przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Zamierzała w pełni zawierzyć słowom Vivienne, w temacie jej w miarę mocnych nóg. Nie wypiły nie wiadomo jak wielkiej dawki, ale zrobiły to dosyć szybko w sposób, mogący przyspieszyć stan upojenia. Czy to źle? Otóż niekoniecznie. Obie się znały, mniej więcej czuły pewnie w swoim towarzystwie, więc nie ma powodów do obaw.
- Raczej na trasie - a konkretnie z miejsca lądowania, do tejże piwnicy. Gdyby nie jej oddani kuzyni, wróciłaby do Lorne z pustymi rękoma. Spodziewała się co prawda kasy w gotówce, nie mniej, potrafiła opchnąć odpowiednie towary po ładnej cenie. Znała się głównie na przemycaniu, jednak w wielu przypadkach, musiała wiedzieć czy przewożenie konkretnego dobra się opłaci. Zarówno dla niej, jak i dla klienta docelowego. Byle czego nie przerzucała nielegalnie przez granicę. Trzeba znać swoją wartość.
- Pewnie i tak nie zdołałybyśmy docenić tego przeterminowanego smaku - skrzywiła się lekko, zerkając na wyjętą butelkę wina, zabezpieczonego w skrzynce o specjalnych wymiarach. - Może masz jakichś kupli, co siedzą w tym temacie i za samą woń tego winiacza dadzą kilka stów?
Pytanie z kategorii tych bardzo ważnych. Im szybciej opchnie te skarby, tym lepiej. Co prawda, rezerwowej kasy miała sporo, ale trzymała ją na czarną godzinę, kiedy wszystko inne zawiedzie i pozostanie już tylko spieprzanie z tego dalekiego kontynentu.
Część zarabianych pieniędzy bieżąco wydawała na leczenie chorej ciotki i doraźną pomoc kuzynom, kiedy akurat w danym miesiącu biznes z łódkami szedł nieco gorzej. Przemytnictwo nie było czymś, czym można się chwalić na spotkaniach rodzinnych, ale przynajmniej nikogo nie zabiła, ani nie sprzedała, byle tylko otrzymać więcej zielonych. Zdarzało jej się kilka razy przemycić broń, co przecież nie robiło z niej automatycznie morderczyni. Ten, kto broni potrzebował i tak wykombinowałby ją sobie w inny sposób, a tak, przynajmniej dostawała kasę na kolejną porcję tabletek dla Aubree. Wolała nie myśleć, w jakim bólu byłaby ciotka, gdyby nie terapia, na którą składali się razem z kuzynami. Była jej to winna za te wszystkie lata, spędzone pod jej skrzydłami. Nawet jej epizod więzienny niczego między nimi nie zmienił.
- Ugh… - aż skrzywiła się na tak barwne określenie sztućców. Kto w ogóle pomyślałby o łączeniu jedzenia z jakimś rzeźbieniem fujary? Warren sama za świętą nie uchodziła, ale tego typu fantazje istniały poza jej wyobrażeniami. Do dziś. Powinna się modlić, aby obraz tych sztućców jak najszybciej wyleciał jej z pamięci.
- Ale może tobie się podobają? - zapytała, kierując ciekawskie spojrzenie na Tang. - Nie oceniam. W tym domu kinkshaming jest piętnowany. Możemy nigdy nie mówić o tej transakcji.
Co samej Val z pewnością wyjdzie na dobre.
- Albo nie wiem, opchniesz to jakiejś wielkiej fance kutasów w Shadow. O, albo na wieczór panieński jakiejś bogatej dziuni!
Aż pstryknęła palcami z ekscytacji, bo to idealny artefakt na tego typu, pojebane imprezy. Gdyby Warren kiedykolwiek miała mieć wieczór panieński z pewnością nie otaczałaby się podobiznami genitaliów, obojętnie jakiej płci. Najwyraźniej była za mało hetero na tego typu heterezje.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Nie było to ich pierwsze rodeo także nawet wychylenie szybkiej szklanki nie powinno w nie aż tak uderzyć. Chociaż dla pewności postanowiła zdjąć buty na obcasie, aby nie prosić się o skręcenie kostki. W końcu kto wie co mogło się faktycznie wydarzyć na tych schodach. Lepiej było nie kusić losu.
Mruknęła jedynie coś potwierdzająco, gdy tylko usłyszała o problemach na trasie. Wiadomo praca w tej branży nie należała do najłatwiejszych i bardzo łatwo było o komplikacje. Ile też razy musiała zmienić swojego dostawcę, bo ten nie był w stanie dostarczać jej towarów (śmierć, uwięzienie, wybierajcie powód).
- Nie wierzę w to, że wino może się przeterminować. Chociaż faktycznie. Dla nas mogłoby się zmarnować - bo czemu miałyby zmienić potencjalny zarobek na krótką chwilę przyjemności? I to jeszcze taką, która pozostawia po sobie nieprzyjemne konsekwencje w postaci wymiotów i bólów. - Mogę się skonsultować z kumplem, który jest degustatorem. Jeśli ci się poszczęści to twoje kilka stów zamieni się w tysiące.
Wszystko zależało od faktycznego rocznika, winnicy i innych dupereli, na których najlepiej znałby się ktoś kto poświęcił się podobnym kwestiom. Ona mogła co najwyżej porozmawiać na temat obrazów i innych wyrobów mogących nosić miano dzieł sztuki. I chyba właśnie do tej kategorii można było zaliczyć te nieszczęsne sztućce o jakże niefortunnym kształcie. Naprawdę nie wiedziała co o tym sądzić, ale chyba podobny widok po tym jak już strzeliła sobie sporego drinka na rozluźnienie był naprawdę zabawny.
Niestety Warren jakoś nie bardzo podzielała jej rozbawienie i raczej nie spodobała jej się gra słów nawiązująca zarówno do kształtu sztućców jak i popularnego epitetu, którym nazywano rzeczy nie bardzo się komuś podobające. Można było więc kontynuować żarciki o chujowym poczuciu humoru i tak dalej.
- No proszę cię. Ja w życiu nie wzię... w sumie mogłabym to wykorzystać w jakiejś sesji. Kojarzysz tę taką zabawę, co trzeba utrzymać jajko na łyżce trzymanej w ustach? - zapytała jeszcze, a na jej ustach zaczął powoli wykwitać nieco sadystyczny uśmiech.
