przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Ludzie gadają.
Nawet w bibliotece ściany miały uszy i być może to niedokładne rozpoznanie terenu sprawiało, że plotka poszła dalej, podważając tym samym związek Val i Joan. W miejscu takim jak to, nikt nie zawracał sobie głowy wiernością czy innymi cnotami, mając na uwadze całe środowisko oraz elastyczne pole do manewru. Nikt nie wymagał od niej czystej monogamii pośród oportunistek, ale być może takie indywidualne podejście względem koleżanki z celi nieco mocniej nakreśliłoby pozostałym osadzonym kogo pod żadnym pozorem mają nie tykać.
- Przemyślę.
Nie sądziła, aby przerwa od schadzek bardzo jej zaszkodziła. Wręcz przeciwnie. Być może powinna przerzucić się na regularne treningi, co pomoże w przesunięciu na bok potrzeby dotykania drugiego ciała. Przy Joan potrafiła się powstrzymać – trzymać ręce przy sobie, do czego wcale nie potrzebowała walki z wewnętrznym „ja”. Zbyt mocno szanowała jej osobę, aby przynajmniej myśleć o naruszeniu delikatnej granicy komfortu. Nigdy nie zaakceptowałaby gwałtownego naruszenia czyjejś strefy osobistej, dlatego cieszyła się, że pomimo reputacji krążącej po więzieniu, Terrell nie bała się jej, a nawet pozwalała się obejmować. To sprawiało, że obie wypracowały między sobą bezpieczną relację, w której istnieje miejsce dla wyrażania emocji w komfortowy, a co za tym idzie – namacalny sposób, bez wprowadzania czynników seksualnych.
To nie powinno być nic skomplikowanego…
Przespała spokojnie całą noc na nieswojej pryczy, w międzyczasie, nieświadomie przylegając nieco ciaśniej do pleców Joan, kiedy ta na nowo objęła się jej przedramieniem.
Z materaca zwlekła się dopiero po godzinie czwartej, obudzona przez mały budzik i deszcz bębniący w okratowaną szybę celi. Jak podejrzewała, Joan wolała przedłużyć sobie odpoczynek, na co w pełni zasługiwała po wczorajszym, nieco słabszym dniu. Zmiana w kuchni jej nie ucieknie, czego nie mogła powiedzieć Warren, wciąż buszująca w magazynowej przestrzeni. Tym razem wolała zostawić dla młodej małą notatkę, opisującą dzisiejsze plany, których nie zdążyła przekazać we wczorajszej rozmowie, przerwanej przez kiepskie samopoczucie Joan.
Po śniadaniu idę do pielęgniarki, a później o wychowawcy. Nie martw się, jeśli zniknę ci kilka razy z oczu. Dasz radę przemycić jakaś słodką bułkę dla wspaniałej współlokatorki? I pamiętaj, nie musisz się zmieniać. Też cię taką lubię i dopilnuję, aby tak zostało
Zgodnie z zapowiedzią po śniadaniu, przeplatanym sugestywnym spojrzeniem Leah co do planu odgryzienia się Harper za poprzednie wyskoki, udała się do gabinetu pielęgniarki. Po krótkim opisie, związanym z bólami głowy, została skierowana na prześwietlenie, używane często w celu sprawdzenia przemycanych rzeczy przez osadzone. Zgodnie z diagnozą, nic poważnego nie stwierdzono, jak orzekł sam lekarz, wezwany kawałek czasu później. Warren miała zwyczajnie wyluzować, gdyż wydawanie osadzonym leków bez wyraźnych powodów nie było wskazane. Nie mogła liczyć nawet na głupie tabletki na poprawienie ogólnego samopoczucia, co z trudem przełknęła, powstrzymując gwałtowne reakcje do których rwało się ciało.
Musiała być grzeczna, bo w przeciwnym razie nie doczeka się warunkowego wyjścia, na które miała szansę. Oficjalnie usłyszała o tym z ust wychowawczyni Stokes - kobiety w średnim wieku o twarzy naznaczonej więziennym doświadczeniem. Aby przekonać komisję musiała jeszcze wypełnić odpowiedni papier, na kształt listu motywacyjnego, popierającego jej warunkowe zwolnienie. Do tego celu mogła pod okiem strażnika skorzystać z komputera, co wyraźnie ją podbudowało. Musiała tylko trzymać się tego postanowienia, wstrzymując się ze zdradzaniem Terrell przebiegu całej rozmowy z wychowawcą. Nie chciałaby jej zawieść, jeśli odrobinę by się potknęła, a tak, miała dodatkową motywację, aby zabłysnąć przed komisją i otrzymać pozytywną ocenę. To przecież nie może być takie trudne…
Z pozytywnym nastawieniem udała się na obiad, na którym Leah zaczęła opisywać szczegóły lekcji pokory dla Harper. Dziewczyna nawet się nie zorientuje, gdy skutecznie zetrą ten wykurzający uśmieszek z jej twarzy. Tak przynajmniej sądziła główna zainteresowana, znów zerkająca na Warren z lekkim powątpiewaniem.
- Coś się stało na tej rozmowie z wychowawczynią? - dopytała, prowokując bezpośrednie spojrzenie dziewczyny. - Rano wleczesz się do stołu jak smutna jak mops, a teraz… coś się zmieniło.
Machnęła ręką, jakby to nie było nic szczególnego.
- Byłam w międzyczasie w medycznym z głową i wyszło, że nic mi nie jest.
Summer westchnęła z udawanym zrezygnowaniem.
- A już myślałam, że wyślą cię do Wariatkowa i będę mieć spokój od tych twoich paranoicznych nawyków układania palet kolorami.
Cóż, nie tym razem.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Dziewiętnastka nieuchronnie się zbliżała, ale wcale nie czuła się dorosła. W poprawczaku dziewczyny chodziły nastroszone tak, jakby pozjadały wszystkie rozumy. Jakby posiadały wiedzę i doświadczenie osiemdziesięciolatka. Uważały się za najmądrzejsze i za najbardziej ogarnięte, a przecież tak naprawdę jedyne co wiedziały o życiu to jak ukraść towar ze sklepu, oskubać paru staruszków lub pobić własną matkę, bo ta nie chciała kupić im telefonu. W tym czuły się pewnie i doświadczone, ale o prawdziwym życiu nie wiedziały nic tak samo jak Joan. Gówno wiedziała o życiu na zewnątrz, o byciu dorosłą lub odpowiedzialną. Nigdy nie płaciła rachunków, nie wypełniania dokumentów do ubezpieczenia, nie pisała CV i gotowała tak, jak mogła się tego nauczyć w więzieniu. To ostatnie było chyba jedynym co dobrego stąd wyniesie. Całą resztę wiedzmy miała zerową i nawet czytanie o tym w książkach nie nauczy jej prawdziwego życia.
Tego się bała.
Ba, bała się wszystkiego.
Zawsze się bała.
Miała wrażenie, że nigdy nie przestanie czuć strachu i tego również się bała.
Błędne koło.
Siedząc w bibliotece dokończyła list do brata. Uznała, że dopisze parę słów zanim przekaże wszystko dalej. Jednocześnie miała otwartą książkę – o dziwo nie naukową. Ot, pierwsza lepsza z brzegu, którą z ciekawości zaczęła czytać, ale szybko zrezygnowała. Uznała jednak, że zabije sobie czas i po dokończeniu listu przeszła się między regałami w poszukiwaniu ciekawszej lektury. Dopiero na jutro zapowiedziano dostawę nowych książek, ale była cierpliwa. Cieszyła się, ale nie tupała nogami w miejscu, jakby nie mogła się doczekać. Przecież miała czas i nic lepszego do roboty.
