przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie zamierzała oceniać Joan i jej wyobrażeń, względem procesu produkcji gitar. W zasadzie, większość znanych marek tak właśnie postępowała. Wszystko musiało wyglądać tak samo, niestety za popularną nazwą, nie zawsze stała najwyższa jakość. Sprzęt produkowany masowo, odznaczał się niedbałym wykończeniem elementów, wpływających później na komfort samej gry. Nic tak człowieka nie wkurzało jak ostre wykończenia przy progach, albo źle przylutowana elektronika, powodująca nieznośne szumy.
Potrzebowała czegoś, co skutecznie odciągnęłoby jej myśli od igrania z prawem. Wtedy też odkryła swój talent do typowo manualnych zajęć. Zgłębianie technik tworzenia gitar, nie było niczym wielce skomplikowanym. Po wielu próbach i korygowaniu błędów, wreszcie dotarła do zaawansowanego poziomu, pozwalającego na sprzedaż całkiem niezłego sprzętu.
Mogłaby się jeszcze podroczyć z Terrell, jawnie wykorzystując fakt skutecznego odwracania uwagi. Nie musiała nawet zbyt wiele robić. Wystarczyło, że odkrywała przed kobietą kolejne fakty na swój temat, będące dla niej zupełną nowością. Nie próżnowała przez te kilkanaście lat i nie widziała powodu, dla którego miałaby to ukrywać. Lutnictwo nie brzmiało tak złowrogo jak przemyt, więc nim mogła się chwalić. Podobnie było z pracą przy łodziach. O licencji pilota (bynajmniej nie wycieczek) Joan słyszała jeszcze w więzieniu. Gdyby Pria szukała normalnej pracy, jej CV pękałoby w szwach. Niestety, ktoś skutecznie przekreślił jej dalszą karierę, brudnym wpisem w kartotece. Najważniejsze, że w końcu opuściła zakład karny i korzystała z wszelkich przystępnych ofert, dostępnych w życiu na wolności.
Z miłą chęcią nachyliła się w stronę Joan, po raz kolejny smakując jej ust. Wciąż miała w pamięci obraz kobiety w klubie, w towarzystwie szemranego typa, ale nie chciała teraz poruszać tego tematu. Znów wykorzystała okazję, szczególnie, że to Terrell wyszła z inicjatywą. Lubiła widzieć jej uśmiech, ten zupełnie szczery i niewymuszony. Skoro obie czerpały z tego przyjemność, to nie mogło być złe.
Wymieniła się z Joan uśmiechami w trakcie pocałunków, niechętnie pozwalając jej na oderwanie ust.
Po śniadaniu przyszła pora na zaległy prysznic, który potrwał góra piętnaście minut, dając Terrell trochę czasu na mały odpoczynek. Zrobiła to ostrożnie, aby nie zamoczyć bandaża. Opatrunek wciąż był świeży, więc szkoda go zbyt szybko zmieniać.
- Musisz się określić, J - ręką przeczesała mokre włosy, prezentując się Joan w świeżych ubraniach dresowych, zwiniętych po drodze z pokoju. - Zaproponowałabym ci zwiedzanie pracowni na leżąco, ale dużo byś nie zobaczyła.
Uśmiechnęła się delikatnie, wyciągając do kobiety dłoń, co by ułatwić jej opuszczenie wygodnego miejsca. Cały dzień miały dla siebie, więc nic się nie stanie, jak później trochę poleżą, korzystając ze spokoju, obecnego w otoczeniu. Aktualna pora roku wciąż sprzyjała drzemkom na hamaku, co Warren czasami uskuteczniała po ciężkim dniu, spędzonym w łódkowym warsztacie. W pełni wykorzystywała potencjał domku z ogrodem, przepisanego przez wuja.
Pókój, do którego przeszła razem z Joan, wyglądał całkiem stereotypowo. Okno, wychodzące na ogród wpuszczało do środka pojedyncze promienie słońca, podkreślając wióry drewna, rozsypane na solidnym stole, tuż przy surowym pudle rezonansowym. Nieco wyżej zamontowano drewniany narzędziownik, pełen haków, na których wisiały obcęgi, młotki oraz różnego rodzaju dłuta. W szufladach, rozłożonych na całej powierzchni jednej ze ścian, mieściły się kleje, lakiery oraz akcesoria gitarowe, od kołków, poprzez struny, na mostkach kończąc. Maszyna do cięcia drewna posiadała własne, niewielkie stanowisko, tym razem kompletnie uprzątnięte.
- Nie jest to najbardziej reprezentatywny warsztat, ale nic więcej mi nie potrzeba.
Tyle wystarczyło, aby poczuć swoisty, starodawny klimat, odrywający od codzienności.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nie zawsze mogła sobie pozwolić na odpoczynek po śniadaniu. Bywało, że nawet nie mogła sobie pozwolić na śniadanie, więc aktualny stan rzeczy, miejsce w którym się znalazła oraz sam fakt osiągniecia tego poziomu życia (praca, możliwość przespania się gdziekolwiek i zjedzenia normalnego posiłku) był dla niej kojący. Kiedy wyszła z więzienia i spotkała się z przysłowiową ścianą czuła, że to już koniec. Nie miała nadziei ani perspektyw. Zrezygnowała z życia i samej siebie, a jednak jakiś mały głosik w głowie kazał jej przetrwać – dzień za dniem. Mogła robić wiele złych rzeczy sprowadzając siebie samą do miana towaru, ale tylko dzięki temu jakimś cudem mogła sobie teraz pozwolić na błogie lenistwo po śniadaniu.
Cieszyła się nim, ale nie zamierzała narzekać, kiedy Warren wreszcie wróciła spod prysznica. Świeża, odnowiona i gotowa pokazać kawałek swego świata, którego Joan była ciekawa. To część zmiany, która zaszła w życiu Prii, więc nie zamierzała odwracać od tego wzroku.
- Nigdy żadnego nie widziałam, więc nie będę porównywać – stwierdziła na temat warsztatu, których choć był mały to miał swój urok. Przytulny, surowy i unosił się wokół charakterystyczny zapach, który przypadł do gustu Joan. – Mi się podoba. – Ze spokojem i jakby z ostrożnością rozglądała się dokładnie. Badała każdy kąt obserwując narzędzia, części od gitar i miejsce, gdzie jak sądziła, Pria siadywała, żeby dokonywać cudów związanych z produkcją gitar. – Nawet bardziej niż sądziłam. – Jak wspominała, żadnego warsztatu nigdy nie widziała, ale przed świadomością ujrzenia takowego człowiek wyobrażał sobie nie wiadomo co. Rzeczywistość przerosła to wszystko. – Jest tu.. surowo – To przez to drewno. – .. i spokojne. – Ludzie błędnie sądzili, że medytacja to tylko siedzenia po turecku i wypowiadanie mantr. Medytacją mogło też stać się gotowanie, malowanie, granie w gry i praca w warsztacie. Najważniejsze aby wyciszyć mózg i Joan miała wrażenie, że w tym miejscu właśnie to się działo. Pomieszczenie emanowało spokojem, którym mogłaby się zachłysnąć. Jednak to nie było jej miejsce a Warren.
- Kiedy zajęłaś się tym zawodowo? – zapytała nie myśląc o tym, że skoro Pria mieszkała w ód domu od dziesięciu lat to dokładnie tyle samo produkowała gitary. Ta magia mogła wydarzyć się już wcześniej, jeszcze przed przeprowadzką i poznaniem narzeczonej. Tak, Joan pamiętała o tej wzmiance i była ciekawa, co wydarzyło się między kobietami. To jednak nie czas na tego typu pytania. Nie chodziło tylko o chwilę zwiedzania warsztatu, ale o cały dzień, bo.. widziały się zaledwie drugi raz po wyjściu z więzienia. Ciężko w takim momencie pokusić się o trudne pytania.
