organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
33.

Na swój sposób było to zabawne. Od tak dawna myślała o śmierci, wiedząc, że sama nie może zakończyć swojego życia, bo przecież to skazałoby ją na potępienie, a teraz ta miała do niej przyjść, gdy poświęciła się dla człowieka, którego od początku uważała jedynie za kolejny powód jej niedoli. W którym momencie przestała traktować Hawthorne'a jak swoje największe wyzwanie zesłane jej przez stwórcę? Jak niegodziwca, w którym nie ma niczego dobrego? Grzech, który zwieść może jedynie na pokuszenie? Nie była pewna, ale w chwili, w której biegła, by stanąć na drodze śmiercionośnego pocisku, nie było w niej zwątpienia. Prawdę mówiąc... nie było w niej nawet marzenia własnej śmierci... była jedynie panika. Strach. Przemożna potrzeba zapobiegnięcia temu, by Nathaniel padł martwy na drewnianą posadzkę swojego klubu. Nie miała czasu o tym mówić, gdy krew w zatrważającym tempie opuszczała jej ciało, ale nie bała się śmierci, skupiona była na uldze, tylko, że ponownie... nie dlatego, że jej cierpienie miało się skończyć, a dlatego, że udało jej się go uratować. Pewna więc była, że tak ta historia się dopełni, nie przyniesie kolejnych rozdziałów, zwątpień i pytań, na które nie będzie umiała odpowiedzieć. Miała odejść i trwając gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią, najpewniej wierzyła, że tak właśnie było. Nie oczekiwała niczego, śniła ten pusty sen, pozbawiona świadomości, aż w którymś momencie wszystko to zaczynało się kruszyć, a ona - ku własnemu zdziwieniu - odczuwać bodźce ze świata żywych. Tego świata, który przecież miał już jej nie dotyczyć.
Najpierw słuch. Ten zawsze miała wyostrzony. Do uszu jej nie docierał żaden hałas, a odgłosy ciszy. Czyjś oddech, miarowy, dochodząc z pewnej odległości. Jakiś ruch, delikatne zmarszczenia materiału nim wywołane. Coś tarło o siebie, może podeszwa buta o podłogę. Do tego jakieś pikanie, zza okien szum morza i chyba skrzeczenie mew.
Szum morza przypomniał jej o wzroku, chociaż oczy nadal zaciągnięte miała powiekami, jednak zza tych nie dochodziła czerń ciemności, a odcienie czerwieni. Musiał być dzień, może południe, może później lub wcześniej, tego ocenić nie umiała, ale na pewno znajdowała się gdzieś, gdzie docierały promienie słoneczne. Więc gdzie?
Kolejny zmysł... węch. Nie śmierdziało ani krwią, ani wilgocią, ani też ziemią. Powietrze było lekkie, wietrzone regularnie, przepełnione morską bryzą, ale też świeżym praniem. Szczególnie ostatni zapach ją otulał, ale im bardziej się na nim skupiała, tym bardziej wyczuwała nutę czegoś jeszcze, chemicznego, jakiegoś leku, może maści, nie znała się w końcu na podobnych specyfikach.
Ostatecznie dotyk... próba wyczucia tego, co miała pod palcami miała być ostatecznym bodźcem, który przywróci ją do tego świata. Po pierwsze uświadomiła sobie, że naprawdę się rusza, więc musi żyć, a przy tym... tak zesztywniałe ciało, wprawione w ruch nie mogło odpowiedzieć niczym innym, jak bólem... ból z kolei miał niebawem grać pierwsze skrzypce w całym tym przedstawieniu. Stęknęła głośniej, niż się spodziewała. Spróbowała otworzyć oczy, te uciekać chciały w głąb czaszki, gdy niestrudzenie mrugała, walcząc z nimi przez chwilę. Światło teraz nieprzyjemnie ją oślepiało, gardło miała takie zasuszone, widziała jakąś postać siedzącą niedaleko i chociaż nie widziała jej twarzy, była pewna, że wie kto to jest. Serce jej zakotłowało, jeszcze nie rozumiała, spróbowała się podnieść do siadu i wtedy rozdzierający ból, mający swoje źródło w klatce piersiowej wyrwał z jej ust głośniejszy krzyk, po którym ponownie opadła na miękki materac. Nie było w tej pobudce niczego pięknego i delikatnego, a ona chyba nie była jeszcze w stanie zrozumieć co się działo. Zapanowała jednak nad oddechem, próbując oswoić się z niespodziewanym dyskomfortem.
- Nic... - oddech miała jeszcze ciężki, ale wzrokiem jakimś cudem nakierowała na Hawthorne'a. - Nic nie rozumiem - spróbowała drugi raz i znów spróbowała się podnieść, ale efekt był taki sam, jak za pierwszym razem, więc dała za wygraną i przymknęła powieki, przełykając ślinę, a raczej próbując wytworzyć jej nieco w ustach. Nie miała pojęcia ile czasu mogli czekać na jej powrót, nie wiedziała co zaszło i z jakim napięciem było to związane. Nie rozumiała też czym ta chwila mogła być dla Nathaniela, bo dla niej samej minęło zaledwie parę sekund, chociaż wspomnienia sprzed utraty przytomności póki co były dość mgliste. - Żyję? - zapytała piskliwie, bo chyba nagle zaczęło ją wszystko przytłaczać. Była wyraźnie zagubiona, chwilę temu leżała na posadzce w Shadow, a teraz była tutaj i nie wiedziała ani jak, ani też dlaczego.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Czuł nadal smak tytoniu w ustach, ale już myślał o wyjściu na taras i zapaleniu kolejnego papierosa. Poranki były najgorsze, gdy Nathaniel nie przesiadywał w Shadow, nie zajmował się interesami, tylko trwał przy niej i czekał aż się obudzi. Ostatnich dziesięć dni w pamięci Hawthorne'a zapisało się jako mieszanina nadziei i wściekłości, gdy po kolejnej lekarskiej wizycie słyszał tylko tyle, by czekać. Był nawet gotów po raz kolejny zmusić Pearl do sprowadzenia tego kardiochirurga, którego kazał obserwować, ale odpuścił w końcu. Sam miał świadomość, że zaczynał popadać w obsesję, ale nie chciał, aby całe jego otoczenie też to widziało. Divina Norwood stała się jego słabością, a przecież te musiał trzymać z dala od innych.
Bezmyślnie przekręcał zapalniczkę trzymaną w palcach, gdy kątem oka dostrzegł nieznaczny ruch. W pierwszej chwili pomyślał, że po raz kolejny wmówił sobie, że Divina się przebudza. Niejednokrotnie miało to już miejsce, ale faktycznie tym razem działo się coś więcej.
- V? - Wypowiedział cicho nachylając się bardziej w stronę łóżka, na którym leżała dziewczyna. Obserwował uważnie jak na twarzy Norwood pojawia się grymas, jak jej okolone ciemnymi sińcami powieki powoli unoszą się ku górze. - Nie, czekaj... Nie podnoś się - natychmiast ją powstrzymał, kładąc ostrożnie jedną z dłoni na jej ramieniu. Jednak dopiero po drugiej próbie, Divina zaprzestała z nim walczyć. - Musisz leżeć, wypoczywać - dodał, a na jego twarz, od tak dawna ubarwionej gniewem i smutkiem, wreszcie pojawił się słaby uśmiech.
Czekał na ten moment od kilku dni, zupełnie tak jakby jego życie stanęło w miejscu. Życie, które skończyłoby się ponad tydzień temu, gdyby Divina nie osłoniła go od postrzału. Nie rozumiał kompletnie dlaczego to zrobiła, co nią kierowało, a gdy próbował wyjaśnić to samemu sobie, popadał w jeszcze większą obsesję. Koniec końców nie mógł przecież mierzyć Norwood własną miarą, oskarżać jej o to, co kierowało nim samym, gdy w ramach jakiegoś zadość uczynienia, podziękowania, nieznane troski, grał jej nocami, gdy nieświadoma leżała obok.
