barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Nie sądziła, że aż tak się przejmie jej głupim, małym draśnięciem. Nawet gdyby było jak najbardziej prawdziwe, a ona faktycznie skaleczyłaby się tym świeżo naostrzonym nożem, to przecież naprawdę nie tak, że odcięłaby sobie rękę albo zrobiła ranę na tyle głęboką, żeby wykrwawiać się na śmierć. To nie było nic wielkiego. A jednak się przejął. Mimo jej pyskówek i przemądrzalstwa w pierwszym odruchu rzucił wszystko i postanowił ruszyć jej na pomoc zamiast strofować czy sprowadzić do stosownego poziomu za głupie gadanie… To zrobił dopiero potem i właściwie nie mogła mieć mu za złe, bo całkiem na to zasłużyła. Przez chwilę poczuła się nawet głupio, że tak nieładnie go nabrała, ale Magiczne słówko na „p” miało jednak jak zwykle trudności, żeby przejść przez jej gardło. Na szczęście innemu zaklęciu przychodziło to nieco łatwiej. - Dzięki – powiedziała po prostu, bo… Bo miała za co, okej? Zwyczajnie, nie ma co drążyć tematu.
Tematu swojej jasnowłosej, zainteresowanej Gustem koleżanki chyba też nie było sensu dłużej drążyć. Przyglądała mu się przez chwilę niezwykle uważnie, trochę po cichutku podziwiając, jak radził sobie w kuchni (i po raz kolejny czując małe ukłucie wyrzutów sumienia związanych z tym, że była w tym praktycznie nieprzydatna, mimo że to ona zaproponowała gotowanie obiadu…), a trochę jakby starała się przejrzeć go na wylot. Mimo że znali się naprawdę dobrze od wielu lat, czasami nadal zdarzały się momenty, w których nie miała bladego pojęcia, co chodziło mu po głowie. Ani czy burczał na nią, bo akurat go zirytowała (prawdopodobne w większości sytuacji) czy może po prostu dlatego, że miał danego dnia taki właśnie klimat. - Zastanawiam się… - zaczęła powoli. - Czy uświadamiać cię, że wpadłeś jej w oko czy jednak trzymać cię w totalnej niepewności… - dodała. Nie zamierzała bawić się w swatkę na siłę, skoro ewidentnie nie był zainteresowany, a nawet sprawiał wrażenie poirytowanego, że prowadziła z nim taką rozmowę. Nie było przymusu. Porzuciła temat ostatecznie, zamiast tego przechylając się trochę przed nim, żeby zajrzeć na patelnię, jednocześnie bardzo się starając nie wchodzić mu w paradę. No dobra… trochę się starając. - Pachnie obłędnie – stwierdziła z szerokim uśmiechem i przymknęła oczy. Trochę tłuszczu, cebula i czosnek nie miały prawda pachnąć inaczej, ale to przecież szczegól, nie?

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Oczywiście, że się przejął, halo, był święcie przekonany, że zrobiła sobie krzywdę, tak? Nie lubił, kiedy ludzie w jego towarzystwie robili sobie krzywdę, zwłaszcza, jeśli to byli ci jego ludzie, na których mu zależało. Prawda była taka (i w innej rzeczywistości miał nawet sporą bliznę, żeby to potwierdzić), że wolał wszelkie rany brać na siebie. Był twardy, trochę głupi i wiedział, że sobie na pewno poradzi, a jeżeli już było za późno.. to jedyne co uznawał za słuszne, było upewnienie się, że nie potrzebowała większej pomocy, niż mógł jej zaoferować. Nie potrzebowała, robiła go w chuja. Niby nie był na nią zły, tylko trochę się zirytował, bo jednak ta empatyczna struna była bardzo delikatna i nie lubiła być pociągana. Z resztą, zaraz i tak mu przeszło, kiedy usłyszał to dziękuję. Nie, nie musiała drążyć tematu, zrozumiał za co dziękowała. Za troskę. Nic wielkiego. Miał nadzieję, że zdawała sobie sprawę z tego, że się o nią troszczył, nawet jeśli nie udawała, że się skaleczyła.. Na przykład gotując jej jedzenie. Przecież jego pancakes lubiła najbardziej, nie? No pewnie, że tak. Poczułby się urażony na bardzo personalnym poziomie, gdyby mu powiedziała, że ktoś jej zrobił lepsze.