- Powiedz mi na czym się nie znasz, bo mam wrażenie, że wiesz wszystko i to mnie onieśmiela. – Pilotowała, miała swój własny warsztat i przemycała łodziami różne towary, co zdaniem Joan nie było zajęciem, za które miałaby się zaraz obrazić albo zgorszyć wobec Prii. – Tak bardzo się rozwinęłaś.. jestem pod wrażeniem. – Sama czuła się malutka. Wszystko co osiągnęła, dokonała jedynie dzięki sprytowi i swojej urodzie, co aż zakrwawiało o ograniczenia w wielu innych aspektach. Manualnie zdecydowanie nie była uzdolniona. Przynajmniej nigdy niczego podobnego nie próbowała, bo nie miała ani funduszy ani okazji.
- Skoro mieszkasz tu od dziewięciu lat, to gdzie byłaś wcześniej? – U ciotki, o której Joan słyszała? – Nie musisz mówić. Po prostu - Była ciekawa. Osiemnaście lat to nie przelewki i uzupełnienie tej luki nie było łatwe. Nie dało się tego ogarnąć w jeden dzień zwłaszcza, gdy trzymało się w miarę bezpiecznych tematów.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Z delikatnym uśmiechem obserwowała Joan, rozglądającą się po warsztacie. To zawsze miło, gdy ktoś szczerze docenia włożoną pracę.
- Dopóki nie włączę wyrzynarki - dodała, odnośnie spokoju, poklepując stanowisko przy maszynie do cięcia drewna. Aż dziw bierze, że jak dotąd nie zrobiła sobie przy niej krzywdy. Raz prawie otarła się o głęboką ranę śródręcza, na szczęście instynkt uratował jej skórę. Dosłownie. Gdyby nie precyzja i pełna koncentracja, już dawno chodziłaby z masą blizn, albo poucinanymi palcami. Pełne bezpieczeństwo w miejscu pracy, to podstawa, którą wyciągnęła z warsztatu, przy łodziach.
Zawodowo?
- Och, to tylko hobby - machnęła ręką, jakby konstruowanie gitar nie było niczym szczególnym. - Czasem uda mi się coś sprzedać, ale przeważnie kręcę się przy łodziach. Bracia przejęli wypożyczalnię łódek i oficjalnie pomagam im w naprawach.
Na samym początku była kompletnie zielona, ale zawziętość i upartość, w końcu się opłaciły. Chciała znaleźć coś nowego w życiu, bez rozpaczania nad utraconymi szansami. Gdyby nie przekręty policjantów wyższych stopniem, przyszłość jej, jak i rodziny, wyglądałaby zupełnie inaczej.
Roztrząsanie przeszłości, nie zaprowadziłoby jej do niczego dobrego, chociaż jeszcze wtedy mocno uparła się na wyrównanie rachunków z mundurowymi z Townsville.
I wcale nie uważała, że znała się na wszystkim. Miała całe trzydzieści-dziewięć lat na karku i nadal się uczyła. Wciąż istniało wiele chwil oraz momentów, których chciałaby doświadczyć; wiele dziedzin, których mogłaby się nauczyć.
- Mam zainteresowania starych dziadów, co? - parsknęła, opierając ramiona o oparcie krzesła, przy głównym blacie. Kto by pomyślał, że Pria po wyjściu z więzienia zafascynuje się dłubaniem w drewnie… Z drugiej strony, jakby się nad tym zastanowić, jej uwielbienie do lotnictwa oraz starego rocka, również brzmiało bardzo retro. Możliwe, że od początku była właśnie takim typem osoby, podzielającej zainteresowania ludzi starszej daty.
- Jak wyszłam z więzienia, zamieszkałam u ciotki - przytaknęła, nie widząc problemów z rozwinięciem tego tematu. - Poszłam do pracy, do wypożyczalni łódek, a później dostałam ofertę od Lei, z której skorzystałam. Tą z przerzucaniem rzeczy z miejsca na miejsce.
Nie użyła słowa na „p”. Nie tak bezpośrednio.
- Czasami opiekowałam się Jarrah i myślałam o tym, jak sobie radzisz - nie miała bezpośredniego kontaktu do Joan, a w książce telefonicznej pewnie by jej nie znalazła. - Zastanawiałam się czy udało ci się porozmawiać z bratem…
To on był jedyną rodziną, do której Terrell mogła wrócić. Była dorosła, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby wynająć pokój w okolicy i podjąć pracę. Jak się później okazało, Joan wywiało na drugi koniec Australii, co nie pasowało do historii pojednania z bratem.
- Później działo się tak wiele, że nawet nie wiem od czego mogłabym zacząć.
Zatrzymała wzrok na oknie, mocno ściągając brwi. Z Leah współpracowało jej się nieźle - bezpiecznie, dopóki ta nie zmieniła swojego fachu. Później jej miejsce zajęła Mia, wywracająca całe dotychczasowe życie do góry nogami. Nie bałaby się o niej wspomnieć. Historia nie kończyła się jednak zbyt dobrze. Na domiar złego, pozostawała otwarta, zupełnie, jakby ktoś zapomniał porządnie zatrzasnąć drzwi. Bynajmniej nie Pria.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Cóż, masz już swoje lata – stwierdziła w odpowiedzi na pytanie o zainteresowania starych dziadów. Od razu też się uśmiechnęła zaznaczając żartobliwość wypowiedzi, z pomocą której jedynie droczyła się z Warren.
Obróciła się na pięcie nieco dokładnie przyglądając drugiej stronie pomieszczenia i pomyślała, że od ich spotkania w więzieniu Pria zdołała wiele zmienić. Nauczyła się jeszcze więcej, co jedynie potwierdzało przekonanie, że była kimś, kto się nie poddawał. Kimś, kto chciał się uczyć i doświadczać świata poprzez nowe wyzwania, zadania i prace twórcze.
- Ktoś, kto tego nie docenia, nie wie ile traci. – Paluszkiem zrobiła kółko na znak, że mówiła o tym wszystkim. O warsztacie i innych dodatkowych umiejętnościach Prii. – Jesteś bardziej niesamowita niż myślisz. – Umiała tyle różnych rzeczy; w większości niepowiązanych ze sobą w bezpośredni sposób. To sprawiało, że nie była zwykłą kobietą z małego miasteczka. Zresztą, nie tylko to. Była silna, niezależna, zaradna i bardzo pomocna wobec swych bliskich, którzy dali jej nowy dom. To wszystko się doceniało.. Joan to doceniała i dlatego wreszcie, po czasie „prób”, w pełni przekonała się do osadzonej Warren.
- Leah? – Ta sama? – Jak się ona ma? – dopytała o dawną znajomą, z którą na początku wcale się nie dogadywały. Podobnie było z Warren i to tylko dzięki niej tamta kobieta przekonała się do Joan. Na początku sporo na nią psioczyła i na fakt, że młoda zajmowała celę z Val, ale później musiała odpuścić. Matkobójczyni czy nie, nie stanowiła dla Leah żadnego zagrożenia.
Nie radziłam sobie; pomyślała, ale nie wypowiedziała tych słów na głos. Nie chciała zabrzmieć jak ktoś, kto oskarżał cały świat o jej los albo co gorsza, że obwiniała o to Warren. W żadnym razie. Nigdy by tak nie pomyślała. Odpowiadała sama za siebie. Od dania, w którym powiedziała policji, że zabiła matkę, była odpowiedzialna za swój własny los.
Opuściła wzrok czując nieprzyjemny ścisk w żołądku na wspomnienie o Hydzie, a konkretniej dnia, w którym została bezczelnie okłamana.
