ghostwriter — ocean reeve publishing
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Pisze biografie i denne książki za celebrytów, a jej największym marzeniem jest wydać własny tomik poezji.

[akapit]

TRZY

Szczerze nienawidziła szpitali. W oczach Gypsy nie pociągały one bowiem za sobą wizji miejsc, w których ludzie zyskiwali często nową przyszłość. Nie, dla niej były jedną z tych rzeczy, które kojarzyły jej się ze śmiercią, a wszystko przez to, że jako małe dziecko raz po raz oglądała tam swoją matkę. Odwiedzała ją z ojcem, kiedy choroba postąpiła już tak daleko, iż zdawało się nie być dla niej żadnego ratunku. Tata, chyba nie do końca świadomy tego, że dawanie dziecku złudnej nadziei wcale nie miało pomóc, cały czas próbował wmawiać jej, że sytuacja wcale nie była taka zła. Mówił jej zawsze, że wszystko jeszcze będzie dobrze. Ale nie było. Jej matka zmarła i na długie lata pozostawiła w sercu Farnham uczucie pustki. Nawet teraz, kiedy tamto serce wymienione zostało na inne, ta pustka i tak nie ruszyła się z miejsca.
Z tego powodu nie wiązała wielkich nadziei z własnym przeszczepem, a do wcześniejszego leczenia nie podchodziła zbyt entuzjastycznie. Ten brak wiary w miejscową służbę zdrowia osłabł odrobinę, kiedy rzeczywiście dostała szansę na to, aby zacząć od nowa, a kolejne wyniki zdawały się być obiecujące. Wszystko wskazywało na to, że w przeciwieństwie do własnej matki, Gypsy będzie miała okazję jeszcze trochę czerpać z życia, ale zanim zacznie cieszyć się nim w pełni, musiała jeszcze dopilnować tego, co obecnie działo się w jej organizmie. Od operacji minęły przeszło trzy miesiące, więc cotygodniowe kontrole zmieniły się w wizyty co dwa tygodnie, ale i tak ubolewała za każdym razem, kiedy musiała pojawić się w szpitalu w Cairns. Nie lubiła tego miejsca i chyba była trochę zła na rzeczywistość sprzed dwóch dekad, szczerze żałując tego, że jej matka nie dostała tej samej szansy. Na to nie miała jednak żadnego wpływu.
Przekroczyła próg szpitala i przystanęła przed windą. Wcisnęła guzik, a czekając zerknęła na znajdujący się na jej nadgarstku zegarek, aby skontrolować godzinę. Miała jeszcze chwilę do umówionej wizyty, ponieważ na te zwykle przychodziła przed czasem. Nie lubiła się spóźniać, bo nie lubiła też, kiedy ktoś nie szanował jej czasu. Donośne piknięcie oznajmiło, że winda znalazła się już na jej piętrze, a chwilę później otworzyły się przed nią drzwi. Weszła do środka i kątem oka zerknęła na dziewczynę, która znajdowała się już w środku. Wcisnęła guzik z odpowiednim piętrem i oparła się o ścianę, mimowolnie zastanawiając się nad tym, jakie wieści dziś przekaże jej lekarz. Z zamyślenia wyrwał ją jednak gwałtowny hamulec i ciemność, która nagle zapanowała w windzie. - Cholera - zaklęła pod nosem i rozejrzała się dookoła, nie mając pojęcia co tak właściwie się stało. Stanęły, ale drzwi nie otworzyły się przed nimi. I jak niby miała polubić szpitale?