Przyzwyczaiła się, że w wciągu dnia wyły alarmy. Kiedy dochodziło do nieprzyjemnościami z udziałem więźniarek włączano strasznego wyjca jednocześnie będącego nakazem dla wszystkich osadzonych, żeby te położyły się na ziemi i nie ruszały z miejsca. Tak pilnowano porządku i dzięki temu nie dochodziło do jeszcze większego chaosu. Dziś również – tylko raz – doszło do takiej sytuacji.
Zgodnie z zapewnieniem Warren starała się nie przejmować, kiedy straci ją z oczu. Gdzieś tam jednak z tyłu głowy czuła nieprzyjemne ukłucie. Nie widziała kobiety od obiadu i kiedy wróciła do celi Prii w niej nie było. Wyszła przed celę i spojrzała na jedyny wiszący w pomieszczeniu zegarek. Zbliżała się godzina liczenia, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Terrell, która nie dostrzegła Warren w najbliższej okolicy. Zajrzała do celi Summer, ale jej także nie było.
Co się dzieje?
Wracając usłyszała przedziwną rozmowę dwóch osadzonych zajmujących celę dwie dalej od jej własnej.
Joan zatrzymała się przy ścianie i nadstawiła uszu.
- Co to była za akcja! Pach. Trach. Tu w mordę tam w mordę. W sumie to nie wiem, bo mało widziałam, ale to było istne kung fu szaleństwo. Laski gadały, że z tą Harper to nie w kij dmuchać.
Słysząc imię konkretnej osadzonej Joan zamarła i szybko powiązała dzisiejszy alarm z opisanym wydarzeniem. Biorąc pod uwagę nieobecność Summer i Prii musiało stać się coś złego.
- Liczenie!
Cholera.
Szybko odwróciła się w stronę wyjścia z bloku, ale strażnicy już zaczęli liczyć. Nie wypuszczą jej. Nie było opcji.
Stojąc pod celą tupała nogą. To było coś, do czego nie miała cierpliwości. Chciałaby dowiedzieć się wszystkiego teraz, ale nawet próba zagadania do strażnika skończyła się fiaskiem. Nie chciał niczego powiedzieć. Mamrotał tylko o jakimś incydencie co potwierdziło przeczucia Terrell, że Pria brała w nich udział.
Jak niby teraz miałaby pójść spać? To będzie jedna z najgorszych nocy, które przeżyła w zamknięciu.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Metaliczny posmak krwi w ustach przebijał się stopniowo do świadomości, podobnie jak błysk latarki, drażniącej źrenice. Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, jak długo przebywała w medycznym. Głowa pulsowała w nierównym rytmie za sprawą nieregularnych rozcięć, udekorowanych zaschniętą krwią. Czuła się odsłonięta. Chłodne powietrze przedostające się z wentylacji intensywniej docierało do skóry głowy, poprzez wyraźnie zredukowaną ilość włosów. Ciężko powiedzieć, ile z nich zostało wyrwanych, a ile przyciętych za pomocą tępych nożyczek, noszących na powierzchni ślady rdzy.
Piekł ją nos, a sama głowa zdawała się ważyć tonę, kiedy siedziała na lichym, składanym krzesełku, łypiąc na zasychające, czerwone strużki, zdobiące przedramiona. Do karku nawet nie sięgała, czując nieprzyjemną lepkość przy szczycie kręgosłupa.

Nie potrafiła ukarać Harper. Nie chciała się zmieniać, dlatego sprzeciwiła się Leah, za co musiała ponieść karę. Widziała to przy poprzednich razach, z pespektywy obserwatorki widowiska. Czasami przykładała do nich rękę, brała czynny udział ze względu na słynne próby lojalności. Dzisiejszej nie przeszła. Skutecznie podkopała własny obraz w oczach dotychczasowej sojuszniczki. Sprzeciwiła się jej poleceniu i liczyła się z konsekwencjami, ale… nie w takiej formie i nie z ręki Helgi. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Stojąc wtedy w opustoszałej łazience ledwo zarejestrowała obecność wielkiej baby, tuz przed głuchym rąbnięciem głową o kant umywalki. Przez chwilę widziała podwójnie, słysząc w tle głos krztuszącej się Harper, podtapianej przez bezwzględną koleżankę Leah, powracającą niespodziewanie w łaski. Lola, nazywana Krakenem ze względu na spory, groteskowy tatuaż zawsze rwała się do bójek i zemsty wszelkiego rodzaju. Wpisywała się w stereotypowy, zdegenerowany obraz więźniarki, cuchnącej moralnym zepsuciem.
Nie mogła uwierzyć w przyjęcie Helgi w szeregi Leah. Jak powiedziała sama zainteresowana, chodziło jedynie o czysty zysk, a poza tym, babsko nie chowało dalej urazy po Grecie.
- Tak mi się odpłacasz za krycie tej posranej akcji w kuchni? Zawiodłam się na tobie.
Słowa Leah dudniły jej w głowie, przebijając się do receptorów razem z bólem, rozlewającym się po tyle głowy. Nie mogła zareagować wystarczająco szybko na szarpnięcie za krawędź koszulki, przy szyi. Potrząśnięto nią, jak szmacianą lalką, przedłużając nieprzyjemne sensacje z uderzenia głową o zlew. Bolały ją mocno zaciskane zęby i wszystko, od szyi w górę.
Światło jarzeniówek drażniło oczy, dopóki Helga nie pochyliła się na nią, zasłaniając tym samym rażący blask.
- Słyszysz mnie, Warren?! - paskudny głos odbił się od ścian łazienki. - Już nie jesteś taka waleczna, co? Łatwo spuszcza się wpierdol niższym od siebie.
Piła do sytuacji z Larą, czego Val nie zamierzała w żaden sposób komentować. Joan, Val i Lara były jedynymi uczestniczkami i tylko one wiedziały, co się wtedy wydarzyło i za to cwaniaczka dostała bęcki.
–Rozmowa z tobą będzie trudna.
Weźmie jeszcze jeden wdech i spróbuje ugryźć babsko w napompowane tłuszczem paluchy.
Była zbyt wolna.
Zniecierpliwiona Helga szarpnęła dłońmi na bok, wbijając twarz Warren prosto w łazienkowe płytki. Krew trysnęła z nosa, zupełnie, jakby ktoś odkręcił kranik pod ciśnieniem. Oczy momentalnie zaszły łzami, stopniowo mieszającymi się z czerwienią, płynącą z nozdrzy. Ledwo mogła zacisnąć dłonie w pięści. Zupełnie, jakby ktoś odciął jej połączenie między ciałem, a mózgiem.
- Wystarczy. Kończ to. Żadnego łamania kości, odcinania palców i trwałego okaleczania, rozumiesz? Ma być na chodzie.
- Rozumiem. To długo nie potrwa.
Znów usłyszała w tle rozpaczliwe dławienie Harper, czując, jak Helga zbiera w garść rozpuszczone włosy, udekorowane świeżą krwią. Wolną dłonią sięgnęła po zardzewiałe nożyce, schowane w kieszeni spodni.

