badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
04.


Every song that has ever been played
Every star that has ever been named
Every dream that will ever come true
Nothin' ever rivals you


W żaden sposób nie utożsamiała się z żółwiami. Właściwie była ich całkowitym przeciwieństwem - szybka, często bezmyślna, nie potrafiąca znaleźć sobie miejsca. Mimo to uważała te stworzenia za niezmiernie urocze i zawsze znajdowała chwilę, żeby móc się na nie pogapić. Pewnie w życiu nie przychodziłaby do sanktuarium, gdybym nie Lowell. To on sprawił, że Tate wpatrywała się w te gady wielkimi, świecącymi oczami. W sumie kiedyś patrzyła tak również na Hawkinsa, ale on był zbyt ślepy, żeby to zauważyć. Albo to ona po prostu robiła dobrą minę do złej gry i doskonale potrafiła ukryć swoje uczucia. Z czasem wzdychanie do przyjaciela minęło, ale jedno się nie zmieniło i nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek miał ulec zmianie - dalej był jej ulubioną osobą wszech czasów. Był jej najlepszym przyjacielem. N a j l e p s z y m. I choć Callaway spotykała na swej drodze mnóstwo ludzi, nikt przez te lata nie zajął stanowiska Lowella, a ten miał naprawdę specjalne miejsce w jej sercu.
Chyba pierwszy raz nie zamierzała mu powiedzieć o tym, co głupiego i złego zrobiła. Ale co właściwie miała powiedzieć? Hej, Low, przypadkowo zabiłam człowieka i zakopałam jego zwłoki? Chyba by nie zrozumiał. A może zrozumiałbym i miałby pretensje, że nie zadzwoniła do niego w środku nocy, żeby ukryć ciało? Tylko to nie było takie proste, bo współudział miał w tym chłopak, którego poznała w lesie przy ognisku. Kevin. Kevin, którego nazwiska nawet nie znała. To z nim urwała się na bok, żeby całować się w krzakach jak jakaś małolata. I to on pierwszy rzucił kamień w zbliżającego się w ich stronę szanownego pana żula. Nie chcieli zrobić mu krzywdy, kamień rozbił butelkę, którą gość trzymał w dłoni, a odłamki szkła wbiły mu się w tętnicę szyjną. I w oko. A jeszcze jakby tego było mało, Tate potraktowała go kijem przez głowę. A potem facet padł jak długi. Szybko można było stwierdzić, że był martwy. Wziął i umarł na śmierć, co czyniło Tate i jej towarzysza MORDERCAMI. I chyba tłumaczenia, że zrobili to w samoobronie i całkiem nieumyślnie na nic by się zdały w zeznaniach na komisariacie. No to przewieźli jego ciało i go zakopali z dala od miejsca zbrodni.
- Mam mrożoną herbatę - oznajmiła, gdy dotarła do sanktuarium i dostrzegła przyjaciela w jego śmiesznym uniformie. - Chcesz? Jak nie chcesz to wypiję dwie - Tate nie trzeba było długo namawiać do spożycia kolejnego napoju. Kochała jedzenie i picie, zresztą jak każda z moich postaci. Była jak w worek bez dna, mogła pakować w siebie ile wlezie, co w żaden sposób nie wpływało na jej figurę. Szczęściara. - Gdzie masz żółwie? - zapytała z nieukrywanym entuzjazmem w głosie, jakby wydarzenia sprzed kilku dni zupełnie nie miały na nią wpływu. Chyba to przez to, że była tak bardzo oswojona ze śmiercią. Poza tym miała zamiar wywołać ducha pana menela i przeprosić go za to, co zrobiła, dzięki czemu odkupi swoje winy. Proste, prawda?

lowell hawkins
sumienny żółwik
-
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.

Lowell nie zastanawiał się nigdy nad podobieństwem do swoich ulubionych zwierząt, chociaż podświadomie czuł z nimi silną więź. Nie były zbytnio towarzyskie, ale też nie miały problemu z przebywaniem w grupie. Niewiele im do szczęścia trzeba było i wszystko robiły w spokoju. To ostatnie oczywiście nie zawsze się u niego sprawdzało, ale bardzo starał się z brać z nich przykład. Opieka nad nimi była pracą której nie spodziewał się kiedykolwiek mieć, ale którą obecnie uwielbiał całym swoim sercem. Był do nich mocno przywiązany i traktował to jak wyjątkową w swoim życiu relację.
