kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
  • 04.
To był cholernie nieśmieszny żart, który nikogo nie rozbawił. Ani jej, ani Caspera, który miał trochę dziwną minę, kiedy Care opowiedziała mu o swoich wynikach. Ona też miała dziwną minę. Widziała ją w szybie samochodu i zastanawiała się, co właściwie się stało. W jednej chwili skakali ze skałek do sadzawki, świetnie się bawili, Caroline nie potrafiła opanować śmiechu. Pistachio biegał dookoła nich, merdając ogonkiem. Wydawało jej się, że lepiej być nie może. Nawet to dwunastoletnie uczucie, które żywiła do swojego przyjaciela przestało mieć aż takie znaczenie przy tym jak bardzo ten dzień był dobry. Po południu podjechali na farmę chlebowców. Care kupiła ich całą skrzynkę, ucieszona, że będzie mogła testować nowe wegetariańskie potrawy. Mieli tylko wpaść do przychodni odebrać jej wynik, a kiedy to zrobili, głupie miny stały się nieodłącznym elementem ich życia.
Care wzięła wolne w pracy i choć miała stawić się w szpitalu, żeby jeszcze raz zrobić badania, to nie zrobiła tego. Nie uroniła też ani jednej łzy, zamiast tego włączyła serial, turecki tasiemiec i leżąc w towarzystwie Pistachio, oglądała go i zastanawiała się, co dalej. Bo musiało być jakieś dalej. Cokolwiek. Nie odbierała telefonów, dawała znać Casperowi, że wszystko okej i dalej zaszywała się w pościeli.
Czwartego dnia podniosła się, wzięła prysznic i ubrała najładniejszą sukienkę. Pojechała do Giselle, bo musiała z nią poważnie porozmawiać. Giselle była lekarzem, chciała pokazać jej wyniki badań i upewnić się, że zostało jej jeszcze trochę czasu, żeby pozałatwiać chociaż jakieś sprawy. Tak naprawdę wiedziała, że otworzyłaby jeszcze restaurację, pod warunkiem, że chciałaby się w ogóle leczyć, a to leczenie zadziałałoby jakkolwiek, ale nadal zastanawiała się nad tym. Głupie, prawda?
Weszła do środka, nie pukając, bo to była sprawa wielkiej wagi. Na szczęście, Care nie panikowała. Była przyzwyczajona, żeby jakoś działać. Jakkolwiek. – Cześć. Możesz spojrzeć? Baba w przychodni powiedziała, że coś jest poważnie nie tak. Że to wskazuje na białaczkę? Czy ona postradała rozum? Czuję się jak rybka, jak… jak… koń, Giselle, naprawdę – powiedziała w końcu, usilnie próbując się nie rozkleić. Chyba trzy dni to za dużo by być silnym.

Giselle Farber
balon
martyna
pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
003.

friendly talks
{outfit}
Była w kropce. Od kilkunastu dni spóźniała się, ale jakoś ciężko było jej przyjąć do wiadomości to, że źródłem opóźnienia mógłby nie być stres. Nie mogła być przecież w ciąży, prawda? Nie mogła być na tyle nieostrożna, aby wpaść, kiedy nawet nie miała życiowego partnera. Właśnie dlatego w to nie wierzyła. Zawsze miała się przecież za mądrą, rozważną dziewczynę, która twardo stąpała po ziemi. Jedyny błąd, jaki popełniła, to ulokowanie uczuć w przyjacielu, który nie był w stanie ich odwzajemnić. Tylko to zrobiła źle, a jednocześnie nie uważała, aby to kwalifikowało ją do kary, którą mógłby zesłać na nią wszechświat. Nie mogła być w ciąży. Nie mogła. A jednak od kilku minut wpatrywała się tępo w kartonowe opakowanie, w którym znajdował się test ciążowy. Nie odważyła się go jeszcze zrobić, a wszystko przez to, że cholernie bała się, że plastikowy patyczek pokaże dwie kreski.
