Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Nathaniel doskonale wiedział gdzie wbić szpilę, a kiedy już udało mu się z nią wycelować, miał to do siebie, że ostrze cofał i wbijał ponownie, ponownie, ponownie... coraz głębiej dźgając aż do pełni satysfakcji. W takich chwilach Pearl uświadamiała sobie, jakim był sukinsynem. Bawiły ją osoby negujące okrutną naturę tego człowieka, umniejszające temu, jaki był chory i zepsuty do szpiku. Jednocześnie nienawidziła siebie za to, że nadal była do niego uwiązana, a może nawet za to, że w jakimś stopniu zależało jej na tym człowieku, bo życie jej byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby po prostu go nienawidziła. W rezultacie jednak brzydziła się jedynie własnej osoby, a o tym, że Hawthorne'owi wybaczy te wszystkie okropieństwa, wiedziała już w trakcie jego wypowiedzi. Musiał na kimś wylać swoją agresję, na kimś, kogo naprawdę mógł skrzywdzić słowami, chciał stać nad nią i widzieć ból w jej oczach i jednocześnie mieć świadomość tego, że po tym wszystkim jakimś cudem ich relacja i tak wróci na odpowiednie tory. Lubiła wierzyć, że w ten sposób jest mu łatwiej, gdy innym wmawia okropne pobudki i czyny, może sam zasypia lżej, bo wierzy w to, że nie on jeden jest tak paskudnym człowiekiem. Teraz jednak przede wszystkim myślała o tym, czego nie mogła już jedynie się domyślać. Faktycznie o mały włos nie zabiła człowieka po prochach... Chris miał rację, cała wina za jego stan spoczywała na jej barkach. Powinna zapłacić za swoje czyny, była śmieciem, a nie człowiekiem, ale też, mimo wyrzutów sumienia, tego pierdolonego mętliku, który mieszał jej w głowie, wiedziała, że nie dopuści do tego, by prawda pociągnęła ją w dół. Nawet nie dla siebie, a dla Lucille... miała swoją misję, a potem było jej wszystko jedno.
Pojawienie się Jaspera mocno komplikowało sprawę. Nie powinien być świadkiem tego wszystkiego, co się dzisiaj tutaj rozegrało, przede wszystkim nie chciała by widział, jaka jest jej rola w całym tym bagnie. Czy był to wstyd? Nie była pewna, nie miała też czasu się zastanawiać, zbyt przejęta tym, aby udawać, że wszystko z nią dobrze. Musiała sama sobie wmawiać, że Nathaniel tylko się na niej wyładowuje. Wiedziała, że kłamał, znała swoją wagę, a przynajmniej próbowała sobie wmawiać, że ma jakąś wartość, chociaż wiarę w to było bardzo łatwo podkopać i gangster zrobił to wręcz po mistrzowsku.
- Uhm, tu wszyscy potrafią o siebie zadbać, a potem robią za nawóz w lesie, albo karmę dla krokodyli - przewróciła oczami, chociaż nie mógł tego zobaczyć, bo nadal starała się unikać patrzenia na niego. Nie wiedziała w jakim stanie jest jej twarz, więc wolała nie ryzykować. Przynajmniej taki był plan. Prychnęła nawet słysząc jego słowa o zmartwieniu. Dawno nie słyszała lepszego dowcipu, chociaż ten napawał ją goryczą. - Nate nic mi nie zrobi... Wiem o nim za wiele - burknęła pod nosem, bo może nie posiadała informacji, które sprawiały, że Hawthorne nie spał po nocach, ale oboje mieli na siebie za dużo haków, by podać sobie ręce i pozwolić na odejście - każdy w swoje strony. - Poza tym jeszcze zaczniesz łysieć z tego zmartwienia, a szkoda takiej dobrej fryzury - zażartowała, bo to było klasyką gatunku Pearl Campbell. Ukrywanie uczuć pod sarkazmem i niszowym poczuciem humoru. Była pewna, że to zadziała, ale może za bardzo opuściła gardę. - Ej, co... - wymsknęło jej się, gdy poczuła jego palce na swojej twarzy, ale zamilkła w chwili, w której została zmuszona niejako do kontaktu wzrokowego. Nie tak miało być. Chciała coś warknąć, ale chyba po prostu nie umiała. Zaskoczyło ją to i chociaż żenująco czuła się z tym spostrzeżeniem, nie pamiętała kiedy ostatnio ktoś wykonywał w kierunku niej tak delikatne gesty. Nie przywykła do bycia traktowaną w ten sposób, a już na pewno się odzwyczaiła. W tych okolicznościach było to wręcz absurdalne, a mimo to stała tu teraz i zmieszana pozwalała, by Jasper wycierał jej policzek. Patrzyła na niego w ciszy, nie pamiętając kiedy ostatnio zabrakło jej słów tak, jak teraz. Miała wrażenie, że stała przed nim całkowicie odsłonięta i chyba już pewniej by się czuła, gdyby faktycznie nie miała na sobie ubrań, ale mogła chować się za tą swoją hardą naturą.
