27 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Marry me girl be my fairy to the world. Be my very own constellation
Słodki urok chwili trwał w najlepsze, wcale nie zważając na mijające godziny, które razem spędzali. Odnosił w pewnych momentach wrażenie, że czas faktycznie zagrał, dla nich tę melodię zatrzymując się w słodkiej krainie rozkoszy zapomnienia. Było to o tyle przyjemne, że nie myślał o poranku, o tym co przyniesie świt i jakie problemy ich spotkają. Czuł się, jakby latał awionetką w morzu gęstych cumulusów do złudzenia przywodzących watę cukrową, która skąpana w świetle zachodzącego słońca jawiła się, niby baśniowa kraina, kontrastując ślicznie z lazurem nieba. Wspomnienia tego lotu tak mocno zapadło mu w pamięci, że nawet, jak był ledwie przytomny, potrafił je przywołać, aby poprawiło nastrój. Teraz tę rolę odgrywała ona, jej pieszczoty i całusy. Słodki tembr głosu łagodzący nerwy i sprawiający, że włoski na karku stawały dęba.
Hmm… – zmartwił się, nie wiedział, jak wybrnąć z tej sytuacji – czasem potrzeba, czegoś więcej, aby złudne marzenie stało się prawdą – sen o lataniu, był jednym z takowych, a on w swej skromnej postawie względem świata uważał, że już wyczerpał limit na tego typu cudy.
Uwielbiał jej uśmiech, to gdy była taka energiczna, jakby czas obszedł się z nią łagodniej, niżeli z nim i nie zabrał tej dziewczyny, którą niegdyś kochał. Podejrzewał, że to zasługa życia w takim luksusie, ale mógł się mylić i chyba chciał się mylić. Miał szczerą nadzieję, że po prostu taka już była niezależnie od tego ile pieniędzy miała. Wiedział, że tego nigdy nie zapomni, tego i naturalnie wszystkich ich miło spędzonych chwil. Zawsze gdzieś będzie je nosił, bo było co wspominać. Poczucie pewnego niedosytu pozostawało jednak prawdopodobnie przez myśl o nadchodzącym świcie, który zburzy ich baśniową krainę skąpaną w półmroku i światłach neonów.
Uśmiechał się, gdy go całowała, kiedy zostawiała pamiątkę na długie dni. Wiedział, że będzie musiał jakoś je zatuszować, ale tym się teraz nie martwił. Była tylko ona. Pozwolił się porwać i z miłym zaskoczeniem powitał mięciutkie poduszki, w których zapadali się. Pierwszy kontakt kołdry z ciałem przeszył dobrze znanym przyjemnym dreszczem jej chłód, tylko pozorny sprawiał, że chciało się zagłębić pod nią i owinąć, niby w kokon. Gładził ją po plecach, a błogi uśmiech zadowolenia nie schodził z twarzy. Spod zmrużonych oczu spoglądał na nią, a ten niewielki kontakt ich ciał sprawił, że poczuł się przepełniony siłą i pragnieniem zatrzymania jej przy sobie. W tej chwili pozwoliłby jej na wszystko, chociaż nie miał bladego pojęcia, czego mogłaby pragnąć. Przytulił ją mocniej do siebie, a jedna z dłoni błądzących po linii pleców zjechała wzdłuż talii, na biodro i tam głaskała delikatną skórę. Miał wrażenie, że mógłby ją zmiażdżyć w swych ramionach, a wcale nie był taki wielki, raczej średni, tudzież nawet niski względem, chociażby takiej średniej mężczyzn ze Skandynawii. A mimo to ona pasowała do niego idealnie i nie tylko pod tym względem, jakby ten, który ich stworzył, zadbał o wszystkie szczegóły, a jednak coś pominął, jakiś element, co sprawia, że tak się ranią.