primrose ellerby
powitalny kokos
Magda
projektantka wnętrz — ellerby design
28 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
otwiera się na nowe życie bez raka i daire'a
  • 03.
W przypadku Primrose, to ona od lat była stałą bywalczynią szpitala. Od kilku dlatego, że po prostu chciała. I choć szczerze nienawidziła tego miejsca, to ostatnimi czasy dostawała tutaj wyłącznie same dobre wieści. Rak, który dokuczał jej ponad dziesięć lat temu wycofał się, a późniejszy przeszczep płuc przyjął się tak dobrze, że po tak długim czasie nie musiała już tutaj przyjeżdżać. Ciężko było jednak przyznać, że od tamtego momentu swojego życia stała się odrobinę hipochondryczką i czasami zbyt bardzo uważała na swój stan zdrowia. Zwyczajnie bała się, że tamten etap jej życia może się powtórzyć. Czasami nawet z powodu zwykłego bólu ręki potrafiła odwiedzić rodzinnego lekarza i pewnie w przychodni w Lorne Bay stała się utrapieniem. Tyle, że dla kogoś, kto dość często skarżył się na podobne schorzenia z powodu niedotlenienia, teraz każdy, choćby najmniejszy ból wywoływał paniczny strach. Próbowała to opanować, ale bez potwierdzenia lekarza, że naprawdę nic jej nie dolega nie potrafiła wytrzymać.
Większość wczorajszego dnia spędziła na budowie. Teoretycznie miała tam tylko dopilnować, by wszystko szło tak, jak tego chciała. W praktyce, w którejś sekundzie dźwigała kolejne wiaderka farb, pudła z pochowanymi rzeczami właściciela i inne przeszkody, które stały na drodze ekipie remontowej. Dzisiejszego ranka dokuczały jej tak ogromne zakwasy, że normalny człowiek spędziłby ten czas w łóżku, być może z książką lub laptopem. Prim zdawała sobie sprawę, że to nic poważnego, po prostu przeciążyła organizm, ale z tyłu jej głowy już zaczęły pojawiać się myśli, że to coś innego. Coś znacznie gorszego. Zerwała się z łóżka, wzięła prysznic, ubrała się i pół godziny później była już w drodze do Cairns. Zadzwoniła do swojej lekarki, błagając, by wygospodarowała dla niej pięć minut. Na miejscu wsiadła do windy, która ruszyła z przyjemnym buczeniem na górę. Zatrzymała się na jednym z pięter, wsiadła kolejna osoba, a chwilę później mignęło światło i zgasło. W windzie zapanowała cisza przerwana na moment przekleństwem z ust towarzyszki. Primrose nic nie mówiła, w absolutnej ciszy czekając aż winda ruszy. Nic takiego się nie wydarzyło. – Nie, serio? Serio? SERIO? – wrzasnęła, waląc w drzwi pięścią. Ręka znów ją zabolała, więc cofnęła ją. Może to oduczyłoby jej niepotrzebnych wizyt w szpitalu? Spojrzała na towarzyszkę. – Odwiedzasz kogoś czy jesteś pacjentką? – zapytała, choć sama nie wiedziała po co, bo to przecież nie była informacja potrzebna jej w tej sytuacji, ale musiała zająć czymś głowę, zanim wpadnie w panikę.

Gypsy Farnham
ambitny krab
martyna
ghostwriter — ocean reeve publishing
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Pisze biografie i denne książki za celebrytów, a jej największym marzeniem jest wydać własny tomik poezji.
Od dawna wiedziała, że jej geny pociągały za sobą zwiększone ryzyko choroby, ale to nie znaczy, że raz po raz gnała do szpitala z zamiarem zrobienia kolejnych wyników. Nie, przez długi czas stroniła od nich, zwyczajnie obawiając się tego, co mogłyby pokazać. Nie była głupia, zdawała sobie sprawę z tego, że to właśnie profilaktyka mogła najlepiej przysłużyć się uratowaniu jej zdrowia, ale i tak jakieś dziwne obawy blokowały ją przed tym, by regularnie się badać. Decydowała się na to dopiero pod wpływem innych osób, a kiedy kilka miesięcy temu jej zdrowie zaczęło szwankować, jej partner w końcu przymusił ją do tego, aby wybrała się do lekarza. Diagnoza nie była dla niej zaskoczeniem, ale czy chciała podjąć się walki? Niekoniecznie. Tak naprawdę trochę się nawet poddała, a gdyby nie fakt, że miała wokół siebie wiele osób, dla których warto było żyć, prawdopodobnie całkiem zrezygnowałaby z leczenia. Udało się jednak – była tu nadal, choć nie zdusiła w sobie przeświadczenia o tym, iż po tym świecie chodziło najpewniej wiele osób, które zasługiwały na to serce bardziej. Dziwnie było żyć z poczuciem tego, że mogła odebrać komuś innemu szansę, ale obecnie starała się o tym nie myśleć. Chciała cieszyć się życiem, ale żeby to było możliwe, musiała trochę bardziej się postarać.
A później wydarzyło się to. Kolejna katastrofa w jej życiu, choć swoją miarą zdecydowanie nie dorównywała poprzednim. Sama też zamilkła na dłuższą chwilę, licząc chyba na to, że minie trochę czasu i drzwi magicznie się otworzą. Te nie niepokoiły jej tak mocno, jak brak światła, który ewidentnie zwiastował jakąś awarię. Takiej myśli nie chciała jednak do siebie dopuścić, ale od mimowolnego uciekania w tamtym kierunku wyrwało ją dopiero pytanie dziewczyny, która znajdowała się obok. - Jestem… To znaczy miałam być pacjentką. Jeśli zaraz nas stąd nie wypuszczą, nie jestem pewna czy zdążę - odruchowo zerknęła na zegarek, ale w panującym tu półmroku i tak nie była w stanie dostrzec wyraźnie wskazówek. Wypuściła głośniej powietrze, a później oderwała się od ściany, którą do tej pory podpierała i przystanęła przed panelem z guzikami. - To jakaś awaria? Nie piszą tu nic o tym, co mamy zrobić w jej przypadku? - zastanowiła się na głos, jednocześnie szukając wzrokiem jakiejś informacji. Nie chciała mówić tego na głos, ale bohaterom filmów w takich sytuacjach zawsze brakowało zasięgu w telefonie, więc niewykluczone, że i one zmuszone będą siedzieć tu do chwili, aż zasilanie zostanie przywrócone. Oby nie stało się to zbyt późno.