- Nie rób sobie tego, Jay - odezwała się w końcu, mając świadomość tego, że krew zaszumiała jej głośniej w uszach. Chyba pierwszy raz się tak do niego zwróciła i ta świadomość wpędziła ją w pewne zażenowanie. Miała dodać, że nie powinien liczyć na to, że poza tą ostrą suką jest w niej cokolwiek innego, albo, że ogarnianie jej osoby to syzyfowa praca. Może poradzić mu, by nie marnował czasu na przejmowanie się kimś takim, jak ona. Opcji było tak dużo, że nim wybrała którąkolwiek, usłyszała głos Hawthorne'a, który za nią wołał. Aż drgnęła, odsuwając się od barmana.
- Ci mężczyźni... nie mogą sobie beze mnie poradzić - znów była zblazowaną blondynką, a przynajmniej mogła się za tym schować. Wcale nie chciała tam wracać i nie chciała w niczym pomagać. Nie była pielęgniarką, nie była nawet wybitnie odporna na takie widoki, te przywodziły za dużo wspomnień, ale mimo to wróciła na salę, na której powietrze zdawało jej się cuchnąć śmiercią. Na stoliku obok widziała zakrwawione urządzenie wyglądające jak ręczna piła i już od tego widoku zrobiło jej się niedobrze i jednocześnie cieszyła się, że nie była obecna w chwili, w której najwyraźniej Jonathan musiał przeciąć żebro. Najchętniej w ogóle by się tutaj nie zjawiała, ale najwyraźniej była to Wainwrightowi winna.
- Nie wiem czy dam radę - mruknęła do blondyna dość cicho, bo naprawdę na samą myśl zaglądania do otwartego ciała robiło jej się niedobrze. Warunki mimo wszystko przypominały bardziej polowe, niż te które widywała w serialach o szpitalach, ale sprzętu faktycznie nie brakowało. Spojrzała na komputer do którego Divina została podpięta i przez chwilę śledziła te zygzaki świadczące o tym, że jeszcze żyła. Przynajmniej to ją uspokoiło. - Przeżyje? - wyszeptała, korzystając z tego, że Nathaniel właśnie pomiatał jednym ze swoich ludzi przy wejściu. Znów zerknęła na monitory. - Bez ciebie już dawno byłaby martwa, ale... jakie są szanse? - nie chciała mu przeszkadzać, ale jednocześnie nie potrafiła chyba odnaleźć się na sali operacyjnej, ani nawet mierzyć tego pomieszczenia tą skalą. Poza tym była roztrzęsiona tym wszystkim, chciała być jak najdalej stąd, więc skoro już musiała tu tkwić, to potrzebowała zapewnień, że jest w tym jakiś cel.
