fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
II

But see how deep the bullet lies
outfit // Andrew Swallow
Tęskniła. Jeszcze bardziej, niż wtedy, gdy dzieliły ich kilometry i nieprzychylni ludzie. I miała sobie za złe, że zamiast ukoić jego emocje, zamiast pokazać, że wciąż będzie przy nim na dobre i na złe, że rozumie, jak mu ciężko – kazała mu wyjść. Już dawno przestała szanować swoje prawo do przeżywania czegokolwiek, bo przecież jej nie wypadało, powinna uśmiechać się, najlepiej nieprzesadnie szeroko, ale nie okazywać złość, smutek czy żal. Nie umiała dopuścić do siebie myśli o tym, że po prostu skrzywdzili siebie nawzajem. Nie umiała nawet sobie wyobrazić, że winę mogą ponosić niewypowiedziane słowa i nieujawniane uczucia. Dręczyła się myślą o tym, że wszystko zniszczyła – zwłaszcza że gdy on przeprosił, ona zagryzała usta i starała się, by żal nie zmienił się w gniew. Dziewczynki mogą w końcu czasem płakać, ale nie powinny się złościć. Niezależnie od tego, jak bardzo chłopak, którego kochają, wyrywa się z ich objęć. Była pewna, że gdyby jej nie odepchnął, znalazłaby w sobie więcej siły, by podołać tej sytuacji, wyciszyć go i zapewnić o tym, że to wszystko się ułoży. Był w końcu jej największym oparciem i chociaż sama w sobie była tylko słabą, zagubioną iskierką, w jego ramionach umiała stać się płomieniem i znieść wszystko.
Teraz, gdy wydawało jej się, że już nigdy nie poczuje jego uścisku, bo przecież jak mógłby chcieć jeszcze się z nią spotkać po tym, co powiedziała, czuła się zupełnie zagubiona. Myśl o tym, że może kiedyś się odnajdą, że może zdoła sprawić, żeby się w niej zakochał i że przeżyją swoje długo i szczęśliwie, nie miała już przecież sensu. Dostała swoją szansę – i zaprzepaściła ją przez to, że wciąż nie umiała być silna. Przez te kilka dni często myślała o tym, że powinna go poszukać. W pracy czy w domu babci, gdziekolwiek – przecież Lorne Bay nie było aż tak ogromne. Zaraz jednak czuła gorycz i wyrzucała sobie, że jest egoistyczna i chciałaby mieć go przy sobie po to, by podtrzymywał ją, koił i przyciągał dobre wspomnienia. Bała się go zranić, wypełniając całą sobą tę relację – zwłaszcza że on potrzebował dużo więcej miejsca ze wszystkimi emocjami i przeszłością, które w sobie nosił.
Zostań – powiedziała spokojnie do Lucky’ego, który poderwał się na dźwięk dzwonka. W rzeczywistości nie była jednak spokojna, bo nie spodziewała się gości. Nie o tej porze. Po niemal całym tygodniu pracy była zmęczona i chciała przeżyć wieczór sama ze swoim żalem, gapiąc się bezmyślnie w wieczorne wydanie wiadomości, które wydały jej się jeszcze mniej znaczące, niż kiedykolwiek w życiu. Początkowo próbowała jeszcze oglądać Pół żartem, pół serio, ale już przy piątej minucie miała łzy w oczach, bynajmniej nie ze śmiechu, przytłoczona wspomnieniem o Andrew. To był chyba ich pierwszy stary film i doskonale pamiętała, jak śmiała się, a w pewnym momencie oparła głowę na jego ramieniu niemal tak, jakby byli parą. Zrobiłaby to jeszcze raz. Zrobiłaby wszystko, by pokazać mu, jak bardzo jej zależy.
Na białą, jedwabną koszulę nocną, w której nie wypadało nikomu otwierać, zarzuciła szlafrok i zawiązując go jeszcze ruszyła do drzwi. Serce biło jej trochę zbyt mocno, bo miała… przeczucie. Przeczucie, że coś się wydarzy. Że albo stanie oko w oko z seryjnym mordercą, albo znów będzie płakać, choć nie była pewna, z jakiego powodu. Nie zerknęła nawet w wizjer, dochodząc do wniosku, że jest jej wszystko jedno – ale w momencie, gdy otworzyła drzwi, nic nie było jej już obojętne. Chciała chociaż powstrzymać bezradny, a mimo wszystko radosny uśmiech, ale nie mogła. Choćby miał jej powiedzieć, że jest nią rozczarowany i znów wyjeżdża, by spokojnie poukładać sobie życia z daleka od niej, nie umiała nie cieszyć się na jego widok.
Jesteś… – szepnęła tak, jakby od ich rozstania nie robiła nic innego, a tylko czekała, aż wróci. Nieco nerwowym gestem odgarnęła wilgotne jeszcze odrobinę po prysznicu włosy do tyłu i chciała sięgnąć po jego dłoń, ale powstrzymała się, pamiętając, że namieszała już dość. Że on zasługuje na coś lepszego. – Wejdziesz? – spytała cicho, niepewnie, zaglądając mu w oczy. Zaschło jej w ustach, ale to nie było ważne. Liczyło się tylko to, że znów tu był.
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
2 | Ophelia Crawford

Od tamtego wieczoru u Ophelii nie potrafił znaleźć sobie miejsca; w dzień próbował odsypiać nieprzespane noce, bo od tamtego spotkania trudniej jeszcze było mu zasnąć co noc niż dotychczas a jeśli już się udawało, zaraz budził się na najcichszy odgłos i leżał przewracając się tylko z boku na bok. Leżał z tymi wszystkimi ambiwalentnymi emocjami i myślami w głowie. Dotykał do własnych rąk, piersi albo szyi chcąc przypomnieć sobie jej dotyk — to przyjemne ciepło, za którym tak długo tęsknił i które miał na wyciągnięcie ręki dosłownie a wszystko..., spieprzył. I ledwie odrywał dłoń od swojej skóry zaraz zaczynał mieć wyrzuty sumienia i czuł się trochę tak, jakby wykorzystywał Ophelię. Czuł, że nie powinien jej powiedzieć wtedy tego wszystkiego, a jeśli rzeczywiście chciał..., powinien zaryzykować i powiedzieć też, że od dawna nie widział w niej jedyni przyjaciółki i że kocha ją od kiedy tylko pamięta, ale bał się tak cholernie, że się zawiedzie. Gdyby tylko wiedział, co sama czuła i z jakimi wątpliwościami się mierzyła.
Dusił się i obojętnie czym nie próbował się zająć..., nie miał do tego głowy, chęci i siły. Praktycznie codziennie w nocy przejeżdżał powoli w okolicy jej domu — kilka razy zatrzymał się nawet tak, żeby nie zauważyła jego samochodu wyglądając przez okno, ale żeby sam mógł popatrzeć na światła w oknach zdradzające jej obecność. I codziennie zastanawiał się czy nie wysiąść i nie podejść bliżej..., może nawet zapukać do drzwi i jeśli będzie chciała w ogóle z nim porozmawiać przynajmniej spróbować jako to wszystko jej wyjaśnić. Tylko że za każdym razem w jego głowie, gdzieś z tyłu odzywał się cichy głos powtarzający słowa tych wszystkich ludzi i przede wszystkim to, że nie zasługiwał na nią. Jego matka miała rację mówiąc, że był głupi, jeśli wydawało się mu, że mógłby zwrócić na siebie jej uwagę, bo w to, że mogłaby zainteresować się jego osobą z nudów i chwilę zabawić z kimś, kto był tak odległy od jej środowiska — nie wierzył. I przez te wszystkie myśli..., nienawidził wolnych dni takich, jak ten, który miał właśnie odebrać w pracy, ale nie mógł pracować noc w noc — kiedyś musiał odebrać to nieszczęsne wolne, z którym nie miał pojęcia, co miałby zrobić, bo wiedział, że jedyne co będzie w stanie zrobić to zatapiać się znów we wspomnieniach jej obecności tak blisko, a później zmagać się z wyrzutami sumienia. Nie pił nigdy wiele, ale skoro miał przeżyć jakoś a poprzednim razem alkoh9ol pomógł mu chociaż na chwilę zapomnieć o Ophelii i zasnąć..., sięgnął po niego ponownie. Tylko, że tym razem było zupełnie inaczej jak zakładał i zamiast paść w chłodną pościel na łóżku i zasnąć, leżał wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, po którym przepływały chmury i nie dajac rady z kolejną falą myśli w jego głowie, poderwał się w końcu i pojechał na plażę, po której chodził, żeby ostatecznie rzucić się w rozbijające o brzeg zimne fale, które nie ostudziły jednak ani trochę gorączki trawiącej ciało Drew. I już wychodząc na brzeg, dysząc ciężko wiedział, co powinien zrobić.
Naciągnął na mokre ciało cienki, biały podkoszulek i jeansy oblepione piaskiem, który otrzepał byle jak wsiadając do samochodu zaparkowanego przy jednym z wejść na plażę. Musiał się z nią zobaczyć, jeśli nie chciał oszaleć. Nie pamiętał nawet tych kilku minut drogi, którą pokonał o wiele szybciej niż powinien i dopiero zatrzymując się pod domem Ophelii poczuł jak znów ogarniają go wątpliwości, ale nie mógł..., nie chciał się im poddawać. Naciągnął na ramiona czarną skórzaną kurtkę i wysiadłszy popatrzył na dom — w oknach od frontu nie świeciło się żadne światło poza lampą na werandzie, ale na ogród wylewał się snop światła z okien salonu. Nabrał głębiej powietrze i w kilku długich krokach dotarł pod drzwi, do których zapukał cicho. Miał nadzieję, że była sama, ale w wyobraźni widział już jak drzwi otwiera mu tamten chłopak, którego zobaczył na tarasie kilka lat wcześniej. I kiedy nikt nie otworzył był gotów się wycofać, ale nie potrafił i chociaż wiedział, że jest późno..., naprawdę późno nacisnął dzwonek, po którym miał wrażenie, że minęła cała wieczność zanim drzwi się uchyliły i zobaczył w nich Ophelię — nikogo innego.
Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę oddychając ciężko, żeby odgarnąwszy do tylu mokrą grzywkę opadającą mu na oczy, odpowiedzieć:
Nie jestem pijany – i zaraz pokręcił głową a kiedy zapytała czy wejdzie, na moment zawahał się, ale czy nie po to przyjechał? Czy nie po to zadzwonił do drzwi? Wpatrzył się Ophelii w oczy, wyszeptał:
Obudziłem cię? Przepraszam – dodał czując jak coraz większy rumieniec występuje mu na policzki i szyję; pierwszy raz widział ją..., tak bardzo nagą, mimo że była w nocnej koszuli i cienkim szlafroku, którym owinęła się szczelnie widząc jego spojrzenie jak zakładał, przez co poczuł się jeszcze bardziej podle. – Ja... Ja... Wypiłem tylko jednego..., może dwa, ale nie jestem pijany – powtórzył niezręcznie i chciał już powiedzieć, że lepiej jeśli pójdzie, kiedy spytała czy wejdzie? Podniósł głowę i wpatrując się Ophelii w oczy, bez słowa przekroczył próg a kiedy chciał zamknąć za sobą drzwi niechcący położył dłoń na jej zaciśniętej wciąż na klamce ręce i czując jej ciepło, przymknął na moment drżące powieki.
Ja – zaczął znów nieśmiało. – Chciałem cię przeprosić. – Szedł za nią posłusznie jak pies w głąb domu, z tym że teraz nie rozglądał się po wnętrzu ani nie gapił na zdjęcia, przyglądał się tylko i wyłącznie jej, dopóki nie zatrzymała się w salonie. – Chciałem cię przeprosić za to wszystko, co powiedziałem. – Otarł twarz z resztek słonej wody i drobinek piasku. – Jesteś..., zawsze byłaś najważniejsza dla mnie i nie chcę cię stracić. Nie chcę. Nasza przyjaźń..., to jedyne wartościowe co mam i nie wyobrażam sobie, że miałaby przestać istnieć. Nie chce niczego więcej i nie liczę na nic więcej, bo wiem, że nie mogę, ale tej jednej rzeczy w życiu nie chcę nigdy stracić – wyrzucił z siebie na jednym oddechu, jakby bał się, że nie zdąży nabrać kolejnego — tak bardzo chciałby objąć ją teraz, ale nie był pewien czy może. I co on w ogóle wyprawiał? Co on mówił? Skoro nie chciał jej stracić powinien tylko przeprosić Ophelię i wyjść..., ale nie chciał. Nie chciał znów być z dala od niej.
niesamowity odkrywca
m.
fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
Nauczyła się dusić emocje tak głęboko, że umiała żyć, a nawet spać, jakby nic się nie wydarzyło. Płaciła za to ciągłym napięciem i wręcz bolesnym wyczuleniem na bieżącą treść myśli, ale umiała obronić się przed zawodowymi porażkami i opuchniętymi oczami. Dopiero wieczory dawały jej przestrzeń na zadręczanie się – aż do momentu, gdy kładła się spać, choć jeszcze później, musząc przecież nadrobić wszystkie mentalne scenariusze. Duży, pluszowy jednorożec, którego jej ojciec uważał za zbyt dziecinnego, by wciąż siedział na jej łóżku, przynajmniej pozornie zaspokajał potrzebę bliskości. Czasem ten smutny duet dopełniał Lucky, kładący się przy jej nogach i grzejący prawdziwym, kojącym ciepłem. Z każdym kolejnym dniem czuła jednak, że to za mało i że już długo tak nie wytrzyma. Nie teraz, gdy przypomniała już sobie dotyk Andrew i jego głos, który potrafił ją zarówno wyciszyć i uspokoić, jak i rozpalić do tego stopnia, że chciała zdobyć go, całować, głaskać, drapać, aż nie powiedziałby, że ma już jej dosyć. Albo że nigdy tego nie chciał, a jej tylko się wydawało, że czasem widziała w jego oczach tak dużo.
Może napisałaby chociaż tęsknego SMS-a, albo chociaż takiego z żałosnymi przeprosinami – ale nie poprosiła go nawet o numer. Miała go tak blisko, a nie zrobiła nic, żeby przy sobie zatrzymać. Może niepotrzebnie zabrała go do domu, który przecież nie mógł kojarzyć mu się z niczym lepszym i bardziej romantycznym, niż podkradanie bandaża z apteczki, gdy rodziców nie było w domu czy wymiana całusów w policzek przez okno po spotkaniu na plaży, na którym tak czule gładziła jego tors, gdy odpłynęli trochę, wyciągnięci na stygnącym piasku. Mogła dać mu więcej przestrzeni, zabrać w bardziej neutralne miejsce lub po prostu zwolnić, pozwalając, żeby znów oswoił się z nią stopniowo, zaufał jej i bez pośpiechu zdecydował, czy chce trwać w ich przyjaźni.
Ale w duszy wciąż była młoda i głupia, bo chciała go całego teraz i natychmiast. Nie umiała już dłużej czekać – choć hamulec dociskała już z całej siły do podłogi.
Dla jego dobra. Dla dobra tego chłopaka, którego sylwetka dopiero powoli się wyostrzyła, otoczona słabym blaskiem z wnętrza domu. Był mokry i rozkojarzony, a jej aż ścisnęło się serce. Po chwili poczuła zapach oceanu, a potem delikatną nutę alkoholu. Zrozumiała, że on też był zagubiony. I że naprawdę nie chciał jej wtedy zranić, a ona zareagowała tak, jakby próbował wbić jej nóż w okolice serca. Że mogła spróbować go wtedy uspokoić, a on nie stałby tu teraz tak smutny.
Jesteś trochę pijany. I nie obudziłeś… – odparła spokojnie, zawiązując szlafrok w pełni, by nie świecić mu dekoltem i nogami. I tak już przecież widziała jego zawstydzenie, a w końcu niezbyt często widuje się przyjaciółki… w piżamie. W piżamie, która nie jest szortami w serduszka i zbyt dużą koszulką z nadrukiem – bo to w takim wydaniu najczęściej machała mu wieczorami przez okno lub w takim widywał ją rano, gdy mieli iść razem do szkoły, jej rodzice wyjechali już do szpitala, a ona jak zwykle zamierzała przygotować się na ostatnią chwilę. Wpuściła go jednak do środka, bo nie wyobrażała sobie, że rozstaną się znów. Nie tak szybko. Nie zabrała dłoni z klamki, a spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się łagodnie, kojąco, tak, jak tylko ona potrafiła. Ujęła na chwilę jego nadgarstek, by pociągnąć go głębiej, w stronę salonu, w którym paliło się światło. Zaraz jednak puściła, nie chcąc narzucać mu swojej bliskości – ale miała już wtedy pewność, że idzie posłusznie. I bez wahania.
Ale nie ma za co, Andrew – pokręciła od razu głową, ale pozwoliła mu mówić dalej. Zatrzymała się w końcu na środku salonu. Przygryzła dolną wargę i patrzyła na niego, czując, jak mętlik w jej głowie rośnie, a serce bije coraz szybciej. Dlaczego nie mógł liczyć na nic więcej? Dlaczego nawet nie chciał? Odetchnęła ciężko i ujęła jego twarz w dłonie, by bardzo czule zrzucić opuszką ostatnie ziarenko piasku z jego policzka. – Byłeś na plaży beze mnie? – spytała z lekkim rozbawieniem, ale zaraz wspięła się na palce i uważnie otoczyła jego szyję ramionami. Tym razem musiała go uspokoić. Musiała stanąć na wysokości zadania. – Zdejmij to, bo jesteś rozgrzany – szepnęła, jednak sama przesunęła dłońmi po jego ramionach, by pomóc mu pozbyć się kurtki. Zadrżała lekko, czując fakturę gorącej skóry pod palcami. – Naniosłeś piachu, ale ci wybaczę. Bo to ja jestem ci winna przeprosiny – dodała w końcu, dotykając delikatnie ramiączka jego koszulki, by stwierdzić, że ubranie ma wilgotne. – Ale najpierw musisz wziąć gorący prysznic, żebyś się nie rozchorował. Ubrania wrzuć na chwilę do suszarki. Zrobię kakao i wtedy pogadamy – zdecydowała, bo bolało ją, gdy był taki niespokojny, wyraźnie rozbity, i z pewnością nie zniosłaby, gdyby z powodu ich pierwszej kłótni miał jeszcze się przeziębić. Wypuściła go z objęć, przewieszając sobie jego kurtkę przez ramię, ale jej spojrzenie sugerowało, że nie spuści go z oka, póki nie trafi do łazienki.

