięci.
Słowa znajomego głosu przebiły bańkę, która zaczęła znów pęcznieć wokół kapitana. Nie potrafił wszak jeszcze nad tym panować — aby nie dawać pochłaniać się domowym sprawunkom w całkowicie przypadkowych chwilach. Reakcja Gemmy podziałała jednak i niemo był jej za to wdzięczny. Na pewno nie zdawała sobie z tego sprawy, ale dobrze było wrócić z miejsca, którym stał się w ostatnim czasie jego umysł. W końcu ciężko nawet było nazywać się tym samym imieniem, pomimo tak wielkich zmian. Ephraim czuł, że świat przeszłości należał do kogoś całkowicie odmiennego, tak bardzo nieświadomego oraz zamkniętego na prawdę, że nie rozpoznawał w tym człowieku siebie. Czy ktoś mógł mu przypomnieć, że nie zawsze taki był? Gabriel nie żył, a wokół kapitana nie było już innych osób, które mogłyby w jakikolwiek sposób sprawić, że nie nienawidził tego, gdzie skończył. Cóż… Prawie.
Przejdziesz się ze mną?
Głęboko osadzone oczy jeszcze ukryte pod kątem pochylonej głowy dość wyraźnie jawiły się w wyrazie zaskoczenia. Wytrącenia z czegoś, co mogłoby być traktem przewidywania reakcji drugiej strony. Wytrącenia ze względnego, stoickiego spokoju, jaki zazwyczaj towarzyszył mężczyźnie. Dlatego też trwało to kilka sekund dłużej, zanim w końcu skinął delikatnie głową, nie odzywając się przy tym. Dało się słyszeć jedynie cichy pomruk. Zaraz po nim nastąpiło zdjęcie blokady biegu i zejście z motoru, chociaż zanim Ephraim złapał za kierownicę, by pchnąć maszynę dalej, zmniejszył dystans dzielący go od Gemmy. - Potrzymasz? - poprosił dość niepewnie, po czym wyciągnął w jej stronę kask. Oczywiste dla niego było wzięcie motoru ze sobą, dokądkolwiek się wybierali, a nie zamierzał nakładać przedmiotu z powrotem na głowę, gdy był w towarzystwie. Jego środek lokomocji w stanie wolnego biegu przypominał pchanie nieco cięższego roweru, dlatego nawet nie szukał spojrzeniem parkingu. Do tego byli w Sapphire River. Nie zamierzał ryzykować kolejnymi uszkodzeniami na niestrzeżonym terenie. W końcu jednak miał obie ręce wolne, więc wrócił do yamahy, by spojrzeć na Gemmę, która miała ich prowadzić. Gdy ruszyli, on prowadził motocykl, idąc obok niej i milcząc. Nie wiedział, co powiedzieć. Może słowa nie były potrzebne. W końcu nigdy nie był przesadnie rozmowny, a ostatnimi czasy wydawało się, że odzywając się, jedynie krzywdził innych. W końcu nie mógł dać Teresie tego, czego chciała najmocniej; nie zamierzał pozwalać zbliżać się do siebie Leonie, doprowadzając obie do płaczu. W Devil's Pool Gemma była jedynie wściekła... A teraz szli obok siebie, jak gdyby nic się nie zmieniło. Mieli już od dawna swoje własne życia i jedno na drugie nie oddziaływało w żaden sposób przez ten cały czas. Dlaczego mieliby się zmieniać pod wpływem tego spotkania? Nie mieli już po dwadzieścia parę lat. Byli w zupełnie innych miejscach i po różnych doświadczeniach. Czy kogoś miała? Czy się rozwiodła? Owdowiała? Czy miała dzieci? Mogła mieć to wszystko i jeszcze więcej, a on nawet o tym nie wiedział, bo… No, właśnie. Nie był tego częścią od wielu, wielu lat. Nie pomógł jej niczego stworzyć. Był jedynie przykrym wspomnieniem na tle jej życia. A mimo to ta cisza, która trwała aktualnie, była bardziej kojąca niż wszystko inne. Pewnego rodzaju spokój, który przecież istnieć nie powinien w starciu z kimś, tak bardzo mu drogim. Być może była to zwykła pamięć, a może coś innego.
Gem Fernwell
easter bunny
chubby dumpling
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Doskonale pamiętała, co czuła, kiedy po przeszło dziesięciu latach los znów skrzyżował ze sobą ich drogi. Choć ten związek zakończony został w sposób, który złamał jej serce, Gemma i tak nie umiała tak po prostu się z niego wyleczyć. Była na Burnetta zła – rozczarowana tym, że nie próbował o nich zawalczyć. Ba, najmocniej wściekała się o to, że z zaskoczenia postawił na nich kreskę właśnie wtedy, kiedy wszystko zdawało się układać po ich myśli. Wówczas nie rozumiała tamtego posunięcia, a co za tym idzie, nie potrafiła mu tego wybaczyć. Ogarniające ją uczucie złości było jednak wprost proporcjonalne do miłości, którą darzyła go w tamtym czasie, a warto wspomnieć, że tamte uczucia nie wygasły od razu. Dopiero z czasem zaczęły słabnąć, tłumić się gdzieś w jej wnętrzu, aby przypomnieć o sobie w momencie, w którym najmniej tego potrzebowała. Bowiem w chwili, w której Ephraim ni z tego, ni z owego, pojawił się w Lorne Bay, Gemma wcale nie potrzebowała dodatkowego zamieszania. Jej życie samo w sobie było dostatecznie dużym chaosem, zatem myślenie o nim zdawało się być kłopotem, którego najchętniej by się pozbyła. Nie umiała jednak, a to powodowało w jej głowie przeogromny mętlik. Choć chciała trzymać się przeświadczenia, że odpowiadała za to wyłącznie odczuwana przy nim nostalgia, bywały chwile, kiedy mogłaby przysiąc, że znów to czuła – że znów kochała go tak, jak kochała go przed laty. Teraz jednak wiedziała już, że była to wyłącznie ułuda.