Innym organizmem z którym czuł silną więź i z którym miał wyjątkową relację była Tate Callaway, o ile mu było wiadomo - homo sapiens. Była dla niego ucieleśnieniem rodziny wybranej samodzielnie i nawet jeśli była jedynym jej przedstawicielem to Hawkins nigdy nie należał do osób chciwych. Nie nadawał jej specjalnych zamiennych tytułów. Nie była udawaną siostrą, kuzynką czy bóg wie kim. Była Tate - dziewczyną którą znał od zawsze i z którą wszystko wydawało się łatwiejsze. Na pewien sposób na pewno ją kochał, ale to kolejna rzecz nad którą nigdy się nie zastanawiał. Nie musiał.
Widział ją już z daleka więc zakończył krótką rozmowę ze znajomą z pracy i ruszył w jej kierunku z typowym dla siebie łagodnym, przyjacielskim uśmiechem.
- Chcę - odparł niepewnie. - No chyba, że chcesz wypić dwie, to w porządku - nie on je przygotował, więc nie poczuwał się do tego aby rościć sobie prawa nawet do jednej porcji. Poza tym wiedziała doskonale, że on to zawsze chciał dla wszystkich dobrze i oddałby jej nawet jakby sam był na granicy odwodnienia. - Sama zrobiłaś? - dopytał z czystej ciekawości.
- Tam gdzie zawsze - uniósł jedną z brwi. Znajdowali się w części przeznaczonej stricte dla ludzi, więc jej pytanie wydało mu się co najmniej dziwne. - Wydaje nam się, że Blastoise zapada w sen zimowy - wyznał z nutą przejęcia w głosie i wyraźnie zmartwionym spojrzeniem. Wiązało się to z badaniami i szczególną opieką nad nim podczas jego okresu leżakowania. Dodatkowo zapadanie w sen było tu rzadkością ze względu na to, że w sanktuarium panowały raczej ciepłe warunki i żaden z jego żółwi nie musiał się po prostu uciekać do takich rozwiązań.
- No ale wszystko będzie dobrze - zapewnił siebie ją i uśmiechnął się szerzej. - Niedługo kończę zmianę. Zostało mi tylko posprzątać jeśli jest co i upewnić się, że wszyscy wszystko mają - wzruszył ramionami, kroki kierując w kierunku swojej części sanktuarium. - Chcesz mi pomóc? Przez pomóc mam na myśli chodzić za mną i patrzeć jak pracuję - wyszczerzył się uroczo, ale odpowiedź znał już doskonale.

Tate Callaway
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
- Całkiem sama - odparła dumnie, jakby wrzucenie kilku plasterków cytryny i garści kostek lodu do wcześniej zaparzonej herbaty wymagały jakichś specjalnych umiejętności. W porządku, nie wymagały, ale Tate przynajmniej nie dosypywała do całości kilograma cukru. - Tymi rękami - dodała, unosząc obie dłonie, w których w dalszym ciągu ściskała plastikowe kubeczki wielokrotnego użytku. W minimalnym stopniu była eko świrem, ale nie dzierżyła papierowych słomek, które rozmiękczały się po kilku łykach, więc do każdego kubka wcisnęła te metalowe, które wystarczyło potem opłukać pod strumieniem bieżącej wody. - Nie chcę, zrobiłam dla ciebie - praktycznie wcisnęła Lowellowi mrożoną herbatę i nawet gdyby nie chciał jej wypić, to chyba po prostu zostałby do tego zmuszony przez najlepszą przyjaciółkę.
Dla niej miejsce pobytu żółwi nie było wcale takie oczywiste. W mniemaniu Tate, powinny być częściej wypuszczane, żeby mogły eksplorować teren. W końcu nie uciekłyby chyba zbyt daleko, nie były przecież mistrzami prędkości. W sumie Lowell opowiadał jej, że wbrew wszelkim pozorom te urocze gady mogą poruszać się nawet do dziesięciu kilometrów na godzinę, jednak dopóki Callaway sama tego nie zobaczy na własne oczy, to chyba nie uwierzy. Miała tak ze wszystkim. Myślicie, że wierzyłaby duchy, gdyby nigdy nie nawiązała z żadnym kontaktu? A w życiu! Jedynym wyjątkiem były istoty pozaziemskie, tych nie miała okazji poznać. Jeszcze!