- A. Nie, dzięki. Ale jak ci się podoba tak bardzo, to się z nią umów. - zaśmiał się pod nosem, kręcąc lekko głową na własny żarcik. Nigdy nie zrozumie dlaczego tak bardzo starała się znajdować mu partnerki; nie tylko tutaj, w Perth, przecież pamiętał dobrze jak w szkole wskazywała mu jakieś znajome, które niby były zainteresowane... Średnio go to obchodziło, miała rację, bo przecież gdyby chciał sobie kogoś znaleźć.. To by sobie znalazł. Nie narzekał na samotność, miał towarzystwo, teraz w dodatku w jej postaci, człowieka do fizyczności nie potrzebował. - Nie narzekam na samotność, nie? - był pewny, że nie. Zastanawiał się czasami, czy nie był w jakiś sposób aseksualny, zainteresowany tylko osobami, z którymi łączyły go bliższe znajomości. W tej czasoprzestrzeni nie uciekał się do szybkich zabaw na jedną noc, nie potrzebował bliskości żeby ukoić nerwy i załatać ziejącą dziurę samotności w wojskowej bazie.. A dziewczyna, którą rzeczywiście był zainteresowany, była nieosiągalna, z czym się przecież pogodził, nie? Byli kumplami. To było w porządku, nawet nie było mu przykro, bo przynajmniej mógł mieć pewność, że niczego przypadkiem nie spierdoli.
W kuchni też był całkiem pewny siebie, to prawda. Powiedziałby, że to godziny oglądania tych wszystkich Kitchen Nightmares i innych programów Ramseya, którego szczerze szanował z resztą. Zrobił jej miejsce, zagarniając ręką przed siebie. Bozia dała długie kończyny, nie przeszkadzała mu ani trochę w tym miejscu, kiedy podrzucał patelnią od czasu do czasu. W którymś momencie swojego życia przestał się też zastanawiać, czy przyjaciele serio bywają ze sobą tak blisko, po prostu pozwalając sobie odpowiadać na to, co Billie robiła. Przesunęła się przed niego, żeby patrzeć w patelnie? Więc zrobił jej więcej miejsca, proste całkiem, nie? Zamiast odcedzać gotowy makaron, przerzucił go na patelnię, nie przejmując się ani trochę, że przy okazji wlewa do niej wody spod tego makaronu. Tak miało być, wszystko było pod kontrolą.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Och, miała pełną świadomość, że był dla niej zdecydowanie zbyt dobry. Ona była tylko małą mendą, która czasami lubiła się przypieprzać dla rozrywki i robić podłe żarty nie na miejscu, podczas gdy on wykazywał wobec wszystkich jej numerów zdecydowanie zbyt wielką cierpliwość. Nie wspominając o tym, że naprawdę doceniała to, że mogła na nim polegać niezależnie od wszystkiego. Wiedziała, że gdyby faktycznie coś jej się stało – nawet tak trywialna rzecz jak małe skaleczenie – on byłby pierwszym, który ruszyłby jej na ratunek. Zresztą, to działało w dwie strony i chociaż nie mogłaby pochwalić się cierpliwością, to podobnie jak on dla niej, ona także zrobiłaby dla niego praktycznie wszystko. Od tego są przyjaciele, nie? No i tak, jego pankejki totalnie były najlepszym, co ją w życiu spotkało. Jak w ogóle mogłaby bez nich funkcjonować, gdyby jednak zdecydował się pójść do wojska? Trudno jej było to sobie wyobrazić.
Przewróciła oczami na jego żart i pokręciła głową. Czasami miała wrażenie, że świat byłby prostszy, gdyby faktycznie podobały jej się kobiety. Ale potem poznawała jakiegoś interesującego gościa i… No, szybko weryfikowała swoje poglądy. Jest, jak jest. - No niby prawda, nie narzekasz na głos postanowiła podkreślić ten drobny szczegół, bo faktycznie nie żalił jej się na to, że nie ma żadnej dziewczyny i tak właściwie nie zaobserwowała też, żeby się za jakimiś oglądał z wielkim zaangażowaniem. Zrzucała to zwyczajnie na jego osobowość. Najwidoczniej nie był typem flirtującym z dziewczynami, które dopiero poznawał. Może miał inny sposób na podryw? Cholera, skąd niby miałaby to wiedzieć? Wiedziała po prostu, że chciała, żeby był szczęśliwy i dlatego… No, dlatego czasami próbowała uszczęśliwiać go wbrew jego woli. Na szczęście nie robiła tego na siłę, bo nie wciskała mu niczego, kiedy ewidentnie nie wykazywał zainteresowania…. Ale dawała mu do zrozumienia, kiedy któraś z jej koleżanek okazywała się zaintrygowana jej wysokim, głównie milczącym tajemniczym kolegą. Tak na wszelki wypadek, jakby chciał skorzystać.