- Ostrożnie - pielęgniarka przytrzymała jej ramiona, gdy szarpnęła się nagle, jak przy próbie wstania na równe nogi. Z miejsca by się wywróciła, robiąc tylko więcej bałaganu.
- Muszę wrócić do pokoju.
Nie rozpoznawała swojego głosu. Był zachrypnięty i obcy. Zaschnięte gardło, podrażnione przez krew skutecznie zniekształciło znajomy ton. Nie zamierzała tego roztrząsać. Musiała wrócić do celi i gdyby nie te przeklęte ciało, odmawiające posłuszeństwa, już dawno byłaby w drodze.
- Nigdzie nie idziesz, Warren. Wstrząśnienie mózgu oznacza dobową obserwację. Na blok wrócisz jutro. - strażniczka Bethany, stojąca niedaleko drzwi wejściowych, wtrąciła się do rozmowy. Ironia losu. Szukała specyfików na fantomowy ból głowy, a dzisiaj dorobiła się całego pakietu, z hospitalizacją włącznie.
- Może powiesz wreszcie, kto cię tak urządził?
Wolno przełknęła ślinę, zerkając na drugą osadzoną, siedzącą na krześle obok. W przeciwieństwie do samej Warren, nie miała na sobie żadnych obrażeń. Jej rola ograniczała się do zaprowadzenia poszkodowanej do medycznego skrzydła, czym nie do końca była pocieszona. Nerwowo zagryzała usta, unikając konfrontacji wzrokowej ze wszystkimi za wyjątkiem pielęgniarki.
- Summer?
Pokręciła krótko głową. Nawet sama Val nie wiedziała, jak dużo widziała jej koleżanka. Czy znajdowała się razem z Leah w łazience czy dopiero podążała na miejsce, wpadając nagle na Warren, wyrzuconą na korytarz, w fatalnym stanie.
Ostrożnie wzięła wdech, czując ucisk na klatce piersiowej. Nie mogła tak siedzieć, kiedy dookoła działy się dziwaczne przewroty. Powinna wziąć się w garść i natychmiast wrócić na blok. Summer to wyczuła o czym świadczyło krótkie uściśnięcie barku.
- W porządku, musisz odpocząć. Przekażę dziewczynom co i jak, spokojnie.
- Joan…
- Też. Nic nie mów.
Tyle musiało jej wystarczyć.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Prawie nie spała.
Martwiła się a w jej głowie powstawały najróżniejsze czarne scenariusze. W więzieniu, kiedy ktoś nie wracał do celi, to oznaczało tylko złe wieści. Nie było dobrych opcji nie licząc wyjścia z paki, ale o tym współlokatorka raczej na pewno by się dowiedziała. Pozostawały więc najciemniejsze wersje rzeczywistości, które opanowały umysł Joan.
Przewracała się z boku na bok, siadała, znów się kładła, krzyczała z twarzą wciśniętą w poduszkę, uderzała dłonią w ścianę albo w materac, płakała i powtarzała to wszystko w różnych sekwencjach nie umiejąc uspokoić głowy. Niby jak miałaby? Warren nie wróciła do celi a wciągu dnia rozległ się sygnał alarmowy. Stało się coś złego i nic nie mogła z tym zrobić. Tkwiła w małym pomieszczeniu z zerową wiedzą o tym co się stało i jak to odbije się na przyszłości. Co będzie jutro? Czy jeszcze kiedyś zobaczy Prie? Czy sobie bez niej poradzi?
Znała odpowiedź tylko na ostatnie pytanie pewna, że nie da rady w pojedynkę. Nie w taki sposób w jaki to mogła robić przy Warren. Musiałaby przejść do trybu przetrwania znów stając się czyimś przydupasem. To jej dobrze szło; da się sponiewierać, wykorzystać i manipulować byleby jakoś przeżyć do dnia wyjścia z więzienia.
Co z tego? Nawet jeśli jej się uda dotrwać do końca odsiadki to w środku będzie zbrukana poczynając od teraz. Serce jej się łamało na samą myśl o tym, co mogło się stać Prii. Nawet nie chciała brać pod uwagę najgorszego, ale i te obrazy pojawiły się przed jej oczami, co totalnie nią wstrząsnęło i załamało.
Nie przetrwa tutaj.
Nie zwlekała. Czekała, aż będzie mogła wyjść z celi i gdyby tylko mogła to biegłaby przed siebie. Olała prysznic i poranną toaletę. Napotykając pierwszego strażnika zaczęła go pytać o Warren, ale ten milczał jak grób tak samo jak wczoraj. Ruszyła w stronę medycznego wciąż oglądając się za siebie, jak spłoszona łania, przez co wpadła na kolejnego klawisza. Odbiła się od jakiego wielkiego ciała i wbiła zaskoczone spojrzenie w jego złą twarz. Bała się, że teraz posądzi ją o napaść, ale całe szczęście skończyło się na upomnieniu i nakazie ruszenia się do roboty. Terrell zwlekała znów próbując pytać o Warren, ale ta jedna wpadka zaprzepaściła jej szansę. W odpowiedzi dostała kolejne upomnienie, że powinna pójść do kuchni. Było jeszcze za wcześnie, ale strażnika to nie obchodziło. Każdy miał tu swoje miejsce w szeregu.
Najszybciej jak się dało przeszła do kuchni, w której dosłownie się schowała. Nie mogła czuć się tu całkowicie bezpiecznie, ale gdyby ktoś na nią czyhał to na pewno nie spodziewałby się, że już była w miejscu przydzielonej pracy.
Kiedy przyszły inne osadzone starała się zachowywać normalnie. Wolała im nie pokazywać, że coś się stało. Nigdy nie miała problemów z kobietami z kuchni, ale wolała nie przekonać się, czy nieobecność Warren coś zmieni. Czy nagle komuś coś odbije i się do niej dobierze? Cholera jedna wie..
Próbowała wymigać się z pracy przy wydawaniu jedzenia, ale miała małą siłę przebicia. Z jednej strony miała możliwość rozejrzenia się po jadali, ale z drugiej czuła się wystawiona jak na talerzu. W więzieniu nigdzie nie było bezpiecznie.
Ciężko było jej skupić się na wydawaniu jedzenia. Cały czas rozglądała się po pomieszczeniu z nadzieją, że zobaczy Warren. Może to co sobie wyobrażała wcale nie było takie złe? Może nie trafiła do izolatki? Może po prostu źle się poczuła i spędziła noc w medycznym?
Niestety Prii wciąż nigdzie nie było.. za to w zasięgu wzroku pojawiła się Leah. To jedna z tych osadzonych, które nie chodziły same po posiłki. Kto inny za nie to robił i wszyscy w kuchni o tym wiedzieli. Joan nie mogła więc tak po prostu do niej zagadać. Nie będzie jak durna krzyczeć zza lady, chociaż przez sekundę była pewna, że to zrobi. W porę jednak się opamiętała, a raczej doznała szoku na widok Helgi siadającej tuż obok Leah.
Tak po prostu.
Jakby nigdy nic.
Siedziały obok siebie i sobie rozmawiały.
Co się do cholery działo?
Wciąż będąc w szoku popatrzyła na kolejkę przy ladzie. Dostrzegając Summer przestraszyła się pewna, że wszyscy po uszy siedzieli w tym dziwnym układzie.
