lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Można było powiedzieć, że to typowy dzień w domu Westonów. Ledwie poranek. Jeszcze kończyli śniadanie, gdy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, a Ane uśmiechnęła się do Skylera wymownie i bardzo ochoczo poszła otworzyć. Nie, nie była zaskoczona, że ktoś do nich przyjechał. Wręcz przeciwnie! Od razu mógł usłyszeć jak jego żona wita się z Doris – dziewczyną, która od czasu do czasu zajmowała się ich córkami, chociaż może bardziej Lily, bo Rose do tej pory nie zostawiali z nikim. No właśnie… od kiedy dziewczynka przyszła na świat – nie wychodzili, a już na pewno nie bez dzieci. I dzisiaj mieli to nadrobić. Nie powiedziała mu wcześniej, bo nie chciała, żeby znalazł wymówki a poza tym – po prostu chciała mu zrobić niespodziankę. Randkę niespodziankę.
- Zbieraj się Weston – rzuciła wchodząc z Doris do kuchni, gdzie Weston siedział z dziewczynkami – A my jak się umawiałyśmy, tak? – spojrzała na starszą córkę, na co ona ochoczo pokiwała głową, więc można zakładać, że była wtajemniczona w tą akcję i jedynie Skyler nie wiedział, co się dzieje – Jesteście grzeczne, pilnujesz młodszej siostry, słuchacie się Doris, grzecznie jecie to co dla was przygotuje i idziecie spać, gdy przyjdzie odpowiednia pora, tak? – wydała rozporządzenie, na co dziewczynka nadal się zgadzała, więc chyba nie były to wskazówki, które usłyszała pierwszy raz – No dalej, Weston… nie mamy całego dnia. Jedziemy moim autem. – zwróciła się do męża, żeby go pogonić jakby jednak wolał z niezrozumieniem się w nią wpatrywać zamiast zrobić to, o co go poprosiła. Sprzedała mu krótkiego buziaka w policzek, żeby jednocześnie szepnąć mu na ucho, że później wyjaśni i tak. Pokazała jeszcze opiekunce co jak i gdzie, gdzie jest mleko i rzeczy dla Rosie, generalnie ją wprowadziła, a gdy Weston wrócił z góry już wyszykowany – uśmiechnęła się do niego promiennie – To my idziemy, wrócimy późno… albo jutro. – poinformowała, pożegnała się z dziewczynkami i dalej niewtajemniczonego Skylera przepchnęła do garażu, żeby mogli wsiąść do jej auta i mogła go porwać. Tak, porwać z ich własnego domu. Wyjechała z garażu, podjazdu i opuszczała osiedle – Nie patrz tak na mnie… sto lat nigdzie nie wychodziliśmy, więc dzisiaj mamy randkę. Cały dzień randki. Dzień i noc właściwie. – uśmiechnęła się pod nosem, zerkając na męża i gdy ich spojrzenia się skrzyżowały – wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu – Wypożyczyłam nam łódkę i sprzęt do nurkowania… mam nadzieję, że może być.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
To wszystko wydarzyło się tak szybko… Tak nagle! Reakcja Westona na całe to tornado o wdzięcznym imieniu „Ane”, które przeszło im przez kuchnię, była niewspółmiernie opieszała. Za wolna, zdecydowanie za wolna! Już sam dzwonek do drzwi wyraźnie go zaskoczył, szczególnie, że dla Ackerman z kolei to zaskoczeniem nie było w ogóle, ale to wszystko co zadziało się później… PO dzwonku do drzwi, to już GRUBA przesada. Tak, drodzy państwo, Skyler Weston - w swoim własnym domu i przez swoją własną rodzinę (bo Lils też maczała w tym palce!!) - został potraktowany maksymalnie przedmiotowo. Tak przedmiotowo, jak tylko się dało. Nic nie mów, nie dyskutuj, zbieraj tyłek, załóż kurtkę i nara. Był… Cholera, był zaskoczony. Po prostu zaskoczony. Szczególnie, że tej nocy nie spał dobrze, bo Rose miała nastrój na marudzenie i prawdę mówiąc, miał szalony plan polenić się na kanapie i może nadrobić trochę maili do klientów. A tu nic z tego! - Co? Zaraz, jak to jutro?! - zdążył tylko nerwowo wtrącić, kiedy Ane dosłownie przepychała go do drzwi łączących ich przedpokój z garażem. Prychnął pod nosem, co chyba bardziej było komentarzem dla tej absolutnej ignorującej go i jego pytania postawy, którą Ackerman postanowiła teraz przyjąć. - Ane? - powtórzył mocniej po chwili, kiedy siedzieli już w aucie, a potem znowu - kiedy wyjechali na drogę prowadzącą ich poza dzielnicę, w której mieszkali. Zabawne… Dzielnica domów na plaży, gdzie żaden z nich dla żadnego innego nie stanowił bliskiego sąsiedztwa - nawet w najmniejszym stopniu. No, ale! Jasnowłosa raczyła przemówić i oświecić swojego mocno już zniecierpliwionego męża, ale jego reakcja na to… No cóż, była jaka była. - Ane, ale przecież… Rose jest jeszcze bardzo malutka. Nigdy jej nie zostawialiśmy z nikim jeszcze, nawet ta godzinę. Jak… Ane, nie. A co jeśli coś się stanie? Sama wiesz, jak trudny był to poród. A co jeśli jakieś echo tego odezwie się właśnie teraz? Jak nas nie będzie? Jak będziemy sobie wesoło pływali łódką po otwartym oceanie i… - aż mu trochę zabrakło tlenu w płucach, ale jego zmarszczka na czole, boleśnie głęboka, mówiła więcej niż milion słów. A przy okazji też zabawnie kontrastowała z uśmiechem na kobiecych wargach. - Czy Doris chociaż wie jak się zmienia niemowlakowi pieluchę? Czy ona wie cokolwiek o małych dzieciach? Na pewno nie. Zobaczysz… Źle ją nakarmi, albo nie przykryje jej ulubionym kocykiem i będzie awantura. Zobaczysz. - zaraz, zaraz… Czy on trochę nie brzmiał właśnie jak przewrażliwiona mamuśka?