Dała się wciągnąć pomiędzy niego a kuchenkę i zadarła łeb do tyłu, żeby spojrzeć na niego z dołu, szczerząc się szeroko. Też się nie zastanawiała, czy tak zachowywali się kumple, ale nigdy jakoś nie przeszło jej przez myśl, żeby w ogóle poddawać to pod zastanowienie no bo… Oni byli kumplami, zachowywali się w taki a nie inny sposób… To chyba wyjaśniało wszystko. - Dobra, nie przeszkadzam ci – wyplątała się, robiąc skłon pod jego ramieniem i – o jeżu złoty w morelach, była faktycznie przydatna! – wyciągnęła z szafki dwa talerze, żeby mogli zjeść jak ludzie. Niby nie mieli jeszcze stołu, ale czy to naprawdę było problemem?

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Tak, dobrze wiedział, że zrobiłaby dla niego dużo.. Pokazała mu to przecież, nie? Przyjechała natychmiast, kiedy jego mama w ramach ostatniej deski ratunku do niej zadzwoniła niemal z płaczem, mówiąc o tym, jak to pakuje się do wojska. Kłóciła się z nim, rozwalała mu ciuchy, a potem zabrała na piwo w ramach świętowania, kiedy jednak obiecał, że pojedzie najdalej z nią, do Perth. To też był jakiś sposób na ratowanie mu dupy, był tego pewny, z resztą jego mama też kazała mu za każdym razem ucałować Billie kiedy tylko z nim rozmawiała. Może nie brał tego aż tak dosłownie, ale tak, zwykle przekazywał pozdrowienia, a zamiast całusów, zwykle dawał jej czochrańca albo zapraszał na dobre jedzenie. Trzeba było szanować dobre jedzenie, obydwoje o tym wiedzieli.
Westchnął głęboko, zerkając na nią z dużą dozą pobłażania i bardzo głupim uśmiechem.
- Nie-na głos też nie narzekam... Tylko nie wchodź mi do pokoju bez pukania, ok? - rzucił pół żartem, pół serio, mając nadzieję, że uzna go za obrzydliwego i temat zakończony. O to mu w sumie chodziło, nie? Z drugiej strony rozmawiał z Billie, nie mógł być nigdy pewny tego, co mogła uznać za obrzydliwe, a co jednak podpięła do kategorii "nic co ludzkie nie jest mi obce". Uważał, tak czy siak, że dziewczyna mu w tym momencie życia nie była potrzebna, miał na co wydawać pieniądze i miał z kim spędzać wolny czas, oglądać filmy, jeść, bawić się i chodzić na imprezy, nawet jeśli typem imprezowym to on nigdy nie był. Chodził, bo Billie chodziła, czasami był szoferem, czasami totalnie nie pamiętał, jak znaleźli się na kanapie w którymś mieszkaniu i dlaczego spali na niej obydwoje. Niezbadane były przygody pijanej Winfield i Johansena, chociaż zwykle starał się być tym względnie trzeźwym. Ot, gdyby trzeba było jakiemuś człowiekowi powiedzieć kulturalnie, żeby sobie poszedł. Do agresora było mu daleko, ale po prostu bardzo nie szanował natarczywych, pijanych panów, którzy nie rozumieli słowa "nie". Proste.
- Nigdy. - rzucił zgodnie z prawdą, uśmiechając się wyjątkowo głupio, z czego nawet nie zdawał sobie sprawy, chyba tylko dlatego, że naprawdę lubił ich różnice we wzroście. W budowie ogólnie, czuł się przy niej jak wielkolud; mieściła się między jego ramionami bez większego problemu, a jeśli chciała na niego zerknąć, musiała zadrzeć głowę do góry. To było urocze. Nie mógł się nie uśmiechać za każdym razem, kiedy to robiła.
