przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
#1

- To na pewno tutaj? - Jarrah, któremu wypadło dzisiaj towarzyszyć ciotce, zmarszczył brwi, dostrzegając sfatygowany szyld motelu. Chłopak miał zaledwie dwadzieścia lat i tyle wystarczało, aby powoli wkręcać go w drobne prace, za które dostawał kasę. Nadawał się również na odgrywanie roli typowego karka, z racji swojego wysokiego wzrostu i krzepy, czego raczej nie odziedziczył po rodzinie ze strony ojca; od nich otrzymał zaledwie imię po dziadku, co to biegał po rezerwacie.
Jarrah sam zgłosił się na ochotnika, jako osoba towarzysząca, przy spotkaniu z potencjalnym zleceniodawcą. Jego ojciec nie miał nic przeciwko. Sam był niewiele starszy, gdy urodziło mu się pierwsze dziecko.
Może rozchodziło się tylko o bardzo wyzywający projekt łódki…
- Wybacz, że zniszczę twoje wyobrażenia, ale to właśnie w takich miejscach prowadzone są interesy.
Interesy i interesy, ale o tym drugim nie musiała mówić.
Powoli otworzyła drzwi samochodu, mrużąc oczy pod wpływem nikłych promieni słońca, przebijających się przez warstwę chmur. W takich dniach lubiła zaszyć się gdzieś w warsztacie i podłubać w drewnie. Nigdzie nie musiała się spieszyć, z nikim użerać.
Odkąd zjawiła się w Lorne Bay, była bardziej zmęczona, niż zwykle. Nie ma co się dziwić. Przeżyła podróż z Europy, w ciasnej, niewielkiej przestrzeni samolotu transportowego, byle jak najszybciej uciec od ewentualnego ogona, nasłanego przez cholernego Vasilija. Ze swoich przeżyć zdążyła się wygadać najstarszemu kuzynowi, czego trochę pożałowała, bo dostała przez to nieznośnej migreny. Zmęczenie, będące skutkiem stresujących dni w Europie, z pewnością stało za zwidami, których niedawno doświadczyła. To niemożliwe, aby po osiemnastu latach natknęła się na osobę, związaną z czasami więziennymi. Z tego co się orientowała, większość jej niegdysiejszych współosadzonych, trafiła z powrotem za kratki, albo na cmentarz. Tą konkretną widziałaby jednak w bardziej optymistycznych barwach. Inteligentni ludzie potrafili sobie jakoś poradzić w życiu.
- Widzisz stąd numer dwadzieścia-jeden?
Jarrah pokręcił głową. Pozostał im krótki spacer, połączony z poszukiwaniem odpowiedniego pokoju.
Motel może i nie przypominał tych, przewijających się w amerykańskich filmach i serialach, ale zdecydowanie posiadał klimat społecznych nizin, obfitujący w narkotyki, prostytucję i przestępstwa. Powinna się czuć prawie jak w domu, czyż nie?
Zamknąwszy drzwi od samochodu, nacisnęła na mały guzik przy pilocie. W takich miejscach, prawdopodobieństwo włamania do samochodu było zdecydowanie większe.
Schowała dłonie do kieszeni wytartych, ciemnych dżinsów, mijając razem z Jarrah budkę recepcjonistki. Kobiecina łypnęła w ich stronę zaledwie na chwilę, co przypominało bardziej grymas zdegustowania. Halo, przecież to tylko jej bratanek! W Lorne Bay słyszała dużo opinii na swój temat i zdecydowanie nie potrzebowała kolejnej, tym razem plotki o jakimś rzekomym romansie wewnątrzrodzinnym.
No jasne, bo w jakich innych sprawach przyjeżdżało się do tego typu przybytków? Uciechy w sypialni, albo wspólne wciąganie białego proszku, tudzież wkłuwanie innych substancji wystrzałowych.
Jedyne, czym się teraz przejmowała, to odnalezieniem tajemniczego gościa o bardzo ciekawym pseudonimie. Świstak nie podał zbyt wielu szczegółów na swój temat. Wskazał numer 21 w tym konkretnym hotelu, aby dogadać pewne zlecenie. Powołał się na znajomość z Leah, jej pierwszą przemytniczą wspólniczką, prowadzącą aktualnie szalone życie u boku narkotykowego bossa, albo innego gangusa.
I tyle. Nic więcej. Żadnego rysopisu czy choćby napomknięcia Świstaka poznasz po zębach czy tam ubytkach. Val musiała się zdać na własne przeczucia, co by nie wpakować siebie i bratanka w kłopoty. Przynajmniej miała pretekst, aby się pilnować.
Delikatnie przygryzała dolną wargę w czasie wolnego spaceru, zerkając przelotnie na mijane po drodze numerki. Zza niektórych drzwi słychać było głośne rozmowy, albo dźwięk z telewizora. Poza tym, wszystko wydawało się spokojne i ciche. Może aż za ciche, przez co dwudziestoletni kompan Val postanowił przypomnieć o swojej osobie.
- Wziąłem ze sobą gnata.
- Nie musisz mówić o tym na głos, Jarrah - wymamrotała cicho, wreszcie zatrzymując się przed właściwymi, obdrapanymi drzwiami, opatrzonymi numerem dwadzieścia-jeden. Zapukała trzykrotnie w drewnianą powierzchnię, oczekując na tymczasowego gospodarza czy też odrobinę nieprzyjemne, rzucone na głos zaproszenie.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
W oczach Terrell Lorne Bay jawiło się w ciemnych barwach. Zaskakujące jak odmiennie postrzegała miasteczko w porównaniu z turystami, których mijała w sklepie przy końcówce lata. Teraz było ich mniej, co zmniejszało kontrast między nią a resztą otoczenia. Dodatkowo pochmurna pogoda uprawniała ją do zarzucenia kaptura na głowę, dzięki czemu czuła się mniej rozpoznawalna przez i tak świadomych jej obecności mieszkańców. Od kiedy policja dowiedziała się o jej powrocie do miasteczka, było tylko coraz gorzej. Ludzie się dziwnie patrzyli, niektórzy zaczepiali, inni wyzywali a w kawiarni splunięto jej do zamówienia. Była też próba upokorzenia jej z pomocą kajdanek i bezczelnym zawiezieniu na komisariat, chociaż wina w stłuczce leżała po stronie drugiego kierowcy. Jednak pokaz sił musiał być. Policja się popisała i wcale nie była lepsza od klawiszy w poprawczaku lub tych w więzieniu. Nie byli lepsi od skazańców. Wszyscy działali podobnie.
Pokaz sił.
