pracownik sklepu — coles
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze! mimo solennych zapewnień wrócił do lorne i teraz próbuje sobie jakoś ułożyć życie na nowo
Powiedzieć, że życie uderzyło go z mokrej ścierki w twarz to jak nie powiedzieć nic, o! Alden był człowiekiem o dosyć beztroskim podejściu i z takim też nastawieniem z dosyć dużą łatwością parł naprzód. Dlatego moment, w którym Gia tak po prostu zniknęła tuż przed ich wyjazdem na miesiąc miodowy był dla niego niczym zderzenie się ze ścianą i zaliczenia twardego upadku na swoje zacne cztery litery. Bo naiwnie wierzył, że po powiedzeniu sobie tego najważniejszego tak, które przyszło mu tak łatwo jak oddychanie, czeka ich już życie pod szyldem żyli długo i szczęśliwie. No to się przeliczył. Podniesienie się z tejże wspomnianej wcześniej, życiowej podłogi zajęło mi prawie rok. Rok płakania w poduszkę, rok smutnego heeej w ramach przywitania z ludźmi, którego nie powstydziłby się nawet Ross Geller i ostatecznie rok, który doprowadził do tego, że zrobił coś, czego sam by się po sobie nie spodziewał. Wrócił do Lorne. Przyszło mu to tak całkiem przypadkiem. Miał jechać do rodziców, wjechał jeszcze po coś do sklepu i zobaczył kartkę z informacją o poszukiwanym pracowniku. No i co tu dużo mówić, złożył podanie.
I tak oto on, Alden Beasley, wolny duch, śmigał po supermarkecie Coles w firmowej kamizelce i przekładał właśnie produkty, zdejmując z półek to, co już utraciło swoją ważność, ot fascynujące zajęcie. I naprawdę nie byłoby w tym nic złego, nawet kiedy mu powiedział Frank, że jakaś klientka potrzebuje pomocy przy bibelotach z sekcji DIY, nie podejrzewał, że los tym razem postanowi zrzucić mu fortepian na głowę. - Witamy w Coles w czym mogę po-a-Gia... - zdanie tak energicznie rozpoczęte zmieniło się pod sam koniec w bełkot, a jego twarz przypominała teraz minę zdziwionego pikaczu. Na zdejmowanie uniformu było już za późno. Zresztą już i tak jednoznacznie podkreślił, że tu pracuje, a poza tym ucieczka też jakoś nie wchodziła w grę. A szkoda, bo w tym akurat on (a może nawet oboje) był dobry. - Si-cze-hej, dobrze wyglądasz? - no bo co innego miał jej powiedzieć. Co w ogóle mówi się ludziom, którzy zostawili cię rok temu przed podróżą poślubną?
powitalny kokos
lenna
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.

[akapit]

