barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
twenty-one

Po raz tysięczny tego dnia zerka na telefon, ni to z obawą, ni to z niecierpliwością. Wolałby prędzej, by przypiekali go na ruszcie w piekle i dźgali maczetami, niż czekać na wiadomość od Swan w stylu „Przepraszam, ale muszę odwołać dzisiejsze spotkanie” czy „Miles, to nie jest dobry pomysł”. Przecież wiedział, nie był idiotą. Samo zainicjowanie rozmowy, zaproszenie na randkę KARAOKE W GRONIE PRZYJACIÓŁ, a właściwie tylko jednego, dosyć marnego przyjaciela, było nie lada wyczynem ze strony Vanderberga. Blondynka pewnie poślizgnęła się pod tym prysznicem z szoku, zemdlała i jeszcze się nie obudziła, by go zrugać za propozycję. Chociaż… Czy to było coś złego?
Wiedział, że nazywanie tego randką to za wiele powiedziane. Liczył na miłe spędzenie czasu, kilka informacji o dziewczynie i zakopanie toporu wojennego, o ile taki jeszcze istniał. Mimo to tuż po wysłaniu ostatniej wiadomości, dopadły go olbrzymie wyrzuty sumienia. Przez dłuższy moment wpatrywał się w wygaszony ekran aparatu, zastanawiając się, czy może nie doprosić Grace czy Deana na jutrzejszy wieczór, ale szybko odrzucił od siebie tę myśl. Przy swojej ukochanej nie zachowywałby się naturalnie i nie mógłby pozwolić sobie na swobodę wypowiedzi. Bał się również, że te dwie panie zaprzyjaźnią się (o zgrozo!), a on zostanie w potrzasku, gubiąc się w swoich uczuciach. Nie, skonfrontowanie Violet z Grace nie należało do żadnych opcji. A Washington? Zacisnął mocno szczękę, zgrzytając cicho zębami. Jak bardzo uwielbiał swojego przyjaciela, tak jeszcze bardziej darzył go sympatią, kiedy był od panienki Swan oddalony o kilkanaście kilometrów, z metalową kłódką na rozporku i na proszkach obniżających libido. Nie ufał mu w kwestii ich współlokatorki, choć nikt nie był mu bliższy. I tak wyjątkowo paskudnie czuł się z niepohamowaną zazdrością, by spędzić przyjemną noc na jej kontrolowaniu. 
Tak więc, tylko on i Violet, Violet i on.
We dwoje.
Sami.
Sam na sam.
Nikogo więcej, prócz bandy pijanych i wrzeszczących czterdziestolatków w barze.
To nie mogło się udać. 
A jednak następnego dnia, kiedy wielkimi krokami zbliża się wyznaczona godzina na zegarku, Vanderbergowi zaczyna podskakiwać noga ze zdenerwowania, pomimo tego, że ani na chwilę nie usiadł. Latał od prysznica do swojej szafy, szykując się na spotkanie dłużej niż nastolatka na pierwszą randkę. W końcu zdecydował się na klasyczną czarną koszulę, ogolił się na gładko, a włosy przeczesał grzebieniem z odrobiną żelu, by nie wyglądać jak zmokła kura. Na szczęście udało mu się uzyskać od Washingtona wskazówkę na temat jej tymczasowego adresu, dlatego na dwadzieścia minut przed spotkaniem, parkuje pod wyznaczonym pensjonatem, pojedynczo daje klaksonem znać, że już na nią czeka, po czym wysiada z auta i opiera się o drzwi. 
Jej widok odbiera mu oddech, ale udaje mu się to zamaskować uśmiechem.
— Ładnie wyglądasz — oho, czy to komplement? Ze strony Vanderberga? Co za szczęściara! Nawet drzwi jej otworzył!
Podróż nie trwała długo, ale uznajmy, że Miles nieco się rozgadał na temat wyjątkowo ciężkiej, nocnej zmiany w Moonlight, by nie przyszło im siedzieć w milczeniu całą drogą. Dopiero, kiedy wchodzą do środka, zajmują miejsce przy barze i zamawiają drinki, wyłącza mu się słowotok i milknie, czując, jak niezręczność zaczyna wkraczać do akcji.
— Nigdy nie mieliśmy okazji, by gdzieś wyskoczyć razem, dlatego chciałbym wznieść toast za tę noc. Oby było ich więcej — mówi w końcu, unosząc szklaneczkę z whisky w jej kierunku.


Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
XVIII

It's you and me, won't be unhappy
outfit // Miles Vanderberg

Jak wypada ubrać się na randkę, która nie jest randką i nie powinna nawet sugerować, że jest w niej jakiś element randki? Czy powinna tam w ogóle iść? Czy to nie będzie nie w porządku wobec Grace? Czy powinna się z nim przyjaźnić, skoro to, co czuła, zdecydowanie nie było tylko przyjaźnią? Czy była w ogóle w stanie udawać, że to tylko przyjaźń? Czy on zauważy, że coś jest nie tak? Spódnica. Okej, spódnica. Nieprzesadnie krótka, w końcu to nie randka. Czemu w ogóle się zgodziła? Czy naprawdę była tak okrutną masochistką?
Nieważne. On na pewno nie będzie sam. Weźmie ze sobą Grace, Deana, matkę, ciotkę, brata. Nie mógł chcieć spotkać się w cztery oczy. Nie z nią. To nie miałoby szans skończyć się dobrze. Spędzą wieczór w gronie przyjaciół, a ona wcale nie będzie najbardziej wystrojoną dziewczyną na tym karaoke. Chociaż makijaż delikatny, naturalny – w końcu dziś nie wyglądała tak źle, ostatnio czuła się lepiej, trochę spała, cienie spod oczu zniknęły. Włosy niby w nieładzie, wcale się nie starała.
Chciała wyrwać się z tego pensjonaciku. Z lekkiego zaduchu, otoczenia nieswoich rzeczy. Równocześnie – nie mogła znów uciec z Lorne Bay. Nie w momencie, gdy ponownie podjęła tu pracę i poczuła się z tym miejscem związana. Nie w momencie, gdy każdego wieczoru coś ciągnęło ją na cmentarz, choć ostatnio pewien nieznajomy udowodnił jej, że chodzenie tam może się źle skończyć. Dzisiejszego wieczoru mieli ją otaczać żywi ludzie, a nie krzyże. I Miles. Też żywy człowiek, taki sam, jak wszyscy inni. Nigdy nie marzyła o pocałowaniu go.