Z tą myślą, która wkradła się do jej umysłu wracała do motelu. Mocno trzymała reklamówkę z zakupami i nie patrzyła bezpośrednio przed siebie. Drogę znała na pamięć i jeszcze lepiej kojarzyła twarze stałych lub przejezdnych bywalców. To był najtańszy motel w okolicy. Bardziej przypominał melinę niż domek letniskowy, ale to Joan nie przeszkadzało. Dobrze czuła się w tym otoczeniu. Poznała je i – o ironio – czuła się bezpiecznie, chociaż wkurzyła się, że pokój obok był przeznaczony na schadzki głośnych seksualnych zarzynaczny.
Minęła osoby stojące pod dwudziestką jedynką i nie wychylając głowy spod kaptura zabrzęczała kluczami do pokoju numer dwadzieścia. W tym samym czasie usłyszała skrzypienie drzwi.
- Miałaś być sama – Świstak sapnął przeciągle z pogardą wzrokiem lustrując młodego chłopaczka. Wychylił się sprawdzając czy teren był czysty i zawiesił wzrok na niskiej istotce. Powinien ją przegonić, ale zamiast tego, kiedy Terrell wsunęła klucz do zamka usłyszała swoje imię.
- Joan – zaświergotał świstak i dosłownie zaświstał przez szparę między zębami.
- Cześć, Świstak. Pracowity dzień? – zagadnęła trochę od niechcenia, bo dziś niespecjalnie miała humor na użeranie się z pseudo adoratorem. Przekręciła zamek, ale on nie odpuszczał.
- Jeszcze jak. Może potem do mnie wpadniesz? Mam coś, co mogłoby ci się spodobać.
- Może twoi goście się skuszą? – Dopiero teraz zadarła głowę wychylając się spod kaptura i odwróciła ją w kierunku osób zgromadzonych przy progu pokoju. To miało być jedno krótkie spojrzenie. Rzut oka, delikatny uśmieszek i szybkie zniknięcie za drzwiami.
To miał być zwykły dzień a ta rozmowa na tyle prosta, żeby potem nie musiała wałkować w głowie jej przebiegu.
Wszystko rozmyło się, kiedy dostrzegła znajomą twarz. Chwilę zajęło jej nim skorygowała obraz o minione lata, zmiany na cerze i dodatkowe zmarszczki. W tej samej sekundzie nieświadomie upuściła klucze z dłoni. Nie zareagowała na to. Po prostu się gapiła. Coś z boku się poruszyło. Jarrah był na tyle grzeczny, że podniósł klucze i wyciągnął dłoń ku Terrell, ale ta tego nie dostrzegła. Widziała tylko ją.
- Ekhem, klucze. – Jarrah zabrzęczał zgubą i otrząsną Joan z zawieszenia.
- Dzięki. – Otumaniona oderwała wzrok od Prii, odebrała klucze i..
- Wchodzicie, czy nie? Nie mam czasu. – Świstak się zniecierpliwił, bo nie chciał tu żadnych obcych. Wolałby próbować swoich sił u Joan, nawet jeśli by nie podołał.
Terrell złapała za klamkę wciąż niepewnie spoglądając na Warren, aż wreszcie schowała się za drzwiami. Dosłownie zatrzasnęła je za sobą długo nie wierząc w to, kogo zobaczyła.
Przekręciła zamek, rzuciła reklamówkę na łóżko i podeszła do ściany sąsiadującej z pokojem obok. Zatrzymała się tuż przed nią i po chwili pokiwała głową. To było głupie. Nie będzie podsłuchiwać. Co ją to?
Poszła do łazienki, żeby opłukać twarz. Jak dobrze, że kupiła tańszą podróbkę Martini. Przyda jej się.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Jak mogła się spodziewać, za drzwiami numeru dwadzieścia-jeden, pojawił się lekko niemrawy, przysadzisty facet. Pseudonim wybrany nieprzypadkowo.
Uniosła jedną brew, widząc jak Świstak w bardzo perfidny sposób bada teren. Przez to wyglądał tylko bardziej podejrzanie. Robił w tej fusze niedawno, albo stosował jakieś przestarzałe metody, zgapione od gangsterów najniższego szczebla.
- Jego rodzice wyjechali na wakacje i nie miałam go z kim zostawić - jeszcze mogła sobie pozwolić na żarty zalatujące ironią, mając do czynienia z takim Świstakiem. Na początku swojej kariery często musiała pilnować własnych słów. Zwykle to na Leah spoczywało prowadzenie konwersacji i zawieranie umów. Val wkraczała w bardziej skomplikowanych momentach, kiedy nakreślenie mocnych argumentów skutecznie zamykało usta narwanego albo zbyt niepewnego gościa, ale skutkowało też zejściem z ceny usługi. Cóż, takich kobiet mężczyźni się obawiali.
Dyskretnie przewróciła oczami, gdy delikwent o ksywce gryzonia, postanowił zaczepić losową kobietę. Zawsze mógł to zrobić później, bez trzymania jej i Jarrah na zewnątrz. Mocno zacisnęła zęby, tłumiąc w środku chęć wepchnięcia Świstaka z powrotem do jego nory.
Po obróceniu głowy w stronę nieznajomej, momentalnie zamarła. Nagle cały plan pilnowania się, mocno się skomplikował.
Jak to w ogóle możliwe?
Wariowała.
Widziała ją kilka dni temu i teraz znowu. Tym razem stała zdecydowanie bliżej i nie wiedziała nawet, co powinna zrobić. Musiała cokolwiek robić? Toczyła wewnętrzną bitwę z samą sobą, niezłomnie wpatrując się w osobę, którą ostatni raz widziała osiemnaście lat temu. Nagle poczuła mocny przypływ emocji, który musiała szczelnie w sobie zamknąć. Nie lubiła tego. Niepewność, wymieszana z resztkami tęsknoty wyraźnie odbijała się w tęczówkach. Była gotowa na najróżniejsze scenariusze spotkania… za wyjątkiem tego, kompletnie niespodziewanego.
Musiała iść.
- Przesuń się - prawie weszła na Świstaka, przeciskając się tuż obok niego przez uchylone drzwi. Postąpiła lekkomyślnie, pakując się tak po prostu do zatęchłego pokoju, ale nie myślała w tej chwili trzeźwo. Wciąż widziała przed sobą twarz Joan. Nawet się nie poruszyła. Nic jej nawet nie powiedziała.
- Im szybciej przejdziemy do rzeczy, tym lepiej - Świstak z wyraźnym zadowoleniem zamknął drzwi, odcinając tym samym dostęp świeżego powietrza. W środku było mgliście, jakby ktoś non stop fajkę wodną. Zapach wilgoci mieszał się z ostrą wonią alkoholu i słodkiego tytoniu, na co Val nawet nie zwróciła uwagi.
Chciała mieć to już za sobą. Jak najszybciej.
- Może drinka? - barek, który wskazano ruchem dłoni, przypominał zaledwie lichą parodię, której przyjrzał się tylko Jarrah. Wystawione szklanki, posiadające liczne smugi od wycierania brudną ścierą, skutecznie zniechęcały do próbowania trunku.