- To niesamowite, że niektóre stworzenia zapadają w sen zimowy - aż pokręciła głową, bawiąc się jednocześnie metalową słomką. - Nie mogłabym tak hibernować przez kilka miesięcy. Wyobrażasz to sobie? Przesypiać jedną trzecią roku? Gdyby ludzie mieli taką możliwość, to traciliby mnóstwo czasu - ruszyła za Hawkinsem, a to oznaczało, że z przyjemnością pogapi się, jak ten pracuje. Mało tego, Tate naprawdę była skłonna, żeby mu pomóc. O ile dostanie na to pozwolenie. - Jezu, są takie słodkie! - wypaliła nagle, po czym przykleiła twarz do szyby, za którą można było dostrzec wystające ze skorupki żółwie głowy. Niewątpliwie Callaway miała fioła na punkcie zwierząt. Nic dziwnego, że trzy lata temu rodzice postanowili sprawić jej na urodziny goldendoodle'a. I nikt w jej obecności nie odważyłby się powiedzieć, że Elmo nie był najlepszym psem na świecie. - Chciałabym je ściskać i ściskać, i tarmosić za te cudowne, małe główki - czy Tate zachowywała się trochę jak Elmirka z Przygód Animków? Tak. Czy było jej z tym jakoś szczególnie źle? Nie. - Co mam robić? - odwróciła głowę i spojrzała na Lowella, w dalszym ciągu przyciskając policzek do szyby.

lowell hawkins
sumienny żółwik
-
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Posłał jej minę pełną uznania i nawet przytaknął tak poczciwie jakby był jej ojcem.
- A testowałaś? - zapytał z cwanym uśmieszkiem. Droczył się z nią poprzez sugerowanie, że mogło jej nie wyjść, ale w rzeczywistości wierzył w jej umiejętności i spodziewał się po prostu smacznej lemoniady. Tym samym przejął od niej jeden z kubków i wpierw powąchał zawartość (Lowell zawsze musiał wszystko powąchać, nawet tego nie kontrolował), a następnie pociągnął przez słomkę małego łyka. - Mmmm! - Tate doskonale wiedziała, że Lowell nie potrafił za bardzo kłamać kiedy mu coś nie smakowało, więc jego emocje były w tej chwili najzupełniej szczere. Udało się jej no, jeszcze może będzie z niej kuchara!
- Dobre, orzeźwiające. Dziękuję - skinął grzecznie głową, a potem ruszyli już w kierunku żółwiaków.
- Wyobrażam sobie, aczkolwiek przeraża mnie taka myśl, że mógłbym leżeć w łóżku miesiącami i w ogóle nie reagować na bodźce zewnętrzne - co prawda na te naprawdę intensywne żółwie się budziły akurat, ale no mówił tu o takich normalnych które wybudziłyby go ze zwyczajnego snu. - No i niektórzy i tak marnują czas więc nie byłoby takiej różnicy - nie mówił tutaj o nikim konkretnym, ale poznał w swoim życiu parę osób które wydawały mu się nieco marnować swój czas na tej ziemi. Nikogo z imienia i nazwiska nie potrafił sobie teraz przypomnieć, ale pamiętał, że na pewno sobie coś takiego pomyślał kilka razy.
- Zawsze mogłoby to wyglądać tak jak hibernacja w kosmosie - kojarzył taki motyw z filmów. Ludzie byli wkładani do komory kriogenicznej aby ich ciało przestało się starzeć, a potem po setkach lat wybudzali się podczas jakiejś nieoczekiwanej awarii wywołanej obcym gatunkiem którym wtargnął na statek. Zdecydowanie go taka wizja przerażała.
Uśmiechnął się pod nosem na jej entuzjazm. Całkowicie ją rozumiał, ale spędzał z nimi całe dnie więc jego ekspresja miłości była znacznie skromniejsza i bardziej opanowana.
- Możesz mi potrzymać lemoniadę - wręczył jej swój kubek i otworzył drzwi prowadzące na drugą stronę szyby. - Chodź. Ale nic nie nabrój - poczekał aż dziewczyna do niego dołączy po czym zamknął za nimi drzwi i zaczął ze spokojem przechadzać się po żółwiowych terenach w poszukiwaniu mankamentów. - Możemy też dać Giorgio banana jak do niego dojdziemy - postanowił po krótkiej chwili. Co prawda nie było go w pobliżu, ale to dlatego, że był on w drugiej części dla żółwi. Musieli być świadomi tego jak rozdzielać zwierzęta na danym obszarze, a Giorgio był tak wielki, ze trzymanie go z mniejszymi żółwicami byłoby niebezpieczne. Był ich główną atrakcją z racji na swój imponujący rozmiar.
- Co chcesz robić jak stąd pójdziemy? - zagaił, bo mieli potem spędzić razem czas i choć z reguły nie mieli ścisłych planów, to może tym razem Tate sobie coś ubzdurała? Z nią nigdy nie było wiadomo czego się spodziewać.

Tate Callaway
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
Popatrzyła na niego w taki sposób, jakby widzieli się pierwszy raz w życiu. Za kogo on ją miał? Naturalnie, że testowała mrożoną herbatę, zanim poczęstowała nią Lowella. Nie narażałaby go na zatrucie pokarmowe, nie była aż tak okropną przyjaciółką. Właściwie Tate sprawdzała się w tej roli nienagannie i chyba nie było sytuacji, w której Hawkins zawiódł się na niej. Zawsze miał jej wsparcie, niezależnie od wszystkiego.
