aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Głuchy stukot dudni echem w wersalskich, skąpanych w jasnych barwach pomieszczeniach. Choć Uriel stara się stawiać każdy kolejny krok z rozwagą, wsparty o niewygodne kule nie jest w stanie przemknąć przez obiekt niezauważony; raz za razem oglądają się za nim znudzone spojrzenia, w których czasem dostrzega błysk fascynacji. Rozpoznają go. Ktoś wyciąga ostrożnie telefon, ale się waha. Młoda kobieta, posiadająca lewą dłoń skrzętnie zabandażowaną, wstaje i rusza ku niemu, ale w ostatniej chwili zalewając się szkarłatem wymija go tak, jakby nie istniał. Później odwraca się dwukrotnie, a Uriel posyła jej raz lekki uśmiech, choć naturalnie wolałby pozostać tak anonimowy, jak cała reszta pacjentów ośrodka. Gdy wreszcie udaje się mu dotrzeć do windy, w której cisza i samotność unoszą się niczym gęsta mgła, oddycha z ulgą. Nieszczególnie lubi te dni, w które wraz z prywatnym kierowcą opuszcza tereny Lorne Bay po to, by kilka godzin spędzić w niewielkim eleganckim ośrodku mieszczącym się w Port Douglas. Nie ma nawet pojęcia ile za to wszystko płaci — pieniądze, które wydobywa z rodzinnego funduszu, są jak bezdenna studnia. Czasem czuje wobec tego lekki niepokój, coś na kształt wyrzutów sumienia, ale ostatecznie odkąd powrócił do względnej sprawności — to jest nauczył się wstawać z łóżka — nie usiłował tego stanu rzeczy zmienić. Najgorsze jest chyba to, że nikt wcale nie oczekuje od niego jakiejkolwiek odpowiedzialności. Mógłby zapewne spędzić w ten sposób resztę życia.
No ale teraz ma wymówkę. Chodzenie nadal sprawia mu trudność, a pieprzone kule komplikują wszystko jeszcze bardziej. Przez chwilę wahał się nad wózkiem, ale Sigrid — pięćdziesięcioletnia Szwedka, która bliższa jest mu niż własna matka — stanowczo domaga się, by walczył o każdy kolejny krok. A więc walczy, choć dziś prawa noga wlecze się za nim leniwie, a zaciskane w oczach łzy bólu świadczą o tym, że jest na skraju; kiedy czeka przed odpowiednią salą, nie jest nawet w stanie prawidłowo ustawić swojej stopy na podłodze. Ale wbrew pozorom to nie ból fizyczny doskwiera mu najmocniej, lecz ta nieprzenikniona pustka w głowie. Wciąż nie pamięta. Nie odzyskał ani jednego cennego wspomnienia, choć powinien móc odtworzyć już choćby namiastkę swojego życia. Nie pomagają sytuacje takie, jak ta, kiedy Sigrid się spóźnia, a on zmuszony jest toczyć zaciekłą bitwę z własnymi myślami. Stara się przy tym unikać spojrzeń innych, jak i padających co chwilę rad, by usiadł, odpoczął, nie nadwyrężał niepotrzebnie swego ciała. Rozpaczliwie poszukuje więc jakiegoś wybawienia, chwilowej dekoncentracji; mija jednak kilka długich minut, nim odnajduje je wreszcie w spokojnej, pogodnej twarzy mężczyzny o nieznanym mu imieniu. Wie jedynie, że tutaj pracuje, ale nigdy nie miał odwagi spytać o niego Sigrid; widuje go tutaj często, przy niemal każdej wizycie. Kiedy ich spojrzenia się krzyżują, posyła mu serdeczny uśmiech, choć przyłapany powinien pewnie udawać, że wcale się mu tak bacznie nie przypatrywał.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Wyglądasz już znacznie lepiej, Alty.
Nie dobrze, a lepiej.
