właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#26

- Dobra, to jesteś gotowa, żeby mnie wprowadzić w świat nieuzasadnionej przemocy? - Zapytała schodząc na parter, gdzie znajdowała sie Eve. Blackwell udało się już rozpakować jakąś część swojej walizki, nie brała zbyt wiele rzeczy, głównie dlatego, że nie widziała takiej potrzeby. Najważniejsze, ze miała szczoteczkę do zębów, pastę, czysty ręcznik i jakąś koszulkę do spania. Do torby zapakowała też stary strzelający sprzęt dziadka i to właśnie z nim w ręku zeszła do Paxton. Była gotowa do działania.
- To na bank nie jest takie trudne, skoro tępe gliny potrafią z tego strzelać - Gin oczywiście sądziła, że większość policjantów to półgłówki, którzy lubią sobie czasem walnąć jakieś ciemnoskórego żeby się poczuć lepiej. Nie miała do nich zbyt wiele szacunku, szczególnie, że gdy pracowała w barze to żaden nie kwapił sie do pomocy przy schlanych, spoconych typach, którzy próbowali się przystawiać do każdej baby w okolicy, albo bijąc się ze sobą o pierdoły. -Pif paf - przystawiła oko do lufy celując przed siebie. Oczywiście broń nie była naładowana więc nic sie nie stało. - Prawie jak Black Widow - tylko ona miała lepszy sprzęt, o wiele lepszy sprzęt. - Dzięki, że mogę tu z Tobą posiedzieć - uśmiechnęła się i podała jej strzelbę, bo Blackwell absolutnie nie wiedziała co powinna z tym robić. W zamian za to podeszła do Jello, która akurat kręciła się w pobliżu i zaczęła sobie głaskać psine.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wyjaśnienie Sue Ann całej sytuacji graniczyło z cudem. Kobieta miała milion pytań do, co było doskonale zrozumiałe, bo Eve sprowadziła tu swoją byłą przez jakiegoś wariata, który pytał o nią na farmie Blackwell. Całe szczęście starsza pani znała sprawę z nekrofilem, więc nie trzeba było opowiadać historii od początku. Wystarczyło krótkie wyjaśnienie, które zyskało inne ścieżki dzięki wnikliwości Sue Ann. Oczywiście, że zapytała, gdzie będzie spać Gin i Eve zgodnie z prawdą odpowiedziała, że w dawnym pokoju brata. Pomieszczenie nie było już przesiąknięte jego obecnością. Neil zabrał część rzeczy, zaś resztę Paxton schowała na strychu. Teraz był to po prostu tylko pokój, który mogła udostępnić na co Sue Ann uniosła brew nie wierząc, że to nie skończy się lądowiskiem w jednym łóżku. Nie ważne jak bardzo Eve się zarzekała, że są tylko koleżankami, ona wiedziała swoje.
Z kuchni był dobry widok na schody, więc obie panie odwróciły się na nową lokatorkę.
- Musiałam podzwonić po sąsiadach i uprzedzić ich, że będziesz biegać po okolicy ze strzelbą – powiedziała przekonująco. - Stary Kermut zapytał, czy będziesz w toples. – Chwilę odczekała pozwalając trwać tej dziwnej ciszy i pozwalając Gin na reakcję zanim sama rzuciła krótkie. – Żartuje. – Nie była plotkarką. Znała sąsiadów, ale nie zamierzała im opowiadać ani tym bardziej informować o tym, że na jakiś czas zamieszkała z ex.
- Uważaj, bo przestrzelisz obraz. – Sue Ann musiała się wtrącić machając ręką w stronę dziwnego obrazka wiszącego na korytarzu. Przedstawiał on jakiegoś dzieciaka namalowanego pędzlem. Eve aż się zdziwiła, jak zwróciła na nie uwagę, bo niespecjalnie interesowały ją pomieszczenia na dole. Właściwie gdzieś miała wystrój, którym najwyraźniej zajmowała się starsza pani.
- Czy to jakieś sławne dziecko? – zapytała Paxton z podejrzliwością patrząc na dzieciaka i uznając, że przy pierwszej lepszej okazji na pewno go zdejmie. Aż dziw, że wcześniej go nie zauważyła.
