Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Chcąc nie chcąc Mitchell nie mając większego wyboru zgodził się na tę nieszczęsną terapię. Ośrodek zamknięty nie wchodził w grę, na to nie zgodziłby się za żadne skarby świata, ale na te głupie pogadanki tu w Carins mógł przystanąć. W ostateczności. Oczywiście i tak uważał je za bezsensowne, ale skoro miało to uspokoić ojca i sprawić, że przestanie mu truć dupę, to było to chyba niewielką ceną.
Oczywiście nie mógł naściemniać, że chodzi na terapię, bo ojciec przywoził go osobiście i osobiście go odbierał. Trochę trudno byłoby zorganizować to inaczej, skoro Mitch nie miał ani samochodu, ani forsy na taksówkę, ani nie znał okolicy, by dojechać tu samodzielnie, a nawet gdyby, to i tak pewnie nie dotarłby na miejsce.
Było to już trzecie spotkanie, na którym był, ale pierwsze, z którego wyszedł przed czasem.
- Co za brednie... - mruknął do siebie siadając na schodach kliniki, wyciągnął z kieszeni papierosy i odpalił jednego zaciągając się głęboko. Po drugiej stronie ulicy byl bar. Zaśmiał się w duchu. Cóż za głupie miejsce na klinikę odwykową... albo bardzo dobre i przemyślane miejsce na bar. Jedyne co powstrzymywało go, by pójść tam jak najszybciej to całkowity brak jakichkolwiek funduszy. A naprawdę musiał się napić.
Ręce mu drżały. Te "brednie", które dziś usłyszał od jednej z dziewczyn trochę nim wstrząsnęły. Nie, nie chodziło o historię jej upadku na dno, o to co się z nią działo, gdy ćpała... Nie, to była historia jakich wiele. To fragment historii jej faceta i tego jak wykorzystywał ją, by ćpać brzmiał tak znajomo, że nie był w stanie wysłuchać tego do końca. Minął już prawie miesiąc... Najpierw dwa tygodnie w szpitalu, teraz dwa tygodnie tu, w Lorne Bay z ojcem, a On wciąż nie zadzwonił. Nikt nie zadzwonił. Ktoś mógłby więc zapytać: "Mitch, czemu sam nie zadzwonisz?" Otóż dzwonił. Dwa razy zaraz po przyjeździe na to zadupie i raz nawet ktoś odebrał. Kto? Nie miał pojęcia, bo dowiedział się tylko, że Tommy jest pod prysznicem i oddzwoni później. Nie oddzwonił. To może teraz? Wyciągnął telefon i wybrał odpowiedni numer.
- Odbierz, proszę - szepnął w słuchawkę, gdy kolejny raz usłyszał tylko sygnał. Do tej pory Mitchell odsuwał od siebie tę bolesną prawdę, ale chyba coraz trudniej było mu oszukiwać samego siebie. A potem drzwi za jego plecami otworzyły się i ktoś stanął obok niego. Spojrzał z dołu na mężczyznę i rozpoznał w nim gościa, który siedział obok niego na terapii. Dick... Rodzice musieli go nienawidzić.
- Jeśli przysłali Cię po mnie, to tracisz czas - mruknął.

Dick Remington
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Oszukiwał się, że to dobry start. Jeszcze nie podjął decyzji o całkowitym odwyku i wiedział, że w jego wypadku te meetingi na niewiele się zdadzą. Potrzebował odtrucia. Ktoś musiał za pomocą rurek, lewatyw i innych przerażających czynności zabrać z jego ciała ostatnie okruchy kokainy i wszystkiego, co tak lekkomyślnie tam umieszczał różnymi środkami dostępu. Wstrzykiwał, popijał i wchłaniał przez błonę nosa. Akurat w tej kwestii był pomysłowy. Nieodrodny syn swojej matki.
Ta przynajmniej w końcu poddała się odwykowi, a Remington jeszcze do niego nie dorósł. Miał wrażenie, że obecnie brakowało mu siły na to, by znowu zostać samemu. Znał procedurę. Jego przyjaciele i znajomi rozpływali się w świetle dnia, gdy tylko wspomniał o tym, że będzie czysty. Wcale ich nie winił- najwyraźniej jako osoba trzeźwa był na tyle nudny, że woleli go w stanach agresji, wywołanych przez narkotyki. Odejście od tych wspomagaczy równało się u niego z permanentną samotnością, a tej bał się jeszcze bardziej niż ponownej utraty swoich zębów.
Dlatego lawirował. Chadzał na spotkania, poklepywał po pleckach i trzymał kciuki za kolejnych adeptów sztuki trzeźwości. Sam naprędce wymyślał historie, w którym omal nie zboczył z jasnej ścieżki, ale w ostatniej chwili uratował go jakiś anioł. Tak naprawdę przecież nie kłamał. Dzięki Divinie w ogóle brał pod uwagę fakt zjawiania się na tych spotkaniach i to z własnej woli.
