przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Jeśli chodziło o marzenia z dzieciństwa, część udało się Warren zrealizować. Przez pewien czas w ogóle nie myślała nad przyszłym zawodem. Fascynowały ją podróże i odkrywanie coraz to nowych rzeczy, co poniekąd osiągnęła przed trzydziestym rokiem życia. Jej nagły zryw w postaci zasilenia szeregów stróżów prawa, szybko się wypalił. Wystarczyło jedno nieprzyjemne acz bardzo rzutujące na przyszłość doświadczenie, pozbawiające ją możliwości dalszej pracy w zawodzie. Po tym, co przeżyła z inicjatywy skorumpowanych glin, nawet nie myślała o tym, aby robić coś podobnego. Obrała kompletnie inny, przeciwny kierunek, jakby w ten sposób mściła się na kulawym wymiarze sprawiedliwości. Nie działał odpowiednio efektywnie i bezstronnie, skoro koniec końców to ona, zupełnie niewinna, młoda wtedy dziewczyna, poniosła karę za jakiegoś synusia tatusia, o potężnych wpływach. Pieprzyć tych cwaniaków.
- To twój jedyny wymóg? - zaśmiała się, zaskoczona tak minimalnymi wymaganiami co do potencjalnej partnerki. - W dzisiejszych czasach każdy potrafi gotować, jeśli ma thermomix w domu.
Nic specjalnie wyszukanego. A sprzątać mogła Roomba, albo inna Katia, na którą raczej byłoby Vivienne stać. Z góry założyła, że w muzeum płacili całkiem nieźle takim znawcom pokroju panny Tang.
Zmarszczyła brwi, wraz z uśmiechem pełnym powątpiewania.
- Z tego co mi wiadomo, nie wciskałam ci alkoholu na siłę. Sama jesteś sobie winna.
Wymierzyła w nią palcem, podkreślając wagę zrzucania odpowiedzialności. Obie z wielką chęcią dały się porwać spontanicznej popijawie i wcale nie musiały wychodzić z piwnicy. Przynajmniej na razie, Spanie na wałku folii bąbelkowej nie brzmiało jak najlepszy pomysł. Warren miała już swoje lata i ból po niewygodnej pozycji nie należał do najprzyjemniejszych sensacji.
W razie czego miała wolną kanapę w salonie, więc Viv nie musiała się krępować. To przecież nie tak, że ją wykopie z domu, gdy tylko skończą się alkoholizować i przy okazji dobijać targu.
Tylko dwadzieścia dolców? Nieco szerzej otworzyła oczy, wielce zadziwiona pierwszą propozycja cenową. A więc powinna postarać się nieco bardziej? Po alkoholu to nie było wcale takie trudne.
Pochyliła się w stronę okazanego wyświetlacza, opierając dłonie na swoich udach. Zmrużyła oczy w zabawny sposób, widząc jakby jedno zero więcej, ale może to jej samej obraz się lekko rozmazywał.
- Mówiłaś, że dwadzieścia? - powtórzyła, na nowo prostując się do pozycji stojącej. - Zapomniałam wspomnieć, że te zdobienia nawiązują do czasów dynastii sabaudzkiej i ich malowniczego Opactwa Hautecombe.
Kiedyś usłyszała ową ciekawostkę od lokalnej historyczki i uznała ją za całkiem interesującą, podobnie, jak inne walory tejże włoszki. Była pijana, ale nie przekręciła ani jednego słowa, idealnie przypominając sobie o tamtej rozmowie.
- W samych Włoszech dostałabym za nią przynajmniej sto dwadzieścia euro - dodała z pełnym przekonaniem, mając nadzieję, że Viv za moment przeliczy sobie te euro na australijskie dolary. - Może lepiej byłoby ją wystawić na jakimś lewym Ebayu, albo licytację staroci…
Udała wielkie zadumanie, mobilizując kobietę do podjęcia decyzji. Druga taka karafka może się już nie trafić!

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Marzenia z dzieciństwa już to miały do siebie, że niektóre z nich nie były możliwe do spełnienia. Nie oszukujmy się, ale teraz to Vivienne na pewno nie znajdzie lekarstwa na raka, nie odbierze Pokojowej nagrody Nobla ani nie rozwiąże problemu głodu na świecie. Nie miała co liczyć na podobne sukcesy i dlatego też skutecznie wyrosła z pewnych dziecięcych planów, które w tej chwili nie miały w ogóle prawa bytu. I chyba podobnie było z planami założenia takiej rodziny z prawdziwego zdarzenia. Choć oczywiście jak każda kobieta w swoim wieku mogła liczyć na nagabywanie ze strony swoich rodziców, którzy wciąż dręczyli ją o to, że powinna stanąć na ślubnym kobiercu i załatwić im wnuki. I kiedyś może jej orientacja byłaby większą przeszkodą, ale dzięki postępowemu światu mieli przecież równość małżeńską i in vitro. Cudownie... Przez właśnie taki postęp nie mogła mieć argumentów przeciw temu, że nie będzie szczęśliwa zmuszona do tego, by dzielić życie z kimś kto zdecydowanie nie odpowiadał jej preferencjom.
- Dobra, tutaj akurat masz rację - przyznała, bo nie dało się ukryć, że i w jej własnej kuchni stał thermomix także argument był naprawdę w punkt. Tym bardziej że w tej maszynie nie dało się zjebać żadnego przepisu. Chyba, że było się wyjątkowym antytalenciem. - Ale powiedzmy sobie szczerze: materiał na żonę byłby ze mnie chujowy. Na tę chwilę nie wyobrażam sobie, żebym mogła się jakoś specjalnie zaangażować w jakąś znajomość aż do tego stopnia.
To jedynie doprowadziłoby do sytuacji, gdzie obie strony po prostu by się męczyły ze sobą. A jednak Tang nie chciała w żaden sposób rezygnować ze swojej strefy komfortu, a czuła, że to właśnie nie pozwoliłoby tej drugiej osobie odczuć odpowiedniego zaangażowania i tak dalej. No sytuacja była trudna.