OSIEMNAŚCIE

Nigdy nie była dobra w podejmowaniu poważnych decyzji, ale jeszcze kilka lat temu wydawało jej się, że żadna jej nie ograniczała. Pragnęła być wolna w takim sensie, aby móc robić to, na co miała ochotę, nie bacząc na konsekwencje. Stąd decyzja o rzuceniu szkoły tuż przed jej zakończeniem, a później też wyjazd, który miał uszczęśliwić ją już na resztę życia. Bo właśnie – kiedy razem z Aldenem opuszczali Lorne Bay, Gianna była przekonana, że doczekają swojego happily ever after. Wydawało jej się, że byli dla siebie stworzeni i wspólnymi siłami zbudują życie, z którego będą czerpać garściami. O tym, że była w błędzie, przekonała się w dzień ich ślubu. To właśnie wtedy ciotki ich obojga zaczęły roztaczać przed nią wizję małżeństwa, która nie podobała jej się ani trochę. Wtedy zaczęło mówić się o dzieciach, o zostawaniu w domu po to, aby zapracowany mąż miał podane wszystko na tacy, a te scenariusze naprawdę ją przeraziły. Wydawało jej się przecież, że go znała. Wydawało jej się, że ich dwójki nie powinno coś takiego czekać, a jednak trochę słów wypowiedzianych w niewłaściwym momencie sprawiło, że Gianna stchórzyła. Poddała się własnym obawom i uciekła, nie będąc gotową na to, aby zmierzyć się z ewentualnymi zmianami w ich relacji. Wolała go porzucić, niż dojrzeć do dorosłego życia, a to wyłącznie potwierdzało, że w ogóle na niego nie zasługiwała. On natomiast zasługiwał na kogoś lepszego.
Przez długie miesiące udawało jej się uniknąć konfrontacji, a wszystko za sprawą tego, że Alden dalej wiódł swoje życie w Perth, a ona w najlepsze zadomowiła się w swoim rodzinnym miasteczku. Czuła się tu coraz lepiej i lepiej miał się też biznes, który tutaj otworzyła. Była mu tak oddana, jak nie potrafiła być nawet własnemu partnerowi, którego dziś zdecydowanie nie spodziewała się spotkać. Na pewno nie w sklepie, w którym zaopatrywała się w niezbędne jej produkty. Kiedy więc go spostrzegła, odruchowo cofnęła się o krok i omal nie przyłożyła ramieniem w regał, obok którego stała. Czuła się teraz tak, jakby serce miało zaraz wyskoczyć jej z piersi – dlaczego? Ano dlatego, że nagle poczuła, jak wyrzuty sumienia w końcu się w niej budzą. - Alden - rzuciła, mając wrażenie, że głos łamał jej się przy tym, jak wypowiadała jego imię. Kiedyś przecież byli sobie naprawdę bliscy, a teraz nie mogła już powiedzieć mu o tym, że naprawdę za nim tęskniła, choć przecież to ona zepsuła to, co kiedyś mieli. - Co ty…? - nie dokończyła, ale czy rzeczywiście musiała? Na pewno wiedział, o co chciała go zapytać. Była tu przecież od roku, a on dotychczas nie próbował jej szukać. Nie przypuszczała, aby cokolwiek się w tej kwestii zmieniło.

alden beasley
pracownik sklepu — coles
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze! mimo solennych zapewnień wrócił do lorne i teraz próbuje sobie jakoś ułożyć życie na nowo
Gdyby tylko wiedział! Gdyby tylko porozmawiali ze sobą, gdyby tylko te stare, zdewociałe ciotki zamknęły buzie i nie wtrącały się w nie swoje sprawy. No właśnie. Gdyby, gdyby, gdyby... To zdawało się być słowem klucz w całej tej sytuacji. Bo przecież wcale nie oczekiwał od niej siedzenia w domu od rana do nocy i czekania aż on łaskawie wróci z pracy. Nie tak sobie wyobrażał ich małżeństwo. Po stokroć bardziej wolał zabrać ją na plażę i spontanicznie spędzić tam noc pod gołym niebem. Albo udać się w podróż autostopem po Europie - cokolwiek by to było miał pewność, że nie będą się nudzić. Zamiast tego skończył ze złamanym sercem i bez żony, chociaż na papierze cały czas pozostawali w związku. Alden ze swoim mało dojrzałym podejściem do życia raczej nie kwapił się do naprawienia tego, co się zepsuło, nie dążył do konfrontacji, bo na samą myśl o niej czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Na razie pozwalał sobie zaklinać rzeczywistość i pomijać jakoś ten aspekt swojego życia, nawet jeżeli w dalszym ciągu nie pozbył się obrączki. Nie szukał też Gii, właściwie bojąc się tego, co może zastać, kiedy już faktycznie się spotkają, jaka prawda mogła na niego czekać? I czy mimo tego nadal ją kochał? Czy potrafiłby jej wybaczyć? Zbyt dużo trudnych pytań bez jednoznacznej odpowiedzi.
I nagle spada na niego to jak grom z jasnego nieba. Chociaż w głowie milion razy już odtwarzał ten scenariusz, podczas którego widzą się ponownie (chociaż były to jakieś abstrakcyjne scenariusze wyciągnięte rodem z filmów akcji z Adamem Sandlerem) to nie był przygotowany na tak surrealistyczną okoliczność. Przez chwilę wpatrywał się w nią, czekając w sumie sam nie wiedział na co. Chciał wiedzieć co czuje na jej widok, ale złośliwie zamiast jednoznacznej odpowiedzi nasuwał się jedynie szok. Zauważył tylko absurdalnie, jak wiele elementów jej wyglądu zatarło się w zwodniczej pamięci. Zapomniał już jak piękne miała oczy, w których widać było absolutnie wszystko.
- J-ja? Pracuje - wybełkotał skołowany, trochę jakby uznał ten fakt również za oczywisty. Przecież stał w firmowej kamizelce. - To znaczy, przyjechałem do rodziców i pracuje - wyjaśnił jeszcze. Przegarnął przydługawe, skręcające się w loczki, brązowe włosy, po czym dłoń spoczęła na karku, próbując go rozmasować. - Nie wiedziałem, że jesteś w Lorne - rzucił, jakby trochę na własne usprawiedliwienie. Nie miał pojęcia gdzie była. Kiedy upewnił się, że Gia żyje i nie porwało jej UFO, to przestał interesować się jej życiem i aktualnym miejscem zamieszkania. On sam w Lorne pojawił się z braku lepszych opcji. Bo podobnie jak małżeństwo, jego życie w Perth zaczęło się sypać. Na usta powinno mu się cisnąć proste pytanie, na które bał się jednak odpowiedzi. Dlaczego?