primrose ellerby
powitalny kokos
Magda
projektantka wnętrz — ellerby design
28 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
otwiera się na nowe życie bez raka i daire'a
Chyba spora liczba ludzi na tym świecie bała się robić profilaktyczne badania. Pewnie znaczniej części nie chciało się tego robić, a inni po prostu o tym zapominali, bo przecież póki czuli się dobrze, to czy mogłoby im coś doskwierać? Tak było w przypadku Primrose, która nie zdawała sobie sprawy, że w jej ciele zagnieżdża się potworny guz. Pamiętała dzień, kiedy poczuła potworny ból, a chwilę później nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. A potem wszystko działo się tak szybko. Szpital, badania, biopsje, planowane operacje, które się nie odbyły, operacje, które się odbyły, ale nie dały większej poprawy, chemia, naświetlanie. Nie mogła patrzeć na siebie w lustrze, schudła, jej twarz zapadła się, nie miała włosów. Z dnia na dzień poddawała się coraz bardziej aż do dnia, kiedy ktoś podarował jej drugą szansę – eksperymentalną terapię, która jej pomogła. Pomogła do tego stopnia, że przestano uważać ją za beznadziejny przypadek i podarowano płuco. Dlaczego teraz miałaby to spieprzyć, nie badając się? Nie chciała ponownie przechodzić tego samego. Ona i jej najbliżsi, którzy również byli w rozsypce. Naprawdę wolała żyć z mianem panikary, aniżeli odpuścić sobie życie. Kochała je i chciała żyć, pomimo obezwładniającego ją strachu. Jakaś głupia, zepsuta winda nie mogła jej tego spieprzyć. Primrose nie zgadzała się również na to, żeby zepsuła cokolwiek dziewczynie z windy. – Przyjmą cię, muszą – odpowiedziała po prostu, bo to nie była sytuacja, z powodu której należałoby przekładać wizytę. – Chyba, że to nic szczególnie poważnego? – spojrzała na dziewczynę pytająco. Nie wiedziała, czy jej przyjście tutaj było sprawą życia i śmierci, czy wizytą kontrolną jak w przypadku Prim. Podeszła do panelu, by przyjrzeć się przyciskom. Gdzieś musiał być dzwoneczek, który powinno kliknąć się w celu uzyskania pomocy. – Okej, tutaj, ktoś musi się odezwać – powiedziała. Może nacisnęła go o kilka razy za dużo, ale nikt nie raczył się odezwać, a to przecież był szpital. Serwis powinien być na miejscu, na wypadek, gdyby w środku utknął ciężko chory pacjent, prawda?

Gypsy Farnham
ambitny krab
martyna
ghostwriter — ocean reeve publishing
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Pisze biografie i denne książki za celebrytów, a jej największym marzeniem jest wydać własny tomik poezji.
Było wiele aspektów, których Gypsy nie brała pod uwagę, a przecież powinna. Miała zaledwie kilka lat, kiedy choroba odebrała jej matkę, ale z tą stratą nie pogodziła się nigdy. Jako jej córka miała mierzyć się z tym już zawsze, zatem jak nikt inny wiedziała, jak przegrana z chorobą smakuje dla kogoś, kto był takiej osobie bliski. Kiedy więc stroniła od tych badań, to nie o sobie powinna myśleć. Powinna była skupiać się na ojcu, który musiałby przechodzić przez to po raz kolejny, a także na Milo, z którym od pewnego czasu układała sobie życie. Rzecz w tym, że ludzie, w tym również Gypsy, mają tendencję do myślenia tylko o tym, co dobre jest dla nich samych. To własne samopoczucie przedłożyła ponad to, co mogłyby poczuć bliskie jej osoby i bardzo długo zwlekała z pierwszymi badaniami. Może gdyby udała się do lekarza odpowiednio wcześnie, oszczędziłaby im tego stresu? Może wówczas przeszczep nie byłby konieczny, a choroba odeszłaby szybciej? Może. Jakie to tak właściwie miało znaczenie, skoro teraz była tutaj zdrowa? A przynajmniej tak jej się wydawało.
Miała ochotę się rozpłakać. Nigdy dotąd nie czuła takiej bezradności, no może poza tą jedną sytuacją, kiedy była chora, a jej los wcale nie zależał od niej. Jak widać, w szpitalu wszystko sprowadza się do choroby – nawet w tej cholernej windzie nie mogła o tym zapomnieć. - To tylko kontrola. Albo aż kontrola. Sama nie wiem - przyznała całkiem szczerze, nigdy nie potrafiła określić, jak tak naprawdę się względem tego czuła. Przez pewien czas miała wrażenie, jakby własna choroba była jej całkowicie obojętna. Zastanawiała się wówczas, czy to w niej tkwił problem, czy był to po prostu moment, przez który każdy czasami przechodził. - Nie chcę zabijać twojego entuzjazmu, ale… Myślisz, że to działa? Nie ma prądu - zauważyła mało optymistycznie. Jaki sens miał w ogóle taki przycisk, skoro nie był w stanie odpowiednio się sprawdzić? - Nie ma tam jakiegoś numeru? - zapytała, po czym na ślepo zaczęła grzebać we własnej torebce, aby wyciągnąć z niej telefon. Udało jej się to prędko, ale tak, jak się spodziewała, zdawało się to być na nic. - Nic z tego - mruknęła, spoglądając na miejsce, w którym znajdować powinny się kreseczki świadczące o zasięgu. Nie było go. Ten cholerny blaszak całkowicie blokował sygnał.