- Tak, żyjesz, V - odpowiedział i trochę nie panując nad własnymi gestami, ujął jej wątłą dłoń w uścisku. - Jesteś bezpieczna. Jesteś w moim domu, przeszłaś operację i od kilku dni byłaś nieprzytomna - wyjaśnił jej zaraz w jakim znajdowała się położeniu, aby nie spanikowała. - Pamiętasz co się stało? - Dodał, bo przecież nie miał pewności, czy w umyśle Norwood nadal zachowały się wspomnienia z tamtej fatalnej nocy, czy wyparła je jak robiło to wiele osób przeżywających traumę. - Czekaj... Pewnie jesteś spragniona - mruknął sięgając po kubek, do którego zaraz nalał wody i włożył słomkę.
Ostatni raz opiekował się kimś w taki sposó gdy... Sam nie pamiętał. Gdy był jeszcze dzieckiem? Gdy konkubent matki, pod jego nieobecność wyżył się na bracie, albo na matce i Nathaniel później musiał się nimi zajmować? Możliwe. Akurat on te wspomnienia wyparł z pamięci, zapomniał i nie chciał nigdy do nich wracać.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Niejednokrotnie w swoim życiu odczuwała ból i to ten z gatunku poważnych, bo życie nie oszczędzało jej tak nieszczęśliwych niespodzianek. Tym razem było jednak inaczej. Miała wrażenie, jakby na jej klatce piersiowej przez cały czas leżało coś ciężkiego, uniemożliwiając oddychanie, a jednocześnie dociskało do jej serca jakieś ostrze, wbijające się głębiej raz za razem. Ból ten promieniował na kręgosłup, żebra, łopatkę i bark, a przy tym pulsował raz za razem, jakby silniej i silniej. Miała, jak sądziła, wysoki próg cierpienia, jakie potrafiła znieść, ale teraz było naprawdę trudno zarówno walczyć z tymi odczuciami, jak i myśleć o tym, gdzie się znajdowała i co działo się dookoła. Próbowała, ale to wszystko przychodziło jakby z opóźnieniem. Był jednak Nathaniel, nie była sama, mówił do niej, skupiła się i w końcu z mieszaniny dźwięków wyłapała sens jego słów. Inna sprawa, że wciąż miała tak wiele pytań i tak mało sił, by je zadawać. Zerknęła w dół, na swoją dłoń na której czuła jego dotyk. Delikatnie poruszyła palcami, jakby chciała się upewnić, że jej się to nie wydaje.
- Żyję - powtórzyła po nim, próbując zapanować nad tą mieszaniną myśli, które niemalże ją bombardowały. Nim jednak powiedziała coś jeszcze, przy jej ustach znalazła się słomka. Była zaskoczona, na zażenowanie była zbyt słaba, na refleksję czy wypada tym bardziej, więc po prostu machinalnie wręcz rozchyliła wargi i upiła nieco wody. Może zbyt zachłannie bo zakrztusiła się po chwili i znów skrzywiła z bólu, który wywołały kaszlnięcia. - Operację? - wyłapywała, patrząc na niego z żywym przerażeniem w oczach. Nie do końca rozumiała, ale potem skupiła się na tym, by sobie coś przypomnieć. Cokolwiek. Miała grać w Shadow i wierzyła, że umarła... wierzyła, że umarła, bo coś się stało. Przymknęła oczy, oddychając ciężej.
- Ktoś w pana chciał strzelić - w końcu wypowiedziała te słowa, a wolną dłonią z dużym trudem powiodła po pościeli aż do miejsca, w którym ta przykrywała jej klatkę piersiową. Kolejny grymas przeciął jej wymęczoną twarz. - Myślałam, że umarłam - powtórzyła się, ale była jeszcze w szoku, zagubiona pobudką. Dlatego też zadała kolejne pytanie, na które tak naprawdę Nathaniel już odpowiedział. - To było wczoraj? - skrzyżowała z nim spojrzenia. Miała zakrzywione poczucie czasu, ale wtedy była noc, a teraz było jasno. Sądziła, że wydedukowała to całkiem dobrze. Patrząc też na jego oczy, z pewnym przerażeniem zjechała spojrzeniem w dół, szukając czegoś niepokojącego. - Nic panu nie jest? - wychrypiała, ale już znała odpowiedź, więc głowę, którą chwilę wcześniej delikatnie uniosła, teraz opuściła na poduszkę, znów na moment przymykając powieki. - To dobrze... bałam się, że nie zdążę - mruknęła lekko sennym tonem, bo te wszystkie emocje swoje ją kosztowały. Mimo to przypomniało jej się coś jeszcze, coś przez co skrzywiła nos w tych swoich na wpół przytomnych, otępionych bólem majakach. - Nie obiecał mi pan... jak można nie obiecać umierającemu? - zmarszczyła nos i ponownie otworzyła oczy, by spojrzeć na te należące do niego.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Chociaż wyczekiwał od wielu dni momentu, w którym Divina wreszcie odzyska przytomność, jak na ironię trudno było mu odnaleźć się w chwili, w której to nastąpiło. Z jednej strony rozumiał dezorientację Norwood i pragnienie poznania tego, co działo się z nią w minionym czasie, z z drugiej chciał jej uchronić stresów i zamartwiania. Niby Norwood była pod opieką jego lekarza, a ten cały Jonathan miał przyjść do niej gdy się obudzi, o czym Nathaniel miał go poinformować za pośrednictwem Pearl, ale gangster właściwie nie miał zielonego pojęcia w jakim stanie była dziewczyna. Z oczywistych więc względów towarzyszyło mu tyle samo radości, co niepewności, bo w każdej chwili mogło stać się coś, co zniweczyłoby cały wysiłek jaki podjął Hawthorne, aby ocalić organistkę.
- Tak, musieliśmy wyciągnąć kulę, ale wszystko poszło dobrze... - Zapewnił ją, póki co oszczędzając niektóre ze szczegółów. Może z czasem dowie się, że gdyby nie Jasper, pewnie nie przeżyłaby dotarcia chirurga na miejsce, nie mówiąc o stresie i horrorze jaki przeżyli wszyscy zamieszani w tę sprawę. - Musisz tylko odpoczywać - dodał, zapewniając jeszcze bardziej Divinę o tym, że nie musi się martwić swoim stanem, że wystarczy, aby nieco siebie oszczędzała.
Powrót do wspomnieć z wieczora, gdy została postrzelona nie był chyba najlepszą decyzją jaką podjął Nathaniel. Chociaż nie mógł wiedzieć, czy Norwood w ogóle cokolwiek pamiętała. Pamiętała i to nad wyraz wiele, bo nie spodziewał się usłyszeć tylu faktów, plus pytania, a raczej zarzutu wobec swojej osoby.
- Nie, to było dziesięć dni temu, V... Leżałaś w śpiączce, bo twój organizm był zbyt słaby, aby poradzić sobie z obrażeniami. Śpiączka była najlepszą opcją w takim wypadku - postawił na szczerość, poza tym to było już za nimi, a Divina właśnie odzyskała przytomność i jak widać była całkiem świadoma tego gdzie i z kim przebywa. - Mi nie nie jest... Ocaliłaś mnie - wyznał, z zaskoczeniem uświadamiając sobie jak trudno przyszło mu wypowiedzieć te słowa. Przecież to właśnie on, jak mało kto, zasłużył na śmierć. Czemu ktoś tak nieskazitelny jak Divina miałby ginąć za takiego gnojka jakim był Nathaniel? Brzydził się myślą, że mógłby nie wyratować Norwood, że mogłaby się poświęcić dla niego, gdy sama ze swojego życia nie miała póki co żadnej radości. - Czemu to zrobiłaś? - Zapytał więc wprost. - Przecież masz mnie za złego człowieka, tyle razy o tym mówiłaś, a jednak uznałaś, że moje życie ma jakieś znaczenie? - Pokręcił głową na boki, po czym zerknął na kroplówkę umieszczoną przy ramie łóżka. Lek powoli się kończył, a więc niebawem powinien zmienić woreczek. - Nie obiecałem, bo nie dałbym ci umrzeć - odpowiedział z mocą. Poza tym, chociaż nie chciał przyznać tego przed samym sobą, wstydził się, że nie złożył jej obietnicy. - Nie spłaciłaś jeszcze długu - dodał z lekkim uśmiechem na ustach, gdy ponownie skierował na Norwood spojrzenie swoich błękitnych oczu. Trochę bawił się w Boga z tymi swoimi wypowiedziami, bo przecież czuł jak z Diviny uciekało życie, jak z każdą sekundą była coraz bliżej tego, swojego, ukochanego stwórcy. - Mam coś dla ciebie - odezwał się po chwili.