Tym razem nawet ojciec o niczym nie wiedział, bo zajął się karierą polityczną. Robił to sam i dla siebie, bo tak mu powtarzały te wszystkie dziewczyny, które gorączkowo poszukiwały dla niego ratunku. Na próżno, tacy ludzie jak Dick już dawno byli przeklęci, a wszelkie próby wyjścia poza schemat ćpanie- odwyk kończyły się wielką katastrofą. Łudził się, że będzie inaczej, ale kolejne historie tylko utwierdzały go w przekonaniu, że stoi na przegranej pozycji. Ci wszyscy ludzie mieli całą armię za sobą, zaś on był sam i na dodatek nikt nie wierzył, że może się zmienić.
Tak naprawdę czuł się jakby ktoś poprosił go do tanga straceńców i to on miał prowadzić pochód. Nic więc dziwnego, że nie zdołał nawet wysłuchać historii do końca i wyszedł wskazując na telefon. Zamiast tego na schodach wyjął paczkę papierosów i próbował uspokoić serce, które zapragnęło nagle wyskoczyć z piersi. Głupie, to tylko opowieści, zapewne równie nieprawdziwe jak ta jego.
Jak ta chłopaka przed nim, który nagle spojrzał na niego i wypowiedział tak durne zdanie, że aż roześmiał się głośno.
- Czy ja ci wyglądam na niańkę dla tych wszystkich ćpunów? Aleś zaliczył dramatyczne wyjście, tylko pogratulować. Myślisz, że co, jesteś w filmie, w którym wszyscy kibicują upadłemu chłopcu? Nie tutaj, tu jest takich na pęczki, więc nie jesteś taki wyjątkowy - do tego bezczelnego stylu życia Dicka Remingtona należało przywyknąć, a wówczas była szansa, że skończą się fantazje o uduszeniu go czymkolwiek, co znajdzie się w zasięgu wzroku.

Mitchell Thompson
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Mitch był po detoksie. Przeżył dwa tygodnie niewyobrażalnego cierpienia w szpitalu, od miesiąca był czysty, ale to był dopiero początek wyboistej drogi, by wyjść na prostą. Powinien skorzystać z okazji i posłuchać ojca, powinien zamknąć się w ośrodku odwykowym gdzieś z dala od cywilizacji i przejść pełną terapię. Ale nie chciał. Przecież był mądrzejszy, prawda? Po co mu to, skoro już nie bierze? Te głupie pogadanki mu wystarczą.
Tak sobie wmawiał, ale prawda była taka, że im dłużej był trzeźwy, tym bardziej ciągnęło go, by z tą czystością zerwać. Trzeźwe myślenie nie pomagało, bo coraz bardziej uświadamiał sobie, jak zjebał swoje życie, a im bardziej sobie to uświadamiał, tym bardziej miał ochotę o tym zapomnieć i sięgnąć po coś, co by mu w tym pomogło. Te wszystkie historie, cudowne objawienia utwierdzały go tylko w jego beznadziejności.
Spojrzał znowu z dołu na mężczyznę wypuszczając z płuc kłęby dymu.
- Nie. Ale nie pogardziłbym - dodał uśmiechając się nieco ironicznie i mierząc go wzrokiem od góry do dołu. No cóż, nie mógł zaprzeczyć, że gość był przystojny i chętnie oddałby się pod jego opiekę. W innych okolicznościach, w alternatywnej rzeczywistości... W takiej, w której na wyświetlaczu jego telefonu nie było wspólnego zdjęcia z (już byłym?) chłopakiem.
- Weź przestań - mruknął nieco zażenowany. Czy naprawdę uważał się za pępek świata? No cóż, w ostatnim czasie wszystko kręciło się wokół niego i jego uzależnienia, więc mógł przyzwyczaić się do ciągłego zainteresowania. No dobra, może też po prostu wyciągnął błędne wnioski, gdy mężczyzna pojawił się za jego plecami chwile po tym, gdy Mitch opuścił miting. No ale skąd miał wiedzieć? Logicznym mu sie wydawało, że terapeuci nie powinni dopuścić do tego, by ludzie uciekali im z terapii. Zapewne tak było w tych ośrodkach zamkniętych, ale tu pewnie każdy ma wywalone.
- Myślisz, że to całe pieprzenie kiedyś komuś pomogło? - zapytał po chwili zaciągając się ostatni raz papierosem, którego zgasił zaraz o schodek. - Że oni naprawdę wierzą w te brednie?