Gia Faraday
powitalny kokos
lenna
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
Dlaczego tak łatwo dała się wtedy omotać? Dlaczego tak po prostu zaakceptowała to, co próbowały wmówić jej ciotki, które przecież niczego na temat ich wspólnego życia nie wiedziały? I dlaczego uwierzyła, że wypowiedziane słowa przysięgi i wciśnięte na palce obrączki miałyby sprawić, że cokolwiek zmieni się w ich wspólnym życiu? Nie miała pojęcia, a jednak coś sprawiło, że poddała się tej panice. Pozwoliła sobie uwierzyć, iż małżeńska przysięga mogła stać się kulą u nogi i sprawić, że na nowo nie odnajdzie własnego szczęścia. Uwierzyła, że nagle będzie musiała spoważnieć i zrezygnować z własnych marzeń, choć do tamtej pory to właśnie Alden był osobą, która pomagała jej je realizować. Był jedynym, który rozumiał, jak wiele znaczyło dla niej odkrywanie samej siebie, a zatem dlaczego zabrakło jej zaufania? Nie rozumiała, a kiedy pojęła, że mogła popełnić błąd, było już zbyt późno na to, aby jeszcze spróbować go odkręcić. Było zbyt późno, aby na nowo zawalczyć o wspólną codzienność, ponieważ chwilę wcześniej zrezygnowała z niej w najgorszym momencie. Zostawiła go na chwilę po tym, jak obiecała mu, że będzie przy nim już zawsze. Zawiodła jako żona, nim jeszcze na dobre się nią stała. Nic więc dziwnego, że nie szukała konfrontacji, ponieważ bała się tego, co mogłaby zobaczyć w jego oczach. Bała się, że dojrzy w nich tylko zawód i w ten sposób potwierdzi obawy, które i tak nie dawały jej już spokoju. Nie czuła się na to gotowa.
Teraz zresztą też nie była na tę konfrontację przygotowana, a jednak los z jakiegoś powodu postanowił postawić go na jej drodze. Widok Aldena sprawił, że serce Gianny zabiło szybciej, a ona nie potrafiła ocenić czy przyczyną tego były dawne uczucia, czy może raczej zdenerwowanie, które ogarnęło ją w ciągu zaledwie kilku sekund. I z całą pewnością nie chciało odpuścić. - Pracujesz? - powtórzyła po nim, jakby nagle jej umysł zaczął pracować ociężale. Ciężko było jej przyjąć do wiadomości to, że brunet nagle znalazł się tu i miał zamiar wieść życie w miejscu, w którym i ona teraz je wiodła. Jednocześnie w jej głowie zrodziło się wiele pytań – co z Perth? Co z codziennością, którą miał do tej pory? Nie rozumiała tego, a jednocześnie nie czuła się uprawniona do tego, aby go zapytać. Straciła prawo do tego w momencie, w którym uciekła. - Przyjechałam jakiś czas temu - wyjaśniła, nie czując się dobrze z perspektywą wspominania o tym, że przyjechała tu na krótko po tym, jak zwiała przed ich wspólnym życiem. Zmieszana tą myślą, zaplotła za ucho niesforny kosmyk włosów. Zanim się odezwała, przygryzła nerwowo dolną wargę. - Na długo przyjechałeś? - dopytała. Uniosła jedną brew ku górze i omiotła go spojrzeniem. Dziwnie było nagle mieć go przed sobą po tym, jak przez niemal rok się nie widzieli.