W słowie lepiej skrywało się wszystko; cała szpetota dwóch lat nieustępliwej dezorientacji, próby dźwignięcia się na nogi, łapania oddechów na nowo, zasypiania bez garści wyciszających pastylek. Dwa lata stracone na próbie zrozumienia. Dwa lata parszywej nienawiści. Izolacji w domu, proszenia przyjaciół o dostarczenie sprawunków. Dwa lata krzyków przecinających sny i dwa lata u jej boku, by wreszcie usłyszeć, że wygląda lepiej. Na tyle lepiej, by w końcu zająć się sobą samodzielnie. Pójść do pracy, wynająć niewielki domek na rozłożystych polach i łąkach, wychodzić do sklepu i sporadycznie odwiedzać miasto, choć tego starał się nie robić wcale. Lisette powiedziała, że szansa na spotkanie go w tych cynamonowych alejkach jest niewielka. On tu już nie mieszka, Alty, a ty naprawdę wyglądasz lepiej.
Tyle że wcale się tak nie czuł. Wykrzesanie z siebie namiastki uśmiechu graniczyło z cudem, ale w innym wydaniu go przecież nie chciano. Zresztą, to wcale nie była ich wina. To nie ich darzył nienawiścią, nie ich imiona przeklinał każdego ranka i nie o nich śnił niemalże każdej nocy. Ich nie miał za co winić, a więc im posyłał te wszystkie uśmiechy. Mijał ich na korytarzach i pytał o zdrowie. Spędzał przy nich całe dnie w sali i wychwalał ich postępy, nawet jeśli te nie istniały. I powtarzał im to, co sam słyszał od Lisette. Że jest już lepiej.
A potem zobaczył go przed kliniką.
Spacerując ku sali czterysta jeden obracał w dłoni swoją elektroniczną kartę, z pełną świadomością tego, kogo spotkać może na końcu korytarza. Nie przykładając do tego szczególnej uwagi i tak zapisywał w myślach dni, podczas których jego widmo nawiedzało ośrodek. Najbardziej irytował go fakt, że życie jego od tego momentu upływało właśnie pod znakiem wtorków - że żył od nich i dla nich. Że poza wtorkami, nie istniało nic więcej. A dzisiaj wtorek, szansa spotkania go po raz kolejny, choć mijając go, nigdy nie odważył się na niego zerknąć. Teraz było podobnie; nie musiał podnosić wzroku by wychwycić jego obecność - wystarczyło wsłuchać się w szum głosów, z podekscytowania zmieniających się niemalże w szczebiot. Jakby byli w ptaszarni.
Kiedy ktoś chwycił go za ramię, przez jeden jakże idiotyczny i naiwny moment sądził, że to właśnie on. Przepraszam, Alty, nie chciałam cię wystraszyć. Nie wystraszyła, to chyba było rozczarowanie. Zastanawiałam się, czy dałbyś radę znaleźć dla mnie chwilę jeszcze jutro po południu. Nie dałby, ale pokiwał głową, uśmiechnął się promiennie i zapewnił, że owszem, dałby radę. No i zaraz przyjdę, natura wzywa, rozumiesz. Popilnowałbyś moich rzeczy i poczekał na mnie jeszcze chwilę? chyba ją lubił, była zanadto rozgadana i wylewna, ale miła, więc powiedział, że nie ma sprawy. Odebrał od niej ciężką, sfatygowaną torebkę i parasol kapiący wodą na jego buty, po czym skierował się pod odpowiednie drzwi. Obok drzwi Rowley śpiący na krześle. Pijany, jak to Rowley. Panie Rowley, pan nie straszy kobiet i buzie zamknie. Zdezorientowanie, rozwarcie powiek i śmiech. Odpowiedział mu tym samym śmiechem, zapytał o zdrowie. Zasugerował, że może dać mu coś do picia, że szklankę wody. Chyba tylko kawa postawiłaby mnie na nogi, Alty, a jak na złość nie zabrałem ze sobą pieniędzy. A więc kawa. Kolejna, chyba szósta w tym miesiącu, bo on zawsze jak na złość zapomina pieniędzy. Podał mu więc torebkę tamtej zagubionej w łazience pacjentki. Poprosił, by tym razem to on popilnował, tak ją przekazując z rąk do rąk. Zastanawiał się, czy Rowley niczego nie ukradnie, więc zapiął ją jeszcze i postanowił, że co jakiś czas będzie zerkać w jego kierunku. Wyjął z kieszeni pieniądze, podążył ku automatowi, nacisnął szóstkę i czekał. Zerknął w stronę Rowleya i zamiast namierzyć go, trafił wzrokiem wprost w chabrowe spojrzenie kogoś innego. Osoby, przez którą żył od wtorku do wtorku. Cholera, jak się spłoszył. I prawie przewrócił na kałuży uformowanej z kapiącej parasolki, którą, chrystepanie, zapomniał zostawić pod salą.