- Udało się. – Ale nie w ten sposób i w czasie, w którym chciała. – Rozmawiałam z nim, ale.. to było trzy miesiące temu. Ten pierwszy raz przydarzył się dopiero po dwudziestu trzech latach. – Dopiero wtedy ponownie spotkała brata i to zupełnie przez przypadek. Wiedziała, że nadal mieszkał w Lorne Bay, ale przez ciąg niektórych zdarzeń zasiała w sobie złość do Hyde’a. Miała ku temu wiele podstaw opartych niestety na kłamstwach ludzi, którzy sądzili, że w ten sposób chronili młodego chłopaka. Jedną decyzją zniszczyli życie jej i Hyde’a, chociaż z drugiej strony zarazem dali mu szansę na rozwinięcie się. Warren na pewno widziała go w telewizji. Nawet jeśli nie to w miasteczku dużo mówiło się o wielkiej gwieździe, kucharzu z małego Lorne Bay, który wygrał program, miał swoją restaurację i prowadził własne show.
Wszyscy słyszeli o Hydzie Terrellu.
Przywołała uśmiech na usta i spojrzała na Warren.
- To całe osiemnaście lat. Nie da się wszystkiego opowiedzieć w jeden dzień, ale możesz powiedzieć mi o sytuacjach, które uważasz za najważniejsze. – Nie każdy się nad tym zastanawiał. Przystanął w miejscu i doszedł do wniosku, że właśnie te wydarzenia były znaczące. Możliwe, że w pamięci miał dwie lub trzy sytuacje, ale nagle dochodził do wniosku, że było tego więcej albo że z perspektywy czasu coś już nie było takie ważne. – Przy okazji może doproszę się o herbatę? Wczorajszy rumianek bardzo mi posmakował. – Skusi się na coś jeszcze z ziół Warren zwłaszcza, że całą kawę wypiła przy śniadaniu. Już nie chciało jej się kłaść i drzemać. Rozmowa w warsztacie skutecznie utrzymała ją na nogach a nagły spadek energii po posiłku minął.
- Masz kartę i długopis? – zapytała nagle. – Pomyślałam o czymś, co mogłoby ci pomóc. – Nie musiały korzystać z tego narzędzia, ale może faktycznie pomoże ogarnąć wszystko to co najważniejsze działo się przez ostatnich osiemnaście lat.
Zajęła miejsce na kanapie uznając, że to wygodniejsze miejsce do długich rozmów. Podziękowała, kiedy Warren przekazała jej notatnik i długopis. Otworzyła go i na rysowała długi odcinek zaczynający się od roku, w którym Joan wyszła z więzienia a kończący na teraźniejszości. Podzieliła go na mniejsze dwuletnie części, a kiedy Pria zobaczyła co działa, spojrzała w jej zielone oczy pytając, czy powinna zawęzić wszystko i podzielić „co jeden rok”. Może wyglądało to dziwnie, trochę dziecinnie i banalnie, ale w ten sposób będą mogły określić o czym już mówiły, a potem zobaczyć co pominęły (O czym porozmawiają później albo nigdy. Ich wola).
- Tu wyszłaś z więzienia. – Joan potrafiła określić datę wyjścia Warren, więc zapisała ją w odpowiednim miejscu na odcinku czasu z dopiskiem „wolność”. - Co dalej? - Pria mogła mówić a Joan będzie uważnie słuchać i zapisze na kartce, o ile Warren sama nie zechce tego zrobić. Nie musiała. Mogła się rozsiąść i opowiedzieć o sobie, o ile w ogóle chciała.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nawet nie zamierzała zaprzeczać, widząc uśmiech podkreślający zaczepne słowa. Lada moment przekroczy barierę czterdziestu lat, ale wcale nie czuła się staro. Wolała myśleć o tych dodatkowych latach, jak o przebytym doświadczeniu, a nie o czymś, co powinno ją blokować. Nadal zamierzała w pełni korzystać z życia, bez układania sobie planów na emeryturę, albo nadchodzący kryzys wieku średniego. To jeszcze nie ten czas.
Wyłapała w zdaniu Joan ukryte dno, zahaczające o osobę wspomnianą w Shadow. Żałowała, że ostatecznie nic z planów ślubnych nie wyszło, przy czym musiała żyć dalej. Mało to ludzi przechodziło przez takie kryzysy? Nie żywiła do swojej niedoszłej narzeczonej nic, poza złością. Dała się podejść jak dziecko i w pełni to zaakceptowała. Musiała tylko pilnować się przy kolejnych, podobnych sytuacjach. O ile miała jeszcze szansę na odnalezienie życiowej towarzyszki. Nie nastawiała się na to jakoś mocno. Póki co, idealnie sprawdzała się w tym trybie funkcjonowania. Nie była w tym wszystkim zupełnie osamotniona, bo przecież posiadała troskliwą, wspierającą rodzinę. To wiele ułatwiało.
Doceniała również słowa Joan. Bardzo dbała o ich wspólną relację jeszcze w więzieniu, co przekuło się na teraźniejsze chwile. Nawet, jeśli Terrell miała wyjeżdżać, dobrze, gdyby tym razem udało im się utrzymać kontakt.
- Chyba dobrze - odpowiedziała na pytanie o Leah.- Teraz siedzi w Meksyku, z jakimś facetem.
Nigdy nie wiedziała, kiedy kobieta mówiła o poważnym związku czy czymś przelotnym. Po prostu kogoś miała. Więcej nie musiała wiedzieć.
Korciło ją, aby zapytać o szczegóły, w temacie Hyda. Powstrzymała się, bo nie chciała wyjść na przesadnie dociekliwą. Ten temat wciąż mógł być dla Joan trudny, a Warren nie zamierzała dokładać kobiecie zmartwień, powodujących pogorszenie samopoczucia. Na swój sposób, nadal starała się o nią dbać.
Kojarzyła młodego Terrella, ale nigdy nie poświęcała jego osobie zbyt wiele czasu. Czasami przemknął jej w telewizji, albo na ulicy… i to wszystko. Nie widziała go w towarzystwie Joan, a to już nasuwało pewne wnioski. Szkoda, że to wszystko tak się potoczyło.
- Możemy spróbować - powoli odsuwając ramiona od oparcia krzesła, prostując plecy. Joan dała jej do zrozumienia, że nie raził ją przemyt, więc mogły w to brnąć.
- Powinnam coś jeszcze mieć - mruknęła w następnej kolejności, pozwalając sobie na jeszcze jeden, niewielki uśmiech.
Tuż po przekazaniu Joan notatnika i długopisu, skierowała kroki do kuchni, co by zająć się zaparzaniem herbaty. Tym razem postawiła na liściasty, zielony napar, skombinowany ze Sri Lanki, w trakcie jednej z wypraw. Wraz z dwoma kubkami, wypełnionymi wrzątkiem oraz aromatycznymi liśćmi herbaty przeszła do salonu, ostrożnie zajmując miejsce na kanapie. Odstawiła oba kubki na stolik kawowy, zerkając na krótkie zapiski, sporządzone przez Terrell.
Na wolność wyszła w wieku dwudziestu-czterech lat. Niemalże od razu podjęła pracę w wypożyczalni łódek, co Joan mogła zanotować tuż pod spodem. W międzyczasie podsunęła kobiecie polarowy koc, którym mogła przykryć nogi. Poszukiwania wygodnych spodnie, polegające na szperaniu w szafkach pochłonęłoby zbyt wiele czasu, przeznaczonego na nadrobienie zaległości.
- Rok później Aubree zachorowała - przekazała w następnej kolejności, sięgając po saszetki z cukrem, schowane na półce pod stolikiem.- Cały czas jest na lekach i nie jest w stanie samodzielnie się poruszać.