- Obejdzie się - z nieobecnym spojrzeniem zajęła miejsce na drewnianym krześle, mając w nosie, czy kogoś podsiadła. Oprócz Świstaka, w pomieszczeniu był jeszcze jeden dryblas. Ogolony na łyso, ubrany od stóp do głów, w czerń. Siedział pod ścianą, na składanym krześle. W dłoni trzymał wężyk od shishy, a na nosie miał ciemne okulary, przez co ciężko było stwierdzić czy koleś śpi czy bacznie obserwuje otoczenie. Val dostrzegła go kątem oka, co było odruchem wyćwiczonym, jednak w myślach wciąż tkwiła gdzieś indziej.
- Twoja dawna przyjaciółka wspominała, że dobrze ci wychodzi przerzucanie różnych paczek z miejsca na miejsce
Wyrwana z zamyślenia Warren zmarszczyła brwi. Jaka przyjaciółka? Joa… nie, Leah. Jasne, że chodziło o Leah. Czemu Joan miałaby wiedzieć o jej przemytniczych sztuczkach? Albo w ogóle komukolwiek o niej mówić... Znały się przecież tylko rok. W perspektywie kilkunastu kolejnych lat, to nic znaczącego, prawda? Val wychodziła z innego założenia, które mocno w sobie ukryła i chroniła. Wystarczył zaledwie widok tej jednej, konkretnej osoby, aby wypracowane zabezpieczenia zaczęły szwankować.
- Potrzebuję pięciu skrzynek do przerzucenia. Ładunek, maksymalnie pięćset kilowy. Z pewnością masz swoje sposoby na takie towary… - Świstak gadał sobie pod nosem, sięgając po jakieś biedackie cygaro, które zostawił na brudnym stoliku nocnym.
Z tego wszystkiego, Val zapomniała wypowiedzieć formułki o nieprzewożeniu narkotyków, dzieci i zwierząt, co Jarrah od razu odnotował. Przycupnięty na skraju wielkiego łóżka, obserwował otoczenie, niepokojąc się nietypowym zachowaniem swojej ciotki.
- Kim jest ta pani, mieszkająca obok? - chłopak odezwał się w idealnym momencie ciszy, gdy Świstak zajął się pokracznym odpalaniem cygara.
Powinna uciszyć bratanka, ale jakaś część jej wewnętrznego, dawnego ja, chciało poznać powód, dla którego Joan wylądowała na starych śmieciach. Nie musiała tego robić. Powinna wręcz trzymać się z daleka od tych okolic, a jednak, była tutaj i jakby tego było mało, aktualnie dzieliła je tylko ściana. ściana.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Opierając się pośladkami o komodę patrzyła wprost na ścianę za łóżkiem. To właśnie za nią znajdował się pokój Świstaka. Ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i szklanką w jednej dłoni zastanawiała się, czy przypadkiem nie pomyliła osób. Minęło osiemnaście lat. Obie się zmieniły, więc może źle oceniła to co widziała? Może to wcale nie była Pria? Mało to razy słyszało się o sobowtórkach lub kimś bardzo podobnym? Istniała możliwość, że Joan natrafiła właśnie na kogoś takiego. Zważając jednak na fakt, że obie gapiły się na siebie jak kury na ziarno, to pomyłka była mało prawdopodobna.
Upiła łyk trunku i od razu się skrzywiła. Podróbka Martini była okropna. Smakowała jak cytrynowy płyn do mycia naczyń, ale przynajmniej miało alkohol. Na nic lepszego aktualnie nie było jej stać. Musiała trzymać pieniądze na ewentualny wylot z Australii, który przecież planowała od dawna. Jedyne co ją tutaj trzymało to cholerny dom, który nie chciał się sprzedać. Mogłaby powiedzieć, że brat również był powodem, ale od dawna się nie kontaktowali. Pisała do niego, ale na ostatnią wiadomość nie uzyskała odpowiedzi, więc może uznał, że nie warto. Wcale mu się nie dziwiła.
Kolejny łyk okropnego trunku przypomniał, że to nie brat zaprzątał jej głowę a osoba za ścianą. Co tutaj robiła? Czemu spotykała się ze Świstaniem i przede wszystkim, czy była gotowa znów się z nią spotkać?
Od kiedy Terrell wyszła z więzienia robiła rzeczy, do których wstydziłaby się przyznać. Wierzyła, że będzie inaczej. Że szybko ułoży sobie życie i co najważniejsze – wróci do brata. Stało się na opak i przez to było jej wstyd. Przeżyła, ale nie taką chciałaby się pokazać przy kolejnym spotkaniu Prii. Nie taką wersją siebie.. miała być lepsza i mogłaby kłamać. Mogłaby grać, jak to robiła przy innych byleby dostać to czego chciała, ale obawiała się, że przy Warren nie potrafiła kłamać.

- A co cię to, dzieciaku? – Świstak prychnął i przejął zapalniczkę od drugiego gościa, który bez słowa domyślił się, że tamten będzie jej potrzebować. Przysunął płomień do końcówki cygara, poczekał aż ten zacznie się zażyć i pociągnął dużego pucha od razu wypuszczając go z ust. – To moja koleżanka. Zadowolony? – Nie będzie mówił jakiemuś chłopaczkowi, kim była kobieta z pokoju obok. Nie przyszli tu poplotkować, chociaż sam wdał się w rozmowę z Joan, którą znał od paru miesięcy. Dokładnie od dnia, w którym przyjechała i zamieszkała w motelu. Przypadła mu do gustu i choć był parszywym draniem, to nigdy jej nic nie robił. Lubił ją podrywać i dostawać kosza. Była zadziorna i to mu się podobało, co jednak nie zmieniało faktu, że naga na jego łóżku podobałaby mu się bardziej.
- To jak? Jesteś w stanie to załatwić? – Wbił spojrzenie w Warren. – Hallo! Mówi się do ciebie. – Pstryknął palcami. – Co z nią? – od razu dodał patrząc na Jarraha. – Zrobicie to czy nie? Potrzebuje transportu na następny tydzień. – Już sam nie wiedział, z kim gadać, dlatego zawiesił wzrok na chłopaczku i czekał pykając cygaro na zamianę z popijaniem drinka.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Tylko zapytałem - Jarrah wzruszył ramionami z lekkim grymasem, bo nie lubił, jak ktoś sprowadzał go do parteru, przez nazywanie dzieciakiem. Potrafił o siebie zadbać, był odpowiedzialny i nadawał się do rzeczy, o których wcześniej rodzina mu nie mówiła. Znał swoją wartość, dlatego miał gdzieś zdanie dopiero co poznanego Świstaka. Sądząc po prezencji, ten koleś nie był dla nikogo wielkim autorytetem. Nic, czym warto się przejmować.