Kiedy wyjechał – gdy zniknął na przeszło miesiąc, odpoczęła. Nie mieli szansy znów na siebie trafić, a Gemma chyba podświadomie poczuła się spokojniej. Nie miała też powodów, aby dalej poddawać w wątpliwość własne uczucia, a wydarzenia z ostatnich tygodni sprawiły, że całkiem skutecznie zapomniała o tym, co między ich dwójką rozegrało się przed dekadą. Choć nie da się zaprzeczyć temu, iż Burnett odegrał w jej życiu naprawdę istotną rolę, obecnie powinien stanowić wyłącznie mgliste wspomnienie przeszłości – przeszłości, do której, choć była znacznie prostsza, Gemma wcale nie chciała wracać. Nie chciała, ponieważ wiedziała już, że oboje byli zupełnie innymi ludźmi, a ich historia nie mogła się powtórzyć. Przeżycie takiej miłości możliwe było tylko raz, a przecież oni już tę szansę wykorzystali. Wykorzystali i, co gorsze, zmarnowali, zatem prośba o kolejną byłaby niczym więcej, jak przejawem egoizmu. To, co było między nimi, musiało pozostać w sferze wspomnień.
Kiedy spoglądała na niego, mimowolnie cofała się myślami do wspólnych wspomnień. Im dłużej to jednak trwało – im więcej czasu mijało od ich pierwszego spotkania, tym więcej dystansu nabierała, teraz już będąc w stanie spostrzec, że wszelkie podobieństwa, które spostrzegła w nim po przeszło dekadzie, pomieszane były także z różnicami. Nie chodzi wyłącznie o zmarszczki, które pojawiły się na jego twarzy pod wpływem upływającego czasu, ale też o całą resztę. Nie był już tym chłopakiem, za którym kiedyś tak bardzo szalała – był dorosłym, dojrzałym mężczyzną, który z kimś innym zdecydował się założyć rodzinę. Czy był szczęśliwy? Na podstawie rozmowy sprzed miesiąca mogła wnosić, że niekoniecznie, a jednak ocenianie jego szczęścia nie leżało już w jej roli. Po takim czasie byli przecież sobie zupełnie obcy.
Czy przypuszczała, że się zgodzi? Czy podejrzewała, że bez cienia zawahania zsiądzie z własnego pojazdu i tak po prostu zdecyduje się dotrzymać jej towarzystwa? Niekoniecznie, a jednak mając świadomość tego, jak przewrotny był los, który bezustannie pchał ich w swoje towarzystwo, powinna coś o tym wiedzieć. Skinęła więc lekko głową, kiedy znalazł się obok i wręczył jej kask, którym lekko obróciła. To właśnie w nim utkwiła spojrzenie, z jakiegoś powodu czując potrzebę, aby mu się przyjrzeć. Wypuściła głośniej powietrze i wykonała kilka pierwszych kroków, nie odzywając się jednak ani słowem. Cisza, wbrew temu, co mogłoby się wydawać, wcale nie zaczęła jej ciążyć. I nie chciała też tak od razu jej przerywać, zamiast tego napawając się spokojem. Wsłuchała się w wiatr, który delikatnie szumiał w okolicy, a także w szmer motocyklu, który powoli sunął tuż koło nich. I chociaż miała ochotę spojrzeć na mężczyznę, raz jeszcze omieść jego twarz spojrzeniem, nie zrobiła tego. Zawiesiła je gdzieś na horyzoncie, a zanim się odezwała, koniuszkiem języka zwilżyła dolną wargę. - Dawno wróciłeś? - przerwała panującą między nimi ciszę pytaniem, które wydawało się bezpieczne. Znów to robiła – próbowała trzymać się przy nich kwestii, które nie naraziłyby żadnego z nich na dyskomfort, a wszystko przez to, iż nie wiedziała, na co mogła sobie przy nim pozwolić. Pomimo tej niewiedzy, z innych kwestii zdawała sobie sprawę. Wiedziała na przykład, że choć chciała zapytać go o rejs, tego nie powinna robić, aby przypadkiem nie rozdrapać ran, które nie musiały jeszcze się zagoić. Wiedziała przecież, że jego zawód nie był wcale tak prosty i bezpieczny, a współpracujące z nim osoby często ryzykowały życiem. On zresztą robił dokładnie to samo, a Gemma, o ironio, teraz czuła się dokładnie tak, jak czuła się przy nim przed laty. Choć w ciągu ostatniego miesiąca zdawała się w ogóle o nim nie myśleć, w rzeczywistości mogła wyłącznie uciekać przed tym, aby nie stawić czoła obawom, które brały nad nią górę. Bała się bowiem, że znów się narażał, a tamto dziwne spotkanie w miejscowym barze było ostatnim, które było im dane. Teraz, kiedy wiedziała już, że wcale tak nie było, odczuła ulgę. I czuła ją dlatego, że był obok – że był bezpieczny. To, pomimo upływu lat, interesowało ją niezmiennie.