Gdy usłyszała, że otworzyły się drzwi, wpadła w panikę. Nie spodziewała się gości, a miała przecież świadomość tego, że bez pukania wchodziły tu wyłącznie osoby, z którymi była naprawdę blisko. W tym Dion. Nie chciała natomiast, aby on przyłapał ją z tym cholernym testem, bo wówczas niczego nie mogłaby już przed nim ukryć. Musiałaby powiedzieć mu o swoich obawach, a nie chciała tego robić, ponieważ naprawdę mocno łudziła się, że był to fałszywy alarm. Nie chciała, żeby to postawiło ich w dziwnej sytuacji, albo, co gorsze, zniszczyło ich przyjaźń. Na widok Care odetchnęła więc z ulgą. - Przestraszyłaś mnie - rzuciła, zasuwając niewielką szufladę, do której uprzednio wrzuciła test. Słowa blondynki sprawiły, że ściągnęła ku sobie brwi. Od razu wyciągnęła dłoń po świstek papieru, który był źródłem niepokoju blondynki. - Poziom limfocytów i trombocytów rzeczywiście nie wygląda dobrze - przyznała, po czym zagryzła nerwowo policzek od środka. - Ale to wcale nie musi być białaczka, Care. Badania krwi nie dają stuprocentowej pewności, to może być cokolwiek - zapewniła, nie chcąc, aby Caroline ugięła się pod obawami. Jeśli rzeczywiście działo się coś złego, potrzebowała pozytywnego nastawienia. - Dostałaś jakieś zalecenia? Powinnaś koniecznie zrobić usg jamy brzusznej, a jeśli ono wykaże coś niepokojącego, będzie konieczna punkcja. Mogę podzwonić i spróbować załatwić to w jak najszybszym terminie - zaproponowała, po czym usiadła na niewielkim krzesełku przy stole, jednocześnie nadal studiując wyniki przyjaciółki. Nie były idealne, ale mimo to nie musiały oznaczać nic złego. To jeszcze nie był wyrok.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
To też nie był najprostszy problem do rozwiązania. Bo choć mówi się, że ciąża to dar od boga i sama radość, to dla kogoś samotnego mogła stać się ciężarem. Dla kogoś, kto nie był na nią gotowy, kto w ogóle jej nie chciał, kto miał inne plany, to był problem. Nie oszukujmy się. Owszem, rozwiązania tego problemu były dwa. Pierwsze – pozbyć się go, co było znacznie bardziej drastyczne albo drugie – pokochać go. Dopiero wtedy przestanie nim być. Na szczęście, będąc obywatelką Australii, Giselle miała prawo wyboru. Ale przede wszystkim, nie powinna się obwiniać, bo mleko już się rozlało, a czasu nie da się cofnąć.
Care nie była gotowa na macierzyństwo, odsuwała je od siebie najbardziej jak się dało, bo gdzieś tam po cichu marzyła, że miłość jej życia obudzi się i wyzna jej swoje uczucia, bardzo podobne do tych, którymi ona darzyła jego. To było głupie, wierzyć, że kiedyś się to stanie, bo nie pozwalała sobie ruszyć w tej kwestii naprzód. Nie robiła niczego, bo czekała na kogoś, kto być może nigdy nie będzie jej w taki sposób, w jaki tego chciała. Co się z tym wiązało, nawet nie miała szansy na macierzyństwo, bo w jej życiu nie było nawet przypadkowego kochanka, a co dopiero kogoś, kto mógłby gościć w nim na stałe. I pewnie zastanawiałaby się nad tym dłużej, gdyby nie to, że problem, który pojawił się w jej życiu, był poważniejszy od jej głupich uczuć. – Przepraszam, po prostu… – przygryzła dolną wargę. To było naprawdę pilne. Dla niej. Nie pomyślała, że Giselle może być zajęta albo po prostu nie chcieć jej widzieć. Była, jednak tak przestraszona, że zupełnie nie myślała racjonalnie. – Nic nie dostałam. Miałam umówić się na wizytę, ale… jasna cholera, boję się – przyznała szczerze. To wszystko było dla niej tak trudne. Tym bardziej, że miała naprawdę świetne życie. Miała wszystko. Cudowną rodzinę, wspaniałego psa, kochanych przyjaciół (w tym Caspera) i najlepszą pracę pod słońcem, którą po prostu uwielbiała. Dlaczego akurat na nią musiał stoczyć się ten głaz, który Syzyf wtaczał na górę? Dlaczego nie mogła żyć tak jak dotychczas? – Czyli nie jest tak źle? – zapytała w głosie mając taką nadzieję, że była ona pewnie odpowiednikiem oczu Kota w Butach ze Shreka.