Podziwiała optymistyczną postawę kobiety, bo ta nadal starała się jakoś funkcjonować, bez użalania nad sobą.
- Po paru następnych miesiącach spotkałam się z Leah i razem zaczęłyśmy przerzucać towary. Dużo nam płacili i mogłam odłożyć pieniądze na leki dla cioci.
Była jej to wina za cały trud, który Aubree włożyła w jej wychowanie. Nigdy nie prowadziły między sobą wielkich konfliktów; ciotka w pełni ją akceptowała i pomagała na tyle, na ile mogła.
- Z Leah pracowałam cztery lata - kontynuowała, - W tym czasie, zdążyłam z kuzynami kupić wypożyczalnię łódek na własność, żeby w razie czego, mieć pewny interes.
Brzmiało to trochę jak przykrywka dla prania pieniędzy, ale dolary zarabiane na przemycie nie był aż tak plugawe jak inne, pozyskiwane przez większych przestępców.
- Później, jak skończyłam dwadzieścia-dziewięć lat, Leah postanowiła wylecieć do Stanów. Podobno ten facet do którego pojechała, miał całkiem niezły biznes, w którym postanowiła go wesprzeć.
Jak się później okazało, interes lekko się posypał, co zmusiło znajomą z więzienia do przeprowadzki razem z lubym, do Meksyku.
- Za swoje zastępstwo zaproponowała mi wprawioną dziewczynę z Argentyny, Mię - nie miała oporów, aby o niej mówić. Zamierzała przedstawić tą sprawę najbardziej obiektywnie, jak się tylko dało.
- Nadążasz? - uniosła wzrok na Joan, ciekawa jej własnych odczuć.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Rozchyliła wargi chcąc coś powiedzieć, ale szybko uznała, że pytania zada później. Machnęła więc ręką na znak, żeby Warren kontynuowała a ona sama zapisała krótko „choroba Aubree”. Wymierzyła mniej więcej parę miesięcy od tej informacji, narysowała pionową kreskę i podpisała to jako „Leah”. Uznała, że skrótowce całkowicie wystarczą. Tylko ignorant zapomniałby, co to wszystko oznaczało a Terrell chciała dowiedzieć się, co wydarzyło w życiu Warren. Zapamięta więc każde słowo i szczegół niezależnie od wykonanych notatek. Po prostu uznała, że tak będzie im łatwiej wszystko ogarnąć i kiedy zechcą, to wrócą do tego wypełniają pewne luki. Nie musiały, ale im dalej w las, im więcej na tej kartce zapisywała tym bardziej przekonywała się do własnego pomysłu.
Nieco wyżej nad przedziałem czterech lat pracy z Leah zgrabnie zapisała „Łodzie”. Słuchała dalej dopisując kolejno „koniec – Leah”, co na pewno nie miało oznaczać, że kobieta zginęła, o czym obie doskonale wiedziały.
- Tak – odpowiedziała lekko zamyślona, bo skupiła się na kolejnym krótkim zapisku „Mia”. Spojrzała na Prie dopiero, kiedy oderwała długopis od kartki. – Tu na moment przerwiemy i teraz czas na pytania. – Posiadała już część informacji, więc teraz chciałaby nieco rozwinąć te myśli. Dowiedzieć się więcej niż tylko suche fakty, które jednak były dla Warren ważne skoro to właśnie je wymieniała.
Odłożyła notatnik na uda i na moment oderwała się od oparcia sięgając po kubek z herbatą. Przysunęła go do warg, ale szybko wyczuła, że napar wciąż był zbyt gorący. Odstawiła naczynie i znów spojrzała na kobietę.
- Na co choruje twoja ciocia? – Znała Aubree tylko z opowieści, ale doskonale wiedziała, kim była kobieta i co dobrego zrobiła dla Prii. Żałowała, że sama nie miała tak bliskiej rodziny. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Chciałaby tak myśleć. Wierzyć, że w innym świecie zupełnie inna Joan miała rodzinę.
Spokojnie odczekała aż Warren odpowie i rozwinie myśl. Da temu tematowi nieco więcej czasu. Aubree na to zasłużyła.
- To co przerzucałaś.. przerzucasz.. to coś..? – Nie chciała oskarżać Warren o mocne łamanie prawa ani oceniać tego, co robiła. Przez parę lat pracowała z osobami wychodzącymi z więzień, a później nieco rozwinęła działalność na aktywnych przestępców potrzebujących wsparcia psychologicznego. Widziała co ludzie robili i sama nie uważała się za świętą, więc nie zamierzała karcić Warren za typ pracy, którym się aktualnie pałała. Chciałaby jednak wiedzieć, jak bardzo nielegalne to było, o ile oczywiście Pria zechce odpowiedzieć. Nie musiała z wielu powodów w tym także z obawy, że Joan ją wyda. Nie, nie zrobi tego, ale nie widziały się przez osiemnaście lat i słowo „zaufanie” mogło być już nieco przedawnione.
- Leah zawsze była obrotna. – To tu, to tam. Raz w Australii, przez USA aż po Meksyk. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby za parę miesięcy wylądowała na Alasce. – I Mia. – Wskazała na nią długopisem. – To ta Argentynka? – zapytała nawiązując do wczorajszych słów Grega. – Chcesz o niej porozmawiać? – Musiała to wybadać. Nie zamierzała wchodzić z butami tam, gdzie jej nie chcieli. – Musiała być wyjątkowa. - Miłość miała różne oblicza, ale Joan znała Warren. Wątpiła aby ta oddała się fałszywym uczuciom, pokochała kogoś, kto w rzeczywistości ją zadręczał, męczył lub wyniszczał. To dlatego uważała, że nijaka Mia musiała być dla Prii wyjątkowa, dlatego uważnie przyglądała się jej twarzy. Obserwowała jak ów wyjątkowość odbijała się na mimice i w oczach Warren.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nigdy nie „spowiadała się” nikomu w ten sposób. To było kompletnie nowe doświadczenie, przy którym wcale nie czuła się źle. Ufała Joan, pomijając oczywistość, związaną z jej specjalizacją. Była psychologiem. Mogła podejść do tego wszystkiego ze swoistą, zawodową manierą, jednak Warren ani przez chwilę nie odebrała takiego wrażenia. Zupełnie, jakby prowadziły między sobą jedną z wielu rozmów, tuż przed ciszą nocną, w więzieniu. To dlatego większość spraw swobodnie przechodziła jej przez gardło.
- Stwardnienie rozsiane - sprecyzowała chorobę ciotki, powoli przylegając plecami do miękkiego oparcia kanapy. - Póki co, jest stabilnie, głównie dzięki lekom, ale… słyszałam od lekarzy, że może być tylko gorzej. Nie da się tego wyleczyć.
Joan z pewnością słyszała o tej chorobie. Ba, sam wybitny naukowiec od czarnych dziur, cierpiał na tę samą przypadłość. Nie ważne, jak wiele kasy zarobionej na przemytach by nie wyłożyła, mogła tylko odjąć Aubree bólu i odrobinę przystopować eskalację choroby. O całkowitym wyzdrowieniu nie było mowy.
- Ma paraliż całej, lewej strony ciała, ale to jej nie powstrzymuje przed stawianiem tarota i innego kuglarstwa.
Lubiła tak zaczepnie nazywać zainteresowania ciotki. O dziwo sama Aubree nawet się nie wzburzała. Cicho wierzyła w to, że siostrzenicę mimo wszystko ciekawiły takie sprawy.
Powinna jeszcze uściślić temat przemytu, bo choć brzmiał złowrogo, wcale taki nie był. Przynajmniej w jej wydaniu.