Lubię cię – wyszeptał z ustami przylegającymi do jej ucha, chociaż w tonie pobrzmiewała wesoła nutka, to wiedziała, że nie chciał jej prawić fałszywych deklaracji. Słodycz z cytrusową nutką wkradała się do nozdrzy i otumaniała, nawet ta mieszanka ich perfum idealnie się komponowała. Odchylił głowę, aby na nią spojrzeć i móc pocałować w usta, a później w nosek i czoło. Czuł bicie serca wygrywające tę samą melodię, co i jego. Wiedział, że gdyby jej teraz powiedział, mógłby złamać czar chwili i wpędzić ją do jamy z niedźwiedziami. Powstrzymał się, przed wyznaniami chcąc, aby to ona mogła oswoić się z myślą o jego powrocie i tym, czy pozwoli sobie ponownie mu zaufać, odsłaniając już i tak zranione i ledwie zabliźnione serce.

Florence Hale
sumienny żółwik
Alex
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę rozpieszczona córeczka tatusia, która boi się samodzielności. Ma jednak dobre serce i lubi pomagać. Sprzeniewierza czas oraz pieniądze na imprezach i leczy serce po niespodziewanym powrocie miłości swojego życia.
Początkowo nie potrafiła się wyluzować i przestać myśleć o tym, co będzie jutro. Ta myśl nieustannie ją nękała, straszyła i nie dawała spokoju. Z każdą chwilą czuła się jednak coraz bardziej wyluzowana, na co niewątpliwie wpływała jego kojąca obecność. Niewiele jej było trzeba. Przez te lata spędzane bez niego mogła próbować zagłuszyć tę potrzebę, ale realnie udało się to dopiero teraz. Kochała go i choćby chciała się okłamywać, nie była w stanie nad tym panować. Byłaby gotowa rzucić dla niego całe swoje wygodne życie i w sumie żałowała, że nie zrobiła tego, gdy wyjeżdżał. W zasadzie w ogóle nie rozważali takiej opcji, jakby wcale nie istniała.
Wydaje ci się — skwitowała. Gdyby oboje chcieli spróbować jeszcze raz, na pewno znaleźliby sposób. Ona jednak nie odważyłaby się wyjść z inicjatywą, szczególnie, że miała spore obawy. Bała się znowu sparzyć i rozczarować, zafundować sobie kolejną potężną dawkę bólu i cierpienia. Nikt nie dawał gwarancji, że tym razem by im wyszło, a wieczne podróże Alexandra raczej nie ułatwiały sprawy.
Była dorosłą kobietą, ale wciąż posiadała swoistą dziecięcą radość. Nie, żeby była infantylna — po prostu momentami jej beztroska sprawiała wrażenie uroczej. Niewątpliwie stan konta miał na to wpływ, bo gdyby z trudem wiązała koniec z końcem, nie dałoby się raczej mówić o beztrosce. Miała szczęście, że urodziła się w rodzinie Hale'ów, a jednocześnie było to jej przekleństwem. Gdyby była zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa, być może łatwiej byłoby podjąć decyzję o wyjeździe razem z Alexem. A ich związek trwałby do dziś.
Zdarzało im się już wcześniej zapominać o zabezpieczeniu lub po prostu z niego nie korzystać. Nigdy nie ponieśli konsekwencji i zawsze dobrze się bawili. Oczywiście na palcach jednej ręki można było policzyć, ile razy odważyli się na coś takiego, ale jednak! Na razie Flo nie czuła jeszcze strachu, ale następne dni na pewno będą dla niej mocno stresujące.
Pasowali do siebie. Mówiło im o tym wiele osób i sami zdawali sobie z tego sprawę. Prezentowali się razem naprawdę świetnie, tak samo dobrze się dogadywali, ale najwyraźniej to nie wystarczyło. Mimo wszystko wierzyła, że gdyby postanowili spróbować jeszcze raz, mogłoby to skończyć się lepiej niż poprzednio. Na razie byli jednak dalecy od próbowania i myślenia o tym. Florence w ogóle bałaby się wyjść z taką inicjatywą, ale zaakceptować propozycję z jego strony też nie byłoby jej łatwo. Bała się podejmowania poważnych, znaczących decyzji i ich konsekwencji.
Gdy złożył kilka drobnych pocałunków na jej twarzy, automatycznie się rozpromieniła. Wtuliła się w jego ciało i oparła głowę na jego ramieniu.