Giselle Farber
balon
martyna
pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
Rzecz w tym, że dwie opcje w przypadku Giselle zawężały się do jednej. Wiedziała, że aborcja była możliwością, a jednak sama nie potrafiłaby się ku niej skłonić. Choć potrafiła być chaotyczna, w życiu kierowała się konkretnymi zasadami, których nie byłaby w stanie złamać. Co gorsze, przez długi czas wydawało jej się również, że kierowała się rozsądkiem, dlatego myślała, że kiedy na teście ciążowym pojawią się dwie kreski, ona na to właśnie będzie czekała. Myślała też, że do tej pory jej życie uczuciowe będzie poukładane – albo inaczej – że w ogóle będzie istniało. W chwili obecnej ciąża nie była zatem wymarzonym scenariuszem, ale w porównaniu do problemu Care, nie była także końcem świata. Giselle mogła sobie z nią poradzić i mogła wyjść z tego cało, co jednak nie oznacza, że ani trochę jej to nie przerażało. Była przestraszona, a jednak teraz z łatwością ukierunkowała swoje myśli na coś innego.
- Nie przepraszaj - odparła od razu, delikatnie kręcąc przy tym głową. Miała własne problemy, to prawda, a jednak nie uważała, aby którykolwiek z nich był bardziej pilny niż to, co zaprezentowała jej blondynka. Giselle nie była egoistką, nie spoglądała wyłącznie na czubek własnego nosa, a kiedy ktoś, kto był jej bliski, wpadał w tarapaty, pragnęła gnać mu na ratunek. Jedną z takich osób była właśnie Caroline, której Farber nie zamierzała odmawiać pomocy. A ona nie musiała przepraszać za to, że jej potrzebowała. - Dopóki nie wykonasz kolejnych badań, nie możesz zakładać najgorszego. Ale… trzeba brać pod uwagę taką ewentualność - dodała, wcale nie czerpiąc przyjemności z tego, co musiała jej powiedzieć. Chciała trzymać się tylko tej pozytywnej myśli, ale przecież była lekarzem. Nie mogła mydlić jej oczu tylko dlatego, że była jej przyjaciółką. - Podzwonię i postaram się załatwić ci wizytę u porządnego specjalisty jak najszybciej, dobrze? Do tego czasu spróbuj się tym nie martwić. To równie dobrze może być skutek złej diety - zapewniła, po czym podniosła spojrzenie na blondynkę i wyciągnęła w jej stronę dłoń, w ten sposób chcąc okazać jej swoje wsparcie. - Jadłaś coś dzisiaj? - zapytała, nagle odczuwając tę dziwną potrzebę, aby się o nią zatroszczyć. Nie miało to jednak źródła w litości czy innych, mniej pożądanych przez drugą stronę emocjach. Nie, wynikały ze zwykłej troski, którą ją darzyła, bo była dla niej ważna. Chciała po prostu dać jej znać, że była obok, i że mogła na nią liczyć, jeśli tego właśnie potrzebowała.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Tak naprawdę, bez względu na to w jak złej sytuacji życiowej Care by była, też nie potrafiłaby się tak pozbyć problemu. Przez większość życia próbowała jakoś sobie ze wszystkim radzić – raz lepiej, raz gorzej. Jej przekonania nie pozwoliłyby na aborcję. Nie chodziło o wiarę, po prostu w środku czuła, że jest to skrajnie złe. Co nie oznaczało również, że pozwoliłaby sobie na negatywną ocenę przyjaciółki. Bo to, co dla niej było jakieś, dla kogoś mogło być zupełnie normalne albo zupełnie złe. Mogło być wiele powodów, dla których Giselle podjęłaby taką decyzję, a Care nie miała najmniejszego prawa się w to mieszać. Mogła ją tylko wspierać, bo przecież przyjaźniły się już tyle czasu, że nawet, jeśli miewały inne poglądy, to Care zawsze starała się ją zrozumieć.