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Właśnie dlatego nic mu nie mówiła. Ale prawdę powiedziawszy… oczekiwała innej reakcji. Jeśli już postawiła go przed faktem dokonanym, jeśli wszystko zorganizowała i po prostu miał się tym cieszyć… miała nadzieję, że tak właśnie będzie. Ze będzie się tym cieszył. Zamiast tego mówił i mówił… i mówił. A z każdym kolejnym jego słowem uśmiech na twarzy malał, a dłonie na kierownicy zaciskały się odrobinę mocniej. Aż nie wytrzymała. Dała po hamulcach, zjeżdżając na pobocze i nawet nie wpatrując się w męża, a prosto przed siebie, bo była zła. Była zła i nawet nie próbowała udawać, że jest inaczej.
- Masz mnie za idiotkę, która zostawiła dzieci z kimś, kto nie wie jak się nimi zajmować? – tak właśnie sugerował, że zostawiła córki z kimś, kto mógł im zrobić krzywdę, nie przewinąć albo w jakikolwiek inny sposób zaniedbać. A to było odrobinę niesprawiedliwe – Jeśli trudny poród ma być twoim argumentem na wszystko przez najbliższych osiemnaście lat to ja już teraz mówię, że nie wytrzymam długo. Masz zdrowe dziecko i zdrową żonę. A ja od miesiąca nie wychodziłam z domu… – wreszcie przeniosła na niego wzrok, chłodny i ewidentnie było po niej widać, że jest urażona – Wstawanie w nocy, mleko, pampersy, kołysanki, bajki, płacz, karmienie… i tak w kółko. Więc tak. Mieliśmy wesoło pływać łódką po otwartym oceanie, mieliśmy nurkować, miałeś mnie pieprzyć i mieliśmy się dobrze bawić. Być sobą. Nie tylko rodzicami. – wymamrotała, wracając jednak uwagą do drogi, ponownie ruszyła i zwyczajnie nawróciła, bo w tym momencie straciła CAŁĄ ochotę na jakąkolwiek randkę i spędzanie czasu poza domem. Ba! W tym momencie straciła ochotę na spędzanie czasu z mężem, a to nie działo się często. Właściwie to nie działo się praktycznie nigdy i musiał na to naprawdę mocno sobie zasłużyć. W tym momencie zasłużył. Wbiła wzrok w drogę przed sobą, zdecydowanie też przyspieszyła, żeby po prostu zatrzymać się przed domem – Zapłać Doris, umówiłyśmy się na podwójną dniówkę. – wycedziła przez zęby, wysiadając z auta, trzaskając drzwiami – najpierw od auta, później od domu, gdzie po prostu weszła do środka i ruszyła na górę. Bez słowa, bez spojrzenia w kierunku zaskoczonej opiekunki, Lily i roześmianej Rosie, która najwidoczniej nie podzielała obaw Skylera i cieszyła się do dziewczyny jak głupi do sera.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Och tak, bo ona zawsze była taka sprawiedliwa wobec niego. Zawsze! Nigdy przenigdy nie dała mu się poczuć jak idiota albo życiowa niedojda. Jassssne. Może sobie to wmawiać, jeśli to pomoże jej zasnąć. Cokolwiek. Weston nie zamierzał się kajać za to, że źle zareagował na niespodziankę. A właściwie to nie - że zareagował na nią nie tak jakby sobie tego życzyła Ane. To w tym tkwił problem. Miała plan, w którym on miał być uśmiechnięty i napalony i matko kochana w żadnym wypadku miał nie martwić się o kilkutygodniową córkę, której jeszcze NIGDY nie zostawili z nikim obcym. To było dla niego wyzwanie i w tej sytuacji wolałby po prostu nie być zaskakiwany. Wolałby to zaplanować. Przygotować się do tego - nawet jeśli nic nie miało prawa pójść źle, potrzebował przygotować się do tego mentalnie. Do zostawienia małej Rose pod opieką… Kogokolwiek, tak naprawdę, kto nie był nim lub Ane. W każdym razie! Jego komentarz na zachowanie żony był jeden i tak naprawdę w tej sytuacji jedyny właściwy: - Bardzo dorośle, Ackerman. Serio. Bardzo dorośle. - bo zamiast z nim porozmawiać i go uspokoić, obraziła się jak przedszkolak i zaczęła trzaskać drzwiami. No serio. Sky oczywiście zapłacił Doris tyle, ile było ustalone, przeprosił ją za zamieszanie, obiecał, że w razie potrzeby - odezwą się do niej, a potem wziął młodszą córkę na ręce i ruszył z nią na górę. Do sypialni, czyli tam gdzie, jak przypuszczał, zaszyła się obrażona Ackerman. Nie pukał, po prostu wszedł do środka, bo czy jej się to podobało czy nie, był u siebie i nie mogła tak po