- Muszę na chwilę wyjść. – Szybko porzuciła stanowisko pracy, na co koleżanka obok zareagowała niezadowolonym jękiem. Wcale nigdzie nie mogła wyjść, ale przynajmniej schowała się w głębi kuchni czekając aż kolejka z gangiem Leah przejdzie dalej. Na pewno też nie chciała spotkać Helgi, przy której o dziwo nie dostrzegła z Harper. Czy jej także coś się stało? Nie ważne. W dupie miała Harper.
Co zrobi po śniadaniu? Musiała gdzieś znaleźć miejsce, w którym będzie mogła się ukryć. Izolatka to najlepsza opcja. Tam przez parę dni byłaby bezpieczna, ale to oznaczało też dalszy brak wiedzy w sprawie Warren. Musiała wybrać inne miejsce i już dobrze wiedziała jakie – składzik w pralni. Tam przeczeka czas do obiadu, a potem do kolacji. Da radę.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Leżenie na łóżku w medycznym miało swoje dobre i złe strony. Pomimo bólu, wciąż odczuwanego na twarzy i problemów ze wstaniem z łóżka, miała tu względny spokój. Wreszcie doczekała się lekarstw i nikt nie wymagał od niej wstawania bladym świtem, celem pracy w magazynie. Wśród minusów mogła wskazać liche samopoczucie, pogorszenie sprawności fizycznej oraz brak kontaktu z resztą osadzonych, a konkretnie z jedną z nich. Pozostawało jej wierzyć w umiejętności Summer oraz dostarczenie odpowiednich informacji do Joan. Nie chciała martwić swojej współlokatorki, szczególnie po tym, co sama zobaczyła w łazience. Nie sądziła, że kiedykolwiek doczeka się sojuszu Leah z Helgą. To brzmiało jak zupełnie inna, równoległa rzeczywistość. Jak tylko wyjdzie z medycznego, co nastąpić powinno przed obiadem, spróbuje wszystkiego się dowiedzieć. Dyskretnie i bez pośpiechu, aby niepotrzebnie nie wzbudzić podejrzeń.

- Gdzie jest Terrell? - Summer zaczepiła jedną z dziewczyn wykładających jedzenie, na co ta wzruszyła ramionami. Przed chwilą młoda po prostu odeszła od wydawki i wycofała się w głąb kuchni, jakby potrzebowała nagle skoczyć do łazienki. Nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi, poza samą Summer, którą pozostałe osadzone zaczęły gonić za zbyt długie zwlekanie z odbiorem śniadania.
Musiała jakoś dorwać tę dziewczynę, zanim Warren wygramoli się z medycznego. Miała zadbać o powiadomienie młodej o całej akcji, a zamiast tego czaiła się jak kot na mysz, czym mogła nieco wystraszyć adresatkę wyczekiwanych wieści. Może uda się odhaczyć zadanie w inny sposób? Łatwiej byłoby napisać liścik i wsunąć go do celi, co też postanowiła zrobić po zjedzeniu śniadania. Albo Joan go znajdzie, albo nie. Na to niewiele mogła poradzić.

Prowadziła cichy konflikt z własnym ciałem, walcząc z chęcią pozostania na wygodnym łóżku, a jak najszybszym dotarciem na blok. Wyglądać musiała fatalnie, zarówno za sprawą nieprzyjemnych siniaków oraz strupów, jak i nierówno przyciętych włosów. Ktoś powinien zrobić z nimi porządek, za co weźmie się po odnalezieniu odpowiednio kompetentnej osoby. Wolałaby mimo wszystko uniknąć ścinania włosów na zero, w stylu Summer, wyglądającej trochę jak podróba Sinead O’Connor.
Po piętnastej i zjedzonym obiedzie, przyniesionym przez strażnika, wypuszczono ją ze skrzydła medycznego. Napotykając na swojej drodze dziewczyny, łypiące w jej stronę kątem oka, skierowała się od razu do łazienki, innej niż tej, w której zebrała niezły wpierdziel. Potrzebowała prysznica, za co zabierze się ostrożniej, w godzinach wieczornych przed kolacją. Nie chciała pakować się do łazienki pełnej paplających bab, które zapewne zasypią ją mnóstwem pytań. Teraz potrzebowała chwili spokoju, zanim przemyśli wszystko na spokojnie, w nieco bardziej przejrzysty sposób.
Drgnęła gwałtownie przy zlewie, przy którym opłukiwała twarz lodowatą wodą. Zauważając ruch katem oka cała się spięła, do momentu natrafienia na znajomą twarz Summer.
- Chcesz żebym tu zeszła? - wymamrotała, słysząc w uszach głuche dudnienie serca, przygotowanego na kolejną ucieczkę, albo starcie. Już wystarczy, naprawdę.
- Jezu, dzisiaj wyglądasz jeszcze gorzej, niż wczoraj.
- Też się cieszę, że cię widzę. Jak z Joan?
- Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia - niepokojąco brzmiące słowa, zmusiły do zakręcenia kurka z wodą i obrócenia się w stronę rozmówczyni.
- Nie widziałaś się z nią?
- Wsunęłam liścik do waszej celi, bo nie mogłam jej znaleźć. Podejrzewam, że mnie unika po tym, co… wiesz. Co odwaliła Leah.
- Nie ma jej w bibliotece, albo w celi? - podpytała, otrzymując w odpowiedzi nieme zaprzeczenie.
Niewiele istniało w więzieniu miejsc, w których Joan mogłaby się zaszyć. Biorąc pod uwagę starcie, o którym zapewne słyszały wszystkie osadzone, wolała nie wpakować się w kolejną, nieprzyjemną sytuację.
Jeśli odczytałaby list od Summer chyba nie musiałaby się tak czaić i zaczekałaby w celi na powrót współlokatorki. Skoro nie było jej we wspomnianych lokacjach, nie przeczytała informacji spisanej na kawałku kartki wyrwanej z zeszytu. Niedobrze.
- Chyba wiem, gdzie może być Joan.
Musiała tam przejść ostrożnie, bez wykonywania gwałtownych ruchów, od których bolała ją głowa. Pralnia wcale nie znajdowała się daleko stąd. Im szybciej ją znajdzie, tym lepiej. Wolała nie wyobrażać sobie, co mogłaby zrobić Helga, Leah albo nawet Harper, wyraźnie wyciszona od dnia wczorajszego. Całkiem możliwe, że szefowa z babskiem miały zbyt wiele pracy z nowym „biznesem” aby zwracać uwagę na jakąś podrzędną osiemnastolatkę. Warren zamierzała się upewnić w sytuacji, jak najszybciej.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Trzymała się wstępnego planu przetrwania biorąc pod uwagę konieczność unikania Helgi i jak się okazało również Leah (a wraz z nią jej świty). Z jedną osobą jako tako mogłoby się udać, ale z całym gangiem nie miała szans, dlatego wybrała miejsce, z którym za bardzo nikt jej nie kojarzył. Pracowała w pralni na samym początku, ale zazwyczaj widziano Joan w bibliotece. Każdy wiedział, że tam można było ją znaleźć, dlatego musiała zmienić strategię.
Dlatego schowała się w ciemnym składziku.
Nie było to komfortowe miejsce, ale w więzieniu to rarytas, o który się nie prosi. Nie zapalała też światła. Nie chciała nikomu sugerować, że tutaj była. Jedynie pracownice pralni ją widziały, ale to neutralne więźniarki. Takie, które nikomu nie zawadzają, ale też nie są ofiarami. Takim to się dobrze powodziło. Można by rzec, że żyły tutaj bezstresowo, czego Terrell mocno im zazdrościła.