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Nim dociera do niego powaga podjętej decyzji, jest już w połowie drogi. Za daleko, by odwrócić się pod byle pretekstem, za daleko by udać, że zmierza w zupełnie inne miejsce. Czuje na sobie spojrzenia pacjentów, słyszy wymawiane w ciszy Willem i sam już nie wie, czy wybór tej kliniki był na pewno dobrą opcją (rodzice wszakże przestrzegali go przez tak śmiałym krokiem). Z drugiej strony, choć pogubił się w swych myślach kilka miesięcy temu i nadal nie odnalazł drogi powrotnej, czuje, że było to jedyną słuszną decyzją. Tak jak i tenże marsz, który prowadzi go do nieznajomego. Nie przemyślał tego uprzednio, zezwalając na to, by nogi powiodły go same. I dopiero teraz, gdy zatrzymuje się obok automatu przyrządzającego średniej jakości kawę, dociera do niego, że nie ma najmniejszego pojęcia co mógłby powiedzieć. — Cześć — rzuca więc przyjaźnie, przypatrując się to tejże nieprzeniknionej twarzy, to kolorowym przyciskom znajdującym się na maszynie. Zaciskając mocniej palce na kulach zastanawia się, czy kuśtykał w ten okropny, przesadzony sposób, którego tak bardzo nienawidzi. Tak, tak właśnie musiało być — będąc nazbyt zaabsorbowany chęcią wyrwania się z rutyny nie pomyślał o tym, że powinien się pilnować. Zważać na otoczenie, któremu to zgodnie z zaleceniem ojca, winien ukazywać swe kalectwo w jak najmniejszym stopniu. Ale teraz za późno jest już na cokolwiek, a Uriel stoi niczym idiota przed tym enigmatycznym chłopcem i nie ma pojęcia co powiedzieć. Na boga, z daleka muszą wyglądać naprawdę idiotycznie.
Wiesz może, czy Sigrid dotarła dziś do pracy? — pyta więc bezmyślnie, choć doskonale wie, że kobieta czasem się spóźnia. Ostrzegła go na samym początku, opowiadając o swych rodzicielskich obowiązkach i problemach z opiekunkami, a Uriel nie miał z tym wówczas najmniejszego problemu. Teraz też nie ma, ale konieczność wymyślenia jakiejś wymówki miała być jego jedynym ratunkiem. Poza tym nie wie, co jeszcze mógłby dodać, jako że nie łączy ich przecież nic — wyglądają jak z dwóch różnych, oddalonych od siebie światów, nie mających nigdy się ze sobą spleść. Toczenie rozmów raczej nigdy (nie jest tego pewien) nie sprawiało mu problemu, ale teraz brakuje mu jakiegokolwiek elementu, którego mógłby się uczepić. Wpatrując się więc w zbierającą się na ziemi kałużę liczy na to, że słowa nadejdą same, że odnajdą ich za parę chwil i że to za ich sprawą każda kolejna wizyta w klinice będzie przyjemniejsza.

alty steffler :faint:
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
To było niesprawiedliwe.
Jeśli któryś z nich zasługiwać mógł na zapomnienie, był to tylko Alty. Jeśli komuś można było współczuć - tylko Alty’emu. Jakże okrutny był więc ten świat, zgodnie ubolewający nad jedyną osobą darzoną przez Stefflera nienawiścią i to nie taką bezpodstawną. Powodów ku temu, by nienawidzić Uriela było od groma, a jeden z nich postanowił zademonstrować wprost przed oczyma Balthasara. Jak on śmiał?