- No wiesz ty, co? - odparła, włączając po raz kolejny moduł miny zbitego psa i patrząc na Val ze swoją najznamienitszą proszącą miną. - Nie pozwolisz mi się przespać nawet na kanapie? Boisz się, że twoja dziewczyna będzie zazdrosna?
I... znowu to mamy. Najlepiej było w ogóle nie wspominać jej o żadnej akcji, bo przez najbliższy czas będzie do tego wracała i czerpała niezwykłą przyjemność z droczenia się z Warren. Oby tylko za to nie zarobiła tego wyrzucenia z domu. No, ale nie sądziła, żeby tak było.
Chyba udało jej się sprowokować przemytniczkę do większych starań w kwestii targowania się. Z rozbawieniem uśmiechnęła się, gdy tylko usłyszała kolejne słowa o szlachetnym pochodzeniu karafki oraz tym za ile mogłaby ją upchnąć na jakimś lewym Ebayu. Cóż z pewnością było to interesujące.
- Och, chcesz się targować w euro? W takim razie sto. Doceniam, że mi tak koloryzujesz tę historię, ale pamiętaj, że też muszę na tym zarobić - odparła, nie zamierzając wcale wspominać o tym, że zamierzała w sumie zatrzymać ten piękny okaz w swoim mieszkaniu, aby wykorzystywać go do przetrzymywania kraftowych nalewek.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
No tak, w dzisiejszych czasach instytucja małżeństwa nie miała już tak wielkiej wagi, jak kiedyś. Przez śluby zyskiwano przychylność innych rodów, powiększano majątek i dalsze koneksje. Do czego to sprowadzało się dzisiaj? Najczęściej do wychowywania dziecka, do czego wcale nie trzeba sformalizowanego związku. Nic dziwnego, że ludzie coraz rzadziej decydowali się na małżeństwo, o ile nie uchodzili za specjalnie religijne osoby.
I za to też mogła wypić.
- Od razu chujowy - machnęła ręką, na samokrytyczne słowa panny Tang. - Lepiej powiedzieć unikalny. Lepiej brzmi.
Mogłaby się założyć, że istniało wiele potencjalnych kandydatek na żonę do Viv. Może powinny kiedyś zrobić casting? Choćby dla rozrywki.
- Nie mam żadnej dziewczyny - sprecyzowała raz jeszcze, w zabawnie pijacki sposób. - Możesz zostać jak chcesz, o ile nie będziesz mi wymiotować na tę kanapę.
Już raz miała taką sytuację. Laska uwaliła się w sztok i chociaż starała się utrzymywać pion, poległa przy pierwszym kontakcie z miękką powierzchnią. Całe szczęście, nie było dużo do sprzątania.
Zmrużyła oczy po raz kolejny, próbując pokrętnie przewalutować te wspomniane euro na dolary. Euro stało wyżej, więc cokolwiek wyjdzie z tej matematyki wysokich lotów, przełoży się na większy zysk.
- Masz w ogóle euro przy sobie? - zapytała jeszcze z nutą sceptycyzmu. Zawsze to lepiej mieć w pogotowiu jakąś obcą walutę, albo konto na Revolucie [post niesponsorowany].
- Odłóżmy karafkę na bok - zdecydowała, ostrożnie obchodząc się z drogocennym naczyniem, wycenionym na sto euro. Taka kasa piechotą nie chodziła, wiadomo.
- Mówiłaś jeszcze, że weźmiesz obraz - przypomniała, chwytając za wspomnianą rzecz, zatrzymując palce na ramkach. Były w zestawie - zdobione i pomalowane na bladozłoty kolor niczym ikony w kościołach, przy czym wcale nie wyglądały na tandetę. Weszła w rolę tymczasowej sztalugi, prezentując obraz w pełnej okazałości.
- Autor nieznany, aczkolwiek zostawił po sobie jakieś bohomazy w prawym rogu - powiodła wzrokiem za wskazanym kierunkiem, nawet nie kłopocząc się z rozczytaniem tych pochyłych hieroglifów. Do góry nogami było jeszcze trudniej, a Warren nie miała chwilowo cierpliwości do łamania kodu da Vinci czy innego Picassa.
- Jak możemy zauważyć - machnęła otwartą dłonią, podnosząc wzrok. - Pejzaż przedstawia włoską ulicę. Neapol, wieczorem.
Widać to na pierwszy rzut oka, jako, że w tej włoskiej metropolii była już nie raz.
- Tutaj widać gościa co próbuje zarobić na życie, malując karykatury - zinterpretowała cień przyczajony w rogu ulicy, bardzo tajemniczy i jakże fantazyjny. - Tam dalej widać nierządnicę Giulię, spotykającą się za plecami rodziców ze swoim fagasem, Francesco. Nie wie jednak, że lada moment jej grande amore przyzna się do spontanicznego wyjazdu na truskawki do Holandii, w pogoni za szczęściem.
Brzmiało przekonująco, prawda?
- Same szczegóły przykuwają wzrok. Widzisz te delikatne maźnięcia pędzla? - kontynuowała dalej, darując sobie kierowania spojrzenia z powrotem na płótno. Od tego pochylania głowy zaczynało jej się dwoić przed oczami, a tego lepiej sobie oszczędzić. Przynajmniej teraz.
Powinna pójść na górę po tę cholerną wodę z cytryną, ale teraz zabrnęła już zbyt głęboko w prezentację pozyskanych towarów.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Może i dalej trafiali się tacy, którzy brali śluby po to, aby podwyższyć swój status społeczny i dostać się do lepiej usytuowanej rodziny, dostać kartę stałego pobytu w obcym kraju czy też dla korzystniejszego rozliczania podatkowego i takich tam. No, ale mimo wszystko głównym powodem dla ślubów była miłość. I to taka, która sprawiała, że chcieli się związać urzędowo i wszystkim zadeklarować, że przynajmniej w założeniu spędzą razem resztę życia. A akurat takiej sytuacji w swoim przypadku Vivienne nie potrafiła sobie jakoś wyobrazić. Być może dlatego, że zrobiła się okropnym sceptykiem przekonanym o tym, że podobne uczucie jest jedynie zbędnym balastem i sprawia, że człowiek nie jest w stanie myśleć trzeźwo.