Nie stresowała się. Nie nuciła nic nerwowo, wcale. Nie poprawiała uparcie pomadki, zmazywanej co chwilę zdradzającym stres przygryzaniem warg. Powinna już wychodzić. Spóźni się. Powinna brać samochód? A jak przesadzi z alkoholem? Klakson. Klakson? Jakaś dziwna siła kazała jej wyjrzeć przez okno. Zmrużyła lekko oczy.
Dlaczego się zgodziła?
Dlaczego jej serce zabiło aż tak mocno?
Próbowała nie myśleć. Przewiesiła torebkę przez ramię, rozpyliła jeszcze perfumy dwa czy trzy razy, i po chwili już szła w jego stronę, cholernie bojąc się, że mimo niskiego obcasa – rozłoży się zaraz na ulicy, rozwali nos, zedrze kolana, a on będzie to wspominał ze śmiechem już do końca życia.
Ale jakimś cudem – dotarła na miejsce.
Nie zaczyna się od dzień dobry…? – spróbowała obronić się przed tym komplementem, ale i tak zarumieniła się subtelnie, jakby miała osiemnaście lat i życie przed sobą. – Ty też nieźle – dodała jednak z lekkim uśmiechem, bardziej łaskawym, nie mogąc się oprzeć. Odniosła naiwne wrażenie, że się postarał. Na pewno na miejscu czekała Grace.
Starała się grać zrelaksowaną. Potakiwała, zerkała na niego nienachalnie, próbowała wczuć się w tę historyjkę, a równocześnie nie mogła się skupić, czując zapach jego wody kolońskiej i słysząc jego głos. Dlaczego się zgodziła? Na barowym stołku plecy trzymała może nieco zbyt sztywno, starając się nie zagapić na Milesa.
Całej nocy ze mną nie wytrzymasz… – roześmiała się, ale ten śmiech zaraz ucichł, gdy zdała sobie sprawę z beznadziejnej dwuznaczności tych słów. Pokryła zażenowanie, unosząc lekko drinka w toaście, a potem pijąc kilka dość desperackich, zbyt szybkich łyków. – Ty zaproponowałeś to wyjście, więc ty śpiewasz pierwszy – rzuciła po chwili, już spokojniej, znajdując w sobie odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Sama z siebie nawet by tu nie przyszła, zbyt nieśmiała; ale czego się nie robi z miło… przyjaźni?
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Miał zaledwie cały dzień, by przemyśleć plusy i minusy tego spotkania. Z początku obliczył, że więcej przeważało wad, a przynajmniej kontrargumentacja zdawała się mieć mocniejsze podstawy. Czymże jest przyjemnie spędzony wieczór przy utracie zaufania najbliższej, co prowadziło do utraty uczuć i zaprzepaszczenia przyszłości całego związku?
Nie miał zamiaru jednak popadać z paranoi w kolejną paranoję. Stresował się, owszem, ale zamiast rozmyślać, tym razem wolał postawić na odrobinę ryzyka i po prostu dać się ponieść chwili. Nic nie miało prawa się wydarzyć. Ot, zwykła dwójka znajomych przy piwie, wyjąca do mikrofonu co kilka piosenek, przy akompaniamencie niewinnych rozmów. Wieczór jak co noc, nie było w nim nic niezwyczajnego, nawet jeśli jego żołądek podchodzący do serca mówił inaczej.
Przyjął komplement z nieodgadniętym wyrazem twarzy i skupił się na drodze, co jakiś czas robiąc przy tym pauzy w swojej aż nadto barwnej historii na kilka ciekawostek o budynkach. Rodzina Vanderbergów, poważana w całym mieście, nie bez kozery znała wszelkie tajemnice tego miasta. Wychowywani od kilku pokoleń w jego granicach, jego rodzice przyczyniali się rozwoju miasta, uczęszczając na posiedzenia rady i innych komitetów, przez co jego matka, miała czym się popisać, jeśli chodziło o wszelkie plotki krążące dookoła. Miles, co prawda, słuchał tego jednym uchem, a wypuszczał drugim; nie należał do plotkar i miał nadzieję, że nie odziedziczył tego rodzaju zainteresowań w genach. Wiedział jednak więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, co tylko ułatwiało mu pracę w Moonlight. Ponadto, czy mało pijanych osób spowiadało mu się nad szklaneczką pełną procentów?
Przy Violet ograniczał się do historii architektury, tak jakby miało ją to zainteresować.
— Przekonajmy się — rzuca z uśmiechem, upijając łyk trunku. Zdecydowanie łatwiej było siedzieć z nią na zatłoczonej sali, niż na osobności we wnętrzu jego wozu. Momentalnie przy wejściu stał się nieco bardziej wyluzowany, nawet wyraz jego twarzy zmienił się na nieco bardziej pogodny przez co nie wyglądał już tak groźnie czy niemiło. Na wieść o tym, że ma zacząć pierwszy, zaciska usta w wąską linię, starając się powstrzymać szeroki uśmiech i nieco unosi brwi do góry w zabawnym geście. Było to do przewidzenia.
— O nie, nie — protestuje, kiwając ręką na barmana i opróżniając szklaneczkę jednym ruchem dłoni. Nie zamierzał spić się do nieprzytomności, ale na trzeźwo nie dałby rady wydusić z siebie ani jednego dźwięku. — Co powiesz na shoty Tequili? I najpierw możemy zagrać w prawdę czy wyzwanie, a każde wyzwanie będzie piosenką — normalnie Miles nigdy nie zaproponowałby takiej gry, liczył jednak na to, że Violet nieco bardziej się przed nim otworzy. Może wreszcie naprawdę się dowie, co sprowadziło ją do miasta z powrotem? Dean zbył go wcześniej wzruszeniem ramion, kiedy chciał wydusić z niego prawdę.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Jak zwykle – to ona nie miała nic do stracenia. Szczególnego hobby, którym teraz mogłaby się zajmować, faceta, który mógłby być zazdrosny, rodziny, z którą mogłaby się teraz spotkać. Czuła tylko, że być może traci jakiś rodzaj godności, zgadzając się na spotkanie właśnie z Milesem, który przecież miał dziewczynę i do którego, musiała to w końcu przyznać choć przed samą sobą – chyba trochę wzdychała skrycie, mając niejasne przeczucie, że są do siebie podobni. Wiedziała, że to spotkanie jest niewinne w teorii – bo w praktyce w jej głowie wciąż będzie pojawiać się myśl o fakturze jego skóry, o smaku ust, fantazja o tonie jego głosu tuż przy uchu. I była gotowa się tym torturować, by dostać choć chwilę jego czasu. Pierwszą i zapewne ostatnią.