W tym momencie Vivienne po prostu zaczynała mieć coraz więcej potencjalnych pomysłów na wykorzystanie tych sztućców w niecnych celach. Potrzebowała jedynie jakiejś inspiracji, aby zacząć snuć śmiałe plany, które mogłaby wprowadzić w życie przy nadarzającej się ku temu okazji.
- Znalezienie takiej na pewno nie byłoby takie proste. Ten wieczór panieński w sumie wydaje się jeszcze spoko pomysłem. Ale czy na pewno chcę zdzierać kasę z jakieś naiwnej i pustej bogatej panienki?
Odpowiedź brzmiała tak. Cóż pech akurat chciał, że Tang należała raczej do osób uważających, że za ignorancję i głupotę się płaci. Z pewnością jednak taki zakup przedmałżeński byłby bardzo ciekawą pamiątką. I choć rączki sztućców raczej nie były największych rozmiarów to może mogły i tak sprawić się lepiej niż potencjalny partner.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Spróbuj go przekabacić - rzuciła, co do pana degustatora. - Nie wiem, wyślij mu zdjęcie butelki, podkoloruj produkt. Tak, żeby się nie wahał.
Nie było nic gorszego, od niezdecydowanego klienta, blokującego towar. Bo… może weźmie, a może jednak trochę później, bo ma wjazd służbowy, a może jego ciotka odbierze. Pieprzenie. Albo się produkt kupowało, albo nie. Val zdecydowanie nie prowadziła sklepiku, w którym przysługuje prawo zwrotu i kombinacje z reklamacją. Niestety, niektórzy o tym zapominali.
I tak, Warren nie wypadało podniecać się jakimś zestawem kutaśnych sztućców. Co prawda, to co działo się w piwnicy, zostawało w piwnicy, nie mniej nadal, Vivienne mogłaby patrzeć na nią zgoła inaczej, niż do tej pory. Miałaby tak po prostu podać kobiecie na tacy szansę na przywoływanie peniso-sztućców przy randomowych rozmowach? To już brzmiało jak krępująca historyjka, którą rodzice rozpowiadali kolegom swojego dziecka, gdy ktoś przychodził do nich na obiad. Całe szczęście, Val ominęły takie atrakcje. Po śmierci rodziców przygarnęła ją ciotka z wujem, przy czym bardzo szanowali jej przestrzeń osobistą. Pozwalali na zapraszanie rówieśników do domu, przynosili im ciasteczka i soczki na garażowe próby zespołu, ale nigdy nie zasypywali gości wstydliwymi historiami z Val w roli głównej. Całkiem jej się ten układ podobał i dzięki temu miała naprawdę fajne dzieciństwo. Nawet, pomimo zaczepek ze strony czterech kuzynów. Z rodzeństwem już tak bywa.
- Jakiej sesji? - zmarszczyła brwi w podejrzliwym wyrazie, na chwilę wyrzucając z głowy obraz jajka na łyżce, zakończonej prąciem. Poniekąd miało to sens. Metafora niskich lotów. Zanim jednak doczekała się odpowiedzi od Tang, uniosła palec.
- Czekaj chwilę.
Na trzeźwo tego nie zdzierży. Może i wypiła już dosyć sporo whisky, ale nadal czuła jedynie delikatny szum oraz rosnące rozluźnienie, którego zdecydowanie potrzebowała. Tyle, że ten stan to jeszcze za mało. Potrzebowała więcej, co skłoniło ją do powrotu na górę i chwycenia za butelkę z alkoholem. Docisnęła ją łokciem do żeber, po czym zgarnęła dwie szklanki, które pozostawiły z Viv na stoliku. Zrobią sobie imprezę w piwnicy, a co.
Pozostawało mieć nadzieję, że podczas nieobecności Warren, Vivienne nie zaczęła szaleć z tymi sztućcami. Val bez słowa powróciła pod ziemię i nogą, odzianą w klapek, przesunęła jakiś stary karton, aby postawić na nim butelkę oraz szklanki. Bardzo swojskie warunki.
Dolała odrobinę szkockiej i sięgnęła po swoje naczynie co by wypić dwa duże łyki. Skrzywiła się porządnie i otarła usta przedramieniem.
- Myślisz, że moje przemycanie rzeczy może brzmieć niebezpiecznie dla osób z zewnątrz? - wyskoczyła tym totalnie z dupy, dopingowana alkoholem, ale póki co badała teren, przed potencjalnym rozwinięciem w tym temacie. W zasadzie, niewiele znała osób, niemających powiązania ze środowiskiem przemytniczym. Sąsiedzi to tylko sąsiedzi, przyzwyczaili się do tego, że czasami wyjeżdżała i w domu nie było nikogo przez kilka tygodni. Niekiedy trafiały się jakieś przelotne znajomości, od których ostatnio Val zrobiła sobie małą przerwę. Na pełną szczerość mogła sobie pozwolić tylko w przypadku zaufanych, co najmniej kilkuletnich koneksji, albo członków rodziny. Sęk w tym, że Joan, której obecności w Lorne nie przewidywała, lekko wyłamywała się ze schematu, przez co Warren nie wiedziała, co robić. Teoretycznie powinna trzymać kobietę na dystans, dla jej dobra, ale to wcale nie takie łatwe. Za bardzo jej zależało na tej relacji, żeby tak po prostu zamknąć się w sobie.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Uśmiechnęła się jedynie kiedy Val wspomniała o przekabaceniu pana degustatora. Jasne, wiedziała, że dla niej jak najlepiej byłoby, żeby towar opchnął się jak najszybciej po jak najlepszej cenie, ale nie zawsze wszystko wychodziło tak jak się tego chciało. Zresztą Vivienne lubiła szczycić się tym, że stara się zachować jako-tako neutralność kiedy chodziło o sprawy zawodowe. Oczywiście tak się tylko ładnie mówiło na to, że zwykle skłaniała się ku opcjom, które były jak najbardziej opłacalne i mogły zaowocować niezwykle dobrą współpracą i kolejnymi koneksjami. Znaczy, miała także coś na kształt swojego kodeksu honorowego według którego odrzucała pewnych potencjalnych współpracowników, ale mimo wszystko raczej nastawiała się na to, co mogłoby umocnić jej pozycję w branży i pomóc we wzbogaceniu się.