I jaki brak stołu? Stół był. W pudłach. Nie złożony... Ale na pudłach też dało się jeść, nie? No, pewnie.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Czas mijał jak zawsze. Wraz z jego upływem niektóre rzeczy się zmieniały, inne pozostawały niemal zupełnie takie same. Coś się psuło, coś innego pojawiało zupełnie znienacka, normalna rzecz. Stoły, krzesła i nawet nieszczęsne przesuwne szafy prędzej czy później zostały złożone – z przerwami na jedzenie, tańczenie do muzyki grającej tylko w duszy i sporadyczne kłótnie o to, kto wiedział lepiej, instrukcja czy niezawodny pan złota rączka. Wykłady czasem były odwiedzane, innym razem olewane, imprezy się odbywały, parę dziewczyn wodziło za Gustem wzrokiem. Życie jak życie, nie? Wszystko było względnie dobrze. Raz na górze, raz w dole, normalka. A potem, dokładnie tak jak co pół roku, przyszedł przeklęty czas zaliczeń na przeklętych studiach i również dokładnie tak jak co pół roku, Billie miała ochotę powiesić się na gumce od własnych majtek.
Cierpiała. Boleśnie, długotrwale, nie widząc dla siebie ucieczki ani ratunku. Wstawała rano, robiła projekty, sklejała makiety, rysowała rysunki ręcznie, komputerowo, niemal własną krew przelewając na te pieprzone plansze. Krew, pot… i tylko łez nie było. Przynajmniej nie od razu. Zawsze twierdziła, że jakoś sobie poradzi, bo w końcu zawsze jakoś sobie radziła. Lepiej bądź gorzej, nieważne – istotne było to, że jakoś. Może i byłoby jej lżej, gdyby mniej czasu poświęcała na olewanie wszystkiego, a więcej na faktyczne zaangażowanie, ale to był wniosek, do jakiego doszłaby rozsądna, racjonalnie myśląca osoba, na pewno nie Billlie Winfield. A że decydowała się mieć w dupie niektóre rzeczy, które były jednocześnie ciekawe i w jej mniemaniu totalnie bezużyteczne, to… No cóż, cierpiała.
Po tygodniu pracowania niemal na pełen kołowrotek, miała dość. Była na skraju wyczerpania, załamania nerwowego, rzucenia się z parapetu okna na łóżko albo z krawężnika wprost na jezdnię. Działała chyba tylko siłą rozpędu. Czasem jadła, czasem piła, głównie po prostu zapierdalała.
A kiedy już nie mogła zapierdalać… Kiedy okazało się, że godziny do oddania projektu upływały nieubłaganie, a ona nie miała jeszcze nawet połowy nieszczęsnej makiety zrobionej i nawet jednej dziesiątej siły potrzebnej na to wszystko… Pękła. Ze stresu, zmęczenia i generalnie absolutnie wszystkiego, co było zbyt wielkim obciążeniem na jej barkach.
Jakkolwiek żenujące by to nie było, rozpłakała się jak idiotka, trzymając nadal w dłoni miniaturowe, nie do końca udane papierowo-druciane drzewo.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Czas mijał, a on jak co pół roku cieszył się, że nie był na studiach. Naprawdę. Rozwijał się we własnym zakresie, bawił trochę bardziej i mniej legalnie posiadanymi programami w których pisał mądrze wyglądające, użytkowe rzeczy. Nie, nie wiązałby z tym jakiejś swojej przyszłości, po prostu czasami lubił wiedzieć, jak działały niektóre rzeczy, a to, co lubił w imprezowaniu z Billie najbardziej to poznawanie ludzi z różnych środowisk. I nie, to nie było tak, że wychodził ze swojej introwertycznej skorupy; nadal przez większość czasu na takich spędach preferował spokój balkonów, tarasów i innych mniej zatłoczonych miejsc, zerkając tylko od czasu do czasu kontrolnie w stronę Winfield.. Ale było tam zwykle sporo młodych ludzi, często studentów, studiujących naprawdę różne rzeczy. Z informatykami też się zgadywał, lubił ich towarzystwo najbardziej, bo im więcej pili, tym więcej anegdotek znajdowali i tym łatwiej ciągnęło ich się za język. Całkiem to lubił, słuchać o kolejnych nudnych programach na które tak narzekali, albo o językach programistycznych sprawiających najwięcej problemów. Był w tej fantastycznej pozycji, w której nie musiał znać tego wszystkiego, po prostu mógł sobie z ciekawości zerknąć, nie? No. Pewnie, że tak. Czasami zerkał, zwykle jednak zostawał w swojej wygodnej linii grzebania w sprzętach. To też lubił. Spokojna robota w której czasami znajdował coś idiotycznego, albo wręcz przeciwnie, trafiał na blokadę z którą męczył się przez kilka dni, zanim wymyślił, jak ja obejść.