Andrew Swallow
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
Ophelia Crawford

Do tej pory niewiele się różnił od Ophelii — wszystko, co przeżywał, przeżywał w sobie z dala od ludzkich spojrzeń, nie licząc jej jednej, i musiał być naprawdę wykończony, zmęczony i wyprowadzony z równowagi wiecznymi obelgami i docinkami, żeby wybuchnąć tak, jak zdarzało się mu tylko w jej obecności, ale i wyłącznie, dlatego że wiedział, że przy niej nie musi udawać. I chociaż słyszał dziesiątki, jeśli nie setki razy, że prawdziwi mężczyźni nie płaczą, nawet jeśli gdzieś w środku wstydził się tych łez, był pewien, że może pozwolić sobie pokazać, że jest tak samo czującą żywą istotą co ona i wszyscy inni ludzie, których mając ją nie potrzebował. Stała się jego całym światem, pełnym i kompletnym, w którym znajdował wszystko czego potrzebował, żeby funkcjonować. Dawała mu siłę i pewność jej, że obojętnie co się wydarzy razem to przetrwają aż do chwili, w której matka zabrała go od niej i tym samym zabrała mu cały świat. Zabrała jaskółce niebo, połamała skrzydła, które teraz czuł się tak, jakby odrastały powoli z każdym dotykiem Ophelii. I im więcej czasu mijało od tamtego wieczora w jakiś niezrozumiały sposób, który zawstydzał go samego, pragnął jej coraz mocniej, mimo wszystkich obaw i wątpliwości — chciał przekonać się czy jej ciepłe, miękkie wargi, które czasami czuł na swojej skórze, kiedy zupełnie przypadkiem przecież zahaczała nimi o jego ramię albo obojczyk, szyję, smakowały tak, jak sobie wyobrażał. I czy umiałby zasnąć czując ciężar jej ciała na swoim? Czy jej dotyk nie parzyłby w tamtym momencie, gdyby znów zasnęła z ręką na jego nagich piersiach tak, jak wtedy na plaży, kiedy nie był do końca pewien co się z nim działo a w uszach słyszał o wiele głośniejszy szum niż ten oceanu? Kiedy czuł to niezrozumiale przyjemne ciepło rozlewające się w dole brzucha, mimo że mięśnie napinały się mu same boleśnie wręcz? Czy to wszystko był złe? Czy to co czuł i co działo się z nim, kiedy myślał o niej wpatrując się w nocne niebo rozjarzane setkami gwiazd mogłoby być złe? Aż za dobrze pamiętał kpiące słowa matki, o których nie był w stanie zapomnieć...
Miał świadomość, że jest tak naprawdę środek nocy, ale chyba rzeczywiście był jednak trochę pijany skoro nie pomyślał do tej pory, że mogła położyć się po prostu spać — i może lepiej, bo jeszcze w wyobraźni zobaczyłby znów twarz tamtego chłopaka wpatrującego się w nią, kiedy spała, ale..., była sama tak jak poprzednim razem, więc może... Nie, nie mógł tak myśleć! Z lekko uchylonymi wargami przyglądał się chwilę Ophelii zanim odważył się wejść do środka, a kiedy zamknęła za nim drzwi i nie cofnęła dłoni czując jak zaciska na niej swoją, uśmiechnął się mimowolnie nie przestając się jednak czerwienić. – Może..., może masz rację – przyznał marszcząc czoło. – Mam. Mam za co Ophelia – powtórzył i kiedy dotknęła do jego twarzy obejmując ją dłońmi powiódł spojrzeniem za jej rękami, żeby prześlizgnąć się nim po jej ramionach do szyi i utkwić wzrok w jej ustach, w jej wielkich oczach. Skinął tylko głową w odpowiedzi i kiedy wspinając się na palce, objęła go za szyję przez chwilę nie był pewien czy odwzajemnić jej uścisk, czy lepiej jeśli będzie stał bez ruchu, ale nie potrafił się opanować i położywszy dłonie na jej biodrach po chwili ostrożnie przesunął je po plecach Ophelii do łopatek, które swoją wypukłością pasowały idealnie do wnętrza jego dłoni. Zaciągnął się jej zapachem i przechylił lekko głowę i wtulił się policzkiem w jej szyję opierając brodę o ramię — chciał już tak z nią zostać na zawsze, kiedy poczuł, że wsuwa mu dłonie pod kurtkę na ramionach. Mimowolnie spięły się Drew mięśnie, ale miał nadzieję, że oddychając coraz głębiej zapanuje nad tym. – Nie, nie jesteś i posprzątam wszystko, obiecuję – dodał szeptem prosto w zagięcie jej szyi, do którego tak bardzo chciał docisnąć usta, ale bał się jak mogłaby zareagować. Wyprostował się powoli, niechętnie odsuwając od Ophelii i wpatrzywszy się jej w twarz, dotknął do jej policzka. – Chyba naprawdę masz rację i jestem pijany – niemal się zaśmiał z trudem łapiąc oddech, jakby przybiegł tutaj a nie przyjechał. – Nie..., nic mi nie będzie. Nie chcę nigdzie iść – przyznał, ale widząc jej spojrzenie i kiedy przewiesiła sobie jego kurtkę przez ramię wiedział już, że nie ma sensu z nią dyskutować. – Kakao mówisz? – Zacisnął powieki kiwając głową; wciąż byli tą samą parą tamtych dzieciaków gdzieś w środku. Uśmiechnął się pod nosem i zapytał:
Tam? Tam? – Odwrócił się na moment i wskazując na dwie pary drzwi. – Myślisz, że zdążą wyschnąć? – Popatrzył na Ophelię znów marszcząc brwi; wolał, żeby nie widziała go całkiem nago, skoro dorobił się kilku niepotrzebnych blizn na ciele, o które był pewien, że może zapytać; nie było o czym opowiadać... O wściekłej matce? O jej kochasiu, który zaczął bawić się w tatusia próbując go wychowywać sprzączką od paska? Potrząsnął głową i pochylając ją na piersi, nie przestawał gładzić Ophelii po policzku. – Gdzie mam iść? – Tak, na pewno był pijany skoro się zgodził albo to ona. To ona i jej uśmiech sprawiały, że nie potrafił więcej już powiedzieć nie. Ona i jej dłonie, których palcami zabłądziła pod ramiączka jego podkoszulki zahaczając o całą konstelację pieprzyków na rękach. Chciał poczuć jej dotyk znów i znów..., chyba całkiem oszalał.
niesamowity odkrywca
m.
fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
Przy nim nigdy nie bała się swoich emocji. Oprócz tej nieszczęsnej miłości, która mogła wszystko zrujnować. Nie wstydziła się złości, choć w domu słyszała, że to brzydko się tak gniewać. Smutku, często udowodnionego łzami, choć w domu słyszała, że nie powinna się tak mazać. Ufali sobie nawzajem bezbrzeżnie i to czyniło ich relację tak szczerą i piękną. Wiedzieli, że żadne sekrety nie wyjdą poza ich dwójkę i że nikt nigdy nie dowie się, czemu płakali i co ich dotknęło. Byli razem na dobre i złe. Nieważne, jak złe. Nie mogli jednak przewidzieć, że komuś w końcu uda się ich rozdzielić, tak nagle i tak brutalnie. Może jednak właśnie tego potrzebowali, by ruszyć dalej. Może inaczej wciąż patrzyliby na siebie tylko jak dwójka zakochanych naiwnie szczeniaków, a nie jak dwójka dorosłych już ludzi, złakniona coraz bardziej swojego dotyku, przyspieszonych oddechów i bliskości, która nie ograniczyłaby się do czułego splotu palców. Gdy wtedy dotknęła jego piersi, czuła się niemal wzruszona, miło rozproszona, ale też trochę onieśmielona, bo to przecież nie wypadało – choć wiele jej koleżanek chwaliło się już swoimi… dokonaniami z chłopakami. Andrew nie był jednak jej chłopakiem. I szczerze wątpiła wtedy, że chciałby oddać jej pieszczotę. Była w końcu tylko nastolatką, może ze śliczną buzią i idealną cerą, ale wciąż bardziej dziewczęcą, niż kobiecą, nieszczególnie kuszącą i gubiącą się w tym, czego chciała. Pozmieniało się – a jednak wciąż nie była pewna, czy mogłaby go dotknąć. Czy on by tego chciał. Czy wtedy tego chciał. A przecież nie mogła tak po prostu spytać, prawda?
Do pytań wciąż nie dorosła. Nie nauczyła się też odczytywać znaków, nawet tak bezpośrednich, jak to, że przyjechał do niej w środku nocy, podpity, z tymi wszystkimi słowami na ustach. Coś w niej drgnęło, a jednak wciąż nie miała tej pewności, której tak bardzo potrzebowała, by ruszyć na przód. Miała jednak na to coraz większą ochotę – choć wiedziała, że rzucenie się mu na szyję, gdy był w takim stanie, było zupełnie nie na miejscu. Co jednak miała zrobić, gdy tak na nią patrzył? Gdy wcale nie uciekał przed nią, a wręcz miała wrażenie, że chciał mieć ją bliżej? Dotknął w końcu jej bioder. A potem naznaczył kształt jej ciała i tak wyraźnie czuła ciepło jego dłoni przez cienki materiał szlafroka i koszuli.
Westchnęła słodko, drżąco, gdy poczuła jego policzek na szyi. Przechyliła delikatnie głowę, by mógł wygodnie się do niej przytulić, by został na chwilę dłużej. – Nie denerwuj się. To tylko ja… – szepnęła, czując spięcie jego mięśni. Delikatnie, krótko pogładziła jego nagie ramiona, nie chcąc pozwalać sobie na zbyt wiele, ale jego oddech na szyi sprawił, że aż zadrżała. Bała się zdradzić z tym, jak mocno na nią działał, a równocześnie – chciała, żeby wiedział. Żeby zrozumiał, że jest wyjątkowy. – Z racji tego, że jesteś pijany, lepiej wiem, co dla ciebie dobre – zaśmiała się ciepło, uważnie, i ucałowała jeszcze delikatnie, ulotnie jego podbródek, by przypieczętować swoje słowa. Chciała o niego zadbać. Jak zawsze.