alden beasley
pracownik sklepu — coles
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze! mimo solennych zapewnień wrócił do lorne i teraz próbuje sobie jakoś ułożyć życie na nowo
Czasem łatwo jest się dać zmanipulować, kiedy człowiek ma sam wątpliwości, nawet jeżeli nie do końca zdaje sobie z nich sprawę. Może tak było w przypadku Gii? Trudno powiedzieć. Alden wielokrotnie odtwarzał dzień ślubu w swojej głowie, ale jego naiwność nie pozwalała mu wpaść na tak w sumie banalne, wyciągnięte z taniej komedii romantycznej rozwiązanie. Może gdyby ona zawróciła się od razu, może gdyby on od razu za nią pobiegł, chowając swoją dumę i zbierając w sobie resztki odwagi to jeszcze coś by z tego było. A tak? Tkwili w jakimś dziwnym stanie zawieszenia, gdzie w sumie jedno nie wiedziało co zrobić w sprawie drugiego i tak wspólnie zaklinali rzeczywistość. Może to pokazywało, że mimo osiągnięcia pełnoletności już dawno temu wciąż jeszcze nie byli wystarczająco dojrzali, aby związać się z kimś węzłem małżeńskim? Z pewnością w tej sytuacji umiał postawić sobie zdecydowanie więcej pytań niż miał na nie odpowiedzi.
Powtarzał sobie, że ich spotkanie pozostawi losowi, a teraz żałował, że nie przygotował się wcześniej do konfrontacji z Gią. Chociaż w sumie w czym by mu to pomogło? Przecież to nie tak, że mógł sobie wyreżyserować całe spotkanie według trzech zaproponowanych scenariuszy. Nie. - Tak, tak jakoś wyszło. Wiesz, układam, przekładam, czasem siedzę na kasie, takie tam - w sumie nawet nie wiedział po co jej to mówi, chyba orientowała się jak wyglądała praca w supermarkecie. I trochę to było smutne, że ktoś z tak wielkimi marzeniami i tak wielką niechęcią do małego miasteczka, skończył (może jeszcze nie skończył, ale Alden był czasem figurą mocno dramatyczną) jako pracownik w Coles. - Ach - wyrwało mu się jedynie, bo co innego miał powiedzieć? Wcześniej zadawała sobie wiele pytań, skrupulatnie wypisując w myślach te, które chciał zadać swojej żonie. Teraz jednak nie umiał wyartykułować żadnej ze swoich myśli, a w głowie miał pustkę. Na jej pytanie wzruszył początkowo ramionami. - Nie wiem, może? Nie wiem, nie umiałem wysiedzieć w Perth - nagłe wyznanie mogło być nie na miejscu (chociaż czy w ich wypadku można było mówić o czym nie na miejscu?), ale prawda jest taka, że w Perth, kiedy w końcu do niego wrócił, wszystko przypominało mu o niej i o przyszłości, jaką mogli razem mieć. Przez chwilę wpatrywał się w czubki swoich butów, jakby nie chciał patrzeć jej w oczy kiedy zada to pytanie wiszące między nimi od dawna. - Dlaczego?