- Unikalny, mówisz? - trudno było jej się powstrzymać od ironicznego uśmiechu, gdy tylko usłyszała kolejne słowa Val. - Wiesz, ten unikatowy egzemplarz może być twój. Będzie ci przynosić wypłatę do domu i da ci taką przestrzeń jakiej tylko potrzebujesz.
Czy żartowała? No jasne. Może i zdarzało jej się flirtować z Warren, ale wszystko pozostawało raczej w sferze przyjacielskiego droczenia się i tym podobnych. Nie chciała niszczyć tego, co w tej chwili między nimi było, a ewentualny związek mógłby pokomplikować bardzo dobrze prosperującą współpracę. Seks też potrafił to zrobić, bo niekiedy robiło się po nim niezręcznie. Dlatego lepiej unikać podobnych sytuacji.
- Obiecuję, że twoja kanapa znajdzie się w odpowiednich rękach - zapewniła, mając nadzieję, że faktycznie nie będzie rzucała słów na wiatr.
No, ale jednak miała dosyć dobry żołądek i nie powinno dojść do takich sytuacji choć wiadomo, że różnie potrafiło być po takiej porcji alkoholu. Wszystko mogło się stać. Dlatego zawsze warto mieć w pogotowiu miskę, aby w razie czego się nią ratować.
Dobra akurat przeliczanie waluty w takim stanie nie było takim łatwym zadaniem. Już w normalnym stanie potrzebne do tego były kalkulatory i przynajmniej wujek Google, aby się orientować w tym jaki był obecny kurs. A te dwie nie dość, że zdążyły się już nieźle porobić to jeszcze starały się odwalać to tak w głowie bez żadnych pomocy.
- Przy sobie nie mam. Jak chcesz gotówkę to mogę ci ją jutro przywieźć przed wypadem do Shadow. Chyba, że wolisz przelew walutowy - wszystko można było ustalić i się dogadać. Zwłaszcza, że niczym dziwnym nie było to, że Tang obracała obcą walutą. Niektórzy mieli nawet wymogi co do tego jaki pieniądz faktycznie chcieli otrzymać. Zwykle było to właśnie euro albo dolary amerykańskie. Te dwie waluty trzymały się najmocniej i należały do najpowszechniej stosowanych.
- Tak. Biorę go - zapewniła, gdy tylko Val zaczęła przechodzić do jakże barwnego opisu obrazu.
No nic tylko brać. Przyglądała się uważnie dziełu, które przemytniczka trzymała w ramionach. Ta historia dosyć dramatycznych kochanków mogłaby ją chwycić za serce, ale jakoś nie bardzo potrafiła wzruszyć się losem prostytutki, zapewne jeszcze nieletniej, która musiała dawać dupy gościowi jadącemu do Holandii, aby zarobić na życie w ten sposób. Ogólnie rzecz biorąc dzieło nie było takie złe, ale...
- Szczegóły przykuwają wzrok. Robota pędzlem jest całkiem dobra. Widać porządny warsztat, ale z kolei jeśli chodzi o kolory... Widzisz ten cień niedaleko Francesca? Kiepskie rozmazanie koloru i przejście od jednej barwy w drugą. Nie wymieszał odpowiednio farb, aby uzyskać bardziej naturalny efekt - stwierdziła, przyglądając się uważnie obrazowi.
Chciała nawet podnieść się z zajmowanego miejsca, ale chyba nie było to najrozsądniejsze. Tyle dobrego, że butów pozbyła się wcześniej, bo zdecydowanie wyjebałaby się jakby miała teraz obcasy. Musiała się tylko przytrzymać czegoś w pierwszym odruchu, bo uwaga... alkohol jednak poszedł w nogi i póki siedziała tego zupełnie nie czuła. Zdradziecki napitek!

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Zmrużyła oczy w lekko podejrzliwym grymasie, słysząc całkiem chętne słowa Vivienne. Obie dużo wypiły, a to nieco rozmywało ich percepcję, zarówno słów, jak i otoczenia. Powinna przynajmniej rozważyć tak kuszącą propozycję. Różnicą wieku nawet się nie przejmowała. Była nawet zabawna, bo kiedy Val siedziała w więzieniu, Viv malowała szlaczki w podstawówce.
- Czy przez przestrzeń masz na myśli mój prywatny harem, który byś tolerowała? - podpytała, wielce ciekawa odpowiedzi. To dopiero byłoby życie. Dom z basenem, pełnym lasek w bikini i Viv, sypiąca dookoła dolarami. O taką starość nic nie robiła.
- Jak za dziesięć lat nikogo sobie nie znajdę, możemy wejść w ten układ.
Oho. O ile Tang zapamięta to gorące wyznanie, już się z tego nie wywinie. Dziesięć lat i ani miesiąca dłużej. Od tej chwili.
- Będę to chciała na piśmie - pstryknęła palcem na kobietę, gdy ta zapewniła o dobrostanie kanapy. Ten konkretny mebel niejedno już przeżył. Gdyby nie skórzana tapicerka najwyższej jakości, już dawno zebrałaby plamy po alkoholu i dodatkowe zaciągnięcia. Warren miała to do siebie, że nie szastała kasą na lewo i prawo, acz przedmioty codziennego użytku chciała mieć dobre jakościowo. W tym temacie odrobina zakupowego szaleństwa jej nie raziła.
- Ale i tak podstawię ci miskę.
Lepsza miska, niż doniczka albo inna karafka. Val nawet doniczek nie posiadała na stanie, toteż Vivienne musiałaby się ratować w bardzo ekstremalny sposób, w chwili słabości. Lepiej jest zadbać o swoich gości, co by nie wytyczali alkoholowego szlaku po całym mieszkaniu.
- Może być przelew. Jakoś tak bardziej ufam swojemu bankowemu kontu, niż gotówce, szczególnie ma morzu.