Tam – skinęła lekko głową w stronę odpowiednich drzwi, ale szybko doszła do wniosku, że mogło to być jednak nie do końca precyzyjne. Przygryzła lekko usta i zaraz westchnęła. – Masz rację, że raczej nie… Ale nie będziesz siedział mokry i w piasku. Dam ci szlafrok – stwierdziła, delikatnie ujmując w dłonie jego łokcie. Uważnie, miękko musnęła kciukami ich wnętrza. Tak bardzo się jej podobał. Tak bardzo chciała odkryć wszystkie pieprzyki, wszystkie blizny, wszystkie pocałować i pogładzić. – Chodź – szepnęła z miękkim uśmiechem i pociągnęła go delikatnie za łokcie, prowadząc w kierunku łazienki. Przestronnej, uporządkowanej na tyle, że łatwo można było się tu odnaleźć, a równocześnie zdradzającej obecność Ophelii. Lekka sukienka wystająca z kosza na pranie, niezamknięty szampon, krem zostawiony na umywalce, zamiast na półeczce. Kokosowa pomadka na lusterku. Nie było tak perfekcyjnie jak w czasach, gdy jej macocha dbała o idealny porządek. Na szczęście.
Mam pomóc ci się rozebrać, czy nie jesteś dość pijany, żeby się zgodzić? – zażartowała, ale zaraz uniosła na niego dziwnie… proszące spojrzenie. I rozkosznie przygryzła dolną wargę. Sama zachowywała się jak po kilku drinkach, choć przecież obiecywała sobie, że tym razem go nie osaczy, że zwolni. I choć powinna się poprawić, delikatnie powiodła palcami po linii jego paska, niemal niepostrzeżenie wysuwając podkoszulek z jego spodni. Nie odważyła się jednak na więcej. – Dalej chyba sobie poradzisz… – szepnęła trochę nieprzytomnie, starając się włączyć głos rozsądku. Nie mogła znów go stracić. Nie z takiego powodu.

Andrew Swallow
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
Ophelia Crawford

Znali się wzajemnie najlepiej na świecie i byli dopasowani idealnie do siebie a mimo to nie potrafili się przed sobą przyznać do tego, co czuli a czuli przecież dokładnie to samo. I chociaż złośliwy los rozdzielił ich na tyle lat, teraz byli znów razem i mogli spróbować, tylko czy obawiając się skrzywdzić to drugie nie zaprzepaszczali swoich szans na szczęście? Czy tak strasznie trzęsąc się z przerażenia, że mogli stracić swoją przyjaźń nie spisywali właśnie na straty o wiele głębszego uczucia? Czy nie grzebali w swoich obawach miłości, która nie mogła zdarzyć się im w życiu drugi raz, ale w stosunku do zupełnie innych ludzi, którzy pojawiliby się obok nich? I czy potrafili w ogóle pozwolić komukolwiek innemu zbliżyć się do siebie tak bardzo jak sobie? Bo tego, że mogliby się rozczarować obawiał się, ale tylko w stosunku do siebie — nie wierzył, że mógłby być kiedykolwiek zawiedziony z powodu Ophelii i chyba jedynie gdyby powiedziała, że nie chce go znać, ale w tym momencie, kiedy był odrobinę zamroczony przez wypity alkohol..., a na dodatek w jej obecności, o wiele łatwiej było mu odpychać od siebie dotychczasowe obawy, tym bardziej kiedy dotykała go tak ostrożnie, niemal z namaszczeniem, którego nie potrafił zrozumieć do końca; zupełnie jak wtedy na plaży, kiedy nie marzył o niczym więcej i kiedy czuł się tak cholernie szczęśliwy, tak przedziwnie spełniony i jednocześnie zawstydzony. I pewnie nie pomyślał nawet przez chwilę, że mógłby zrobić cokolwiek więcej jak tylko objąć ją mocniej, chociaż z czasem nabrał przekonania, że wszystko, co wtedy czuł i co czuł teraz był pożądaniem, którego tak cholernie się wstydził i które uważał w relacji z nią za niewłaściwe. Tylko czy tak naprawdę nie wmawiał sobie tego? Czy naprawdę nie miał prawa jej kochać i przyznać się do tego Ophelii? Przecież tak długo, jak nie powie jej o wszystkim te myśli nie przestaną go dręczyć a trzymając ją w ramionach powtarzając, że może łączyć ich tylko przyjaźń było otwartym skazywaniem się na cierpienie i ból za każdym razem, kiedy odsuwała się od niego, chociażby na moment.
Uśmiechnął się nieśmiało i wtulił w nią mocniej jeszcze, kiedy powiedziała, że „to na..., tylko ona” a dla niego — cały świat, który trzymał w tej chwili w rękach. – Wiem – przyznał. – I nie tylko. – odpowiedział, ale odrobinę ciszej przyciskając na moment wargi mocniej do jej ciepłej skóry. Dreszcz przebiegał raz za razem przez całe ciało Drew, kiedy tak przesuwała palcami po jego ramionach i nie chciał, żeby przestała, a kiedy musnęła delikatnie jego podbródek bezwiednie przymknął oczy rozchylając usta z cichym westchnieniem, żeby uśmiechnąć się zaraz nie chcąc pokazać jak wiele to dla niego znaczyło i jak cholernie mocno działało. I chociaż przez chwilę w jego głowie pojawiła się myśl, że powinien wyhamować siebie i ją..., chciał i zignorował ją odsuwając od świadomości jak najdalej usprawiedliwiając się przed samym sobą, że był pijany. Poddał się Ophelii i pozwolił zaprowadzić do łazienki, do której drogę wskazała mu skinieniem głową; i tak jak ona próbował złapać ją za łokieć, ale nie pozwalała mu na to lekko okręcając ręce. Nawet na ułamek sekundy nie odrywał od niej spojrzenia a kiedy drzwi zamknęły się za nimi, oparł się o nie plecami i nabrał głęboki wdech jednocześnie próbując ją do siebie przyciągnąć.
Powinienem chyba powiedzieć nie..., i że sam dam radę, prawda? – odpowiedział nie przestając się uśmiechać i błądzić palcami po jej przedramionach, które gładził ledwie dotykając opuszkami do skóry. Przyglądał się Ophelii i miał wrażenie, że coraz trudnij jest mu złapać oddech, kiedy oparła dłonie o jego biodra i rozpięła klamrę paska, aby uwolnić spod spodni brzeg jego podkoszulka. Nie podejrzewał nigdy, że może patrzeć na niego w taki sposób i chociaż z jednej strony obawiał się jak daleko posunęliby się, gdyby nie zasugerowała, że dalej poradzi sobie sam, z drugiej musiał przyznać..., że nie chciał, żeby się zatrzymała, ale wiedział, że nie ma prawa niczego oczekiwać.
Dam – wyszeptał kiwając potakująco głową, którą spuścił na piersi i odepchnął się od drzwi, żeby mogła wyjść..., jeśli chciała. A może nawet lepiej, gdyby wyszła — nie zobaczyłaby wtedy tego, o czym w tym momencie niekoniecznie chciał rozmawiać a tym bardziej przypominać sobie co zdążył przeżyć w ledwie kilka lat z dala od niej. Przepuścił Ophelię, ale zanim zamknęłaby drzwi oparł się o futrynę całym bokiem i wychylając się w jej stronę, zapytał:
Miałabyś jakąś małą bułeczkę? Do kakaa..., mogłaby być nawet sucha – dodał zaraz nie chcąc sprawiać jej kłopotu i uśmiechnął się, kiedy odpowiedziała zamykając za sobą drzwi. Nie był pewien czy chciał zostawać sam z wszystkimi myślami w głowie, które zaraz zaczynały wyłazić dosłownie spod cienkiej skóry. Chwilę opierał się o umywalkę, w której odkręcił wodę zanim rozebrał się i odłożył na podłogę poskładane w kostkę ubrania. Zamknął za sobą drzwi kabiny i do końca odkręcił kurek z zimną wodą, której kropelki miał wrażenie, że wbijają się mu w skórę jak miliony igiełek. I wydawało się Drew, że słyszał szczęknięcie drzwi, ale przecież to niemożliwe... A co jeśli to był jej cień na kaflach? Zawahał się na moment, żeby ostatecznie powoli obejrzeć się za siebie.
niesamowity odkrywca
m.
fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
Wiedziała, że jej tok myślenia nie ma wiele wspólnego z logiką. Przecież koleżankom zawsze kazała iść za głosem serca, kazała stawiać wszystko na jedną kartę, być absolutnie szczerymi i nie bać się, bo mogą tylko zyskać – a jeśli stracą, to tylko to, co straciłyby prędzej czy później, może w jeszcze gorszych okolicznościach, nie wykazując się żadną odwagą i nawet nie próbując. Sama jednak trzymała się od tej metody z daleka, bojąc się, że jedno słowo za dużo może jej odebrać Andrew. Jakby wcale tyle razy nie testowała już granicy, muskając wargami ramię czy wzdychając nieco zbyt wymownie do ucha, gdy kojącym dotykiem znajdował wrażliwy punkt na jej karku. Gdyby nie chciał tego wszystkiego, już dawno by się wycofał – ale Ophelia żyła w przekonaniu, że to tylko grzeczność. Nawet ona jednak nie była nauczona grzeczności, która obejmowałaby znoszenie niechcianych pieszczot. Nie bez powodu w końcu Carter jadł deser z zaczerwienionym policzkiem – ale nigdy nie potraktowałaby tak Andrew. Musiałby zabrnąć naprawdę za daleko, a wiedziała, że nie mógłby tego zrobić. Za bardzo o nią dbał. Był zbyt uważny. Dlatego tak mu ufała i dlatego gdyby tylko przyznał, że jej pragnie, nie wahałaby się. Nie śmiała jednak nawet marzyć o tym, że mógłby kiedyś jej pożądać. A tym bardziej o tym, że mógłby ją pokochać – prawdziwie, a tym bardziej na zawsze. Wszystkie te sygnały, które widziała, niczego w jej oczach nie dowodziły. Mogła być jego słabością, bo w końcu mało kto znał się tak dobrze, jak oni, mało kto spędzał razem tak dużo czasu – ale nie mogła być miłością. Choć była pewna, że sama kocha go do bólu. I nigdy, przy żadnym mężczyźnie, to się nie zmieni.