Po obiedzie siedząc w składziku zaczęła się zastanawiać, do kogo mogłaby zagadać, żeby dowiedzieć się gdzie była Warren. Potrzebowała kogoś, kto wreszcie odpowie jej na pytanie, bo do tej pory strażnicy ją olewali. Chyba będzie musiała pójść do opiekunki i zrobiłaby to od razu, gdyby nie czyhające potencjalne zagrożenie na zewnątrz, przez które nie dotarłaby do odpowiednich drzwi.
Musiała ułożyć plan. Wszystko przemyśleć i wybrać odpowiedni moment do przedostania się pod odpowiednie drzwi. Była mądra. Na pewno coś wykombinuje..
..puk puk.
Zamarła słysząc pukanie do drzwi. W pierwszej chwili pomyślała, że ją dopadły. Już po niej i nawet nie będzie mogła porozmawiać z Prią, upewnić się, że wszystko było z nią w porządku.
To ja.
Usłyszała.
- Pria? – zapytała cicho i gwałtownie z radością zerwała się z podłogi, na której siedziała. Szybko otworzyła drzwi od składziku. Światło z pralni uderzyło ją w oczy, przez co od razu nie zarejestrowała wszystkich detali. Dostrzegła, że coś było nie tak. Zobaczyła siniaki, opuchliznę i bladą cerę, ale nie zważając na to rzuciła się kobiecie na szyję. – Żyjesz. Martwiłam się. – Odetchnęła z ulgą zbyt mocno obejmując towarzyszkę, która mimowolnie zareagowała jasnym sygnałem, że coś ją zabolało. Joan szybko się odsunęła wzrokiem omiatając całą zbrukaną twarz. – Jezu. – Joan nie przeklinała. Zdarzało jej się, ale robiła to rzadko, dlatego przywołała tego, do którego wielu lubiło się modlić a w którym kiedyś i ona sama szukała ukojenia (niestety nie nadeszło). – Kto ci to zrobił? – zapytała od razu nie mogą powstrzymać się przed sięgnięciem dłonią do twarzy Prii. Nie dotykała siniaków ani opuchlizny. Zaledwie musnęła palcami skóry obok ran, a potem dotknęła krzywo obciętych włosów starając się zajrzeć pod nie. – Chryste, Pria. Co się stało? – A jednak nadal się martwiła. Oczy jej się zeszkliły i czuła, że znów zaczynała panikować, lecz tym razem robiła to w środku z troski o drugą osobę. – Czemu? – Właśnie.. przede wszystkim, czemu ktoś miałby tak urządzić Prie? Czyżby to była Harper, której nie widziała ani podczas śniadania ani podczas obiadu?
Raz jeszcze przytuliła Warren - nieco lżej i ostrożniej bez wieszania się na jej szyi - po czym cicho zasugerowała aby weszły do środka, do schowka. Mogłyby wrócić do celi, ale tutaj miały spokój. Tam - nie wiadomo co na nie czekało a Joan chciała.. poprawka MUSIAŁA wszystko wiedzieć.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Przejście do pralni kosztowało ją więcej wysiłku, niż podejrzewała. Nie mogła biec, dlatego sunęła nogami po gumolicie, niczym schorowana babcia, u boku Summer. W takim wydaniu stanowiła łatwy cel, ale najwyraźniej nikt nie zamierzał jej atakować. Przynajmniej nie teraz, kiedy spacerowała korytarzami, pod okiem kamer.
Przed zejściem do pomieszczenia wypełnionego pralkami oraz intensywnym zapachem proszku do prania, poprosiła towarzyszkę o ustanie na straży. Gdyby ktoś próbował przeszkodzić, albo ją dopaść, Summer odpowiednio odwróci uwagę. Po ostatniej akcji lepiej być przezornym.
Napięcie zebrane w ramionach odrobinę odpuściło za sprawą znajomego głosu, słyszalnego po drugiej stronie schowka. Nie pomyliła się. Znalazła ją w tym samym miejscu, w którym niegdyś odbyły pierwszą rozmowę w wątpliwie przyjemnych okolicznościach.
Pozwoliła na objęcie, odwdzięczając się tym samym, nieco mniej intensywnym. Ciało wciąż nie za dobrze reagowało na wszystkie, gwałtowne ruchy. Mimo to, nie nakrzyczała na Terrell, a zamiast tego w pełni poddała się chwili, dziękując opatrzności, że nie sprowadziła na dziewczynę kłopotów, podczas jej nieobecności.
- Już wszystko w porządku - zapewniła, bo chociaż czuła się jak menel świeżo zeskrobany z ulicy, nie znajdowała się w bezpośrednim niebezpieczeństwie. Przynajmniej w chwili obecnej.
Wciągnęła w płuca znajomy zapach drugiego ciała, przymykając oczy. Korzystała z okazji, zanim Joan odrobinę się odchyliła, wreszcie dostrzegając nieciekawe rany na twarzy i przy żuchwie. Wciąż bolały przy dotyku, ale pozwoliła się im przyjrzeć, zwlekając z odpowiedzią na zadane pytanie.
- Konflikt interesów - podsumowała, zatrzymując obie dłonie na przedramionach Joan. - Leah dopadła Harper przy pomocy Helgi, a ja… odmówiłam podtapiania jej w toalecie.
Czym zasłużyła sobie właśnie na to - lekcję lojalności.
- Tym razem to ich było więcej - wzruszyła ramionami, wraz z krótkim parsknięciem. Gdyby nie pieprzona Kraken i Helga, dałaby sobie radę. Ciężko jednak myśleć o wygranej, kiedy ma się do czynienia z dwiema ogrzycami o sadystycznych zapędach.
- Jeszcze nie widziałam się w lustrze. Mogłam zerknąć, kiedy myłam twarz, ale wolałam oszczędzić sobie widoku. Przynajmniej na jakiś czas.
W końcu będzie musiała na siebie spojrzeć, dostrzegając krótkie włosy, sine placki przy kościach policzkowych, żuchwie i zadrapania, pokryte świeżą warstwą strupów.
- Mogło być gorzej - podsumowała, widząc zmartwioną twarz Terrell. - Mogłam skończyć ze złamanym nosem, uciętym palcem, albo wyłupionym okiem. Nie jest aż tak źle.
Tyle mogła stwierdzić na podstawie własnego samopoczucia oraz skali bólu. Nie oceniłaby go na więcej niż trzy na dziesięć. Być może to za sprawą leków przeciwbólowych, nieco wygłuszających doznania bólowe.
- Summer próbowała ci o wszystkim powiedzieć. Słyszałam, że jej unikałaś, więc zostawiła ci wiadomość w celi, w której… pewnie cię nie było.
Musiała chwilę przystopować. Od zbyt intensywnego gadania zaczynała boleć ją głowa i nos. Nie krwawiła i nie zanosiło się na nagłe omdlenia, ale zdecydowanie potrzebowała odpoczynku. Drzemki na pryczy, albo zwykłego posadzenia tyłka. Mimo wszystko, dzielnie zniosła lanie od wielkich bab, robiących aktualnie za goryle Leah.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Leah dopadła Harper przy pomocy Helgi?
Czyli się nie pomyliła w ten a nie w inny sposób interpretując scenkę, której była świadkiem w jadalni. Dobrze odczytała nagłe zmiany w szeregach i jeszcze lepiej, że ukryła się między posiłkami. Kto wie co mogłoby odbić Heldze skoro już teraz była w paczce Leah?
Poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Nie zamierzała płakać, ale nie mogła powstrzymać smutku na samą myśl o tym, co babska urządziły Warren. Wystarczyło, że widziała tego skutki. Już samo to ją bolało i miała wrażenie, że pierwszy raz w życiu miała ochotę kogoś uderzyć. Jawnie o tym pomyślała, a nawet uznała, że trzeba zrobić jakiś przekręt, żeby dać Leah popalić. Nie mogła tego tak zostawić. Z drugiej strony.. czy cokolwiek mogła? Ona? Ta sama Joan, która zawsze była czyimś przydupasem?
Raczej nie.
- Nie mów tak. To wcale nie powinno się wydarzyć. – Wciąż nie mogła oderwać wzroku od twarzy Prii. Była tak zdruzgotana, że jeszcze nie zdołała przeanalizować wszystkich słów kobiety. Między innymi nie dotarło do niej, że wszystko stało się przez odmowę a ta była namiastką ich poprzedniej rozmowy, w której Joan poprosiła współlokatorkę, żeby powstrzymała się z przemocą.
Tak, to jeszcze do Terrell nie dotarło.
Jeszcze.
- Nie wiedziałam co robić. Strażnicy nie chcieli powiedzieć, gdzie jesteś. Bałam się, więc wszystkich unikałam. – Dosłownie wszystkich łącznie ze wspomnianą Summer, która przecież należała do wspólnego koła adoracji z Leah, więc nic dziwnego, że Joan z góry uznała ją za potencjalne zagrożenie. Nadal tak myślała, nawet jeśli Warren wspomniała teraz o jakiejś wiadomości i sama zainteresowana stała przed pralnią.
- Dobrze, że żyjesz. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. – A raczej co by z nią było. Cóż, nie przeżyłaby tutaj. Więzienie to nie poprawczak i choć w obu tych miejscach jest okropnie to zakład karny był gorszy. – Od dzisiaj nie spuszczam cię z oka. – Nie było takiej mowy, ale też nie do końca mogła spełnić swą zachciankę z powodu odmiennych prac, które wykonywały. Mogła jednak przez resztę dnia uczepić się Prii i nie odstąpi jej na krok. – Nie próbuj negocjować. Tak będzie i kropka. – Uparła się przy swoim. Widząc Warren w takim stanie miała dodatkową motywację. – Wejdziesz? Możemy się tu schować i.. – Dopiero teraz oderwała wzrok od twarzy kobiety i zlustrowała jej sylwetkę. – Chcesz się położyć – stwierdziła i nieco bardziej wysunęła się ze schowka. – Chodźmy do celi. Na razie będziesz spać na mojej pryczy. – Pierwszy raz była taka konkretna i stanowcza. Nie władcza, ale jasno stawiała warunki uznając, że dolna prycza na ten czas będzie wygodniejsza i w razie zdrowotnych problemów łatwiej będzie zgarnąć stamtąd Warren (niż staczać z góry).
Zamknęła za sobą schowek, złapała Prie za rękę i ruszyła w stronę wyjścia. Prawie odskoczyła na widok Summer, o której wcześniej wspominano, ale Joan nie spodziewała się tu zobaczyć kobiety. Z niepewnością przyjrzała się tamtej nie zauważając, że sama nie zrobiła tego co zawsze, czyli nie wycofała się ani nie schowała za Warren. Starała się być odważniejsza niż zwykle.
Spojrzała na Prie, bo nie chciała mówić za nią. Nie miała też ochoty na rozmowy z Summer, której miała wiele do zarzucenia poczynając od tego, czemu niczego nie zrobiła wiedząc o planie Leah (bo założyła, że wiedziała). Zacisnęła szczękę i odczekała aż kobiety wymienią się informacjami albo po prostu powiedzą sobie „do zobaczenia”. Zdziwi się, jeśli Summer pójdzie z nimi, ale z drugiej strony właśnie teraz potrzebowały większej obstawy niż zwykle.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- To brzmi, jak niezły przywilej - skomentowała słowa o niespuszczaniu z oka, uśmiechając się w miarę możliwości. Pomimo nocy spędzonej w medycznym, wciąż była nieco zmęczona. Ćmiący ból głowy nieco opuścił, niestety, spadek energii był wyraźny, co objawiało się w nieskoordynowanych ruchach oraz spowolnieniu.
- Będziemy też razem chodzić pod prysznic? - a jednak, musiała o to zapytać, bo w przeciwnym razie owa kwestia nie dałaby jej spokoju. Nie zamierzała namawiać Joan do mycia jej pleców, albo uskuteczniania innych czynności, przekraczających granice komfortu współlokatorki. Sama nie była pewna, jak by zareagowała na tak bezpośrednie zmniejszanie dystansu, tym razem bez jakichkolwiek ubrań na sobie. Chciała jednak wprowadzić do rozmowy nieco luzu, aby Joan niepotrzebnie się nie martwiła. Było minęło, teraz najważniejszy był kolejny ruch.
Nie zamierzała również kłócić się o spanie na dolnej pryczy. W aktualnym stanie była gotowa zgodzić się na wszystko, dopóki będzie mogła się położyć i nieco dojść do siebie. Być może potrwa to nieco dłużej, niż jeden dzień, ale to naturalna kolej rzeczy.
- W porządku, ale… ty też będziesz na niej spać. Nie chcę ci odbierać komfortu, tylko dlatego, bo… sama wiesz.
Bo wplątała się w nieciekawą sytuację z więziennymi graczkami w wojnie o wpływy. Jako osoba kompletnie nowa, nigdy wcześniej niemająca styczności z życiem w zamknięciu, musiała przyłączyć się do któregoś z gangów. Wszelkie konsekwencje wynikały z niegdyś podjętej decyzji i gdyby miała bezpieczniejszy wybór, nie wchodziłaby w to wszystko. Czuła, że Joan to rozumie. Nie musiały prowadzić zażartych dyskusji, aby uznać nielegalne, zakazane wręcz zagrywki za szkodliwe.
Pozwoliła poprowadzić się za rękę w stronę wyjścia z pralni. Summer zdecydowanie nie spodziewała się reakcji Joan, nieco odskakującej na bok. Nie spodziewała się towarzystwa, więc to odruch raczej oczywisty.
- Jasna cholera, Terrell - Summer odezwała się jako pierwsza, przenosząc uwagę na najmłodszą. - Nigdzie nie mogłam cię znaleźć, myślałam, że coś się stało.
Stało się i owszem, ale niekoniecznie samej Joan. Zachowała się przezornie, unikając kontaktów z gangiem Leah, do momentu otrzymania najnowszych wieści, albo jednoznacznego przekazu.
- Nie chciała wpaść na kogoś od Leah - wyjaśniła krótko, dając Joan znak, aby ruszyła w stronę odpowiedniego bloku. Summer dotrzymała im towarzystwa, stawiając kolejne kroki ku wydzielonym celom.
- Wiesz, w jaki biznes weszła Leah z Helgą? - zapytała Warren, zerkając na koleżankę.
- Podejrzewam, że przerzucanie jakiegoś szajsu przez dostawy do magazynu - Summer westchnęła z wyraźnym niepocieszeniem, kręcąc ogoloną głową - Coraz mniej zaczyna mi się podobać to wszystko.
- Spróbujesz się dowiedzieć o co w tym chodzi?