Gia Faraday
powitalny kokos
lenna
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
W przypadku Gianny nie było co do tego nawet najmniejszych wątpliwości. Pomimo tego, że na karku miała już dwadzieścia pięć lat, ona nadal zachowywała się jak duże dziecko. Podejmowała ważne decyzje pod wpływem impulsu i zupełnie nie umiała przewidzieć ich konsekwencji. Czasami zachowywała się tak, jakby te w ogóle nie istniały, dlatego z taką łatwością przychodziło jej popełnianie błędów. Jednym z nich prawdopodobnie była ucieczka przed życiem, które mogła wieść u boku Aldena. Przez długi czas trwali przecież u swego boku, a ona nie mogła powiedzieć, że było jej z nim źle. I sam nie zrobił też nic, aby w takim przeświadczeniu utknęła. Gia po prostu ugięła się – posłuchała nie tych głosów, które powinna, w efekcie czego ich związek nie mógł się udać. Zawiodła ich oboje i teraz nie było już nic, co mogłaby zrobić, aby to naprawić. Tylko, czy gdyby mogła, na pewno by tego chciała?
Pokiwała lekko głową, starając się przyswoić wspomniane przez niego nowiny. Ok, pracował, to nie było nic zaskakującego, prawda? Bardziej ciążył jej fakt, że Alden pracował akurat tu, w Lorne Bay, które do niedawna pozostawało jej bezpieczną przystanią. Co prawda to właśnie Gianna doprowadziła ich związek do ruiny, zatem to ona była w tej relacji tą złą, ale kiedy byli od siebie daleko, oboje mogli liczyć przynajmniej na minimum należnego im komfortu. Teraz nagle zostali go pozbawieni, co sprawiło, że Gia czuła się nieswojo. Nagle przestała odnajdywać się w jedynym miejscu, w którym dotychczas czuła się dobrze. - No tak - pokiwała lekko głową. Czy mogła mu się dziwić, że w Perth nie widział już dla siebie życia? W końcu to właśnie przez nią to miejsce zaczęło się wiązać z bolesnymi wspomnieniami. I choć miała ogrom czasu, aby je poczuć, wyrzuty sumienia chyba dopiero teraz zalały ją po raz pierwszy. Sprawiły, że ogarnęło ją to nieprzyjemne uczucie gorąca, którego nie była w stanie zwalczyć. Wzmogło się to jeszcze, kiedy wypowiedział tamto pytanie. Zbladła i miała świadomość tego, że było to dostrzegalne. - Ja… Chyba nie powinniśmy rozmawiać o tym tutaj - rzuciła zmieszana, po czym objęła się ramionami. Była pogubiona i zdecydowanie nie gotowa na to, aby cokolwiek mu teraz tłumaczyć. - Może… Spotkajmy się w piątek? Albo później? Wtedy porozmawiamy - zaproponowała czując, że już teraz jakaś niewidzialna dłoń zaciska jej się na gardle. Potrzebowała jednak czasu, aby przygotować się do tej rozmowy. W innym razie prawdopodobnie zaraz by się rozsypała.

alden beasley
pracownik sklepu — coles
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze! mimo solennych zapewnień wrócił do lorne i teraz próbuje sobie jakoś ułożyć życie na nowo
Wśród całego tego chaosu myśli, które teraz obijały się boleśnie o jego czaszkę, w jednej chwili wybiła się ta jedna, może nieco irracjonalna - że w ogóle nie znał kobiety, która stała przed nim w tym momencie. Kimkolwiek była to zupełnie nie przypominała Gii, obok której chciał się budzić codziennie. Znaczy miała ten sam, lekko zadarty nos, te same oczy w trudnym do określenia kolorze, w które kiedyś mógł się wpatrywać godzinami. No właśnie kiedyś, bo teraz ciężko było mu utrzymać spojrzenie chociażby przez chwilę. Kiedyś uśmiech sam wpełzał na twarz, gdy znajdował się blisko niej, a teraz? Zapewne - mimo ciemniejszej karnacji - przypominał trupie twarze podczas obchodów Dios de los Muertos.
Ktoś mu mówił, że może to lepiej, że Gia odeszła? Może lepiej, że mimo wszystko rozeszli się właśnie teraz, a nie za piętnaście lat, które sprawiły, że narósłby między nimi jeszcze większy żal. Bo jakaś część jeszcze nie do końca dopuszczona do głosu, wiedziała, że Gianna nigdy nie będzie mu obojętna, chociażby przez to jak wiele razem przeszli; rozpoczęcie życia na własną rękę w Perth, pierwsza i może jedyna rzecz jaką można było określić mianem dojrzałej.
Sam nie wiedział dlaczego z taką łatwością przychodziło mu teraz wypluwanie słów, które mogły przynieść jej dyskomfort. Przecież nie był nigdy takim człowiekiem, nie życzył innym źle i też nigdy specjalnie nie przejmował się właściwie niczym. To dlaczego teraz w jego spojrzeniu było tyle zawodu i niemalże fizycznie odczuwalnego bólu? - To gdzie? - odparł zaskakująco ostro. Współczucie wywołane jej zmieniającą się postawą, mieszało się z jeszcze większą irytacją. - A skąd mam mieć pewność, że tym razem nie uciekniesz? - poczuł się źle z samym sobą w minucie, kiedy to pytanie padło, ale nie mógł już go cofnąć. Stało się ono werbalnym ucieleśnieniem jego emocji, na co dzień i przez rok zamiatanych pod dywan. Sam miał tendencję do uciekania i pewnie najchętniej zamknąłby się w pracowniczej toalecie, ale mimo to stał tu zaskakująco wytrwale. Może ta podróż w poszukiwaniu siebie jednak wyszła mu na dobre?