Mimowolnie uśmiechnęła się i subtelnie wygięła plecy, słysząc te słowa i czując dotyk jego warg na skórze. Jak w tej sytuacji mogła wciąż upierać się, że nie jest dla niego wszystkim? Bardzo chciała go pocałować, czułym dotykiem rozgrzać chłodne ramiona, ale dociśnięty do samego końca hamulec jeszcze trzymał – choć czuła, że cała słabnie i w końcu go puści. Z jakiegoś powodu dodawało jej odwagi to, że dziś to on był pijany. Może miała nadzieję, że nie będzie pamiętał, jeśli zdarzy jej się zapomnieć i pocałować go zbyt blisko kącika warg. Był rozczulający. Rozczulający w tym, jak się w nią wpatrywał i jak jej ulegał, wierząc najwyraźniej w to, że dba o jego dobro. I że wcale nie jest ani trochę samolubna w poszukiwaniu jego bliskości. Naprawdę chciała dać mu to, co najlepsze, doprowadzić go do porządku i porozmawiać, ale równocześnie chciała po prostu mieć go dla siebie. I męczyła się, próbując jakoś to wszystko zrównoważyć.
Pozwoliła mu się przyciągnąć, choć wiedziała, że każda chwila spędzona w cieple jego ciała może sprawić, że pęknie. – Powinieneś mówić prawdę – odparła z niewinnym uśmiechem i delikatnie musnęła wargami jego nagie ramię, bardzo ulotnie, bojąc się, że w końcu ją poniesie. Musiała wziąć głęboki, drżący oddech, by nie zdjąć mu tej podkoszulki od razu, by nie przylgnąć do niego ciasno i nie poprosić, żeby pozwolił jej zapomnieć. Choć na chwilę. Na kilka minut, z zegarkiem w ręku, po których oderwie się od niego i już nigdy do tego nie wrócą. Po których już zawsze będzie zasypiać z tym wspomnieniem tłukącym się w głowie.
Przez chwilę się zawahała, chcąc jeszcze z nim zostać, ale wciąż czepiała się desperacko ostatków rozsądku. Uśmiechnęła się tylko, dziwnie bezradnie, i wyszła, ale już po chwili spojrzała na niego przez ramię. Uwielbiała tę jego lekką nonszalancję. Sposób, w jaki opierał się o futrynę, w jaki przechylał głowę i w jaki grzywka opadała mu na oczy.
Mam coś lepszego – mrugnęła do niego, ale gdy tylko dotarła do kuchni, przeniosła na talerzyk świeżą drożdżówkę z wiśniami i wyjęła mleko, żeby zabrać się za kakao, uświadomiła sobie, że nie dała mu tego szlafroka. Ani ręcznika. Znalezienie ich nie było żadnym problemem, ale przed drzwiami łazienki zawahała się. Może powinna położyć wszystko pod nimi, ale jakaś jej cząstka nakazała cichutko nacisnąć klamkę. Wolną dłonią zrobiła sobie nad oczami daszek tak, by nie widzieć kabiny prysznicowej, przez której przezroczyste szkło mogłaby zobaczyć wszystko. I choć kusiło ją, by zerknąć, dotarła do szafki przy umywalce, trzymając się swojej silnej woli, i nawet, mimo początkowego odruchu, nie spojrzała w lusterko, w którym mogłaby zobaczyć jego odbicie. Gdy jednak odłożyła szlafrok i ręcznik, usłyszała, że woda uderza o płytki inaczej. Jakby zmienił pozycję. I z jakiegoś powodu poczuła, że na nią patrzy. – Nic nie widzę, przepraszam… Już idę – rzuciła niby lekkim tonem, ale gdy opuściła ramię, jej szlafrok rozchylił się, odsłaniając pierś, której sutek przebijał się wyraźnie przez cienką satynę koszuli. Zrobiło się jej gorąco i choć wiedziała, że powinna jak najszybciej ruszyć do drzwi, patrzyła jeszcze chwilę na złożoną w idealną kostkę wyprawkę, nie umiejąc pozbierać myśli. Był tam. Na wyciągnięcie ręki. Mogłaby do niego dołączyć. Wystarczyłaby dosłownie sekunda, a mogłaby zobaczyć, jak zmienił się każdy centymetr jego ciała.

Andrew Swallow
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
Ophelia Crawford

Ile razy sam słyszał jak radziła koleżankom? Ile razy przysłuchiwał się jej, kiedy zastanawiała się czy tym razem doradzała przyjaciółce dobrze? I wtedy tak..., wtedy wykazywał się grzecznością słuchając o innych osobach, które miał świadomość, że są dla niej w pewien sposób ważne, ale czy kierowałby się tą sama grzecznością, gdyby nie chciał, żeby go dotykała? Wątpił — jeśli czegoś nie chciał, jeśli coś mu się nie podobało, reagował czasami aż przesadnie ostro i w stosunku do niej jedyne na co by się zdobył to powściągnięcie emocji, ale gdyby nie chciał czegoś..., powiedziałby jej o tym wprost. Prawda była przecież taka, że całym sobą łaknął ciepła jej dłoni i ostrożnego, nieśmiałego dotyku którym wywoływała uśmiech na jego twarzy. Była jego największą słabością, miłością za którą od zawsze tęsknił i której od zawsze pragnął, ale powtarzał i wmawiał sobie, że na nią nie zasługuje stąd cała ta powściągliwość, bo tak bardzo jak kochał Ophelię, tak samo mocno szanował ją i nie wyobrażał sobie, że miałby zrobić cokolwiek wbrew jej woli. I wierzył, że wystarczyłoby jej jedno spojrzenie, żeby dowiedział się, czego nie chciała. A on? On zawsze chciał tylko jej szczęścia, które stawiał ponad swoim własnym, bo jeśli ona byłaby szczęśliwa, on czułby dokładnie to samo.
Nawet gdybym nie był pijany – zaczął wodząc twarzą za jej szyją. – Zawsze wiedziałaś co jest dla mnie tak naprawdę najlepsze – przyznał nabierając kolejny głębszy wdech przesycony zapachem jej skóry i perfum. Najchętniej nie ruszyłby się już nigdzie tylko stał z nią zamkniętą w uścisku swoich ramion, ale jednocześnie nie potrafił się jej przeciwstawić i powiedzieć „nie”, tym bardziej kiedy uśmiechnęła się tak niewinnie nie przestając wpatrywać się Drew w oczy; miał wrażenie, że ledwie jest w stanie złapać oddech a co dopiero odpowiedzieć zgodne z prawdą w takim razie, że „nie chciał, żeby gdziekolwiek szła”, ale czuł, że nie powinien. Nie wiedział skąd to się w nim brało — babcia powtarzała, że pod tym względem był jak matka a on wzruszał tylko ramionami; nie umiał zapanować nad tą nonszalancją w wielu gestach. I chciał już dopytać, „co to było”, ale powstrzymał się odprowadzając Ophelię wzrokiem, żeby zamknąć drzwi i poczuć się tak, jakby cały wypity alkohol dopiero teraz uderzał mu do głowy.
I dopiero lodowato zimna woda sprawiła, że powoli zaczynał czuć, że trzeźwieje..., przynajmniej dopóki nie dosłyszał szczęknięcia zamka w drzwiach i klamki. I zaraz zaczął przekonywać sam siebie, że to jedynie złudzenie, ale kiedy odwrócił się odrobinę skręcając tułów i zobaczył stojącą po drugiej stronie szyby w poluzowanym szlafroku ledwie zakrywającym jej ramię, odcinający się pod cienką, opaloną na złoto skórą obojczyk i gładką skórę na piersi poniżej, zabrakło mu słów. Zawsze widział..., wiedział, że była piękna, ale w słabym, rozproszonym świetle kinkietów zapalonych przy lustrze, z opadającymi jej na ramię włosami, które założyła za ucho iw tak naturalnej, codziennej sytuacji wydawała się Drew jeszcze piękniejsza i..., tak bliska. Wystarczałoby wyciągnąć w jej stronę rękę. I chociaż starał się nie myśleć o niej w ten sposób, widząc odcinający się wyraźnie pod cienki, śliskim materiałem nocnej koszulki, która miała na sobie sterczący sutek przemknęło mu przez myśl, że może czuła dokładnie to samo, co on? Przyjemne ciepło rozlewające się dole brzucha, które niewiele brakowało, żeby przypominało w pewnej chwili bolesne wręcz napięcie, które zaczynał czuć. Nie był kawałkiem uformowanego na kształt mężczyzny kamienia, ale był żywym i czującym wyjątkowo mocno w tej chwili człowiekiem, którego ciało reagowało chyba aż przesadnie na każdy najmniejszy nawet bodziec z jej strony. I kiedy przyjemne ciepło zaczęło zamieniać się w to bolesne napięcie, pochylił się lekko próbując jednocześnie zasłonić napiętym, kiedy stał tak nachylonym udem, drżącym przedramieniem, męskość zdradzającą na pierwszy rzut oka, co czuł i co się z nim dzieje wewnątrz.