Licytowanie się wagą spraw w tym momencie było bezsensowne. Każda z nich przeżywała jakąś swoją małą tragedię, dlatego Maclerie była gotowa się wycofać w każdym momencie, gdyby okazało się, że przeszkadza. Obie dziewczyny mocno się czegoś bały, ale Care przez całe swoje życie nie czuła tak ogromnego strachu jak ten w chwili obecnej. Patrzyła na Giselle, licząc na jakiś cud, pomyłkę, cokolwiek. – O… okej. To znaczy, że jest takie prawdopodobieństwo. W porządku. Sprawdzę to – odpowiedziała. Co innego mogła zrobić? Miała do wyboru działanie albo poddanie się, a Caroline nie należała do ludzi, którzy siedzą z założonymi rękami. Planowała zająć się wszystkim, kiedy tylko nabierze odrobinę więcej odwagi. – To na pewno nie jest zła dieta – westchnęła. Przecież ona była kucharzem, najlepszym kucharzem w okolicy i gotowała wyłącznie z najlepszych produktów tylko najlepsze jedzenie. Nie dałaby swoim klientom czegoś, co mogłoby im zrobić jakąś krzywdę. A przecież jej praca składała się z próbowania, doprawiania i ponownego próbowania. – Ale dziękuję – powiedziała, bo dużo dla niej znaczyło to, co robiła Farber. Naprawdę. Po prostu jeszcze w to wszystko nie wierzyła. Bycie tutaj w takiej sprawie wydawało się nierealne. Uścisnęła rękę przyjaciółki i wzięła jeszcze jeden głęboki wdech. – Raczej nic nie przełknę, ale ty jedz, śmiało – odpowiedziała. Pewnie normalnie zaproponowałaby, że coś ugotuje – tak dużego fisia miała na punkcie swojej pracy, ale teraz chyba nie miała na to siły. Jakby te wyniki badań automatycznie przepowiedziały chorobę, a ta choroba odebrała jej pięćdziesiąt procent energii, kiedy normalnie miała jej nad wyraz dużo. – A ty? Byłaś trochę nieswoja jak przyszłam – chyba nauczyły się przy sobie nie owijać w bawełnę, więc Care nie chciała tego robić.

Giselle Farber
balon
martyna
pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
Z nieplanowanym rodzicielstwem bywało różnie, podobnie zresztą jak z decyzjami, które podejmowali przyszli rodzice. Giselle nie uważała aborcji za najgorsze zło świata, ponieważ była zdania, że w niektórych przypadkach była dobrym wyjściem, czasami wręcz koniecznym, by ocalić życie kobiety, ale na pewno nie uważała jej za coś w rodzaju antykoncepcji. Była dorosłym człowiekiem, który powinien brać na barki odpowiedzialność za własne czyny, więc jeśli rzeczywiście powinęła jej się noga, planowała zachować ciążę, a później także wychować to dziecko. Nie wiedziała jeszcze jak, nie wiedziała z kim – może zrobi to sama? – ale na pewno planowała stanąć na wysokości zadania. Nie byłaby sobą, gdyby postąpiła inaczej.
Pokiwała lekko głową. Naprawdę chciała znaleźć coś, co odpowiednio by ją pocieszyło, ale miała wrażenie, że teraz była całkowicie bezradna. Nie mogła przecież poklepać blondynki po plecach i powiedzieć, że to z całą pewnością nic takiego, ponieważ wyniki sugerowały, że może dziać się tam coś niedobrego. Choć nie chciała jej martwić, nie chciała też, aby Care zbagatelizowała to, co wykazały jej badania. Musiała podejść do tego z rozsądkiem, a jednocześnie nie popaść w panikę. Dopóki nic nie było przesądzone, nie było powodów do obaw. I może sobie Giselle również powinna to powiedzieć? W końcu to ona od kilkunastu minut wpatrywała się w nieotwarty jeszcze test ciążowy, już teraz zastanawiając się nad tym, co powie Dionowi, jeśli okaże się, że jednak