- Nielegalnego? - uzupełniła pytanie Joan, posyłając jej delikatny uśmiech. - Robię to samo, co w pudle, ale na nieco większą skalę. Żadnych narkotyków. Gdyby ktoś zaproponował mi handel ludźmi, albo zwierzętami, pewnie zostawiłabym go krokodylom na pożarcie.
Wciąż trzymała się własnych przekonań, nie ważne, o ile więcej zarobiłaby na przerzucie dragów oraz ludzi. Nie mogłaby później spojrzeć swojej ciotce w oczy.
Kiwnęła głową, gdy Joan nazwała Mię „Argentynką”.
- Tak na nią mówili w branży.
Była jedyną Argentynką w okolicy, parającą się przemytem i tyle wystarczyło, aby nadać jej mało wymyślną ksywkę.
- Na swój sposób… - nie określiłaby jej wybitnie wyjątkową, jednak coś zdecydowanie w sobie miała. - Nie planowałam się do niej przywiązywać. Miałyśmy tylko razem realizować zlecenia.
Proste przerzucanie towaru z miejsca na miejsce, nic więcej.
- Miała bzika na punkcie broni palnej - prychnęła, przypominając sobie mały rewolwer, który dziewczyna prawie zawsze trzymała przy sobie. - I bardzo specyficzne poczucie humoru. Kiedyś w środku nocy zaproponowała, żebyśmy napadły na stacje benzynową, bo zawsze chciała to zrobić.
Naoglądała się argentyńskiej propagandy i to z niej wyrosło.
- Działałyśmy razem cztery lata - sięgnęła po kubek z parującą zawartością, powstrzymując się jeszcze chwilę z kosztowaniem naparu. - W międzyczasie dostałam ten domek, ale nie bywałam w nim zbyt często. Dużo razem jeździłyśmy. Europa, Brazylia, wyspy…
Miała dobre wspomnienia z tamtych miejsc, nawet, mimo obecności wyrodnej narzeczonej.
- Po trzech latach odkąd zaczęłyśmy współpracę, zaręczyłyśmy się. Dosyć szybko, ale to oczywiście był mój pomysł.
Zaśmiała się krótko, wspominając swój wielki plan stworzenia stabilnego związku. Tak stabilnego jak jedna z chat w Sapphire River, stojąca na przegniłych palach.
- Na Fidżi przyłapałam ją z instruktorem jogi w krzakach i dopiero wtedy zrozumiałam, że robiła mnie w konia przynajmniej od jakiegoś czasu.
Nie sądziła, aby ktoś, kto szczerze kochał drugą osobę, porwał się na jakiś spontaniczny numerek z kompletnym randomem. Nic nie wskazywało również na to, aby Mia znała się z tamtym gościem.
- Zawiozłam tego palanta od jogi na jedną z losowych wysp i zostawiłam go w samych gaciach, ze związanymi rękoma - ostrożnie upiła odrobinę herbaty, kątem oka obserwując reakcję Joan. Cóż, porwała się na dosyć ekstremalny koncept, działając pod wpływem emocji. - Później wróciłam, żeby się z nią skonfrontować, ale już jej nie było. Zdążyła zabrać swoje rzeczy i wyparować. Nie zostawiła nawet pieprzonego liściku, z jakimikolwiek wyjaśnieniami.
Nic. Zupełnie, jakby nigdy się nie znały. Ktoś mógł ją kupić informacjami, albo innymi perspektywami, pozwalającymi na pełne rozwinięcie skrzydeł. Warren nie przerzucała ton koksu, nie strzelała do policjantów i nie napadała na stacje benzynowe. Może zwyczajnie się dziewczynie znudziła?
Dotarły do momentu, gdy skończyła trzydzieści-trzy lata a to jeszcze nie koniec wesołych przygód pani przemytniczki.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Słysząc na co dokładnie chorowała Aubree wzięła głęboki wdech powstrzymując się przed pełnym okazaniem zawodu. Znała kobietę tylko z opowieści i to wystarczyło, żeby było Joan przykro z powodu kiepskiego stanu opiekunki Warren. Zmartwiła się, co dała po sobie poznać, ale powstrzymała wszelkie inne nadmierne reakcje, bo tych na pewno każde z nich (Pria i jej rodzina) się nasłuchało.
- Zawsze była silna – stwierdziła wciąż opierając się na opowieściach, które słyszała w więzieniu. – Najwyraźniej to rodzinne. – Posłała towarzyszce uśmiech i w pokrzepiającym geście przesunęła dłonią po jej udzie. Nie trwało to długo. To miał być tylko symbol, dlatego zabrała dłoń, poprawiła koc i przeszła do kolejnego punktu. Do wypełniania luk w historii współlokatorki z celi. Kogoś, do kogo wolała wrócić w więzieniu niż iść nieznaną drogą przed siebie do.. nie wiadomo dokąd.
- Mniej lub bardziej. – Przerzut towarów sam w sobie mógł być nielegalny. Za to ich znaczenie oraz wartość wyceniało prawo jako to mniej lub bardziej nielegalne działanie. To nie miało wpłynąć na ocenę Joan, a raczej na świadomość tego, w co się Warren pakowała. Chociaż nawet i tego nie zamierzała komentować. Ba, nie mogła. To nie była jej sprawa ani też w żaden sposób nie należała do życia przemytniczki, która będzie robić co zechce i to samo działało w drugą stronę. – Czyli Świstak będzie w kolejce – wymamrotała pod nosem i zaraz pokręciła głową. – To nic takiego. Po prostu ten facet jest.. nieobliczalny, więc upewnij się jeszcze zanim weźmiesz od niego zlecenie. – Chyba, że już wzięła, o czym Joan nie miała pojęcia. Wiedziała tylko o spotkaniu między ów dwójką. Mimo wszystko zamierzała uprzedzić Warren na temat tego, co uważała na facecie. Nie żeby był niebezpieczny, ale na pewno nie mówił wszystkiego i z pewnością był zbyt narwany. Chciał zbyt dużo na raz, co nieraz pakowało go w kłopoty. – Ah, chyba znowu sprzedaje ci o kimś informacje, co? – zaśmiała się znów kręcąc głową. Zbyt łatwo szło jej mówienie wszystkiego przy Warren. Tylko jednego nigdy by jej nie zdradziła – prawdy o śmierci matki – której jednak dowiedziała się sama. Z jednej strony Terrell czuła ulgę, ale z drugiej miała wrażenie, że złamała niezapisany kodeks (między nią na bratem).
- Oh, Prii. Tego nigdy się nie planuje – wtrąciła z uśmiechem, ale zaraz zamilkła pozwalając kobiecie kontynuować. Długo jednak nie wytrzymała. – Zrobiłyście to? – dopytała na temat napadu na stację benzynową. Czego nie robiło się dla miłości, prawda?
Słysząc o czterech latach mniej więcej wymierzyła ten odcinek czasu na kartce i u góry poziomo zapisała „Podróż”.
Znów się uśmiechnęła na wspomnienie o zaręczynach. W tamtym momencie to musiało być niesamowite uczucie; chcieć całkowicie oddać się drugiej osobie.
- Co takiego? – Z instruktorem jogi? Że niby co? Był oświecony?
Najpierw uniosła brwi myśląc, że Pria ją wkręcała, ale kiedy napotkała zielone spojrzenie, wszystko zrozumiała. Szczerze rozbawiona wypełniła pomieszczenie niezbyt głośnym śmiechem.
