Architekt i mecenas sztuki — Freelancer
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
It is only when we are no longer fearful that we begin to create.
Prawdę powiedziawszy to Orion rzadko kiedy pracował dla ludzi z Lorne – miał trochę inny model biznesowy i zwykle wyjeżdżał poza miasteczko w ramach zlecenia, omawiając projekt jakiegoś polityka, aktora czy innego influencera, którym zamarzyła się willa z basenem. Miał zbudowaną całkiem sporą renomę i zaprojektowane przez niego domy stały w różnych częściach świata. Nie żeby jakoś bardzo się tym przechwalał – ot, miał trochę szczęścia w życiu, co spowodowało, że osiągnął sukces i raczej rzadko obsługiwał osoby, które chciały mieć po prostu swój własny domek z ogródkiem i obowiązkowo garażem czy komórką. Lorne było też dla Oriona swoistą odskocznią po długim czasie będąc w trasie – zdarzało się, że wyjeżdżał nawet na pół roku z miasta, by następnie do niego wrócić ze środkami na życie na następne kilka miesięcy, jednocześnie odpoczywając i robiąc to, co kochał najbardziej – czyli otaczając się sztuką, chodząc na różne wystawy i wspierając ambitnych artystów na obranej przez nich ścieżkę, na którą on nie wkroczył ze względu na zbyt analityczne i racjonalne podejście do życia. Nie zmieniało to jednak faktu, że miał własną pracownię i nieraz deskę kreślarską zamieniał na sztalugę.
Z Giselle było trochę inaczej. Stary przyjaciel – lekarz, któremu Orion również dom budował – zapytał, czy może polecić go swojej znajomej, która obecnie remontowała dom i potrzebowała pomocy z projektem czy czymś takim. Nie znał szczegółów konkretnych, ale dla Remingtona nie było to jakoś specjalnie ważne, bo i tak zawsze robi z klientem wywiad na miejscu. Coś go tknęło i stwierdził, że dawno nie zajmował się takimi normalnymi projektami, więc z chęcią się zgodził. Niedługo potem dostał od kobiety telefon i umówili się pod jej adresem.
Jako że dom podobnież był w remoncie, Orion nie ubierał się jakoś bardzo elegancko, bo szkoda byłoby ubrania zniszczyć. Ot, założył jedynie czarne, materiałowe spodnie i granatową polówkę. Do tego skórzana teczka, która była nierozłączną częścią pracy Remingtona – tam właśnie trzymał wszystkie potrzebne mu przybory.
Na miejsce przyjechał dziesięć minut wcześniej. Auto zaparkował stosunkowo niedaleko. Zwykle po Lorne podróżował rowerem, jednakże przyjechanie na spotkanie biznesowe jakby nie patrzeć takowym wydawało się okropnie nieprofesjonalne. Odczekał jednak kilka minut i zapukał do drzwi pięć minut przed umówioną godziną, czekając aż kobieta mu otworzy.
Uśmiechnął się delikatnie, gdy zobaczył szatynkę w drzwiach.
Dzień dobry, Orion Remington – przedstawił się, bo zawsze mógł być aktywizatorem, próbującym wcisnąć jej garnki czy cokolwiek innego. – Pani Giselle Farber, jak mniemam? – zapytał. Jak przekroczy próg domu kobiety, to poda jej rękę na przywitanie – tak typowo, jak w biznesie. Bo może i była kobietą, a Orion uważał się za dobrze wychowanego człowieka, tak całowanie w dłoń wydawało się mu być okropnym reliktem przeszłości i jednocześnie totalnie nie pasowało do sytuacji, w której się znaleźli.

Giselle Farber
pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
002.