Chciała poznać go lepiej. Poznać wszystkie historie, które miał do opowiedzenia. Choćby miało to zająć całe życie. I choćby nie były szczególnie ciekawe. Oczywiście nigdy nie pójdzie na rodzinny obiadek Vanderbergów, nie pozna ich tradycji, nie posłucha ploteczek i najbardziej wziętych anegdotek – ale musiała się z tym pogodzić. Po prostu. Niezależnie od tego, że bardzo jej to godzenie się nie szło i wciąż stawiała samej sobie jakiś opór, jakby w swojej naiwności zamierzała wciąż wierzyć, że coś z tego może być. Sam zaproponował jej przyjaźń. I powinna się z tego cieszyć.
Cieszyła się. Niech to będzie forma afirmacji.
Zupełnie inaczej, niż on – w sali pełnej ludzi wydawała się odrobinę bardziej spięta. Nie lubiła tłumów i wciąż czuła na sobie krytyczne spojrzenia, mimo jeszcze większej dawki leków. Starała się skupić na nim. Zapomnieć, że jeszcze ktoś może ją oceniać. Zresztą – zawsze była raczej milcząca, więc zmiana jej nastroju nie rzucała się szczególnie w oczy. Ale wolałaby być z nim sam na sam. Najlepiej bawiąc się jego włosami i całując szyję. Nikt nie mógł zabronić jej marzyć, prawda?
Uniosła lekko brew, ale za jego przykładem – wypiła drinka duszkiem; na szczęście nie był szczególnie objętościowy, bo jeszcze nie namierzyła wzrokiem toalety, zbyt zajęta śledzeniem ruchów Vanderberga.
Shoty tequili – potwierdziła z uśmiechem barmanowi, najwyraźniej przystając na tę zdradziecką propozycję. Musiała być ostrożna. Ale jak tu zachować ostrożność, gdy zamierzał upić ją tequilą? – Skoro nie chcesz śpiewać, to musisz powiedzieć prawdę… – zawiesiła teatralnie głos, by utrzymać napięcie. W rzeczywistości to ona była napięta, bo wszystkie pytania, które kłębiły się jej w głowie, nie powinny paść w tym miejscu. Nie spodziewając się, jak głęboko ma sięgnąć ta rozmowa, otaksowała pomieszczenie spojrzeniem. Natrafiła w końcu na barmana – i wtedy jej oczy rozbłysły. Spojrzała znów na Milesa. – Jak często podrywają cię klientki? – spytała z rozbawieniem, obracając w palcach kieliszek. Ona by podrywała. Ale na szczęście omijała Moonlight szerokim łukiem.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Tych niedzielnych, rodzinnych obiadków u Vanderbergów nie musiała akurat żałować. Nawet Miles na nich się nie pojawiał, obarczony wyimaginowanymi, krzywymi spojrzeniami ze strony ojca, kapką litości ze strony matki i wylewającym się żalem ze strony rodzeństwa. Nie czuł się dobrze w kontakcie ze swoją rodziną, choć to z nimi powinien czuć się doskonale. Nie bez kozery jest jednak powiedzenie — z rodziną wygląda się najlepiej na obrazku. Cóż, na wszystkich ich fotografiach cała familia słała uśmiechy do obiektywu, ściskając się, jakby nie miało być jutra. Najstarszy Vanderberg także taki był, póki pewne wydarzenie nie zmieniło losu całego rodu i nie przysporzyło wszystkim cierpień. Od tamtej pory nic nie było takie samo, a ramki, w których powinny pojawiać się co rusz nowe zdjęcia, po kilku latach niezmiennie pozostawały puste.
Czy takich historii oczekiwała? 
Wątpliwe. Jego bajka nie była usłana różami. Właściwie, gdyby przyszło mu cokolwiek opowiadać, musiałby poważnie zastanowić się czym się pochwalić. Idealnym, zakłamanym związkiem z Grace? Czy może mieszkaniem dzielonym z pacanem i dziewczyną do której nie miał prawa? A najgorsze w tym było jeszcze to, że pomiędzy współlokatorami rodziła się chemia i nawet, gdyby stanął pomiędzy nimi z kijem od szczotki i odganiał ich od siebie, ostatecznie zostałby pominięty.
Warto więc było cieszyć się z chwil takich jak ta, którą w przyszłości wspominałby z uśmiechem. Rozbawioną Violet, odrobinę alkoholu i dobrej muzyki, magię samej chwili i tego, że nikt im nie przeszkadza. No, prawie nikt, bo znajomy barman już otwierał usta, by go zagadać o Moonlight, na co Miles tylko coś odmruknął i ponownie skupił całą swoją uwagę na towarzyszce.
— Dawaj, na pewno nie będzie tak straszne — motywuje ją, choć w duchu już jęczy, że to był jego pomysł i powinien następnym razem ugryźć się w język, głupi Vanderbergu. — Możesz pytać o wszystko, no, prawie wszystko — poprawia się, przekrzywiając głowę z pytającym spojrzeniem. Ciekaw był, co też może ją interesować. Nie znali siebie tak bardzo, a przynajmniej nie wiedzieli o sobie rzeczy niepodstawowych, zwyczajnych, które łatwo było zauważyć na porządku dziennym, takich jak chowanie trzydziestoletniej whysky w butelce po płynie do naczyń pod zlewem kuchennym, by Dean przypadkiem nie dossał się do niej i nie wypił jak mleko matki czy fakt, że Miles wcale gburem nie był. Wystarczyło odpowiednie towarzystwo, odrobina sympatii i już zamieniał się w prawie normalnego człowieka. Prawie.
I właśnie zdarzyło mu się wybuchnąć śmiechem, słysząc to, co chodziło blondynce po głowie.
Och, całkiem sporo. Na nocnych zmianach, co wieczór pojawia się przynajmniej jedna, która jest zbyt pijana, by zapisać swój numer, a potem trzeba je odprowadzać do Ubera. Nie, żebym chciał od nich kontakt, zazwyczaj same mi go wciskają — i była to szczera prawda, jakby chciał, to mógłby założyć dzienniczek! Szkoda tylko, że ich nie kolekcjonował. Washington z kolei to co innego. Przez drobną chwilę mężczyzna udaje, że zastanawia się nad swoim pytaniem, choć zbyt długo czekał, by je zadać. Zamiast jednak wypalić je od razu, bawi się świeżo postawionym przed nim kieliszkiem tequili, opuszkiem palca jeżdżąc po jego krawędzi.
— Dlaczego, tak naprawdę, wróciłaś do Lorne Bay?