Ephraim Burnett
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Ciężko było operować we własnych emocjach. I nie tylko Gemma miała z tym problem, bo przecież i sam Ephraim nie potrafił trzeźwo myśleć, gdy chodziło o własne uczucia. I to nie dlatego, że był w nich niestabilny, lecz z uwagi na to, że to, w co wierzył, zostało tak brutalnie mu odebrane. Nie można było go więc winić za wątpienie nie tylko w samego siebie, ale także we własne rozeznanie. Rozeznanie, które kiedyś było bardziej niż trwałe i pewne. Aktualnie mógł jednak powiedzieć — z czystym sumieniem — że w swoim życiu kochał prawdziwie jedynie swoją córkę. A w przeszłości tylko jedną kobietę, z którą był związany. Druga wszak nie istniała. Była czystą fikcją, fantazją, kłamstwem, które oplotła wokół niego Leonie na wzór pajęczej sieci. Nie był jednak tak słaby jak sądziła... Wybudził się wszak z tej śpiączki i transu, w jakie go wprowadziła i zaczął odzyskiwać teraźniejszość. I tak, jak mogło się to wydawać nie do pojęcia, powoli oddzielał obraz Leonie z wówczas i z teraz. Zupełnie jakby jego dawna partnerka posiadała siostrę bliźniaczkę, gdzie jedną darzyło się sympatią, a na drugą nie można było patrzeć. Metaforycznie i bardzo przekornie rzecz ujmując — pierwsza wyjechała, a została z mężczyzną druga, której nie znosił i nie znał. I nie chciał poznawać. Nie kochał jej przecież. A skoro nie kochał, kochał tylko raz. Wcześniej.
Spotkanie z Gemmą na pewno nie poraziłoby mężczyzny tak mocno, gdyby w domu wszystko układało się, jak powinno. Gdyby Leonie nigdy nie zrobiła tego, co zrobiła, a Burnettowie kontynuowali swoje spokojne życie. Oczywiście podobne założenie nie oznaczało, że natknięcie się na swoją pierwszą miłość spłynęłoby po nim jak po kaczce, bo przecież wiedział — od zawsze wiedział — że nie kochał Turner tak, jak kochał Gemmę. Część jego osobowości już do końca należeć miała do Fernwell i nikt nie był w stanie tego zmienić. Nawet sam kapitan. Nie chciał zresztą. Bo pomimo tak dramatycznego końca ich historii, było warto pozwolić sobie ją kochać i pozwolić na to, by być kochanym, czego nie doświadczył we własnym małżeństwie. Wiedział przecież, że Leonie wcale go nie kochała. Nie próbowała nawet zaprzeczać, gdy zapytał ją wprost. A fakt, że zdradzała go także po ślubie, bolał jeszcze mocniej... Wymierzony siarczysty policzek na chwilę przestał piec tak mocno, gdy zajął się sprawami katarsko-irackimi oraz pomocą tamtejszej ludności. Miał tam wszak cel i co najważniejsze — czuł się potrzebny.
Dawno wróciłeś?
Nie wiedział, czy patrzyła, ale i tak w milczeniu zaprzeczył ruchem głowy. - Dwa dni temu - przyznał, chociaż to wciąż wydawało się tak bardzo dziwne. Tak bardzo nienaturalne. Tam. A później tu. Tak bardzo inne. Tak bardzo nie takie, jakie być powinno. Oczywiście miał niecałe pół miesiąca powrotu w żegludze, ale to i tak nie pozwalało zmyć z siebie wrażeń i poruszeń tamtego dnia. - Gdy załatwię tu swoje sprawy, chcę wrócić. ISIS wysadziło lotnisko - skomentował krótko i chociaż dla wielu osób taki komunikat byłby niejasny, Gemma znała go na tyle dobrze, aby czytać między wierszami. Od zawsze mówił niewiele, ale gdy tylko pozwolił się do siebie zbliżyć, wiedziało się, że było tam o wiele, o wiele więcej. Poczucie obowiązku posiadał jeszcze wcześniej, zanim poznali się z towarzyszącą mu kobietą i z każdym kolejnym rokiem jedynie wzmacniało. Chęć niesienia pomocy, wsparcia nie było więc czymś, co wydawało się w jego postawie nienaturalne. W końcu z tamtymi ludźmi, uchodźcami z własnego kraju, czuł się o wiele silniej związany niż z mieszkańcami Lorne Bay. Tu przecież nikt i nic na niego nie czekał. Nie był do niczego potrzebny, a tam jedna jego decyzja wybawiała od śmierci lub pozbawiała życia. A chciał ratować jak największą ilość ludzi. Zgruzowane lotnisko było więc nie tylko opowieścią o tym, co się wydarzyło, ale także symbolem potrzeby, wołania o wsparcie, której Ephraim nie mógł tak po prostu zignorować. I nie chciał. Musiał jedynie dopracować pozew w sprawie unieważnienia małżeństwa. Początkowo sądził, że jego postulaty przewodnie nie będą miały specjalnie silnego znaczenia, lecz po konsultacjach z prawnikiem niedojrzałość oraz niestabilność psychiczna kobiety miały być jak najbardziej przewodnimi przesłankami do procesu. Wiedział, że miał go czekać — po złożeniu pozwu — wywiad procesowy oraz że podobna sytuacja miała czekać samą Leonie, o ile zamierzała w ogóle się stawić... Ni mniej, ni więcej nie mógł opuszczać okolic Lorne Bay, jeżeli chciał, aby sytuacja trwała. A skłamałby, gdyby powiedział, że na to nie czekał.
Nie chciał jednak zawracać sobie tym aktualnie głowy. Dlatego też zerknął krótko na idącą u jego boku kobietę, jakby próbując wyłapać pod rozpuszczonymi włosami odrobinę profilu. - Jak lew? - Pytanie dokładnie z tego samego terenu, jakim było jej dawno wróciłeś?. W jakimś sensie bezpieczne, ale równocześnie dotykające ich istotnych sprawunków. W końcu tak jak ona wiedziała, jak ważna była dla niego służba, tak on wiedział, jak kochała swoich podopiecznych. Wiedział to. I wcale nie zaskakiwał go fakt, że po takim czasie i sytuacji wciąż się o siebie troszczyli.