Pierdolisz farmazony. Nie jest żadną, twoją koleżanką!
Val prawie powiedziała te słowa na głos. Zacisnęła zęby jeszcze mocniej, niż poprzednim razem, tłumiąc przy okazji falę narastających emocji. Musiała pilnować swoich odruchów, szczególnie przy bratanku i potencjalnym zleceniodawcy. Potrzebowała kasy po tym, co Vasilij odwalił na Ukrainie. To cud, że udało jej się w miarę sprawnie wrócić do Australii. Z pięciomiesięcznym poślizgiem co prawda, ale w jednym kawałku.
Mogłaby wypytać Świstaka, co robiła Joan w tym miejscu, ale znając życie, ludzie w mieście od dawna o tym plotkowali. Wystarczyło nadstawić ucha w odpowiednim barze, albo na deptaku, a informacje same się zdobywały. Niektórzy (szczególnie starsi ludzie) wręcz uwielbiali plotkować, co stanowiło ich główną rozrywkę w ciągu dnia. To jednak wymagałoby większego nakładu czasu, z którym mogła mieć problem. Terrell była przecież tuż obok. Gdyby tylko chciała, bez trudu mogłaby podejść do sąsiednich drzwi i po prostu zapukać. Pytanie czy doczekałaby się otwarcia tych drzwi, albo jakiekolwiek odpowiedzi.
Myślała intensywnie, przerzucając w głowie kolejne, potencjalne scenariusze spotkania z Joan, będąc równocześnie świadomą zaczepek ze strony Świstaka. Boże, jaki ten lump był irytujący.
- Zrobimy - odpowiedziała w końcu, podążając wzrokiem za przymrużonym spojrzeniem mężczyzny. - Muszę tylko wiedzieć, co za towar masz do przerzucenia. Robię w tym biznesie od kilku ładnych lat i mam swoje zasady. Nie przewożę nic w ciemno.
Raz prawie się zgodziła na taki przekręt i przypłaciłaby to życiem. Mimo wszystko, jeszcze nie chciała umierać. Miała kilka spraw do załatwienia.
Świstak był prostakiem i takie osoby były w miarę bezpieczne do prowadzenia interesów. Nie mieli dostatecznej siły przebicia, aby się odgrażać, albo planować wielką zemstę, gdy coś pójdzie nie tak. Lepsze to, niż usługiwanie mafii czy handlarzom dziećmi. Tych ostatnich to już w ogóle, zepchnęłaby z samolotu, nad Oceanem Spokojnym.
- I… jak dużo o niej wiesz? - wyrzuciła z siebie wreszcie, starając się panować nad tonem. Zupełnie, jakby pytała o ciekawostki przyrodnicze.
- O Joan?
Nie mogła po sobie pokazać, że znały się bardzo dobrze, jeszcze osiemnaście lat temu. Kto wie, co Świstakowi przyszłoby do głowy, gdyby otrzymał takie informacje… zapewne zacząłby sobie żartować i rzucać dziwne teksty, za jakie dostałby gonga w twarz. To już prowadziłoby do mało ciekawej sytuacji, skutkującej brakiem dealu z przewozem pieprzonych, pięćsetkilowych skrzyń.
- Możemy się dogadać na zniżkę, o ile będziesz skłonny do rozmowy.
Jego decyzja. Jeśli zrezygnuje, Val i tak się wszystkiego dowie.
Jarrah, siedzący na skraju łóżka, w ciszy przypatrywał się dwóm stronom rozmowy. A więc jego przeczucia się sprawdziły – coś rzeczywiście musiało łączyć jego ciotkę z tą kobietą, mieszkającą obok.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Świstak rzucił okiem na swego kolegę, który pokiwał głową na znak, że taki układ był całkiem-całkiem. On sam nie widział w tym niczego złego, skoro miał zaoszczędzić, ale był ciekaw, skąd to niezdrowe zainteresowanie jego koleżanką. Będzie miał oko na tę całą sprawę.
- Trzydzieści procent. – Nie miał pewności, jak ważne to były informacje dla kobitki od przemytów, ale musiał spróbować. Był twardym zakładnikiem i zamierzał negocjować do samego końca obiecując sobie, że nie zejdzie poniżej piętnastu procent. To był jego główny cel, ale im wyższą stawkę podał na początku tym łatwiej będzie uzyskać to, o czym naprawdę myślał. A chciał tego. Im więcej kasy w kieszeni tym więcej uciech w jego rękach.
Wszystko zależało od tego jak będzie negocjować kobieta, z którą wreszcie doszedł do konsensusu.
- Ta fajna dupa zamieszkała tu parę miesięcy temu. Remontowała dom po suce, którą zabiła. Wiecie? Nie wiecie. Policja o tym gada. Ludzie też. Laska zabiła swoją matkę. Dobre co? – Uśmiechnął się parszywie z nutą uradowania, bo jarały go takie posrane akcje i laski. – Kiedy się o tym dowiedziałem zapytałem, po chuj tu przyjeżdżała. Wiecie, dopóki kręci się tu i w Shadow to jest bezpieczna, ale reszta jest gotowa powiesić na niej psy. No, ale powiedziała, że remontuje dom, sprzedaje i spada. – Machną ręką wskazując za siebie, co sugerowało podróż w siną dal. Nie ważne w jakim kierunku, ale na pewno nie do pokoju obok (tym po przeciwnej stronie), w którym spotykali się lokalni licealni ćpuni. – Tylko, że siedzi tu tyle czasu, bo sąsiedzi i policja odstraszają kupców. – Tyle zdołał się dowiedzieć z rozmów, a raczej zaczepek przed drzwiami do pokoju.
- Przyjechała z zachodu. – Nagle drugi facet, który siedział w zupełnej ciszy odezwał się wypełniają pomieszczenie irlandzkim akcentem.
- Właśnie. Z zachodniego wybrzeża. – Świstak znów przyłożyć wargi do cygara i dmuchnął tworząc kolejny kłąb dymu. Robiło się gęściej. – Jak na mój gust, to powinna tam zostać, ale chyba namieszała.. na pewno coś zrobiła, skoro przywiało ją aż tutaj. Do tej dziury z wieśniakami gotowymi wbić w nią widły. – Świstak nie był dżentelmenem, ale do najgłupszych też nie należał. Znał się na metaforach jak mało kto, chociaż większość z nich była obsceniczna.- To jak? Mamy deal? – Wystarczy tego gadania. Albo mają układ albo szuka kogoś innego i z kopa wyrzuca tę niedorzeczną parkę za drzwi.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Trzydzieści procent. Skubaniec wysoko cenił swoje informacje. Jeśli rzeczywiście okażą się przydatne, była gotowa na wprowadzenie zniżki. W tej chwili przemawiała przez nią dwudziestoczterolatka, świeżo wypuszczona z zakładu karnego. Wtedy miała w sobie tyle zapału, że byłaby gotowa wyjechać na zachód i szukać Joan w ciemno. Na ziemię sprowadziła ją sytuacja cioci Aubree, której nie mogła przecież zostawić samej sobie. Cała rodzina na nią liczyła. Była im to winna, choćby za te wszystkie paczki i pieniądze, wysyłane do więzienia.