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Nie była na rodzinnym obiadku od lat, więc brakowało jej tego klimatu. Tęskniła za spokojem i wsparciem ojca, nieco nerwową obecnością matki, jej zbyt głośną krzątaniną, gdy była zestresowana. Nie miała nawet rodzeństwa, z którym mogłaby powspominać kulinarne wpadki, szorstkie, lniane serwetki i wyszczerbiony dzbanek z posoloną lemoniadą. Raczej nie dopuszczała do siebie myśli, że jest już zupełnie sama – ale to był fakt. Najbliższe święta spędzi z grubym kocem, netfliksem i kubkiem gorącej herbaty z goździkami. Nie będzie powrotów do przeszłości, nawet tej nieprzyjemnej. To nie pierwszy raz, prawda? Da sobie radę. Choć ciągłe dawanie sobie radę było coraz bardziej męczące.
Może zresztą to dobrze, że nie miała z kim jeść tych obiadków. Nikt nie pytał, co u niej, i nie musiała przywoływać co rusz uśmiechu, udając, że wszystko jest w porządku. Bo i ona nie miała się czym chwalić. Pokojem w pensjonacie? Powrotem do pracy w prowincjonalnej szkole? Kolejnym zwiększeniem dawki leków? Przypadkowymi mężczyznami, których ostatnio nieodpowiedzialnie wpuszczała do swojego życia? Przynajmniej mogła to wszystko przemilczeć. Nikt nie chciał znać tych szczegółów i wątpiła, że dziś Miles zacznie o nie wypytywać. Pewnie po kilku drinkach stwierdzi, że jest umówiony z dziewczyną. A ona wcale nie będzie zdziwiona. Może odrobinę rozczarowana.
Ona też nie chciała dotykać zbyt wrażliwych tematów. Szanowała jego prywatność i ciężar jego wspomnień, który wciąż, mimo upływu czasu, nosił na barkach. Szanowała to, że nigdy nie chciał jej poznać lepiej. Być może teraz, jako przyjaciele, powinni dowiedzieć się o sobie dużo więcej, ale Violet chciała wierzyć, że ich przyjaźń nie będzie szczególnie głęboka. Nie tak, by sprawić, że zakocha się bardziej. Że na myśl o nim jej serce będzie pękało mocniej. Czemu musiał tak pięknie się śmiać? Czemu tak bardzo chciała poczuć drżenie jego warg na swoich wargach?
A ty nigdy nie dzwonisz, co? Jesteś na to za… dobry – uśmiechnęła się trochę niepewnie, smakując ostatnie słowo. W zestawieniu z Deanem Miles był uosobieniem dobroci i odpowiedzialności. Mało kto zresztą odprowadzałby do taksówki pijane klientki tylko po to, by nigdy nie skorzystać ze składanych przez nie ofert. Zdaje się, że przez chwilę miała już lepszy humor – i wtedy zadał pytanie.
Violet zawahała się, a jej wzrok popędził przez salę w poszukiwaniu kogoś, kto aktualnie śpiewał. Powinna wybrać piosenkę. Powinna. Pójdzie tam, wepchnie się w kolejkę, i…
A właściwie czemu? Przełknęła ślinę, wciąż nie patrząc na Vanderberga. Jej palce automatycznie sięgnęły do kieliszka z tequilą wypiła do dna, by pozbawić się na moment wszystkich myśli. Teraz mogła na niego spojrzeć.
Mój były mąż, Jayden, zmarł. Nie żeby był jakiś stary. Miał wypadek. I niezbyt wielu chętnych, żeby go pogrzebać. Więc przyjechałam – odparła absolutnie zgodnie z prawdą, choć pomijając mniej oczywiste kwestie wszystkich tęsknot. Jeśli pamięć jej nie zawodziła, ostatnio, pod drzwiami, smęciła mu o sentymentach już za mocno. – I… zasiedziałam się. Chyba. Ale w Sydney byłam jeszcze bardziej sama. Tutaj chociaż mogę siedzieć ci na wycieraczce, prawda? – zaśmiała się niepewnie, odwracając jednak wzrok. Na wspomnienie o mężu wyraźnie pobladła, a jej spojrzenie, zawsze bezbrzeżnie smutne, stało się jeszcze odrobinę wilgotne. Wzięła wdech przez usta, cichy, ale drżący. – Kiedy oświadczysz się Grace? – spytała dość nieuważnie, prostując mechanicznie plecy, najwyraźniej chcąc uciec przed samą sobą. Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy i uśmiechnąć się ponownie. Jak na rodzinnym obiadku.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
To kiedy ślub z Grace? Kiedy dzieci? Robimy się coraz to starsi, powinieneś ogarnąć swoje życie… Tak, miał trzydzieści trzy lata na karku, a wciąż w opisie jego życia ciężko było znaleźć określenie stabilizacja. Świetlana przyszłość jarzyła się przed nim niczym supernowa — wspaniały związek, dom, ojcostwo, powrót do kariery ratownika — marzenia jego matki były na wyciągnięcie ręki. Gdyby tylko chciał, gdyby tylko i on pozwolił sobie na ich realizację. Jednak zrodzona gorycz do swojej osoby i nienawiść do losu spowodowana zbiegiem kilku nieszczęsnych minut, kiedy chował brata w foliowy worek, wystarczyła, by postawił na swoim imieniu długą kreskę, przekreślając przy tym nadzieje na lepsze jutro.
W jego rozumowaniu było to proste — cieszyć się chwilą. Walczyć z negatywnymi myślami i codziennie dziękować facetowi na górze czy całemu wszechświatowi za to, że zesłał mu kogoś takiego, jak jego ukochana. Ale co robił od kilku miesięcy?
W swój niezrozumiały sposób, uganiał się za siedzącą przed nim blondynką, co rusz odpychając i przyciągając ją na powrót do siebie. Pragnienie, by zasmakować jej ust przychodziło do niego falami, które zderzały się z jego wewnętrznym murem i zasadami. Bo tak, nie powinien wielu rzeczy. Czy to diabeł wystawił go na tę próbę, by złamał kolejne serca? A może spotkanie z Violet było czymś w rodzaju odkupienia win? Tak czy siak, dzisiejsze spotkanie miało pokazać, że nic innego niż przyjaźń nie zrodzi się z tej znajomości.
Powstrzymując resztki śmiechu, kręci głową. Była niemożliwa. Czyżby serio uważała go za kogoś, kto miał aż takie powodzenie wśród kobiet? Owszem, nie minął się z prawdą, opowiadając jej o sytuacjach mających miejsce w Moonlight, jednak nigdy głębiej się nad tym nie zastanawiał. I tak był zajęty, i tak był sobą — gburowatym Milesem Vanderbergiem, złym do szpiku kości i śmierdzący depresją na kilometr.