- A teraz ona jest tutaj. – Przypomniała sobie słowa Grega. – Jak się z tym czujesz? – Mogło zabrzmieć jak pytanie z terapii i choć Joan w nawyku miała stosowanie swego spokojnego, swobodnego i kojącego tonu głosu to spojrzenie zdradzało ciekawość kimś, z kim przecież się spoufalała a to nie wypadało terapeucie. – Myślisz, że dlaczego wróciła? – Przesunęła spojrzeniem po kartce mniej więcej wyliczając wiek Warren w miejscu, w którym mniej więcej kończyła się historia ze zdradziecką narzeczoną. Zostało jeszcze kilka lat ewentualnych najważniejszych wydarzeń, ale Joan jeszcze poczeka chcąc najpierw skupić się na poprzednich wątkach.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Już jesteśmy dogadani. Dostałam część pieniędzy z góry.
Świstak wiedział, co robi; jakich argumentów użyć i za jakie sznurki pociągnąć. Nie zamierzała ślepo zawierzać jego słowom. Do każdego zlecenia podchodziła indywidualnie, kalkulując wszelkie za i przeciw. Nie siedziała w tym fachu od wczoraj.
- Będę na niego uważać, spokojnie - mrugnęła do Joan, doceniając troskę. Podejrzewała również, że kobieta sporo wiedziała. Sama przyznała się do odwiedzania Shadow, a tam działy się rzeczy różne. Czasami nawet za nadstawienie ucha, można było solidnie oberwać. Ustanowienie swojej pozycji w takim środowisku, to priorytet. Jeśli było się cichociemnym obserwatorem, ktoś szybko mógłby wyczuć zagrożenie. Teraz rozumiała to, czemu Terrell kleiła się do podrzędnych rzezimieszków. Takie zachowanie nie wzbudzało większych wątpliwości.
- Oczywiście, że nie - zaśmiała się krótko, słysząc pytanie. - Wiem, że czasami wyglądam groźnie, ale daleko mi do bandziorów, napadających na stacje benzynowe. Musiałabym naprawdę dużo wpić, żeby w ogóle to rozważać.
Jeszcze kamera by ją złapała, a nie zapominajmy, że Warren była już notowana. Jak nic by ją wyhaczyli. Chyba, że miałaby dobre alibi. Za granicą trudniej ściga się nietutejszych przestępców, ale ryzyko było zbyt wielkie. Albo Pria za mało podpita.
A jednak, sama się uśmiechnęła, słysząc gromką reakcję Joan. Z tymi kobietami to nigdy nic nie wiadomo. Być może instruktor jogi nagle przyciągnął Mię swoim magnetyzmem i jakoś to poszło. W innym przypadku, narzeczona tylko liczyła na pójście w tango z kimkolwiek, kto wykazałby taką chęć. Tego raczej nigdy się nie dowie.
Upiwszy odrobinę herbaty, opuściła kubek, słysząc popularne zdanie, rodem z gabinetu terapeutycznego.
- Jeszcze jej nie ma - zaznaczyła, bo to ważny szczegół. - Nie wiem, jaki ma interes w sabotowaniu dostaw Grega. Z tego co mi wiadomo, od kilku lat nie widziano jej w Shadow i raczej nie ryzykowałaby po tym, jak się naraziła gangusom.
Z miejsca by ją sponiewierali, a pokazanie się z obstawą narobiłoby tylko większego chaosu, alarmującego gliny.
- Nie mam ochoty jej oglądać - rzuciła swobodnie, na nowo rozsiadając się przy oparciu kanapy. - Może próbuje odnowić jakieś dawne kontakty, albo… nie wiem.
Wzruszyła ramionami, bo istotnie, interesowało ją to tyle, co zeszłoroczny śnieg.
- To dla mnie zamknięty rozdział - gdyby było inaczej, nie postąpiłaby w motelu, w wiadomy sposób. Miewała chwile słabości dla płci pięknej, ale gdy komuś się oddawała, to w pełni. Szkoda, że druga strona tego nie podzielała.
- Później zaczęłam współpracować z Vasilijem. Słyszałaś o nim.
Uznała to za pewnik, bo bywalcy Shadow lubili co i raz wspomnieć o tym dziadzie.
- Z tym łajdakiem pracowałam najdłużej. Będzie prawie sześć lat.
Kawał czasu. Nic dziwnego, że zdążyła obdarzyć gościa zaufaniem.
- Braliśmy różne zlecenia, głównie w okolicach Australii i Azji - znów zanurzyła się we wspomnieniach, czując się trochę tak, jakby opowiadała bajkę na dobranoc. Zrobiłaby to wczoraj, gdyby obie z Joan nie był zmęczone.
- Pod koniec stycznia dostaliśmy zlecenie na przewóz towaru na Ukrainę. Vasilij bardzo się w to wszystko zaangażował, co już powinnam uznać za lekko podejrzane. Wylądowaliśmy na miejscu, tuż przed rozruchami, sama wiesz jakimi - Terrell nie żyła pod kamieniem, a wojna ukraińsko-rosyjska zdominowała wszystkie media. - Przewoziliśmy broń, którą mieliśmy przekazać armii ukraińskiej. Jak się okazało, Vasilij miał inne plany. Wrobił mnie i Ukraińców, przekazując im atrapy, a rzeczywistą broń dostarczając stronie rosyjskiej.
Co samo w sobie brzmiało jak moralny upadek.
- Ten mały chuj zdążył mi uciec i to w terenie, tuż po tym, gdy dostarczyliśmy atrapy. Obrócił się i zaczął uciekać. Żaden pocisk go nie trafił. - pokręciła głową, będąc pod wrażeniem ogromnego szczęścia tego zgreda. - Mogłam się tego po nim spodziewać, sam był Białorusinem.
Nie wrzucała wszystkich do jednego worka, nie mniej, Vasilij nigdy się nie zasymilował. Po angielsku rozmawiał z musu. Cała reszta jego osoby była doszczętnie przesiąknięta tęsknotą za komunizmem.
- Utknęłam na Ukrainie, bo nasz transport został spalony - dosłownie. Trafił w niego pocisk tych walniętych, sowieckich terrorystów. - Tylko dzięki kilku życzliwym osobom udało mi się przedostać do Włoch i stamtąd, na początku lipca polecieć w samolocie cargo, do Cairns.
Wciąż pamiętała, ile stresu się najadła, jeszcze w Ukrainie. Strzelali do każdego i tylko cudem nie oberwała kulką.
Westchnęła cicho, obracając kubek w dłoniach.
- To dlatego nie wpadłyśmy na siebie wcześniej. Byłam… trochę zajęta.
Wygięła usta w ironicznym uśmiechu, zatrzymując wzrok na Joan. To wszystko. Teraz była na bieżąco.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Przez osiemnaście lat dużo mogło się zmienić. – Warren mogła stać się bandziorem. Miała na to czas. Joan tak samo. Jako dziewiętnastolatka nie wykazywała predyspozycji do tego, ale odpowiednie środowisko i nabyte umiejętności mogłyby z niej zrobić bandytkę. – Z miłości podobno robi się różne szalone rzeczy – dodała jeszcze nie używając określenia „głupoty”, bo w tamtym momencie osobie zakochanej ten czyn mógłby się nie wydawać głupotą. Te wnioski pojawiały się z czasem albo wcale. Warren wykazała się niebywałym rozsądkiem zważając na to, ile Joan poznała osób, które właśnie z powodu partnera albo partnerki wracali za kratki (bo dali się namówić na głupotę). – Była zła, że się nie zgodziłaś? – Tego pytania Pria mogła się nie spodziewać, ale opisanie reakcji Mii w takiej sytuacji dałoby jej szerszy obraz nieznajomej. Zrzucić to można na zboczenie zawodowe. Wnikanie w takie detale wyniosła właśnie z nauk, ale to nie oznaczało, że miała zamiar stworzyć profil psychologiczny Argentynki. Po prostu chciała się dowiedzieć jaką osobą była i czy rzeczywiście Greg miał powody, żeby aż tak bardzo się wściekać. Z drugiej strony facet z takim ego znalazłby byle pretekst, żeby dowalić komuś kto go poniżył.