Tak czy srak, nie musiał cierpieć sesji.. Ale też przez to nie bardzo wiedział jak pomóc Billie. Robił więcej jedzenia, które zostawiał w miejscach strategicznych, żeby mogła łatwo się na nie natknąć, czasami podsuwał kawę, herbatę, często gęsto słodycze i soki, żeby w tym wszystkim jakieś witaminy też do siebie przyjęła.. Ale tak właściwie to żadnego innego pomysłu nie miał. Nie czuł się, jakby mógł jej mówić, że ma się w końcu wyspać, bo to nie ma sensu, nie? Starał się po prostu nie przeszkadzać i nie wchodzić w paradę, często też pracując w domu, żeby być gdzieś pod ręką, gdyby jednak w końcu zgłodniała, albo potrzebowała murzyna do przytrzymania.. czegokolwiek. Głupio mu było ze swoją nieprzydatnością, ale chyba nic nie mógł na to poradzić.
Tego dnia przyniósł sobie do domu kilka laptopów. Już miał z nimi przejść do swojego pokoju, porzucić na chwilę na biurku, żeby móc sobie zrobić coś mocniejszego do tej pracy, ale.. Przechodząc obok jej miejsca smutku i rozpaczy, nie mógł zignorować tego, że.. Chyba ją w końcu to wszystko pokonało. Podszedł do kanapy na której siedziała, laptopy odłożył na podłodze przy swoich nogach, zaraz potem oparł dłonie na jej ramionach.
- Hey.. - odezwał się miękko, dość cicho, właściwie nie wiedząc co ma dalej z tym "hey" zrobić. Uścisnął lekko jej ramiona, przesunął kciukami do jej spiętego karku, znów lekko ściskając. - Odpocznij, hm? - w końcu zdecydował się na taką kontynuację, spokojnie głaszcząc jej ramiona, można powiedzieć, że pewnie niezbyt profesjonalnie masując. Czuł pod palcami spięte mięśnie, wiedział, że trzeba je było trochę ścisnąć, ale nijak nie był specjalistą, nie? Na głaskaniu się znał. Miał duże ręce, dobrze głaskały.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Na stany sesyjno-depresyjne nie pomagała jej nawet czekolada, to był tak głęboki level czarnej rozpaczy. Kiedy Billie wpadała w dół, w którym musiała przekopywać kolejne elementy kolejnych projektów, trochę przestawała być sobą. Zazwyczaj była pełna chillu, nie przejmowała się wieloma rzeczami, twierdziła, że na wszystko będzie czas i oj tam-oj tam jakoś będzie... No i w sumie jakoś było - chujowo. Chill, dystans i wyjebane kończyły się w momencie, w którym deadline'y zaczynały zapieprzac w jej stronę z prędkością Jumbo jeta. Wielkiego, wypakowanego od podwozia po sufit cegłami, rozpędzonego do pełnych możliwości Jumbo jeta na kursie kolizyjnym z jej egzystencją - tak to właśnie widziała. Dobrze, że przynajmniej wyobraźnia jej w tym wszystkim nie opuściła. Chociaz z drugiej strony podsuwała jej też bardzo wyraźne obrazki rozczarowania ze strony wszystkich, którzy ja kiedykolwiek znali i wierzyli w to, że była inteligentna i zaradna, gdy jej się nie powiedzie i ujebie to wszystko, na co nie miała siły i...