Uwielbiasz mnie tak bardzo, jak latanie? — zaśmiała się i przekręciła się powoli na plecy, by zaraz się przeciągnąć. Czuła się totalnie rozluźniona, co lekko wzmogło jej zmęczenie. Dawno nie czuła się tak dobrze i swobodnie, ale teraz wreszcie miała przy sobie wszystko, czego (kogo) potrzebowała.
Zerknęła w kierunku okna. Kolorowy neon i światła samochodów przebijały przez niedokładnie zasunięte zasłony. Podobała jej się ta atmosfera, choć była zupełnie inna niż wszystko, do czego przywykła. Czuła się trochę, jakby znowu była młodziutka i szaleńczo zakochana.

Alexander Goodnight
ambitny krab
x
27 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Marry me girl be my fairy to the world. Be my very own constellation
Mam taką nadzieję – odparł, z lekkim tajemniczym uśmiechem malującym się na twarzy. Jego wzrok na moment ożywił się, gdy wychwycił nutkę nadziei na ich ponowne złączenie w słowach tak banalnych, a jednocześnie tak wiele mówiących. Możliwe, że był pijany chwilą, a radość ta sprawiała, że tak, a nie inaczej ją odebrał, głusząc rozsądek i wszelką logikę w ich postępowaniu. Ileż to razy słyszał, że nie wchodzi się do tej samej rzeki, to określenie tak znane w pewnym momencie staje się wręcz nudne. Nie poróżniła ich żadna kłótnia, która mogłaby odciskać się plamą na ich przyszłej relacji, żadne z nich nie zdradziło, ani nawet nie było bliskie temu, tym samym nie nadszarpnęło zaufania drugiej osoby, a miłość ich łącząca wcale nie zgasła. Trwała, żarząc się delikatnie. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że los daje mu drugą sposobność wręcz okazję ku temu, aby naprawić pewne błędy i spróbować po raz kolejny zagrać w tę grę. Teraz dużo dojrzalszy z większym doświadczeniem i mądrzejszy o wszystkie życiowe lekcje, które dostał, mógłby zasugerować jej, tę możliwość nie poddawał w wątpliwość swoich uczuć, lecz nie chciał narzucać presji. Obawiał się jej rozsądku, bo gdy powróci, a emocje opadną, jego rozpędzone w miłosnej nadziei serce może natrafić na lodową bryłę. Co i owszem rozumiał i nawet pochwalał, ale nie chciał tego doświadczyć.
W tej chwili nawet bardziej – stwierdził absolutnie poważnie wpatrzony w wyraz jej błogiego uśmiechu malującego się na twarzy. Gdy się przeciągała, przebiegł wzrokiem po jej odkrytym ciele, a wolna dłoń momentalnie powędrowała tam, gdzie materiał pościeli odchodził od ciała, by je zakryć. Z drogą powrotną ręka się widocznie nie spieszyła, błądząc po jej żebrach, muskając je koniuszkami palców, jak również po drobnych dziewczęcej piersi, aż wreszcie docierając do karku i ponownie, jak przed paroma minutami z czułością odprowadził za uszko zbłąkany kosmyk włosów. – Jesteś tak piękna, że to aż niepojęte – zaśmiał się, świadom, że mógłby jej prawić komplementy, ale słowa tutaj znaczyły niewiele. Były wręcz śmiesznie naiwne przynajmniej dla niego, bo chociaż szczere to wiedział, że nie potrafił w pełni opisać tego, co czuje, patrząc na nią i będąc tak blisko.
Prześpij się – nachylił się, aby ją pocałować w czoło tuż przy linii włosów. Mógł mieć ochotę, by całą noc się z nią kochać, lecz nie uważał, by spoglądanie na nią jak śpi i sama jej obecność, były wiele gorsze. Odsunął się, dając jej odrobinę więcej miejsca, jednak sam nie zamknął oczu spoglądał na sufit tonący w półmroku, gdzieniegdzie tylko poznaczony linią neonowych świateł.

Florence Hale
sumienny żółwik
Alex
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę rozpieszczona córeczka tatusia, która boi się samodzielności. Ma jednak dobre serce i lubi pomagać. Sprzeniewierza czas oraz pieniądze na imprezach i leczy serce po niespodziewanym powrocie miłości swojego życia.