Nie, po prostu mam już kogoś. Nie szukam nowych wrażeń— wzrusza ramionami. Nie było nic więcej do dodania, a i temat jego dziewczyny nie był najlepszy dzisiejszego wieczoru. Wciąż nie powiadomił jej o konkretnej dacie przeprowadzki, starając się odwlec ją w czasie. Ponadto jego decyzja była również spowodowana rychłą przeprowadzką Swan do ich mieszkania. Obiecała mu to, tym razem nie mogła mu się wywinąć.
Przygląda jej się z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy, a kiedy padła pierwsza prawda, automatycznie wyciągnął dłoń i zatrzymał ją skrawek od niej, powstrzymując się, by nie uścisnąć jej w geście pocieszenia. Co mówi się w takich sytuacjach? Doświadczył roli Violet, wiedział więc, że żadne formy „przykro mi” były do niczego.
— Trzymasz się jakoś? — podczas poszukiwań dowodów na to, że kobieta jest złem wcielonym w jej pokoju, w pierwszym tygodniu u niego w apartamencie, natknął się na ich wspólną fotografię. Teraz miał ją niemalże przed oczami, przypominając sobie, jak szczęśliwa na niej była, jak śmiała się do obiektywu, będąc na plecach jakiegoś bruneta. Pamiątka z wakacji, chwile spędzone razem — była zakochana. Nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek miał stracić miłość w ten sposób. Nawet, jeśli wykopał ją na bruk, a ona straciła uczucia, co podejrzewał Vanderberg. — Mówiłem Ci, że nasze drzwi zawsze stoją przed Tobą otworem — no może nie mówił jej tego, ale kazał jej pakować swoje manatki i pojawić się u nich w domu, to chyba to samo, co nie? — I nie tylko wycieraczka. Twój pokój stoi tak samo, jak był. Co prawda Dean próbował kogoś wpakować tam wcześniej, nawet mieszkała z nami przez tydzień, ale poznała Milesa i szybko się wyniosła — rzuca z uśmieszkiem, wspominając jak opieprzył ją o robienie mu prania. Kolejnego wieczoru już jej nie było.
— Mówię poważnie, obiecałaś mi to — wypomina jej i w tym samym momencie przechyla kolejny kieliszek do ust. A za chwilę jeszcze kolejny, bo padło imię jego dziewczyny, na co przypadła dodatkowa kolejka. Nie zastanawia się nad tym pytaniem, sam nie znał odpowiedzi. Na dodatek nie chciał zwierzać się z takich rzeczy kobiecie, która przyspieszała go o szybsze bicie serca i rozterki wewnętrzne, dlatego złapawszy na mikrofon stojący na blacie baru, odwrócił pupę na hookerze w stronę wnętrza pomieszczenia i ruszył przed siebie, wkraczając na scenę przy akompaniamencie głośnego bicia braw ze strony pijących.
No wreszcie, ktoś wreszcie się odważył!
— Piosenkę dedykuję blondynce siedzącej przy barze o imieniu Violet, mam nadzieję, że nie ogłuchniesz. Wy możecie — tu już zwrócił się do publiczności i kiwnął głową na kolesia od muzyki. Pierwsze takty Britney Spears rozbrzmiały w lokalu, wywołując porcję okrzyków, a Miles? No cóż, może i nie fałszował aż tak, ale daleko mu było do występów na Broadwayu.
— WHEN I’M NOT WITH YOU I LOSE MY MIND. GIVE ME A SIIIIIIIGN — tudzież wskazuje palcem na towarzyszkę zabawy, odwracając się plecami do widowni i klepiąc się po tyłku — HIT ME BABY ONE MORE TIME!

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Stabilizacja. Dość mętny koncept, który miała już za sobą. Miała już swoją stabilizację – dom, męża i prawie dziecko. Teraz, gdy wybiła jej trzydziestka i większość jej rówieśników dopiero po to sięgała, ona była już zajęta czymś innym. Powrotem do kolorowych drinków, nieodpowiedzialności i nową znajomością z pewną inną substancją, której nie chciała nawet wspominać, wiedząc, że to była największa oznaka jej słabości i dowód złego stanu. Chyba nigdy nie upadła niżej, a równocześnie nigdy nie miała wrażenia, że jest tak wysoko. Gdyby nie cholerne poczucie obowiązku, towarzyszące jej na każdym kroku, niejasne i niezwiązane z niczym konkretnym, chyba że z pracą, oddałaby się trybowi życia właściwemu raczej studentom, niż ludziom w jej wieku. Nie miała do tej pory czasu, żeby się wyszumieć. Jakaś jej część chciała to nadrobić – a inna chciała odpocząć w ramionach tego faceta, który siedział przy niej i przypominał, że już kogoś ma i nie szuka wrażeń. Cóż, też chciałaby się zaliczać do tej kategorii.
I nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze się w nią wpisze. Być może była już skazana na wrażenia, bo nikt pod grubą warstwą jej smutku nie widział potencjału do czegoś więcej, niż jednej, chaotycznej nocy. I słusznie. Przynosiła nieszczęścia, demony, złe wspomnienia i dużo niespójnych myśli. Dlatego nie mogła nawet marzyć o Vanderbergu. Ani o nikim innym. Choć tylko on powracał w jej snach bezustannie, a ona za każdym razem była bliska pocałowania go – i budziła się w chwili, gdy już czuła ciepło jego warg. Bo nawet we śnie nie mogła z nim być. Nawet przez chwilę.
A teraz znów będzie świadoma jego obecności za ścianą. Może tylko przez kilka dni, bo w końcu planował wyprowadzkę do swojej dziewczyny – ale przez jakiś czas Violet Swan, wycierając w nocy łzy, będzie zastanawiać się, czy go nie obudziła, przypadkiem dławiąc się szlochem. To nie potrwa długo. Nie powinno.
Miała nadzieję, że dotknie jej dłoni, ale gdy się przed tym zawahał – ujęła w palce kieliszek, by odebrać im obojgu pretekst. Jakby nic się nie wydarzyło.
W końcu sam powiedziałeś, że dobrze wyglądam – uśmiechnęła się niepewnie, ale nie dodała nic więcej. Nie trzymała się. Puściła już kierownicę i zdjęła nogę z hamulca. Miles nie musiał jednak o tym wiedzieć. – Nie mówiłeś. Ale to chyba znowu nasze drzwi, nie? – zauważyła, bo w końcu kazał jej się wprowadzić. A ona nie umiała mu odmówić. Ani nie miała gdzie mieszkać. – Mogę ją chyba zrozumieć – zażartowała, starając się odprężyć, wyrzucić z pamięci Jaydena. Umiała go jednak zastąpić tylko Vanderbergiem, a to wcale nie była dobra zmiana. To też bolało.