Jak widać, Terrell doskonale poradziła sobie bez niej. Bo gdyby naprawdę potrzebowała pomocy, odszukałyby siebie nawzajem. Przynajmniej w to chciała wierzyć dwudziesto-paroletnia wersja panny Warren.
Już po pierwszym zdaniu wyświstanym przez faceta, uznała, że ta rozmowa powinna się odbyć bez obecności bratanka. Nie, żeby wciąż miała go za dzieciaka. Nie chciała mu dawać powodów do zastanawiania się, czemu matkobójczyni jest dla niej taka ważna. Nie lubiła tego określenia. Jak zwykle, nadawali je ludzie, co gówno wiedzieli, ale wypowiedzieć się musieli. W przeciwnym razie by pękli.
To była obrona konieczna.
Mocno przygryzła policzek od środka, zatrzymując słowa dla siebie. Świstak nie musiał tego wiedzieć. Jak się jednak okazywało, wiedział więcej, niż Warren była skłonna przypuszczać. Facet musiał spędzać w tym motelu kupę czasu, albo wręcz narzucał się swojej sąsiadce, bo nic innego nie miał do roboty.
Zaniepokoiła ją wzmianka o Shadow. Ten klub był jednym z najgorszych miejsc w Lorne. Przyciągał całą masę niezłych pojebów i randomowych jednostek, szukających przygód. Czasami zaglądała tam, gdy na już potrzebowała zlecenia, aczkolwiek jej ostatnia wizyta w przybytku zakończyła się niezbyt szczęśliwie. Dostała bana na wejście, po tym, jak roztrzaskała krzesełko barowe i zaatakowała gościa szklanką. Nic straconego. Jak się okazało, miała dojścia do innych zleceń, niekoniecznie tych, przekazywanych spod lady.
Poszczególne słowa Świstaka łączyły się w całość, pasowały do pewnych faktów, co brzmiało wiarygodnie. Cały ten wysiłek, wystawianie się na publiczny ostracyzm, tylko po to, aby sprzedać dom?
Słyszała swego czasu o obecności Terrell na zachodnim wybrzeżu. Kolejna osoba potwierdziła ten koncept, o którym powiedziano jej całe wieki temu. W tym wszystkim musiało się kryć coś więcej. Remont starego domu nie wydawał się ostatecznym argumentem do przeprowadzki i zamieszkania w motelu. Jednym z gorszych, swoją drogą.
Mogła więc wnioskować, że Joan była spłukana… albo bardzo nie chciała rzucać się komuś w oczy.
Pytanie, komu.
Jarrah zerkał na ciotkę, niepewny, co w ogóle powinien sądzić o tej kobiecie z pokoju obok. Ludzie, handlujący nielegalnymi towarami to jedno… ale mordercy? Z pewnością za jakiś czas zacznie zadawać pytania.
Jak się okazało, Świstak potrzebował przerzutu towaru z Wietnamu do Australii. Kurs w dwie strony plus usługa i zniżka za całość. Przynajmniej coś na tym zarobi.
- Mamy - przekazała krótko, dźwignąwszy się z krzesła. - Jutro wyślę wiadomość z godziną przekazania towaru.
Zapewne będzie to blady świt... za tydzień. Będzie miała czas, aby się przygotować. Pomimo takiej, a nie innej pracy, Val nadal nie przepadała za wstawaniem w środku nocy. Jeśli chciała sobie pooglądać wschód słońca, zdecydowanie bardziej wolała zarwać noc.
- Wiedziałem, że się dogadamy - Świstak uśmiechnął się szeroko, wyciągając dłoń w stronę Val. Uścisnęła ją, chociaż z widoczną rezerwą. Kto wie czy ten gość w ogóle myje ręce.
- A teraz wypad, muszę trochę tu ogarnąć - facet machnął w stronę drzwi, popędzając towarzystwo do wyjścia na zewnątrz. Jak się okazało, w międzyczasie zdążyło się rozpadać. Temperatura sprzyjała takiej pogodzie.
Dopiero na zewnątrz, gdy drzwi z numerem dwadzieścia- jeden dostały zatrzaśnięte, Val zorientowała się, jak wstrzymuje powietrze. Wydawała się sztywna i pełna wewnętrznego napięcia. Za sprawą chłodnego deszczu, atakującego odsłonięte włosy oraz twarz, zaczynała stopniowo się rozluźniać.
- Idziemy? - Jarrah pierwszy przerwał ciszę, robiąc krok w stronę pozostawionego samochodu.
Musiała pomyśleć. Ten cały mętlik, którego się nabawiła w ciągu ostatniej godziny, skutecznie przyćmiewał umysł.
Wyciągnęła z kieszeni kluczyki od auta, przygryzając wargę w intensywnym procesie myślowym.
- Jedź beze mnie - rzuciła ostatecznie, wskazując ruchem głowy BMW. - Zrobię sobie spacer.
Bardzo rzadko pozwalała Jarrah na jazdę swoim autem. Właściwie, jechał nim zaledwie dwa razy na polnej drodze, jeszcze przed zdaniem egzaminu na prawko.
- Ok… - chłopak bez przekonania złapał rzucone kluczyki. Bez drążenia tematu, udał się w stronę pozostawionego auta, zaledwie raz obracając się przez ramię.
Val schowała dłonie do kieszeni spodni, biorąc głęboki wdech. Czuła nieodpartą chęć zapukania pod numer dwadzieścia, ale… co tak właściwie powinna powiedzieć? Czasami bardziej liczyły się czyny, niż słowa, dlatego zaczęła przeszukiwać kieszenie, mając nadzieję na jakiegoś zapodzianego papierosa. Nie paliła ich regularnie, ale w takich sytuacjach skutecznie wyciszały myśli i podsuwały odpowiednie wyjście z sytuacji. Czasami.
Z ulgą dojrzała wymiętego papierosa w nie mniej wymiętej paczce, schowanej w kieszeni koszuli. Powoli przeszła pod daszek, przy pokoju z numerem dwadzieścia. Nie chciała przecież, żeby tytoń kompletnie jej zamókł na tym deszczu. W kieszeni dżinsów odnalazła zapalniczkę z resztką wkładu, którą postanowiła wymęczyć. Pstryk. Pstryk. Same iskry.
Zerknęła znad papierosa w stronę, gdzie stał samochód.
Jarrah odjechał. Przynajmniej nie będzie zasypywał jej mnóstwem pytań.