- Nie mogę odpocząć, nie mam czasu - jeknęła bardziej żałosnym i dramatycznym tonem, niz by sobie tego życzyła. Wzięła głębszy oddech i przy tym też wyrwało jej się kolejne histeryczne jęknięcie. Rozsypała się jak domek z kart. Jak nie ona. Wyjatkowe zjawisko, nic tylko robić zdjęcia. Przetarła wierzchem dłoni policzki i podniosła na niego wzrok. - Gust, ja już nie mogę. Ja już mam dość tych jebanych studiów, nie chcę ich więcej, są beznadziejne i bezużyteczne i mam to wszystko w dupie - i była również przekonana, że sobie z nimi nie poradzi, ale mimo wszystko nie mogła powiedzieć tego na głos. Nawet jemu, chociaż mowila mu przecież większość rzeczy i widział właśnie na własne oczy, jaka w gruncie rzeczy była mała i beznadziejna.
Wypuściła powietrze z płuc. Okej, wszystko będzie dobrze. Jakoś da radę, musi jakoś dać radę... Tylko jak?

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
A kiedy nawet czekolada nie pomagała, to jak niby on miał pomóc, hm? Nie znosił czuć się bezradnie, zwłaszcza, jeśli sprawa dotyczyła jego bliskich, starał się zawsze stawać na rzęsach, byle tylko jakoś pomóc i ulżyć w cierpieniu. Serio. Tyle, że na prawdę nie wiedział jak w tym przypadku.. Mógł mieć prawie dwa metry i nie być najsłabszy na świecie, ale z jumbo jetem z cegłami nie miał szans.
Głaskał ją jeszcze przez chwilę, słuchając tego małego wylewu. Poczuł też, że mimowolnie jego twarz wykrzywiła się w bolesnym grymasie, jakby przynajmniej fizycznie odczuwał jej ból. Trochę tak było, ale przecież da sobie radę. Przeskoczył przez oparcie kanapy, usiadł zaraz obok niej, obejmując ją ramieniem w obawie, że jeśli ją puści, to się rozpadnie. W sumie już się trochę rozpadła, nie chciał, żeby rozpadła się jeszcze bardziej.
- Dasz sobie radę. Kto jak nie ty? - szturchnął ją lekko bokiem w bok, obejmującą ręką kontynuując głaskanie, które w założeniu miało być kojące. Nie wiedział, czy było, czy może dawało zupełnie odwrotny skutek, ale się starał, okay? Zerknął na drzewko w jej dłoni, potem na projekt przed nią, na stoliku, lekko marszcząc brwi.
- W sumie to może mogę ci pomóc, co? Daj mi jakieś zadanie jak dla małpy. Umiem w małe rzeczy. - jakby nie było, jego praca wymagała precyzji bardzo często.. I chociaż do artysty było mu daleko, a kreatywność kończyła się na tej odtwórczej, gdyby dała mu instrukcje co ma zrobić i jakiś przykład tego, jak to coś ma wglądać, to byłby bardziej niż zadowolony, żeby to zrobić. Najlepiej, gdyby ona się zdrzemnęła, a on robił. Nie zaproponował tego nawet, wiedząc, jaką usłyszałby odpowiedź, ale miał zamiar nalegać na bycie asystentem projektu.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Głupio to zabrzmi, więc siłą rzeczy było jedną z tych rzeczy, których nie wypowiedziałaby na głos, ale jeśli chodziło o poprawianie jej humoru, często działał znacznie lepiej niż czekolada. Czekolada była chwilową przyjemnością, osładzała życie tylko na moment, a potem pozostawało po niej tylko wspomnienie (i ewentualnie nadprogramowe centymetry, jeśli korzystało się z jej pocieszających mocy zbyt często i w zbyt dużych dawkach). Pozwalała zapomnieć o problemach, ale nie ułatwiała ich rozwiązywania. Gust natomiast zdawał się być w świecie Billie stabilnym elementem, bezpiecznym stałym portem, w którym mogła się schronić, gdy ścigały ją rozpędzone Jumbo jety i doceniała każdą jedną chwilę, w której był przy niej, gdy wszystko inne było totalnie do dupy. Bo wcale nie musiał. Miał swoje życie, swoje problemy, a oprócz bycia jej najlepszym przyjacielem był też swoim własnym człowiekiem i totalnie nie miał obowiązku bycia przy niej w każdej złej chwili, jaka jej się przytrafiała. A jednak był. Właściwe tyle wystarczyło. Żadne cuda wianki, magiczne supermoce i stepowanie na uszach nie były jej potrzebne.
Odetchnęła jeszcze raz, układając głowę na jego ramieniu. Tak, tak było dużo lepiej. Spokojniej.