wpadli. - Właściwie chyba też nie jestem głodna - przyznała całkiem szczerze. Miała wrażenie, że gdyby nawet siadła teraz przed talerzem obiadu, nie przełknęłaby ani kęsa. Nie była w stanie, ponieważ wszystkie jej wnętrzności skręcały się ze stresu. Była przerażona konsekwencjami tego, co ostatnio nawyczyniała. I teraz, kiedy Care postanowiła o to zapytać, to uczucie tylko się nasiliło. Zanim cokolwiek powiedziała, nerwowo oblizała dolną wargę. - Och, Care, jestem taką kretynką - jęknęła, po czym wydęła usta i spojrzała na przyjaciółkę, wyglądając najpewniej jak uosobienie chaosu i rozpaczy. - Chyba zrobiłam coś bardzo, baaaaaardzo głupiego - przyznała, omiatając twarz blondynki spojrzeniem. Trochę obawiała się wypowiedzieć swoje obawy na głos, ponieważ miała to irracjonalne poczucie, że w ten sposób tylko przybliży się do tego, że stanie się ona czymś realnym. Dopóki nie wykonała testu, mogła jeszcze łudzić się, że ciąża nie wchodziła w grę, ale kiedy tylko po niego sięgnie, a ten wskaże dwie kreski, nie będzie już żadnej nadziei, której dalej mogłaby się tak kurczowo trzymać.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Chodziło o aborcję jako metodę na pozbywanie się niewygodnego problemu. Owszem, były szczególne sytuacje, ale Care, na przykład w swoim przypadku, nie brała ich pod uwagę. Głównie dlatego, że odrzucała takie momenty na bok. Jeśli coś musiało się wydarzyć i działo się w jej życiu, a ona nie potrafiła znaleźć sposobu, żeby to naprawić, to nie miała innego wyjścia jak po prostu na to przystać. Zazwyczaj, jednak uparcie parła do przodu, by pozbywać się komplikacji ze swojego życia. Tym razem też zamierzała to zrobić i wiedziała, że czas odegra tu kluczową rolę. Czas i jej samopoczucie. Bo jeśli nie byłaby gotowa do walki, pozwoliłaby chorobie przejąć nad sobą kontrolę, to prędzej czy później przegrałaby. Przegrana nie leżała w jej naturze. Miała jeszcze tyle planów, rzeczy do zrobienia, nie mogła i nie chciała myśleć, że to coś poważnego, bo jej życie zatrzymałoby się w momencie, w którym nadałaby chorobie jakąś ogromną wagę i skupiła wyłącznie na niej. A chciała restauracji, chciała Caspera, chciała jeszcze wielu rzeczy, na które musiała zapracować. Dlatego podniosła się z miejsca, może trochę zbyt buntowniczo, ale chciała udowodnić Giselle i samej sobie, że to nie jest pieprzony koniec. – Wiesz… mogę nam coś zrobić albo możemy coś zamówić. Jedzenie jest najlepsze na wszystko, mówił ci to ktoś? – spojrzała na Farber i uśmiechnęła się. – Pewnie ja, jakiś milion razy – zażartowała. Próbowała jakoś rozładować tę kiepską atmosferę, którą tu stworzyła, bo nie miała pojęcia, że jest coś, co gryzie Giselle. Kiedy jednak przyjaciółka ogłosiła, że jest kretynką, ponownie usiadła i skupiła się na niej, czekając aż rozwinie swoją myśl. – Co się stało? – powiedziała w końcu, bo czekała tyle czasu, oczekując jakiejś strasznej nowiny, a okazało się, że Giselle postanowiła potrzymać ją trochę w niepewności. Care nie lubiła się tak bawić. Po pierwsze – martwiła się, a po drugie – była szalenie ciekawska. – Nie mów, że kogoś zamordowałaś i musimy zakopać ciało albo nie wiem, że wysłałaś jakiemuś mężczyźnie, który cię uwiódł przez internet jakąś kolosalną sumę pieniędzy albo… – zatrzymała się, bo te pomysły chyba zakrawały na komedię, a mina przyjaciółki nie wyglądała szczególnie szczęśliwie.