primrose ellerby
powitalny kokos
Magda
projektantka wnętrz — ellerby design
28 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
otwiera się na nowe życie bez raka i daire'a
Tak naprawdę nic nie jest czarno-białe i to co rzeczywiście powinniśmy zrobić wcale nie oznacza, że jest dla nas dobre. Może logika podpowiada nam, że niektóre sprawy właśnie tak powinny wyglądać, ale w praktyce liczyliśmy się z naszym stanem psychicznym, co nie oznaczało również, że byliśmy egoistami. Dominujący strach mógł przekreślić wszystko. Pytanie tylko, czego boimy się bardziej? Samej myśli, że możemy być narażeni na chorobę czy prawdziwej świadomości, że choroba już w nas istnieje popartej badaniami? Tak naprawdę nie wiadomo, co było gorsze i nie było sensu oceniać Gypsy. Tym bardziej, że to wszystko mogło również spotkać osobę, która wcale nie była genetycznie obciążona lub odwrotnie. Najtrudniejsze i tak już ją spotkało – śmierć matki.
Ale chyba tak naprawdę niemożliwe było wyeliminowanie stresu z naszego życia. Dziewczyny mogły przekonać się o tym na własnej skórze. Przybyły do szpitala w ważnym celu, który miał zostać zniszczony przez jedną głupią windę. Primrose była naprawdę mocno wkurzona. Westchnęła cicho, bo miała podobne podejście. Nie wiedziała jak powinna to wszystko przedstawiać, bo sytuacja z rakiem była naprawdę cholernie dramatyczna, zwłaszcza dla niej, a teraz nie miała pojęcia, jak do tego podchodzić. Bagatelizować to, machać ręką, skoro od lat nic się nie działo? – W takim razie, po co ten guzik? – zapytała. Nie miał on żadnego sensu w takich sytuacjach. Walnęła kilka razy w drzwi, licząc, że ktoś ich usłyszy. Była pewna, że ktoś, ktokolwiek musiał zorientować się, że są tutaj uwięzione. To był szpital, winda była używana niemalże bez przerwy, ale nikt nie mógł nic zrobić, skoro nie było prądu. Poza użyciem łomu. Czy ktoś za tymi drzwiami mógł na to wpaść? – Jest – powiedziała, próbując odczytać niewielkie literki. – Nie ma zasięgu? – zgadła. Chyba nie było sensu walić, przemęczać się, tym bardziej, że ręce po wczorajszym wysiłku naprawdę ją bolały. Usiadła w końcu na podłodze, plecami opierając się o ścianę. – Musimy poczekać. Mam nadzieję, że nie masz klaustrofobii? – zapytała, uśmiechając się do swojej towarzyszki, bo chyba nie miały innego wyjścia jak po prostu wziąć to na spokój. Nerwy w tej sytuacji były zupełnie pozbawione sensu, skoro nie miały wpływu na to, co ma się stać.