Nic... Nic się nie stało – wydyszał mając nadzieję, że nie rozpozna w jego głosie kłamstwa, ale czy miał prawo powiedzieć „zostań”? Czy miał prawo o to prosić? Bo o to, żeby zbliżyła się i chociaż musnęła opuszkami długich, smukłych palców jego ramię albo szyję obejmując mocno, nie miałby śmiałości poprosić. – Ophelia – Dlaczego więc odezwał się, kiedy stała już przy drzwiach zaciskając dłoń na klamce? O tak właściwie chciał powiedzieć? I zanim mogłaby odwrócić się w jego stronę, sięgnął po ręcznik, który przyniosła owijając się nim w pasie. – Dziękuję – wyszeptał bez zastanowienia wyciągając w jej stronę dłoń, którą zahaczył o podbródek. Byli znów tak blisko..., może nawet za blisko — widział jedynie jej rozszerzone w mdłym świetle źrenice otoczone cienkim, błękitnym paseczkiem tęczówki. I kiedy najmniej się spodziewała, ujął jej dłoń w drugą rękę i ułożył idealnie na środku swojej piersi; chciał, żeby poczuła jak szybko i mocno bije mu serce. Nachylił się odrobinę niżej jeszcze i przymykając powieki, wyszeptał:
Czujesz? – Chciał, żeby czuła.
niesamowity odkrywca
m.
fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
Pozornie znała go doskonale – a gdy przychodziło co do czego, nie umiała przewidzieć jego reakcji i nie była pewna, na ile może sobie pozwolić. Gdy byli młodsi, wszystko wydawało się też prostsze – możliwe do usprawiedliwienia burzą hormonów czy głupim pomysłem. Teraz powinna być rozsądniejsza. Powinna znać granice i nie przekraczać ich. Ophelia miała jednak wrażenie, że błądzi po omacku, a granica jest tak cienka, że nie zdoła jej poczuć, zauważyć, zanim będzie za późno. Ostatnim, czego chciała, choć stało na liście przed nieszczęściem Andrew, była jego ostra reakcja – a wiedziała, że jest do takich zdolny, bo przecież pamiętała tamtą rozciętą brew i wszystkie zbyt gwałtowne próby jej obrony. Czas dodał mu siły i choć była pewna, że nigdy nie podniósłby na nią ręki, ba – pewnie by nawet na nią nie krzyknął, nie zamierzała zrobić nic, przez co choć przemknęłoby mu to przez myśl. Nie chciała nawet żeby po prostu ją odepchnął, bo już ostatnie wyrwanie się z jej ramion było bolesne i wiedziała, że już do końca życia zapamięta tę okropną pustkę, którą wtedy poczuła. Jakby wszystko, co miała w życiu, stwierdziło, że właśnie je opuszcza. Kochała go.
I mogła tylko pokręcić głową, bo na pewno nie wiedziała, co jest dla niego najlepsze. Myliła się w życiu przecież w tak wielu kwestiach i nawet samej sobie nie umiała dać szczęścia – a co dopiero jemu. Nie wiedziała jednak, że tym, co najlepsze, byłaby jej bliskość. Długa. Czuła. Wierzyła, że gdy zapewni mu ją ktoś inny, to będzie wystarczające. Słodka, naiwna Ophelia, która chciała już zawsze czuć jego oddech na szyi, już zawsze mieć wrażenie, że muska wargami jej skórę i już zawsze gładzić łagodnie jego ramiona i włosy, pozwalając, by się przy niej odprężył i jeszcze raz jej zaufał. Tym razem zamierzała stanąć na wysokości zadania.
I nie wyszło. Nie wyszło, bo nie umiała zachować się dojrzale, zapukać dyskretnie i poinformować, że ręcznik i szlafrok czekają na niego pod drzwiami. Nie umiała nawet wsunąć do środka ręki i zawiesić ich po omacku na klamce. Nie umiała podjąć odpowiedzialnej, poważnej decyzji. Umiała tylko ulec temu naiwnemu pragnieniu, by zawsze był blisko, choćby oddzielony szklanymi drzwiami kabiny prysznicowej, ale blisko. I nawet wtedy, gdy przyłapał ją na tej milczącej obecności, nie umiała tak po prostu wyjść. Oblała się rumieńcem, ale jej wyobraźnia pracowała zbyt mocno, by mogła choć drgnąć, gdy mięśnie brzucha miała tak napięte, gdy jej serce biło tak mocno. Zakręciło jej się w głowie i już cofnęła lekko smukłą nogę, by ruszyć do drzwi, ale usłyszała to delikatne brzmienie kłamstwa. Nic się nie stało. Czy miał jej za złe to głupie wtargnięcie? Wzięła głęboki wdech i wycofała się w końcu, i już kładła palce na klamce, gdy znów usłyszała jego głos. Nie odwróciła głowy, by nie zobaczyć zbyt wiele, ale przygryzła usta, nie mogąc odrzucić wyobrażenia o tym, w jakim stanie wyłonił się spod prysznica. Jej Andrew. Chłopiec, który czule ocierał jej palce z topiących się lodów. Jak mogła go pożądać? Bardziej poczuła, niż usłyszała, że się zbliżył, bo w uszach słyszała szum własnej krwi, ale dopiero wtedy obróciła nieco głowę, pokazując zarumieniony profil. Spojrzała mu w oczy niemal nieśmiało, a gdy dotknął jej podbródka, obróciła się do niego przodem, kątem oka rejestrując, że owinął się w pasie ręcznikiem, że jeszcze jest dla niej nadzieja, by zachowała rozsądek. Znalazła się pomiędzy nim a drzwiami, niemal uwięziona – a jednak czuła się cudownie wolna.
Miała wrażenie, że robi jej się słabo. Że zaraz osunie się w jego ramiona, bo napięcie w podbrzuszu stało się już bolesne i było jej tak gorąco, że ledwo mogła złapać pełny oddech. Jego skóra była lekko chłodna od zimnej wody, ale tak wyraźnie biło pod nią serce. Tak szybko i mocno, że wiedziała, że jego ciało zaraz znów będzie rozgrzane.
Czuję – szepnęła nieprzytomnie, niemal bezgłośnie. Był tak blisko. Tak blisko, że wystarczyło, że delikatnie uniosła podbródek, nieznacznie tylko wspięła się na palce, a już całowała ulotnie kącik jego warg. A potem drugi, unikając samego środka ust, z którego nie byłoby już odwrotu. Niemal straciła równowagę z wrażenia – oparła kark o drzwi, a wolną dłoń wplotła w jego włosy, by nie odsunął się zbyt daleko, by jeszcze przez chwilę oddychali tym samym powietrzem, choć wiedziała, że każdy ułamek sekundy oddala ją od kontroli. Spojrzała mu prosto w oczy tylko po to, by nie patrzeć na usta, bo kusiły zbyt mocno. – Andrew, ja… – wyrwało jej się, choć nie miała ułożonego żadnego zdania, choć zupełnie nie wiedziała, co może w tej sytuacji powiedzieć. Bardzo cię pragnę? Czy mogę cię pocałować? Był pijany. Może tylko wydawało mu się, że właśnie tego chce. Może tylko wydawało mu się, że chodzi o nią. – Przypalę mleko – skłamała w końcu tak bezsilnie, że aż ugięły się pod nią kolana i mimowolnie pociągnęła go lekko do siebie, by nie stracić równowagi – i tym samym przyparł ją do drzwi. A ona aż jęknęła cichutko, spuszczając wzrok, nie rozumiejąc, jak tak bolesne pragnienie może mieszać się z tak bolesnym wstydem i z taką niepewnością.

Andrew Swallow
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
Ophelia Crawford

Była jedyną na świecie osobą, która mogła pozwolić sobie na wiele — o wiele więcej jak inni i pewnie nawet, gdyby niebezpiecznie przesunęła granicę..., nie odezwałby się, bo miał pewność, że nie zrobiłaby nic czym mogłaby mu zaszkodzić albo go skrzywdzić; przecież cały czas wierzył uparcie, że jedynym, który mógłby wyrządzić jakąkolwiek krzywdę ich dwójce był..., on i te niekończące się obawy, których chyba nie był nawet do końca świadomy. Nie był do końca świadomy, że to przez nie mogą oddalić się od siebie o wiele bardziej niż, kiedy byli rozdzieleni dziesiątkami mil i ludzką złośliwością, złością, której nie mieli sił przezwyciężyć, ale byli przecież dwójką dzieciaków. Dzieciaków, które w końcu dorosły i stali naprzeciw siebie teraz przyglądając się sobie wzajemnie i odnajdując wciąż w sobie tamtych siebie — niewinnych, nieśmiałych i tak cholernie nieświadomych własnych uczuć, kotłujących się w nich myśli i emocji wywoływanych przez najdelikatniejszy dotyk.