Spojrzał znowu na mężczyznę. Skoro on też wyszedł ze spotkania, to zapewne ma podobne odczucia co do skuteczności tego rodzaju terapii. A może Mitch znowu sobie za dużo dopowiada i powinien się przymknąć, żeby się znowu nie skompromitować.

Dick Remington
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Na pewno były pewne reguły, które głosiły, że od uzależnionych należy trzymać się z daleka. W sensie ludzie, którzy już walczyli z nałogami nie powinni poznawać się z innymi ćpunami. Wprawdzie w grupie raźniej, ale Remington wiedział, że łatwo w tym wypadku ściągnąć się na dno. Z prostej przyczyny, jeśli upadać to tylko w wybornym towarzystwie. Wprawdzie jeszcze nie znał mężczyzny, z którym przyszło mu konwersować, ale mógł zdecydowanie orzec, że wygląda na takiego, z którym upadek mógł okazać się zachwycający.
Jeśli potrzebował czerwonych flag to właśnie się one pojawiły i falowały nad nimi.
Tyle, że Dick zawsze na zakazy reagował tak samo. Skakał na główkę i dopiero po upadku modlił się, by okazało się, że wszystko jest w porządku.
Dlatego odwzajemnił uśmiech i sam ocenił go wzrokiem. Góra- dół, a potem na boki. Kolejny książę w krainie odwyku.
- Jestem zbyt cenny, by pełnić rolę posłańca - odpowiedział nieco za pewnie i za wrednie, ale przecież był tutaj, więc była szansa na to, że chce go poznać. Wszystko było lepsze od kolejnego meetingu, podczas którego dowie się, że życie to bombonierka i trzeba uważać, jakie czekoladki się wyjmuje.
Właśnie takimi mądrościami raczyli ich terepeuci, a Dick był już zmęczony. Nie nadawał się na odkupionego ćpuna. Jeśli ktokolwiek pomógł mu ostatnio to była dziewczyna, którą pobił do nieprzytomności, ale akurat jej na nim zależało. Ludziom z ośrodka nie bardzo. Był dla nich wręcz straconą sprawę, ewentualnie punktem w aktach. Nie widzieli w nim człowieka, a jego wrażliwe (tak) serduszko potrzebowało kogoś ludzkiego.
Dlatego powziął decyzję, by palić fajkę w towarzystwie tego uciekiniera.
- Myślę, że dostają niezłą forsę za takie pieprzenie i że to jedyne, co im pozostało, bo przecież wszyscy znają prochy i alkohol jedynie z opowiadań. Nie babrzą się w bagienku uzależnień, więc dla nich to tylko teoria. Trudno zaś znaleźć wyjście dla ludzi takich jak my, którzy umieranie z głodu znają z praktyki, więc każą nam w kółko opowiadać te same historie i mają nadzieję, że dzięki nim zrozumieją jak jest być na bani. To jest faktycznie pieprzenie - wzruszył ramionami.
Sam teraz uprawiał konwersację według własnego mniemania, ale jego monolog musiał się zakończyć, bo zauważył terapeutę na schodach.
- Chodźmy! - ponaglił nieznajomego, musieli się schować w najbliższym barze, bo inaczej znowu wciągną ich w wir konwersacji na poziomie uzależnionych.
Remington wyjątkowo dziś nie był w stanie przetrwać tego spotkania, zwłaszcza że z tym kolesiem mógł robić znacznie ciekawsze rzeczy, choć jeszcze nie sprecyzował do końca jakie. Wszystko było jednak lepsze niż siedzenie i potakiwanie do smętnych historii ludzi, którzy ślamazarnie wychodzili z nałogu.

Mitchell Thompson
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Były, były. Tylko jaki w takim razie miały sens terapie grupowe? Przecież to naturalne, że ludzie się zapoznają i po kilku czy tam kilkunastu wspólnych spotkaniach zawiązują pewne przyjaźnie. Nie da się spotykać z kimś regularnie, poznawać jego historię, a potem olać go całkowicie, bo takie są zasady. Ludzie to zwierzęta stadne i tego nie da się wykluczyć żadnymi regułami.
Gdyby tylko takie flagi faktycznie pojawiły się nad ich głowami pewnie Mitchell na chwilę zawahałby się, czy warto kontynuować tę rozmowę. Ale flag nie było.
- I bardzo skromny - uśmiechnął się blado. Te kilka wymienionych między sobą zdań pozwoliło mu ocenić na szybko z kim miał do czynienia. Może błędnie, a może trafnie, o tym przekona się zapewne nieco później. W śród swoich kumpli do ćpania też miał takiego osobnika. Początkowo bardzo go onieśmielał. W ogóle Mitch był bardzo nieśmiały zanim zaczął imprezować i ćpać ze współlokatorami. Gdyby poznał Dicka wcześniej, pewnie podkuliłby ogon pod siebie i przeprosił, że żyje po tym, gdy go wyśmiał. Teraz miał na to wywalone.