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Jasper


Lata spędził w towarzystwie ludzi o wiele bardziej popieprzonych od Pearl, ale przynajmniej potrafił ich rozgryźć. Zwykle sami szybko odkrywali karty, licząc na to, że ich parszywa historia lepiej nakreśli w oczach Jaspera charakter ich osobowości. By Jay szybko poznał z kim ma do czynienia i nabrał odpowiedniego podejścia. Owszem, wielu z nich było pozerami, którzy po paru głębszych, albo dobrym towarze rozklejali się jak dzieciaki biadoląc na swój los. Jednak na swój sposób każda z tych osób pasowała do pojebanego świata, w którym żyła. Pearl zaś wydawała się być kompletnie oddzieloną od rzeczywistości, w której przebywała, a przynajmniej taką rolę grała przed Jasperem. Z jednej strony właśnie siedziała w willi gangstera, który prawdopodobnie miał na nią haki, dlatego mu pomagała, ale z drugiej strony coś w zachowaniu Pearl mówiło Jasperowi, że nie tylko ten szantaż na nią działał. Chciała tu być, chciała odgrywać ważną rolę dla kogoś tak potężnego, coś w jej postawie, spojrzeniu tym, że mimo traktowania jej jak worek treningowy, blondynka nadal stawała w obronie Nathaniela. Przy czym wystarczyło kilka jego słów, aby ona sama naraziła niewinnego człowieka na niebezpieczeństwo. Lekarza, kardiochirurga, który pewnie prowadził życie dalekie od tego jakim szczyciła się Pearl. Mimo to jakimś cudem ich drogi się przecięły i najwidoczniej nie był to tylko mało znaczący romans, skoro chirurg jednak przyjechał. Pearl była zagadką w oczach Jaspera, a co za tym idzie, fascynowała go coraz bardziej.
-Pearl mylisz się... On ci nic nie zrobi z innych powodów, a nie dlatego, że coś o nim wiesz. Jakby się obawiał twojej wiedzy pewnie sama szybko zaprzyjaźniłabyś się z krokodylami. Uwierz mi, znam takich ludzi jak on - mruknął kompletnie nie biorąc sobie rad blondynki do serca. Poza tym jak znał ten świat, Pearl musiała być dla Hawthorne'a o wiele ważniejsza niż sama o tym wiedziała, w innym wypadku nie mogłaby sobie z nim tak ostro pogrywać. Coś było na rzeczy, a on chciał wiedzieć co i obiecał sobie pokopać w tym temacie. - Lista komplementów od Pearl się wydłuża - uśmiechnął się spoglądając na twarz dziewczyny. Widział jak maluje się na niej zmęczenie, wydawała się być też nieobecna, lekko przytępiona, ale może to z innych spodów, może to dlatego, że nagle stali tak blisko. - Niczego sobie nie robię - odpowiedział mrużąc lekko brwi. Czemu ona wiecznie walczyła, czemu nie umiała po prostu pozwolić sobie na niemyślenie.
Sekundę później zniknęła. Pozostawiając go samego. Pokręcił tylko głową na boki, doskonale wiedząc, że za jej słowami odnośnie Jonathana i Nathaniela kryło się coś więcej, że nie tylko jego chciała nimi oszukać. Spalił jeszcze jednego papierosa, po czym wrócił na salę operacyjną, uprzednio doprowadzając się do porządku i na polecenie jakiegoś karka, zakładając nową koszulkę. Jego poprzednie ubranie zostało mu po porstu zabrane, prawdopodobnie by pozbyć się jak największej ilości dowodów.
Jonathan



Chciał tylko wrócić do domu, do Marysi i zapomnieć o tym w jak chujowym położeniu się znalazł. Raz za razem odrzucał namolne myśli o tym, że nie tylko siebie naraził, a przede wszystkim Mari. Jeśli coś mu się stanie, jeśli ktokolwiek zechce go wydać... Ryzykował tak wiele, dla kogo? Dla niej? Dla popieprzonej Pearl, która bez słowa zdecydowała się go zaszantażować. Spojrzał na nią, gdy ponownie znalazła się w pomieszczeniu. Nie, nawet jeśli ona by tego nie zrobiła, zapewne jej przyjaciel sam zmusiłby go do przyjazdu używając o wiele gorszych argumentów. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby Campbell lepiej dobierała swoje towarzystwo, nie narażała by wszystkich ludzi wokół. Nie zmieniała ich życia w gówno jak robiła to ze swoim.
