koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
#14

Ally coraz więcej czasu spędzała poza domem, na coraz dłuższych spacerach. Najczęściej brała ze sobą swojego psa, żeby nie siedziała sama w domu. Lila była owczarkiem niemieckim, którego znalazła kiedyś w lesie, w dość kiepskim stanie, więc oczywiście kiedy Greg miał swoje napady złości, biedny pies był strasznie poddenerwowany i źle to znosił. Z każdą kłótnią coraz gorzej... a czy jest coś, co człowieka lepiej uspokaja, niż spacery? No to na psa na pewno też działa.
W każdym razie, Alice miała dość kiepski nastrój, bo wciąż była obolała po ostatniej awanturze Grega, a do tego kolejne spotkanie z Janelle bardzo zamieszało jej w głowie. Powoli przestawała rozumieć co czuje i kontrolować to, jak się zachowuje. Łapała się na tym, że chciała wrócić do tego baru, sprawdzić czy przypadkiem Jan tam akurat nie śpiewa, albo pokręcić się w okolicy jej pracy, co było przecież strasznie głupie i bezsensowne. I nie wiedziała jak ma sobie poradzić z tymi myślami i... czy w ogóle chciała. Jakaś część niej czuła się winna, że to robiła, że spędzała z nią czas, że coraz częściej o tym myślała, ale inna... no inna część jej mózgu mówiła, że to właśnie w ten sposób może sobie przypomnieć czym jest radość i szczęście. No miała sporo do przemyślenia, więc nic dziwnego, ze tak sobie szła i szła przed siebie, co nie. I pewnie dlatego to Lila jako pierwsza zauważyła, że ktoś się kręci po okolicy! I to ona szczeknęła, kiedy Ava Madden wyłoniła się zza zakrętu!
- Um, hej, nie bój się, ona tylko groźnie brzmi, jest w stu procentach łagodna - zapewniła ją od razu i posłała jej najładniejszy ze swoich uśmiechów!
sumienny żółwik
-
grafik — THE CAIRNS POST
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
~4~
Powoli zaczynała się orientować co gdzie jest, przynajmniej w tej najbliższej sobie okolicy. Nadal trudno jej było się pogodzić z tą całą przeprowadzką i potrafiła zacząć ryczeć gdy tylko zostawała sama w domu. Tęskniła do swojego domu, do rodziców, którzy robili za darmowe niańki, do znajomych miejsc i ludzi. Trudno jej było, bo nie miała tu przyjaciół, ludzi, którym mogłaby ponarzekać na męża, czy złamany paznokieć. A propos złamanych paznokci, to nawet nie miała tu jeszcze żadnej kosmetyczki. Znała trasę do pracy, do sklepów itp. ale wciąż czuła się tu obco, niczym intruz. W domu starała się nie pokazywać tego przed mężem, ale była raczej nieszczęśliwa. To nie była jej decyzja, to nawet nie była ich wspólna decyzja. Harrison postawił ją przed faktem dokonanym, a ona mogła albo za nim pojechać, albo próbować utrzymywać związek na odległość, co pewnie by się skończyło rozstaniem prędzej czy później. Czuła się w tej sytuacji poszkodowana, bo i Mii i Harrisonowi się tu podobało, a tylko ona była nieszczęśliwa i... samotna.
Spędzała maksymalnie dużo czasu na świeżym powietrzu, lubiła miejsca gdzie byli inni ludzie, żeby chociaż posiedzieć wśród gwaru rozmów. Ale spędzała też sporo czasu na samotnym bieganiu czy spacerowaniu. Zazdrościła Mii, że ma pięć lat i że wystarczy, że podejdzie do jakiegoś dzieciaka, coś tam zagada i już byli najlepszymi przyjaciółmi. Jak dorośli poznawali przyjaciół? Nie wyobrażała sobie podejść do jakiejś dziewczyny w kawiarni i oznajmić "od dziś się przyjaźnimy", a ona ochoczo by przytaknęła i wymieniły by się mieszadełkami do kawy na znak zawartej przyjaźni. Dorośli wszystko komplikowali, pakowali życie w konwenanse i zasady. Dzieci miały łatwiej. Na ch. chciały szybko dorastać?