Podczas intensywnego sztormu taka gotówka mogłaby jej gdzieś wsiąknąć. Posiadała kilka nieprzemakalnych worków na takie sytuacje, ale wiadomo, lepiej dmuchać na zimne. Inaczej sytuacja wyglądała w przypadku kasy na czarną godzinę. Tę składowała w gotówce, bo kto miałby czas na wyciąganie kasy z bankomatu, w przypadku nagłego wyjazdu?
- Gdzie? - dopytała o zarzuty, względem kunsztu artysty. Spróbowała skupić wzrok na wspomnianym Francesco, niestety nie dostrzegła żadnego źle wymieszanego odcienia. Co ta Viv?
- Ale to właśnie dodaje temu dziełu autentyczności - zarzekła się, obierając inny kurs przekonywania. Chociaż… nawet bez tego panna Tang powinna przytulić obraz. Była w końcu koneserką tego typu drobiazgów.
- Czekaj no chwilę! - wyciągnęła jedną dłoń w stronę Vivienne, dostrzegając, jak ta próbuje wstać z miejsca. - Aż tak cię wzięło?
Nie próżnowały w opróżnianiu butelki, więc nic w tym dziwnego. Jednemu szło w nogi, drugiemu w głowię, a trzeci zdążył spalić alkohol w ciągu kilku chwil.
Drugą dłonią wciąż próbowała przytrzymać przy sobie obraz, teraz wchodząc w rolę nieco mniej stabilnej sztalugi. Najważniejsze, to nie doprowadzić do żadnego, nawet najmniejszego zniszczenia płótna. To znacznie obniżyłoby jego wartość, a przecież wolała opchnąć go w tej lepszej cenie. Nie po to leciała do Australii ściśnięta między pudłami i innymi towarami.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Jak to się mawia: wiek to tylko liczba, a cela to tylko pokój. Jasne może i kiedyś ta różnica wieku była bardziej znacząca, ale teraz kiedy obie były dorosłe? Teraz to wszystko gdzieś zanikało i jedyne, co pozostawało to różne doświadczenia życiowe i różnice charakterów, które mogłyby w jakiś sposób sprawić, że nie byłyby ze sobą kompatybilne. Jeśli oczywiście na poważnie rozważałyby taką opcję.
- Między innymi. A będziesz się nim dzieliła czy muszę znaleźć sobie własny? - bo to było naprawdę ważne pytanie.
W sumie jakakolwiek by nie padła odpowiedź to i tak będzie zadowolona. Co prawda z jakiegoś powodu istniała wspólnota małżeńska, ale kto by im bronił mieć w jakiejś kwestii jednak rozdzielność? Praktycznie wszystko było kwestią indywidualnego dogadania się i jeśli Val chciała mieć własny harem to kim byłaby, aby jej tego bronić?
- Zgoda. Jezu, będziemy wtedy prawdziwym power couple Lorne Bay.
Trzeba było tylko tę datę sobie zakreślić w kalendarzu czy coś podobnego, bo przez te dziesięć lat wiele mogło się zdarzyć i któraś z nich mogła łatwo zapomnieć o podobnej obietnicy. Zwłaszcza składanej już pod wpływem.
- Mam zadzwonić do swojego prawnika? - odparła jeszcze na tekst o dostarczeniu obietnicy na piśmie.
Oczywiście lepiej byłoby, gdyby nie kontaktowała się z nikim w podobnej sprawie. Wtedy kompletnie straciłaby poważanie choć pewno kilka bardziej zaprzyjaźnionych osób uznałoby to za nieco wkurzający i może mało śmieszny, ale jednak żart. Ufała jednak w to, że jej żołądek był na tyle wytrzymały, że zdąży chociażby dojść do okna i to za nim puścić pawia jeśli faktycznie zdarzyłaby się taka nieprzyjemna sytuacja.
- Przezorny zawsze ubezpieczony - tutaj akurat naprawdę nie mogła winić Warren za podobne podejście, bo sama zapewne zrobiłaby podobnie. W końcu czyszczenie mebli, a zwłaszcza po tym jak komuś innemu przydarzył się podobny wypadek wcale nie było żadną przyjemnością.
- Dobra. Przeleję ci całość jak tylko ustalimy cenę wszystkich rzeczy.
Sama nie miała jakiś większych preferencji, ale niewątpliwie gotówka, którą zawsze miało się w zasięgu ręki była bardzo dobrą opcją. Zwłaszcza w tym zawodzie, gdzie zawsze coś mogło się spieprzyć lub dla bezpieczeństwa lepiej było dokonywać nienamierzalnych płatności. To chyba było zrozumiałe także dla osób postronnych.
Nie zamierzała rezygnować z wytykania nawet tych mniejszych błędów malarskich w trzymanym przez Val obrazie. Wszystko po to, aby była świadoma tego, że pewne niedociągnięcia i skazy będą dobrym argumentem dla obniżenia negocjowanej ceny. Eksperckiemu oku nic nie umknie!
- Może i autentyczność, ale psuje on cały efekt. Światłocień wydaje się przez to niezwykle płaski i mało klimatyczny. Nie wiem czy pomyliły mu się farby czy nie potrafił ich odpowiednio zblendować, ale efekt jest niezwykle tani - inaczej po prostu tego nie mogła nazwać.  
Dobra. Może i przy wstawaniu nieco się zachwiała, ale alkohol poszedł w nogi, które też jej pewnie nieco ścierpły w czasie tego siedzenia, a przynajmniej tego będzie się trzymała. Z pewnością nie czuła się jakoś szczególnie najebana, ale no cóż... różnie było.
- Trochę poszło w nogi, ale jest okay - zapewniła, odzyskując pełnię równowagi i podchodząc bliżej do obrazu, aby móc mu się przyjrzeć z bliska. - Przykro mi, cara mia, ale akurat na tej jednej rzeczy nie podbijesz ceny. Nieważne jak się napracujesz.