Pstryk…
- Co za pierdolony szajs - wymamrotała z filtrem w ustach, nie chcąc odpuścić walki z zapalniczką. Już prędzej odpaliłaby tego papierosa krzesiwem.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Jak głupia nastolatka, którą nigdy nie mogła tak naprawdę być, bo w poprawczaku nie było na to miejsca, stała gapiąc się na ścianę. Nasłuchiwała odgłosów po drugiej stronie wcale nie próbując zrozumieć słów. Chciała jedynie wyłapać konkretny dźwięk płynący prosto z ust Warren. Starała się porównać go z tym, co pamiętała i zarazem zweryfikować wiarygodność tego, co widziała przed drzwiami. Tylko, że ściana skutecznie zagłuszała odgłosy tworząc w Joan cichą nadzieję, że to jednak nie była Pria. Z jednej strony bała się ich spotkania a z drugiej była podekscytowana. Cieszyła się prawie jak małe dziecko i jednocześnie stresowała, że dostanie za to po łapach. W końcu minęło tyle czasu.. zerowy kontakt sprawił, że wszystko się zmieniło. Ona sama nie była już tą samą osiemnastolatką, którą wpakowano do więzienia pełnego dorosłych dzikich kobiet. Poprawczak nauczył ją zaradności, ale to było nic w porównaniu z tym, z czym zderzyła się w zakładzie karnym. Gdyby nie Warren byłaby co noc gwałcona przez te bardziej napalone więźniarki. Możliwe, że zostałaby czyjąś dziwką i jedyną korzyścią z tego byłoby posiadanie pseudo ochrony. Na nic więcej nie mogłaby liczyć. Stado białasek rzucałoby się na nią z powodu wyglądu, czarne nie przepadały za latynoskami, zaś te fukały na nią, bo nie za dobrze znała hiszpański. Były jeszcze migrantki z Chin i Japonii, które też tworzyły odrębne kasty. Trzymały się ze sobą w grupie, bo (po psychologii już to wiedziała) lubimy ludzi, którzy są do nas podobni. Im bardziej tym lepiej. Tylko, że Terrell nie czułą się tam podobna do nikogo, z ledwością łapała kontakt, znalazła parę „koleżanek”, ale przede wszystkim miała Prie. Przy niej czuła się bezpiecznie i nagle – w tej konkretnej sekundzie – zatęskniła za tym uczuciem.
Słysząc trzask zamykanych drzwi drgnęła dopiero teraz orientując, że na chwilę się zawiesiła tracąc kontakt z rzeczywistością. Szybko odstawiła szklankę na komodzie, o którą cały czas się opierała i bez przemyślenia podeszła do okna wyglądając na zewnątrz przez lekko uchyloną starą i zakurzoną firankę. Z zaskoczeniem zanotowała tylko chłopaka idącego w stronę samochodu, więc nieznacznie pochyliła się jeszcze bardziej po lewej stronie dostrzegając czyjąś sylwetkę blisko swoich drzwi. Szybko się schowała pewna, że osoba ta zauważyła poruszającą się firankę, a kiedy usłyszała znany sobie głos poczuła jak głowa jej wybucha.
Przystanęła blisko drzwi, popatrzyła na klamkę i zamiast po nią sięgnąć, wydusiła z siebie krótkie:
- Pria. – Nie miała pewności, czy kobieta ją usłyszy. Z jednej strony bardzo tego chciała a z drugiej nie. To była walka sama ze sobą. – Czemu wciąż tu jesteś? – Głupie pytanie, ale bardzo istotne. – Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek..
- Zaraz przyjdę! – Usłyszała po drugiej stronie ściany i to był moment, w którym w panice otworzyła drzwi. Wraz z nimi otworzyły się te do pokoju obok. Głos Świstaka dotarł do niej zanim ten zrobił krok przez prób. Terrell złapała kobietę za przedramię i w miarę mocno (na tyle na ile mogła) pociągnęła do środka z trzaskiem zamykając za nią drzwi.
Chwilę nasłuchiwała, czy mężczyzna zainteresuje się hałasem, ale najwyraźniej bardzo mu się gdzieś śpieszyło, skoro po chwili wśród deszczu rozległ się huk mocno zamykanych drzwi samochodu. Dopiero wtedy Joan odwróciła się przodem do Warren i wlepiła w nią długo spojrzenie. Zacisnęła wargi tę dolną po chwili lekko przegryzając i miała ochotę tak po prostu przytulić Prie, ale lata milczenia sprawiły, że nie wiedziała czy w ogóle mogła. Czy to będzie w porządku. Czy Warren zrozumie, że to tylko gest. Że wspomnienia z więzienia były dla niej bardzo ważne i jak bardzo doceniała obecność kobiety; to właśnie chciałaby jej przekazać z pomocą uścisku.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Starcie z zapalniczką trwało w najlepsze, gdy kątem oka dostrzegła ruch w oknie. Z tego wszystkiego, prawie upuściła niepokorny przedmiot, który mocno przycisnęła kciukiem. Nie panowała nad tymi dziwnymi odruchami. Wystarczyło wrzucić w jej otoczenie Joan Terrell, a przeistaczała się w nieskoordynowaną łamagę. Co za wstyd.
- No dalej, ty cholerna łajzo… - wycedziła ostro do zapalniczki, bo chociaż dojrzała kobietę, czającą się po drugiej stronie, za ścianą, nadal miała chęć na papierosa. Odpali ten szajs, choćby…
Pstryk.
Płomień pojawił się jak na zawołanie, wraz z zasłyszanym słowem, jakim było jej pierwsze imię. Te prawdziwe, którym posługiwała się w zamierzchłych czasach, jeszcze przed liceum, a teraz pozwalała wypowiadać jedynie ciotce. Tylko Joan mogła tak ją nazywać, bez ponoszenia żadnych konsekwencji. W tym wypadku nie byłoby mowy o jakiejkolwiek pomyłce - miała za drzwiami osobę, o której swego czasu bardzo intensywnie myślała.
Dlaczego jeszcze tutaj była?
Bo padało? Bo próbowała odpalić papierosa?
Bo ty tutaj jesteś.
Z tego wszystkiego aż zapomniała odpalić wspomnianego papierosa od wykrzesanego w bólach, płomienia. Nie zdawała sobie sprawy z zamieszania za drzwiami pokoju dwadzieścia-jeden, chociaż chciała jak najszybciej odpalić tytoń i schować się gdzieś za róg. Za sprawą słów, wypowiedzianych przez Terrell, stała jak wryta pod drzwiami, próbując ułożyć w głowie jakąkolwiek, sensowną odpowiedź.
Za wolno.