- Ależ proszę bardzo, na zdrowie - promienny uśmiech zagościł na jej twarzy wraz z komplementem. Niby nic, a lubiła sprawiać przyjacielowi przyjemność takimi małymi gestami.
Taki brak reakcji na bodźce musiał być trochę przerażający, bo tym sposobem żółwie trochę żyły, a trochę nie. Niby wszystkie ich narządy funkcjonowały poprawnie, a spały jak zbite. No nikt nie przekona Callaway, że to nie było normalne.
- Myślałabym, że umarłeś - odparła, jednocześnie wyobrażając sobie, jak Lowell miesiącami leży bez najmniejszego ruchu. - A potem pewnie próbowałabym skontaktować się z twoim duchem - dodała, co akurat wydało jej się całkiem zwyczajne. W sumie po cichu liczyła na to, że po śmierci najbliższych będzie mogła nawiązać z nimi kontakt i w najlepsze spędzać czas. A gdyby jakaś duszyczka stwierdziła, że woli wrócić w zaświaty, Tate udałaby, że nie nie potrafi jej pomóc. Upsi.
- Jak hibernacja w kosmosie, to tylko z tobą - zastrzegła natychmiast, łażąc za Hawkinsem krok w krok. - Nie chciałabym się obudzi bez ciebie. Byłoby mi smutno - wygięła usta w podkówkę i może po części żartowała, ale w dużej mierze była to przenajświętsza prawa. Lowell był istotną częścią jej życia. Gdyby nie on, Callaway nie przetrwałaby podstawówki. Nie wspominając o szkole średniej, która była nieco mniejszym koszmarem, ale wciąż ciężko było odnaleźć się pośród ludzi nie widzących niczego poza czubkiem własnego nosa. - Hej, nie ufasz mi? - wygięła usta w podkówkę, bo niby jakim cudem miałaby nabroić? Przeważnie nie wsadzała paluchów tam, gdzie nie trzeba i nie była też dzieckiem, żeby nie spuszczać z niej oka. No dobra, miała lekkie ADHD i często nie zamykała jej się gęba, ale nikt nie musiał wiecznie trzymać jej za rękę. A przynajmniej nie przez większość czasu.
Przybrała minę wielkiej myślicielki w zastanowieniu, co mogliby później robić, bo w rzeczywistości opcji było mnóstwo. Mogli skoczyć na plażę i upić się winem. Mogli udać się na wyprawę życia, ukraść komuś łódkę i już nigdy jej nie zwrócić. Albo po prostu mogli pójść do niej albo do niego i po prostu polenić się do góry brzuchami.
- Możemy iść na karaoke, żeby ponabijać się z ludzi, którzy nie potrafią śpiewać - zaproponowała w końcu, jednocześnie nie mogąc doczekać się aż poczęstuje Giorgio bananem. I nie, z nich też nie byli jacyś zawodowi piosenkarze, ale niektórym ludziom to serio chyba słonie nadepnęły na uszy.

lowell hawkins
sumienny żółwik
-
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Jeśli kiedykolwiek go zawiodła to o tym nie pamiętał, a więc nie było to nic poważnego i mogła z dumą cieszyć się czystą kartoteką. Lowell nie był osobą obrażalską, więc nawet jak ktoś go zawodził to mógł być pewien, że otrzyma drugą, trzecią czy nawet czwartą szansę. Był pod tym względem beznadziejny, ale miał po prostu za dobre serce. Callaway nigdy tego nie wykorzystywała i chyba dlatego tak dobrze czuł się w jej towarzystwie. Miał nadzieję, że i on nigdy jej nie zawiódł, ale prawdopodobnie zrobił to nieumyślnie.
- Wiedziałaś, że niektórzy mają taki poziom narkolepsji z katapleksją, że zdarza im się zasnąć, ale ich ciało sprawia wrażenie jakby przestało pracować i tacy ludzie się czasem budzą w kostnicy? - zarzucił ją bardzo wesołym faktem który pamiętał bardzo doskonale, ale nie wiedział skąd, to też było dla niego typowe. Miał dużo informacji na różne tematy w głowie, ale brakowało im adnotacji ze źródłem. - A co jeśli chciałbym ruszyć na przód? - zapytał zupełnie poważnie i przyjrzał się jej pytająco. Pomyślał, że może jako duch nie miałby wcale żadnych niedokończonych spraw na ziemi i mógłby chcieć przenieść się na wyższy poziom o ile istniał i o ile byłby w stanie. Jej przywoływanie mogłoby go tylko niepotrzebnie więzić w ludzkim wymiarze.