Krótko, bo zaraz ją… zatkało. Spodziewała się albo podania rychłej daty, albo wykręcania się tajemnicą, ale nie tego, że Miles bez większego zastanowienia ruszy na scenę. Musiała trochę pomrugać, ale zaraz zaczęła się śmiać. Po raz pierwszy tego wieczoru tak szczerze, trochę się nawet rumieniąc, jakby wcale nie rzucał głupich żartów. I jakby wcale nie klepał się po tyłku, jakby wypili już butelkę tequili na pół. I chociaż nie śpiewał najlepiej na świecie, bez dwóch zdań, to klaskała mu chyba najgłośniej, pierwszy raz mając też dziwne wrażenie, że… tekst pasował do wykonawcy. Skupiona trochę za mocno na przedłużaniu braw i okropnej plątaninie myśli i uczuć, gdy wrócił do niej, na fali radości pocałowała go w policzek. Krótko. Tak po przyjacielsku. Taki tam… znak. Musiała się napić, żeby pogodzić z tą spontanicznością.
Mam nadzieję, że nie spytasz, czy dam ci klapsa – roześmiała się, gotowa jednak na każde możliwe pytanie, bo nie byłaby już na scenie jako pierwsza z ich pary. Mogła śmiało unikać prawdy.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Zamartwianie się o swój los powinno być wpisane w CV jako „co lubię robić w wolnym czasie”. Co prawda, ciężko było wpisać coś takiego jako hobby; raczej jako upierdliwą cechę charakteru, niezwykle irytującą chmurę myśli, pałaszującą mózg do reszty niżeli zainteresowanie — czy ktoś kiedykolwiek siedział w przepiękny, słoneczny poranek na werandzie i wpadło mu do głowy „jest zbyt pięknie, pora to zjebać swoim niepokojem?”.
Ten wieczór miał nie tylko przynieść ulgę im oboje, ale też pozwolić im na krótką chwile skupić się na przyjemności i na tym, co posiadali na chwilę obecną. Miał dosyć zastanawiania się, jak smakują jej usta, czy to czy aby na pewno jest w stanie zaryzykować dla niej swój szczęśliwy związek. Miał dość tańczenia do nut kogoś innego, układania się pod szablon, byle tylko uspokoić innych. Czy był dobrym mężczyzną, dobrym partnerem, siedząc wieczorem w barze w towarzystwie innej kobiety? Skądże. Ale czy musiał zamęczać się teraz wyrzutami sumienia czy lepiej odrzucić zmartwienia w bok i wypić odrobinę więcej tequili?
— Jesteś piękna, Swan. Powinnaś przyzwyczaić się do komplementów — wzrusza ramionami, obdarzając ją jednym z tych swoich tajemniczych uśmiechów, po których nie wiadomo o co mu konkretnie chodzi. Kiedyś pewnie ugryzłby się w język trzy razy, zanim coś takiego wymsknęło mu się z ust. Dzisiaj? Było inaczej. Odnosił wrażenie, że nie tylko on pozwolił sobie na więcej luzu; blondynka zdawała się coraz bardziej rozluźniona, a melancholia w błękitnych oczach z każdą kolejną minutą przeradzała się w wesołe ogniki. — Jasne, że nasze. Ty, ja i Dean, kompania pełna przygód — i tak miało zostać, póki jego walizki nie zostaną spakowane, a on sam nie przeniesie ostatnich pudeł do mieszkania. Na razie jednak, była to ostatnia rzecz o której pragnął myśleć.
Nie zastanawiał się za długo przed wkroczeniem na scenę. Pytanie wleciało mu jednym uchem, a wyleciało drugim, pozostawiając Violet bez odpowiedzi. Zamiast tego dostała całkiem pokaźne show, w którym z lekka wstawiony już Vanderberg, śpiewał Britney Spears i klepaniem po tyłku wywoływał falę okrzyków na sali. Oślepiające, przenikliwe światło raziło go po oczach, więc nie widział zbytnio swego stolika, mógł jednak przypuszczać, że najgłośniejsze wiwaty otrzymywał od swojej towarzyszki. Nie dotrwał jednak do drugiego refrenu, bo już w połowie kolejnej zwrotki odrzucił mikrofon w bok, pozostawiając sam podkład bez wokalu i wrócił na swoje miejsce z głupim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
— Niezły jestem, co? — wyrywa mu się ze śmiechem, kiedy nagle dziewczyna rzuca się, by go cmoknąć w policzek. Odsunęła się w samą porę, bowiem Miles zdołał odwrócić głowę na tyle, by jej usta trafiły prawie w kącik jego ust — chciał jej coś powiedzieć, ale przez to wszystko zapomniał i tylko uśmiechnął się nieco szerzej, czując jak w policzkach pojawiają mu się urocze dołki.
A chciałabyś? — niby żart, lecz intensywność z jaką się jej przypatrywał sugerowałaby inaczej. Z lekka niewinny flirt nikomu jeszcze nie zaszkodził, prawda? Co prawda, role powinny być odwrócone i to on powinien ją pytać, czy chce od niego klapsa — na samą myśl aż ścisnął mocniej szklankę, nabierając głęboko powietrza, po czym upił kolejnego mocniejszego — ale nie ma tego złego. Oboje znali swoje granice, a ta nowa zażyłość w ich relacji wręcz wymagała, by je sprawdzili względem siebie. — Kto miałby u Ciebie większe szanse: ja czy Dean? — no tak, najpierw z siebie to wyrzucił, dopiero potem pomyślał. Postać Washingtona jednak, w nawiązaniu do Violet, drażniła go bardziej niż mógłby przypuszczać. — Jeśli byłbym wolny, oczywiście — dodaje, niestety ze zbyt dużym opóźnieniem.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Dawno już nie wpadło jej do głowy, żeby w ogóle zachować spokój i cieszyć się chwilą. Co prawda – ostatnio próbowała cieszyć się chwilą aż zbyt bardzo, ale miała wrażenie, że jedynie rozczarowała się sobą. I światem, który mimo to wciąż trzymał ją z daleka od wszelkiego szczęścia, bo wyglądało na to, że ani płytkie namiętne noce, ani adrenalina, ani nawet obiecujący wiele biały proszek nie są w stanie dać jej tego, czego potrzebowała najbardziej – poczucia bliskości. Czuła jednak, że rzeczywistość, w którą rzuciła się z nadzieją na zapomnienie, nauczyła ją czegoś – większej otwartości i śmiałości, i głupiej pewności, że nawet w przypadku ataku wściekłego kangura, ktoś lub coś czuwa nad nią tak pilnie, że wyjdzie z opresji bez choćby większego zadrapania. Obawiała się, że to zdradzieckie wrażenie, ale zapewniało jej dostatecznie duże poczucie stabilizacji, by teraz nie poprawiała nerwowo spódnicy i nie rozglądała się za potencjalnym niebezpieczeństwem. I była niemal… szczęśliwa, a przynajmniej zadowolona. Nawet jeśli wiedziała, że nic z tego nie będzie, a już rano z całej ich randki pozostaną tylko nieco tęskne wspomnienia.