- Musisz pomóc mi z szyciem. Będę podawał ci narzędzia. Jedyne co masz robić to trzymać je stabilnie i oddawać jak tylko po nie sięgnę, rozumiesz? - Wyrzucił zdanie po zdaniu, ale nie spoglądał na Pearl, tylko przygotowywał wszystko sam. Starał się być skoncentrowany tylko na zadaniu, na tym aby ocalić nieznaną mu kobietę i wyjść stąd. Doskonale wiedział, że było milion rzeczy, które mogły pójść nie tak. Milion powodów dla których dziewczyna mogłaby umrzeć i chyba tylko sam Bóg sprawił, że jakimś cudem nadal oddychała, a jej serce pompowało krew. - Ciekawe... Myślałem, że nie ma rzeczy, do której nie byłabyś się wstanie zmusić - prychnął pod nosem. Nawet jeśli rozumiał poniekąd pobudki, dla których został tutaj sprowadzony przez blondynkę to nie zmieniało to faktu, że to właśnie z jej powodu tutaj był. Gangster musiał wiedzieć o nich, o ich przeszłości tym, że łączyło ich więcej niż powinno. Wiedział z jej winy.
Jonathan był na nią wściekły, ale wiedział także, że bez jej pomocy będzie się męczył. I chociaż czuł względem Pearl zawiść i ból to, resztkami swojej empatii zmusił się do tego, aby jakoś uspokoić blondynkę.
- Pearl, spójrz na mnie - rzucił ponurym, suchym tonem, ale jego palce ułożyły się na dłoni dziewczyny. To chyba miał być ten gest wsparcia, coś co zrobił tylko po to, aby zapewnić ją o tym, że mimo wszystko jest tutaj dla niej. - Dasz radę, rozumiesz? Zawsze dajesz radę. Jeśli nie chcesz, nie musisz patrzeć w dół. Patrz na mnie, ale nie ruszaj dłońmi - dodał, po czym skupił się już na zadaniu z największą ostrożnością i starannością. - Nie wiem - odpowiedział na pytanie o to, czy Norwood przeżyje. - To też prawda, ale bez tamtego faceta, który był tutaj gdy przyszedłem, także byłaby już martwa - wyjaśnił, po czym ostrożnie wsunął w palce Pearl narzędzie, zabierając z nich poprzednie. - Najbliższe dni będą decydujące, jak przeżyje do następnego wieczora; będzie tylko lepiej - mruknął i nawet nie oderwał spojrzenia od Diviny. Nie miał pojęcia, czy Nathaniel ich słuchał, ale też mało go to obchodziło. On zrobił co mógł. Reszta zależała od Norwood i od Boga. - Podrzucę ci leki dla niej. Pewnie macie swoje źródła, ale wolę kontrolować to co będziecie jej podawać - mówił dalej, a chociaż wcale nie chciał działać wbrew prawu to bał się, że jeśli dziewczyna nie przeżyje to i tak on poniesie tego konsekwencje, a co za tym idzie także Marysia, a to tylko i wyłącznie ze względu na nią był tutaj.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Nigdy nie lubiła przyjmować rad, może dlatego, że w przeszłości wszyscy wiedzieli, co było dla niej najlepsze, a nie uchroniło jej to przed mistrzowskim spierdoleniem sobie własnego życia. Zadziwiające było to, że kiedy już naprawdę sobie nie radziła, kiedy rzeczywiście potrzebowała kogoś, kto podejmowałby decyzje za nią, jakoś niewiele osób się do tego kwapiło. Dlatego teraz była w niej taka przemożna, dziecięca wręcz potrzeba nie przyjmowania ani złotych rad, ani tym bardziej jakiejś większej pomocy.
- Myślisz, że nie zabezpieczyłam się na wypadek spotkania z krokodylami? Więcej wiary we mnie - mruknęła pod nosem, nie wiedząc nawet czemu chciała przed Jasperem wypaść, jako ktoś z głową na karku. Powinna w ogóle go nie uwzględniać w tym całym chaosie, w końcu długo utrzymywała, że są dla siebie jedynie obcymi ludźmi, ale jak tak teraz o tym myślała, mieli za sobą zbyt dużo znaczących spotkań, aby mogła go traktować w ten sposób. Jakimś cudem stał się częścią tego jej pokręconego życia i trochę żałowała w jakim stopniu miało to miejsce, bo co tu dużo mówić... dzisiejsza noc była ciężka, było jej za nią wstyd i przyłapywała się na myśli, że nie chciała, aby Jay widział ją w takim świetle. By patrzył na nią z tą samą pogardą, z którą potrafili spojrzeć na nią Jona, Nate czy chociażby Chris, o którym również dzisiaj za dużo myślała.