Na szafce nocnej obok łóżka leżało pismo święte, różaniec i kilka innych bibelotów, które Jasper przywlekł z rudery jaką Divina zwykła nazywać swoim domem. Podobno otoczenie własnych rzeczy miało pomóc Divinie szybciej pogodzić się z sytuacja i spokojniej przejść przez okres rekonwalescencji, a przynajmniej tak zalecił jej lekarz.
- Żeby ci się nie nudziło, bo póki co musisz pozostać w łóżku - oznajmił, wręczając dziewczynie książkę. - Oczywiście masz tutaj też telewizor, ale jak ciebie znam, lepszą rozrywkę znajdziesz czytając o swoim zbawcy - dodał z lekką kpiną wyczuwalną w głosie. - Muszę z kimś pomówić o tym, że już się obudziłaś... I wezwać pielęgniarkę, bo widzisz, V... Wiele osób dba o to, żebyś nie zeszła z tego świata, a ten tam.... Chyba wyznaczył sobie mnie na twojego anioła stróża - uśmiechnął się w ten przenikliwy, nieco diaboliczny sposób. Postarał się także wrócić do swojej zwyczajowej, spoglądającej na świat z góry, postawy. Tak łatwiej przychodziło Nathanielowi radzenie sobie z emocjami, które w tamtym momencie przepełniały go aż nazbyt.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Tylko odpoczywać... nie było w niej nawet sił, by udawać, że wcale nie jest taka słaba, więc nie próbowała spierać się z tym wyrokiem. Poza tym była mocno ogłupiona przez leki przeciwbólowe, które mimo ciągłego podawania, nie sprawiły, że czuła się w pełni sił. Wolałaby pewnie nie sprawdzić, jak czułaby się gdyby nie morfina, ale o tym tez nie myślała, w zasadzie jedynie o tym, że znów jej pomógł. Kiedyś, gdy zasypiała w chorobie, budziła się sama, w ponurym pokoiku z przeciekającym sufitem i grzybem na ścianach. Nigdy nikogo przy niej nie było w takich momentach, nikt nie powinien nawet zauważyć, gdyby faktycznie zmarła, a tym czasem za sprawą Nathaniela to co znała, uległo tak dużej zmianie i chociaż nie uważała, że zasługiwała na pomoc, to jednak było to po prostu... miłe. Fakt, nie powinna tak oceniać działań gangstera, ale czy to źle, że doceniała jego obecność? Bo jak każdy, była przerażona i zagubiona, nie wiedziała co się z nią działo, ledwo oddychała i nie miała sił w mięśniach, więc gdyby obudziła się w takim stanie sama, jak by sobie poradziła? Jak zrozumiałaby to wszystko? Wolałaby umrzeć, oczywiście, że tak, wtedy pewnie przeklinałaby to, że tak się nie stało, ale w tym momencie... poczuła ulgę.
- Mam pana za złego człowieka, ale to nie znaczy, że zasługuje pan na śmierć - przyznała cicho, powoli, nie w emocjach, bo każde słowo nadal wymagało od niej wysiłku. Poza tym tak trudno było jej się skupić przez leki i ogólne rozkojarzenie wywołane śpiączką. - Pan, w przeciwieństwie do mnie, przynajmniej pragnie żyć - mówiła więcej, niż by powiedziała, gdyby była w pełni świadoma i przytomna, niczym nieodurzona. Wzrok miała nieco nieobecny, ale próbowała go skupić na jego twarzy. - Poza tym... gdyby wtedy pan zginął, skazałby się pan na potępienie, a ja wciąż wierzę, że jest dla pana nadzieja - przyznała, nie przesiewając szczerości przez żadne sito tego, co wypada, a czego nie. Nie umiała w tym stanie. - Jak to nie spłaciłam? - skrzywiła się nieco, bo coś jej się nie zgadzało, ale kolejne bodźce znów zamieszały w jej głowie. Odruchowo całe swoje ciało chciała skierować tam, skąd Nathaniel po coś sięgał, przez co krzyknęła niezbyt głośno, zaskoczona nagłym uderzeniem bólu. Przymknęła oczy, oddychając ciężko, jakby nigdy nie miała się do tego przyzwyczaić. Mimo to walczyła.
- To moje - zauważyła z lekkim zagubieniem, a słuchając jego słów, otworzyła szerzej oczy. - Przyniósł pan to dla mnie? - nie przywykła do takiej dobroci, to po pierwsze, a po drugie tej na pewno nie szukałaby nigdy w jego osobie. Dlatego też słysząc jego słowa, sama zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. Najpewniej nadal słabo, ale jednak z jakąś stanowczością. - Niech pan jeszcze nie idzie - poprosiła, na co nigdy by się nie zdobyła, gdyby nie morfina w jej krwi. Opadła nieco ciężej na poduszkę, bo ta ich rozmowa, chociaż niedługa, naprawdę ją wykańczała i teraz oddychała coraz ciężej. - I nikogo nie wzywa... - nie wiedziała nawet do czego zmierza, ale nie puszczała jego dłoni, mimo, że oczy chciały jej uciec do wnętrza czaszki. Wzięła głębszy wdech, zapanowała nad tym i spojrzała w te jego niebieskie oczy. - To ja miałam być pańskim aniołem stróżem... oddać za pana życie, po co mnie pan ratował? - teraz to ona zapytała praktycznie o to samo, co on. Było jej duszno, ale nie dbała o to, próbując skupić się na jego twarzy, może nawet za bardzo. - Ma pan najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałam - może zapomni o tych słowach, które nie były kłamstwem, ale jak na nią były też zbyt śmiałe i może niepasujące do sytuacji. - Faktycznie, jak anioł... - uniosła drugą dłoń, z trudem zmuszając do tego mięśnie, by wątłymi palcami dosięgnąć jego skroni, przesunąć opuszkami aż do polika, a potem znów jęknąć nieładnie, gdy ręka opadła, a jej klatka piersiowa zdawała się eksplodować z bólu.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathaniel twardo trzymał się swojego, plugawego życia chociaż przekonany był o tym, że wielu duszom byłoby lżej, gdyby jego ciało spoczywało tych kilka metrów pod ziemią. Nie zamierzał jednak zabierać się z tego padołu łez, a przynajmniej póki co, bo przecież tak wielu uważało, że piekło właśnie znajduje się tutaj... Nathaniel więc zamierzał dumnie przewodzić przeklętym, aby po drugiej stronie faktycznie poczuli ulgę i spokój.