Dostrzegając, że pokracznie - wsparty o kulę i ze zbolałą miną - rusza do przodu, początkowo nie pojął, że to właśnie ku n i e m u zmierza. Okropność. Dopiero kiedy dzieliło ich już tylko pięć oddechów i jakieś siedem kroków, dotarła do niego ta odrażająca świadomość, wykonująca mu w żołądku salto. W końcu miało do tego dojść - do ich pierwszego spotkania i pierwszej rozmowy.
Ciało pochłonięte paraliżem, poddawane w ruch jedynie poprzez serce trzepoczące w płucach jak uwięziony ptak, nie uciekło z paniką ani nie wyminęło go obojętnie, okazując mu należyty mu chłód. Tak wiele razy wyobrażał sobie ten dzień! Niegdyś obiecywał sobie, że niezależnie od okoliczności i nie zważywszy na swoją godność, zaatakuje go prośbą o wyjaśnienia. Że nie odejdzie dopóty, dopóki nie wyłudzi od niego najszczerszej prawdy. Dopóki nie dowie się dlaczego. Później obietnica ta ewoluowała w rozgoryczenie tak duże, że aż absurdalne. Nie chciał już okazywać mu dawnych uczuć, nie chciał dawać satysfakcji swoim udręczeniem i żądzą dogłębnej analizy. Pragnął jedynie zemsty, niedojrzałej i niekoniecznie subtelnej, takiej obrazującej mu całkowity brak miejsca w jego sercu i w jego życiu. By spostrzegł, jak to już Alty’ego nie rusza, jak już nie ma kontroli nad jego cierpieniem, nawet jeśli wszystko to było parszywym kłamstwem. No ale teraz milczał, trawiony przez niepewność, omamiony przez jego niebieskie oczy, w których uporczywie szukał choćby cienia rozpoznania. Nic. - N-nie - wyjąkał, jakże żałośnie, zupełnie nie tak, jak to sobie wyobrażał. Wciskając na twarz płomienne rozgoryczenie, nienawiść najczystszą w swej postaci, próbował swój plan reanimować, jakoś odratować go w ostatniej chwili. Zauważył przy tym - ku ogromnemu niezadowoleniu - że jego sylwetka poczęła zupełnie bezwiednie się w sobie kurczyć, jakby i ona pragnęła mu wskazać, że przy kimś takim jak Uriel jest nieważny, niewidzialny, całkiem nieistotny. Natychmiastowo i dość nienaturalnie się wobec tego spostrzeżenia wyprostował, wściekając się niesłychanie o te dwa, trzy centymetry wzrostu dające Urielowi przewagę. - To tylko kilka minut, bez przesady - upomniał go cierpko, niby obojętnie, przypominając sobie w myślach raz za razem, by oddychał, by nie zapomniał jak oddychać. A by nie stać tak jak idiota i nie dać przypadkiem Urielowi przestrzeni na odparcie ataku, sięgnął prędko po kubek wypełniony parą i wyciągając go z automatu, niby przypadkiem skierował ten przeklęty kapiący parasol na nogę blondyna. Boże, jakże on był dziecinny, jakże żałosny.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Początkowo niczego nie zauważa.