Na jej komentarz odnośnie kosmicznych wojaży uśmiechnął się szeroko i zatrzymał, aby posłać jej radosne spojrzenie. - Mi też byłoby bez Ciebie smutno w kosmosie - zapewnił szczerze i kontynuował przechadzkę. Nie wiedział jakby sobie poradził z potencjalną utratą Tate, gdyby ta na przykład zdecydowałaby się wyprowadzić z Lorne. Miał ją zawsze wtedy kiedy potrzebował i przywykł już do takiej wygody. Wolał aby tak zostało już na zawsze.
- Ufam Ci, inaczej byś tu nie weszła - zauważył sprytnie. Wiedział jednak jak to bywało w życiu i czasami ciekawość przezwyciężała najprostszą logikę.
Roześmiał się głośno i przytaknął ochoczo. - Jezu, super. Dawno tego nie robiliśmy - uważał, że naśmiewanie się z ludzi wprost było bardzo niefajne i nie zamierzał robić tego w taki sposób, ale podśmiechujki z Callaway na uboczu były zawsze wspaniałą rozrywką!
Przeszli przez pierwszą zagrodę bez przymusu wykonywania jakiejkolwiek pracy, a kiedy znaleźli się w drugiej, to zaopatrzył się w banana i zlokalizował wielkiego żółwia. - Pamiętasz jak się karmi? - zapytał ją i posłał jej spojrzenie wykrywające kłamstwa. Nie było w tym żadnej filozofii. Trzeba było tylko uważać na palce, bo szczęka Giorgio należała do tych całkiem silnych, a do tego często próbował kończyną przednią (Lowell często mówił w skrócie: łapa) zagarnąć banana dla siebie.

Tate Callaway
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
Pobudka w kostnicy nie zrobiłaby na niej wrażenia. No dobra, może trochę popuściłaby w majtki, ale tylko na początku, ale chyba widziała już wystarczająco wiele, żeby oswoić się z wszechobecnym pojęciem śmierci. Fakt, zakopanie żywcem nie brzmiało zbyt optymistycznie, a Tate chciałaby jeszcze trochę pożyć na tym ziemskim padole, więc wolała trzymać się z daleko od tej całej narkolepsji z katapleksją.
- Trochę średnia zabawa - odparła na wzmiankę o przypadkowym obudzeniu się w kostnicy. - Ale z kostnicy jesteś jeszcze w stanie się wydostać, a jak obudziłbyś się pod drewnianym wiekiem trumny, w dodatku kilka stóp pod ziemią, to już nieco większy przypał - no w takim przypadku nie pozostawało nic innego, jak pogodzenie się z własnym, skończonym losem. Swoją drogą, musiałaby to być bardzo przykra śmierć - uduszenie się przez brak powietrza i wykitowanie we własnych odchodach. Przynajmniej nie trzeba było bujać się za trumną.
Popatrzyła na niego z lekkim zdziwieniem, zupełnie jakby widzieli się po raz pierwszy w życiu. Lowell chciałby ruszyć na przód? Tak bez niej?
- Co to znaczy? - obruszyła się nieznacznie, gdy dotarli do zagrody z żółwiem. - A co z wszystkimi nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i ty skaczesz, ja skaczę? - zapytała z nieukrywanym wyrzutem, chociaż tak naprawdę nigdy nie mówili sobie takich rzeczy, a to drugie było cytatem z Titanica. - Nie chciałbyś widywać mnie po śmierci? - wydęła usta w podkówkę, choć w dużej mierze udawała te całe rozżalenie. Owszem, byłoby jej przykro, ale musiałaby zrozumieć, że przyjaciel nie chciałby mieć już nic wspólnego ze światem nieumarłych. Żywi i zmarli nieszczególnie mieli się ku sobie.
Twarz Tate rozpromieniała natychmiast po tym, jak Lowell przystanął na jej propozycję naśmiewania się z ludzi, którzy nie mieli pojęcia o poczuciu rytmu. Nie widziała nic złego z szydzenia z kogoś, kogo umiejętności wokalne mieściły się w naparstku do szycia. Lubisz śpiewać, ale totalnie nie potrafisz? Śpiewaj w czterech ścianach przy szczelnie zamkniętych oknach i nie torturuj innych. Czy Tate umiała śpiewać? Coś tam umiała, ale czy zamęczała tym wszystkich dookoła? Nie. Dobra zabawa dobrą zabawą, ale szanujmy się.
- Możemy też podkładać głosy ludziom siedzącym obok - zaproponowała kolejną, niesamowitą rozrywkę, ale bardzo lubiła dubbingującego kobiety Hawkinsa.