- Przestań V... - Westchnął, bo tylekroć prowadzili rozmowy na ten temat. - Nie lubię, gdy mówisz o swoim pragnieniu śmierci - dodał szczerze, bo na litość, tyle razy uchronił ją przed tym, a ona nadal nie pojmowała, że jej życie ma znaczenie; jeśli nie dla niej samej to dla niego. - Nadzieja? Liczysz na moje nawrócenie? - Uśmiechnął się pobłażliwie. Zapewne, gdyby Norwood była w innej sytuacji i stanie, jawnie by ją wyśmiał, ale tym razem pohamował się przed takim, nieprzyjemnym zachowaniem. Nie umiał jednak nie posłać w stronę dziewczyny znaczącego spojrzenia, jednoznacznie mówiącego, że absolutnie nie zgadza się z jej teorią. - Ano... Liczyłem na ostatniego drinka w twoim towarzystwie, a cóż - odparł, starając się jakkolwiek ten ponury wieczór ubrać w inne słowa. Niestety, prowadzenie konwersacji z Diviną, póki co wymagało od dziewczyny nazbyt wiele wysiłku. Dlatego Nathaniel chciał, aby najpierw nabrała energii. - Powiedzmy... Wysłałem kogoś do ciebie, aby przyniósł kilka rzeczy - wyjaśnił. - Kogoś, o kim pomówimy później. Może sam w krótce ciebie odwiedzi - dodał, póki co nie mając zamiaru informować Divinie o szczegółach.
Jej bohaterska postawa i zainteresowanie jakim obdarzył ją Nathaniel nie uszło uwadze ludziom, których Hawthonre nigdy nie chciałby widzieć w pobliżu V. Dlatego nie mógł pozwolić na to, aby jak gdyby nigdy nic wróciła do swojego marnego życia w dziczy. To po pierwsze, a po drugie nawet gdyby było inaczej, Nate nie umiałby egzystować spokojnie, wiedząc, że Divina włóczy się gdzieś w łachmanach i mieszka nadal w swojej norze. Nawet nie chciał oszukiwać samego siebie, że zdolny byłby do obojętności wobec niej, po tym wszystkim co przeszli, po tym co ona zrobiła dla niego.
W chwili, w której złapała go za dłoń, spojrzał na jej chude, drobne palce zaskoczony tym gestem. Zaraz potem sam pochylił się nad Diviną, aby pomóc jej położyć się wygodniej na poduszkę.
- Nie możesz wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, leż po prostu - mruknął, ale nie zabrał dłoni. Chociaż skóra Norwood była chłodna, Nate czuł przyjemne dreszcze za każdym razem, gdy to właśnie dziewczyna inicjowała jakiekolwiek gesty w jego stronę. - Zostanę jeszcze chwilę, ale muszę gdzieś zadzwonić - dodał, a chociaż dziewczyna poprosiła o to, aby nikogo nie wzywał, Nathaniel nie miał zamiaru jej słuchać. To co przeżył w ostatnich dniach był horrorem i musiał mieć pewność, że po raz kolejny nie doświadczy takich chwil. Potrzebował zapewnienia, że Divinie już nic nie grozi - Powinien ciebie zobaczyć lekarz - wyjaśnił.
Nie umiał od razu odpowiedzieć Divinie na zadane przez nią pytanie, bo zbyt wiele emocji obudziło się w nim, gdy je usłyszał. Jak to po co ją ratował? Czy ona nie widziała tego jak znacząca się dla niego stała? Jak robił wszystko, aby jej marne życie nabrało kolorów, aby przestała traktować siebie z taką pogardą?
- Oddałaś to życie, ale najwyraźniej jest ono o wiele więcej warte niż moje... Dlatego twój bóg uznał, że ci je zwróci, abyś nie marnowała go na takiego człowieka jak ja, V - odparł cicho. Nagle czas jakby zwolnił, a Nathaniel przywołał w pamięci te wszystkie chwile, w których czuł się podobnie w obecności Norwood. Obserwował z uwagą i smutkiem, jak walczyła z bólem unoszą dłoń do jego skroni. Chciał ją powstrzymać i samemu ujął jej rękę, ale ostatecznie nie odjął jej od swojej twarzy. To było zbyt przyjemne, aby umiał zdobyć się na odwagę by odebrać sobie taką rozkosz. - Jesteś moim aniołem, V... Ocaliłaś mnie, dziękuję - wyszeptał. Chciał przybrać swoją maskę obojętności. Skryć się jak zwykle za murem, gdy nie umiał radzić sobie z przepełniającymi go uczuciami, ale zamiast tego przekręcił lekko twarz i ucałował wnętrze dłoni Diviny, na moment przymykając przy tym oczy. - Przepraszam za to co ciebie spotkało - dodał, bo jakby nie patrzeć z jego powodu znalazła się w Shadow i to z jego powodu ryzykowała życiem, aby on mógł przeżyć. Ironia losu była w tym wszystkim nader komiczna. - Powinnaś odpocząć - rzucił po chwili, gdy zdał sobie sprawę z tego, że jednak nie udźwignie więcej. Potrzebuje oddechu i dystansu, bo gubi się sam we własnych doznaniach. Poza tym doszło do niego, że nie tylko szczerość, ale także leki i dezorientacja przemawiają przez Divinę, gdy on sam odsłaniał karty. - I nie jestem żadnym panem, nie dla ciebie, V - oznajmił gdy już wyprostowany stał obok łóżka dziewczyny, a jej ręce spoczywały na śnieżnobiałej pościeli.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Faktycznie tego nie lubił. Wiedziała o tym doskonale, a mimo to za każdym razem zastanawiało ją dlaczego tak jest. Nie chciała pozwalać sobie na domysły, na wiarę we własną wartość, bo przecież życie zabiło w niej jej poczucie. Wolała skupiać się na wierze w innych i może dlatego tą lokowała w człowieku, w którym nie powinna, który sam z tego kpił, tak, jak teraz. Pokiwała spokojnie głową, ale i to wydawało się nie lada wyczynem.
- Nie jest pan taki zły, jak sądziłam... - przyznała ostrożnie, przymykając przy tym oczy, jakby to mogło jej pomóc lepiej zebrać myśli. - A raczej jest w panu więcej dobra, niż się spodziewałam - poprawiła się, niby nieszczególnie, ale jednak miało to kluczowe znaczenie, bo tego, że był niegodziwcem, nie dało mu się domówić. Dla niej jednak od jakiegoś czasu był lepszy, niż większość osób w jej życiu. Mówiła sobie, że tak właśnie szatan kusi do grzechu, ale w tej chwili nie potrafiła już walczyć z tym, co miała przed oczami, a zatem człowiekiem, który mógł grzeszyć, ale dla niej był bohaterem. Znów. - Jakiś z pańskich ludzi? Nie przepadam za nimi - przyznała zbyt szczerze. - Szarpią mną - poskarżyła się też za sprawą leków, które rozwiązywały jej język, a przy tym dbały, aby nie układała zbyt poprawnych zdań. Jeszcze się z tym nie oswoiła, jak i z tym, że jej ciało jest w takim dziwnym stanie. W przeszłości było już z nią źle, ale nigdy na podobnym poziomie, kiedy każdy oddech stanowił wyzwanie. Nawet próba poruszenia stopą zdawała się ją męczyć, jakby mięśnie sprzeciwiały się jej woli i nie należały już do niej.
- Dobrze... poleżę jeszcze troszkę - normalnie zapytałaby pewnie, kiedy będzie mogła wrócić do siebie, ale nie tym razem. Sama potrafiła stwierdzić, że to niemożliwe, a po drugie, w tych okolicznościach doceniała miękkość materaca, ciepło pościeli i suchość powietrza. Wiedziała, że nie dla niej takie luksusy, ale ten jeden raz nie była na tyle pokorna, by ich sobie odmawiać. - Lekarz... lekarze są drodzy - tyle wiedziała. Przez ostatniego wywiązał jej się dług u Nathaniela, a teraz ponownie jakiś dla niej organizował. Według niej całkowicie niepotrzebnie, skoro oddychała, ale też nie znała się na tym wcale i nie myślała zbyt racjonalnie. Poczuła jednak, że się uśmiecha, chociaż nieświadomie, ale to z powodu jego słów.