Skłamał..., niemal z premedytacją, bo właśnie stało się wszystko; była tutaj i nie wiedział czy przyglądała się mu, czy rzeczywiście odwróciła wzrok starając się zasłonić — z jednej strony chciał wręcz, żeby go zobaczyła, żeby dostrzegła w nim kogoś więcej jak tylko przyjaciela, na którego mogła zawsze liczyć, żeby zobaczyła jak bardzo działała na niego jej obecność. Z drugiej — na samą myśl, że mogłaby pomyśleć, że jej pragnie albo że może jej pożądać tak, jak mężczyzna może pożądać kobiety, przerażała Drew do tego stopnia, że nie był w stanie się nawet poruszyć. Skłamał, bo tak bardzo chciał, żeby została a przecież nie był pewien czy nie uciekłaby, gdyby powiedział cokolwiek innego albo gdyby nie odezwał się słowem. I tak samo, jak chciał jej bliskości i obecności, chciał tego kłamstwa — każdego dzięki, któremu mógłby być jak najbliżej niej, którym mógłby karmić się będąc znów z dala od Ophelii. I chociaż do tej pory nie wyobrażał sobie, że mógłby posunąć się tak daleko, podszedł do niej i niemal uwięził między swoimi pokrytymi kropelkami zimnej wody i piegami ramionami. Przyglądał się jej z trudem łapiąc oddech i z jeszcze większym trudem starając się nie zrobić niczego, czego mogliby żałować oboje..., ale była tak cudownie blisko. Czuł nie tylko szum ledwie co zakręconej wody w uszach, ale i własnej krwi. I miarowe o wiele silniejsze, niż mógłby się spodziewać uderzenia serca, które czuł się tak, jakby boleśnie uderzało o mostek. Widział rumieniec oblewający jej policzki i czuł jak od karku na szyję policzki i klatkę piersiową samemu rozlewa się mu rumieniec. Widział jak drżą jej lekko przymknięte powieki i te ciemne rzęsy, których ruch przypominał delikatny trzepot motylich skrzydeł — czy to naprawdę możliwe, że słyszał i jego? I im mocniej pochylał się w jej stronę, tym silniejszy ból czuł w podbrzuszu; jakby mięśnie miały z trzaskiem pęknąć i jakby miał stracić w tym samym momencie przytomność, ale przecież stał pewnie na nogach gotów podtrzymać Ophelię, która czuł jak coraz mocniej opiera się o drzwi i jak coraz mocniej zaciska dłonie na klamce..., na jego dłoni blokującej ją, żeby nie uciekła. Nie teraz..., nie teraz kiedy zdobył się na tak wiele odwagi, żeby złapać jej dłoń i oprzeć o swój mostek, pod którym serce tłukło się jak niewielka ptaszyna zamknięta w klatce z żeber. Czy tylko tych kilka wypitych kieliszków było w stanie go ośmielić? Sprawić, żeby odsunął jak najdalej wszystkie te wątpliwości? A może to już bliskość jej ciała i to ciepło sprawiały, że przestawał znów myśleć trzeźwo? I kiedy poczuł ostrożny, niemal ulotny i tak szalenie nieśmiały dotyk jej warg w kąciku swoich, uśmiechnął się bezwiednie uchylając minimalnie usta, żeby musnąć jej drżącą wargę, kiedy wyszeptała jego imię. Powoli, jakby było ciężkie niczym ołów, podniósł powieki i nieprzytomnym spojrzeniem wpatrzył się w jej wielkie, lśniące źrenice.
Ja – powtórzył po niej. Ja ciebie też błysnęło w jego głowie jak grom zagłuszając hukiem wszystkie inne myśli. Oddychał tak płytko, że miał wrażenie, że powietrze nie dociera do płuc, ale nie liczyło się nic poza Ophelią. Poza jej bliskością i ciepłem, poza zapachem jej ciała i włosów, w które zaplątał palce błądząc dłonią po jej szyi i policzku, kiedy odruchowo przejechał kciukiem po jej wciąż rozchylonych lekko, rozgrzanych wargach. Przywarła całą sobą do drzwi a on... On przywarł do jej ciała opierając się czołem o jej, żeby po chwili przysunąć się bliżej jeszcze i przycisnąć napięty brzuch do jej. I dopiero, kiedy wyrwała się jej ta tak cholernie niechciana uwaga, zacisnął znów oczy nabierając głębiej powietrze.
Nie!... Nie chciał jej wypuścić, ale czy miał prawo oczekiwać, żeby została? Żeby posunęli się o krok za daleko jednak? Nagle wszystkie myśli i wątpliwości, wszystkie pragnienia i obawy zaczęły bombardować jego świadomość w chwili, w której był gotów wpić się w jej przyjemnie miękkie, jedwabiście gładkie usta i zamiast to zrobić zupełnie bezwiednie nacisnął na klamkę uwalniając ją z uścisku własnych ramion. Nie wiedział jak to się stało, ale chciał wyjść zaraz za nią, ale jedyne co zrobił — sam nie był pewien jak — uderzył się rantem drzwi w twarz.
Schlag! – Zaklął, wydawało mu się, że pod nosem, i przycisnął natychmiast rękę do ust i coraz bardziej czerwonego policzka. Jak to zrobił? Nie wiedział. Nie był pewien. Jedyne co czuł to ból rozchodzący się od czoła i ust w stronę nosa i policzków i wciąż to przyjemne ciepło bijące od Ophelii. I przez chwilę słyszał tylko szum krwi i bicie serca w głowie; minęła chwila zanim dosłyszał jej głos. Uchylił bardzo ostrożnie, żeby nie uderzyć jej, jeśli stała po drugiej stronie, drzwi i nie mając śmiałości popatrzeć na Ophelię ze wciąż przymkniętymi drżącymi powiekami, wysunął się przez szparę w drzwiach wciąż przyciskając dłoń do twarzy. Nie był pewien czy nie czuł w ustach metalicznego smaku krwi, korty znał za dobrze, żeby go nie rozpoznać a mimo wszystko nie był pewien.
Nic się nie stało – powtórzył siląc się na uśmiech, którego nie miała szans zobaczyć pod jego dłonią dociśniętą do ust. I tylko to nieprzyjemne, lepkie ciepło spływające gdzieś sponad brwi... Pozwolił sobie na zdecydowanie za dużo i los postanowił mu przypomnieć, gdzie jest jego miejsce — był tego niemal pewien.
niesamowity odkrywca
m.
fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
Widziała przecież, że dojrzał, zmienił się, że był już mężczyzną – a równocześnie gdy patrzyła mu w oczy, wciąż widziała tego małego chłopca. Małego, ale od zawsze sporo wyższego od niej, na tyle, że to on sięgał na wyższe półki, a gdy już podrośli i stał się silniejszy, podsadzał ją po jej ulubiony kubek, a ona rumieniła się, gdy przypadkiem podwijał nieco łokciem jej koszulkę, odstawiając na ziemię. Ten dziwny dualizm sprawiał, że jeszcze trudniej było jej zdecydować, jak powinna go traktować. Nie byłoby przecież niczym dziwnym, gdyby pożądała faceta, który miał taki uśmiech i z taką łatwością odnajdywał jej wrażliwe punkty – ale pożądanie przyjaciela z dzieciństwa wydawało jej się już niewłaściwe. W końcu pamiętał jej różowy kask na rower, pamiętnik z naszytymi cekinami i rząd pluszaków na łóżku, które towarzyszyły jej nawet wtedy, gdy stała się już nastolatką i słyszała od koleżanek, że powinna znaleźć sobie chłopaka, a nie spać z misiem. Nie chciała wtedy szukać chłopaka. Gdyby miała wymienić na coś tego nieszczęsnego misia, chciałaby zasnąć w ramionach Andrew. Przytulona do jego piersi. Przez lata nic się nie zmieniło.
Wtedy jednak jeszcze nie działał na nią tak mocno. Zdarzały się ukłucia pożądania, słodki ucisk zaciekawienia – ale nie miała wrażenia, że wszystko w niej niemal miażdży się w żelaznym uścisku. Teraz czuła, że jeszcze chwila, a osunie się w jego ramiona, przytłoczona tym bolesnym napięciem i zaskakiwana kolejnymi dreszczami. Bała się, że teraz nie mogłaby spokojnie przy nim usnąć. Ciepło jego ciała ją rozpraszało, sprawiało, że jej myśli rozbiegały się we wszystkie strony i w końcu zaczynały wracać z obrazami jego ciała. Teraz, gdy już go zobaczyła, wiedziała, że długo nie da jej to spokoju. Delikatne muśnięcie jego wargi wydawało się złudzeniem, ale tak słodkim, że uczepiła się tej fantazji z nadzieją, że powstrzyma ją przed… zakazanym czynem. Czuła jego napięty, twardy brzuch, słyszała jego oddech i zrozumiała, że nigdy nie byli bliżej. Nie w ten sposób. Dotarło do niej, że oboje marzyli o tym samym. O czułym, ale namiętnym splocie ciał, dotyku nagiej skóry, smaku swoich warg, brzmieniu własnego imienia w cichym jęku albo westchnieniu. Chciała już spełnić to pragnienie, zapomnieć się, w końcu stracić kontrolę - gdy nagle musiała gwałtownie złapać równowagę i zrobić krok do tyłu, gdy otworzył drzwi. Głęboki, szybki wdech na chłodniejszym od łazienki korytarzu otrzeźwił ją nieco. Co ona właściwie chciała zrobić?
Chciała przeprosić, ale zanim zdążyła zamrugać, odzyskać ostrość widzenia, słyszała już jego przekleństwo i gorąca atmosfera rozpuściła się do końca. Cofnęła się jeszcze o krok, by oszacować sytuację, a gdy w końcu wyszedł z łazienki i stwierdził, że nic się nie stało, nie powstrzymała się i zaśmiała krótko, ciepło – choć zaraz zamilkła, wiedząc, że tak nie wypada. Ale on zawsze tak mówił. Niezależnie od tego, ile krwi się waliło, twierdził, że to drobiazg. Jej waleczny, piękny, kochany Andrew. Przygryzła wargi i przyjrzała się mu uważnie, ale krótko, nie zamierzając trzymać go tu w takim stanie. – Siadaj w salonie. Zaraz będę – zdecydowała spokojnie i zaraz znalazła w łazience apteczkę. Czuła tu jeszcze jego zapach i przez sekundę miała wrażenie, że widzi jego odbicie w lustrze, ale nie. Zostały tylko mokre odciski stóp na dywaniku i trochę kropel wody na podłodze.