prostu zabronić mu tam wchodzić. Nie zamierzał się z nią cackać. Zamierzał powiedzieć co myśli i tyle, z tym ją zostawić. - Ane, nie możesz tak reagować na każdą sytuację, kiedy nie robię czegoś, tak jak sobie to zaplanowałaś. Takich momentów będzie mnóstwo, bo oboje jesteśmy kompletnie różni. Musimy ze sobą rozmawiać. Przecież to wiesz. - nie unosił się, choć mocno gęsta atmosfera w pomieszczeniu bardzo usilnie go do tego nakłaniała. Ale nie, nie. Był spokojny. Chciał być rzeczowy. Chciał przedstawić problem i ewentualnie, przy dobrych wiatrach, może nawet go rozwiązać. Spojrzał na Rose i poprawił ją sobie w ramionach. - Zaskoczyłaś mnie. Tak, wiem, że od tego są niespodzianki, ale nie nie byłem gotowy na tę konkretną. Nie byłem gotowy. Po prostu. Może gdybyś ze mną porozmawiała… Choćby wczoraj, że tak się czujesz, że masz dość, że potrzebujesz wyjść… Miałbym czas, żeby oswoić się z tą myślą. Myślą, że muszę ją tu zostawić z kimś obcym. Ty sama sobie dałaś ten czas. Dla mnie go zabrakło. - dała go sobie planując ten wypad. Dała go sobie myśląc o tym. On tego nie dostał. Nie dostał szansy, żeby sobie to przeprocesować. - Przepraszam, jeśli sprawiłem ci przykrość. Dobrze wiesz, że uważam cię za najlepszą mamę na świecie, więc przepraszam jeśli poczułaś się inaczej. Ale nie przeproszę za to, że nie zagrałem w to zgodnie z twoim scenariuszem. - pozostawał spokojny i wyważony. Naprawdę nie chciał się kłócić, a już szczególnie nie - przy dziecku. - Tyle. Przykro mi, że jesteś nieszczęśliwa. Przykro mi, że o tym ze mną nie porozmawiałaś. - tylko wyskoczyła z grubym działem. Nie miał więcej do dodania. Dał córce buziaka w czółko i razem z nią wycofał się z pokoju. - Będziemy na tarasie. - dodał na odchodne. Pogoda na zewnątrz była w sam raz. Gorzej z tą w środku…

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie miała ochoty w tym momencie być dorosła. Była urażona, zraniona i chciało jej się płakać jak nastolatce. Może to ciągle hormony, a może po prostu miała gorszy dzień – nie miało to najmniejszego znaczenia. Przygotowała się. Zadbała o każdy jeden najmniejszy szczegół tego dnia, a jemu nie pasowało tylko to, że nie został o tym powiadomiony z wyprzedzeniem. Nie chciała na ten temat teraz rozmawiać, nie chciała w ogóle rozmawiać na jakikolwiek temat. Czuła się sfrustrowana i tak… w tym konkretnym momencie poczuła się nieszczęśliwa. Kochała bycie mamą, mówiła mu to wielokrotnie, ale nie chciała być tylko nią. Dlatego jeżyła się, gdy nazywał ją mamuśką i dlatego otwarcie wspomniała mu, że chce być ciągle jego… nie być tylko matką jego dzieci. I powiedziała to kiedy kochali się pierwszy i ostatni raz od wielu tygodni i to tylko dlatego, że trochę to na nim wymusiła. Teraz prawdopodobnie w podobnym stylu chciała wymusić spędzenie dnia tylko we dwoje – bez cholernych bajek w tle, mleka na koszulce, walających się po podłodze zabawek, płaczu dzwoniącego w uszach i całego tego chaosu, który wywoływały dzieci w domu. Chciała być sobą. Chciała znowu się poczuć tak jak wtedy, gdy na chwilę się zapomniał i zamknął ją w swoich ramionach. Nie potrzebowała przeprosin, nie oczekiwała ich, ale sama też nie zamierzała przepraszać. Wzięła wolne. Zeszła na dół tylko po to, żeby wziąć z szafki butelkę wina, z którą wróciła na górę. Nie zamierzała wychodzić na taras do męża i córki – w tym momencie nie chciała być matką, miała wolne. Powtórzyła to sobie jeszcze raz w myślach i na powrót zamknęła się w sypialni, a nawet bardziej w łazience. To nic, że był środek dnia. Przygotowała sobie kąpiel, otworzyła wino, wzięła książkę… i była głucha. Zostawiła Westona samego z marudzącą Rosie, która nie chciała iść spać i znudzoną po chwili Lily, która zaczęła opowiadać w jakie to rzeczy nie miały się bawić z Doris i czy teraz to on się będzie z nią bawił. W końcu Doris miała i mama obiecała! Były męczące, kochane ale cholernie męczące i z pełną świadomością zostawiła go z tym samego. Miała wolne.

Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Tak, zostawiła go samego z dziećmi. Zostawiła go z nimi, a sama… Wzięła sobie wolne? Heh. Niech będzie. Skyler, co prawda, nie rozpatrywał tego w taki sposób, prawdę mówiąc w ogóle nie pomyślał o tym, że Ane potrzebuje od swojej rodziny urlopu, ale hej - było jak było i handlował z tym co miał. Przy okazji brał też poprawkę na to, że w końcu przyjdzie do nich ten dzień, kiedy będzie musiał na nowo ruszyć z firmą, zamówieniami i warsztatem, i wtedy to Ane zostanie sama z dziewczynkami. No… Przynajmniej jedną, bo dla Lils zawsze była alternatywa w postaci przedszkola lub nawet mogła towarzyszyć Westonowi w pracy. No… Nawet jeśli czasami to wciąż była taka opcja. Mimo kiepskiego początku dnia, wcale nie miał jakiegoś podłego nastroju. Martwił się o żonę, to jasne, zwłaszcza, że nie umknęła jego uwadze ta wędrująca na górę butelka wina, ale… Nie, nie czuł się źle. Nawet kłopoty z uśpieniem Rose i marudząca mu za uchem Lils, nie sprawiły, że żałował. Żałował tego, że Ane poczuła się źle, ale nie żałował tego, że zostali w domu. Nie miał pojęcia co to tak naprawdę znaczyło dla ich małżeństwa i jakie tego konsekwencje to ich małżeństwo poniesie, ale… Nie, nie zastanawiał się nad tym teraz. Prawdę mówiąc, nie bardzo miał jak. - Tak, Lily, zaraz się pobawimy. Daj mi 10 minut, dobrze? Rose uśnie i coś porobimy. - zapewnił starszą córkę, a po chwili jeszcze musiał dodać, że porobią coś fajnego, a nie tylko coś. Tak czy inaczej, ostatecznie - po trochę więcej niż 10 minutach - mała panna Weston zasnęła. Ta większa z kolei… Nagle zgłodniała. Mało tego, zażyczyła sobie westonowe popisowe danie, czyli naleśniki. Takie prawdziwe amerykańskie. Grube, z owocami albo syropem klonowym. No to hej, let’s do this. Ostatecznie Lils zajadała się w salonie naleśnikami, a Weston zabrał porcję z paroma na górę. Do sypialni, którą okupowała Ackerman. Nie wiem czy do tej pory wyszła już z wanny, czy nie, ale to właściwie nie ma większego znaczenia. Jeśli była w łazience - powiedział głośniej - jeśli nie, to nie. - Lily chciała naleśniki, więc przyniosłem ci parę. Butelka wina na pusty żołądek to kiepski pomysł. - i tyle. Więcej nie. Jeśli miał żonę na widoku, to tylko krotko skontrolował ją wzrokiem. Jeśli nie, rocznie. Potem znowu zostawił ją samą na jej wakacjach od męża i dzieci. Wracając na dół, spojrzał na kanapę w ich salonie i… Tak, taka myśl przeszła mu przez łeb, że chyba najbliższą noc spędzi właśnie tutaj. Prawdę mówiąc - chyba sam tak wolał. Ane była urażona i obrażona, a on nie bardzo miał ochotę stawiać temu czoła w takiej formie jak teraz - bez rozmowy i nawet chęci do niej. Jakiejkolwiek jej formy, choćby karykaturalnej i głupiej. - Lily… Jak obudzi się twoja siostra to pójdziemy na spacer, ok? Poszukamy ładnych kamyków do akwarium. - które Weston obiecał córce jakiś czas temu i zdaje się, że czas spełnienia tej obietnicy właśnie nadchodził. - A jutro pojedziemy razem do sklepu i wybierzemy rybki. Może być? - pytał i rozsiadał się na kanapie obok dziewczynki. Kto by pomyślał, że zostanie samotnym ojcem na caaaały długi dzień.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie potrzebowała od swojej rodziny urlopu, potrzebowała jednego dnia albo chociaż paru godzin, gdy nie będzie musiała się tym wszystkim zajmować. Bo nie zawsze było kolorowo. Lily nie zawsze się słuchała, właściwie coraz częściej pokazywała rogi jak na dziewczynkę w jej wieku trochę przystało, a Rosie była niemowlakiem, więc albo płakała, albo spała albo jadła i robiła bałagan, żeby zaraz znowu zacząć płakać. Czasami to wszystko działo się na raz. Ba! Najczęściej to wszystko działo się na raz i gdy próbowała zapanować nad płaczem Rosie, Lily się denerwowała, że nie robią tego, co miały razem robić. I tak w kółko. Nie była to wiecznie kolorowa łąka pełna motyli, po której sobie razem spacerowały w kwiecistych sukienkach i były przeszczęśliwe. Nie. Ane była zmęczona i skoro jej mąż potrzebował zawiadomienia o wyjściu z domu z tygodniowym wyprzedzeniem to po prostu strzeliła focha. Może nie była z niego szczególnie dumna, ale chwilowo miała to głęboko gdzieś. Może jego rodzicielstwo przypomina biegania po kolorowej łące, jej nie.