Oby tylko wszystko co się działo zostało w piwnicy, bo zdecydowanie wyśmiewanie sztućców o takim chujowym kształcie nie było jej najchwalebniejszym momentem. Szczerze powiedziawszy, nie zastanawiała się nawet nad tym czemu miała służyć produkcja takiego wyrobu i w jakich sytuacjach społecznych faktycznie były one używane. Faktem było to, że niektórzy bogaci ludzie byli krótko mówiąc popierdoleni także nie wykluczyłaby także opcji używania ich na jakiś wystawnych bankietach w wysoce wyselekcjonowanym gronie. Wszystko było możliwe.
- Sesji Biblijnych Dyskusji i Studenckich Mitingów - odparła, gdy tylko Warren spytała ją o to, co dokładnie wcześniej miała na myśli. Miała jedynie nadzieję, że przemytniczka zrozumie jej żarcik i połączy sobie pierwsze litery podanych słów, które tworzyły właściwą odpowiedź.
Przyniesienie kolejnej porcji alkoholu było może i w tej chwili dobrym pomysłem, ale zastanawiające było jak one z tej cholernej piwnicy wyjdą jak już faktycznie się doprawią w większym stopniu. To jednak chyba był już problem dla przyszłych Val i Vivienne. Obecne były skupione na rozkoszowaniu się smakiem posiadanych trunków oraz widokiem przemyconych dóbr.
Wbrew obawom Warren, obecna w jej domu paserka nie pokusiła się na jakąś perwersyjną zabawę sztućcami, a zamiast tego kontemplowała sobie dalej nad znajdującym się przed nią obrazem, zastanawiając się czy aby nie pasowałby on jej do kuchni albo salonu. Czasami miała myśl o tym, aby co ciekawsze fanty sobie zostawić, bo w sumie czemu nie. Pytanie zawsze było takie czy na pewno jak to mawiała Marie Kondo, dany obiekt sparkuje u niej joy albo czy pasuje jej do wystroju reszty mieszkania. W końcu jakby nie patrzeć Tang była swego rodzaju estetką, która uważała, że nie wszystko, co fajnie wygląda osobno będzie tworzyło zgraną i równie fajną całość.
Odwróciła się w stronę kobiety, gdy tylko usłyszała jak ta w swoich niezwykle stylowych klapkach schodzi na dół po czym dopiła do końca resztkę alkoholu ze swojej szklanki po czym dosyć wymownie zmarszczyła brwi,  gdy tylko usłyszała szalenie interesujące pytanie ze strony Val.
- Myślę, że to wszystko zależy od tego, co dokładnie im powiesz - odpowiedziała, biorąc jeszcze jeden łyk alkoholu i czekając aż ten przestanie piec ją w gardle nim powróciła do swojego wywodu. - Większość ludzi na hasło przemyt od razu myśli o jakiś twardych narkotykach czy broni, więc pewnie tak. Jeśli im jednak powiesz, że czasem przewozisz w skrzynce udekorowane kutasami widelce to nie wezmą cię poważnie.
Tak, musiała wrócić do tej kwestii. Zapewne jeszcze przez jakiś czas będzie pamiętała o tym jakże ciekawym towarze.
- W ogóle czemu o to pytasz? Poznałaś kogoś komu chcesz wyznać całą prawdę? Nowa miłość twojego życia czy coś w tym stylu? - dopytała, będąc autentycznie ciekawą.
Jak dla niej to nie było prawdziwych pytań z dupy. Wszystko musiało mieć jakiś powód, nawet te głupie zagadnienia. Zresztą, to nie była zagadka typu "czemu gołębie jak chodzą to ruszają śmiesznie głowami", a sprawa ściśle związana z nią samą i linią zawodu. Dlatego właśnie tym bardziej wątpiła w to, żeby takie pytanie było zadane prawdziwie bez powodu.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie za bardzo wyłapała przesłanie kryjące się za przedziwną nazwą, wypowiedzianą przez Viv. Być może, gdyby powoli przeanalizowała poszczególne litery zawarte w wyrazach, skrót opisujący sypialniane perwersje szybciej by do niej dotarł.
O czymkolwiek by później nie rozmawiały, Warren czuła wyraźny alkoholowy niedosyt. Nie zawsze piła przy dobijaniu targu, ale tym razem zwyczajnie musiała. Już wystarczyło, że w trakcie przedzierania się przez Europę, pozostawała cały czas trzeźwa. Musiała to i owo sobie nadrobić, nawet, jeśli uwaliła się w sztok razem z najstarszym kuzynem, niedługo po lądowaniu w Lorne.
Nie ukrywała spojrzenia, pełnego politowania, kiedy Vivienne wspomniała po raz kolejny o nieszczęsnych sztućcach. Gdyby ktoś zainteresowany tematem przemytu, odkrył w jej piwnicy takie szpargały, zapewne nie potrafiłby utrzymać powagi. Nagle cały obraz przemytniczki zostałby zamazany, na rzecz ochrzczenia jej mianem Sex Shop Supplier. Jak to dobrze, że Vivienne nie należała do największych gaduł, rozprowadzających po Shadow pikantne plotki.
- To musi być od razu miłość życia? - rzuciła w przestrzeń, zgarniając dwa stołki, stojące pod ścianą. Były już nieco rozklekotane przez czas i wyszły spod ręki Warren, nie mniej, jakoś się trzymały. To najważniejsze.
Val powinna zatrzymać temat Joan zupełnie dla siebie, ale jeśli nie użyje konkretnego imienia, nic złego się nie stanie. Spośród osób, przewijających się przez szemrany klub, tylko Vivienne i Dingo mogła zaufać. Wiedziała, że jeśli przyjdzie co do czego, to nic ich będzie ścigać za przydługi język.
Jeden ze stołków przesunęła w stronę Viv, a na drugim usiała sama, w odpowiednio bliskiej odległości od prowizorycznego barku na kartonie.