- Nie... - sprzeciwiła mu się, co też nie było dla niej normalne. - Nawet Bóg mnie nie chce, musi mnie naprawdę nienawidzić - wyszeptała, nie odrywając wzroku od tych pięknych oczu. Kiedy usłyszała jego słowa, kąciki ust uniosły jej się jeszcze wyżej. - Naprawdę jestem? - zapytała z nadzieją, na którą nie powinna sobie pozwalać. Powinna być nikim, tak ją nauczono i kiedy zbierała siły na to, by mu to wyjaśnić, poczuła jego wargi na swojej skórze. Zachłysnęła się powietrzem, czując jej serce zabiło jej mocniej. Ten gest sprawił, że przez moment zdawała się być trzeźwiejsza, a już na pewno nie miała tego zapomnieć. Nikt nigdy jej nie pocałował, niby to tylko dotyk, a tak znaczący. Przeprosiny uderzyły w nią jeszcze mocniej i sama nie wiedziała już co działo się w jej głowie. - Nie chcę znów zasypiać - wyszeptała, gdy zdawał się oddalać, bardziej niż jedynie o kilkadziesiąt centymetrów. Naraz, pierwszy raz w życiu, poczuła, że chciałaby zatrzymać czas. Zmęczenie walczyło o swoje, ale ona naprawdę nie chciała znów zasypiać. - To kim pan jest? - zapytała, a oddech przyspieszył jej jeszcze bardziej. Te emocje mogły ją wykończyć, ale nie dbała o to, zawsze chciała odpłynąć w niebyt, a tym razem walczyła o świadomość, o to, by pozostać w tej chwili, kiedy powieki leciały w dół. - Wtedy, gdy pana zasłoniłam - jeszcze trochę, jeszcze kilka słow. - Nie myślałam o tym, że chcę umrzeć - pamiętała to doskonale, chociaż rozsądek podpowiadał, że powinno być inaczej. Że nie tak dotychczas to wszystko postrzegała. - Myślałam jedynie, że nie chcę, żeby pan umarł - dokończyła i znów spróbowała poruszyć ręką, ale już nie miała ku temu sił. Zerknęła na kroplówkę, przełknęła mocniej ślinę, w głowie jej się kołatało. Musiała na moment przymknąć oczy i pogodzić się z wątpliwościami, jakie jej doskwierały, a przecież których człowiek pragnący śmierci nie powinien doświadczać. - A jeśli tym razem się nie obudzę? - wyszeptała, przyłapując się na myśli, że naprawdę chciałaby znów otworzyć oczy i może poczuć się lepiej, chociaż trochę.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Cień uśmiechu przebiegł po jego strapionej twarzy, gdy usłyszał, że Divina nie ma go za aż tak złego człowieka. Nawet nie chciał rozmyślać nad tym stwierdzeniem. Przez lata dopuszczał się tylu niegodziwości, że żaden dobry, czy bezinteresowny uczynek jaki spełnił, nie mógł zamazać jego splugawionego świadectwa. Był zły; nie znaczyło to jednak, że każdy musiał widzieć tylko to jego bezwzględne oblicze. Była garstka osób, bardzo niewielka, która znała go z innej strony. Divina Norwood zaczęła zaliczać się do tej grupy od pewnego czasu, a właściwie to jej przodować.
- Powiedzmy, że to mój człowiek... - Mruknął gorzko. Doskonale wiedział, że jego ludzie nie obchodzili się z V tak jak by sobie tego życzył, ale z drugiej strony nie chciał by była traktowana wyjątkowo. Przynajmniej nie chciał do czasu, aż prawie zginęła, a on uświadomił sobie, że już za późno by dalej oszukiwać innych, a przede wszystkim samego siebie, o tym, że organistka jest mu obojętna. Nie była. Zależało mu na niej o wiele bardziej niż pojmował. To co dla niej zrobił było tego wystraczającym dowodem. - Poznasz go w swoim czasie - dodał jeszcze, bo póki co nie potrzebował Jaspera. Dopiero, gdy Divina stanie na nogi, zacznie najmować go do pracy i ochrony.
- Musisz leżeć i nie troszkę, minie jeszcze sporo nim wstaniesz. Nie możesz póki co siebie nadwyrężać - zaznaczył, aby przypadkiem nie przyszło V do głowy, by opuścić łóżko. Powinna nabrać sił to po pierwsze, a po drugie aparatura nadal była do niej podłączona i monitorowała pracę jej organizmu. Hawthorne godzinami wsłuchiwał się w melodię bicia jej serca, obawiając się, że ten rytm mógłby nagle się zmienić; zatrzymać. - Tym się nie musisz przejmować - odparł, gdy uznała, że lekarze są drodzy. Owszem wcześniej to własnie "wizyta lekarza" była powodem, dla którego Nathaniel wymyślił Divinie ten cały dług. Jednak po tym co zaszło to on stał się jej dłużnikiem i pojęcia nie miał jak i czy kiedykolwiek odpłaci jej się za to co zrobiła.
- Pierdolisz, V - burknął nie umiejąc się pohamować. W oczach Nathaniela Norwood była ostatnią osobą, którą można by było za cokolwiek nienawidzić. - To ja nie pozwalam na to, aby ciebie mi odebrał - dodał uśmiechając się ze swego rodzaju czułością, ale też wyższością, którą chciał zatuszować prawdziwą istotę tych słów. Mogły brzmieć jak srogi żart, kpinę z Boga, którego moc nie mogła równać się z tą jaką na tym cholernym świecie posiadał Nathaniel, ale w gruncie rzeczy chodziło o coś innego... Coś, czego Nathaniel nie chciał jeszcze zdradzać, ani przed sobą, a już tym bardziej nie przed Diviną. - Jesteś - przyznał na kilka sekund zamykając powieki i skupiając się na chłodzie bijącym od dłoni dziewczyny. Trwał tak w tej niecodziennej pozie, nie rozumiejąc dlaczego poddał się temu gestowi, ale zaraz potem powrócił do bycia sobą. Wyprostował się i spojrzał na V z góry. - A kim byś chciała, abym był? - Zapytał w odpowiedzi, bo ani nie umiał znaleźć odpowiedniego określenia z biblii pasującego jego roli, ani nie próbował nadać sobie żadnej innej. Chronił ją, a jednocześnie to z jego powodu przecież cierpiała. - Teraz brzmi to lepiej... - Przyznał, bo myśl, że w oddaniu życia za niego widziała tylko ukojenie dla siebie wprawiała Nathaniela we wściekłość. Chociaż to co powiedziała sprawiło, że jego serce także zabiło mocniej, boleśniej i silniej. - Nie pojmuję czemu zrobiłaś dla mnie coś tak głupiego, ale nauczyłem się już tego, że nie tak łatwo ciebie zrozumieć, V - mruknął cicho, po czym poprawił jej kołdrę i przyciemnił pomieszczenie, aby wpadające przez szyby słońce nie drażniło swoim blaskiem. - Obudzisz się. Wrócę tutaj za kilka minut, dobrze? - Dodał, po czym faktycznie wyszedł by zadzwonić do Pearl.
O dziwo Jonathan mógł zjawić się prawie natychmiast, bo akurat wracał z Cairns. Jego wizyta była dość osobliwa, bo rozmowy ograniczał tylko do kwestii medycznych i nie dyskutował z nikim innym poza Nathanielem i Diviną. Nie odpowiadał też na żadne pytania i nie chciał nic wiedzieć poza interesującymi go faktami związanymi z samopoczuciem Norwood. Oznajmił, że jak leki się skończą, skontaktuje się z Pearl i poda jej nową listę, po czym wyszedł; prosząc Nathaniela tylko o to, aby nigdy więcej już do niego nie dzwoniono.


Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nieszczególnie ucieszyło ją to, że to jakiś jego człowiek. Naprawdę za tymi nie przepadała, bo miała z nimi same złe doświadczenia i nie mogła wiedzieć, że Jasper będzie kimś całkiem innym, tym bardziej, że sam Nathaniel nie naprowadził ją na to, a ona nie chciała już ciągnąć tematu. Może nawet nie tyle, co nie chciała, ale w tym stanie bardzo łatwo gubiła wątki.