- Trochę mi jeszcze zostało - odpowiedziała. - Jakoś sobie poradzę do rana... Nie musisz rozwalać swojego wieczora tylko dlatego, że jestem idiotka i nie zabrałam się za to wcześniej - dodała i nawet parsknela cicho pod nosem, po czym jeszcze raz otarła oczy. Mówiła szczerze. Może i znalazłaby dla niego jakieś zajęcie, a para dodatkowych rąk pewnie faktycznie by jej się przydała, ale nie chciałaby mu przeszkadzać w tym, co sobie na ten wieczór zaplanował. Tylko raz poprosiła, żeby wywrócił do góry nogami swoje postanowienia - dla niej i tego, co uważała za ważne. Nadal twierdziła, że dobrze zrobiła i niczego nie żałowała, żeby nie było. Ale to nie dawało jej prawa, żeby w każdej chwili swoimi problemami lub zachciankami wpieprzać się w jego życie.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Gdyby powiedziała coś takiego na głos, pewnie myślałby, że się zgrywa i spalił cegłę na twarzy. Nie sądził, żeby miał jakieś problemy z własną wartością, nie potrzebował podniesienia samooceny, ani nic w tym stylu, ale.. Niby dlaczego miałby tak działać na kogokolwiek? Niewiele się odzywał, potrafił, ale zwykle mu to najzwyczajniej nie wychodziło; to była ta rzecz, która w jego głowie sprawiała, że marny był z niego pocieszacz. Potrafił głaskać. Milczeć, głaskać i ewentualnie mógł zrobić kilka głupich min, ale na tym jego umiejętności się kończyły niestety.
Był też całkiem niezłą poduszką. Dużą i stabilną, mógł też przy tym robić za grzejnik w zimie, z czego przecież czasami korzystała, podobnie jak w tym konkretnym momencie. Zmarszczył lekko brwi, kiedy powiedziała o zarywaniu nocy, ale dłoń, którą ją obejmował i głaskał, ani na moment nie straciła swojego spokojnego rytmu.
- Tutaj jest mi dobrze, dziękuję. - i tyle, właściwie uważał, że powinno jej wystarczyć jako potwierdzenie, że nigdzie się nie wybierał w najbliższym czasie. Przyniósł komputery z pracy, żeby jutro do niej nie iść, ale żaden deadline go nie gonił.. Ją gonił. A on miał dwie, całkiem prawne i całkiem sprytne ręce, nawet jeśli były trochę małymi patelniami. Na ten moment, tak czy siak, był poduszką i nie miał zamiaru jej poganiać; niech odpocznie przynajmniej w ten sposób, skoro odmawiała drzemkom.. Uznałby to za sukces, gdyby udało jej się chwilę zdrzemnąć na jego ramieniu, ale wiedział, że szanse na to były raczej marne. Aż tak wygodny chyba nie był. - ..a jak skończymy, to zrobię nam pancakes. - dodał miękko, nawet lekko się uśmiechając. Może nawet, gdyby rzeczywiście zarwali kawałek nocy, mogliby to uznać za wczesne śniadanie, zamiast za późną kolację?

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Głaskanie i spokojna, stabilna obecność obok były wszystkim, czego w tamtym momencie potrzebowała. No, może jeszcze wygodnego ramienia, na którym mogła ułożyć głowę, żeby choć trochę spróbować odciążyć kark od dźwigania nadmiaru myśli. Słowa były zbędne – wystarczyły te, które całymi chmarami brzęczały w jej głowie. Wbrew pozorom, potrafiła sama zrobić dobrą robotę zarówno jeśli chodziło o sprowadzanie się do poziomu gruntu jak i popychanie w stronę działania. Poza tym, kiedy była w takim stanie – zmęczona, zrezygnowana, wściekła na cały świat i o krok od w pełni malowniczego załamania nerwowego – ciężko przychodziło jej wysłuchiwanie czegokolwiek. Pocieszenia zbywała jeszcze większą dawką marudzenia, a na stanowcze próby zmotywowania jej do wzięcia w garść czasami gotowa była do odgryzania ludziom uszu. Potrzebowała chwili dla siebie, na oddech.