Gem Fernwell
easter bunny
chubby dumpling
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Ich związek przez długi czas był taki, jaki powinien być – czysty, szczery, nieskalany problemami. Kiedy Gemma cofała się myślami do momentów, kiedy jeszcze było między nimi dobrze, bywały chwile, że za tym tęskniła. Ich wspólne życie wydawało się beztroskie, podczas gdy wszystko to, co spotkało ją później, nakrapiane było kłopotami. Nie tak dawno temu zakończyła przecież kolejny związek, a ten, choć nie można odmówić mu szczerości uczuć, nie doczekał się szczęśliwego zakończenia. Zbyt wiele rzeczy było pomiędzy nią a Hardenem, które poróżniły ich, ostatecznie sprawiając, że ich relacja się rozsypała. I choć długi czas cierpiała i próbowała pozbierać się po tym rozstaniu, towarzyszący jej ból nie umywał się do tego, który czuła, kiedy Burnett postawił na nich kreskę. Tamte wydarzenia doskwierały jej o tyle mocniej, że zupełnie się ich nie spodziewała. Było między nimi zbyt dobrze, dlatego Gemma nie dostrzegała powodów, dla których to miałoby się zepsuć, a jednak Ephraim mimo to postanowił złamać jej serce. Miała do niego o to żal, podobnie zresztą jak o to, że nie pozwolił jej na podjęcie własnej decyzji. Podjął ją za nich oboje, a kiedy wypłynął, była przekonana, że odszedł na zawsze. Nie była więc przygotowana na to, aby spotkać go ponownie, a teraz, kiedy znów stawał na jej drodze, potrzebowała czasu, aby to sobie poukładać. W końcu jak miała mierzyć się ze świadomością, że cały czas był obok, kiedy siedziało w niej tak wiele kierowanego w jego stronę żalu?
Wciągnęła głębiej powietrze. Mimowolnie zastanowiła się nad tym, jakie sprawy miał do załatwienia i dlaczego tak bardzo ciągnął na morze, kiedy czekało tu na niego coś, o czym kiedyś oboje marzyli – rodzina. Wówczas Gemma myślała, że to właśnie ona będzie tą, która razem z dzieckiem wyczekiwać będzie jego powrotu, a jednak los zaplanował dla nich coś innego. Czy żałowała? Czasem, choć wraz z upływem kolejnych tygodni, coraz usilniej przekonywała samą siebie do tego, że tak właśnie miało być. Ich życia nie miały zakończyć się wspólnie, dlatego obecnie nie mogła przywiązywać aż takiej wagi do jego obecności. Nie mogła pozwolić, aby mieszał jej w głowie, kiedy nie był już osobą, która grała w jej codzienności pierwsze skrzypce. Ich wspólny rozdział zakończył się przed dekadą i od tamtego czasu powinien pozostawać zamknięty. Dlaczego więc nie mogła pozbyć się wrażenia, że drzwi, które za nim zatrzasnęła, delikatnie się uchylały? - Cały i zdrowy - odparła, kiedy jego pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Walka o życie zwierzęcia była czymś, co ostatnio pochłaniało całą jej uwagę i nie pozwalało jej myśleć o kwestiach, które doskwierały jej w życiu osobistym. Odciągały jej myśli również od niego, ale mimo to cieszyła się, że sprawa została zamknięta – przynajmniej częściowo, bo pomimo wygranej, wcale nie czuła się jak zwycięzca. - Ale to tylko kwestia czasu, aż ktoś popełni podobny błąd i wszystko zacznie się od nowa. Zwierzęta nie powinny przebywać w miejscu, którym ewidentnie rządzi pogoń za pieniędzmi - dodała, może nie do końca odkrywając przed nim swoje myśli, a jednak dzieląc się z nim pewnymi przemyśleniami. Od pewnego czasu chciała zrobić coś więcej, a jednak miała świadomość tego, że powstrzymywało ją to, za czym inni gonili – pieniądze. Podstawowa różnica była jednak taka, że Gemma potrzebowała ich, aby zrobić coś dobrego nie dla siebie, ale dla zwierząt, które same nie mogły się bronić. Okazuje się więc, że łączyło ich więcej, niż można by przypuszczać – oboje zbyt bardzo angażowali się w walki, których nikt inny nie chciał się podejmować, ponieważ ludzie tutaj uważali, że zwyczajnie ich nie dotyczą. - Nie masz czasami wrażenia, że toczysz walkę z wiatrakami? - zapytała, a kątem oka zerknęła w jego stronę. Pracował w swoim zawodzie tak długo, a mimo to nie wydawał się zniechęcony. Czasami ponosił przecież porażki – czy więc było możliwe, że mimo to widział sens w tym, co robił? Była ciekawa i może też liczyła na to, że w jego słowach znajdzie coś pokrzepiającego. Sama bowiem bliska była tego, aby się poddać, a jednocześnie nie umiała wywiesić białej flagi. Tkwiła w zawieszeniu, z którego ktoś musiał ją w końcu wyrwać.