Summer kiwnęła głową. Jak sama uznała, zawsze może spróbować, gdyż dogadywanie się z Helgą było naprawdę słabym posunięciem. Odkąd dawna wspólniczka babska siedziała w maksie, raczej nie cieszyła się zbyt dobrą opinią. Wchodzenie w układy z kimś takim to spore ryzyko… dlatego cokolwiek Helga zaproponowała Leah, musiało być niezwykle przekonujące.
- Mogę nieco wyrównać ci włosy - zaproponowała Summer, gdy cała trójka dotarła pod celę Warren i Terrell.
- Żebym ostatecznie skończyła z taką samą fryzurą? Dzięki… - Val parsknęła z lekkim rozbawieniem, mimo wszystko doceniając chęci. - Ale będę pamiętać o takiej możliwości.
Obie pożegnały się, po czym Warren z wyraźną ulgą przekroczyła próg wspólnej celi. Od razu skierowała się do dolnej pryczy, na której ostrożnie zajęła miejsce.
- Mogę leżeć od brzegu. Nawet tak wolę - przekazała Joan, na wypadek, gdyby wolała ustawić ją przy ścianie. Koniec końców by się zgodziła, ale zawsze wolała spać w taki sposób, aby móc w miarę możliwości obserwować otoczenia oraz drzwi wejściowe. To cecha, której zdaje się nigdy z siebie nie wypleni.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nie zamierzała rozmawiać z Summer, dlatego cieszyła się, że Pria ją wyręczyła. Była uprzedzona do kobiet powiązanych z Leah. Zaczynała żałować, że pomogła im z Gretą, ale z drugiej strony gdyby nie tamte wydarzenia to nigdy nie wylądowałaby w jednej celi z Warren. Wszystko miało swoje plusy i minusy, a jednak czuła, że tamte wydarzenia rozmyły się i nie zostały odpowiednio docenione. W końcu zdradziła Gretę wydając ją innej grupie a w zamian co dostała od Leah? Cóż, od Leah nic. Tak naprawdę to gówno i może tylko przywilej bycia nietkniętą, ale co z tego skoro po paru miesiącach to Warren dostała po pysku? To dotknęło także Joan, więc już nie czuła się nietykalna, a wręcz oburzona i zdradzona, ale okazanie tego nie sprzyjałoby jej zdrowiu. Gdyby tylko się przeciwstawiła to na pewno dostałaby po pysku jak jej współlokatorka.
- Jeszcze jest wcześnie. – Nadal były przed kolacją, na którą Joan nie zamierzała iść. Jak raz zabraknie jej na zmianie w kuchni to nic się nie stanie zwłaszcza, że zawsze była sumienna. – Ale ty się połóż. Twój organizm potrzebuje odpoczynku. – Położyła dłoń na ramieniu Warren. – I dzisiaj to ja będę leżeć od brzegu. Zaopiekuję się tobą. – Zawsze to Joan potrzebowała ochrony i stabilizacji. Teraz należało zafundować to Prii. – Pozwól mi – poprosiła łagodnie i zabrała dłoń, którą machnęła na znak, żeby kobieta się położyła. Powinna się zdrzemnąć, a potem w nocy jeszcze odespać. Umęczony organizm, który skupiał się na odbudowie potrzebował dużo snu.
Podeszła do szafki, z której wzięła aktualnie czytaną książkę. Usiadła na podłodze opierając się plecami o pryczę zamierzając trwać przy Warren, która mogła swobodnie się zdrzemnąć. Chciała grać twardą i o dziwo szło jej to lepiej niż dotychczas. Nie siedziała skulona. Była wyprostowana a ramiona jakby sztywniejsze niczym naramienniki u rycerza. Trochę marnego rycerza, ale zawsze coś.
Otworzyła książkę na odpowiedniej stronie uznając, że tak skłoni Warren do śmiałej drzemki. Kobieta nie musiała przejmować się jej obecnością. Zresztą, do tej pory czuły się tu ze sobą swobodnie, ale żeby nie wyszło, że Joan nie miała co robić pilnując Warren, to po prostu podjęła się czytania.. cóż, podjęła bo po dwóch zdaniach uznała, że powinna coś jeszcze z siebie zrzucić.
- Czemu odmówiłaś Leah? – zapytała wprost, choć domyślała się powodu. Bała się odpowiedzi, bo wiedziała, że była temu winna (biorąc pod uwagę ich ostatnią rozmowę o przemocy). Nie powinna tego wymagać od Prii, a jednak poprosiła ją o ograniczenie „złego zachowania” w efekcie czego współlokatorka skończyła w kiepskim stanie. – Przepraszam. Nie chciałam, żebyś przeze mnie tak skończyła.. To nie powinno się wydarzyć. Ja nie powinnam prosić cię o niemożliwe, bo teraz.. bałam się, że nie żyjesz. – Zamknęła książkę i położyła ją na podłodze. Zaraz do niej wróci tylko najpierw skończy mówić. – Wiem, że to najgorsza z wizji, ale jak ci na kimś zależy to boisz się takich rzeczy. A mi zależy Prii.. – Miała nadzieję, że kobieta rozumie jej swoiste „zależy mi”. Że mówiła to jako przyjaciółka albo nawet jako rodzina. Nie doszukiwała się w tym intymności, bo jeszcze jej nie rozumiała i przede wszystkim była dla niej czymś obrzydliwym kojarzonym z przymusowym dogadzaniem innym babom. Była jednak pewna, że zależało jej na Warren i w swoisty sposób ją kochała. – Nie chcę cię stracić tylko dlatego, bo brzydzę się przemocą i boję się do czego ona doprowadza. – Jak przemoc zmieniała ludzi. – Chciałabym, żebyś była tu ze mną aż do końca i dobrze byłoby cię mieć tam na zewnątrz. – Wiedziała, że prosiła o wiele, ale sama sobie nie poradzi w świecie, którego nie znała i nie rozumiała jego dorosłych zasad, bo zbyt wcześnie odizolowana ją od prawdziwego świata. – Dlatego muszę się tobą zająć i będę cię pilnować aż wydobrzejesz. – Może to i marna pociecha, bo Joan nie była najsilniejszym pilnowaczem, ale się postara, co podkreśliła delikatnym uśmiechem posłanym po tym, jak odwróciła głowę w bok patrząc na Prie.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Była zbyt zmęczona, aby spierać się o sposób leżenia na pryczy. Jeśli tym razem miała wylądować przy ścianie, nie będzie narzekać. Jedyne, czego potrzebowała to możliwości do regeneracji organizmu, po wyczerpujących przeżyciach. Joan miała sporą przewagę, w formie chociażby łagodnego, bardzo przekonującego głosu oraz odpowiedniego nastawienia. Ciężko było jej odmówić nawet w normalnych warunkach, a co dopiero teraz.
- Okej - wymamrotała pod nosem, przed zajęciem miejsca na materacu. Powoli wyprostowała nogi i położyła się na boku, zerkając na Joan, sięgającą po książkę. Nie chciała jej uziemiać w celi aż do wieczora, jednak wiedziała, że dziewczyna i tak nie odpuści. Siedziałaby tutaj nawet, jeśli Warren próbowałaby ją wygonić.
Przymknęła delikatnie powieki, czując jak te zaczynają ciążyć. Tyle nie wystarczało, aby sen nadszedł w przeciągu kolejnych pięciu, albo dziesięciu minut. Twarz wciąż lekko pulsowała bólem, a poobijanie ciało wydawało się nadwrażliwe na każdą nierówność pryczy.