- Nawet nie wiem czemu ci o tym mówię - westchnęła, pokręciwszy głową. Poprawka - wiedziała. Potrzebowała co nieco z siebie zrzucić, Viv była jedną z niewielu osób spoza rodziny, którym nie bała się powiedzieć odrobinę więcej. Współpracowały razem na przestrzeni kilku lat, a to kształtuje pewien stopień zaufania, pozwalającego na luźne rozmowy, nie tylko w sprawach biznesowych.
- Wiesz… - bo może Viv wiedziała, przez podobne doświadczenia. - Ostatnio spotkałam się z osobą, której którą ostatni raz widziałam kilkanaście lat temu, w więzieniu.
Można by powiedzieć, że Warren miała do czynienia z osobą ze swojej ligi, ale wcale tak nie było.
- I wiem, co możesz sobie pomyśleć - że osadzone mają dużą tolerancję do przekrętów, tyle, że ona nie siedziała tam za wielką zbrodnię. Pomagałam jej, żeby jakoś się w tym wszystkim odnalazła. Wyszła wcześniej ode mnie i od tamtego czasu jej nie widziałam. Aż do niedawna.
Musiała wziąć kolejny, spory łyk whisky, żeby jakoś przebrnąć przez te wspomnienia. Były dla niej ważne – zarówno te lepsze, jak i gorsze, przez które próbowała pokrętnie wyjaśnić to, do czego doszło między nią, a Terrell w motelu.
- Kiedy się zobaczyłyśmy, nawet ze sobą rozmawiałyśmy. Wszystko zadziało się tak szybko, że… no wiesz - machnęła ręką w niesprecyzowany sposób, mając nadzieję że Viv zrozumie przekaz. - Po wszystkim chciałam zostać na trochę dłużej, ale uciekła przede mną do łazienki i siedziała tam prawie pół godziny.
I raczej nie rozchodziło się o żadne problemy żołądkowe.
- Więc wyszłam - może odpuściła zbyt szybko, ale sama musiała odnaleźć się w nowej sytuacji. - Może słyszała od kogoś o tym, czym się zajmuję i jednak uznała, że to zbyt wiele.
Nie byłoby w tym nic zaskakującego, w końcu Joan nie była przestępczynią. Sama Warren również nie, przynajmniej nie wtedy, gdy razem siedziały w więzieniu. To, w co wplątała się później, mogło skutecznie namieszać w odbiorze jej osoby przez Terrell. Wcześniej o tym nie myślała, ale teraz, gdy doszło do spotkania, odrobinę żałowała obranego kierunku. Nawet, jeśli robiła to wszystko w słusznym celu.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Nawet nie bardzo przejęła się tym, że Warren faktycznie nie załapała jej żarciku i nie połączyła kropek w tym jednym zadaniu. Trudno. Najwyżej będzie miała zagadkę na dłużej lub coś takiego. Zresztą wcale nie musiały dłużej ciągnąć tego tematu. Czasami nawet lepiej, że znajomi wiedzą o sobie mniej w pewnych kwestiach, bo potem robi się jedynie niezręcznie.
Nie zwracała nawet uwagi na to w jaki sposób spoglądała na nią obecnie Val. Szczerze powiedziawszy to korzystała z okazji póki mogła. Jasne może i teraz nie dawała kobiecie żyć z powodu tego jaki właściwie towar przywiozła, ale w końcu to minie. No i oczywiście to co się działo między nimi nie wychodziło nigdy poza to skromne grono. Tang nie była typem, który lubował się w plotkowaniu i śmiało można było jej powierzyć swoje sekrety.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie czuję potrzeby dzielenia się prawdą z laską, którą najwyżej przelecę kilka razy - odpowiedziała z typową dla siebie brutalną szczerością, upijając kolejny łyk alkoholu. - Dlatego też obstawiam, że to coś poważniejszego.
W zasadzie jedyne osoby, które wiedziały o tym, że zajmuje się paserstwem to te, które pracowały w Shadow lub w jakikolwiek sposób były związane z jej mniej legalną działalnością. Wszyscy inni wiedzieli tyle, co urząd skarbowy, czyli oficjalną wersję dotyczącą pracy z galerii sztuki i ewentualne zewnętrzne zlecenia. Nawet rodzina nie zdawała sobie sprawy z tego czym jeszcze się zajmuje.
- Ponieważ mnie kochasz i uwielbiasz, a ja wzbudzam w tobie jakieś zaufanie? - zapytała, rozsiadając się w miarę wygodnie na stołku. Cóż cud techniki to nie był, ale się trzymał, a to było najważniejsze. - No dalej. Wyrzuć to z siebie.
Normalnie nie bardzo obchodziły ją sprawy i kłopoty innych ludzi, ale tutaj chodziło w końcu o Warren dlatego mogła okazać jakieś zainteresowanie. Dlatego też zamilkła, dając szansę na wypowiedzenie się współpracowniczce i zajęła się popijaniem zawartości szklaneczki. Zapewne to nie była jedna z tych historii, których na trzeźwo nie da się zdzierżyć, ale to nie był powód, żeby miała stronić od alkoholu.
Kilka razy kusiło ją, żeby wtrącić jedno czy dwa słowa pomiędzy wypowiedź Val, ale zdecydowała się, że zamiast tego będzie po prostu siedziała cicho, wysłuchując jej do końca. Zresztą wyglądało na to, że i tak kobieta zdawała sobie dokładnie sprawę z tego, co mogłaby powiedzieć, bo tak, uważała, że akurat osadzone będą miały większą tolerancję do różnego rodzaju przekrętów. Zwłaszcza, że przemyt był tak szerokim pojęciem, że mógł obejmować zarówno zaplanowany przerzut ogromnej ilości nielegalnych substancji, broni czy innych rzeczy, na które zęby ostrzyliby sobie mafiozi i inni popaprańcy, ale równie dobrze mógł też dotyczyć przeciętnego szaraczka, który po prostu przejeżdżając przez granicę dwóch państw miał w bagażu o paczkę fajek za dużo niż określała to norma. Trudno było jej dokładnie umieścić Warren na tej szeroko rozpiętej skali. Zapewne faktycznie bliżej byłoby jej do tych hardkorowych bandziorów, ale prawda była taka, że w zasadzie aż tak wielkiej szkody nie wyrządzała postronnym ludziom swoim biznesem i niekiedy przewoziła prawdziwe głupoty, które miały być opychane bocznymi kanałami, aby uniknąć opodatkowania i oclenia.