Gypsy Farnham
ambitny krab
martyna
ghostwriter — ocean reeve publishing
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Pisze biografie i denne książki za celebrytów, a jej największym marzeniem jest wydać własny tomik poezji.
Należała do grona tych osób, które nie potrafiły nie spojrzeć na siebie krytycznie. Odkąd była małą dziewczynką, zawsze wydawało jej się, że robiła niedostatecznie dużo, a w efekcie też niedostatecznie dobrze. Jej samoocena nie była straszliwie wysoka, a wszystko przez to, że w ciągu swego niespełna trzydziestoletniego życia wiele razy spotkała się już z odrzuceniem. Co ciekawe, to wcale nie to, które dotyczyło relacji międzyludzkich, bolało ją najbardziej. Najsilniej doskwierały jej sytuacje, kiedy to jej twórczość nie zyskała należytego jej uznania. Przez to Farnham wątpiła czasami czy to, co robiła, ma w ogóle jakiś sens. Czy cokolwiek w życiu go posiadało? I czy choć jedna osoba znała na to pytanie odpowiedź?
Dzisiejsza sytuacja po raz kolejny udowadniała, jak bardzo pozbawione sensu były ich realia. Utknęły w szpitalnej windzie, nie tylko pozbawione prądu, ale też zupełnie odcięte od świata zewnętrznego. Co więcej, jedyny ratunek w ogóle się nie sprawdzał. Kiedy dotarło do niej, jak beznadziejna była ich sytuacja, prychnęła pod nosem. Miała ochotę roześmiać się albo rozpłakać z bezradności. - To pewnie jakiś psychologiczny zabieg. No wiesz, dla wszystkich tych osób, które boją się korzystać z windy, bo przeraża je perspektywa utknięcia tutaj. Taki guzik ma pewnie dać im sztuczne poczucie bezpieczeństwa. Szkoda tylko, że teraz to w ogóle nie działa - wyraziła swoją opinię, jednocześnie kręcąc głową nad ironią sytuacji. Gdy zdała sobie sprawę z tego, że ich ostatnia deska ratunku, jaką miał być numer telefonu zamieszczony na panelu z guzikami, nie miała pomóc, ponownie oparła się plecami o ścianę i tym razem osunęła się po niej, aby chwilę później usiąść na podłodze. Jeśli miały spędzić tu więcej czasu – a to przecież mogły być godziny, nie było sensu, aby dalej tu sterczała. - Zgaduję, że zaraz się przekonamy - odparła, teraz już starając się żartować. Na szczęście małych pomieszczeń się nie obawiała. Jedyne, co jej przeszkadzało, to fakt, że kolejne dni może spędzić w niewiedzy na temat tego, co lekarz chciał jej dziś powiedzieć. - Myślisz, że jak prędko się nami przejmą? W ogóle ktoś zwróci na to uwagę, czy całkiem pochłoną ich niedziałające respiratory? - zapytała pół żartem, pół serio. Sprzęt medyczny musiał mieć dostęp do jakiegoś awaryjnego zasilania, ale na tym nie znała się kompletnie, dlatego nie mogła mieć gwarancji, że kiedy ona sobie z tego żartowała, lekarze nie próbowali właśnie ratować jakiegoś życia.

primrose ellerby
powitalny kokos
Magda
projektantka wnętrz — ellerby design
28 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
otwiera się na nowe życie bez raka i daire'a
Wszystko zależało od sfery życia Primrose, ale w pracy rzeczywiście była wobec siebie krytyczna. Czasami nawet bardzo, kiedy wyrzucała projekty, które być może nie były złe, może po prostu do doszlifowania. Nie potrafiła wytłumaczyć samej sobie, że to odpowiedni czas, by odpuścić. W życiu było inaczej. Ostatnio. Bo ostatnio pozwalała sobie na więcej, chciała przygód, chciała diabełka na ramieniu, który kusiłby ją, podpowiadał, co powinna zrobić, żeby dobrze się bawić. Chciała wyzbyć się tej ostrożności, ciągłych myśli, że nie wolno jej ryzykować. Bo na drugim ramieniu siedziała jej mama, żaden anioł, po prostu osoba, która cholernie się o nią martwiła. Bez przerwy powtarzała, że musi na siebie uważać, uważać, uważać. Teraz czasami nie uważała. Wypijała odrobinę alkoholu za dużo i kiedy rano budziła się z kacem, uśmiechała się idiotycznie na myśl, że nie wie jak trafiła do domu. Jeszcze bardziej podobało jej się, kiedy leżał obok niej mężczyzna, a ona już nie zastanawiała się czy zauważył bliznę na jej klatce piersiowej, która jeszcze jakiś czas temu była dla niej utrapieniem. Różniła się z Gypsy tym, że dla niej dopiero teraz wszystko zaczęła nabierać sensu, ba, zaczęło nabierać jakichś barw. Szpitalna biel zamieniała się we wszystkie kolory tęczy.
Wzruszyła ramionami, bo naprawdę nie znała idei tego przycisku i nawet nie wiedziała, co miałaby odpowiedzieć swojej towarzyszce. – Chyba masz rację. Wcale nie czuję się przez to lepiej. Czuję się okej, bo przynajmniej jesteśmy w szpitalu. Tutaj winda praktycznie zatrzymuje się tylko na chwilę. Działają respiratory, musieli dość szybko zorientować się, że nie ma prądu. Pewnie uruchomili już jakieś zastępcze generatory. Obstawiam, że niedługo ktoś nas uratuje – wypowiedziała na głos swoje myśli, które wydawały jej się pocieszające. – Gorzej byłoby jakbyśmy utknęły w jakimś wieżowcu, nie wiem, firmie, po czwartej, kiedy nikogo już w niej nie ma – wyszczerzyła się od ucha do ucha. Tak, Primrose szukała jakiegoś światełka, które uświadomiłoby jej i dziewczynie obok, że naprawdę nie są w aż tak złej sytuacji. – Jestem Prim – wyciągnęła dłoń w kierunku brunetki. – Właściwie nie wiem, po jaką cholerę tutaj przyszłam i ta winda uświadomiła mi, że to była totalna głupota – przyznała. Nic jej nie dolegało, poza dzisiejszym dniem ostatnio czuła się naprawdę świetnie, więc dlaczego ciągle to sobie robiła?