Jeśli chodził o inne obiekty to śmiało mogły dyskutować, ale kiedy schodziło na dzieła sztuki, i to jeszcze malarskie, to z pewnością Tang nie pozwoli na to, aby ktoś jej mydlił oczy. Za dobrze znała się na tych sprawach, aby polecieć na bajeczkę o włoskim artyście, nieznanym szerszej publice geniuszu i tym podobnych bzdetach.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Dogadamy się - stwierdziła z pełnym przekonaniem, co do możliwości dzielenia się haremem. Nie od dziś wiadomo, że Val przebierała w najróżniejszych opcjach, jeszcze przed dobiciem do trzydziestki. Pod względem uczuć postrzegała siebie jako monogamistkę, ale to już odrębna kwestia. Nie musiała przecież od razu zakochiwać się w każdej członkini ewentualnego haremu. Najważniejsze, to odejść z tego świata spełnionym - czy to w towarzystwie swojej jednej, jedynej bratniej duszy czy też w otoczeniu wielu atrakcyjnych kobiet.
- O ile nie wrąbiesz się w jakiś związek - podkreśliła wraz z wycelowaniem palca w kobietę, aby sens całej umowy wybrzmiał w jej głowie. Co jeśli specjalnie będzie odrzucać potencjalne kandydatki, byle tylko doczekać tego punktu kulminacyjnego, skutkującego ich wspólną przyszłością, w otoczeniu haremu? Obie powinny grać w tym wszystkim fair.
- Myślisz, że już śpi? - zapytała w temacie prawnika, acz kompletnie z czapy. Jeśli tak, albo przykładowo siedział nad jakąś poważną sprawą dla innego klienta, lepiej go nie drażnić. Z tymi ludźmi powiązanymi z prawem, nigdy nic nie wiadomo. Jeszcze wyciągnąłby z czeluści jakiś artykuł o zakłócaniu jego miru domowego i będą miały sprawę! Warren na własnej skórze przekonała się, jak uprzedzeni i przekupni potrafią być sędziowie.
- Nie ma sprawy - zgodziła się, co do zapłacenia całości, za wszystkie artefakty przykuwające uwagę panny Tang. Wypiła dużo, ale sprawy biznesowe zawsze ogarniała z należytą precyzją. Jeszcze tego brakowało, aby dawała się zrobić, po kilku głębszych. Lata doświadczenia nie pozwalały Val na upicie się w sztok. To byłaby ostateczna kompromitacja jej osoby i koniec brania jej na serio, przez resztę osób ze środowiska. Do tego dopuścić nie mogła.
- Dobra, ty Światłocieniu - machnęła ręką na dalsze komentarze kobiety. - Zaraz ci to poprawię od ręki. Tylko znajdę odpowiednie farby.
Jak najbardziej byłaby w stanie podjąć się tej sztuki. Nie próbowała malarstwa, ale idealnie odnajdywała się we wszelkich, manualnych sprawach. Lakierowała drewno na gitary i rzeźbiła w tymże surowcu, więc posiadała odpowiednie predyspozycje do takich kombinacji.
- Musisz jednak wiedzieć, że nie przyjmuję reklamacji.
O. To musiała wziąć pod uwagę, bo zlecenie zleceniem i należy je szanować. Szczególnie, gdy robiło się dla kogoś coś personalnego. Obraz, ozdobiony wprawną ręką Warren zasługiwałby nawet na wyższą cenę.
Zrobiła skonfundowaną minę na wyjaśnienie małego zamieszania u podpitej koleżanki.
- Jak to właściwie działa, co? - że szło w nogi? - W mózgu jesteś trzeźwa, ale twoje nogi żyją swoim życiem? Tańczą kankana bez twojej zgody?
Brzmiało abstrakcyjnie, bo Val nigdy nie doświadczyła takiego stanu. Jasne, czasami się potykała po porządniejszych dawkach, ale nigdy osobiście nie przeżyła syndromu pijanych nóg. Ciekawe to zjawisko.
- Jeszcze cię zaskoczę, uwierz - rzuciła z zacięciem, rozglądając się za wspomnianymi wcześniej farbami. Prędzej znalazłaby w tej piwnicy smar, albo inny wybielacz. Ewentualnie mogłaby przeszukać kilka pudeł, zawierających środki do konserwacji obuwia. Tyle pięknych rzeczy można przecież uzyskać z kompletnie randomowych składników! Filmiki na Youtube z DIY, przykładem. Viv z pewnością byłaby zachwycona efektem końcowym, wybrzmiewającym znacznie piękniej od ubogo zblendowanych farbek włoskich. O ile w ogóle były włoskie.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
W sumie chyba nawet już zaczęły się dogadywać i z tego względu na ustach Viv wykwitł pełen zadowolenia uśmieszek. Wiadomo, każdy ustalał swoje własne zasady, a patrząc na to, że obie nie miały nic przeciwko temu, żeby w ewentualnym małżeństwie zamknąć się na osoby z zewnątrz jedynie dobrze o nich świadczył. Inni jeszcze by im pewnie w jakimś momencie zaczęli zazdrościć tak udanego związku.
- Nie wrąbię. Będziesz tą jedyną - stwierdziła jeszcze nieco zaczepnie, gdy tylko Warren oskarżycielsko wycelowała w nią palec.
Że niby miałaby oszukiwać? Skąd w ogóle taki pomysł. Jeszcze nieco czasu i chyba faktycznie przejdą do spisywania jakiegoś kontaktu, którego musiałyby przestrzegać jeśli faktycznie miałoby dojść do tego ślubu za dekadę. To w sumie nie byłby taki głupi pomysł, żeby już od razu wszystko ustalić zawczasu. Później można powprowadzać poprawki.
- A kto go tam wie - spał czy nie, telefon o takiej porze od pijanej klientki z pewnością działał drażniąco. Zwłaszcza, gdy chodziło o jakieś głupoty typu a bo koleżanka chciała na piśmie zapewnienie, że nie zarzygam jej kanapy. To zdecydowanie nie znajdowało się na liście chcianych połączeń.