- Słuchaj, jak na moje to macie jakąś skomplikowaną przeszłość, więc trudno mi ocenić. Może po prostu przypomniałaś jej o czymś do czego nie chce wracać czy chuj wie. Niekoniecznie musi to być związane z robotą - tutaj wzruszyła jeszcze ramionami po czym upiła kolejny łyk ze szklanki, tym samym dokańczając kolejnego drinka. Chyba naprawdę powinna nieco przystopować. - Nie mam pojęcia co jej siedzi w głowie. Nie znam laski. Poza tym jestem jedną z tych osób, których raczej nie warto pytać o porady związkowe czy takie tam.
Większość relacji Vivienne opierała się w głównej mierze na cielesności i póki obie strony bawiły się świetnie to nie miała nic przeciwko temu, ale jeśli tylko zaczynało robić się poważniej lub komplikować w jakikolwiek sposób, Tang odcinała się od tego niemal natychmiastowo. Nie potrafiła i przede wszystkim nie chciała budować jakiegoś bardziej trwałego związku przez co nie bardzo nadawała się do udzielania jakichkolwiek rad w tej kwestii. Owszem, mogła wysłuchać, ale nic ponadto. Ewentualnie byłą też opcja zarzuceniem jakąś mądrością, która po prostu wydawała jej się logiczna lub też była gdzieś zasłyszana. I tyle.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie miała w zwyczaju rozmawiać o sprawach prywatnych z ludźmi, powiązanymi z lewymi interesami. Istniał co prawda Dingo, z którym pozwalała sobie na chwile luzu przy alkoholu, ale ten gość był wyjątkiem, potwierdzającym regułę. Z Vivienne bywało różnie. Zdecydowanie łączyły je relacje poza zawodowe, bo ile człowiek może rozmawiać o pracy, jednak pewne szczegóły ze swojej przeszłości, Warren wolała zostawić dla siebie. Do czasu. Ostatnio potrzebowała trochę z siebie zrzucić, a okazja sprzyjająca pochłanianiu alkoholu, brzmiała idealnie.
Nie rozchodziło się o pierwszą, lepszą osobę, dlatego Tang miała rację. Wystarczyło wziąć pod uwagę typowe zachowanie Val i połączyć z nagłym pytaniem, skrywającym w sobie wiele ukrytej głębi.
- I jestem pijana - dodała jeszcze, słysząc te wszystkie superlatywy, które przypisywała sobie Viv. Sama narzuciła sobie szybkie tempo, ale zrobiła to celowo. Wchodząc w ten podchmielony tryb swojej osoby, otwierała się na więcej rzeczy i przede wszystkim, nie dusiła wszystkiego w sobie. Najważniejsze to nie przedobrzyć z tym stanem. Alkoholizm i częste bóle głowy zamieniłyby ją w jeszcze większą marudę.
Odpowiedź, którą uzyskała, miała w sobie sporo sensu. Co jeśli Joan była wplątana w jakieś dziwne rzeczy, za czasów przebywania w Perth? Jakby tak się zastanowić, to prawie nic o kobiecie nie wiedziała. Miały ze sobą do czynienia jedynie wewnątrz więziennych murów, a to świat kompletnie inny od tego, co działo się w szarej codzienności. Jasne, przestępcy działali wśród społeczeństwa, zarabiając kokosy na czyimś nieszczęściu, ale świat był na tyle duży, że zawsze dało radę się ukryć. W więzieniu nie było takiej swobody. Każdy ruch śledzili strażnicy, albo inne osadzone, chętne na wejście w rolę klawiszowego informatora, albo innego wspólnika narkotykowej mafii.
- Mówiłam, że nie chodzi o żaden związek. Jezu…
Teraz to już w ogóle zabrzmiała marudnie, jakby z czegoś się wykręcała. Zupełnie, jakby miała na sumieniu coś pseudo związkowego.
- Uznałam, że może… kiedyś miałaś styczność z podobną sprawą. Byłaś blisko z kimś, przed kim ciężko utrzymać pewne rzeczy w tajemnicy.
Z pewnością wiele osób ze środowiska zmagało się z takimi dylematami. Niekoniecznie większość, gdyż jak dowodziły badania, osoby pochodzące z patologicznych rodzin, miały większe tendencje do powielania błędów rodziców i otaczania się niezbyt ciekawym towarzystwem. Dobrze, że Val wychowała się we względnie normalnych warunkach, bez potrzeby pakowania się w kryminał. To dopadło ją nieco później i sama podjęła tę decyzję, licząc się z wszelkimi konsekwencjami. Przy okazji, wciąż zachowała własną moralność, trzymając się z dala od poważnych bossów. Pytanie jak długo będzie to trwało.
- Mogę sobie wymyślać w głowie różne scenariusze, ale prawdy dowiem się tylko od niej.
Albo od kogoś, kto w ciągu tych kilkunastu lat, był blisko Terrell. Niestety, nic nie wskazywało na przebywanie takiej osoby w Lorne.
Uzupełniła szklankę Vivienne kolejną porcją whisky. Miały jeszcze połowę butelki do obalenia.
- W każdym razie… najważniejsze, żeby ten stary zdrajca nigdy nie zawitał z powrotem do Australii - przypomniała o niewdzięcznym Vasiliju, unosząc szklankę w ramach toastu. Cierpki alkohol znów zaszczypał w przełyk, powodując u Warren nieco większy grymas. Ten łyk wszedł nieco gorzej, ale może się jeszcze poprawi?
- I jak będzie? Podoba ci się coś z tych włoskich szpargałów?

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Wyglądało na to, że praca w podobnym zawodzie naprawdę wiązała się z prowadzeniem podwójnego życia albo raczej wyraźnego podziału tego jednego. Najlepiej było zawsze trzymać sprawy prywatne z dala od tych zawodowych dla własnego komfortu i bezpieczeństwa. Zdarzały się jednak osoby w środowisku, z którymi można było sobie pozwolić na nieco większą szczerość i wprowadzić je nieco głębiej w swoje prywatne życie. I właśnie taką osobą dla Vivienne również była Val. Nie określiłaby jej może mianem swojej niesamowitej przyjaciółki, ale z pewnością darzyła ją sympatią i wiedziała, że w granicach rozsądku zawsze mogła na kobietę liczyć.