Była na tyle zaskoczona gwałtownym otwarciem drzwi, że bez słowa dała się wciągnąć do środka, wypuszczając z ust papierosa. Zwitek z tytoniem upadł gdzieś pod drzwiami na zewnątrz, czego Val nie zdążyła zarejestrować. Wpatrywała się w obróconą tyłem Joan, próbując odnaleźć się w tej nowej przestrzeni pokoju numer dwadzieścia. Zdecydowanie wyglądał lepiej od tego, zajmowanego przez Świstaka i jego kumpla, ale o tym Val nie myślała. Podobnie, jak godzinę wcześniej, poświęcała kobiecie całą swoją uwagę, gdyż cała reszta była tylko tłem.
Wystarczył obrót i znajomy widok tej konkretnej pary oczu, aby serce podeszło jej do gardła. Nie mogła tak po prostu przegapić tej okazji.
Szybko pokonała dzielący je, minimalny dystans, zamykając Joan w objęciach. Nie obawiała się odepchnięcia, odtrącania czy słownej reprymendy. Postawiła wszystko na jedną kartę, bo w tej chwili liczyło się tylko to – emocje, które z siebie uwolniła, czując napływającą ulgę za sprawą znajomego ciepła drugiego ciała. Kogoś, komu swego czasu bezgranicznie ufała.
- W co się wpakowałaś tym razem? - odezwała się po dłuższej ciszy, zaczepnym tonem. Mimo wszystko, nie zrobiła ani kroku do tyłu, wciąż trwając w szczelnym uścisku.
- Nie mów – dodała łagodnie, na wypadek, gdyby kobieta zechciała porwać się na rozbudowaną odpowiedź. - Nic nie musisz mówić, Joan.
Chciała się nacieszyć tą chwilą, nim pojawią się pytania, poważne tematy i być może wyrzuty. Przede wszystkim, z jej strony. W tym jednak momencie, radość, związana ze spotkaniem Joan, była silniejsza od żalu i rozczarowania, związanego ze zniknięciem Terrell; a raczej brakiem jakiegokolwiek kontaktu.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Cicho wierzyła, że właśnie do tego dojdzie. Nigdy nie marzyła o kolejnym spotkaniu. Wizja ta oddalała się z każdym kolejnym mijanym dniem. Im dalej w las tym mniej w to wierzyła i zarazem traciła wiarę w samą siebie. W to, że mogłaby być tą samą osobą z więzienia. Nie była nią. Pria na pewno też nie, a jednak z jakiegoś powodu obie zamknęły się w ciasnych objęciach, jakby tylko to się liczyło. Terrell nie potrzebowała niczego więcej. Tylko chwili z dawnych lat, kiedy po raz pierwszy przez jeden moment poczuła się bezpieczna i spokojna. Teraz też tego potrzebowała i nie spodziewała się, że uzyska to od kobiety, którą widziała naście lat temu.
Wzmocniła uścisk i mocno zamknęła powieki chcąc zatrzymać tę chwilę. Schować się w niej, a przynajmniej udawać, że to możliwe. Przecież wiedziała, że iluzja nie trwała wiecznie i jak tylko otworzy oczy to wszystko się rozpłynie. Rzeczywistość, prawda i żal je dopadnie i to będzie koniec chwilowego spokoju. Koniec niespodziewanego pojednania.
W co się wpakowała? Teraz? W nic. W życiu? W zbyt wiele spraw, o których nie chciała myśleć. Nie próbowała i co najlepsze te nawet nie potrafiły się przebić do danego momentu. W głowie miała tylko ten uścisk i uczucie bliskości drugiego ciała, za którym niegdyś ogromnie tęskniła. Z biegiem lat nie miała już nadziei, a teraz.. teraz przypomniała sobie o tęsknocie zaspokojonej przez niespodziewanie spotkanie.
Nie zwróciła uwagi na mokre włosy Prii ani na to, ile czasu minęło. To mogło być dobre pięć minut albo nawet dziesięć. Nie analizowała tego ani nie przejmowała się, że stanie w miejscu to nie najwygodniejsza pozycja. Wiedziała jednak, że kiedyś musiały przestać. Nie mogły tak wiecznie trwać, lecz kuszącym była perspektywa kolejnych minut spokoju; tego utrzymującego się w powietrzu uczucia, którego desperacko nie chciała tracić. Nie tak szybko.
Pchana potrzebą przeciągnięcia chwili przesunęła dłonie z pleców na boki kobiety i oderwała głowę od jej ramienia patrząc prosto w zielone oczy.
Nic nie musiała mówić. Lepiej, żeby tego nie robiła, dlatego zanim Prii przyszło do głowy wypowiedzieć choćby jedno słowo, uniosła się na palcach i bez żadnej zapowiedzi przywarła wargami do tych drugich. Nigdy tego nie robiły. Były sobie bardzo bliskie, a jednak żadna nie porwała się na jakiekolwiek zbliżenie. Przytulały się, czasami spały na jednej pryczy (o ile nikt się nie czepiał), ale nic poza tym.
Joan właśnie przekroczyła granicę. Sprawiła, że ten moment był nie tylko pojednaniem, ale także ich pierwszym pocałunkiem bezczelnie wykorzystanym do przeciągnięcia momentu, bo potem wszystko się schrzani. Gdy tylko bańka pęknie, przestanie być tak kolorowo. Tak miło, przyjemnie, ciepło; tymi wszystkimi cechami opisałaby dotyk warg, którymi poruszyła na znak, że chciała więcej. Bez zbędnych słów uniosła jedną dłoń, wsunęła pod ciemne włosy i ułożyła na jasnym karku, na który lekko nacisnęła przyciągając Warren bliżej.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Była gotowa stać w jednym miejscu i po prostu trwać w uścisku, którego nie miała ani trochę dosyć. Doskonale wiedziała, do czego mogły je doprowadzić kolejne słowa, pytania. Nie chciała się przyznawać do tego, z jaką sprawą przyszła do Świstaka. Wolałaby skłamać i wymyślić historyjkę o przyjmowaniu zlecenia na naprawę łodzi, albo spłacaniu długu swojego kuzyna. To brzmiało normalnie, niegroźnie. O wiele lepiej od prawdy, pod tytułem przemycam różne rzeczy dla różnych pojebów. Cóż z tego, że robiła to w szczytnym celu, jakim było zapewnianie chorej ciotce leków i sprzętu? Mogła za to znowu wylądować w więzieniu, albo sprowadzić na siebie uwagę nieodpowiednich osób.
Nie chciała teraz tego roztrząsać. Wolała się w pełni skupić na obecnej chwili i obecności Joan. Za sprawa jej bliskości uspokajała się w środku, przypominając sobie te przyjemniejsze momenty sprzed osiemnastu lat, które razem dzieliły. Tyle wystarczyło, aby zatrzymać ją w tym pokoju na dłużej. Sama przecież tego chciała. Gdyby tego nie rozważała, nie zdecydowałaby się na odesłanie bratanka, wraz z samochodem.