Skinęła głową na znak, żeby pamiętała w jaki sposób karmić żółwia, żeby nie stracić przy tym palców. Lubiła swoje dłonie; palce miała długie i smukłe, i w dzieciństwie mama chciała, żeby grała na pianinie, ale Tate w głowie były duchy, a nie dźwięczne uderzanie w klawisze.
Żółw wyciągnął szyję i zgrabnie ugryzł owoc, przeżuwając pierwszy kęs bardzo długo, a to tylko dodawało mu uroku i sprawiało, że Callaway miała ochotę go ściskać, tarmosić i całować w czubek słodkiego łebka.
- Jeśli kiedykolwiek w sanktuarium zniknie jakiś żółw to pamiętaj, że to byłam ja - oznajmiła i Lowell powinien wiedzieć, że jego przyjaciółka była do tego zdolna. Kochała zwierzęta, w szczególności psy, ale takim Giorgio również by nie pogardziła, byle móc go ściskać. Ś C I S K A Ć.

lowell hawkins
sumienny żółwik
-
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Zmarszczył brwi z wyraźnym zmartwieniem i po chwili namysłu przytaknął. - Koszmar. Kiedyś oglądałem film z Ryanem Reynoldsem w którym był zakopany w trumnie. Na końcu go wydostano... chyba, średnio pamiętam szczerze mówiąc. Nigdy nie sprawdzałem w sumie czy komuś udało się na serio wydostać z takiej sytuacji... - na bank czekało go potem szukanie informacji na ten temat, ale póki co wolał się skupić na nieco lżejszych tematach.
- Nie wiem. Bycie duchem uwięzionym na ziemi wydaje mi się jednak przygnębiające - tak przynajmniej zawsze przedstawiano te duchy w filmach czy serialach. Wątpił aby Tate życzyła mu wiecznego nieszczęścia, ale z drugiej strony na pewno pomogłaby mu z tematem gdyby faktycznie umarł, został duchem, a ona byłaby w stanie go zobaczyć czy wyczuć. - Życia owszem, ale o życiu po życiu nie było mowy - uśmiechnął się lekko po żarcie na który się zdobył. - Chciałbym, ale no... zależy jakby to miało wyglądać - wzruszył ramionami. To nie on był tutaj specem od takich tematów i prawdę mówiąc to nie do końca miał pojęcie czego mógł się spodziewać po śmierci.
Lowell totalnie podzielał jej poglądy w kwestiach śpiewu i sam robił to bardzo rzadko. Głównie z piosenkami Disneya w domowym zaciszu. Wtajemniczoną w jego mroczny sekret była rzecz jasna jedynie Tate.
- O rany, tak! Moje ulubione - szeroki uśmiech rozświetlił jego twarz. Nigdy nie wpadłby sam na taką rozrywkę, ale odkąd Callaway to kiedyś zainicjowała, to zawsze chętnie się tego podejmował. Czasami robił to sam w odniesieniu do swoich podopiecznych oraz innych zwierząt żyjących w sanktuarium.
Przyglądał się z zadowoleniem jak przyjaciółka (najlepsza!) wyręczała go z obowiązków i również rozpływał się nad Giorgio w myślach. Żółwie były dla niego najbardziej urokliwymi zwierzętami na świecie bez dwóch zdań.
- Udam, że tego nie słyszałem - zmrużył lekko powieki, aby dać jej do zrozumienia, że nie zezwalał jej na takie niecne działania. - Jakbyś niby niepostrzeżenie wyprowadziła stąd Giorgio? - parsknął, choć był świadom, że Tate zaraz mu zafunduje najbardziej niedorzeczny pomysł na świecie i to w dodatku taki, który o dziwo miałby jakiś próg prawdopodobieństwa.

Tate Callaway
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
- Czy to jeden z tych filmów, których akcja rozgrywa się w jednym miejscu albo pomieszczeniu? - zapytała i pewnie tego rodzaju produkcje miały jakieś fachowe nazwy, ale Tate nie znała się na tym za bardzo. Zresztą i tak głównie oglądała thrillery i horrory, chociaż o jakość tych ostatnich było naprawdę cholernie ciężko. Przynajmniej w ostatnim czasie. A i te filmy, które uchodziły powszechnie za niezłe, to jakoś nieszczególnie robiły na niej wrażenie. Pewnie przez rozmijanie się z rzeczywistością, gdzie zjawiska paranormalne traktowane były z przymrużeniem oka. Kiedy razem z Lowellem oglądali takie filmy, Tate śmiała się, że jeszcze powinni narzucić zjawom prześcieradła na głowę, wtedy miałoby to znacznie więcej sensu.