Gia Faraday
powitalny kokos
lenna
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
Ona także nigdy nie miała o nim zapomnieć. Odegrał w jej życiu niezwykle ważną rolę i prawdopodobnie już do końca zostanie w jej oczach tą miłością, którą przeżyła najintensywniej. Szalała za nim przecież, ale i to nie powstrzymało jej przed popełnieniem błędu. Może jednak oczywistym było, że w końcu to zrobi? Nie był to przecież pierwszy raz, kiedy na skutek lekkomyślnej decyzji zaprzepaściła coś, co było dla niej naprawdę ważne. Gianna bowiem była znana z tego, że robiła rzeczy, zanim o nich pomyślała. Popełniała głupie błędy, z których niejednokrotnie chciała się wycofać, a jednak nigdy nie potrafiła. Nie umiała cofnąć czasu, ani też przyznać się do tego, że zrobiła coś źle, zatem wolała tkwić w chaosie, który sama na siebie sprowadzała. Dziś zatem przyszło jej się zmierzyć z jedną z tych decyzji, których również żałowała silnie. Przez długi czas wyrzucała sobie to, że odeszła od niego bez słowa, ponieważ zdarzały się chwile, kiedy myślała o tym, jak wiele wspaniałego mogło ich razem czekać. Te wizje zacierały się jednak pod wpływem tej, którą w jej głowie stworzyły inne osoby. Zatem nawet teraz, gdyby ją o to poprosił, nie umiałaby powiedzieć mu, że drugi raz nie postąpiłaby tak samo. Z tego najwyraźniej nigdy nie miała wyrosnąć.
Zacisnęła usta w wąską linię, kiedy wyczekiwała jego odpowiedzi. Czy spodziewała się tego, że się zgodzi? Tak, bo nawet jeżeli rozsądniej byłoby postawić na niej kreskę i odprawić ją z kwitkiem, Gianna wiedziała, że Alden był od tego lepszy. Miał w sobie coś, dzięki czemu postrzegała go jako świetnego człowieka i teraz, kiedy przyszło im się mierzyć z czymś tak trudnym, wcale nie odwiódł jej od tego przekonania. - Hungry Hearts? Kiedyś przecież… - zaczęła, ale nie dokończyła, ponieważ uświadomiła sobie, że nie była w położeniu, w którym mogłaby wspominać dawne czasy. Obecnie nie wywoływały one przecież na ich twarzach uśmiechów, tylko pociągały za sobą ból, z którym żadne z nich nie umiało sobie poradzić. Zamiast więc do tego wracać, postanowiła ugryźć się w język. Zaraz zresztą i tak padły słowa, które dla niej były jak policzek. - Co mam do stracenia? - odparła gorzko, tym samym dając mu do zrozumienia, że nie zamierzała uciekać przed konfrontacją, która i tak była już nieunikniona. I choć nie mogła dziwić się temu, co mówił, ponieważ sama dała mu ku temu powód, to jednak z jakiegoś powodu odczuwała irytację. Była na niego zła, że podchodził do niej w ten sposób, a jednocześnie wiedziała, że właśnie na to sobie zapracowała. Przez to wściekała się również na siebie.