Tłumaczeń ku temu poszukiwać można pomiędzy tym, jak traktowany jest przez niemal wszystkich — to jest z namaszczeniem godnym greckich bogów — a także wśród iskier wybujałego ego, które zdołały przetrwać tamten straszliwy wypadek. W każdym razie, Uriel Wordsworth nie zna czegoś takiego jak nienawiść, niechęć i pogarda, a raczej — cóż — póki co nie jest w stanie ich rozpoznawać. Umykają mu więc wszystkie znaki ostrzegawcze; otulając się własnym zaciekawieniem, czerpiąc siłę z dumy za to, że w końcu ośmielił się tak ważny krok, reakcje chłopaka przypisuje zwykłemu zdziwieniu, że oto został przez niego zaczepiony. — Wiem, wiem, masz rację, muszę przyznać, że szukałem po prostu pretekstu, żeby… — słowa zaczynają płynąć same, nie przejmując się kierunkiem wartkiego nurtu; dopiero kiedy zimne krople opadające z parasolki pokonują granice grubego materiału, rozbijając się o jego rozgrzaną skórę, budzi się w nim najszczersze zakłopotanie. Choć manewr ten jest niebezpieczny i z całą pewnością nieprzemyślany, Uriel cofa się o krok, całą swą siłę skupiając na trzymanych kulach. Gdy udaje się mu znaleźć o tych kilka milimetrów dalej, oblewa się lekkim rumieńcem i wbija w mężczyznę niepewne spojrzenie. — Chciałem po prostu jakoś nawiązać rozmowę — tłumaczy nazbyt oficjalnie i wstydliwie, coraz bardziej dostrzegając, że mógł popełnić błąd. — Jestem Uriel — wyjaśnia jakoś niekształtnie, jakby imię jego mogło naprawić cokolwiek, jakby stać się miało tym, co zdoła ich jeszcze uratować. Jest jednakże oniemiały; przypatrując się mu z nieukrywaną ciekawością, usiłuje zrozumieć, w którym momencie mógł popełnić błąd. Czyżby naraził się mu wcześniej? Nie, nie, to przecież niemożliwe; odkąd tylko został pacjentem tejże kliniki, traktuje jej pacjentów i personel z należytym szacunkiem. Nie skorzystał nawet z oferowanej mu zniżki, którą gwarantowało mu nazwisko; płaci tak jak inni, uśmiecha się i raz pozwolił jakiejś dziesięciolatce zrobić sobie zdjęcie, choć placówka ta gwarantować miała pełną poufność. Nie jest jednak w stanie zrozumieć wobec tego, co może powodować tak wielką niechęć, skoro stojącego przed nim mężczyznę wyróżniał zawsze ten ciepły uśmiech, od którego zdołał się w tak krótkim czasie uzależnić. A więc, skoro mogło być to wyłącznie wynikiem nieporozumienia i licznych czynników, niekoniecznie bezpośrednio z nim związanych, postanawia czekać na jego łaskę.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Zacisnąwszy kurczowo usta - tak, że przy odrobinie wytężonego słuchu dałoby się dosłyszeć szczęknięcie jego zębów - starał się powstrzymać hulające po sercu zuchwalstwo, mające pokiereszować (choćby metaforycznie) stojącego przed nim człowieka, wspartego już i tak o kule. Tyle że to nie Balthasar odpowiadał za jego wypadek. To cholerny los, zapewne chcący go ukarać i pomścić w jego imieniu, ale Uriel miał już tę zależność, że wszystko potrafił obrócić na swoje. Nawet teraz, kiedy tak niewinnie (to chyba żart) na niego spoglądał, kiedy ciężar ciała rozkładał na dwie wbudowane w jego ręce laski ortopedyczne, Balthasar czuł się winny. Czuł żal i troskę, które wzmagały tylko jego gniew i podsycały chęć przetrącenia mu tych i tak w połowie połamanych już nóg. - Po co? - zapytał bez zastanowienia, wbijając w niego zniecierpliwione spojrzenie. Czyżby jednak go rozpoznał i zapragnął dręczyć, ot tak, dla sportu? W jego dobrodusznym uśmiechu dostrzegał już tylko fałsz i obłudę, w głosie natomiast nasłuchiwał nut drwiny. - Każdy tu przecież wie, kim jesteś. A ty doskonale jesteś tego świadomy - wyłożył mu lodowato jedną z jego największych wad, najdosadniej świadczącą o jego próżności. Cofając ociekający parasol i prostując swą pogrążoną w nienawiści sylwetkę, przy okazji