Więc wreszcie mogła poczytać książki, na które ostatni raz miała czas, gdy umierała z nudów na porodówce, popijała wino i wpatrywała się w ocean za oknem. Ale przede wszystkim niczym się nie przejmowała. Spojrzała na męża, który wszedł na górę z naleśnikami – Nie jestem głodna – zapewniła, bo z nerwów faktycznie nie była głodna. A już na pewno nie miała ochoty na dziecięce naleśniki, gdy mogli zjeść cywilizowaną obiad w ulubionej restauracji, a później kolację dla dorosłych na łódce. To wszystko było przygotowane, zadbała o każdy nawet najmniejszy szczegół i szlag ją trafia, że nawet w minimalnym stopniu nie próbował jej zrozumieć. Więc był samotnym ojcem na cały długi dzień, co i tak nie było w stanie oddać tego jak czuła się Ane, bo widocznie dziewczynki były dla niego łaskawe. Chociaż powtórzę kolejny raz, że męczące, cholernie męczące.
- Wracam do pracy. – stwierdziła, gdy już wieczorem, gdy dzieci poszły spać, a Weston siedział na kanapie i coś oglądał – ona zeszła na dół. Nie pytała, informowała – Możesz z nimi zostać, możemy znaleźć kogoś, kto spełni twoje oczekiwania i będzie umiał zmieniać pampersy albo znaleźć żłobek – bo Doris podobno nie umiała – Ale ja wracam do pracy. – resztę wina schowała do lodówki i wyjęła z niej sałatkę, którą przygotowywali dzień wcześniej do kolacji – Mówiłam Ci, Weston… mówiłam, że potrzebuję Ciebie. Od tamtego wieczoru nawet mnie nie dotknąłeś, a kiedy zorganizowałam wszystko… od pewnej opieki nad dziećmi, po każdy jeden cholerny szczegół tego dnia, wolałeś go spędzić z pieluchami, kaszkami i dziecięcym płaczem, a nie ze mną. I robisz ze mnie tą złą, bo nie powiedziałam ci wcześniej i chciałam ci zrobić niespodziankę. Gdy tak naprawdę mówiła. Nie raz. Nie dwa. Mówiłam ci, czego potrzebuje. – siebie, jego… ich - Pamiętasz jak się pokłóciliśmy, bo powiedziałeś w żartach, że jesteś zaniedbany? Cóż... ja teraz nie żartuję. - a nie był jak ona wtedy w ciąży, nie waży tony, nikt go nie kopie w pęcherz, nie ma niestrawności, migren i całej reszty negatywnych objawów ciąży - I nie chcę kolejny raz słyszeć, że to był trudny poród, bo mineło od niego wystarczająco dużo czasu, żeby żyć normalnie.




Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Oczywiście, że dziewczynki były męczące. Przekochane, mimo wszystko łaskawe dla Skylera, ale wciąż - męczące. Głównie dlatego, że były dwie, a każda z nich była na zupełnie innym etapie potrzeb - ich czucia i wyrażania. To NIE mogło być niemęczące. Nawet ten, z pozoru nieproblemowy, spacer po plaży i zbieranie kamyków nieźle dały Westonowi w kość. Nie chciał tego robić sam. Wiedział, że gdyby musiał - poradziłby sobie, ale nie chciał. Nie chciał musieć sobie radzić. Chciał dbać o tę rodzinę z najważniejszą w niej osobą. Chciał mieć z nią idealnie partnerskie rodzicielstwo. Być może po prostu nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że w definicji idealnie partnerskiego rodzicielstwa mieściły się takie sytuacje, jak dzisiaj. Być może. Nie myślał o tym jednak wieczorem, kiedy faktycznie Lils i Rose spały już bezpieczne w swoich łóżkach, a sam Skyler bez większego zainteresowania gapił sę w telewizor. Słyszał kroki Ane, słyszał, że schodziła na dół, ale prawdę powiedziawszy - w ogóle nie spodziewał się, że rozpocznie jakikolwiek dialog. Dlatego jej pierwsze słowa - wracam do pracy - sprawiły, że instynktownie drgnął. Przeniósł ślepia z tv na żonę i po chwili milczącego zawieszenia się na jej ładnej buzi, ostatecznie wziął do ręki pilot i wyłączył pudełko reklam i bzdur. Nie był głupi, choć może Ackerman miała w tej sprawie nieco inne zdanie, więc nietrudno mu było dostrzec ironię i kąśliwość w tym co mówiła o znalezieniu opieki dla dziewczynek. Zresztą, nie tylko w tych słowach, ona cała aż kipiała niechęcią