Gypsy Farnham
ambitny krab
martyna
ghostwriter — ocean reeve publishing
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Pisze biografie i denne książki za celebrytów, a jej największym marzeniem jest wydać własny tomik poezji.
Prawdopodobnie potrzebowała czasu, aby na nowo rozwinąć skrzydła i zacząć w pełni cieszyć się życiem, które odzyskała. Tak przynajmniej jej się wydawało, ale warto wspomnieć, że nie brała pod uwagę tego, że ten zastój wcale nie musiał być efektem choroby. To ona sprawiła, że ze wszystkim przystopowała, ale to nie choroba była tym, co odebrało jej szczęście. Farnham tak naprawdę nigdy go nie posiadała, ponieważ nie miała szansy spełnić się we własnych pasjach. Lata temu posiadała jeszcze marzenia – potrafiła pisać o tym, co było dla niej ważne, a pochwały ze strony osób, które pomagały jej szlifować własne zdolności, pozwalały jej uwierzyć, że była całkiem dobra. Dopiero pracownicy wydawnictw wylali na jej głowę wiadro zimnej wody i zamiast kontraktu, który opiewałby na wszystko, o czym w danym momencie zapragnęłaby pisać, otrzymała taki, który nie pomógł jej rozsławić własnego nazwiska. Nie pozwalano jej rozkwitnąć, a ona zgodziła się na to, ponieważ w ten sposób zyskiwała przynajmniej imitację tego, co mogłaby mieć, gdyby jej się udało. Czy to jednak dawało jej jakąkolwiek satysfakcję? Nie. Sprawiało tylko, że jeszcze bardziej się dusiła.
Teraz i ona zauważyła w ich usposobieniu pewną różnicę. Choć obie znajdowały się w potrzasku – utknęły bowiem w windzie, w dodatku w tak mało przyjemnym miejscu, jakim był szpital, jej towarzyszka i tak potrafiła znaleźć w tym jakiś pozytyw. Dla niej szklanka była do połowy pełna, a Gypsy, cóż, od pewnego czasu otaczał ją głównie pesymizm. Nie oznacza to jednak, że zamierzała negować to, co Primrose przed chwilą jej powiedziała. - Gypsy - odparła, po czym uścisnęła delikatną dłoń. Chwilę później omiotła ją spojrzeniem, a zaraz też zaśmiała się pod nosem. - Może to jakiś nowy rodzaj terapii? Mam wrażenie, że po takiej przygodzie każdy momentalnie by wyzdrowiał - dodała w nawiązaniu do jej słów. Sama była tutaj raczej z konieczności – naprawdę nie lubiła szpitali i gdyby tylko dostała zielone światło w kwestii tego, że nie musiała przychodzić już na kontrole, dobrowolnie by się tutaj nie stawiła. Nie czuła potrzeby, aby aż tak nadmiernie dbać o własne zdrowie. - Byłam pewna, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach - przyznała. Była to jedna z tych sytuacji, które widywało się na ekranie, w prawdziwym życiu słyszało się czasami, a przez to towarzyszyło jej przeświadczenie, że jej samej nie spotka to nigdy. Niczego najwyraźniej nie można być pewnym. - Chyba zacznę doceniać schody - a warto wspomnieć, że z reguły wcale od nich nie stroniła. Dopiero od niedawna, po przeszczepie, starała się redukować wszelki wysiłek. I czy jej się to opłaciło? Ani trochę. Dobrze chociaż, że nie utknęła tutaj sama.