- Podziękujesz, jak z Sue Ann nie skoczycie sobie do gardeł. – Nie bała się o tym mówić przy obu kobietach. Gin na pewno wiedziała jaki stosunek do niej miała starsza kobieta, ale to oczywiste. Sue Ann zachowywała się jak ciocia Paxton, więc chroniła ją jak tylko mogła (przy tym będąc wredną dla jej ex). – Chodź Atomic Brunette. – Wzięła od Gin strzelbę przy okazji zgarniając naboje, które wcześniej zostawiły w korytarzu. Jello oczywiście pognała za nimi a na podwórku dołączył Apollo. – Przejdziemy się kawałek do lasu. Dźwięk tak mocno się nie rozniesie jak na polu. – Trzymając strzelbę szła obok Gin cały czas myśląc o tym, czy zagrożenie było realne, czy facet po prostu chciał je nastraszyć. – Jesteś pewna, że chcesz się nauczyć strzelać? Broń to nie twój żywioł. Niby do picia z pięści jesteś pierwsza, ale do strzelania niekoniecznie. – Może gdyby musiała to Blackwell by kogoś zastrzeliła, ale tak jak wspomniała aktualnie uczyłaby się umiejętności „nieuzasadnionej przemocy”, bo aktualnie nie miała powodów by do kogoś strzelać.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Gin musiała też wkręcić jakiś kit swoim rodzicom, powiedziała, ze coś stało sie na farmie z ogrzewaniem, a że wieczory są coraz chłodniejsze to postanowiła się przekimać u Eve do momentu aż tego nie naprawią. Oczywiście mama sie zdziwiła, że Blackwell wolała zostać u byłej dziewczyny niż wrócić do rodzinnego domu. No było to podejrzane, ale co miała zrobić? Ne mogła mamie powiedzieć prawdy na swój temat, to nie wchodziło w grę. Nie chciała jej niepotrzebnie denerwować. - Dla starego mogę byc nawet w pełnym dragu, o ile mi zapłaci - odpowiedziała z łobuzerskim uśmiechem cały czas patrząc na Eve, bo wydawało jej się, że gdyby nawiązała kontakt wzrokowy z Sue Anne, to ta by ją zabiła i to w bardzo niemiły sposób. Dlatego Blackwell wolała nie ryzykować.
- O nie, to byłoby coś strasznego - odpowiedziała kobiecie wywracając oczami. - Ten obraz jest okropny, pewnie wyszedł spod Twojego pędzla Sue - no dobra może nie powinna być tak uszczypliwa w stosunku do kobiety, ale nie potrafiła się powstrzymać. Miała swój cięty język i niestety nie mogła nic z tym zrobić. Tak po prostu. Nie dało się tego już zmienić, za stara była na naukę dobrych manier.
- Atomic Brunette? A to coś nowego - zaśmiała się, ale grzecznie poszła za swoją byłą. - Mam nadzieję, że mnie nie zastrzelisz i nie zakopiesz gdzieś po środku lasu, bo to nie jest mój najlepszy strój na morderstwo - nie chciała żeby ją znaleźli w takich zwykłych ciuchach. Oczywiście wyglądała hot, tak jak zawsze, ale wiadomo, umiałaby to zrobić lepiej, gdyby wiedziała! - Mieszkanie na farmie też nie jest w moim stylu, a jakoś daje radę. Czasem życie nam zmusza do robienia czegoś, na co wcześniej nie miało się ochoty - chciała czuć się bezpiecznie i dobrze we własnych czterech ścianach, sądziła, że broń jej w tym pomoże. - Może strzelanie Tobie też pomoże - spojrzała na nią idąc obok. - Wyładujesz złość, może to lepsze niż płakanie - obie były silnymi kobietami i nie łatwo przychodziło im użalać się nad sobą. Może to był jakiś sposób? - Mogę Ci się do czegoś przyznać? - Zapytała zatrzymując się na chwilkę. - Trochę tęskniłam za robieniem czegoś z Tobą - chyba źle to zabrzmiało, a przynajmniej nie tak jak w tej chwili chciała żeby to brzmiało. - W takim sensie, a nie że w łóżku czy gdzieś - chociaż kto ją tam wie, może za tamtym też tęskniła.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Hola, Hola! – Uniosła obie dłonie dając kobietom znak, żeby przestały mówić. – Albo się dogadacie albo wam obu zafunduje ciche dni. – Groźba nie taka straszna, ale Eve potrafiła być uparta i dotrzymywała słowa, nawet jeśli to dla niej samej miałoby być bolesne. Wolała jednak to niż ciągłe słuchanie kłótni lub docinek między nimi. Nie potrzebowała dodatkowego stresu, który i tak już sięgnął zenitu, ale jako tako niektóre żarty trzymały ją w ryzach. Dlatego po nie sięgała. – Mówię poważnie. – Palcem wytknęła je obie, posłała surowe spojrzenie i zaraz razem z Gin wyszły z domu. Skoro Sue Ann przebywała na farmie w ciągu dnia i Blackwell również tu miała być, to niech lepiej znajdą wspólny język, bo Eve zafunduje im milczący koszmar.
- Naprawdę myślisz, że ściągnęłabym cię na swoją farmę, bo jakiś facet stanowi zagrożenie i Bóg jeden wie, co mógł ci zrobić, po to żebym sama mogła cię zabić? – Nie miałoby to sensu. – Prędzej wykorzystałabym to, że ktoś cię nawiedził i zrobiłabym wszystko tak, żeby wszyscy podejrzewali tego creepy typa a nie mnie. – To byłoby lepsze, o ile w ogóle rozważałaby zamordowanie swojej ex. Ba, zabicie kogokolwiek bez większego powodu. To nie było w stylu Eve. To co działo się w wojsku było czymś oczywistym. Ludzie umierali, jak to na wojnie, ale tu – w domu – Paxton jedynie czasem w złości myślała o tym, ale nigdy nie na poważnie. Nie była zabójcą, chociaż nikt nie wiedział co by zrobiła, gdyby na swej drodze spotkała mordercę Isabelle.