Ephraim Burnett
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Nie chciał nawet zaprzeczać, że pozostawał bez winy, gdy w grę wchodziło to, co się z nimi stało, bo bez względu na wszystko był architektem własnego upadku. Sięgając dni spędzanych z Gemmą, gdy był szczęśliwy, a patrząc na jego aktualną sytuację, różnica była aż nad wyraz wymowna. Nieważne jednak co by robił, czasu nie można było cofnąć, podjętych decyzji odwołać, uczuć wybielić. Po odejściu chciał do niej wrócić, ale nie dostał szansy, by podjąć się takowej możliwości — zupełnie jakby świat chciał go ukarać za głupotę, jaką popełnił. I nie było już odwrotu. Nie było ratunku. Życie było okrutne, więc i on też się taki stał dla tych, którzy stawali mu na drodze — aktualnie bardziej niż kiedykolwiek. W końcu ciężko byłoby pomyśleć, że w przeszłości poważnie rozmyślałby nad ograniczeniem matce dostępu do jej własnego dziecka. Że podważałby jej stabilność psychiczną. Że brzydziłby się nią w każdym, najdrobniejszym elemencie, jaki składał się na to, kim była. Im więcej go przepraszała, im więcej błagała, im więcej wspominała o miłości, tym twarde rysy mężowskiej twarzy wyostrzały się. Nie starczał już sentyment, na jaki wcześniej mogłaby się powoływać, by ułagodzić jego gniew. Leonie chronił przed Ephraimem fakt, że była matką Teresy. Nawet jeżeli coraz więcej w tej dynamice pojawiało się egoizmu dorosłej...
Nie masz czasami wrażenia, że toczysz walkę z wiatrakami?
- Dość często - przyznał, chociaż w tym konkretnym momencie wydźwięk jego słów miał bardziej niż kiedykolwiek podłoże prywatne, aniżeli zawodowe. Uciekał wszak w pracę, by nie myśleć o domu. Kiedyś byłoby inaczej. Kiedyś było inaczej. Kiedyś... Jak wyglądałaby teraz jego rodzina, gdyby nie wystraszył się odpowiedzialności, jaką kładł w Gemmie? Czy cieszyliby się dziećmi, czy może nie byłoby im pisane być ze sobą do końca? Czy zastanawialiby się właśnie nad kolejną, wspólną podróżą, a może kochaliby się po jego powrocie? Nieważne jednak co by się nie działo, wiedział, że nie żałowałby decyzji pozostania z nią. Tak jak teraz żałował odejścia. I związania się z Leonie. A skoro o niej była właśnie mowa... - Rozchodzę się z matką Teresy. - Komunikat dość niespodziewanie opuścił jego usta, chociaż nie było to zaskoczeniem dla samego kapitana. Było wszak rozwinięciem tego, o co go zapytała. Nieznanym jeszcze dla niej meritum. I chociaż dla samej Gemmy zdanie to mogło nie mieć większego impaktu, dla samego Ephraima samo sformułowanie tak. W końcu słowo „żona” od wielu miesięcy nie chciało już mu przejść przez gardło. I nie miało już nigdy wrócić do jego słownika jako synonim Leonie. Nie milczał jednak przesadnie długo, zanim nie kontynuował tematu. - Nie wiem, co będzie dalej, ale za wszelką cenę chcę zadbać teraz o Teresę. Tylko ona się ma znaczenie. Dzięki niej wiem, co się liczy. Nie ciągła wygrana, lecz upadki i podnoszenie się z kolan każdy kolejny raz. Nie niezawodność, lecz świadomość, że ulegnę jeszcze setki — jeśli nie tysiące — razy. I wstanę za każdym razem, bo mam powód. - Nie było silniejszego motywatora niż dobro dziecka. Turner mogła się przy tym wycierpieć swoje, ale zapracowała sobie na to. Nie miała jednak jeszcze bardziej spieprzyć życia dziewczynce i kapitan miał tego dopilnować. Bo... No, właśnie. - Cel się liczy, Gemma. - Przy ostatnich słowach spojrzał na idącą u jego boku kobietę, mając nadzieję, że było jej łatwiej z prawdą, którą powiedział. Że zrozumiała. Że nie mogła się poddawać w walce, którą uważała za ważną. Nikt inny wszak nie miał stanąć w szranki zamiast niej. W końcu sam doskonale widział to na swoim własnym przykładzie — gdy o dobro, o naprawdę dobro córki, walczył sam. Bez Leonie. A w tej walce Ephraim był okrutny i bezwzględny. Ciężar, jaki opadł z jego ramion oraz serca w momencie, w którym dowiedział się, że ten skurwiały Williams podpisał papiery, jakie dla niego przygotował, był nie do opisania. Zrzekł się prawnie jakiejkolwiek możliwości do upominania się o rodzicielstwo wobec Teresy i tym samym miał zniknąć z życia małej Burnettówny na dobre. Oczywiście była to okrutna gra, ale Ephraim był gotów się jej podjąć. Wszak Leonie nawet o tym nie pomyślała, mając najwyraźniej wciąż wodę zamiast mózgu na widok i w obecności kochanka. Kapitan brutalnie parł naprzód, nie patrząc na uczucia dawnej partnerki i rozprawiając się z każdym nawet najmniejszym zagrożeniem, jakie wypływało i mogło wypłynąć w celu ataku na osóbkę Teresy. Nie podzielał dziwnego dryfowania w braku decyzyjności Leonie, bo chociaż twierdziła, że tak mocno zależało jej na ich córce, równocześnie nie potrafiła podejmować odpowiednich, zapobiegawczych kroków, by ją chronić. Nie wspominając, iż sama dopuszczała się próby szantażu na Ephraimie, wykorzystując dziewczynkę. Nie. Nikt inny poza nim samym nie miał zawalczyć o małą. Nawet jej własna matka.
Nie zauważył, że zwolnił i finalnie zatrzymał się, zaciskając dłonie na kierownicy motoru. Ze wzrokiem wbitym w niewidoczny punkt na desce rozdzielczej. Świadomość, pomimo upływu czasu, wciąż mu ciążyła i nie potrafił znaleźć odpowiedniej drogi. Nie potrafił znaleźć siły, żeby pozwolić sobie na po prostu bycie ludzkim. Za długo nosił tę zbroję nadczłowieka, by móc poukładać chaos własnych emocji. Działań? Bez problemu. Lecz uczucia były o wiele trudniejsze i praktycznie nie do ujarzmienia.