Słysząc głos Terrell, kilkanaście minut później, przysunęła się nieco bliżej krawędzi. Ostatnie czego chciała, to aby Joan obwiniała się za coś, do czego nie doprowadziła. Za bardzo brała sobie niektóre kwestie do serca, co Val zdążyła już wyłapać.
Słuchała wszystkiego; od rzekomej winy, związanej z aktualnym stanem Warren, aż do słów, budzących ciepłe uczucia. Na własnej skórze doświadczyła, że Joan rzeczywiście zależało. Jej zaangażowanie oraz sposób, w jaki ją przywitała, mówiły same za siebie. Nawet nie potrzebowały słów, aby zrozumieć się nawzajem.
Objęła Terrell ramieniem na wysokości obojczyków, bez zmieniania pozycji na pryczy.
- Wiem - odpowiedziała cicho, przesuwając palcami po ramieniu współlokatorki. - Dobra z ciebie dziewczyna.
Najlepsza, z jaką mogłaby dzielić przestrzeń życiową w więzieniu, a może nawet… Nie, o tym nie wypadało myśleć. Lepiej, aby pozostała przy tej pierwszej opcji, bez tworzenia potencjalnie niezręcznych scenariuszy.
- Nie sądziłam, że ktoś polubi mnie na tyle, aby sugerować utrzymanie kontaktów po wyjściu - mało tego, drobna wzmianka poruszyła Warren w środku na tyle, aby z niecierpliwością wyczekiwać spełnienia ów wizji. Miała szczerą nadzieję, że zasłuży na warunkowe i być może razem z Joan opuszczą te smutne mury, w tym samym czasie. O nic więcej by nie prosiła.
- To brzmi przyjemnie.
Mogłyby razem wyjść na wspomniane fast foody, a przy okazji spróbowałyby alkoholu – Val po dłuższej przerwie, a Joan po raz pierwszy.
- Nie chciałam angażować się w prywatne porachunki Leah, bo jeśli wpadnę, zostanę tu na dłużej - doprecyzowała, przypominając sobie pierwsze pytanie wypowiedziane przez Terrell. - Jestem w pierwszej linii, więc jeśli coś poszłoby nie tak, oberwałabym ja i pozostałe dziewczyny.
Na pewno nie szefowa, która miała wyrobione kontakty wśród personelu oraz na zewnątrz. Gdyby planowała ucieczkę, zapewne dałaby radę wcielić ją w życie. Póki co nie zapowiadało się jednak na spektakularne pościgi i akcje rodem ze Skazanego na Śmierć.
- Nie chciałabym cię zostawić samej - dodała jeszcze i dla potwierdzenia swoich słów przysunęła się jeszcze bliżej, aby złożyć przy skroni dziewczyny troskliwy pocałunek. Pozostawienie Joan na pastwę losu byłoby najgorszym koszmarem. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co zrobiłyby z nią pozostałe osadzone, wyczuwające okazję.
- Pomożesz mi z wyrównaniem włosów, jak już trochę odeśpię? - zapytała jeszcze, korzystając z momentu wspólnej rozmowy. Pamiętała, że Joan miała jakieś doświadczenie w podcinaniu włosów bratu, a tyle powinno wystarczyć. Cała reszta dziewczyn obeznanych z nożyczkami mogłaby ją nieźle skasować, słysząc przy okazji o porażce, odniesionej w łazience. Nie chciała wyglądać jak wysuszona szczota, albo mop po przejściach.

psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Myślę, że dużo dziewczyn by tego chciało. – Spróbowała zażartować na temat utrzymywania kontaktów z Warren. Tak naprawdę jednak Joan nie wiedziała, jak to wszystko wyglądało w praktyce. Prawdziwe życie zewnętrzne było jej obce i nie znała też ewentualnych zasad panujących pomiędzy więźniarkami. Czy utrzymywały ze sobą kontakt poza murami? Kurator raczej nie byłby ku temu przychylny, ale i tego Terrell nie była świadoma. Sądziła raczej, że wyjście z więzienia był jak powrót z obozu, po którym jakiś procent osób utrzymywało ze sobą dalszy kontakt.
- Tak. – To była przyjemna wizja, co podkreśliła cichym słowem i sięgnięciem dłonią do oplatającego ją przedramienia. Objęła go i przesunęła kciukiem po skórze. Nie przeszkadzały jej podobne gesty. Pomimo pewnej niesnaski związanej z niedopowiedzeniami i nagłym napadem agresji nie bała się Warren. Może gdyby ta nagle teraz podniosła wzrok albo zacisnęła dłoń w pięść.. może tylko wtedy i głównie przez złe wspomnienia wyniesione z domu.
- Już oberwałaś Prii. – Fizycznie i być może to nie wpłynie na jej wyjście z więzienia (być może), ale dostała aż za bardzo od własnej szefowej, co dla Joan było nie do pomyślenia. Od dawna obserwowała jak te wszystkie naczelne baby dowalały swoim a biedne poturbowane dziewczyny dalej szły za nią ramię w ramię. Cóż, Joan robiła podobnie względem matki, ale no właśnie.. to była jej matka. Ktoś, kto powszechnie powinien być opoką i bezpieczną przystanią, czego nie można powiedzieć o szefowych poszczególnych więziennych gangów. – To nie fair. Dałaś Leah Grete i wiedzę o tym, skąd ma dostawy. – Pośrednio przez Joan, ale gdyby nie Pria to nigdy by się o tym nie dowiedziały. – I zamiast być wdzięczną to łączy siły z Helgą i daje ci w pysk. To posrane. – Oho, Joan powiedziała brzydkie słowo. Nie jakieś tragiczne, ale jak wiadomo rzadko kiedy mówiła coś podobnego. – Co teraz będzie? – Czy Leah dalej będzie polować na Warren, czy jedna naucza wystarczy?
Odwróciła głowę w bok patrząc na leżącą Prie i cierpliwie czekała na odpowiedź próbując cokolwiek odczytać z jej twarzy. To nie było takie proste. Współlokatorka wręcz idealnie kryła swe myśli i emocje, o czym Jon nieraz się przekonała.
- Dziękuję. – Wiedziała, jak z dużą odpowiedzialnością wiązało się pilnowanie jej. To nie było takie proste zwłaszcza w tak okrutnych warunkach. Nie była jednak głupia, nie poradziłaby sobie sama i znów skończyłaby pod skrzydłami kogoś podobnego do Grety. – Kto by się spodziewał, że potrafisz być taka czuła? – Uśmiechnęła się do Warren i uniosła jedną rękę, żeby palcem tycnąć kobietę w czubek nosa. Mała zaczepa.
- Jeszcze pytasz. Zrobimy z ciebie Marylin Monroe. – Zmrużyła oczy, jakby próbowała ocenić, czy dało się tego dokonać z tymi konkretnymi włosami. – Żartuje. – Nie chciała wystraszyć Prii. – Może uda się jakoś to zakryć bez nadmiernego skracania włosów. – Okaże się potem, jak już dokładnie zobaczy co i jak, ale teraz Warren należał się odpoczynek. Joan będzie przy niej czuwać i jeśli zadzie potrzeba to rzuci książką we wścibską skazaną, która ważyłaby się tutaj zajrzeć.

Val Warren
ODPOWIEDZ