Wysłuchał z uwagą, co mężczyzna miał mu do opowiedzenia w kwestii tych durnych mitingów, i już miał zadać mu kolejne pytanie, gdy niespodziewanie Dick zarządził ewakuację.
Bar nie był daleko, raptem po drugiej stronie ulicy, i nawet nie biegli jakoś szybko, ot przytruchtali ten kawałek szybszym krokiem, ale to wystarczyło, by Mitch miał problem ze złapaniem oddechu.
gdy byli już bezpieczni w barze pochylił się opierając dłoń na swoim udzie, a drugą ręką odruchowo złapał się za serce.
- Rany, człowieku... chcesz mnie wpędzić do grobu? - wydyszał cicho. To samo miał jeszcze w Sydney, gdy za szybko próbował wejść po schodach, ale wtedy szybko mu przeszło. Zapewne minie jeszcze sporo czasu, nim jego serducho wróci do normy, o ile w ogóle. te niekończące się ciągi zrobiły swoje i nieźle spustoszyły mu organizm. No ale faktycznie zaraz odetchnął głębiej kilka razy i wyprostował się rozglądając się dookoła.
- Idealne miejsce na kryjówkę dla ćpunów uciekających z odwyku - skomentował krótko. Na sto procent ten bar nie powstał tu przypadkiem i takich gości jak oni mieli tu pewnie całkiem sporo. Az przełknął głośno ślinkę na widok tych wszystkich butelek za barem. O jak bardzo chciało mu się pić!
- Może... jak już tu jesteśmy... Może mógłbym postawić ci kolejkę? Jeśli tylko zechciałbyś pożyczyć mi forsę do następnego mitingu - uśmiechnął się słodko z lekkim zakłopotaniem drapiąc się w tył głowy. No cóż, jego źródełko wyschło, ojciec nie da mu złamanego centa, a do pracy prędko nie pójdzie. Po pierwsze nie miał żadnych kwalifikacji, bo nigdy nigdzie nie pracował, a po drugie w tej chwili pewnie byłoby to nieco problematyczne do póki terapia nie przynosiła zamierzonych efektów. Tak więc ostatnia nadzieja w Remingtonie o ile sam miał forsę i znowu nie zabije go śmiechem.


Dick Remington
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tak naprawdę Dick i tak nie przestrzegał reguł poza pracą. To zabawne, że taki człowiek jak on był wzorowym strażakiem, ale najwyraźniej łatwo przychodziło mu oddzielenie życia prywatnego od pracy. Co mądrzejsi wyskakiwali z hasłem, że zapewne odreagowuje traumę za pomocą używek, ale zawsze kwitował to szczerym śmiechem. Był jedną z osób, którym włączyła się zbyt prędko obojętność na to co widzi. Być może przy porodzie doszło do jakichś komplikacji i pozbawiono go empatii albo wychowanie w dobrym domu zrobiło swoje i nie umiał odnieść się do sytuacji ofiar.
Nie wiedział, ale był kiepski w ratowaniu kogokolwiek poza wypadkami bądź pożarami, więc mężczyzna nie mógł liczyć na żadną taryfę ulgową ani fakt, że się z nim zaprzyjaźni. Akurat on na mityngach więzi nie szukał, choć najwyraźniej był podatny na nowe znajomości.
Uśmiechnął się z wyższością na ten komentarz. Wcale nie pragnął być skromny. Powtarzano to ciągle, brano za komplement, a jemu ta cecha kojarzyła z najgorszymi ciotami, którym życie przelatuje przez palce. Czy sądził, że nowy znajomy jest właśnie szyty z tej materii?
Cóż, gdyby tak było to nie pobiegłby z nim przed siebie, a oddał w ręce terepeuty.
Mógł przewidzieć, że książę z bajki okaże się astmatykiem. Tak właściwie co drugi uzależniony cierpiał na milion chorób, bo rozpadające się ciało wysyłało dosadne sygnały. Dick swoje lekceważył w najlepsze, choć przecież usiłował się zmienić. Na razie jednak mógł pochwalić się kondycją ciut lepszą od kolegi, co stawiało go w pozycji ostatniego na olimpiadzie dla ćpunów. Tylko pogratulować formy.
Uśmiechnął się jednak, gdy padła prośba. Nie dość, że zasapany, to jeszcze spłukany. Coraz lepiej się prezentował ten nieznajomy. W oddanie forsy raczej nie wierzył, ale też nie widział problemu w postawieniu kolejki. W końcu robił to nagminnie dla swoich kumpli i głupiutkich lasek, które zaciągał do toalety, więc czemu nie zrobić tego dla wręcz przyjaciela w niedoli?