Giselle Farber
balon
martyna
pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
Choć ich problemy były tak różne, w rzeczywistości znajdowały się w zgoła identycznym położeniu. Obie musiały zmierzyć się z sytuacją, o którą wcale nie prosiły, i która, jeśli stanie się realna, całkowicie zmieni ich życia. Giselle była przerażona, choć przecież ciąża nie była końcem świata. W przeciwieństwie do choroby, która mogła okazać się nieuleczalna. Myśl o tym sprawiła, że zdenerwowała się jeszcze bardziej. Miała na głowie swoje sprawy, własne zmartwienia, a jednak nie umiała przestać myśleć o wynikach, które Care pokazała jej przed chwilą. Może zabrzmi to egoistycznie – bo była egoistką, ok, cholera, kto nie jest? – ale nie chciała, żeby jej przyjaciółka chorowała, ponieważ naprawdę jej teraz potrzebowała. Potrzebowała, żeby ktoś był obok niej i trzymał ją za rękę podczas tej trudnej przeprawy, jaką mogła okazać się ciąża. Bo owszem, obawiała się, że na nikogo innego nie mogłaby teraz liczyć. Na pewno nie na Diona, który, przez fakt, że mógłby okazać się ojcem, na pewno nie byłby w stanie wspierać jej odpowiednio. Nie tak, jak ona by tego potrzebowała. Ta wpadka miała między nimi przeogromnie namieszać. - Och, wierz mi, wcale nie jest - wtrąciła. Może nie były to wcale poranne mdłości, a jedynie skutek zdenerwowania, ale Giselle nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdyby tylko stanęło przed nią jedzenie, natychmiast by zwymiotowała. Nerwy ściskały ją w żołądku i nie było nic, poza testem, co mogłoby jej pomóc te nerwy zniwelować. Zanim odpowiedziała na jej późniejsze pytania, jęknęła przeciągle. - Chciałabym - o ile prostsze byłoby jej życie, gdyby chodziło tylko o pieniądze? Zwłoki pewnie też łatwiej byłoby ukryć niż to, że wpadła z przyjacielem. - Myślę, że mogę być w ciąży - rzuciła w końcu, po czym nerwowo zagryzła dolną wargę. - Ale nawet nie to jest najgorsze, Care - dodała po chwili, po czym gwałtownie poruszyła się na krześle. Wciągnęła głębiej powietrze i ukryła twarz w dłoniach. - Spałam z Dionem, zrobiło się dziwnie, a on wrócił do swojej dziewczyny - powiedziała to wszystko na jednym tchu, jakby w ten sposób miała zmniejszyć uczucie ogarniającego ją zażenowania. Nie zmniejszyła. To nadal dawało o sobie znać dość intensywnie, a choć mawiało się, że zrzucony ciężar czasami pomaga poprawić samopoczucie, wcale nie poczuła się lepiej. Nadal cholernie obawiała się tego, co miał pokazać ten przeklęty test.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
To były nieodwracalne zmiany. Giselle już zawsze będzie towarzyszył mały człowiek, który pokaże jej świat w zupełnie innej perspektywie. Care też już częściowo miała inaczej oglądać postrzegać swoje życie, bo pewne zmartwienie dotyczące jej zdrowia już nigdy jej nie opuści, ale wyjdzie z tego doświadczenia silniejsza, cokolwiek by to było. Ciężko było przyjąć pewne kwestie do wiadomości i pogodzić się z nimi, ale skoro już były, to trzeba było stawić im czoła w najlepszy sposób. Jednocześnie, choć musiały walczyć ze swoimi sprawami, to nie było takiej możliwości, żeby Care nie wspierała Giselle, z czymkolwiek było jej źle. Nie miała zamiary dać chorobie (jaka by ona nie była, zwykła infekcja, czy rzeczywiście pieprzona białaczka) zwojować jej życie na tyle, by nie mogła być dla ludzi, których kochała. Może to było głupie myślenie, skoro nie miała pojęcia, co ją czeka, ale naprawdę chciała w to wierzyć. – Zrobiło się poważnie – westchnęła. W tym momencie postanowiła zamilknąć. W życiu Giselle działo się coś naprawdę ważnego i swoją głupią gadaniną nie chciała jeszcze bardziej zepsuć przyjaciółce nastroju. Zawsze próbowała rozładowywać atmosferę idiotycznymi żartami, ale wiedziała, że następują takie momenty, kiedy po prostu wypada być cicho. – W ciąży? Hm… to… dobrze czy tak nie bardzo? – wtrąciła cicho, bo nie wiedziała czy powinna gratulować czy lepiej nic nie mówić. W porządku – nic nie mówić.
- A Dion o tym wie? To znaczy, o dziecku? Bo to jego, tak? – zapytała. Nie znała go zbyt dobrze. Wiedziała, że w życiu Farber jest mężczyzna-przyjaciel, ale cóż, w tym temacie była mocno sceptyczna. Choćby jej przyjaźń z Casperem – gdzieś zamieszały się w tym wszystkim uczucia. Przyjaźń z Calebem? Został jej mężem, a ich małżeństwo choć wydawało się tym, czego potrzebowała, to cóż, skończyło się. Care nie potrafiła tego odbudować, wiedząc, że jej mąż (mimo że sama nie była zbyt wierna emocjonalnie) spotykał się z kimś innym. To było frustrujące, bo nie chciała być psem ogrodnika, ale Caleb ją… jawnie zdradzał. To było dziwne i nigdy nie powinno mieć miejsca. Przyjaźń damsko-męska istniała tylko chyba w jakichś szczególnych wypadkach, ale nie w momencie, kiedy obie strony były wolne lub pozbawione zobowiązań. – I to już pewne na sto procent? Będę ciocią? – no nie mogła się nie uśmiechnąć, bo dla niej to była fantastyczna wiadomość!