Nie miała nadziei na to, że między nimi jeszcze coś się zadzieje. Wymagało to zbyt wiele odwagi, a ona chyba jej w sobie nie miała. Owszem, ufała mu, ale nie była przekonana, czy stać ich wciąż na to, by dać sobie jeszcze jedną szansę. Dzisiaj był tutaj, z nią, ale jego praca nie gwarantowała, że tak będzie zawsze. Czekało ich wiele rozłąk i pożegnań. W pewnym sensie nie było to przeszkodą, jeśli się kochali i mieli do siebie zaufanie, ale trudno też o optymizm w takiej sytuacji. Gdyby zamieszkali razem, Florence przez sporą część czasu byłaby sama w domu — a to już zupełnie jej nie odpowiadało. Zdecydowanie wolałaby, żeby Alexander pracował w konkretnych ramach czasowych i każdego popołudnia wracał do niej. W pracy pilota niestety tak nie było, a ona nie miała prawa oczekiwać od niego zmian i reorganizacji całego życia. Najlepiej zapewne byłoby, gdyby odpuścili, poprzestali co najwyżej na przyjaźni… To najzdrowsza opcja dla każdej ze stron, ale niestety bardzo trudno było się na nią zdecydować. Przed nimi wiele trudnych wyborów.
Ej, bo popadnę w samozachwyt. Albo się zarumienię — zaśmiała się rozbawiona, przyglądając się jego dłoni wędrującej po jej drobnym, opalonym ciele. Znała swoją wartość, wiedziała, że jest ładną i inteligentną kobietą, ale za każdym razem, gdy ktoś ją komplementował, czuła się mocno niezręcznie. Nie umiała przyjmować komplementów, zupełnie, jakby nikt nie miał prawa powiedzieć jej niczego miłego. Kiedyś przywykła do komplementów Alexa, ale dziś… Dziś to nie był ten sam Alexander, przy którym nie musiała się niczego krępować.
Podobał jej się. Nigdy nie miała określonego typu mężczyzn — to nie tak, że wolała brunetów albo blondynów. Była drobna, więc nie zależało jej na tym, by facet miał minimum metr osiemdziesiąt wzrostu. Nade wszystko ceniła sobie inteligencję, która kręciła ją o wiele mocniej niż większość aspektów fizycznych czy drogie, szpanerskie akcesoria. Alexander był inteligentny, a przy tym przystojny i bardzo opiekuńczy. Był chodzącym ideałem, którego zazdrościła jej każda koleżanka. Oczywiście nie zależało jej na zazdrosnych spojrzeniach, ale nie dało się ich nie zauważać. Najważniejsza w tym wszystkim była łącząca ich miłość, która mimo długiej rozłąki wcale nie zgasła. Z jednej strony było w tym coś pięknego, z drugiej jednak czuła przerażenie, bo wiedziała, że to oznacza, iż długo jeszcze nie poczuje ulgi i nie wyleczy się z tego bólu.
Spróbuję — wymruczała, opierając głowę na jego ramieniu. Zamknęła oczy, a różowawy neon oświetlił jej policzek i zamknięte powieki. Dawno już nie spała w pełni spokojnie, bez smutku, obaw i tęsknoty. Czuła się przy nim w pełni bezpieczna i chyba czułaby się tak nawet wtedy, gdyby lecieli samolotem z wielkimi turbulencjami. Wielokrotnie udowodnił jej, że mogła na niego liczyć, dlatego czuła się przy nim w pełni bezpieczna. Brakowało jej takiego spokojnego snu i wtulania się w jego ciało; ciszy, spokoju, Choć to chyba niezupełnie możliwe, a już na pewno lekko dziwne, czuła się w tym momencie kochana — w ostatnim czasie zdążyła już zapomnieć, jakie to uczucie.
Zasnęła dość szybko, z głową opartą na jej klatce piersiowej. Światło kolorowych neonów tańczyło w jej ciemnych włosach, by nad ranem ustąpić miejsca wschodzącemu słońcu.

/ zt. x2

Alexander Goodnight
ambitny krab
x
ODPOWIEDZ