- I jesteś pijana - potwierdziła, bo chyba właśnie to było najważniejszym powodem do zwierzeń.
Nie miała wątpliwości, co do tego, że Warren wcale nie myśli o niej w niedawno wymienionych superlatywach. Jakby nie patrzeć to alkohol właśnie skłaniał w większości do różnego rodzaju zwierzeń. Zwłaszcza pity w większych ilościach.
Starała się do tego wszystkiego podejść jakoś logicznie. Nie była jakoś szczególnie rozeznana w sytuacji i dlatego też mogła rzucać jedynie jakieś ogólnikowe hasła i idee, które z rzeczywistością mogły mieć niewiele wspólnego. Zresztą zakładanie, że ktoś był jakimś bardzo lajtowym kryminalistą, bo złapano go i wsadzono za chociażby podjebanie batonika z półki sklepowej, a nie zabicie człowieka wcale nie znaczyło, że tego nie zrobił.
- Dobra. To relacje międzyludzkie czy ki chuj. Jak chcesz to zwać - odmruknęła, biorąc jeszcze jeden dodatkowy łyk drinka.
- Nigdy. Kiedy tylko zaczyna się robić poważniej to sygnał, że zabawa się kończy i należy się zwijać - stwierdziła jeszcze w kwestii swoich doświadczeń.
Starała się unikać jak ognia zaangażowania, które mogło potem jej komplikować życie. Zresztą sama nie wiedziała, co właściwie z nim robi i pewnie w pewnym momencie pożałuje wszystkich swoich życiowych decyzji.
- Alleluja. I za to wypiję - akurat to był dobry pomysł na toast. Niech diabli porwą Vasilija i nie pozwolą mu wrócić do ojczyzny kangurów. Niby nie powinno się źle życzyć ludziom, ale... no niektórzy sami się o to prosili i nie można było nic na to poradzić.
- Z pewnością biorę karafkę. Nawet jak nie opchnę jej to zostawię ją dla siebie... Wino też idzie ze mną. Zastanawiam się jeszcze nad obrazem. Technicznie jest świetny, ale zastanawiam się czy znajdę na niego kupca - westchnęła ciężko, odkładając na bok chwilowo szklankę z resztką alkoholu. - Czuję, że jeszcze trochę wypiję, a będziesz mogła mi wcisnąć naprawdę wszystko...
Wtedy pewnie nawet się porwie na te cholerne sztućce choć szczerze nie była nimi zainteresowana. W sumie już powoli czuła, że ma nieźle wypite. Z pewnością będzie zmuszona do nocowania w tej piwnicy, bo szczerze nie bardzo widziała siebie wracającą na górę po tych schodach.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Warren wyglądała na nieźle zaskoczoną podejściem Vivienne. Wielokrotnie rozmawiały na różne tematy, racząc się przy tym alkoholem, nie mniej, pewne bezpośrednie twierdzenia rzucane przez Tang, wciąż dziwiły przemytniczkę. To jednoznaczna wina podstępnej whisky.
- Nigdy nie myślałaś o jakimś stabilnym związku, chatce z ogrodem i wspólnym pieleniu pomidorów? - sama nie wiedziała, skąd jej się wziął ten cottagecore koncept, ale brzmiał jak coś, co większość kobiet określała mianem życiowej stabilności. Co innego, jeśli w marzeniach takiej stereotypowej Mary, królował zwinny patus, zapewniający ciągłe atrakcje. Szkoda tylko, że najczęściej skutkowały toksycznym związkiem, konfliktem z prawem i pełną zależnością od wspomnianego patusa. Niekoniecznie płci męskiej.
- Choćby za dzieciaka. Nigdy? - uniosła wyczekująco brwi, prowokując kobietę do odpowiedzi. Chyba za bardzo dała się porwać pozorom, bo jak ktoś tak wizualnie łagodny, mógł uosabiać podejście żeńskiej wersji playboya? Ok, Viv potrafiła być niekiedy creepy, szczególnie stojąc w jakimś ciemnym kącie, ale to przecież nie tworzyło całej jej osobowości. Być może w głębi duszy przypominała pluszową maskotkę z Harajuku, o całkiem pociesznej, wizualnej ekspresji?
W pełni zadowoliła ją za to odpowiedź, związana z dobijaniem targu.
- Idealnie - wspomniane towary uznawała za całkiem niezłej jakości, więc Vivienne nie będzie jej musiała osądzać o scamerstwo. - Zapakować ci w folię bąbelkową?
To jeden z najlepszych sposobów chronienia zakupionych produktów. Warren nawet miała gdzieś w piwnicy cały duży walec tej folii. Człowieka by w nią owinął. I to nawet kilku.
Kolejnym krokiem było ustalenie ceny całego zestawu. Warren wyznawała podejście arabskich kupców, odnośnie targowania się. Ta pradawna sztuka zanikała w świecie zdominowanym przez kapitalizm i odgórne narzucanie cen. Co to w ogóle za pomysł? Nie zawsze każdy towar wyglądał tak samo czy oddawał odpowiedni standard. Wielką łaskę robiły markety, rzucając na promocję produkty z pogiętymi opakowaniami. Bo przecież lepiej niektóre takie defekty od razu spisać na straty; co z tego, że ludzie na ulicach głodują?
- Mówisz o tym zbyt swobodnie - stwierdziła, delikatnie mrużąc oczy. Vivienne brzmiała podejrzanie, jakby wręcz sugerowała dalsze rozpijanie swojej osoby. Val nie trzeba było zbyt długo namawiać przy czym w międzyczasie strzeli sobie wodę gazowaną z cytryną (i będzie musiała po tę wspomnianą wodę iść na górę). Odwaliłaby niezłą kompromitację, gdyby odpadła szybciej od Tang, szczególnie po tym, jak sama narzuciła na nie tempo.
Gotowa do skombinowania wspomnianej folii, dźwignęła się z miejsca, czując nieco większy zamęt w głowie. Aha, zaczynało się.