primrose ellerby
powitalny kokos
Magda
projektantka wnętrz — ellerby design
28 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
otwiera się na nowe życie bez raka i daire'a
Walka i nie poddawanie się były oklepanymi frazesami. Prim nie miała pojęcia, co mogłaby poradzić Gypsy w jej sytuacji, bo co zrobiłaby sama, gdyby nie wyszło jej w architekturze? Prawdopodobnie rzuciłaby to w cholerę i zajęła się czymś innym. Nie wiedziała, czym, ale na pewno szukałaby swojej drogi usilnie. Ale co, jeśli Gypsy nie chciała się przebranżowić? Może po prostu musiała poprosić o pomoc? Czy w jej otoczeniu naprawdę nie było nikogo, kto mógłby wyciągnąć w jej kierunku pomocną dłoń? To było zdecydowanie najtrudniejsze, bo nasze życie i plany przestaną zależeć wyłącznie od nas, ale Prim wiedziała, że gdyby nie jej doświadczenie w obcej firmie, nie dałaby rady stworzyć własnej marki. Gdyby nie zupełnie obcy ludzie, którzy wiele ją nauczyli, nie stałaby w tym miejscu. Poza tym, sama również dobiegała trzydziestki, a dopiero raczkowała w różnych sprawach. Chyba właśnie takie było życie – rzucało nam kłody pod nogi, zmuszało do uczenia się wszystkiego od nowa i od podstaw, każdej drobnostki. Ale czy naprawdę było takie złe? Chyba nie, po prostu trzeba stawić mu czoła. Nie ma innego wyjścia. Bo te oklepane frazesy są jednak ważne i mówią jakąś prawdę – nie można się poddawać.
Zaśmiała się. Primrose czuła się już całkowicie zdrowa. Nawet ból ręki aż tak bardzo jej nie dokuczał. Po prostu zajęła myśli czymś zupełnie innym i gdyby zrobiła to już w domu, zamiast szukać sobie kolejnego problemu, prawdopodobnie nie znalazłaby się tutaj. Westchnęła ciężko, bo wiedziała, że tak z dnia na dzień jej fobia związana z chorobą nie minie. I chyba czekała ją prawdziwa terapia. – To tylko rzecz, psuje się jak każda inna. Znalazłyśmy się w złym miejscu, w złym czasie i tyle. Obok jest druga, założę się, że w tamtej też ktoś siedzi – zamyśliła się. Ale sprawdzanie tego nie miało sensu. Tak samo jak uderzanie w te cholerne drzwi. Musiały być cierpliwe. Wiadomo, że w takich sytuacjach cierpliwość była na wagę złota, tym bardziej, że każda z nich miała wizytę umówioną z lekarzem, ale nie miały innego wyjścia. – Ja też powinnam, ale czuję przed nimi jakiś irracjonalny lęk. Zadyszka, te sprawy. Miałam przeszczep płuca, wcześniej guza i zbyt często brakowało mi powietrza – nie wiedziała, dlaczego tak bardzo otwiera się przed zupełnie obcą osobą, ale tak naprawdę czy miała jakiś powód, żeby to ukrywać? Były w szpitalu, a Gypsy już przyznała, że jest pacjentką, więc jej również coś doskwierało, prawda?

Gypsy Farnham
ambitny krab
martyna
ghostwriter — ocean reeve publishing
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Pisze biografie i denne książki za celebrytów, a jej największym marzeniem jest wydać własny tomik poezji.
Nie miała pojęcia, co zrobić. Znajdowała się w tym punkcie swojego życia, gdzie jeszcze ciężko było jej zaakceptować to, że nie wszystko miało poukładać się po jej myśli. W młodości miała przecież marzenia. Łudziła się, że kiedyś ktoś doceni jej twórczość, a wówczas czeka ją prawdziwa kariera. Jak często bywa, życie wszystko zweryfikowało, a obecnie Farnham mogła poszczycić się wyłącznie podrzędnymi powiastkami, na których okładkach wcale nie widniało jej imię, a także rzekomymi autobiografiami różnych pseudocelebrytów. Nie był to szczyt jej marzeń, ale jednocześnie była to namiastka tego, czego lata temu pragnęła. Obecnie obawiała się z tego zrezygnować, ponieważ myślała, że to będzie oznaczało koniec. Wydawało jej się, że jeśli to rzuci, wówczas już nigdy nie będzie mogła poświęcić się pisaniu tak, jak chciała. Trzymała się resztki nadziei, którą jeszcze posiadała.
Pokiwała lekko głową. To prawda, winda była tylko kolejnym urządzeniem, a te wbrew pozorom bardzo często zawodziły. Z nimi jednak ma się do czynienia na tyle rzadko, iż utknięcie w niej wydaje się bardzo nieprawdopodobne z punktu widzenia kogoś takiego, jak Gypsy. Nie drążyła zatem tego tematu, a chwilę później jej uwaga i tak spoczęła już na czymś innym. Uniosła jedną brew ku górze i uważniej zlustrowała twarz dziewczyny spojrzeniem. Jak to się stało, że utknęła tutaj akurat z kimś, kto dzielił podobne doświadczenia? - Dawno? - zapytała, po czym nerwowo oblizała dolną wargę. Dopiero po chwili zreflektowała się, że mogła zabrzmieć jak ktoś naprawdę ciekawski, dlatego poczuła potrzebę wyjaśnienia Primrose własnej ciekawości. Nim cokolwiek powiedziała, wypuściła głośniej powietrze. Nie lubiła poruszać tego tematu. - Trzy miesiące temu miałam przeszczep serca - dodała, po czym wygięła usta w łagodnym, ale ciut niemrawym uśmiechu. O chorobach nigdy nie rozmawiało się łatwo, ale to może dlatego, że większość ludzi, z którymi o nich rozmawiała, nie doświadczyła poważniejszych? Teraz miała przed sobą kogoś, kto wiedział, jak się czuła. Powinno być łatwiej. - Dlatego jeszcze latam do tego szpitala jak wariatka. Non stop każą mi robić jakieś wyniki, byle tylko nie okazało się, że coś poszło nie tak. Podobno ryzyko już jest niewielkie, ale… - wzruszyła ramionami, nie kończąc. Sama tego doświadczyła, zatem powinna wiedzieć, jak mają się sprawy. Osoby z przeszczepem tak naprawdę nigdy nie uwalniają się od szpitali. Gypsy miała tego świadomość i na samą myśl coś skręcało ją od środka.