Wiedząc, że jest pod wpływem alkoholu i może nie do końca zdawać sobie sprawę z pełni bólu, przyspieszyła nieco ruchy, wpadła jeszcze do kuchni po lód i zaraz była już przy Andrew na kanapie, nie przejmując się wyraźnie rozchełstanym już szlafrokiem i tym, że on sam był wciąż tylko przepasany ręcznikiem. Zawsze była dobrą pielęgniarką. W końcu miała zostać lekarzem. Nic nie mówiła – delikatnie wplotła palce w jego włosy, by dobrze ustawił twarz. Delikatnie zmyła krew i odkaziła rozciętą brew.
Zęby masz całe? – spytała, zerkając na jego usta, gdy zakładała opatrunek w okolice brwi, ale szybko przeniosła spojrzenie znów wyżej, bo nieznośne mrowienie w brzuchu wracało zdumiewająco łatwo. – Wargę też rozciąłeś… – szepnęła z troską, bo najwyraźniej to krótkie zerknięcie było bardzo uważne. – Przytrzymaj lód przy policzku, żebyś cały nie spuchł – poprosiła, podając mu woreczek z lodem, i bardzo delikatnie, niemal nieśmiało, zajęła się jego ustami. Podbródka dotykała tak czule i delikatnie, że jej dotyk wydawał się jedynie wyobrażony. Uspokoiła się wyraźnie, gdy zobaczyła, że nie dolega mu nic szczególnego. Nic bardziej niebezpiecznego, niż zwykle. – Ostatnio się tak załatwiłeś, gdy Will zawołał za nami… za mną… pamiętasz? – spytała cicho, niepewnie, najwyraźniej nie umiejąc wykrztusić tego pytania, które sugerowało, że ją i Andrew mogła połączyć więź… erotyczna. Wtedy ją to zawstydziło i pamiętała ostrą reakcję Drew, a teraz? To było tylko jedno ze wspomnień. Może już bardziej ciepłe, niż gorzkie, bo wstawił się wtedy za nią, a ona, choć była zatroskana, to dziwnie dumna, że to na niej mu tak zależy. A opuszki delikatnie pieszczące teraz jego policzek i podbródek, gdy oglądała uważnie rozciętą odkażoną wargę, zdradzały, jak bardzo i jej zależało.

Andrew Swallow
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
Ophelia Crawford

Czy nie podzielali więc tych samych obaw? I..., tych samych zahamowań? Bo czy nie zastanawiał się wciąż czy miał prawo myśleć o niej w jakikolwiek inny sposób niż o najlepszej przyjaciółce? I czy nie robił sobie wyrzutów za każdym razem, kiedy wieczorem wpatrując się w roziskrzone wyobrażał jak leżąc obok obsypywała jego ramię, na którym musiałaby opierać głowę albo wyraźnie zarysowany obojczyk, o który zahaczałaby nosem tymi delikatnymi pocałunkami? Że opierała dłoń o jego pierś kreśląc na ciepłej, upstrzonej jak niebo nad ich głowami konstelacjami pieprzyków i piegów słów, które rozpoznawała przecież zawsze bezbłędnie, kiedy bawili się tak będąc dziećmi? Ile razy wypisywała na jego przedramionach, dłoniach czy chudych piszczelach tylko całe zdania? Że wtulała twarz w zagłębienie jego szyi chcąc zasnąć a on całując powieki Ophelii starałby się utulić ją w uścisku ramion. Ile razy po każdym z tych marzeń wyrzucał sobie, że nie ma prawa, że nie może tak o niej myśleć? Przecież wiedzieli dosłownie wszystko o sobie..., przecież się przyjaźnili i znali od dawna. Czy nie byli bardziej jak rodzeństwo? I dlaczego w ogóle w jego głowie pojawiały się te wszystkie myśli? Znajdował tylko jedną odpowiedź i zawsze tę samą — był przecież synem prostytutki, więc musiał być tak samo, jak całe jej otoczenie i świat, w którym żyła spaczony jak odbicie w krzywym zwierciadle. Nie mógł być — tak, jak inni chłopcy — normalny; wmawiał to w siebie a te wszystkie przytyki jedynie utwierdzały Drew w tym przekonaniu. I tylko strach, że mógłby spaczyć i ją powstrzymywał go przez te wszystkie lata przed jakimkolwiek śmielszym gestem — nie miał prawa ściągać jej na tę najgorszą stronę, na złą drogę, którą był pewien, że szedł od dnia kiedy przyszedł na świat. Że był na nią tak naprawdę skazany i obojętnie jak bardzo by się nie starał ostatecznie musiał skończyć właśnie na niej. I nikt przecież — tylko ona jedna i jedyna — nie wierzył, że mogłoby być inaczej.
Ledwie dosięgnął do jej ust..., ledwie ich dotknął swoimi i poczuł jakby przez całe jego ciało przeszedł elektryczny ładunek napinając każdy mięsień przez który przebiegał tylko mocniej, jeśli to w ogóle było jeszcze możliwe. I niemal zachłysnął się jej oddechem, który rozbił się o jego drżące wargi; tak cholernie nie chciał odsunąć się od niej chociażby o cal. Nie myślał już trzeźwo i to nie przez wypity alkohol; tego jednego był pewien. Napierał na Ophelię coraz mocniej, chociaż gdzieś z tyłu głowy mógłby przysiąc, że słyszał ten nieprzyjemny i zupełnie niechciany w tym momencie szept, który powtarzał, że nie może — tylko że nie pragnął niczego innego przecież. Bezmyślnie zacisnął dłoń mocniej na tej pieprzonej klamce i zupełnie nie spodziewając się, że może otworzyć drzwi zaparł się na ręce. Tak..., tak musiało do tego dojść; uświadomił to sobie przyciskając mocno dłoń do twarzy stając przed Ophelią z sączącą się powoli z rozciętej rantem drzwi brwi, krwią. – Nic mi nie jest – zapewniał tak, jak zawsze, kiedy musiała albo raczej chciała go opatrywać, bo nie potrafił zapanować nad wściekłością, którą wzbudzały w nim te wszystkie niewybredne komentarze; szczególnie jeśli były skierowane w jej stronę, bo do uwag rzucanych pod swoim adresem zdążył się już przyzwyczaić.
Nie – zaczął przeciągle. – Dość już nabrudziłem. Nabruździłem – dodał pod nosem mając nadzieję, że nie dosłyszała i chciał zagryźć wargi, kiedy sycząc niemal jak wąż, uświadomił sobie, że dolna pulsowała nieprzyjemnie w zgrubiałym miejscu dookoła rozcięcia, z którego także sączyła się krew. Dopiero, kiedy stanowczo, chociaż nadal tak samo ostrożnie, co przed chwilą całując go i obejmując, tym razem jednak popchnęła w stronę salonu, doszedł do kanapy, na którą ciężko opadł i odchylił głowę do tyłu, próbując dłońmi zetrzeć krew z nosa i brody zanim Ophelia pojawiła się przy nim i najdelikatniej jak tylko ona potrafiła, ustawiła twarz Drew pod odpowiednim kątem tak, że mógł patrzeć na nią jedynie spod na przymkniętych lekko powiek.
Tak..., jak zawsze – zaśmiał się i zaraz minimalnie skrzywił czując nieprzyjemne pieczenie pod brwią; wiedział, że to środek odkażający. – Najważniejsze, że nos i zęby są całe – zażartował i na moment zacisnął powieki, kiedy przycisnęła wacik nasączony tym samym środkiem do jego wargi. I ledwie powstrzymał się, żeby nie powiedzieć, że wolałby poczuć coś zupełnie innego niż to pieczenie, ale ugryzł się w język i zaciskając mocniej szczęki, przyłożył do policzka woreczek z lodem, który mu podała. Dotykała go tak, jak zawsze..., z tą niezrozumiałą, niedającą się dokładnie opisać troską i..., teraz był już pewien, że czułością, której nie potrafił wciąż zrozumieć. Czy raczej, którą bał się zrozumieć i w końcu uświadomić sobie, że może pragną tego samego..., od dawna a dla niej jest kimś więcej jednak wbrew wszelkiej logice i temu co mówili inni. Wbrew temu, co przypomniała mu wspominając tamtą chwilę pod szkołą. Zanim zmarszczył, mimo że to bolało, brwi zamrugał kilka razy i lekko odwróciwszy w bok głowę, przyznał cicho:
Pamiętam..., chyba aż za dobrze... Pamiętam, co wtedy powiedział. Wtedy i nie tylko wtedy... – Mówił coraz ciszej, jednocześnie coraz mocniej zaciskając drżące powieki. Nie chciał tego pamiętać i nie chciał, żeby ktokolwiek i kiedykolwiek jeszcze zwracał się do niej w ten sposób, dlatego powinien trzymać się od niej jak najdalej, bo przecież wraz z jego wyjazdem te docinki i kpiny musiały się skończyć — nie pisała o nich..., a wierzył, że napisałaby przecież. Tylko, co jeśli nie? Co jeśli nie chciała się skarżyć i sprawiać mu tym samym bólu, że chociaż wyjechał ona nadal była ofiarą wielu z tych wszystkich obelg, które tak dobrze znał i które słyszała wiele razy zadając się z nim? Nabrał powietrze i powoli odwrócił twarz z powrotem w jej stronę, wolno otwierając powieki i wpatrując się prosto w jej oczy. Czuł jak wciąż muskała palcami jego podbródek i próbując się uśmiechnąć, co kompletnie Drew nie wyszło, wydusił z siebie:
Wiesz, że nie... Nie mógłbym... Nie mógłbym nie zareagować wtedy. Wtedy. Teraz. – Plątał się w tych wszystkich niewypowiedzianych nigdy słowach, które nosili w sobie oboje przecież...
niesamowity odkrywca
m.
ODPOWIEDZ