Powinieneś przetrzeć oczy, Vanderbeg – zaśmiała się, ale na jej policzkach pojawiły się rumieńce, choć przecież nie tak dawno już to słyszała. Ale nie z jego ust. Z jego ust to miało zupełnie inny ciężar, zupełnie inne znaczenie. Było o wiele ważniejsze, a przy tym – nie znaczyło zupełnie nic. Miał swoją piękną dziewczynę. Ona miała swoje piękne zdjęcia z podróży poślubnej. Nie pogrążyła się jednak w żalu, że na tym skończą się komplementy, a Miles nigdy nie zobaczy jej urody w całej okazałości. Tak po prostu musiało być. Niedługo i tak będą widywać się jeszcze rzadziej, bo przecież planował przeprowadzkę, a potem… wszystko ucichnie. Chciała w to wierzyć.
Nie zostawiał jej też czasu na rozmyślanie. Nie sądziła nawet, że potrafi być taki… wyluzowany – a przynajmniej z nią. Z nią przecież zamieniał się w jedno z najbardziej ponurych stworzeń świata i mógłby zagrać dementora w ekranizacji „Harry’ego Pottera”, i to bez charakteryzacji. Ale taki? Taki podobał jej się bardzo. Jeszcze bardziej. Gdyby wypiła więcej, pocałowałaby go w usta, i to bynajmniej nie na ułamki sekund.
Mhm. Może nie śpiewasz szczególnie, ale robisz szczególne show – roześmiała się, a jej oczy aż rozbłysły, gdy zobaczyła te cudowne dołeczki. Kiedyś zastanawiała się, czemu jego dziewczyna się w nim zakochała. Teraz rozumiała – umiał być zabawny, ciepły, i uśmiechał się tak pięknie, że chciała go takim zapamiętać na zawsze. Takim widzieć go już w każdym śnie.
Nie, wolę w drugą stronę – odparła z rozbawieniem i dopiero ugryzła się w język, ale zażenowanie pokryła uroczym, łobuzerskim uśmiechem, który miał sugerować, że tylko się droczy i żartuje. I że w życiu nie próbowała sobie nawet wyobrazić, jak daleko mogłaby zajść ich znajomość, gdyby tylko trochę ją lubił. I nie był zajęty. Musiała się napić, żeby wypędzić z głowy wszystkie myśli, które zaczęły się w niej kłębić. W każdej z nich była z Milesem. W innych miejscach, niż ten bar. Na jego pytanie jednak otrzeźwiała na chwilę i początkowo poruszyła bezgłośnie ustami. Na szczęście zdążył sprostować, zanim ułożyła sobie odpowiedź. – Ty – przyznała tak stanowczo, że aż zrobiło jej się głupio, więc postanowiła udzielić jakichś wyjaśnień. – Dean jest… intensywny. Przypomina mi czasem męża – zaczęła z wyraźnym namysłem, starając się nie powiedzieć nic głupiego. – Ty… chciałabym w końcu znaleźć kogoś takiego, jak ty – uśmiechnęła się nieśmiało i przez moment spojrzała mu w oczy tak miękko, że ktoś postronny mógłby bez wątpienia powiedzieć, że ta dziewczyna go kocha. Szybko jednak odwróciła wzrok, zdając sobie sprawę z tego, że zmiękła za mocno. – Stanąłeś wtedy w mojej obronie, czy byłeś o niego zazdrosny? – spytała, choć znów należało to do kategorii pytań trudnych i nieprzemyślanych. Niestety – ona nie miała czasu, by się na tę zabawę przygotować.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Rumieniec wypłynął na jej blade policzki, a na widok poprzedzającego go szczerego uśmiechu, coś w nim pękło. Była przepiękna, i tylko najgorszy głupiec zraniłby ją w jakikolwiek sposób. Nie zasłużyła na swój los — na to, by zostać wykopaną z własnego domu w kilka godzin, na zamieszkanie z człowiekiem o paskudnej przeszłości, śmierdzącego depresją na kilometr i jego przyjaciela — babiarza i prawie alkoholika, który wolał wybrać się do baru ze striptizem niż na zakupy spożywcze; na złamane serce i wiele nieprzespanych nocy, podczas których wypłakiwała rzeki łez. Nie zasługiwała na żadną tęsknotę, żaden ból czy smutek kryjący się w tych niebiańskich tęczówkach, ponieważ Miles wierzył, i wierzył w to cholernie głęboko, że Violet Swan zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Szczególnie jej serce, które ścierpiało tak wiele, wciąż było na tyle odważne, by posyłać do niego uśmiechy, na które on z kolei, wcale nie zapracował.
Może tylko mu się wydawało, że dziewczyna czeka na jakiś ruch z jego strony. Może tak naprawdę traktowała go jako przyjaciela, a Vanderberg spragniony zrozumienia, dawał samemu sobie nadzieje na to, że mogłaby go pokochać.
Grace.
Imię ukochanej niczym obuchem obiło się o wnętrze jego czaszki — kolejna kobieta, która zapewne nie zdawała sobie sprawy, co tak naprawdę się dzieje. Winien był jej prawdę, na którą nie był w stanie się zdobyć. Jakiekolwiek marzenie związane z Violet było ulotne, niepewne. Z Grace wszystko wyglądało zupełnie inaczej — była jego największym wsparciem, jego prawdziwą miłością; kimś, kto pomimo ciężkiego dnia, wciąż witał go z rozczulonym uśmiechem na ustach. Nie miał prawa jej oszukiwać, a tym bardziej łamać jej serca, bo niewątpliwie straciłby cząstkę samego siebie.
Czuł się rozdarty, tak cholernie rozdarty, że mimo złożonych sobie obietnic pozostawienia tematu w spokoju na dzisiejszą noc, chwycił na butelkę alkoholu i polał do kolejnych kieliszków, nie patrząc już na towarzyszkę, tylko zajmując się czymkolwiek, byle tylko nie nachylić się w jej stronę i jej nie pocałować. Tak, miał na to tak pieprzoną ochotę, że najchętniej wziąłby ją tu i teraz na stole, nie bacząc na nikogo. Im więcej alkoholu wypił, tym bardziej jego wyobraźnia płatała mu figle. 