- Cokolwiek zechcesz - wzruszył ramionami, sam zażyczył sobie single malt i rozsiadł się przy stoliku czując się w swoim żywiole.
Cóż, dla Remingtona puby, bary i knajpy były wręcz naturalnym środowiskiem. Czuł, że ciężko zniesie rozstanie, jeśli już zdecyduje się na pełen detoks. Jak na razie miał na tyle poobijane żebra, że pił do odcięcia, oczywiście w ramach kuracji przeciwbólowej.
Spojrzał na niego wyzywająco kładąc łokcie na stolik (zupełnie niewychowany) i opierając o nich głowę. Wyglądał jak ciekawski kot, który zwęszył ofiarę. Być może to był ten czas, w którym Mitch powinien uciekać, ale przecież open bar zawsze kusi.
- To co nadużywasz? - zapytał, bo w końcu takie pytanie musiało paść. Imieniem się postanowił nie kłopotać, i tak pewnie nie zapamięta, więc po co sobie zaprzątać głowę.

Mitchell Thompson
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Cóż, najwyraźniej w przypadku Dicka to nie empatia skłoniła go do podjęcia pracy strażaka, a adrenalina. Nie on pierwszy i nie ostatni. Ważne, że to co robił było dobre dla innych. Bo przecież mógł wykorzystać to w złym celu. Zamiast gasić pożary i ratować ludzi mógł podpalać, albo kraść, albo napadać staruszki. Adrenalina ta sama, ale cel szczytny.
Mitch też nie szukał przyjaźni, a przynajmniej nie świadomie. Bo z drugiej strony był tu już przecież trzy tygodnie i wciąż nikogo nie znał. No ale jak miał kogoś poznać, skoro opuszczał farmę ojca tylko na czas tych durnych mitingów? Była to więc jedyna okazja, by poznać kogoś z lokalnej społeczności, kto mógłby pokazać mu okolicę. Czy Dick będzie tą osobą? Być może, jeśli tylko nie uzna go za skromną ciotę.
OK, może Mitchell był spłukany, ale to nie oznaczało, że nie zamierzał oddać kasy nowemu kumplowi. Odda, o ile tylko coś zdobędzie. No dobra, może nie uda mu się to do kolejnego mitingu, ale kiedyś na pewno odda. No chyba, że nie odda bo zapomni.
- To samo - poprosił. Nie chciał wymyślać ani wybrzydzać, bo każdy alkohol zrobi mu dobrze. Nie ważne co, byle trzepało. Jemu tez ciężko było zrezygnować z alkoholu, choć akurat bary i puby nie były mu potrzebne do szczęścia. Właściwie to nie przypominał sobie, żeby latał po barach, bo gdy pił to raczej na domówkach. Po co szlajać się po mieście? W domu można nachlać się do nieprzytomności i zlec pod stołem bez ryzyka, że wyląduje się na wytrzeźwiałce. Wyciągnął z kieszeni fajki, wyjął sobie jednego papierosa, a paczkę położył na stoliku podsuwając mężczyźnie, by poczęstował się, jeśli ma ochotę. On również oparł łokieć na stole i zaciągnął się głęboko papierosem.
Pytanie mężczyzny trochę go zaskoczyło, aż zamrugał szybko.
- Em... Metę, amfę. Ostatnio eksperymentowałem trochę z heroiną, ale słabo się to skończyło i dlatego ojciec zmusił mnie do terapii. No, ale głównie metę. - odpowiedział i z rozkoszą upił łyk whisky przymykając na chwilę oczy. Och tego mu było trzeba.
- A Ty? Co brałeś? Nie wyglądasz na ćpuna - dodał znowu mierząc go wzrokiem. Z ich dwóch, to Mitich wyglądał na kogoś, kto sięgnął dna. No ale taka była prawda. Był na dnie i teraz odbił się od niego lekko, ale do powierzchni było jeszcze daleko.

Dick Remington
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie był osobą, która przywiązuje się do swoich pieniędzy. Może dlatego, że rzadko sam je zarobił. Te ojcowskie zaś przepuszczał bez namysłu, niezależnie od celu. Dla niego nie liczyło się teraz, czy będzie w stanie oddać mu to parę dolarów, ale o miłe towarzystwo na wieczór. Gdyby miał bardziej niecne plany to zapytałby wprost, po ile się sprzedaje i za ile gramów, ale jak na razie postanowił zgrywać dżentelmena i miłego kolegę z odwyku.