- Nie jest potwierdzone, że ten drugi świat w ogóle istnieje i że jest na nim jakoś lepiej, ale dusze podświadomie wiedzą, że tutaj nie ma dla nich miejsca po śmierci - wzruszyła lekko ramionami, bo gdyby mogła, wolałaby hasać sobie między żywymi, ale to tak nie działało i pozostawanie pośród nich nie wchodziło w grę. W takim stanie zmarli. mimo usilnych prób, nigdy nie zaznaliby nawet namiastki radości. - Jakbyś umarł i nie poszedł w stronę przysłowiowego światła, to pewnie mogłabym się z tobą komunikować, więc dalej robilibyśmy super rzeczy - może teraz brzmiało to zachęcająco, ale w realiach nie wyglądało to aż tak kolorowo. Ale Lowell nie musiał o tym wiedzieć, prawda?
Zabrała rękę, karmiąc Giorgio pozostałym kawałkiem banana. Jak chciałaby go wyprowadzić z sanktuarium? Tego jeszcze nie wiedziała, ale na pewno znalazłbym jakiś sposób. Może zaangażowałaby w to uprowadzenie wspólników w postaci rodzeństwa, chociaż nie sądziła, żeby któreś z nich pokusiło się na kradzież żółwia.
- Nie mogę zdradzać moich sposobów - zastrzegła, wymierzając w przyjaciela (najlepszego!) palcem. - Wtedy zorganizowałbyś jakieś zabezpieczenia i mój genialny plan spaliłby się na panewce. Zresztą nie oczekuj, że zrobię to w najbliższym czasie, muszę teraz trochę odczekać, żebyś niczego się nie spodziewał! - tak naprawdę Tate nie miała żadnego planu. Nie miała nawet pół planu ani jego namiastki, więc najpierw powinna wymyślić coś zjawiskowego, żeby Hawkins oniemiał z wrażenia. - Ej, a zjemy coś dobrego? - zapytała i teatralnie złapała się za brzuch udając, że właśnie kona z głodu. Hej, nie jej wina, że widok Giorgio, który beztrosko pałaszował słodkiego banana sprawił, że w Callaway poczuła jak ogarnia ją wilczy apetyt. Pytanie tylko, co chcieli zjeść, bo wybór zawsze był za duży, a oni nigdy nie mogli się zdecydować jednogłośnie do jakiej knajpy skoczą przez udaniem się do baru karaoke.

lowell hawkins
sumienny żółwik
-
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
- Tak - musiał się nad tym chwilę zastanowić, bo widział go dawno, ale był prawie pewien, że akcja dopiero pod koniec przenosi się poza grób. - W trumnie - dodał z jednej strony dla sprostowania, a z drugiej jako żart, bo wydawało mu się to jednak dość oczywiste.
- Hmmm, masz rację... ale chyba lepiej zmierzyć się z tym co tam czeka zamiast trwać przez wieczność w zawieszeniu - najgorzej, że po drugiej stronie też mogło czekać wieczne zawieszenie, ale w jakiś inny, może nawet mniej przyjemny sposób. Chyba najbardziej wolał wersję w której ludzie po śmierci po prostu przestawali istnieć poza swoim ciałem oraz tym co po sobie pozostawili.
- No nie wiem. To nie brzmi dobrze, Tate. Nawet nie moglibyśmy się dotknąć - powiedział to bez wcześniejszego namysłu i po fakcie zorientował się, że to dziwny powód do wspomnienia w ich przypadku. Nie sądził, aby kontakt fizyczny w ich przyjaźni był czymś wielkim, ale dobrze było wiedzieć, że w ogóle byli dla siebie namacalni. Wolał z tego przywileju nie rezygnować.
- Pomyśl o tym w ten sposób - jak mi powiesz, to będę mógł to zabezpieczyć przed innymi potencjalnymi złodziejami. Chyba byś nie chciała, aby ktoś inny zabrał Giorgio, hmm? - przeczuwał, że żadnego planu nie było, ale na wszelki wypadek musiał zastosować nuty szantażu emocjonalnego. Liczył, że w ten sposób ją złamie.
- No jasne. Też jestem dość głodny. Co powiesz na Beach Restaurant? - nie mieli mnóstwa opcji, ale Lowell pod względem gastronomicznym to był akurat względnie łatwy do zaspokojenia. Jeśli czegoś nie lubił, to Tate już o tym wiedziała, więc dogadywanie się w takich kwestiach nie stanowiło problemu.