Ponownie sięgnęła po kubek podświadomie uznając, że skoro Pria się napiła, to ona również już mogła. Napar nie mógł być wybitnie gorący i nie był. Upiła więc łyk, a potem drugi delektując się ciepłem bijącym aż od krtani. Przez cały ten czas obserwowała Warren mówiącą o swojej ex narzeczonej. Skorzystała z okazji i nieco zmieniła pozycję; wsunęła jedną nogę bardziej na kanapę i odwróciła ciało tak, że ramieniem opierała się o oparcie jednocześnie mogąc patrzeć bezpośrednio na kobietę bez konieczności kręcenia głową. Miała ją tuż przed sobą.
- Kiedy zdjęłaś pierścionek? – zapytała co również było nietypowym pytaniem, ale to właśnie ich mogła spodziewać się Warren. – Szkoda, że nie wyszło. – Życzyła Prii jak najlepiej i ucieszyłaby się, gdyby wyszło na jaw, że ma żonę, dom i dzieci. Nie miałyby wtedy okazji do zbliżenia w motelu, ale w tamtym momencie Joan nawet nie wiedziałaby, co takiego ją ominęło. Byłaby po prostu zadowolona, że Pria żyła szczęśliwie – i tyle.
Na narysowanym odcinku przeskoczyła nieco w czasie mniej więcej określając „styczeń – Ukraina” bardzo blisko końca miejsca oznaczonego jako „spotkanie”. Ich spotkanie.
Od punktu z Ukrainą mogła również na oko odliczyć szczęść lat i tu również nakreśliła kolejne hasło „Vasilij” a po jego lewej stronie „Golas na wyspie”, bo historia z instruktorem jogi pozostawionym na jakimś odludziu niezwykle ja bawiła (nie licząc powodów, przez które tam się znalazł).
Musiała się powstrzymać przed nadmiernymi reakcjami oraz pytaniami, które samie się nasuwały. Słuchając zerknęła na to, co udało jej się zapisać. To były tylko hasła, o szczegóły sama musiała się doprosić, ale wiedziała też, że nie uzyska wszystkiego na raz. To było niemożliwe zwłaszcza, że niektóre historie przypominały się z czasem lub pod wpływem różnych sytuacji.
- Tylko ty mogłabyś być aż tak szalona, żeby ryzykować transport na Ukrainę. – Nie powiedziała tego ze złością albo żalem. Tak naprawdę uważała, że Warren zrobiła coś szlachetnego jednocześnie przy tym dużo ryzykując. Mogła tam zginąć, o czym na pewno wiedziała (albo przynajmniej brała pod uwagę). – Zajęta.. to mało powiedziane. – Pokręciła głową z uśmiechem, ale szybko spoważniała wbijając wzrok w Warren. – To okropne, że zdradziły cię dwie najbliższe osoby. – Najpierw Mia, a potem Vasilij, z którym przez szczęść lat na pewno zdążyła się zżyć. W tym wszystkim nie brała pod uwagę siebie, chociaż nie kontaktując się z Prią, po tym jak ta wyszła z więzienia, na swój sposób również ją zdradziła. – Myślisz, że teraz może być ci ciężko komuś zaufać? – Warren od zawsze uważała w tej kwestii. Joan znała ją jako ostrożną kobietę, która rozsądnie dobierała sobie znajomych, ale przez te dwie nieudane relacje mogła chcieć całkowicie zamknąć do siebie dostęp, co byłoby całkowicie zrozumiałe i naturalne.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
W ciągu osiemnastu lat od wyjścia, wpakowała się w mnóstwo sytuacji, z których nie zawsze mogła wyjść bez obrażeń. Nie raz dostała po głowie, ale zawsze się podnosiła i brnęła dalej. Powrót za kratki nie wchodził w grę. Jako starsza osoba, nieco doświadczona przez życie, zapewne poradziłaby sobie w więzieniu lepiej. Mimo to, nie pisała się na powtórkę z rozrywki. Zbyt wiele miała w planach, aby na nowo trafić do puszki, pełnej nieobliczalnych wariatek.
Wyłapała kluczowe słowo w wypowiedzi Joan. Podobno. Czyżby Terrell nigdy nie była zakochana? Zdarzało się i tak, ale Warren nie określiłaby Joan jako osoby aromantycznej. Przynajmniej swego czasu, kiedy rozmawiały razem o seksualności i potencjalnych relacjach o podłożu miłosnym. Naprawdę dużo przegapiła.
- Trochę - na tyle, na ile zła może być kobieta, wyskakująca z pomysłem napadu. - Ale szybko jej przeszło.
Pomimo swoich odpałów, Mia dawała się ugłaskać pewnymi gestami, co Pria bezczelnie wykorzystywała.
- Wiesz, że nie pamiętam? - ściągnęła brwi, próbując przywołać wspomnienia, związane z zaręczynowym drobiazgiem. - Nie wiem, co się z nim stało. Chyba za dużo wtedy wypiłam. Możliwe, że w akcje desperacji wrzuciłam go do morza, albo oddałam na skup za parę dolarów.
Byle tylko się go pozbyć. Nawet nie oczekiwała jakiejkolwiek błyskotki, podkreślającej jej stan cywilny. Równie dobrze mogłaby chodzić bez pierścionka nie miałaby tego Mii za złe. W końcu to sama Warren wyskoczyła z tym pomysłem, który spotkał się ze sporym entuzjazmem. Co jeśli Mia chciała ją złapać na obywatelstwo australijskie? Wcale by się nie zdziwiła.
- I nie musisz tego mówić - że było jej szkoda. - Może to nawet lepiej. Legalny ślub i tak mogłybyśmy wziąć dopiero w 2017. W tym czasie mogłaby mnie okantować na wiele innych sposobów.
To dwa dodatkowe lata czekania, po zaręczynach. Późno zorientowała się, że coś jest nie tak, ale lepiej wtedy na Fidżi, niż po ślubie. Papierologia rozwodowa by ją wykończyła.
Nie podejrzewała również, że wyprawa na Ukrainę skończy się w tak lichy sposób. Już w styczniu słyszało się o napięciach, rosnących między dwoma państwami, ale nikt nie nastawiał się na bezpośredni konflikt zbrojny. W dzisiejszych czasach to przeżytek, zastępowany wojną cybernetyczną, albo gospodarczą. Po Rosji można się jednak spodziewać wszystkiego.
Nie myślała zbyt często o zdradzie dwójki bliskich osób, tak dosłownie podkreślonej przez Joan. Zwyczajnie kwalifikowała to, jako życiowe doświadczenie, zgotowane przez los.
- Może…? - odchyliła głowę do tyłu, na szczyt oparcia kanapy. - To wszystko zależy od wielu czynników. Jak sama wcześniej wspomniałaś, pewnych uczuć zwyczajnie nie da się zaplanować. To się po prostu dzieje.
Ludzkie emocje miały to do siebie, że nie zawsze dostosowywały się do tego, co chce rozum. Warren mogłaby się przestawić na kompletnie chłodną kalkulację, ale to zmieniłoby jej całą osobowość.
- Wolę wierzyć w to, że na świecie wciąż istnieją ludzie warci zaufania - powoli przekręciła głowę w stronę Terrell, zatrzymując spojrzenie na jej twarzy. - Też tak myślisz?
Chciała poznać jej sposób rozumowania. Nie widziały się cały szmat czasu, a to zmieniało człowieka oraz jego podejście do innych ludzi. Więc jak to było z Joan?