Na wypadek, gdyby okazało się, że faktycznie będą widywać się na kolejnych mityngach. Wówczas mogłoby być niezręcznie, a powoli już wyczerpywał dostępne opcje w mieście. Z poprzednich spotkań wyrzucili go, bo był bezczelny i nie wspierał towarzyszy niedoli.
Oczywiście trudno było wspierać idiotów, uzależnionych od wszystkiego do nosa, ale tego nikt nie wziął pod uwagę. Ani tego, że Dick sam siebie nie wspiera i nie biadoli nad faktem, że jest biednym, zagubionym ćpunkiem.
Wiedział, że robił źle, ba, na ten temat mógł całe książki pisać, więc nie zamierzał dawać sobie ani komukolwiek w swoim otoczeniu taryfy ulgowej.
Zgodnie z jego sugestią zamówił mu szkockiej i rozsiadł się wygodnie czekając na odpowiedź. Ta, która padła, była podobna do historii, które katowały mu zazwyczaj uszy.
- Kokainę, głównie - wzruszył ramionami, bo to było dość przewidywalne. Co mógł brać bogaty dzieciak? Zresztą, i tak to był zaledwie wierzchołek ogromnej góry lodowej. Uwielbiał łączyć oksy z alkoholem, fajkami, eksperymentował z kwasem.
Nic jednego nie dawało mu takiego kopa jak stary, dobry proszek, który rozgarniał platynową kartą od tatusia.
Roześmiał się jednak z jego słów.
- A to trzeba jakoś specjalnie wyglądać? -zapewne, gdyby był biedny i nie stać go było na te wszystkie drogie działki to wyprzedawałby po kolei eleganckie fatałaszki, nie miałby na siłownię i nareszcie stoczyłby się na dno.
Być może nawet to zrobiłoby mu dobrze i miałby szansę się od niego odbić. Tyle, że on ciągle był na fali wznoszącej, z pełnym portfelem i świadomością, że ojciec woli mieć syna narkomana, ale przynajmniej cichego. Z tej dwójki to Mitchell miał większe szczęście do rodziny, choć najwyraźniej szedł już na całość w drodze po zatracenie.
- Rzuciłem. Rok temu. Na dłużej - wyjaśnił w końcu. Dopiero wtedy zaczął odczuwać fizyczne skutki brania tego ścierwa. Miał wrażenie, że powrócił do nałogu głównie dlatego, że nie mógł poradzić sobie ze skutkami ubocznymi, choć to brzmiało jak (nie)śmieszny żart.
Jak i to spotkanie, bo w końcu oboje uciekli z mityngu, by darować sobie rozmowy o uzależnieniu, a siedzieli naprzeciwko i dyskutowali właśnie o tym.

Mitchell Thompson
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
No cóż, Mitch też nie miał swoich pieniędzy. Nigdy nie pracował, ale zawsze szanował forsę, jaką dostawał od rodziców. Nie był rozpieszczonym gnojkiem, który kupował i dostawał wszystko na co miał ochotę i znał wartość pieniądza. No do czasu aż zaczął ćpać, bo wtedy i jemu wydawanie forsy na dragi przychodziło bardzo łatwo. Za łatwo. Tak łatwo, że faktycznie ostatnimi czasy musiał uciekać się do czynów, z których nie był dumny. Dobrze, że za wiele z tego nie pamiętał. Zrobił to raptem kilka razy, gdy był już na samym dnie. Gdyby teraz Dick wyszedł z propozycją handlu pewnie dostałby po mordzie. Bo w tej chwili nie był jeszcze tak zdesperowany. Chyba.
- Akurat koki nigdy chyba nie próbowałem - zamyślił się na chwilę upijając kolejny zbawczy łyk że swojej szklanki. Alkohol przyjemnie palił go w gardle i najchętniej opróżniłby całą szklankę na raz, ale się hamował.
- Nie, ale większość... Większość jakich znam nie wygląda tak wyjściowo, jak Ty. - Uśmiechnął się lekko. Fakt, że nie znał za wielu ćpunów, ale ci z jego otoczenia, a także ci, których widział będąc w szpitalu na dwtokaow, jak i większość obecnych na terapii wyglądała na ludzi mocno zniszczonych i zaniedbanych. Dick zdecydowanie tak nie wyglądał. Gdyby minął go na ulicy raczej nie powiedziałby, że mija narkomana. Mitch z kolei choć nie ćpał długo, to robił to tak intensywnie, że nie sposób było się nie domyślić, że nadużywa.
- Ciężko było? - zapytał cicho. To była jego pierwsza przerwa w braniu tego gówna i już to odczuwał. Nie bardzo wyobrażał sobie, że jeszcze kiedyś znów będzie normalnie, że wróci do normalnego życia. Jak widać, nie tylko on miał ten problem, bo inaczej Dick nie siedziałby obok niego na mitingu. Bo skoro tam był, to znaczyło, że to "dłużej" już się skończyło.