do swojego męża, a sam Weston miał wrażenie, że gdyby mogła - nie spojrzałaby na niego nawet raz. Czy czuł, że to co o nim myślała i jak go w tym momencie podsumowywała, było fair? Nie, ani trochę. I jasne, mógł się teraz kłócić, unosić, wszczynać wrzące dyskusje, ale… Nie, nie chciał tego. Ona czuła się zaniedbana, a on czuł się traktowany niesprawiedliwie. Tylko tyle i aż tyle. - Ale to był trudny poród, Ane. Naprawdę cieszę się i nie ma w tym co teraz mówię ani grama złośliwości, więc bardzo cię proszę, nie dopowiadaj sobie… Cieszę się, że tak to widzisz. Że minęło już tyle czasu, że możemy żyć normalnie, ale… Dla mnie jeszcze nie minęło tyle czasu. Możesz się złościć, wyzywać mnie od głupków, panikarzy albo tchórzy, co jest oczywiście przykre i w żaden sposób mi nie pomoże, ale… - na moment uciekł ślepiami od Ane, więc teraz znów do niej wrócił. Do jej oczu, gdziekolwiek była, blisko czy daleko. - To tak nie działa, że jak ty powiesz, że sytuacja jest za nami to sytuacja naprawdę jest za nami. Nie, Ane. To tak nie działa. Do tego trzeba dwojga. - dla niej może tak było, ona może się otrząsnęła, ale nie miała prawa oczekiwać od niego, że zrobi to tak samo sprawnie i szybko. Nie miała prawa mówić „jesteś beznadziejny, bo myślisz o czymś z czego ja się już otrząsnęłam”. Nie miała prawa, bo zamiast z nim o tym porozmawiać i spróbować mu pomóc, wolała rzucić fochem i uciekać się do złośliwości. To jedna rzecz, a kolejna… Ech… Sky pokręcił głową, bo to zdecydowanie nie była przyjemna rozmowa. Była konieczna i dobrze, że się wydarzała, ale nic, a nic przyjemna. - Czujesz się zaniedbana, okej, rozumiem to. Nie będę tu teraz udawał, że jestem święty i zrobiłem wszystko, żeby temu zapobiec, bo tak nie jest. - oczywiście, miał swoje za uszami, nie zamierzał uchylać się od odpowiedzialności za to. To była jego osobista porażka - jako mężczyzny i jako męża. Nie było nic gorszego, Ane też musiała o tym wiedzieć. - Kocham cię, Ane i nigdy, przenigdy nie pomyślałem o tobie jako wyłącznie matce mojej dzieci, bo przede wszystkim jesteś moim przyjacielem i moją żoną. Nie straciłem głowy dla twojej przyjaznej macicy. Straciłem ją dla ciebie i to się nigdy nie zmieniło i nigdy nie zmieni. Czy w to wierzysz, czy nie… To jest twój wybór, ale ja to wiem. Nigdy cię nie okłamałem i nigdy tego nie zrobię. - w końcu podniósł tyłek z kanapy, bo gdziekolwiek ta rozmowa miała ich zaprowadzić, czuł, że i tak będzie potrzebował choćby łyk morskiego powietrza. Ręce wsunął w kieszenie spodni, wzroku nie odrywał od Ackerman. Nie zmniejszał dystansu między nimi. Miała kolce, jak wkurzony jeż, nie chciał się pokaleczyć. - Przepraszam, że cię rozczarowałem. Jako facet i jako mąż. Myślę, że wiesz i to całkiem dobrze, jak bardzo traktuję tę porażkę osobiście. - jak głęboko bierze ją sobie do serca i w dumę.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Wszystko tego dnia poszło nie tak, ale nie mogła tego po prostu… zignorować i udawać, że nic się nie stało i wszystko było w jak najlepszym porządku. Znaczy mogła… ale nie potrafiła, bo nie było w porządku. W tym konkretnym momencie nic nie było w porządku. Z każdym kolejnym słowem miała wrażenie, że się oddalają, bo jedno mówiło swoje i drugie mówiło swoje i każde wierzyło w swoją wersję. Jakby nie dało się znaleźć kompromisu. I chyba poniekąd się nie dało… On musiał dojść do wniosków i momentu, w którym ona już była i pytanie tylko jak długo ona będzie musiała na niego czekać. Czy wystarczy im cierpliwości? Czy do tego czasu nie popsuje się wszystko? Oczywiście, że miała focha – była smutna i urażona, bo nie chciał spędzić z nią jednego dnia… popołudnia właściwie, bo zanim wybrali się z domu to przecież nie był świt. Jeden, jedyny dzień bycia znów sobą, bez dzieci, zobowiązań.