Zostawiła go jednak samego, wracając na tą cholerną salę, gdzie nadal próbowali ratować ledwo żywą dziewczynę. Jeśli chodzi o Pearl, to trochę nie mogła uwierzyć w to, że organistka jeszcze oddycha. Nie chciała być zbyt negatywnie zastawiona, ale jednak nie wróżyła temu wszystkiemu zbyt dobrze, nawet jeśli wierzyła w zdolności Jonathana.
- Rozumiem - skinęła blondynowi głową, przełykając pytanie o to, czy ktoś inny nie może mu pełnić roli stojaka na narzędzia. Naprawdę nie czuła się najlepiej w tej sytuacji, nie chciała mieć z Diviną zbyt wiele wspólnego, kiedy ta jeszcze chodziła i wyglądała na żywszą, a co dopiero w takim stanie. - Może racja, przecież ja nie mam zahamowań - odpowiedziała tym razem dość ponuro, z wyczuwalną goryczą. Jej świat chciał ją widzieć, jako winną, powinna do tego przywyknąć, że niezależnie od jej pobudek, zawsze będzie malowana w ciemnych barwach, jedynie wydłużając listę osób, które nią gardzą. Mimo to uniosła spojrzenie, gdy ją o to poprosił, znów próbując ukrywać się za manierą obojętności. Zaskoczył ją, więc przełknęła jedynie ślinę i skinęła głową, faktycznie nie patrząc w dół. Stała tak, jak tego chciał i próbowała udawać, że okoliczności są o wiele przyjemniejsze, niż w rzeczywistości.
- To Jasper - sama nie była pewna po co zdradziła Jonie imię tego faceta, zrobiła to trochę bez przemyślenia. - Nie wygląda na kogoś z silnym organizmem czy chociaż wolą walki - wyszeptała złowróżbnie, ale też dość zdrowo rozsądkowo. Mimowolnie opuściła wzrok na dłonie Diviny, które przypominały bardziej kości obciągnięte cienką skórą, niż mieszaninę mięśni i ścięgien. - Nie mów macie - poprosiła go może zbyt stanowczo, jakby z lekkim oburzeniem. - Nie należę do ludzi Hawthorne'a. To wszystko to po prostu zbieg kurewsko niefortunnych zdarzeń - dodała szeptem, bo to, że mówiła prawdę to jedno, a to, że nie chciała na nowo denerwować Nathaniela to drugie. Była już sama wykończona, w końcu minęło parę godzin, odkąd nie spodziewając się niczego przyszła sobie do Shadow. Takie operacje faktycznie zajmowały sporo czasu. - W każdym razie dzięki w jego imieniu. Załatwi pewnie też jakąś pielęgniarkę, albo ściągnie swojego innego lekarza, żeby to nieszczęście miało ciągłą opiekę - skinęła głową w kierunku Norwood, chcąc też uspokoić Wainwrighta. Wiedziała, że ten pewnie martwi się głównie o swoją dziewczynę, ale jednocześnie znała go na tyle, by wiedzieć, że los organistki nie był mu obojętny i pewnie łatwiej będzie mu ją tu zostawić, widząc, że ta nadal będzie miała opiekę.
Kiedy było już po wszystkim, na zewnątrz robiło się już widno. Lorne Bay powoli budziło się do życia, Nathaniel kazał przenieść gdzieś Divinę, wziął jeszcze na bok Jaspera, a Pearl była pewna, że barman musiał przebrnąć przez dość nieprzyjemną rozmowę, pełną zastraszania i tłumaczenia, że jeśli komuś coś powie, to źle się to dla niego skończy. Miał szczęście, że odegrał tak ważną rolę w tym wszystkim, bo w przeciwnym razie mógłby już nie wyjść z tej willi. Chociaż Jona nie potrafił odpowiedzieć na to kiedy i czy Divina się obudzi, został puszczony wolno, podobnie jak Pearl, którą przynajmniej odwieziono do domu, z którego coś tak czuła, miała zbyt szybko nie wyjść. Taki przynajmniej był jej plan, gdy popijając wino, kładła się do łóżka, licząc na to, że zapomni o całej tej akcji.

<koniec> :faint:
ODPOWIEDZ
cron