Całe szczęście, że istniało coś takiego jak kalkulator w telefonie, który był naprawdę niezawodny. Przynajmniej dzięki temu ryzyko tego, że gdzieś się jebnie i poda nie tę kwotę co trzeba było zminimalizowane. Zwłaszcza, że chciała od razu zrobić przelew za wszystko i nie przejmować się rozbijaniem tego wszystkiego na mniejsze kwoty.
- Pojebało cię?! Nie ruszaj tego! - co jak co, ale akurat na obietnicę czy raczej groźbę tego, że Val poprawi ten światłocień Tang zareagowała od razu.
Naprawdę nie chciała na to patrzeć. W swoim zawodzie widziała już naprawdę wiele nieudanych nie tylko poprawek, ale przede wszystkim prób odtworzenia oryginalnych dzieł i odrestaurowania ich do dawnej świetności. Przykładem mógł świecić słynny Jeżus z Hiszpanii. Również obraz stosunkowo dobry technicznie choć o niskiej wartości, który został po prostu zniszczony przez lokalną emerytkę, która chciała dokonać konserwacji. Nie chciała dopuścić do powtórki takich wydarzeń w Lorne Bay. Co jak co, ale nie pozwoli na to, aby Warren stworzyła nowego mema przez swoje majstrowanie przy obrazie.
- Warren, ani się kurwa waż. Zepsujesz cały ten obraz! - niemal warknęła, nie mając nawet pojęcia czy właściwie przemytniczka jedynie żartuje czy na poważnie będzie chciała brać się za próby wprowadzania poprawek do trzymanego obrazu. Słodki jeżu kolczasty. Trzymajcie ją, naprawdę, bo zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok.
- No nie przesadzaj. Straciłam na chwilę równowagę i tyle. Żadnego kankana bez proszenia ci tu nie zrobię.
A i z proszeniem mogłaby tego odmówić. Bądźmy szczerzy, ale u niej stopień najebania nie równał się jednocześnie ze stopniem gotowości do odjebywania czegokolwiek. Przekładał się raczej na stopień pojmowania rzeczywistości, pogarszał koordynację ruchową i sprawiał, że dużo łatwiej było jej zasnąć, bo znajdowała się w stanie takiego rozluźnienia, że każda powierzchnia zmęczonemu organizmowi pod wpływem alkoholu wystarczała do tego, aby pójść w spanko jeśli tylko tego chciała.
- Val możesz mnie naprawdę zaskoczyć na setki innych sposobów. Możesz mnie nawet narysować jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn, ale na Boga wszechmogącego nie ruszaj tego obrazu!
Co prawda nie była jakoś szczególnie wierząca, ale podobne teksty zostały jej jeszcze z katolickiej szkoły, gdzie podobne bluźniercze wykrzyknienia niektórzy uważali za gorsze od rzuconej przez młodzież pospolitej kurwy. Miała tylko nadzieję, że faktycznie to zadziała i Warren zrezygnuje z planów wprowadzania poprawek do już i tak całkiem dobrego obrazu. Może faktycznie nieco przesadzała z tym światłocieniem i wcale nie był on taki zły? Choć pewnie wizja tego, że pozbawi się większej części majątku powinna być większym bodźcem do tego. Podobnie jak fakt, że Tang pogardzała w większości sztuką współczesną.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Skwitowała małą zaczepkę delikatnym uśmiechem, bez podważania śmiałych słów Vivienne. Nie sądziła, aby przemawiał przez nią jedynie alkohol, co tworzyło realne prawdopodobieństwo wprowadzenia ich planu w życie, po tych umownych, dziesięciu latach. Kto wie, może nawet Warren uda się dożyć tej magicznej pięćdziesiątki? Oby tylko po drodze nie zamieniła się w marudną, przemieloną przez życie, zgorzkniałą babę, zmieniającą cały koncept haremu.
Rozbawiła ją również żywa reakcja na wprowadzenie drobnych poprawek malarskich. Podejście godne zagorzałej fanki dzieł sztuki. O ile sztuką można było nazwać ten obraz, otrzymany „z łapanki”.
-Daj spokój, to tylko jakiś randomowy obraz. Żaden Da Vinci albo Monet.
Nie ma szans, aby bardziej go popsuła, przecież wiedziała doskonale, jak chwycić za pędzel i co konkretnie skorygować. Val może i nie zaliczała się do wielkich artystów, ale niejedną łódź już konserwowała, łącznie z precyzyjnym nakładaniem farby. Viv miała szczęście, że trafiła na profesjonalistkę.
- Jak na moje oko, nie ma w nim nic do zepsucia - drążyła dalej, czerpiąc z tej rozmowy nie lada rozrywkę. - Nawet, jakbym narysowała na niebie chmurę w kształcie penisa, niczego bym nie zaburzyła.
Ba, dodałaby do tego dzieła zupełnie nową interpretację. Sztuka przecież powinna się rozwijać! Z zupełnie innego założenia wychodziła Tang, co widać na załączonym obrazku.
Trochę testowała wytrzymałość kobiety na insynuacje dorysowywania genitaliów, w losowych miejscach na płótnie. Każdy, szanujący się artysta zapewne uważał karniaki za swoistą zbrodnię. Takie rzecz powinno się ścigać z urzędu!
Oczywiście, nie mówiła tak zupełnie szczerze. Na dorysowanie jakiegoś fajfusa zdecydowałaby się dopiero w ostateczności, jeśli porzuciłaby plan sprzedania tego jakże sielankowego dzieła, którego szczegóły opisała Vivienne, z wielką dokładnością. O ile obraz wciąż przejawiał jakoś, zachęcającą do jego kupna, zamierzała się wstrzymać z wprowadzaniem własnych, potłuczonych wizji w życie.