bob the builder
{outfit}
Wiele osób powtarzało jej, że była szalona. Kiedy zdecydowała się zatrzymać odziedziczony po dziadku dom i odnowić go, wszyscy dookoła powtarzali, że prędko przyjdzie jej tego pożałować. Giselle nie ugięła się jednak pod tymi słowami. Nie chciała wierzyć w to, że mogłaby rzeczywiście uznać swoją decyzję za złą, ponieważ zależało jej na tym, aby miejsce, w którym niegdyś czuła się tak dobrze, zyskało drugie życie. Nie chciała też oddać tego domu w ręce kogoś innego, ponieważ towarzyszyło jej poczucie, że wówczas porzuciłaby nie tylko pamięć o dziadku, ale także wspomnienia, których z tym miejscem wiązało się naprawdę dużo.
Uznała zatem, że we własne ręce weźmie odnowienie tego miejsca, a później to właśnie tu rozpocznie swoje życie. Chciała zamieszkać tu kiedyś z rodziną – o ile tej kiedykolwiek by się dorobiła. Pragnęła, żeby jej dzieci biegały po sporym podwórku tak, jak przed niespełna trzydziestoma laty robiła to ona. Po prostu chciała, żeby to miejsce odzyskało dawną magię, dlatego teraz, zaraz po tym, jak kończyła swoją zmianę w przychodni, wracała do starego domu dziadka, zakasała rękawy i zajmowała się wszystkim tym, czym mogła zająć się sama. W trakcie porządkowania pewnych rzeczy trafiła jednak na plany, które nie do końca pokrywały się z tym, jak prezentował się dom. Były w nim elementy, które według planu w ogóle nie powinny istnieć, dlatego jeszcze tego samego wieczora zajęła się przeszukiwaniem internetu, aby upewnić się, czy to w ogóle było legalne. Im głębiej kopała, tym mniej rozumiała, ostatecznie dochodząc do wniosku, że najprościej będzie poradzić się kogoś, kto rzeczywiście znał się na rzeczy. Podzwoniła po znajomych, a w końcu udało jej się znaleźć kogoś, kto obiecał zajrzeć do niej w nie tak odległym czasie. Chciała bowiem załatwić to jak najprędzej, aby samej siebie nie narażać też na problemy, które mogły z tego tytułu powstać.
Wzięła więc dzień wolnego, dzięki czemu dla Remingtona dostępna była w dowolnej porze. Nie przejmowała się ogarnianiem panującego tu bałaganu – remontowała ten dom przecież, dlatego nie widziała powodów, dla których obecny chaos miałaby ukrywać pod sztucznym porządkiem. Ogarnęła wyłącznie samą siebie, żeby nie przyjąć go w drzwiach w spranych, ubrudzonych farbą ogrodniczkach. Ona także chciała sprawiać wrażenie poważnej kobiety, którą przecież była. Przed otworzeniem drzwi, związała jeszcze włosy w kucyk. - Może być Gisa - odparła, nie będąc zwolenniczką tego ciągłego rzucania sobie na pan i pani. Nie mógł przecież być jakoś dużo starszy od niej, a formy grzecznościowe zawsze wprowadzały pewien dyskomfort. Przynajmniej takie wrażenie miała Farber, która w bezpośrednich kontaktach wolała czuć się swobodnie. - Podejrzewam, że Ted nie zdradził wielu szczegółów, więc od razu zaznaczę, że mój problem jest dość nietypowy - wspomniała, chcąc dowiedzieć się, ile mężczyzna wiedział, zanim sama zacznie wszystko od początku mu tłumaczyć. - Zaparzyć kawy? - zapytała, chcąc ugościć go w odpowiedni sposób. To, że był w pracy, nie oznacza przecież, że musieli siedzieć tu tak całkiem na sucho.
Architekt i mecenas sztuki — Freelancer
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
It is only when we are no longer fearful that we begin to create.
Prawdę powiedziawszy to Orion zawsze był pełen szacunku do osób, które próbowały ratować rodzinne pamiątki wszelkiej maści. Dom po dziadku również się do tego zaliczał. Owszem, zawsze można po prostu zrównać takowy z ziemią i wybudować coś zupełnie nowego, zapewne bardziej nowoczesnego czy nawet funkcjonalnego. Jednakże tego typu miejsce miało jedną, zasadniczą wadę: nie posiadało duszy. Gdy wchodziło się do miejsca, które było przekazywane z pokolenia na pokolenie, człowiek czuje całym sobą historię tego domu. Spoglądasz na drewnianą framugę, a tam wydrapane są linie, które służyły do mierzenia jak bardzo dziecko urosło w trakcie pewnego czasu. Z drugiej strony widzisz malunek na ścianie, który został stworzony przez babcię – artystkę. Wiele tego typu miejsc Orion widział… i zawsze było mu smutno, gdy słyszał, że klient chciał się tego wszystkiego pozbyć, by postawić coś zupełnie nowego. Oczywiście nie mu było to oceniać, bowiem płacono mu za wykonywanie swojej pracy, jednak gdyby sam miał taką pamiątkę, to zapewne podszedłby do sprawy zupełnie inaczej.
Rzadko zajmował się jednocześnie takimi małymi projektami. Zwłaszcza w Lorne, które dla Remingtona było raczej przystankiem i miejscem, w którym wypoczywał, aniżeli pracował. Czasem się jednak zdarzało, że brał jakieś zlecenie, gdy dzwonił stary znajomy z prośbą o przysługę. Tak było w przypadku Giselle, która po nitce do kłębka, po wspólnych przyjaciołach dotarła do niego i poprosiła o pomoc. Koniec końców, miał sporo wolnego czasu, więc przystał na ofertę, choć nie dostał zbyt wielu szczegółów na temat tego, czym miałby się zająć tak naprawdę.
Orion wychodził z założenia, że na początku zawsze trzeba być formalnym, bo nigdy nie wiadomo jakie podejście może mieć dana osoba. Słysząc jednak, że Giselle raczej była zwolenniczką mówienia sobie po imieniu, przytaknął, uśmiechając się do niej delikatnie, dając w ten sposób znać, że zrozumiał; Kompletnie nie przejmował się wszechobecnym kurzem czy bałaganem – jakby nie patrzeć, to był dom w remoncie, więc można było się tego spodziewać. No i to nie pierwszy raz, gdy Remington przebywał w takich warunkach. Czasami bywały i gorsze.
Co by to nie było, to sobie poradzimy – zapewnił. Znał się na swoim fachu, nie bez powodu przecież cieszył się dosyć dobrą reputacją wśród wielu wpływowych ludzi. – Nie wdawałem się w szczegóły, wolę usłyszeć je osobiście. – Takie przekazywanie informacji przez osoby trzecie było niczym zabawa w głuchy telefon. Niby na końcu jakaś informacja do ciebie dochodziła, ale często była zniekształcona i nie do końca zgadzała się ze źródłem, więc zdecydowanie preferował, żeby to Gisa mu o wszystkim opowiedziała. – Herbaty, jeśli masz. Jak nie, to wystarczy woda – odparł. Orion był zdecydowanie herbaciarzem, gdyby jakimś cudem Giselle znalazła się w jego kuchni, mogłaby zobaczyć regał na całą ścianę zapełnioną różnymi herbatami. I każda wiązała się z jakąś historią. – Swoją drogą, pomimo że dom jest w remoncie, to widzę, że ma ogromny potencjał i duszę. – Nie byłby sobą, gdyby tego nie powiedział.

Giselle Farber
ODPOWIEDZ