Dick Remington
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Być może dlatego Dickowi trudno było rzucić na poważnie ćpanie. Terapeuta mielił ciągle ozorem o sięgnięciu dna, a on jak już upadał to zawsze w beztroskich i cieplarnianych warunkach. Bywali tacy, którzy musieli kraść i sprzedawać się za działkę, zaś Remington po prostu wyciągał swoją platynową kartę. Tatuś bez zająknięcia dopisywał mu to do rachunku. Wszystko było lepsze niż syn, który zbyt mocno pyta o przeszłość. Tak właściwie to pewnie stary pryk ucieszyłby się w końcu, gdyby wykorował, bo nadal był za blisko swojej uroczej macochy.
A także ludzi pokroju Mitcha, który dla jego elitarnego tatusia byli ludźmi gorszego sortu. Zapewne zleciłby mu kontrolę pcheł, gdyby dowiedział się z kim się zaprzyjaźnia, zupełnie jakby ten ćpun był jakimś bezdomnym kundlem. Pewnie również dlatego, by zrobić mu na złość, Dick uśmiechnął się szeroko do towarzysza niedoli.
- A chciałbyś spróbować? – kusił jak Mefistofeles w Fauście klepiąc kieszeń w której znalazły się dragi. Byli daleko od ośrodka, przynajmniej myślami i mogli spróbować.
Ależ Dick pragnął popróbować.
Stwierdził, że podjął dobrą decyzję, gdy usłyszał komplement z jego ust. Roześmiał się lekko.
- Szkoda, że nie widziałeś mnie tydzień temu. Byłem bez zębów i ledwo się poruszałem, ale dzięki. Doceniam – i po raz pierwszy pomyślał, że mógłby robić to bardziej, gdyby tylko Mitch okazał się chętny. Pewnie w tym celu powinni odejść od zagadnień typowo odwykowych, ale najwyraźniej musieli krążyć jak sępy wokół tych tematów.
– Było – odpowiedział krótko, ale westchnął, mężczyzna pewnie zasłużył na lepszą odpowiedź. – Widzisz, orają cię najpierw fizycznie, potem psychicznie – i skrzywił się, bo wiedział, że musi tam wrócić.
Musi stawić czoła temu potworowi, który już raz go przeżuł naprawdę porządnie.
A Dick Remington może i był przystojny i dobrze sytuowany, ale nie został obdarzony cywilną odwagą. Ba, miał wrażenie, że ze świadomością okropności odwyku ubywa jej w zaskakującym tempie.

Mitchell Thompson
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Remington i Thompson przestawiali dwa zupełnie różne modele wychowawcze. Ojciec Dicka dawał mu forsę na ćpanie i jak widać miał w głębokim poważaniu to, co działo się z jego synem, podczas gdy ojciec Mitcha całkowicie odciął mu dostęp do jakiejkolwiek gotówki i wręcz zmuszał do odwyku. Może i sięgnął dna, ale na szczęście miał kogoś, kto w porę podał mu pomocną dłoń. Szkoda tylko, że jeszcze tego nie doceniał, ale i na to przyjdzie pora.
Och, gdyby tylko pan elitarny tatuś poznał rodzinę Mitchella, to całkiem możliwe, że zmieniłby o nim zdanie. Nie był przecież takim pierwszym lepszym ćpunem z ulicy. Pochodził z dobrego domu szanowanych lekarzy, był jednym z najlepszych studentów medycyny na swoim roku, a że podwinęła mu się noga i trafił na niewłaściwe towarzystwo, to już inna para kaloszy. Teraz wyglądał jak wyglądał, ale mógłby się założyć, że rok temu nie miałby nic przeciwko, by jego syn miał takiego przyjaciela.
Niemal zakrztusił się swoim drinkiem.
- Nosisz kokę na terapię? Powaliło Cię? - zapytał może odrobinkę za głośno, ale chyba nie zrobiło to na nikim wrażenia, bo żaden z obecnych gości nie spojrzał nawet w ich stronę. Prawdopodobnie takich jak oni było tu na pęczki i ludzie już przywykli. A może po prostu mieli to gdzieś.
- Jezu, stary... ojciec zabije mnie już za samo to, że wyczuje ode mnie alkohol. a Ty... Jestem po detoksie, powinienem uciec od Ciebie jak najdalej - mruknął. Ale nie uciekł. Upił za to kolejny łyk palącego w gardło alkoholu i wbił wygłodniały wzrok we wskazaną wcześniej przez mężczyznę kieszeń. Czyż nie marzył o tym przez ostatnie tygodnie? Teraz miał towar na wyciagnięcie ręki, a jednak się zawahał. Czy był wystarczająco silny? Chyba nie, bo gdyby był, to uciekłby gdzie pieprz rośnie. Ba, nawet by tu nie przyszedł. Aż zaczął nerwowo skubać skórki przy paznokciach na nowo rozdrapując stare rany.