- Sporo brzmi jak długo - wyrzuciła w tym swoim otumanionym stanie, który zapewne nie pasował jej najlepiej. - To dlatego nie spłaciłam jeszcze długu? - tu akurat przemyślała to wszystko całkiem sprytnie. Mówił, że tego nie spłaciła, a teraz wspominali o kosztach związanych z leczeniem. Divina nawet nie miała pojęcia, ile poszło na nią krwi i zaangażowania. Inna sprawa, że nie chciałaby chyba wiedzieć skąd Nathaniel tą całą krew posiadał.
- Brzydko pan mów... nieładnie - zmarszczyła nos, nie panując nad słowami, jakie opuszczały jej usta. Stęknęła też głośniej, kiedy przy lekkim poruszeniu znów poczuła silny ból. Stale zapominała, że nie może się ruszać, dla niej nie było to w ogóle naturalne. To znaczy stać w bezruchu i owszem, ale takie leżenie, gdy inni stoją... coś nowego, wręcz nierealnego. - Chwila... czyli pan mnie chce? - zapytała z nadzieją, której nie potrafiła teraz w sobie zabić. Ta myśl była tak silna. Tak dało się wywnioskować, a przez leki nie potrafiła zapanować nad emocjami, które przez nią przemawiały. Serce w dodatku zabiło jej szybciej, co pewnie on usłyszał, ona niekoniecznie kojarzyła o co chodzi z tym pikaniem, za bardzo była jeszcze rozkojarzona i zagubiona. Spróbowała też zastanowić się nad jego rolą, ale w głowie miała pustkę. Poddała się więc zmęczona, przymykając oczy. - Chciałabym po prostu, żeby pan był - naprawdę nie panowała nad sobą, ale raczej nie kłamała. Tylko, że niewiadomym było, ile z tego w ogóle zapamięta. - Bo jeszcze w pana wierzę - czego on nie rozumiał? To ona nie rozumiała dlaczego ją przywracał do żywych. Oboje więc mieli nie rozumieć? Gdyby stać ją było w tym wszystkim na poczucie humoru, mogłaby uznać to za dość zabawne. Nie chciała też wcale, aby ją opuszczał, ale gdy wyszedł, przysnęła nieco i rozbudziła się dopiero, gdy wraz z nim pojawił się lekarz, który cóż... przerażał Divinę podobnie, jak reszta ludzi Hawthorne'a. Poza tym była zażenowana, zagubiona i na pewno z dwanaście razy przeprosiła tego człowieka, za różne rzeczy, takie jak to, że sprawia problem. Bo rzeczywiście po jego wizycie dość mocno dopadło ja poczucie winy, ale kazano jej znów pójść spać, a chociaż się stresowała, zasnęła ponownie.
Następnego dnia nie obudziła się wcale, dopiero nad ranem, bo wschodzące słońce to sugerowało, otworzyła powieki i zrozumiała, że jest w pomieszczeniu sama. Czuła się na pewno lepiej, niż podczas ostatniego przebudzenia. Nigdy nie widziała wschodu słońca nad morzem z takiej perspektywy. Wydawało jej się to tak piękną myślą, że być może zapomniała o tym, co mówił jej Nathaniel i Jonathan. W zasadzie zdawała się nie pamiętać nawet o tym, że jest ranna. Jakby dziwny przypływ fantomowej energii się na nią przelał, gdy ciężką dłonią odrzuciła kołdrę do boku. Usiadła, jakby robiła to po raz pierwszy w życiu i wstała z łóżka, a przynajmniej pewna będzie, że wstanie, bo jak tylko zsunęła się z materaca, zamiast do góry, poleciała prosto na ziemię. Było to tak zaskakujące, że nawet nie krzyknęła. W zasadzie ból w piersi zdusił jej oddech. Tylko, że wraz z nią na ziemię poleciał stojak z kroplówką robiąc raban, jakich mało. Usłyszała kroki, potem otwierające się drzwi, z trudem uniosła głowę.
- Przepraszam - jęknęła z podłogi, bo nie chciała robić zamieszania. Nie chciała robić nic złego, była w szoku. - Chciałam podejść do okna... przepraszam - mocno ją to wszystko skołowało. Fakt, że to nie tak, że ma leżeć, bo będzie tak lepiej, ale naprawdę nie była w stanie funkcjonować. Jej aparatura jasno dała do zrozumienia, że jest tym podenerwowana. - Naprawdę przepraszam - tu nawet nie chodziło o przeprosiny, broda jej się cała trzęsła ze wstydu i ze świadomości, jak słabe było jej ciało, jak niezależne od niej samej. Po prostu pierwszy raz w życiu się bała, że sobie nie poradzi, że to za dużo. - Ja nie mogłam stanąć - niepotrzebnie się tłumaczyła, jakby bojąc się tego, co teraz ma nadejść. Gdyby ją teraz zostawiono samą sobie... co by zrobiła?

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Rozmowę, która odbyli po przebudzeniu Diviny nazwać osobliwą to jakby nie powiedzieć nic. Zdawałoby się, że była ona dość zwyczajna, ale z perspektywy pierwszoosobowej było zupełnie inaczej. Chaos myśli i emocji przepełniał umysł Nathaniela. I chociaż Hawthorne zdawał sobie sprawę jak ważna rolą zaczęła odgrywać Divina w jego życiu, dopiero w konfrontacji z dziewczyną, pojął jak wielkie konsekwencje mogą z tego wyniknąć. Owszem, patrzył na to tylko subiektywnie, nie potrafiąc wcielić się w postać dziewczyny, ale widział przecież jak na niego patrzyła, czuł z jaką delikatnością ujęła jego polik, słyszał pytania, które wprawiały go w zakłopotanie i sprawiały trudności, jakich się nie spodziewał.
-Nie wiem, czy mam prawo ciebie chcieć... - Odpowiedział ostrożnie odkładając dłoń dziewczyny na białą pościel.
Nie miał prawa, wiedział o tym, bo narażał Norwood na niezwykle niebezpieczeństwo. Wszystko na czym mu zależało, co było dla niego cenne, zwykle tracił. Przyzwyczaił się więc do życia w sposób który nikogo dla niego ważnego, jednoznacznie nie naznaczalby tym mianem. Chociażby Pearl... Temperamentna dziennikarka z tendencją do wpadania w kłopoty była wrzodem na tyłku, ale jednocześnie Nathaniel chronił ją jak tylko mógł, o czym blondynka sama często nie miała pojęcia. Z drugiej strony, Nate nigdy nie pozwalał, aby jego zachowanie było łatwe do odszyfrowania, aby sama Campbell znała prawdę o tym jak istotna była dla niego. Wolał aby ich skomplikowana i burzliwa relacja nadal utrudniała im obojgu spokojne życie, a niżeli ktoś miałby wykorzystać Pearl przeciwko niemu. Niestety z Divina była za późno... W dodatku jej bohaterski wyczyn odsłonił słabości Nathaniela jak na tacy dając jego wrogom cel, który mogliby zaatakować. Nathaniel miał więc dwie opcje, albo uwolnić się od Diviny i ją od siebie w sposób dobitny pokazując innym, że ona go nie obchodzi, albo... Albo zrobić to co zrobił i zaopiekować się panna z sali wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Póki co nie myślał o tym co stanie się za jakiś czas. Norwood miała odpoczywać w jego willi i powoli dochodzić do siebie. Tylko, że dziewczyna sama nie pojmowała w jak kiepskim stanie się znajdowała i chociaż Nathaniel prosił, aby pozostawała w łóżku, ona go nie posłuchała. I całe szczęście, że to tylko z tego powodu aparatura w jej pokoju zaczęła piszczeć, a alarm rozdzwonił się po całej posiadłości przez co Nathaniel, będący we własnej sypialni, szybko przemierzył korytarz, aby znaleźć się przy Divinie.