- Więc… jaka jest twoja propozycja? - zapytała, mając oczywiście na myśli cenę wszystkich wspomnianych przedmiotów. Chyba, że polecą oddzielnie za każdy. To również była jakaś forma zabawy – dokładne podkreślanie wad oraz zalet poszczególnych dzieł sztuki, przywiezionych prosto ze słonecznych Włoch.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Oj tak, taka postawa u kobiety była dla większości osób zaskoczeniem. Bo to, że facet chce sobie poużywać i nie wiązać się na stałe było jakoś bardziej wyobrażalne. Choć i w przypadku takich gości ludzie raczej oczekiwali, że prędzej czy później i tak się finalnie z kimś ustatkuje. Potem zostawały mu ewentualne zabawy na boku, gdy jednak zapragnie jakiejś odmiany od codzienności.
Prawie zaśmiała się pod nosem słysząc o tej chatce, pomidorach i starając się wyobrazić sobie, co właściwie jeszcze Val widziała oczami swojej wyobraźni. Pewnie jakąś dwójkę dzieci biegającą po ogrodzie za psem i tym podobne widoczki. Zapewne przemawiały one do wielu, ale osobiście Tang jakoś szczerze bawiła wizja siebie samej w wydaniu cottagecore czy też suburb.
- Może za dzieciaka. Ale wyrosłam z tego - odparła dosyć swobodnie.
W sumie która mała dziewczynka nie marzyła w dzieciństwie, że zostanie panną młodą, a potem żoną i matką? W zasadzie nie inaczej było w przypadku Viv, która w czasach przedszkolnych czy też wczesnopodstawówkowych spytana o swoją przyszłość pewnie odpowiedziałaby, że będzie miała dobrą pracę, dobrego męża i dzieci. Dopiero później uświadomiła sobie, że jednak faceci to nie jej bajka, a jeszcze później realizacja, że raczej do macierzyństwa nie jest stworzona, a na sam koniec pojawiła się dopiero niechęć do stałych i poważnych związków. Do tego czasu już zdążyła przeżyć kilka porażek na tym polu.
- Po prostu tak jest łatwiej. Masz swoją przestrzeń i czas, których nie musisz z nikim dzielić. No i martwisz się w zasadzie tylko o siebie - dodała jeszcze, żeby w jakiś sposób przedstawić swoje poglądy.
Szczerze powiedziawszy czasami można było odnieść wrażenie, że sama stara się siebie przekonać do podobnego stanowiska. Może faktycznie tak było? Nie wierzyła w to, aby mogła się prawdziwie zaangażować i poświęcić dla drugiej osoby. Chyba nawet obawiała się tego i ewentualnych komplikacji pod tytułem a co jeśli by nie wyszło. Dlatego chyba prościej było po prostu unikać takich sytuacji i nie ryzykować problemów miłosnych.
- Raczej nie trzeba. Wydaje się na tyle solidne, że nie rozpadnie się w aucie - poza tym po co jej do cholery była folia bąbelkowa? Oduczyła się już trzaskać każdym pojedynczym bąbelkiem dla odstresowania i niesamowitych wrażeń sensorycznych. Kto z nas tego nie uwielbiał?
- Chyba pogodziłam się już z myślą, że mnie rozpijesz. Zresztą nawet jak stracę na tym biznesie to coś wymyślę - westchnęła tylko pod niezwykle czujnym spojrzeniem Warren, która chyba zaczynała się doszukiwać spisku w tym całym luźno rzuconym komentarzu.
- Hmm... masz coś do pisania? Rozpiszę ładnie co moim zdaniem ile jest warte i popodliczam - chyba na tym etapie nie popieprzy cyferek chociaż alkohol na dobre zadomowił się w krwioobiegu i dawał o sobie znać. Przynajmniej sama nie próbowała wstać to jeszcze nie czuła w pełni efektów zalania się tym wykwintnym łiskaczem.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Val nie mogła utożsamić się z podobnymi marzeniami wielkiej miłości, za dzieciaka. Właściwie, nie myślała wtedy o wielkich, bajkowych związkach, albo innych, typowo dziewczyńskich rzeczach. Skupiała się bardziej na niszczeniu krzaków patykami, budowaniu baz i innych, jakże ekstremalnych rzeczach, uskutecznianych często w towarzystwie kuzynów. Wywalała język z przerysowanym zdegustowaniem na każdą insynuację posiadania w przyszłości męża. I na co jej taki mąż? Żeby wymienić koło przy samochodzie, albo pomalować ściany? Wolała nauczyć się tego sama, bez potrzeby wyręczania się innymi ludźmi. Lubiła mieć większe doświadczenie, przewagę nad resztą rówieśniczek, które w nieco późniejszym czasie jak zaczarowane biegały za chłopakami. To nigdy nie była jej hobby, co z wiekiem wydawało się całkiem zrozumiałe, biorąc pod uwagę kilka innych cech charakteru.
- Poniekąd… – mogła się zgodzić ze słowami Vivienne, chociaż ta ukazywała związek, jako koniec prywatności oraz zależność od drugiej osoby. - Ale wcale nie musisz tracić swojej przestrzeni na rzecz innej osoby. To wszystko kwestia dogadania, nie? Chyba, że wpakowałabyś się w jakiś typowy związek z podziałem ról, gdzie jedna zajmuje się wszystkimi obowiązkami domowymi, a druga tylko przynosi kasę do domu.
Wtedy jedna z osób zdecydowanie stawała się od kogoś zależna, zazwyczaj na własne życzenie. Warren przeżyła już jeden, wieloletni związek, obfitujący w mnóstwo szaleństw oraz nowych doświadczeń. Jak się później okazało, jej wybranka potrzebowała znacznie więcej wolności, więc poszła w krzaki z jakimś randomem. Bardzo spektakularny to sposób na zakończenie związku i jednoczesne zerwanie zaręczyn.
- A jak przełączysz się na dynamiczną jazdę i zapomnisz o towarze? - to już nie powinna być jej sprawa, bo stanie się to po transakcji, nie mniej, szkoda narażać na szkody tak piękne trofea. Teraz, po porządnej dawce alkoholu, tym bardziej potrafiła to dostrzec. Nie zwróciła nawet większej uwagi na wspomnienie o aucie, chociaż Vivienne piła. Być może kierowcą będzie ktoś inny?