Nie, wolę w drugą stronę — no kurwa.
— Violet — zaczyna, podnosząc na nią wzrok z lekkim niedowierzaniem w oczach, że oboje pozwolili sobie na przeprowadzenie takiej rozmowy, ale nie jest w stanie nic powiedzieć. Jego wzrok zaś, mówił na pewno o wiele więcej. Przez dłuższą chwilę wpatruje się w nią z jawnym pożądaniem wymalowanym na twarzy, zmieszanym zarazem z tęsknotą, tak bardzo pragnął, by była jego… I nie mógł tego zrobić, zrujnowałby nie tylko sobie życie, ale i dwóm osobom, które z pewnością zasługiwały na przechylenie im nieba; nie na emocjonalne piekło.
— Dlaczego ja? — pyta, nie zastanawiając się już na doborem słów. Sam zaczął temat, zdawał sobie z tego sprawę, choć szczerze wątpił, że usłyszy odpowiedź, która wywoła w nim poczucie satysfakcji. Jednak, gdy to się dzieje, nie jest w stanie powstrzymać się od kolejnego uśmiechu. Przy niej, dzisiaj, było to łatwiejsze. Pokazywanie kogoś, kim był niegdyś — starego, przyjaznego Milesa, uwielbianego przez wszystkich. — Masz na myśli gbura i nudziarza, dwa w jednym? — stara się złapać ją za język, podpytać co tak naprawdę o nim sądzi.
Ta nic nie znacząca pogawędka nagle nabrała wyraźniejszego wydźwięku w ich znajomości. Reguły gry powinny być przestrzegane, a i Miles nie zamierzał więcej kłamać. Czekała na jego ruch, chciała znać prawdę, a nie miał ochoty na kolejne bicie się o mikrofon. Już i tak zrobił z siebie pacana, śpiewając Britney, teraz była jej kolej. Co nie zmienia faktu, że powinien odpowiedzieć damie i nie przeciągać jej niepewności.
— Byłem o niego zazdrosny — przyznaje niechętnie, podsuwając jej kolejny kieliszek. Jeśli zamierzała usłyszeć całą prawdę, przyda jej się jeszcze trochę alkoholu.


Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Uważała, że zasługuje na to wszystko – i jeszcze więcej. Przynajmniej w tych gorszych momentach, bo czasem miała też wrażenie, że jest zupełnie niewinna i nie zasłużyła sobie na takie życie. Chciała w końcu dotrwać końca całego tego żalu, ale gdy patrzyła choćby na Milesa, który przeżywał ciągłe wyrzuty sumienia i zadręczał się, choć był jedną z najlepszych osób, jakie znała – nawet jeśli początkowo jej się taki nie malował – czuła, że jeszcze dużo przed nią. Nie była w końcu taka święta, prawda? Gdyby ktoś kazał jej stworzyć listę własnych przewinień, zapewne nie byłaby w stanie napisać ani zbyt wiele, ani zbyt szybko, ale żyła w przekonaniu, że tak już musi być. Że może to kara za jakieś grzechy z poprzedniego życia. Chciała choć trochę je odkupić, pomagając Vanderbergowi odzyskać spokój. W jej naiwnej, blondwłosej głowie oznaczało to trzymanie się od niego z daleka. I nie była w stanie tego zrobić. Pewnie właśnie w tym leżała jej wina.
Wiedziała w końcu, że jego ukojeniem jest Grace. Powinna zostawić go w jej rękach, nie próbować odkryć tajemnic i burzyć porządku świata choćby marzeniami o dotyku jego warg na szyi, na ramionach, coraz niżej – bo przecież podobno marzenia się spełniają. A to nie powinno się spełnić. W przeciwnym razie zasłużyłaby na potępienie gorsze od potoków łez i ciągłego niepokoju, który wypełniał całe jej dni. Co jakiś czas wracała jednak do niej myśl, że ona też umiałaby o niego zadbać. Udowodniła już przecież, że umie słuchać. Że bardzo czule przeczesuje palcami włosy.
I udowodniła też, że potrafi uciekać niezwykle cicho i szybko. I z zaskoczenia.
Miles? – uniosła lekko brew, spodziewając się dokończenia, ale wypity alkohol znów dodał jej odwagi, przyklejony do tego nieszczęsnego tematu, który przysługiwał raczej parom, niż przyjaciołom. – Nie zawstydziłam cię chyba? – zaśmiała się cicho, odrobinę nachylając się w jego stronę i patrząc mu w oczy, bo przez chwilę miała wrażenie, że on jej chce. Tak jak ona chciała jego, co zdradzało odrobinę rozgorączkowane spojrzenie, zsunięte na moment w zagłębienia jego obojczyków. Gdyby był kimś innym, być może ciągnęłaby go już na zewnątrz, do toalety, gdziekolwiek – ale był Milesem. I nie powinna tu z nim nawet przychodzić, znając swoją cholerną słabość.
Roześmiała się, zbyt serdecznie jak na wiecznie smutną Violet. Kiedyś bez wahania nazwałaby go gburem i nudziarzem. Teraz… dużo ostrożniej dobrałaby słowa. – Nie. Jesteś taki… uważny. Ciepły. Czasem jesteś też gburem i nudziarzem, ale wiem, że… to nie ty. Że prawdziwy Miles jest zabawny, śpiewa Britney i dużo oddałby za innych – odparła zdumiewająco trzeźwo i starannie jak na tempo, w którym piła alkohol, by podołać tej rozmowie. Czuć jednak było, że jest zupełnie szczera. I że widzi go o wiele lepszym, niż on sam widział siebie.
Zrobiło jej się gorąco, gdy usłyszała odpowiedź na swoje pytanie. Poprawiła odrobinę nerwowym ruchem naszyjnik, mając wrażenie, że zaraz udusi się z nadmiaru emocji, albo od jego ciężaru. Miles. Zazdrosny. O nią? Zaraz jednak przywołała w pamięci jeszcze raz swoje pytanie, a potem jego słowa – i wzięła głębszy wdech, ale po chwili namysłu wypiła jeszcze kieliszek tequili, choć miała wrażenie, że wypiła już wystarczająco na cały wieczór.
O niego, to znaczy o to, że przestał spędzać czas tylko z tobą? O to, że między wami stanęłam? – upewniła się, nie mogąc uwierzyć w to, że mógłby mieć na myśli coś innego. Że on też mógł powstrzymywać się teraz przed pocałunkiem.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
ODPOWIEDZ