Tate Callaway
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
Pokiwała głową z wyraźnym uznaniem, bo chyba byłaby to produkcja, która przypadłaby jej to gustu. Trumna? Brzmiało jak niezły fun. Ogólnie gdyby Tate nie została tytułowaną badaczką zjawisk paranormalnych, to pewnie zatrudniłaby się na cmentarzu jako grabarz. Albo płaczka, bo umiała płakać na zawołanie, a i udawanie skowytu i rozpaczy wychodziło jej całkiem dobrze.
- A może nic nas tam nie czeka - wzruszyła lekko ramionami, bo kontaktując się z duszami dowiadywała się, że te zmierzają w kierunku światła, ale co było później tego nie wiedziała. Może właśnie nicość i to tam trwało się później w zawieszeniu w oczekiwaniu na możliwość reinkarnacji. Bo Callaway wierzyła w ponowne narodziny. Kiedyś brała nawet udział w konferencji, gdzie ludzie opowiadali o swoich poprzednich życiach, a to sprawiło, że zaczęła zastanawiać kim była w poprzednim życiu i czy w ogóle kimś była. Równie dobrze mogło to być dopiero jej pierwsze życie. Z tą całą reinkarnacją to był prawdziwy temat rzeka i Tate godzinami mogłaby rozmawiać o duszach dzieci, które wybierają sobie rodziców. - Jeszcze gdybyś mnie dotykał - westchnęła ciężko, normalnie najciężej na świecie. Z tą bliskością faktycznie trochę się zagalopował. Głównie dlatego, że od zawsze okazywali sobie sympatię na milion innych sposobów, choć przytulasy też nie były innym obce. Jednak żadne z nich tego nie wyolbrzymiało, za długo się znali.
Ściągnęła brwi i przez chwilę była skora zdradzić Lowellowi swój sposób wyniesienia stąd żółwia, ale w ostatnim momencie potrząsnęła łepetyną.
- Hej, to tajemnica! Nie mogę ci powiedzieć, nie nagabuj mnie - ostrzegawczo wymierzyła w przyjaciela palcem. Wprawdzie nie chciała, żeby ktokolwiek zabrał Giorgio, ale w słowach Hawkinsa wyczuwała podstęp. Szybko jednak uniosła kciuk w górę, bo zaproponowana restauracja brzmiała bardzo spoko. - Mają tam dzisiaj muzykę na żywo. Pewnie jakieś smęty, ale zawsze to lepsze niż łupanka z jakiejś kiepskiej stacji radiowej - w zasadzie to była już gotowa do wyjścia, więc Lowell mógł łaskawie zrobić przebieżkę po sanktuarium, dokończyć sprawunki i zgarnąć manatki.

lowell hawkins
sumienny żółwik
-
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Skoro potrafiła wydawać tyle ciekawych dźwięków, to dlaczego nie pomyślała o karierze aktorki wokalnej? On czasem fantazjował o takim fachu i wygłupiał się w domowym zaciszu, ale jego powołaniem były ostatecznie żółwie i dynamicznie rozwijająca się kariera wikliniarska. Niewiele więcej było mu już do szczęścia potrzebne.
- To też byłoby w porządku - wzruszył ramionami. Jego wyobrażenie o życiu po śmierci nie było zbytnio optymistyczne, ale starał się to sobie maksymalnie racjonalizować. W ten sposób nie tworzyła się w nim nadzieja na ponowny kontakt z bratem lub matką.
- Nie wiedziałem, że tego potrzebujesz - odparł trochę prześmiewczo, ale no serio nie podejrzewał aby Callaway potrzebowała do szczęścia jego bliskości fizycznej. Z resztą, łapała go teraz za słówka, a to był wyłącznie przykład!
Wywrócił oczami i westchnął ciężko, ale był to wyłącznie zabieg komiczny. Dobrze z jej strony, że nie dała mu się tak zmanipulować. W odwrotnej sytuacji na bank nie potoczyłoby się tak samo, bo Lowell niestety nie potrafił stawiać mocnych granic. Asertywność była dla niego drogą bez końca, którą pokonywał małymi kroczkami.
- Uuuuu! Lepsze to niż karaoke - o ile ich śpiew mu nie przeszkadzał, tak większość ludzi na takich wydarzeniach zwyczajnie wyła jak głodne psy. Lowell to w ogóle lubił doświadczać sztuki na żywo. Rzadko miał na to szansę, więc był teraz podwójnie podekscytowany.
- No dobra. Możemy zrobić ostatni obchód w drodze powrotnej i się stąd zbierać - klasnął lekko w dłonie i poprowadził ją z powrotem do pomieszczenia w którym trzymał swoje rzeczy. Przy okazji upewnił się oczywiście, że wszystko było już przygotowane na wieczór i pożegnał się ze współpracownikami, a następnie udali się z Tate na wspaniały wieczór na mieście.
[ koniec ]
Tate Callaway
ODPOWIEDZ