- V! Cholera jasna, nic ci nie jest? - Klęknął zaraz obok dziewczyny, która jeknela cicho, gdy uniósł jej wątłe ciało na swoje kolana. - Cicho.. Spokojnie, nic się złego nie stało, spójrz na mnie - Uspokajał ja, ale sam był przerażony tym co zobaczył. Bał się, że mogła coś sobie zrobić, że zaraz znów zobaczy krew i właśnie wtedy to się stało. Na jasnej koszuli nocnej, która miała na sobie Divina, pojawiła się krew, a Nathaniel wlepił wzrok w ciemną plamę ze strachem dotykając ją palcami. - To nic... To na pewno tylko szwy , - powiedział, ale ciężko uznać czy zapewniał tymi słowami Divine, czy samego siebie o tym, że wszystko będzie dobrze. - Pomogę ci, podniosę i położę na łóżko - oznajmił, a potem faktycznie zrobił co powiedział. Podniósł też stojak na kroplówki, ale zanim zajął się resztą, musiał sprawdzić ranę pod lewą piersią Norwood. - Divino, muszę to obejrzeć, dobrze? - mruknął unosząc lekko materiał, na jakim widać było ślady krwi. Robił to powoli, bo po pierwsze nie chciał za bardzo doslonic Diviny, a po drugie bal się tego co zobaczył i nie chciał, aby Norwood także się wystraszyła. Całe szczęście szwy się nie rozeszły, a tylko lekko puściły przez co przez niezasklepiona dane ponownie zaczęła sączyć się krew. Ten widok ewidentnie sprawił, że twarz Nathaniela przestała byc nakreślona przerażeniem, a jego rysy złagodniały, gdy uniósł wzrok na Divine. - Mówiłem, że masz leżeć, V - Burknął niby groźnie, ale jego głos przestał brzmieć szorstko i emocjonalnie. - Jesteś jeszcze słaba i twoje ciało jest słabe... Potrzebujesz czasu, aby dojść do siebie - dodał, po czym ostrożnie zaczęła poprawiać poduszki na łóżku i sięgnął po kołdrę, która zsunęła się z materaca. Okrył nią Divine i ponownie skupił na jej twarzy swoje błękitne spojrzenie. - Szwy są całe, ale musisz teraz leżeć... Nie strasz mnie tak więcej - dodał, może nazbyt szczerze, bo dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie chciał chyba aby Divina miała świadomość jakie emocje w nim wywołuje. Dlatego też szybko zajął się czymś innym, nie mogą dalej patrzeć w oczy dziewczyny. Zaczął więc sprawdzać welfrony na dłoniach Norwood i ponownie podłączył kroplówki, które spadły z mocowań, gdy Norwood straciła równowagę.


Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Była naprawdę przerażona, a uczucie to wcale nie było dla niej czymś normalnym. Już od dawna sądziła, że nie dba o swoje życie, więc sytuację zagrożenia traktowała ze spokojem. Nawet jej pierwsze spotkanie z Nathanielem nie przebiegało zgodnie z założeniami gangstera, właśnie dlatego, że nie dała się przestraszyć tak, jak on sobie tego życzył. Ciekawe, czy gdyby było inaczej, dzisiaj leżałaby w łóżku w jego willi, z raną po postrzale. Teraz jednak wszystko było inne, bo nie bała się o swoje życie, a brak kontroli nad ciałem... o tym, że zabrano jej możliwość decydowania, chociaż ta nigdy nie była zbyt imponująca. Leżała więc na ziemi i czuła, że nie może zrobić nic, jeśli ktoś jej nie pomoże, a z doświadczenia wiedziała, że osób udzielających jej pomocy na tym świecie nie było zbyt wiele.
- Nie mogłam wstać - powtórzyła się, kiedy obok był już Nathaniel, stękając cicho, gdy ten wciągnął ją na swoje kolana. Była mocno skołowana i chyba jeszcze nie rozumiała, co dokładnie działo się dookoła. Wzrok miała rozbiegany, niezawieszony na niczym konkretnym aż do momentu, w którym Hawthorne kazał jej na siebie spojrzeć. O dziwo zadziałało, tym bardziej, że bała się zobaczyć na jego twarzy agresję i gniew, a nic takiego tam nie znalazła. Było to dość zaskakujące. Skupiła się może nawet za bardzo na nim, bo z początku nie rozumiała o czym mówi, nieświadoma krwi, która przesiąkła materiał koszuli nocnej. Nim zdążyła to zrozumieć, Nathaniel ją podniósł i odłożył na materac, a którego na własne życzenie nie tak dawno spadła. Dopiero wtedy, gdy wspomniał o oglądaniu, zerknęła w dół i skrzywiła się zaskoczona.
- Och - uniosła dłoń, ale nawet nie zdążyła dotknąć materiału. - Przepraszam... - mruknęła znów, jakby się bała, że ponownie go zdenerwuje. Kręciło jej się w głowie od tego wszystkiego, serce waliło jej jak młotem, niemalże boleśnie, bo w zasadzie każdy oddech był niemałym wyzwaniem i chyba wtedy zrozumiała, co Nathaniel chce zrobić. Spojrzała na niego z przerażeniem, w pierwszym odruchu chcąc powiedzieć, że nie musi, ale już podwijał koszulę, więc jedynie przełknęła ślinę i dłońmi przytrzymała materiał w okolicach wewnętrznej strony ud, tak, żeby odsłonił jedynie jej biodro i fragment brzucha, ale ostatecznie jedną z dłoni przytrzymała jeszcze materiał przy biuście i kiedy tak się stresowała, dotarło do niej, że Nathaniel nie poświęcił żadnej uwagi jej odsłoniętemu ciału. Zrozumiała też, że nazwał ją po imieniu, a to nie zdarzało się często, a nawet... że widok musiał sprawić mu ulgę, skoro z jego spojrzenia zniknęło przerażenia. Bo właśnie to widziała w jego oczach wcześniej, a kiedy to do niej dotarło, zapomniała nawet o tym, że jest w tak niezręcznej sytuacji. Tylko rumieńce świadczyły o tym, że była zakłopotana, bo sama zdecydowanie więcej uwagi poświęcała temu, co miała przed oczami, wcale też nie dbając o stan rany. Z resztą dość szybko opuścił materiał jej koszuli i zaczął poprawiać wszystko dookoła, jakby tylko na niej zrobiło to wszystko jakieś wrażenie.