-Wierzysz w boga wszechmogącego czy tylko się nim zasłaniasz? - zapytała, zaprzestając na moment szukania odpowiednich „farb” do podrasowania dzieła. To wbrew pozorom, dosyć interesujące pytanie. Na każdej, prawilnej domówce znajdowało się grono osób, rozprawiających nad sensem życia, istotą wyższą i innymi bytami pozawymiarowymi. Val zdecydowanie należała do potencjalnych uczestników podobnych dyskusji. Od zawsze była ciekawa świata i nie bała się zadawać odważnych pytań, na które większość przeciętnych ludzi wolała machnąć ręką. Bo na co im wiedza o jakichś pozawymiarowych sprawach, skoro czekał na nich kredyt do spłacenia i rozwód do załatwienia? Takie właśnie było dzisiejsze społeczeństwo. Wiecznie zabiegane i niemające czasu na rozwijanie nawet własnych zainteresowań. Bardzo przykra to rzecz.
- Weźmiesz go takiego, jaki jest? - dopytała wreszcie, bo bardzo chciała opchnąć ten obraz. Nie, ze względu na jakieś potencjalne przeczucie jego przeklętej natury, a tak po prostu. Wydawał się całkiem niezłym towarem na transakcję, dlatego wolała odrobinę przycisnąć Vivienne słowami.
- Musisz przyznać, że ten światłocień, o którym wspomniałaś, ma w sobie pewien urok – wywnioskowała, biorąc pod uwagę bojową postawę Viv, w celu uchronienia obrazu przed „profanacją”. Niech w końcu się określi, zanim Val przejdzie do gwoździa programu, czyli majestatycznych sztućców, w roli głównej.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
To, że obraz był z łapanki wcale nie znaczyło, że był zły. Jasne przez to, że nie należał do znanego artysty nie mógł osiągnąć zawrotnych cen na czarnym rynku, ale technicznie był całkiem dobry i zabytkowy, a samo to już mogło podnieść jego wartość niż jakby było to co najwyżej średnie dzieło jakiegoś randoma. A wprowadzanie jakiś poprawek na szybko, po pijaku przez australijską przemytniczkę. To nie mogło skończyć się dobrze.
- Może i randomowy, ale to nie znaczy, że masz go zbezcześcić i przerabiać po swojemu - dla Tang było to oczywiste i nie zamierzała dopuścić do tego, aby takie świętokradztwo miało miejsce w tej piwnicy. Nawet jeśli musiałaby przejść do rozwiązań siłowych. W końcu Val malowała swoje łodzie samodzielnie to nijak miało się to do zajęć artystycznych. Tragedia po prostu prosiła się o wydarzenie.
- Możesz to spieprzyć na milion różnych sposobów i nie zamierzam na to patrzeć - stwierdziła, wbijając przenikliwe spojrzenie w znajdującą się przed nią Warren. - I spróbuj tylko z tą chmurką, a następnego dnia twoja łódź będzie miała ogromnego karnego kutasa na burcie.
Oko za oko czy coś takiego. Akurat Vivienne należała do tych bardziej złośliwych zdzir jeśli ktoś tylko nadepnął jej na odcisk w odpowiedni sposób. Dużo rzeczy mogła zignorować, ale nie coś takiego. Wiele rzeczy mogła zignorować albo wybaczyć, ale takie bezczeszczenie sztuki? Poza tym bądźmy szczerzy: Val była dla niej wyjątkowa. Na tyle, by chciała jednak działać jej na nerwy. To była ta specyficzna więź, że gdyby były bohaterkami cyklu książek dla młodzieży to fanki z pewnością pisałyby o nich fanfiki.
- Mój ateizm nie ma tu nic do rzeczy- odparowała, gdy tylko Warren postanowiła zignorować jej błagalne wzywanie do tego, aby zaprzestała swoich dzikich planów przerobienia obrazu po swojemu.
Nie chciała, aby skończyły z jakimś artystycznym potworkiem, który żadnej z nich na nic się zda, a jeśli faktycznie Val nie będzie mogła tego opchnąć to w takim razie po co w ogóle tachała go ze sobą, nieprawdaż? Jakby nie patrzeć w tym momencie obie bardziej obchodziły rozmowy na tematy biznesowe niż rozważania teologiczno-filozoficzne, których miała dosyć już w okresie dorastania. Cholerna szkoła katolicka. Chyba nic nie zniechęca bardziej do wiary niż podobne miejsca i znajdujący się w nich ludzie.
- Tylko o to ci chodzi, nie? - odparła, gdy po raz kolejny usłyszała pytanie o to czy jednak skusi się na to cudowne dzieło sztuki.
W zamyśleniu przygryzła dolną wargę i krzyżując ramiona na piersiach oparła się o jakąś szafkę czy inną pionową powierzchnię, aby jakoś się ustabilizować i móc wbić przenikliwe spojrzenie w znajdującą się przed nią kobietę.
- Jesteś świadoma tego, że jeśli wprowadzisz własne poprawki to wtedy na pewno go nie wezmę, a dodatkowo zniszczysz go na tyle, że nikt inny też  go nie weźmie? Ewentualnie dostaniesz za niego marne grosze. Także nieingerowanie w jego stan jest głównie w twoim interesie - stwierdziła, mając nadzieję, że w końcu Val dojdzie do wniosku, że w sumie tymi groźbami godzi jedynie w jej artystyczne serduszko, ale za zakładnika trzyma też swój własny portfel. Niezbyt mądre  zagranie.
- Z pewnością jakiś urok w sobie ma. Jestem jednak przekonana, że pewnie będziesz próbowała wyszarpać ode mnie więcej kasy za ten obraz niż faktycznie jest wart, a obie wiemy, że akurat na takich produktach nie możesz mnie dobrze zbajerować.