Podobało jej się podejście Tang. Nawet jeśli straci, to i tak coś wymyśli. I to się ceniło u innych ludzi.
- Na górze - westchnęła, odstawiając cały wałek folii bąbelkowej obok pudła, robiącego za stolik do alkoholu. - Chyba, że rozpiszesz to na telefonie.
Na co im papier i długopis w XXI wieku? Dzieciaki na TikToku zapewne już dawno straciły umiejętność pisania w klasycznym wydaniu. Te młode pokolenie…
- Najpierw karafka - zdecydowała, chwytając za wspomniany przedmiot, aby położyć go nieco bliżej, w bardzo reprezentatywny sposób. Świat dookoła już wirował, ale to nie komplikowało w większym stopniu koordynacji Warren. Przynajmniej taką miała nadzieję.
- Zalety? - stłumiła wierzchem dłoni niespodziewane czknięcie, marszcząc następnie brwi dla lepszego zebrania myśli. - Pasuje do prawie każdego wystroju wnętrz. Ma świetne, włoskie zdobienia, imitujące te włoskie krzaki, których pełno wszędzie za miastem.
Zapomniała, jak się wspomniane krzaki nazwały. Nikogo to raczej specjalnie nie interesowało w alkoholowym stanie.
- Można do niej nalać alkoholu, albo wodę, jak ktoś przyniesie kwiatki, a akurat nie masz pieprzonego wazonu.
W innych przypadkach, nikt nie trzymał wody w karafce, bo to mija się z celem karafki.
- Wady? - wydęła usta, rozkładając ręce, aby nieco się poruszać i spalić kalorie, co by zbić wysokie stężenie alkoholu. - Może się stłuc, jeśli nieostrożnie się z nią obejdziesz.
Wszystko co powiedziała, było stuprocentowo legitne i niepodważalne. Najważniejsze, aby Viv wzięła pod uwagę wszystkie wspaniałe zalety karafki przy pierwszej propozycji cenowej.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Każdy w zasadzie miał inne dzieciństwo, a zarazem jednak typowe dla jakiegoś tam rodzaju dzieci. Vivienne od dziecka ciągnęło do sztuki, była też zafascynowana historią i marzyła o wielu różnych rzeczach. Cóż teraz poniekąd jako dorosła kobieta mogła jakoś spełniać niektóre z nich. Mogła sobie pozwolić na wycieczkę do Włoch czy innej Grecji, aby na własne oczy zobaczyć zabytki i dziedzictwo starego świata czy też po prostu spróbować oryginalnych potraw europejskich, które w australijskim wydaniu czasem nawet obok pierwowzorów nie stały. Jednak niektóre z dziecięcych marzeń przepadły bezpowrotne i nie miały już tego samego uroku co dekady temu. W końcu jakby nie patrzeć ludzie się zmieniali wraz z wiekiem i doświadczeniami nabywanymi w życiu.
- Hmm... jeśli znalazłabyś mi taką, która zajebiście gotuje i sprząta to w sumie może bym przemyślała sprawę. Choć to samo mogę osiągnąć zatrudniając gosposię - stwierdziła jeszcze, naprawdę zastanawiając się nad wspomnianą opcją.
Z pewnością nie było mowy o tym, żeby ona sama została kurą domową, która zajmuje się cały dzień mieszkaniem. Taki styl życia jej nie odpowiadał. Musiała mieć jakieś bardziej wymagające konstruktywne zajęcie. Trochę jak osioł ze shreka, ale w sumie kto by się przejmował tym porównaniem. Plus podobnie jak Val nie potrafiłaby być od kogoś zależna. Lubiła mieć kontrolę i wiedzieć, że panuje nad sytuacją niezależnie od okoliczności. I chyba to właśnie zrażało niektórych ludzi, którzy nie potrafili z nią wytrzymać zbyt długo.
- O to nie musisz się martwić... A właśnie. Wiesz, że będziesz musiała wziąć za mnie odpowiedzialność jak nie będę w stanie wyjść z tej piwnicy, nie? - odparła bez większego namysłu, posyłając jeszcze jeden ze swoich cwańszych uśmiechów w stronę Warren.
Czy właśnie chciała się wprosić do niej na jakieś piżama party? Całkiem możliwe. Nie uśmiechało jej się jakoś wracać do domu mocniej porobionej. Może i teraz nie czuła tego jakoś szczególnie mocno, ale wolała nie ryzykować zarzyganiem czyjegokolwiek auta. Lepiej było przekimać nieco i poczekać na otrzeźwienie, by potem wrócić samej do domu. To brzmiało jak bardzo dobry plan.
Mruknęła jedynie coś niezrozumiałego pod nosem, gdy tylko Val wspomniała, że przybory do pisania znajdują się na górze. Wyglądało na to, że faktycznie musiała wygrzebać jakoś swój telefon i wejść w aplikację z notatkami, żeby zrobić listę tego, co i na ile by wyceniła.
- Nie trzeba, dam sobie radę - zapowiedziała, ale z pewnością było to powiedziane nieco na wyrost.
Bo oto okazało się, że akurat jej palce były chyba najbardziej dotkniętą upojeniem alkoholowym częścią ciała, a trafianie w literki na ekranie stało się pewnym wyzwaniem, bo więcej niż raz stuknęła akurat w nie ten cholernie mały przycisk i musiała poprawiać się, aby faktycznie nie wyjść na pijaną przed Val.
- Naprawdę ujęła mnie twoja prezentacja karafki, Val. W ten sposób podbiłaś jej wartość do całych dwudziestu dolarów australijskich - skomentowała, spoglądając jeszcze w kierunku przyjaciółki, gdy ta postanowiła zabawić się w przedstawicielkę domu towarowego lub kogoś w tym rodzaju. 
Co prawda zapisała faktycznie wyższą cenę przy wspomnianej karafce, ale nie musiała tak od razu o tym mówić. Przez chwilę przyglądała się jeszcze zapiskom, aby upewnić się czy na pewno postawiła chociażby odpowiednią ilość zer nim finalnie wystawiła rękę z telefonem w kierunku Warren.
- Zerknij na to i powiedz, co o tym myślisz - powiedziała, czekając cierpliwie na jakieś uwagi i zastrzeżenia ze strony przemytniczki.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
ODPOWIEDZ