Gem Fernwell
easter bunny
chubby dumpling
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Mogła żyć przeszłością i dalej chować do niego urazę o to, jak potoczyły się ich wspólne losy, ale czy to miało jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Odkąd rozstali się – a może inaczej: odkąd Ephraim odszedł z jej życia, minęło przecież tak wiele czasu, iż Gemma nie mogła już nazwać się tą samą osobą. Zmieniła się, podobnie zresztą jak zmienił się on, więc chociaż przed dekadą zdawali się pasować do siebie idealnie, teraz mogli stanowić elementy odmiennych układanek. Większość dorosłego życia spędzili przecież osobno, co więcej, rozstali się właśnie na ten okres, który najskuteczniej miał ich ukształtować. I choć myślenie o tym, co mogliby mieć, gdyby nie odszedł, sprawiało jej ten dziwny rodzaj bólu, starała się o tym nie myśleć. Nie mogła chować do niego urazy za coś, co stało się przed dziesięcioma laty, ponieważ gdyby nie on, może nie byłaby tym, kim była obecnie? Może ostatecznie nie odważyłaby się zawalczyć o własne marzenia i nie dotarłaby do Afryki, która na długi czas stała się jej miłością? Nie wiedziała tego, a jednak obecnie chciała wierzyć, że poza przykrymi wspomnieniami, zawdzięczała mu coś więcej. Koniec końców czy to nie on pokazał jej, na czym polega miłość?
Nie spodziewała się osobistych wyznań – nie po tym, jak dotychczas skutecznie unikali w swoim towarzystwie podobnych tematów. Gemma, choć była przeogromnie ciekawa tego, jak poukładało się jego życie, nie pytała o to, ponieważ bała się rewanżu. Obawiała się tego, iż musiałaby na głos przyznać się do własnych niepowodzeń, a to sprawiłoby, że spaliłaby się ze wstydu. Nigdy nie lubiła o tym mówić, a jednak warto nadmienić, że to właśnie Ephraim był osobą, przy której rozwinięcie skrzydeł wydawało jej się szczególnie ważne. To on był kimś, kto nigdy nie bagatelizował jej pragnień i wspierał ją w tym, czego sama chciała. Kibicował jej, dlatego miała to dziwne poczucie, że by go zawiodła. Teraz, po tak długim czasie, nie powinno mieć to dla niej żadnego znaczenia, a jednak jakieś miało. Może nawet większe? Ciut egoistycznie, a jednak naprawdę pragnęła, aby postrzegał ją tak, jak widział ją przed dziesięcioma laty. Nie chciała, aby teraz wiedział, że z wiekiem stała się kimś słabszym – gorszym.
Niczego nie była w stanie poradzić na to, że jej serce zabiło szybciej, kiedy usłyszała to krótkie zdanie. Od razu skarciła się za nie w myślach, ponieważ jako dorosła kobieta powinna życzyć mu dobrze. Rozstanie z żoną – a zatem źródło jego nieszczęścia, nie powinno dawać jej nawet cienia satysfakcji, a jednak dawne uczucia znów o sobie przypomniały. Nienawidziła się za to. Naprawdę nie znosiła tego, że prawdopodobnie już zawsze miała reagować na niego w ten konkretny sposób, we własnych oczach stając się jeszcze gorszą osobą. Nie skupiła się jednak na tych myślach na długo, ponieważ już chwilę później podniosła na niego niepewne spojrzenie. Słuchała uważnie tego, z jakim przekonaniem wypowiadał kolejne słowa. Nie wiedziała wiele na ten temat – ostatecznie przecież widziała go w towarzystwie córki zaledwie kilka razy, a jednak teraz nie mogła pozbyć się przeświadczenia, że musiał być naprawdę dobrym ojcem. Żałowała, że sama nie miała okazji się temu przyglądać, a jednak po raz pierwszy odniosła wrażenie, że to nie było teraz ważne – ich wspólne plany z przeszłości nie były w ogóle istotne w obliczu tego, przez co Burnett przechodził teraz. A Gemma, również po raz pierwszy, chciała chyba pokazać mu, że wcale nie była taką zołzą, za jaką mógł ją mieć. Nie była też egocentryczką i pomimo tego, co ostatnio mu pokazywała, on nie przestał być dla niej ważny.
Przystanęła więc obok i zanim wykonała jakikolwiek gest, przełknęła ciężko ślinę. Nie analizując tego zbytecznie, zrobiła krok w jego stronę, a wyciągniętą dłoń ulokowała na jego przedramieniu. Choć kiedyś jego dotyk przyprawiał jej zmysły o szaleństwo, obecnie nawet nie zadrżała, bowiem to nie fizyczność miała tu teraz znaczenie. Ważniejsze było to, co próbowała mu w ten sposób przekazać. - Jestem pewnie ostatnią osobą, której chciałbyś o tym opowiadać, ale jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował rozmowy… - zaczęła, spojrzeniem szukając jego oczu. Nie tylko słowami, ale całą sobą pragnęła pokazać mu, że mówiła szczerze. - Jestem tutaj - zapewniła, a kącik jej ust uniósł się w łagodnym uśmiechu. Nie miała pojęcia dlaczego – czy miało to coś wspólnego z dawnymi uczuciami, czy może jedynie z tym, jak ważną rolę odegrał w jej życiu kiedyś, a jednak z jakiegoś powodu chciała, żeby wiedział, iż mógł na nią liczyć. W ostatnim czasie zbyt wiele wydarzyło się w jej życiu – zbyt wiele przykrych słów padło. Chciała najwyraźniej naprawić przynajmniej tyle – pokazać, że ona również mogła być ponad to. Tylko czy rzeczywiście potrafiłaby być jego przyjaciółką? Czy umiałaby stłumić w sobie uczucia, które pomimo tego, że już dawno powinny wygasnąć, czasami jeszcze o sobie przypominały? Nie miała pojęcia, a jednak teraz, zamiast myśleć o sobie, znów myślała o nim. Najwyraźniej to, że pragnęła jego szczęścia, wcale nie uległo zmianie.