Giselle Farber
balon
martyna
pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
Teraz, kiedy życie ich obu zaczęło się komplikować, musiały być dla siebie wsparciem. To przecież nie tak, że Giselle zamierzała skupić się wyłącznie na własnym problemie, a te, które dotykały jej przyjaciółki, zbagatelizować. Nie, pragnęła wspierać ją w tej przeprawie, ponieważ Care była dla niej ważna, a co za tym idzie, bardzo martwił ją jej los. Potrzebowała też rozproszenia, choć wolałaby dalej funkcjonować bez niego, niż musieć mierzyć się z możliwością choroby przyjaciółki. Giselle naprawdę liczyła na to, że wszystko rozwiąże się natychmiastowo – że umówione w najbliższym czasie wizyty wskażą na to, iż wyniki były wyłącznie fałszywym alarmem. Nie chciała przecież, żeby Caroline była chora, bardziej nawet niż nie chciała tej ciąży. Z nią byłaby w stanie jakoś się uporać, stawić jej czoła. Z całą resztą niekoniecznie.
Pokręciła lekko głową. Nie, ta ciąża zdecydowanie nie byłaby dobrą wiadomością, nie w takich okolicznościach. - Nie zrobiłam jeszcze testu. Próbowałam zanim przyszłaś, ale cały czas brakuje mi odwagi - przyznała, po czym wypuściła głośniej powietrze. Nigdy nie miała siebie za panikarę; wydawało jej się, że kiedy pojawiało się jakieś wyzwanie, umiała stawić mu czoła, ale teraz udowadniała coś innego. Była przeogromnym cykorem. - To nie powinno się stać, na pewno nie teraz i nie w taki sposób. Przecież chciałam zostać kiedyś mamą, ale myślałam, że wtedy będę mieć stałego faceta i jakiś plan na przyszłość, a nie, że zaliczę wpadkę i nie będę umiała z tego wybrnąć - przyznała, dopiero teraz zastanawiając się nad pytaniem, które Care wcześniej jej zadała. Czy to dziecko było Diona? Do tej pory brała pod uwagę głównie tę możliwość, ale ta nie była przecież jedyna. Kiedy się nad tym zastanowiła, spróbowała na szybko przekalkulować sobie w głowie odpowiednie terminy. Nie zdołała jednak zrobić tego porządnie, bo nagle ogarnęło ją zdenerwowanie. Przecież drugą możliwością był brat dziewczyny, której właśnie się zwierzała. Cholera, jak mogła do tego stopnia skomplikować swoje życie? - Nie jestem pewna, czy to rzeczywiście byłoby dziecko Diona, Care - odezwała się po chwili milczenia, a później zacisnęła usta w wąską linię. Co więcej miała powiedzieć? Tak się składa, że zaliczyłam też twojego brata? Czuła się z tym koszmarnie. - Boże, jestem chodzącą katastrofą - jęknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach. Szkoda tylko, że to ani trochę nie pomogło jej w zwalczeniu uczucia wstydu, która atakowało ją teraz ze zdwojoną siłą.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Obie czekała ciężka przeprawa. Care wiedziała, że są to sprawy, które mogą sprawić, że każda z nich zajmie się własnymi, by nie obciążać tej drugiej. Taka możliwość też istniała. Bo Care już żałowała, że obarczyła czymś tak poważnym Giselle w momencie, kiedy nad jej głową również pojawiła się czerwona lampka. Obie musiały wszystko sobie poukładać, zdecydować o jakimś planie działania i rzeczywiście zadbać o siebie. To nie oznaczało, że chciała zostawić Farber w potrzebie czy że sama chciała się z tym wszystkim mierzyć. Nie, ale potrzeba tu było złotego środka, bo sprawy były tak poważne, że dziewczyny musiały się skupić wyłącznie na sobie.