Niechętnie pozwoliła Joan się odsunąć. Odnalazła w tym jeden plus. Wreszcie mogła z bliska przyjrzeć się jej twarzy, z czego skorzystała, wodząc wzrokiem między ciemnymi oczami, a ustami. Od zawsze uważała Terrell za piękną kobietę, nie ważne czy była osiemnastolatką czy trzydziestosześciolatką. Niejednokrotnie podkreślała to przy ich małych, koleżeńskich zaczepkach, mówiąc zupełnie szczerze. Teraz widziała to wyraźniej, ze względu na upływający czas i to konkretne spojrzenie, chociaż bogate w masę doświadczeń, wciąż bardzo znajome.
Pocałunek nadszedł niespodziewanie. Ten z pozoru mały gest, na nowo rozbudził szalejące w środku doznania, którym nie chciała wychodzić naprzeciw. Były zbyt przyjemne, aby podejmować z nimi jakąkolwiek walkę. Godziła się na to, z wolna oddając pocałunek, wraz z przymknięciem oczu.
Kiedyś zdarzało jej się o tym myśleć. Nikogo nie dziwił jej fakt oglądania się za kobietami, szczególnie w miejscach takich, jak zakład karny. Każdy na swój sposób radził sobie z pewnymi potrzebami, wynikającymi z ludzkiej natury. Były z Joan blisko, ale nigdy nie chciała na niej niczego wymuszać. Intymne kontakty między osadzonymi nakreślały pewną hierarchię i szufladkowały na grupy, z których później ciężko szło się wyrwać. Nie chciała też, aby jej relacja z Terrell przypominała schemat, praktykowany przez te bardziej wyuzdane kobiety. Wspierała ją czysto bezinteresownie. Polubiła tą dziewczynę i ostatnie, czego chciała, to zrobienie z tej wyjątkowej więzi jakiegoś układu z seksualnymi usługami. Wtedy wystarczało jej to, co razem miały.
Teraz… posłała całą racjonalność w diabły, pogłębiając pocałunek, smakujący tanim alkoholem. Pozwoliła się przyciągnąć bliżej, stopniowo ześlizgując dłonie z pleców Joan. Ostatecznie splotła je z tyłu, na wysokości bioder kobiety, delikatnie naciskając na nie w swoją stronę.
Nie chciała roztrząsać powodu, dla którego Terrell postanowiła tak gwałtownie się zbliżyć. Zamiast tego, wolała porwać się chwili i intensywnym pocałunkom, przedzierającym się przez miękkie usta. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie jak bardzo tego potrzebowała; szczególnie ze strony Joan. Pragnęła jej powiedzieć, jak bardzo za nią tęskniła, ale równie dobrze mogła to przekazać w formie czynów.
Wciąż trzymając dłonie na jej biodrach, postanowiła wraz z nią zrobić kilka kroków w stronę komody, na której stała butelka z trunkiem. Potrzebowała stabilnej powierzchni w pobliżu, na wypadek, gdyby którejś z nich miały zmięknąć nogi. Poza tym, wolała odsunąć się od okien, tak na wszelki wypadek.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Przyjemny dreszcz przebiegł po ciele Joan, kiedy zrozumiała, że kobieta odwzajemniła pocałunek. To wystarczyło, żeby bez pardonu kontynuowała dalsze poczynania jeszcze mocniej dłonią napierając na kark Prii. Chciała ją mieć blisko. Tak, żeby nie uciekła wargami dając sobie moment na przemyślenie albo powiedzenie czegokolwiek. Nie chciała tego marnować. Stracić okazji, bo być może to nią było albo i nie.
Nie pytała. Nie chciała wiedzieć. Nie potrzebowała znać powodów Prii ani swoich. To co teraz zrobiła było dobre, miękkie, ciepłe i smakowało inaczej. Roztrząsanie tego nie miało znaczenia. Nie danej sekundzie ani w kolejnych minutach. Wszystko się zmieni, kiedy przestaną, ale jeszcze nie teraz.. nie za minutę ani za dziesięć. Terrell tak łatwo nie odpuści i będzie przeciągać nieuniknione jednocześnie wydłużając to, co przyjemne.
Same zyski. Zero strat.
Przynajmniej na razie.
Pozwoliła Warren zrobić pierwszy krok i kolejny ku komodzie, którą poczuła za sobą. Butelka alkoholu zakołysała się niebezpiecznie, ale jej upadek nie byłby czymś, czym Joan by się przejęła. Sypiała w syfiastym motelu. Gorzej tutaj być nie mogło. Lepiąca się od alkoholu wykładzina nie będzie niczym nowym.
Sądziła, że się nie opamięta. Będzie napierać ile wlezie, ale na szczęście gdzieś z tyłu głowy dobrze wiedziała co robić (miała doświadczenie zawodowe), dlatego zwolniła. Przestała łapczywie napierać na drugie wargi nie po to, żeby wszystkiego zaniechać. Pragnęła czerpać z tego coś więcej niż nagłą pruderyjną bliskość. Działanie mechaniczne miała we krwi, lecz je pohamowała na rzecz lekkiego oderwania się od drugich ust, które zaraz bardzo subtelnie i mozolnie ucałowała. Musiała je raz i drugi. Zaczepiała nieco drażniąc, ale też zachęcając do dalszych czulszych gestów, które znów zamieniły się w intensywniejsze doznania.
Było podobnie jak z przytulaniem. Mogłaby to robić jak najdłużej, ale ciało zaczęło domagać się czegoś więcej. Przerwała więc pocałunki tylko po to, żeby w pośpiechu wsunąć ręce na ramiona kobiety tuż pod wierzchnie ubranie, które z niej ściągnęła i sama też pozbyła się cienkiej bluzy z kapturem. Już nie musiała się pod nim chować. Mogła się pokazać i obnażyć bez strachu, że zostanie potępiona w sposób, w jaki robili to mieszkańcy Lorne Bay.
Zbyt długa przerwa wymusiła na niej kolejne pocałunki. Pośpiesznie w obie dłonie złapała twarz kobiety i znów zaczęła całować cały czas czując za sobą stabilne oparcie w formie komody. Przy trzecim pocałunku opuściła dłonie palcami zahaczając o szlufki w spodniach, później o ich kraniec aż wreszcie wyciągnęła wsuniętą w nie koszulkę i dostała się pod materiał. Dotknęła palcami rozgrzanej skóry i mocno zacisnęła na znak, że tam była. Nie ważne, jak bardzo obie się zmieniły. Joan choć świadoma, że sama wtedy miała dziewiętnaście lat i skórę napiętą jak u delfina, to nie przejmowała się szczegółami niegdyś widocznymi podczas pryszniców w więzieniu. Teraz była inna, ale wcale nie gorsza i ani trochę nie pomyślała w ten sposób o Prii, z której z ogromną ochotą zaczęła ściągać koszulkę.

Val Warren
ODPOWIEDZ