Ephraim Burnett
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Unikanie tematów było jednym — wykorzystanie własnego doświadczenia w rozmowie drugim. I tak rozejście się Ephraima oraz Leonie miało ujrzeć światło dzienne prędzej czy później — nie byli ze sobą półtora roku, co mieszkańcy Lorne Bay z łatwością wychwycili i nie miało trwać wcale długo, zanim lokalna gazeta miała zająć się tematem. Nie wiedział nawet, czy ktoś czegoś nie wypuścił, ale nie zaczytywał się w niczym podobnym. Od początku tak było. Ich życie wówczas było wypisane przez media jako prosto z bajki Disneya, gdzie piękni i młodzi małżonkowie trwali przy swoim boku w szczęściu i mieli tacy być aż do śmierci. W końcu, gdy przyuważono ich pierwszy raz razem, tabloidy nie zamierzały odpuszczać i nie tylko próbowano dociekać szczegółów o ich budującej się relacji, ale także nie zamierzano ograniczać się w przypadku wyciąganiu brudów celebrytki. Twarzą Turner oblepiony był praktycznie cały świat jako — swego czasu — najbardziej rozpoznawanej twarzy modelingu, dlatego ekscytacji nie było końca. Ephraim nie chciał jednak wówczas tego słuchać — nie dlatego, że nie rozmawiał z Turner, ale dlatego, że wiedział, jak bardzo zniekształcone były media. Gdy po raz pierwszy dostał wiadomość od swoich kolegów oficerów, że znaleźli go na łamach jakiegoś szmatławca, od tamtej pory przewijał się tam wielokrotnie. Mimo to nie spowodowało to rozłamu między młodymi. Dbając o dobro własne oraz rozwijającego się pod sercem Leo dziecka, zamieszkali w cichym Lorne Bay z nadzieją, że fala zainteresowania ich opuści i nie wróci.
A teraz bał się jej nawrotu. Bał się tajfunu, który miał roztrzaskać statek, jakim mężczyzna próbował przemierzać nieprzychylne wody, by wyratować wieziony na jego pokładzie skarb. Takim znakiem był Williams, za którym do miasteczka nawróciła uwaga mediów. Jego, jak i Leonie kuriozalne zachowanie mogło doprowadzić do wybuchu lawiny plotek oraz kolejnego nawału niechcianej uwagi. Ephraim nie martwił się w tym wszystkim o siebie, lecz o Teresę, która nie potrzebowała jeszcze większego chaosu w swym drobnym życiu. W oczach wszystkich była córką kapitana i projektantki — odnowienie romansu z gwiazdą rocka przez Turner, lawirowanie Huntera w okolicy kobiety oraz małej dziewczynki, wproszenie się na urodziny pięciolatki mogło zaburzyć jednak takowy obraz. Bo przecież i Burnett z bólem serca dostrzegał podobieństwo dziewczynki z kochankiem dawnej partnerki. A skoro on mógł to zrobić, czemu nie ktoś inny? Do tego… Do tego wtedy, na urodzinach małej Burnettówny kapitan widział, jak drugi z mężczyzn patrzył na Leonie. Nie był tam dla swojej córki. Był tam dla niej — dla kobiety, której wciąż pożądał i wtedy też Ephraim podjął decyzję o drastyczniej próbie zablokowania możliwości Williamsowi szantażowania kogokolwiek sylwetką dziewczynki. W końcu wykorzystał pretekst bycia „dobrym wujkiem”, by być blisko Leonie. Był to obrzydliwy zabieg. A gdy podpisał odpowiednie papiery zrzeknięcia się wszelkich praw rodzicielskich, kapitan wiedział, że rockmanowi nigdy nie zależało na Teresie. Straszne było w tym wszystkim to, że Leonie pozostawała na to ślepa. Ślepa i sama szantażowała postacią dziecka jego samego. Marynarza, który momentalnie sprowadził ją do parteru.
Dopiero nieznaczny dotyk i zasłyszane słowa sprawiły, że wrócił na ziemię, przypominając sobie, gdzie był. I że znów to robił... Znów. Rozluźnił jednak chwyt na kierownicy, a barki nabrały bardziej swobodnego wyrazu. Podobnie zresztą, jak i cała postawa. Tego nie mógł jej odmówić — wciąż oddziaływała na niego w ten konkretny sposób, że mógł wyrwać się z kłębiących go myśli i wrócić na powierzchnię. Początkowo jego spojrzenie wbite było tam, gdzie ułożyła dłoń i dopiero wówczas na męskiej twarzy zagościł ciepły uśmiech. Część maszyny oparła się o jego biodro, lecz nie był to zbytecznie duży ciężar — niewielka cena za to, że na chwilę położył rękę otoczoną motocyklową rękawiczką na tej należącej do kobiety. Na chwilę. Tyle wystarczyło. - Dziękuję. Nie przejmuj się jednak. Sam przestałem - zauważył prawdziwie i dopiero gdy skończył, spojrzał na nią. Na kilka wybić serca. Nie była to całkowita szczerość. A przynajmniej połowicznie. Bo pomimo braku przejmowania się zdradą Leo, kapitan wciąż martwił się o córkę i z jej osobą wiązały się różnego rodzaju lęki — tyczące się także jej matki. W końcu stabilność emocjonalna rodzica była istotna, a aktualnie to, co robiła Turner, nie niosło za sobą podobnego artefaktu odpowiedzialnego opiekuna. Sama kopała sobie ten grób, a Ephraim nie zamierzał jej ratować. Ratowałby wszak kogoś, kogo uznawał za swojego. Za cennego. Kogoś, kogo był w stanie kochać. A Turner zdecydowanie kimś takim nie była. Ani teraz, ani nigdy wcześniej. - Nie myśl, że wspominałem o tym z jakiegoś powodu - dodał, wracając do oczu Gemmy, mając nadzieję, że go zrozumiała. Bo nie kierował się niczym niewłaściwym. Niczym uwłaczającym. I nie. Nie potrafiłby się z nią przyjaźnić. Nieważne, jak cenił sobie jej osobę, ale niektóre sytuacje czy relacje nie mogły być w żaden sposób przebranżowione.