- Masz zajebiście dobrego dentystę - stwierdził. Jeśli Dick nie ściemniał, i jeszcze tydzień temu nie miał zębów, to oznaczał, że miał zajebiście dużo forsy. Nic dziwnego, że brał kokainę. Mitcha i jego znajomych nie był stać na takie "luksusy", więc zadowalali się tańszymi dragami. Tańszymi i gorszej jakości, dlatego rozwalił sobie serducho.
Wysłuchał tej krótkiej opowieści, ale myślami cały czas był w kieszeni mężczyzny. Nagle przestało go interesować odwyk i trudności z nim związane, bo nie to było teraz ważne. Miał teraz masę całkiem innych, ciekawszych pytań.
- Jak po niej jest? - zapytał nagle wracając do tematu zawartości kieszeni Remingtona. Czy zdąży wytrzeźwieć zanim ojciec się dowie? - Długo trzyma?



Dick Remington
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Dla Remingtona seniora większość ludzi była marginesem społecznym. Ba, Dick podejrzewał, że sam zalicza się do tego niechlubnego grona i nie zamierzał nawet z tym walczyć. Przyjmował opinię ojca z całym dobrodziejstwem inwentarza. Póki przelewał pieniądze to jego ukochany tatuś razem ze swoją młodocianą żonką mogli go uważać za największe ścierwo, a on tylko wzruszał ramionami. Oficjalnie nigdy nie potrzebował uznania od tego typu ludzi, nieoficjalnie nosił kokainę na odwyk i nie widział w tym niczego nagannego.
Roześmiał się więc gromko na oburzenie Mitcha. Najbardziej lubił takich, co chcieliby, a się boją. Przypominały mu się czasy, gdy dziewczyny miały mu do zaoferowania swoje dziewictwo i były niewinne. Złote czasy, które wspominał już teraz z sentymentem.
- Przecież nie chodzi o to, by jej nie mieć, tylko o to, by jej nie spożywać. Poza tym jak na tego typu miejsce, mają zamykane toalety. Naiwni - wyszczerzył się, zapewne nie byłby pierwszym, który sięga po zakazany owoc w towarzystwie sedesu. Na razie jednak był na to zbyt elegancki, mimo swojej bezczelności miał w sobie jakieś pokłady klasy i jak miał ćpać to w zgoła innych warunkach. I w doborowym towarzystwie, choć powoli zaczynała go wkurzać moralizatorska gadka chłopaka od terapii.
Specjalnie zgarnął takiego, który nie obawia się nieco zboczyć z wyznaczonej przez terapeutę ścieżki, a tu okazało się, że jednak ma do czynienia z synkiem tatusia, który się obawia, co będzie. Czyżby był niepełnoletni? A może miał jakieś daddy issues?
Niektórzy to samo twierdzili o Dicku, zapewne nie poznali wcześniej Mitchella z grupy wsparcia.
- Słuchaj, stary, jak chcesz pytać tatusia o rady to nie do mnie - poradził mu uprzejmie, mało brakowało, a wskazałby mu palcem drzwi. Jeszcze zdąży na wspólną modlitwę na sam koniec tego ponurego meetingu. On zaś na trzy znajdzie sobie odpowiedniego kompana do wspólnego wymieniania proszku i płynów ustrojowych.
- Dziękuję. Płacę mu za to. Nie będę wyglądać jak byle ćpun, bo nie jestem taki - ależ oczywiście, że uważał się za lepszego i miał ku temu powody, choć jego droga upadku dopiero się rozpoczynała. Znał się jednak na łapaniu haczyka i wiedział, że chłopak wcale go już nie słucha. Zbyt nęciła go zawartość jego kieszeni, choć obecnie dla przekory by mu odmówił poczęstunku. Był pamiętliwy jak diabli i łatwo było urazić jego dumę, co zazwyczaj skutkowało obijaniem mordy każdemu, kto stanął mu na drodze.
- Jak smakuje kokaina? Jak niekończący się orgazm, który wywraca ci wnętrzności do góry nogami - poleciał poezją. - Rany boskie, tatuś cię odbierze spod baru czy mogę cię przelecieć? - zapytał wręcz zniecierpliwiony, bo za dużo było tej ostrożności, a ona zwykle odbierała cały fun.
Zaś Dick Remington był niepoprawnym hedonistą.

Mitchell Thompson
ODPOWIEDZ