Przytłoczona tą ilością zmian na które nie była gotowa, musiała jakoś wyładowywać tą frustrację. Dlatego dziś biegła truchtem przez... nawet nie wiedziała czy to jakiś park, czy po prostu droga pod miastem która nie wiadomo dokąd prowadziła. Ale było spokojnie, pogoda nawet była do przeżycia jak na tą porę roku, a ludzi też jakoś dużo nie było, więc nie musiała robić zygzaczku.
Pogrążona w swoich własnych myślach o tym gdzie dorośli poznają przyjaciół, niemal podskoczyła w miejscu gdy usłyszała szczekanie. Zaskoczenie łatwo było pomylić ze strachem, ale musiała przyznać, że trochę się też jednak przestraszyła, bo pies był spory a i szczek miał z tych donośnych, jak to owczarek niemiecki. Ta rasa budziła jakiś respekt, może dlatego, ze często to były psy policyjne i na innych poważnych misjach. Pudel nie budził w nikim takiego respektu, jak owczarek niemiecki.
- Czyli nie zje mnie jak będę was mijać? - zapytała, ale dało się wyczuć w jej głosie, że to bardziej taki żarcik, niż faktyczna obawa. Ava nawet miała ochotę pogłaskać psa, bo wyglądało jakby miał mięciusią sierść, zwłaszcza na uszach, ale wiedziała, że to może być bardzo głupi pomysł. - I tak... hej. - uśmiechnęła się również.

alice underwood
powitalny kokos
nick
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Alice uważała to za wspaniałe doświadczenie, po raz pierwszy odkrywanie takich zakamarków! Bo przecież nie ma nic lepszego, niż spacerowanie, odkrywanie i po prostu zwiedzanie okolicy. Osobiście kochała to, że patrzyła na jakieś drzewo i dobrze wiedziała, że za rogiem jest jakieś jeziorko, albo… no drzewo z jakimiś owocami. Nie jestem do końca pewna co tam rośnie w Australii, no ale na pewno swoje owoce mają, a kto jak kto, ale Alice jako miłośniczka natury, znała je wszystkie z nazwy! Ona co prawda niewiele wiedziała o przeprowadzkach, bo w tej okolicy spędziła większość swojego życia, a jak wyprowadziła się na studia, to ze swoją wielką miłością, więc nie skupiała się na tęsknocie, zwłaszcza za ojcem, który… no jak był daleko, to jakoś łatwiej jej się oddychało. A teraz trochę trudniej, ale bardzo nie chciała się na tym skupiać, bo przecież była na to zbyt pozytywnym człowiekiem!
Poza tym wszystko zawsze można odmienić, przyjaciół znaleźć, bliskich poznać i tak dalej, nie ma co się zamykać na nową okolicę, bo może być równie wspaniała co stara.
Ava Madden miała racje, w dzieciństwie przyjaźnie łatwiej się zawierało, ale też dramaty były o wiele szybsze i często głupsze. Bo ktoś zabrał ulubioną zabawkę, bo ktoś do przedszkola przyprowadził wszy i zaraził inne dzieci.. no różne wypadki się zdarzały, co nie! Inna sprawa, że w sumie dorośli mogli się zaprzyjaźnić w podobny sposób, gdyby tylko chcieli. Pewnie nie każdy dorosły uznałby ich przez to za jakichś wariatów podejrzanych… część owszem, ale raczej nie wszyscy!
- Nie, skąd. No chyba że jesteś seryjnym mordercą, wtedy może wyskoczyć w mojej obronie, psy podobno czują złych ludzi - przyznała, oczywiście w ramach żartu, chociaż było w tym sporo prawdy. Jej ojca i męża jej pies za bardzo nie lubił…
- I hej - powtórzyła za nią i nawet uśmiechnęła się ładnie. - Mieszkasz w okolicy? - zapytała, bo w sumie nie kojarzyła jej, to mogła z nią trochę pogadać!
sumienny żółwik
-
ODPOWIEDZ