Gem Fernwell
easter bunny
chubby dumpling
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
To nie była jej bajka – media, serwisy plotkarskie; Gemma zawsze zdawała się być ponad to. W jej życiu miejsce znajdowały ważniejsze sprawy, przed którymi nigdy nie próbowała uciekać w rozrywkę niskiego formatu. Nic więc dziwnego, że pośród kolejnych okładek czasopism nie trafiła na tę, na której znajdowała się twarz jej byłego partnera. Z tego samego powodu przez długi czas pozostawała w błogiej nieświadomości i nie wiedziała, że jego noga postanęła w miasteczku, w którym ona dorastała. Czy wówczas wróciłaby tutaj? Czy informacja o jego codzienności wpłynęłaby na to, jaki kształt przyjęło jej życie? Chciała wierzyć, że tak by nie było, a jednak nie da się zaprzeczyć temu, że wcześniej – nawet jeszcze przed kilkoma miesiącami, jego postać odgrywała w jej życiu dość poważną rolę. Choć minęła dekada, dopóki nie otworzyła się przed nim i nie wyznała mu tego, jak bardzo złamał jej przed laty serce, Gemma tkwiła w miejscu, z którego nie potrafiła ruszyć. Pomimo tego, że nie wracała do tych wspomnień dzień w dzień, wystarczył widok jego twarzy, aby znów zaczęła żyć przeszłością. Teraz miała jednak swoje zakończenie – miała za sobą wszystko to, co kiedyś chciała mu powiedzieć, a to sprawiło, że z jej serca spadł kamień, który przez długi czas jej ciążył. Teraz rzeczywiście gotowa była pogodzić się z ich przeszłością i ciut pogodniej spojrzeć na to, co jeszcze miało ją czekać. Pierwsza miłość może i miała ją ukształtować, ale na pewno nie miała przesądzić o tym, jak dalej poukłada się jej życie. Mogła być przecież szczęśliwa, choć tego szczęścia z całą pewnością nie doświadczy przy nim.
Naprawdę nie sądziła, że któregoś dnia właśnie to mu zaoferuje – że powie mu, iż mógł zwrócić się do niej w przypadku problemu. Czy była gotowa, aby stać się jego powierniczką? Nie miała pojęcia, a jednak widziała, że właśnie tego mógł teraz potrzebować; że brakowało mu kogoś, kto zrozumiałby go w tej konkretnej sytuacji. Gemma prawdopodobnie nie była tą osobą – w końcu co mogła wiedzieć o rozwodzie, czy o szaradach, które obejmowały wmawianie mu, że dziecko, które kochał przez długie lata, było jego córką, choć to nie było prawdą? I choć nie były to jej problemy i nie musiała czuć się zobowiązana, aby być tu dla niego, nie umiała powiedzieć mu nie.
Skinęła lekko głową, nie mając pojęcia, jak powinna odebrać jego słowa. Czy to, że nie przejmował się stanem własnej rodziny oznaczało, że miał się dobrze, czy sugerowało jednak coś przeciwnego? Nie wiedziała, ale nie miała prawa się wtrącać. Mogła wyłącznie posłać mu blady uśmiech, a później delikatnie pogładzić jego dłoń. Kiedyś pewnie byłaby przy nim bezwarunkowo, ale wówczas prawdopodobnie nie musiałby mierzyć się z problemami, z którymi zmagał się obecnie. A może była w błędzie? Może ich wspólne życie również zakończyłoby się katastrofą? Może właśnie to było im pisane? - Nawet gdybyś spróbował, to i tak nie miałoby już znaczenia - odparła, jednocześnie starając się nie zabrzmieć tak, jakby kierowała w jego stronę jakiekolwiek wyrzuty. Nie było tak – naprawdę próbowała zamknąć rozdział, który wspólnie napisali. Nie mogła wiecznie rozpamiętywać czegoś, co stało się przed dziesięcioma laty, a to oznacza, że musiała także zamknąć za sobą drzwi, które do tej pory mogły pozostawać uchylone. Nie było mowy, aby po raz kolejny wpuściła go do swojego życia, nie w roli, którą kiedyś odgrywał. - Sporo się zmieniło - skwitowała, po czym wsunęła dłonie do własnych kieszeni. Nie czekając na reakcję z jego strony, ruszyła przed siebie, nadal zamierzając dotrzeć dziś do celu. Najwyraźniej spacer, który miał pomóc jej oczyścić własny umysł, miał także przyczynić się do uporządkowania spraw, które ciążyły jej od długiego czasu. W końcu przyszedł czas na to, aby je domknąć.

[akapit]

KONIEC

Ephraim Burnett
ODPOWIEDZ