Szczerze powiedziawszy to kinky sztućce mogły sobie totalnie odpuścić, bo jednak na tę chwilę nie widziała dla nich przyszłości. Możliwe, że po cudownej prezentacji zmieni zdanie, ale do tego trzeba było niesamowitego daru przekonywania. Na razie alkohol jakoś nie potrafił zmiękczyć jej postanowienia do ograniczonych zakupów. Sięgnęła raz jeszcze na telefon, aby móc sprawdzić jaką sumę w zasadzie wpisała wcześniej przy obrazie i czy może jednak jej nieco nie obniżyć, aby potem móc ją podbić tylko odrobinę ku radości Val.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Uśmiechnęła się ironicznie, bo za cholerę nie przekonały ją słowa Viv. Jak to nie można przerabiać? To jakaś niepisana zasada artystów? Jeśli tak, to niewielu się do tego stosowało, choćby w przemyśle muzycznym, co przejawiało się w notorycznym podkradaniu sampli, albo innych bitów. Czy to nie miało swojego odzwierciedlenia w malarstwie? Na przykład w „podkradaniu” elementów obrazu, albo przerabiania jakichś dzieł na memy? Zgłębiłaby ten temat nieco bardziej, gdyby nie postępujące upojenie alkoholowe, mieszające w głowie małe szczegóły co do malarskich detali.
- Nie musisz patrzeć, zaraz znajdę ci jakąś stylową przepaskę - ciągnęła dalej jakże zdeterminowanym tonem. Niekoniecznie zamierzała przekuć swój niecny plan w bezpośrednie działanie. Wszystko zależało od tego czy Tang weźmie ten obraz czy też wycofa się z transakcji. Warren postanowiła użyć drastycznych metod handlarskich i póki co, przynosiło to niezłe efekty. Wciąż dobrze się przy tym bawiła, budząc u kobiety autentyczne obawy.
Zmrużyła jednak oczy za sprawą groźby, odnośnie jej ukochanej łodzi. Valhalla była istną perełką wśród pozostałych łajb, bujających się na wodach Lorne Bay. Dbała o nią, jak o swoje jedyne dziecko, albo jak stereotypowy facet o swoje najnowsze auto. Wystarczy jedna ryska, a tragedia murowana.
Vivienne wykazała się nie lada walecznością, względem obrazu, który nawet nie należał do niej. Zupełnie, jakby już podświadomie go kupiła. Tak, to musiało być to, dlatego Warren zatrzymała dla siebie ripostę, w temacie znakowania kutasami jej ukochanej łódki.
- Jak na moje oko, chodzi przede wszystkim o to, że za mało wypiłaś - wywnioskowała, przesadnie mrużąc oczy w oskarżycielskim wyrazie. To ona tutaj daje popis swoim niepoprawnym teoriom, a Tang odstawia stypę? Tak się nie robi! Dla potwierdzenia swoich słów, dolała jeszcze trochę whisky do szklanki kobiety, uważnie oglądając stan butelki. Zostało jeszcze na dwa rozlania, więc jak pójdzie dobrze, to może nawet dadzą radę uraczyć się na koniec przyniesionym winem. Czasu miały dużo, szczególnie, że Viv planowała przenocować na kanapie. Idealna to okazja do nadrobienia czasu poprzez wspólne zapijanie się w sztok. Warren naprawdę musiała ufać tej przebiegłej kobiecie, skoro decydowała się w jej obecności na puszczenie hamulców alkoholowych. W innym wypadku raczej zachowałaby dystans, względem kogoś, kto mógłby nad ranem opchnąć jej chatę z kosztowności. Zbyt długo się znały, aby do tego doszło, prawda?
- Jesteś taka pesymistyczna - przeciągnęła słowa w udawanym komplemencie, zerkając ponaglająco na szklankę, ustawioną na kartonie. Sama chwyciła za tą swoją, bo nie ma co zwlekać z kolejną porcją jakże wytwornej trucizny.
- Od razu oskarżasz mnie o jakieś wyszarpywanie - przewróciła oczami, po porządnym łyku whisky. - Wszystko zależy od twojej odpowiedzi. Może mnie pozytywnie zaskoczysz? Przecież tak miło nam się rozmawia.
A jednak, zastosowała jedno ze swoich taktycznych spojrzeń, z którym płeć piękna nie miała większych szans. Nawet po pijaku wyszło jej to z pełną gracją i przekonaniem. Ten tajny chwyt powinien skutecznie zadziałać na ostateczną cenę wymienionych towarów. Vivienne z pewnością nie będzie żałowała tej wyjątkowej transakcji piwnicznej.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
No tak nie każdy był tak przewrażliwiony na tym punkcie jak ona. Po prostu pewni ludzie mieli swoje zasady, których za nic nie złamią, a do tego wymagali od innych ich poszanowania. Tak samo było chociażby z tymi osobnikami, którzy nie tolerowali bazgrania po książkach czy zaginania w nich rogów. Na tej samej zasadzie ona nie mogła znieść myśli o ingerencji w obraz osoby, która kompletnie nie znała się na takich rzeczach.
- Już chcesz się bawić w takie kinky rzeczy? Wybacz, ale spasuję tym razem - odparowała, gdy tylko Val zaproponowała jej przyniesienie przepaski.
Co jak co, ale już sama świadomość szkodliwości tego jeszcze niepopełnionego czynu wystarczała jej do tego, by się źle czuła. Wcale nie musiała tego widzieć. Na razie jednak metody handlarskie w drastycznym wydaniu jeszcze nie odniosły do końca spodziewanego efektu.
- Widzę, że następuje tutaj zmiana techniki - zaśmiała się krótko, kiedy tylko Warren zmieniła ton i ruszyła po to, aby wykonać kolejne rozlanie do niemal pustych już szklaneczek. Whisky może i powoli się już kończyło, ale faktycznie było jeszcze wino, a one miały sporo czasu, żeby nacieszyć się zarówno swoim towarzystwem jak i degustowanym alkoholem.
Uniosła szklankę, wypijając kolejny łyk rozlanego łyskacza po czym wróciła do przerwanej kwestii towarów i negocjowania ceny.
- W takim razie przedstawię ci moją ofertę. Znajdzie się tam małe pole do negocjacji - rzuciła jeszcze po czym zaproponowała kobiecie kolejne kwoty, które byłaby skłonna wypłacić za poszczególne przedmioty. Co prawda nie obyło się tutaj bez większej dyskusji, ale w końcu doszły do porozumienia, które mogły przypieczętować wypiciem wcześniej wspomnianej butelki wina, gdy już jakoś wytoczyły się z piwnicy.

z|t x2

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
ODPOWIEDZ