primrose ellerby
powitalny kokos
Magda
projektantka wnętrz — ellerby design
28 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
otwiera się na nowe życie bez raka i daire'a
Tak naprawdę chyba na świecie nie ma osoby, która zaakceptowałaby, że coś idzie nie tak. Tego zwyczajnie nie da się zrobić, po prostu trzeba walczyć, żeby to zmienić ale na pewno nie poddawać się i czekać na to, że samo się coś zrobi. Owszem, czasami przerwa była dobra, zebranie myśli, uspokojenie się, zorganizowanie jakiegoś planu, ale w końcu trzeba było ruszyć naprzód, a tkwienie w takim pół-życiu nie mogło dać satysfakcji. Na szczęście, każda z dziewczyn była młoda, obie miały jeszcze przed sobą masę czasu. Primrose miała to szczęście, że wpadła na to, co chciałaby w życiu robić i robiła to. Tyle, że decyzja o wyborze architektury była spontaniczna, nie miała zbyt wiele wspólnego z planami, które kiedyś Prim sobie założyła. Choroba zweryfikowała wszystko, aż w końcu wymusiła na Ellerby szybką decyzję, jeśli w tamtym czasie chciała iść do collage’u. Zrobiła wszystko, żeby jej się to udało, a teraz z radością rozwijała swoją karierę.
Skinęła głową. – Dawno, ale ja nadal żyję przeszłością. No wiesz, jak coś mnie zaboli, to od razu myślę, że rak powrócił – wyjaśniła. Teraz potrafiła już o tym mówić, ale kiedyś guz był dla niej tematem tabu. Bała się wymówić to słowo. Teraz jasno o tym rozmawiała, ale nadal odczuwała strach, jakby miał nigdy nie zniknąć. Nie wiedziała czy kiedykolwiek jej się to uda, ale liczyła, że tak. Liczyła też, że przygoda z windą pozwoli jej odsunąć od siebie ten strach na trochę dłużej niż pięć minut. – O, jesteśmy szpitalnymi siostrami – zażartowała. – To oznacza, że powinnaś tu być. To znaczy, nadal sprawdzać swój stan zdrowia – odpowiedziała. Nie czuła się zaatakowana ciekawością Gypsy. Jeśli rozmawiała z kimś, kto również wiedział, że choroba to najcięższe, co może człowieka spotkać, to tym bardziej jej to nie przeszkadzało. Bo Gypsy nie patrzyła na nią z litością, nie próbowała jakoś załagodzić sytuacji. Po prostu rozmawiały o swoich przeżyciach. – Dbają o ciebie. Wiem, że to się robi męczące, ale tak jest naprawdę lepiej – wiedziała, że nie musi jej tego tłumaczyć, ale wolała powiedzieć to na głos. Spełniła jakiś obywatelski obowiązek. – Ja czekałam sześć lat na przeszczep, ciągle coś było nie tak. Eksperymentalne terapie, aż w końcu guz przestał się powiększać, było mniejsze ryzyko, że nie będzie przerzutów, więc przestałam być beznadziejnym przypadkiem. Dlatego od ośmiu lat cieszę się nowym płucem – i dlatego naprawdę nie powinno jej tu być. Siedziały jeszcze jakiś czas. Primrose nie miała pojęcia jak długo, ale w końcu winda ruszyła, zatrzymała się na odpowiednim piętrze, a drzwi się otworzyły. Wysiadła z niej, życzyła nowej znajomej dobrych wyników i dużo cierpliwości, a potem opuściła szpital, bo ile można wmawiać sobie coś, czego przecież już nie ma.

[zt]

Gypsy Farnham
ambitny krab
martyna
ODPOWIEDZ