- To zrób go teraz – powiedziała, rozkładając ręce. Była gotowa, żeby pomóc jej się z tym zmierzyć. – Będę tu, mogę zerknąć, jeśli sama się boisz – próbowała jakoś ją pocieszyć, wesprzeć ją najlepiej jak umiała. Nie wiedziała czy to w ogóle przynosi jakikolwiek skutek. Nie dziwiła się całej tej panice, sama również spanikowała, kiedy dowiedziała się, że coś jest nie tak, choć jeszcze nie wiedziała właściwie co. Nie potrafiła podnieść się z łóżka ze strachu, co może na nią czekać, kiedy już to zrobi. Dlatego mogła tylko współczuć Giselle. – Wiesz, czasami to, co nam się wydaje najgorszą rzeczą na świecie, później okazuje się najlepszą. Wiem, że to takie czcze gadanie, ale kiedy spojrzysz w przeszłość, zorientujesz się, że jest w tym trochę prawdy – powiedziała. Nie chciała rzucać frazesami, ale sama również czasami zastanawiała się czy jest jakikolwiek sens w tym, co się działo. A później okazywało się, że tak. Uklękła obok niej i chwyciła dłoń przyjaciółki. – W porządku. Na szczęście żyjemy w czasach, kiedy możesz robić, co chcesz i nie będziesz za to potępiona. W dodatku w każdej chwili można zrobić badania genetyczne – będąca lekarzem Giselle na pewno miała o tym większe pojęcie niż Care, która opierała się na wiedzy z internetu. – Jesteś – zażartowała i roześmiała się. Chciała jakoś rozładować atmosferę, ale jednocześnie pokazać Farber jakiś jasny punkt tej sytuacji. – Chodź, zrobimy ten test. Może to tylko fałszywy alarm – powiedziała, podnosząc się z miejsca.

Giselle Farber
balon
martyna
pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
Nie chciała tego. Nie chciała, żeby musiały mierzyć się ze swoimi problemami w pojedynkę, ponieważ jak nikt inny, to właśnie Care nie zasługiwała na to, aby zostać ze wszystkim samą. Giselle potrzebowała mieć dla niej czas, ponieważ sama też potrzebowała wiedzieć, że jej przyjaciółce nic nie będzie. Dziecko w drodze nie było końcem świata – Farber mogła je urodzić, a później dalej wieść spokojne życie, choć to znacznie zmieniłoby się w porównaniu do tego, które wiodła teraz. W przypadku blondynki mogło być to utrudnione, ale o tym Giselle na razie nie chciała myśleć.
Podniosła spojrzenie na Care. Była przestraszona, a jednocześnie wiedziała, że musi zrobić ten cholerny test. I może rzeczywiście lepszym rozwiązaniem miało okazać się zrobienie go w towarzystwie osoby, która chciała ją wspierać? Szkoda tylko, że to wcale nie zmniejszyło zdenerwowania, które wywoływała w niej cała ta sytuacja. Nadal nie potrafiła uwierzyć, że mogła okazać się na tyle nieodpowiedzialna, że doprowadziła do takiej sytuacji. - Wiem, wiem, ale… Jeśli to rzeczywiście będzie prawda, to nie chcę pozbywać się tego dziecka. Nawarzyłam piwa i będę musiała je wypić, niezależnie od konsekwencji - przyznała, po czym nerwowo oblizała dolną wargę. Perspektywa rodzicielstwa nadal wydawała jej się dziwnie odległa, a ona wcale nie miała ochoty przyspieszać jej w czasie. Tak samo zresztą jak nie chciała musieć mierzyć się z doszukiwaniem się tego, kto był ojcem, ponieważ każda z możliwości była pod jakimś względem niedostatecznie dobra. - Dobra, zrobię go - zdecydowała, po czym również wstała i podeszła do szuflady, w której wcześniej schowała kartonik. Wyciągnęła z niej również kolejny, a potem bez słowa skierowała się w stronę łazienki. Kiedy przekroczyła jej próg, dopełniła odpowiednich procedur, a później dwa plastikowe patyczki odłożyła na łazienkową szafkę. Otworzyła drzwi przed Care i wpuściła ją do środka. - Będziesz musiała sprawdzić. Z moim pechem, jeśli sama po nie sięgnę, na pewno okażą się pozytywne - odezwała się, układając jedną dłoń na własnej piersi. Miała wrażenie, jakby serce miało jej zaraz stamtąd wyskoczyć, a wszystko przez przerażenie, z którym właśnie się mierzyła. W końcu to jej los ważył się właśnie na szali, a ona już teraz czuła, jak z nim przegrywa.

ODPOWIEDZ