- Przyjacielem i żoną… straciłeś dla mnie głowę. – powtórzyła za nim, trochę smutno mu się przy tym przyglądając – Kiedyś jeszcze przy okazji nie mogłeś oderwać rąk. Ale rozumiem… wiele się zmieniło. – ona się zmieniła – hehe, dosłownie – urodziła dziecko i chociaż gdy ją poznał już była mamą, to… nie widział tego. Nie przeszedł z nią przez cały ten proces, nie widział jak Lily przychodziła na świat, a później jak Ane wracała do formy. Może za wolno? Nie widziała innego powodu, dla którego tak bardzo nie chciał spędzić z nią dnia sam na sam. Wolał zostać z dziećmi. A może poszukać tej księgowej, o której jakiś czas temu wspominał? Oczywiście, że dramatyzowała, bo nadal nie potrafiła sobie wyobrazić, że Skyler zdradziłby ją z jakąś księgową, ale jednak… nie chciał się z nią kochać. Bo za wcześnie, bo ciężki poród – tylko, że on nie był ciężki dla niego, nie fizycznie… i jeśli ona nie czuła z tego powodu żadnego dyskomfortu dlaczego on miałby? Więc to musiało być w jego głowe – to, co się wtedy stało sprawiło, że teraz jest jak jest – To nie jest porażka, Sky. Po prostu nie jesteś w stanie zbliżyć się do swojej żony… dobrze. Przyjmuję to. Poczekam aż będziesz gotowy, może akurat Rose pójdzie na studia. – nie mogła się ugryźć w język przed drobną złośliwością, ale nie panowała nad tym.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie wierzył w to co słyszał. Po prostu nie wierzył… Bo to było… No nie do uwierzenia! Totalnie nie! Jak ona mogła pomyśleć o nim TAKIE rzeczy? Przecież to było okropne. Po prostu okropne. Zrównała go z każdym innym byle facetem na tym świecie. Naprawdę nie mógł uwierzyć… Nie. Może i mógł, po prostu bardzo nie chciał uwierzyć - w to, że jego żona myśli o nim TO. Nie wytrzymał więc i raptownie zerwał się z miejsca i w dosłownie trzech gwałtownych krokach znalazł się przy Ane. Złapał ją silnie za ramiona i z całą dostępną sobie mocą sprawczą - wlepił wzrok w jej brązowe ślepia. Był zły. Był.. Był wściekły. - Ty chyba zapomniałaś do kogo mówisz, co? Ja nie jestem ani Mark ani żaden z tych twoich chybionych wyborów. Nie jestem byle sukinkotem i nie zasłużyłem na to, żeby wysłuchiwać takich bzdur. Nie, Ane. Dość. - jak… No jak mogła mu coś takiego w ogóle zasugerować? Że ma opory przed zbliżeniem się do niej, no jak?! - Nie słuchasz mnie. Nie słyszysz tego co do ciebie mówię. Boże, kobieto… Ty naprawdę tego nie rozumiesz?! W jednej chwili byłaś, a w drugiej cię nie było! Nie walczyłeś, Ane. Po prostu odeszłaś. Na kilkanaście piekielnie długich chwil po prostu cię straciłem. Nie mogłem nic zrobić... Nic, rozumiesz?! Nie mogłem ci nawet dotrzymać tej przeklętej obietnicy, że wybiorę nasze dziecko. - był absolutnie bezsilny. Nad niczym nie miał choćby grama kontroli. - To nie chodzi o to, że nie mogę czy nie chcę się do ciebie zbliżyć! Chodzi o to, że się boję, rozumiesz?! Boję się to zrobić! - bo przekonał się w najbardziej bolesny sposób, że jego obietnice i zapewnienia o tym, że zawsze będzie ją chronił i nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić, są gówno warte. Właśnie tak - gówno warte. Bo potem nagle, ni stąd ni zowąd przychodzi taki cholerny Pan Los i robi po swojemu. A on może się temu tylko głupio i bezsilnie przyglądać. - Wciąż nie mogę oderwać od ciebie rąk i wciąż szaleję na twoim punkcie. Byłoby miło, gdybyś chociaż raz, tak dla odmiany, przestała sobie dopowiadać stek bzdur i po prostu uwierzyła w to co mówię ja. Ja, Ane. Twój mąż. Gość, któremu ponoć ufasz bezgranicznie. Naprawdę… - dopiero teraz się zorientował, że jego dłonie na jej ramionach mogły zaciskać się trochę za mocno. Sapnął na siebie niecierpliwie i rozluźnił nieco ten chwyt. Pokręcił też krótko głową. - Boję się, że znowu będzie za dobrze. Że jak sobie na to pozwolę… To coś się stanie. Twoje prawie zejście z tego świata, mój prawie dziurawy mózg… - i co zamierzała z tym zrobić? Dalej wmawiać sobie swoje, stawiając go w najgorszym możliwym świetle czy może po prostu go posłuchać?

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Wpatrywała się w niego intensywnie. Nawet jeśli podniósł głoś, nawet jeśli jego palce trochę za mocno wbijały się w jej ramiona, zapewne zostawiając na nich siniaki. To nie miało najmniejszego znaczenia, bo wreszcie – wreszcie coś się zadziało. Wreszcie coś z siebie wyrzucił. Wreszcie się uniósł. Pokazał emocje, po których wiedziała, że on gdzieś tam jeszcze jest. Że jej Weston jeszcze tam jest. Nie bała się go, nie przestraszyła się, gdy krzyczał jej prosto w twarz. Twardo się w niego wpatrywała i czekała, aż skończy. Aż wyrzuci wszystko, co leżało mu na wątrobie.