- Chciałam zobaczyć wschód słońca - powiedziała cicho, zerkając na niego niepewnie, kiedy tak dookoła niej skakał. Nie musiał wcale tego robić. Ostrożnie podnosić jej z ziemi i uspokajać, powoli podnosić koszulę nocną tak, by wcale nie odsłonić za wiele z jej ciała, teraz wszystkiego samemu stawiać, dbając o jej komfort. Nie musiał też się o nią bać. - Nie sądziłam, że aż tak... nogi się pode mną ugięły - znów się nieco zestresowała, bo nie potrafiła ułożyć sobie tego wszystkiego w głowie. - Bał się pan o mnie? - nie była pewna, czy mogła o to pytać, ale była ciekawa. Kiedy tak podłączał wszystkie te kabelki, dotarło też do niej, że ma na sobie tylko spodnie. - Przepraszam, nie chciałam sprawiać problemów... naprawdę - zapewniła i syknęła cicho, gdy podpiął wenflon. Miała wrażenie, że on sam się tym zmartwił, co też było nowe, kiedyś nie dbał o jej dyskomfort. - To nic, nie boli aż tak, niech się pan nie martwi - jakoś tak odruchowo delikatnie dotknęła palcami jego dłoni, ale wtedy poczuła mocniejszy ból w klatce piersiowej i tym razem dosięgnęła dłonią do koszuli, brudząc skórę krwią. - Powinnam zasypać solą... koszulę - starała sie brzmieć normalnie, spokojnie, jakby wcale nie była taka zagubiona. Nie chodziło nawet tylko o jej stan, ale też o role Nathaniela w jej życiu. To ile dla niej robił, był tutaj. - Nazwał mnie pan Diviną... i chyba pana obudziłam - przejechała wzrokiem po jego torsie, nawet nie myśląc o tym, jakie to było nieodpowiednie. Z resztą nie tylko to miało być nieodpowiednie, bo w jej głowie rodziła się myśl, z którą jeszcze walczyła. Czuła, że nie powinna, a mimo to nie mogła się powstrzymać. - Powinien pan więcej odpoczywać... Ostatnio pielęgniarka mi powiedziała, że cały czas pan koło mnie siedział, gdy byłam nieprzytomna, też wygląda pan na zmęczonego - zauważyła, z trudem sięgając po chusteczki, które leżały na szafce nocnej. Otarła nią dłoń, a następnie docisnęła do miejsca, gdzie pod tkaniną sączyła się krew. Wzrok przeniosła na szyby przed łóżkiem, jeszcze chwilę się wahając. Czuła już, że z wyjścia na taras nici, ale może... - Otworzyłby pan drzwi tarasowe? - zapytała i czystą dłonią poklepała wolne miejsce na łóżku obok siebie. - I mógłby pan ze mną popatrzeć... czuję się winna, że przerwałam panu odpoczynek - poczuła, że się rumieni, więc opuściła nieco spojrzenie. - Nie przywykłam do tego, by leżeć, gdy inni stoją - dodała jeszcze, czując, że jak na siebie naprawdę dużo mówi. To jednak nie tak, że stres całkowicie jej przeszedł, bo serce nadal jej waliło, jak młotem, wciąż lekko się trzęsła, zarówno ze strachy, jak i obaw, że Nathaniel ją wyśmieje, no i też mimo wszystko, nawet jeśli nie rozerwała szwów, to ból był odczuwalny, podobnie jak brak pełnej kontroli nad jej ciałem.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Dopiero świadomość, że nic poważnego się nie stało, uspokoiła Nathaniela na tyle, aby rysy jego twarzy złagodniały. Wciąż z lekką obawą spoglądał na aparaturę, jakby ta lada moment miała mu zakomunikować, że to tylko ułudny spokój. Całe szczęście nic złego się nie działo, a z rany na ciele Norwood tylko delikatnie sączyła się krew.
-Głupi pomysł - mruknął pod nosem, oczywiście patrząc na pragnienie Diviny ze swojego punktu widzenia, plus wciąż był poddenerwowany tym co zaszło. Dlatego tym bardziej nie potrafił zrozumieć powodu, który zmusił dziewczynę do wyjścia z łóżka. - Nic dziwnego... Jesteś słaba. Mówiłem przecież, że musisz odpoczywać - powtórzył po raz kolejny. Nie był zły na Norwood, chyba nawet nie potrafił, po prostu ostatnie dni spędził martwiąc się o to, czy jeszcze kiedykolwiek dane im będzie porozmawiać, zagrać razem na fortepianie, spierać się o kwestie wiary i naiwności Diviny.
Skłamałby mówiąc, że nie zaskoczyła go bezpośredniość z jaką V zadała mu pytanie. Oczywiście znał odpowiedź, ale nie był pewnym, czy chce się podzielić nią z kimkolwiek. Tym bardziej, że dopiero od niedawna przed samym sobą przyznawał się do tego jak ważna stała się dla niego organistka z kościoła, która dla wszystkich innych po prostu nie istniała. Z drugiej strony to co dla niej zrobił, jak się zachowywał, jaki trud poniósł jednoznacznie wskazywało na to, że Divina nie była mu obojętna.
- Boję się o ciebie nieustannie - przyznał, unosząc na dziewczynę błękitne spojrzenie, w którym nadal dostrzec można było obawę. - Chyba nie rozumiesz definicji "problemu" - dodał zaraz, a chociaż chwila wydawała się być poważną, Nathaniel uśmiechnął się krzywo i z powrotem odwrócił wzrok, tym razem skupiając go na koszuli nocnej, którą V miała na sobie. - Dobrze, że nie boli, ale poproszę, aby jutro pielęgniarka lepiej ci się przyjrzała i daj spokój... Potem się tym zajmiemy - rzucił, na koniec odnosząc się do piżamy, bo takie pierdoły nigdy nie zasnuwały umysłu Hawthorne'a; zupełnie nie przywiązywał do nich wagi. Co innego inne kwestie.
- Nie spałem - odparł, bo faktycznie ciężko nazwać stan w jakim się znajdował snem. Bardziej przypominało to czuwanie, leżenie z zamkniętymi oczami, a niżeli prawdziwy odpoczynek. Bezsenność Nate'a zyskała na sile w ostatnich dniach i gangster czuł, że jest już u kresu sił, ale nadal nie potrafił zmrużyć oka. Czasem nachodziła go myśl, aby wspomóc się nieco proszkami, narkotykami, czy alkoholem, ale potem przychodził zdrowy rozsądek i, po raz kolejny, obawa o to, że gdyby Norwood potrzebowała pomocy, jego trzeźwy umysł był jej pierwszą deską ratunku. Szkoda tylko, że niewyspanie i zmęczenie równie mocno go poniewierały jak procenty i używki. - Poradzę sobie - dodał, gdy podzieliła się swoją wiedzą, jakiej posiadać nie powinna. Nathaniel czuł się dziwnie obnażony, a przecież wcale nie robił niczego nie poprawnego, wręcz przeciwnie... Tylko, że nie przywykł do okazywania komukolwiek takiej troski i opieki, a co za tym stoi kompletnie nie potrafił przybrać odpowiedniej postawy, gdy mówiono o tym wprost. - Odpocznę wiedząc, że ty czujesz się lepiej - oznajmił jeszcze, a gdy uznał, że wszystko jest już na swoim miejscu odsunął się na kilka kroków i samemu spojrzał na wschodzące słońce, którego promienie zaczynały wypełniać pomieszczenie. - Mogę - zgodził się podchodząc do tarasowych drzwi, a gdy spełnił prośbę Norwood, ponownie poczuł jak gubi się w sytuacji. Nie wiedział jak zareagować, podobnie jak wtedy, gdy Divina nakryła go grającego na fortepianie. To samo przyjemne, a zarazem nieznane mu uczucie przepełniło jego myśli i chociaż wewnętrzny głos kazał mu ją wyśmiać i wyjść, aby zachować twarz i swoją rolę, Nathaniel go nie posłuchał. Bez słowa przysiadł na materacu, aby zająć miejsce obok Norwood. Faktycznie był zmęczony, ale adrenalina i stras sprawiały, że każdy szczegół tej chwili rejestrował dokładnie w pamięci. - Staniesz na nogi dopiero za jakiś czas, więc musisz przywyknąć, V - odezwał się wreszcie, a jego wzrok skupił się ponownie na dziewczynie. - Nie lubię wschodów słońca - dodał zaraz. Nie miał pojęcia czemu dzielił się z Diviną swoimi przemyśleniami, ale w zasadzie to tylko z nią, w ostatnim czasie prowadził rozmowy na tematy, o których dyskusje podejmował tylko z samym sobą. - Kojarzą mi się z bezsennością, błędami i kacem - dopowiedział, po czym położył się wygodniej i zamknął oczy. Obecność Diviny z jednej strony go stresowała, a z drugiej dawała ukojenie, a świadomość, że była tuż obok, pozwalała na moment zapomnieć o strachu i obawie. - Może obydwoje powinniśmy odpocząć - mruknął cicho, gdy przysłonił oczy, a drugą ręką, trochę po omacku, a trochę z pamięci odnalazł Diviny, na której zacisnął palce. Wiedział, że między nim, a nią powstała popieprzona i dziwna relacja. Nie miał jednak siły, aby chociaż starać się wpisywać ją w jakiekolwiek schematy. Nie chciał o tym myśleć, nie chciał nic gdybać, ani planować. Chciał czerpać z tego co mógł, a w tamtej chwili, po porostu czuł spokój.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