alden beasley
pracownik sklepu — coles
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze! mimo solennych zapewnień wrócił do lorne i teraz próbuje sobie jakoś ułożyć życie na nowo
Nie miał pojęcia jak powinien się zachować. Jego niechęć do konfliktów kazały mu powiedzieć, że nic się nie stało i najchętniej wróciłby do tego co było, jakby ostatni rok nie miał miejsca. Tak z pewnoscią zakładał wcześniej. Teraz? Nie do końca wiedział co dalej. Bo gdy wyobrażał sobie, że kiedy znowu się spotkają, spojrzy na nią i te okropne uczucia same zniknął, a on poczuje tylko przyjemnie ogrzewające serce szczęście. Ale właśnie na nią patrzył, równie zdziwioną jego widokiem, chociaż obiektywnie żadne z nich nie powinno być zaskoczone, bo w końcu zaczęli układać tu swoje życia na nowo, i te okropne uczucia nie odeszły. Wciąż był niewysłowienie zraniony i okropnie smutny. A nie chciał się już tak czuć. Czyli jednym słowem dramat. Nie dość, że musiał zmierzyć się z konfrontacją to jeszcze nie przyniosła żadnych efektów. Tragedia!
Nienawidził się za to, że zawsze naiwnie wierzyć w dobroć ludzkiej natury. Złośliwość rodząca się z cierpienia kazała mu wątpić w szczerość Gii, bo przecież teraz nie miała nic do stracenia więc niczym nie ryzykowała, gdyby na przykład nie pojawiła się na umówionym spotkaniu. W końcu - dla Aldena - bez zastanowienia zwinęła w kulkę ich lata wspólnie spędzone na budowaniu ich relacji i od tak wrzuciła ją do najbliższego śmietnika, jakby to nie miało znaczenia. I może nie miało? A może on sam siedział za głęboko w bagnie własnej rozpaczy, przez co nie umiał dostrzec jej w całej tej sytuacji w innym świetle?
- Taaa... może być - odparł, bo w sumie teraz już mleko się rozlało i zaczęło kiśnieć, więc nie mogli tego zignorować. Poza tym uważał, że należą mu się wyjaśnienia - przynajmniej tyle. Patrzył na nią uważnie, jakby już teraz miała uciec, chociaż przecież cały czas przed nim stała. - Nie wiem, ostatnio miałaś całkiem sporo - musiał. I chociaż urażona duma mówiła mu, że miałł pewne prawo do czucia się w ten sposób, od razu poczuł się źle z tym co wypluły jego usta, co widać było w zmieszaniu na jego twarzy. Otworzył usta i chciała już przeprosić, ale ostatecznie zamknął usta. - To, do zobaczenia w piątek? - musiał wracać do pracy i nie wiedział, czy zdoła znieść więcej. Już teraz czuł, że powienien pognać do toalety, zamknąć się w kabinie i zalać się łzami.

Gia Faraday
powitalny kokos
lenna
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
Kiedyś zastanawiała się nad tym, czy wspólna przyszłość mogła jeszcze być im pisana, ale prędko zrozumiała, że nie było już takiej możliwości. Skopała to – uciekła od szczęścia, które razem mogli stworzyć, dlatego obecnie musiała nauczyć się akceptować to, że już nigdy nie będą czuli się w swoim towarzystwie komfortowo. To była jej wina, ponieważ to ona popchnęła ich w położenie, którego Alden najwyraźniej nie był w stanie jej wybaczyć. Czy dziwiło ją to? Czy oczekiwała od niego czegoś więcej? Nie, bo choć wiele można jej było zarzucić, w tej kwestii była w stanie go zrozumieć. Rozumiała to, że mogła niezamierzenie złamać mu serce i wiedziała też, że gdyby sama znalazła się na jego miejscu, ciężko byłoby jej się po tym pozbierać. Wydawać by się mogło, że skoro miała tego świadomość, nie powinna była popełnić takiego błędu, a jednak zrobiła to. Jak łatwo się domyślić, z własnych przewinień zdała sobie sprawę dopiero po tym, jak do nich doszło. Pod tym względem nie różniła się od innych osób.
Zacisnęła usta w wąską linię. Naprawdę uważała, że zasłużyła sobie na to, aby był względem niej szorstki, a jednak to wcale nie sprawiało, że stawało się to dla niej łatwiejsze. Nie chciała, żeby tak to wyglądało, ponieważ nie do tego była przyzwyczajona, a jednak mogła winić za to wyłącznie siebie. Dostatecznie dużą karą była dla niej konieczność spoglądania na mężczyznę, którego kiedyś kochała i myślenie o tym, że obecnie byli dla siebie obcymi ludźmi. Nie dość, że w ogóle się już nie znali, to jeszcze on pałał do niej nienawiścią, która naprawdę ją bolała. Nie wiedziała, co miałaby zrobić, aby jakoś się z tym pogodzić. - Do zobaczenia - odparła, po czym lekko skinęła głową. Dlaczego czuła się tak, jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię? I dlaczego jej serce już teraz gnało jak oszalałe, choć do piątku miała jeszcze sporo czasu? Rzecz w tym, że wiedziała chyba, że nie było nic, co mogłoby sprawić, że to spotkanie stanie się dla niej łatwiejsze. Nie było przemowy, którą mogłaby sobie przygotować, i która zdjęłaby z jej barków choć odrobinę poczucia winy. To nie działało w ten sposób, ale znów – za to odpowiadała wyłącznie ona, ponieważ to ona jak ostatni tchórz zniknęła na krótko po tym, jak on oddał jej swoje serce.

[akapit]

KONIEC

alden beasley
ODPOWIEDZ