- Nie chcę, żebyś mi to mówił! Nie chcę ci wierzyć. Chce to wiedzieć. Czuć! – tu był właśnie ten główny problem. Bo ona mu ufała, wierzyła w jego słowa… ale zdanie miała swoje, bo mówił jedno ale robił drugie. Nie chciał jej dotknąć, bo bała się, że umrze. Tylko była tutaj, bardzo żywa i domagająca się jego zainteresowania i uczucia – Boisz się, że coś się stanie, że odejdę… – powtórzyła za nim, kręcąc lekko głową – Ale jednocześnie boisz się poczuć, że tu jestem – wzięła jego dłoń ze swojego ramienia i przeniosła ją na klatkę piersiową tak, że mógł pod palcami czuć jej silnie bijące serce – Jestem tutaj, żyję… i cię potrzebuję. Ciebie. Bez strachu, że się rozpadnę. Nie jestem z porcelany Weston. Przepraszam! Przepraszam, że wtedy nie walczyłam bardziej. – chociaż walczyła, gdyby tak nie było prawdopodobnie w ogóle by jej na tym świecie nie było. Walczyła o Rose i walczyła o ich wspólne życie. Cierpiała i trzymała się tak długo jak mogła, żeby ta dziewczynka miała szanse na przeżycie i żeby ona mogła być jej mamą. I była nią i było to najwspanialsze uczucie na świecie. Ale chciała też znowu być Ane, po prostu. Chociaż raz na jakiś czas. Chciała iść na randkę z mężem, niczym się nie martwić, pić wino i kochać się przez pół nocy. Tak jak kiedyś… zanim prawie umarła – Kocham bycie mamą, kocham bycie żoną… ale wiesz kiedy czułam się najbardziej żywa? Kiedy tych parę dni temu pozwoliłeś sobie na chwilę zapomnieć o swojej odpowiedzialności. I nic się nie stało. Co mam sobie myśleć, jak mam sobie nie dopowiadać, gdy pomimo tego… – nadal jej nie chciał, tak bardzo fizycznie jej nie chciał. Wierzchem dłoni otarła łzy z policzków, bo nie chciała teraz płakać – były to jednak łzy głównie złości i bezsilności, niekoniecznie samego smutku – Nie będzie ZA dobrze. Będzie idealnie, dokładnie tak jak być powinno. Bo na to zasługujemy, Weston. Zasługujemy na to, żeby być szczęśliwi i nie musimy się bać, że będzie inaczej. Ja jestem cała i zdrowa, ty jesteś cały i zdrowy, nasze dzieci też są całe i zdrowe. Musisz zacząć w to wierzyć. – musiał. Po prostu musiał. Dla niej i dla samego siebie.




Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Miał wrażenie, jakby świat na moment się zatrzymał, a oddech w jego płucach zamarł. Serce przestało bić, wzrok przestał dostrzegać cokolwiek - wszystko - co było wokół. Stał tam jak ten wazon, patrzył na Ackerman i czuł, że jej słowa, jej dotyk, to jak na niego patrzyła, każde z osobna i wszystko razem wzięte - ogłuszało go. Ogłupiało, otępiało. Już nie eskalował złością. Teraz tylko… Tkwił i chłonął. Ane zamilkła, a Skyler… - Ok..ej… - szepnął, ledwie słyszalnie dla siebie, a co dopiero dla niej. Skinął niepewnie głową i powtórzył minimalnie głośniej, minimalnie pewniej. - Okej… Dobrze… - zaczął kiwać łbem w górę i w dół, kompletnie nawet nie wiedząc, że w ogóle to robi. Tak jakby coś niezależnego od niego - napędzało go. Napędzało go do… Wzrok uciekł mu od jej oczu do jej ust i prawdę mówiąc, w ogóle już nie myślał o tym co robił. Bo po prostu TO zrobił. Jednocześnie naparł pyskiem na wargi żony i silnie, stanowczo obłapił łapskiem jej kark i potylicę. Palce wplótł w jej loki, a sam… Po prostu TO robił. Całował ją, najmocniej, najintensywniej, najgłębiej, najbardziej zapalczywie jak tylko potrafił. I nie dlatego, że ona go o to prosiła, ale dlatego, że naprawdę potrzebował to poczuć. Potrzebował przekonać się na własnej skórze, że jego żona, jego Ane, jego Ackerman faktycznie nie jest z porcelany, faktycznie nie zamierza mu tu umierać, faktycznie jest żywa i tak cholernie go potrzebuje. Nie odsuwał się, nie przerywał tego, wręcz odwrotnie - coraz mocniej i zachłanniej napierał na nią nie tylko pyskiem, ale też już całym sobą. Nie wiem gdzie konkretnie stali, ale wiem, że finalnie jej tyłek i dół grzbietu spotkały się z kuchenną wyspą. Zaraz potem jego łapska, silnie chwytają jej uda, po prostu ją tam - na tym kuchennym blacie, na którym było chyba wszystko - łącznie z zabawkami Lily - posadziły. Wcześniej zgarnął niedbale cały ten rozgardiasz na podłogę, narobił rabanu, ale who cares. To nie miało i wręcz nie miało prawa mieć teraz jakiekolwiek znaczenie. Pospiesznie, ale dobrze wiedząc co robi, zaczął ją rozbierać. Cokolwiek na sobie miała - koszulkę? Ta po ledwie chwili była już na podłodze. Jego zresztą zaraz też. Złapał za nadgarstki żony i zdecydowanie pociągnął je sobie do paska i zapięcia spodni. Jego wargi, jego język, jego rozpalony oddech nieustannie napierały na kobiece usta. To nie była miła gra wstępna. To było po prostu robienie TEGO. Tego czego oboje bardzo potrzebowali, ale tylko jedno z nich miało odwagę powiedzieć o tym głośno.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
ODPOWIEDZ