oparzył się w dłoń wrzątkiem rozgrzewającym trzymany kubek. To jednak nic, ten ból. Znosił gorsze, no przecież. Obecnie tylko ta rozmowa mu wadziła, ona wprawiała go w dyskomfort większy od palącej kofeiny wbijającej się w jego skórę. - To wszystko? - spytawszy wprost, skinął wymownie głową ku zaparzonej kawie, otulającej swym tanim aromatem niemalże cały korytarz. Nie musiał zważać na żadnego rodzaju uprzejmości - mógł pozwolić sobie na surowe zimno, nabyte właśnie przez tę stojącą przed nim osobę. Chęć wygrania tejże absurdalnej słownej potyczki (będącą taką tylko w jego przeświadczeniu), poniżenia i okazania swej obojętności, przeważała nad ciekawością zmalowaną wokół całej tej rozmowy. Owszem, mimo całego gniewu piętrzącego się w jego duszy, Balthasar i tak zastanawiał się nad brzmieniem myśli Uriela. Tyle że nie byłby w stanie ich poznać - nie istniało już bowiem nic, co mogłoby sprawić, że poczułby się ze sobą choćby odrobinę lepiej.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Był taki dzień — niezwykle upalny, z malującą się na widnokręgu burzą — kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany. Niby nic takiego, szpitalne doznania zdążyły go do tego przyzwyczaić, ale w ów spojrzeniu kryło się coś elektryzującego. Niczym niewymawiane słowa, na które czekało się niekiedy całe życie. Dopiero po niecałej minucie odważył się jednak wyjść im naprzeciw, przywitać ich śmiałość i upór, ale było już za późno; mężczyzna zdawał się być tak zaabsorbowany jednym z pacjentów, że Uriel przez cały kolejny tydzień wierzył w to, że wmówił sobie jedynie to wszystko. Ale dziś, zwłaszcza teraz, jest pewien, że nie doszło do żadnej pomyłki. Ten nieprzyjemny ton, serwowany mu z tak widoczną niechęcią, w pewnym sensie go rani. Niweczy świat wstydliwych fantazji i sprowadza go brutalnie na ziemię. Nie jest przyzwyczajony do słów krytyki i niechęci — menadżerka i agent nadal zabraniają przeglądać mu ścieki kanalizacji, jakimi są internetowe komentarze — ale prezentowana mu postawa nie porusza go w taki sposób, jaki powinna. Uriel jest bowiem urzeczony. Jeszcze bardziej zawstydzony. Nikt jeszcze nie odezwał się do niego w ten sposób. Chce mu coś odpowiedzieć, niemalże w sposób rozpaczliwy poszukuje w sobie jakichkolwiek słów, lecz ostatecznie otula się milczeniem i po prostu mu przypatruje. I chociaż jasno wyraża swe niezadowolenie, w kącikach jego oczu błyszczy fascynacja. — Chciałbym znać wszystkich pracowników kliniki, którą finansuje moja rodzina — odpowiada w końcu miękko, choć z przesadną władczością. Nie jest do końca zadowolony z obranej taktyki, ale konieczność zachowania godności jest paląca. Myśli pochłonięte ma jednakże pytaniami, których nie odważy się zadać jeszcze przez długi czas; dlaczego, wyśpiewywane tak żałośnie, nienawidzi go tak bardzo? — Na to wygląda — nie jest w stanie dłużej go zatrzymywać. Zaciekawione spojrzenia śledzą uważnie ich ruchy, a przechodząca obok kobieta niby przypadkiem chłonie każde kolejno padające słowo. Posyła mu więc przepraszający uśmiech i po chwili obserwuje już oddalającą się sylwetkę, która nawet na moment nie przystaje, nie waha się, nie wyraża zaciekawienia jego osobą. A on wcale nie pragnie, by obdarzył go ostatnim spojrzeniem. Tkwiąc w zamyśleniu, nie dostrzega nadejścia Sigrid; dopiero gdy jej ciepła dłoń życzliwie układa się na jego ramieniu, a troskliwy głos pyta, czy wszystko jest w porządku, Uriel wybudza się z letargu. Korytarz nie pachnie już kawą, lecz niedaleko jego stóp promienie słońca nadal odbijają się w uformowanej na kafelkach niewielkiej kałuży. W sercu natomiast rozbudza się przedziwna pustka, której siły nie jest w stanie pojąć.

koniec :lick:
alty steffler
ambitny krab
-
-
ODPOWIEDZ