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Musi mieć jakiś powód; usłyszała kiedyś na temat swojej matki, co przyjęła z niechęcią, bo jeszcze jako trzynastolatka nie akceptowała takiego stanu rzeczy. Nie godziła się na zachowania rodzicielki, której działania nie pojmowała. Nie umiała tego zaakceptować, ale też okazać i jedyne co jej wychodziło do ochrona brata. Robiła dla niego wszystko, ale to właśnie matka zaszczepiła w niej chęć poznawania.
Zrozum jej motywacje; zmieniła poprzednie słowa na coś swojego, co bardziej do niej przemawiało. Zrobiła to jeszcze w poprawczaku, kiedy zastanawiała się, co kierowało wredną Peggy zaciekle kopiącą ją w brzuch. Kiedy to odkryła Peggy już nigdy jej nie zaczepiła. Jednak wtedy była jeszcze młoda. Za mało wiedziała o życiu i dopiero z czasem nabierała pewności, co do oceny motywów poszczególnych osób. Chwilami z łatwością przewidywała to, czego chcieli a czasami musiała to z nich wydobyć. Zrozumieć drugą osobą, sięgnąć do jej emocji i głębokich wspomnień, w których kryło się więcej niż człowiek chciał przyznać.
Teraz również próbowała zrozumieć Warren. Pojąć motywy kobiety, którą kiedyś doskonale znała a jaka wylądowała w tym domku na przedmieściach małego miasteczka z niezbyt legalną fuchą. Im więcej dzisiaj usłyszała tym jaśniejsze wszystko się stawało. Różnica polegała na tym, że w przypadku Prii nie zamierzała wykorzystywać niczego na swoją korzyść, żeby coś ugrać albo zyskać. Była nią szczerze zainteresowana i nie zastanawiała się nad tym, co za to dostanie.
- Ostatnio nie potrafię. – Nie umiała wierzyć w coś, co przez lata negowano. Chciałaby, ale wydarzenia z przybraną rodziną Hyde’a wszystko zrujnowały. – Zresztą, od zawsze miałam z tym problem. – Zaufanie było delikatne i nieosiągalne. Bała się go, bo zaufała matce, która ich krzywdziła. Później systemowi oraz innym dorosłym, że im pomogą, ale oni też zawiedli. Ostatecznie zaufała bratu i tylko na nim mogła polegać, aż wreszcie zaufała samej sobie i.. koniec końców tylko to jej zostało. Ona sama.
Westchnęła opuszczając wzrok na kartę z zapiskami. Potrzebowała chwili, żeby przekonać samą siebie do wyznań.
- Tamtego dnia, kiedy wyszłam z więzienia, nikt po mnie nie przyjechał. Z zerową wiedzą na temat życia na wolności i paroma dolcami jakoś udało mi się dotrzeć do Lorne. – Wypowiadając nazwę miasteczka wciąż się krzywiła. – Popytałam mieszkańców o rodzinę Sheppard, która przygarnęła Hyde’a. Tylko świadomość spotkania go motywowała mnie do tej drogi, wiesz? – Na pewno wiedziała. Gdyby nie brat, Joan już dawno by się poddała. – Mieli ogromną farmę i pomyślałam, jak super, że Hyde mógł wychowywać się w takim miejscu. Byłam szczęśliwa, że trafił na tych ludzi. – Najważniejsze, że miał rodzinę i mógł wychowywać się w miarę normalnych warunkach. – Na miejscu był tylko pan Sheppard. Cały się spiął, kiedy powiedziałam, kim jestem. Chciałam poczekać na Hyde’a, ale on.. – Wzięła głęboki wdech patrząc w kierunku ściany naprzeciwko kanapu. – Sheppard powiedział, że Hyde nie chce mnie znać. Na początku mu nie uwierzyłam, ale wspomniał o listach, których Hyde nie chciał czytać. Przekonał mnie, że brat nie zamierzał do mnie pisać, dzwonić ani nigdy nie wyraził chęci, żeby mnie odwiedzić. Że beze mnie jest mu lepiej i będzie, bo co mogłabym mu zaoferować? Nic. Miał rodzinę, duży dom, szkołę i zdecydowanie lepszą przyszłość z nimi niż ze mną.. Byłam zmęczona i strasznie głodna. Chciałam zwymiotować, ale nie miałam czym. Łatwo mu uwierzyłam. Wiedziałam, że nie nadaje się do życia w społeczeństwie. Że gówno wiem na ten temat i nie będę w stanie zapewnić Hyde’owi godnego życia. On przecież nawet tego nie chciał. Nie chciał mnie. – Niepewnie spojrzała na Prie wyjaśniając, czemu w tamtym czasie nie doszło do rodzinnego pojednania. – Najpierw wściekłam się na siebie, że byłam taka beznadziejna. Z czasem zaczęłam złościć się na Hyde’a, że mnie nie chciał. Miałam nowe życie a ludzie wokoło kłamali, zdradzali, gadali za plecami, aż wreszcie ja też zaczęłam. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mówiłam komuś prawdę o sobie. Nikt w Perth nie wiedział, że siedziałam, mam brata albo że nie oglądałam Pokemonów. – Ostatnie było skromnym żartem, który próbowała wpleść, ale czuła, że to nie pomogło. Przynajmniej nie jej. – Wreszcie przyjechałam tutaj. Niechętnie, ale musiałam i pewnego dnia przed domem matki pojawił się Hyde. Poczułam jak nienawiść we mnie rośnie, bo.. pozbył się mnie i świetnie na tym wyszedł. To akurat muszę mu przyznać. Życie beze mnie wyszło mu na dobre, bo kurczę dorobił się własnej restauracji i ogromnej kariery. Gdyby żył ze mną, to by tego nie miał, ale nie w tym rzecz. – Pokręciła głową, bo nie do tego zmierzała zaczynając wywód na temat zaufania, które powoli się rujnowało. Odebrano jej nawet zaufanie do brata, a później było tylko gorzej. – Pokłóciliśmy się. Raz o drugi, ale jego słowa nie dawały mi spokoju. Zarzekał się, że do mnie pisał, ale to ja milczałam i wtedy to do mnie dotarło. Okłamano nas. Wykorzystano fakt, że byłam przerażona światem, zbyt zmęczona i niegotowa żeby w ogóle móc coś zdziałać. Sheppardowie.. palili moje listy. Tych napisanych przez Hyde’a nigdy nie wysyłali. Wmawiali mu, że nie dzwonię i nie umieściłam go na liście odwiedzających. Pozwolili by tak myślał, bo w ich oczach zabiłam naszą matkę. Nie chcieli, żeby miał ze mną do czynienia i z jednej strony chce to zrozumieć, bo przecież próbowali go chronić a z drugiej zrujnowali mi całe życie i dlatego.. przez to wszystko, co działo się przez lata ciężko mi uwierzyć, czy rzeczywiście ludzie zasługują na zaufanie. - Zacisnęła wargi wiedząc, że się rozgadała, ale komu innemu mogłaby o tym powiedzieć? Próbowała Juli, która okazała się partnerką Hyde'a, ale ta mocno broniła kochanka. Nie żeby Joan na niego naskakiwała. Po prostu dzieliła się emocjami, jak teraz ani razu nie mówiąc złego słowa o bracie. Nie obraziła go, nie przeklęła ani nie powiedziała, że ją zawiódł (lub jakieś inne gówno). Jednak nawet to wyznanie uczuć spotkało się z krytyką ze strony Julii, dlatego już nie mogła powiedzieć jej niczego więcej. Co niby sobie myślała? Że nagle mogła się przed kimś otworzyć mówiąc prawdę bez ogródek? Dobre sobie.

Val Warren
ODPOWIEDZ