Gust pozwolił jej zresetować myśli. Dała sobie krótką przepustką na nie robienie niczego przez tych kilka sekund, które może nawet przedłuży do paru minut. Nie zamierzała się z nim kłócić ani usilnie namawiać do tego, żeby jednak nie pomagał swojej przyjaciółce-idiotce. Umówmy się, naprawdę potrzebowała pomocy… - Dobra. Ale wiesz, naprawdę planuję siedzieć nad tym do rana. Potem to zabieram i idę na oddanie, a gdy wrócę do domu… Wtedy możemy uczcić to śniadaniem, dobra? Z bitą śmietaną i polewą czekoladową – zadecydowała rozsądnie. To znaczy rozsądnie jeśli chodziło o plan pracy, bo jeśli chodziło o jej żywieniowe decyzje, być może powinna je jeszcze zweryfikować. Jeszcze kilka miesięcy życia z Gustem i entuzjastycznego przyjmowania przygotowanych przez niego pancake’ów i wszystkich innych smakołyków, a będą musieli poprosić właściciela mieszkania o wymienienie framug na większe… - I nie musisz mi towarzyszyć całą noc. Równie dobrze możesz zrobić dla mnie kilka drzewek, a potem iść spać, to już będzie coś – wydała łaskawą zgodę, płynnie wchodząc w rolę kierowniczki na tym dancingu. Oderwała głowę od jego ramienia i wręczyła mu małe drzewko. Przed nią walały się materiały, na pewno sobie poradzi! - Wiesz… Dobrze, że jesteś tu ze mną – stwierdziła, dwa razy klepnęła go dwa razy w kolano i zsunęła się na podłogę do swojej makiety. Tak, od razu lepiej. Była jednak szczęściarą, że miała Gusta obok. No i że w ostatniej chwili powstrzymała się od tego, żeby jednak zrezygnować z powstrzymywania go przed wyjazdem do wojska.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Mogła sobie gadać, co tylko chciała, ale miał zamiar siedzieć z nią tyle, ile miała jeszcze robotę. Musiał, nie? Skoro już się zobowiązał, obiecał jej pomoc i w dodatku jeszcze, że zrobi jedzenie jak już skończą; albo na sto procent, albo w ogóle, już tak miał. Przewrócił więc tylko lekko oczami, kiedy zaczęła go ostrzegać o siedzeniu do rano i postanowił nawet tego w żaden inny sposób nie komentować.
- Tak. Pójdę z tobą, zrobię zakupy i coś ugotuję, tak poza śniadaniem. - lubił gotować, cieszyło go to, nawet jeżeli był zmęczony jak cholera i nie chciało mu się żyć.. No dobra. Wtedy sobie by mu się nie chciało gotować, ale skoro miał gotować dla Billie, to zupełnie zmieniało postać rzeczy, tak? Miał ją zapytać, czy ma jakieś specjalne życzenia na obiad, ale tym razem postanowił pójść na żywioł i dać się zainspirować alejkom w sklepie. Albo może podjedzie na jakiś bazar? W sumie, to brzmiało jak dobry pomysł..
- Dobrze, pani kierowniczko, zobaczymy. - wiadomo, nie oczekiwał, że pozwoli mu robić jakieś ważniejsze rzeczy, ale robienie drzewek też wydawało mu się całkiem istotne. Przyjął swój wzór, ze szczerym zainteresowaniem obracając go na każdą stronę ostrożnie, żeby dowiedzieć się jak to jest zrobione. Jego na pewno nie będą takie ładne, umówmy się, będą raczej marną kopią tego konkretnego drzewka, ale hey, przynajmniej będą, tak? Uśmiechnął się nieco szerzej, kiedy stwierdziła, że jednak dobrze go mieć, ale na to też postanowił nie odpowiadać. Zignorował idiotyczne drgnięcie serca, któremu wyraźnie taka pochwała też się spodobała. No, ale dobra, przecież to nie było nic takiego, nie? Oczywiście, że się cieszyła, w końcu miał jej się na coś przydać.
Również postanowił zjechać na podłogę, opierając się plecami o kanapę i wyciągając przed siebie długie kończyny. Drzewko odstawił tak, żeby móc na nie zerkać w razie potrzeby i rozglądnął się za materiałami.
- Dobra, jestem mądry i w ogóle, ale lepiej daj mi instrukcję składania. Albo pokaż. Jak wolisz. - to, że wydawało mu się że coś wie, nie znaczyło, że rzeczywiście tak było. Wolał się upewnić.

billie winfield
golabki
AR#7194
ODPOWIEDZ