- Też wolałabym, żebyś nie musiała tego robić. – Gin nie miała ochoty strzelać i Eve to popierała. Im mniej osób posiadało tę umiejętność tym lepiej. Broń może i dawała poczucie bezpieczeństwa, ale była też odpowiedzialna za śmierć wielu istnień. Czasem też za śmierć kogoś, kto wykorzystał broń przeciwko sobie. Jak chociażby ojciec Eve, która o dziwo dość spokojnie trzymała strzelbę podobną do tej, której użył. – Nie chcę strzelać – Mogła nauczyć tego Gin, ale nie chciała tego robić w ramach wyładowania złości. – Napatrzyłam się na to i nasłuchałam w Afganistanie. – A przez PTSD swego czasu stanowiła zagrożenie nie tylko dla siebie, ale także dla otoczenia, dlatego wolała nie łączyć strzelania z „wyładowaniem się”. To nie był sposób. Nie dla niej.
- Jeżeli do tego, że jednak skusisz się biegać w toples na farmie starego Kermuta, to chyba wolę nie wiedzieć. – Wciąż trzymała się żartów, bo wspomnienie wyładowania agresji z pomocą broni oraz Afganistaniu wprawił ją w mały dyskomfort. Nie duży, bo nauczyła się już z tym żyć, ale łatwiej zapomnieć o tych słowach, gdy w tle unosiła się nutka rozbawienia.
Gwałtownie się zatrzymała i uważnie przyjrzała Blackwell.
- Jesteś wyjątkowo miła, jak na kogoś, kto przeze mnie musiał wynieść się z domu – stwierdziła luźno i uśmiechnęła się ciepło. – Czuje to samo. – Swego czasu świetnie się dogadywały. Nawet jeśli miały odmienne poglądy albo zdania, to znajdowały porozumienie i konsensus. W końcu nie chodzi o to, żeby być podobnym lub takim samym a żeby się dogadać i być przy tym sobą (o czym kiedyś Eve zapomniała). – Pamiętasz jak razem weszłyśmy do sklepu z komiksami przy tym spełniając fantazję wszystkich tamtejszych klientów? – One tylko chciały kupić sobie koszuli z superbohaterami, bo takie były dobre do spania. Paxton zwłaszcza preferowała te większe i przydługie. Lubiła luz, chociaż w kieckach czuła się naga.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Z góry sorry za wszystkie błędy świata i brak pogrubionych dialogów, ale z telefonu pisze :/


Wywróciła oczami, bo dobrze wiedziała, że ciche dni z Eve to nic przyjemnego. Już to kiedyś przeżywała i nie chciałaby do tego wracać. Co innego to denerwowanie tej ciotki-klotki. Gin zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że kobieta za nią nie przepada, ale zbyt wiele sobie z tego nie robiła. Co prawda będzie mieć na nią oko, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie dosypuje jej areszniku do herbaty. Nie ufała jej, chociaż ufała Eve, a Paxton najwyraźniej mogła polegać na tej Sue Ane więc może też powinna zmienic chociaż trochę swoje nastawienie. Ciężkie sprawy.
- Nie wiem, nie wszyscy są mistrzyniami zbrodni - co ona tam wiedziała o zabijaniu, nie byla Inej, ta by się mogła podzielić ciekawostkami na ten temat. - Jak mnie zaruchasz jak już umrę to kto wie, może się uda zwalić na kogoś innego - zażartowała, ale było to za obrzydliwie i sama się skrzywiła. - Przepraszam, ten dowcip mi nie wyszedł - oj zdecydowanie nie. Aż jej się zrobiło przykro, że taki piękny umysł jak jej wpadł na taki debilizm.
Widziała jak broń na nią wpływa i być może nie potrzebnie proponowała to wyładowanie emocji w ten sposób. - Przepraszam, wiem, że to przyciąga smutne wspomnienia. Nie pomyślałam... czasem coś powiem zanim pomyślę - było jej z tego powodu bardzo głupio. - To może sobie odpuścimy to strzelanie? Nie chce żebyś czuła się niekomfortowo... - na razie była względnie bezpieczna, w najgorszym wypadku pójdzie po prostu na żywioł i spróbuję użyć broni tak jak to było robione na filmach. Oglądała Die Hard, na bank coś się dzięki temu nauczyła.
- Zawsze jestem wyjątkowo mila - znów wywróciła oczami, bo ona tu sobie wypraszala takie rzeczy, że niby była niemiła kiedykolwiek... niech się Gin łudzi, ze jest aniołkiem. Chwilowo. - Przynajmniej to jakaś przygoda w życiu nie ? Było tak nudne, że aż musiał mnie nawiedzić nekrofil, następnym razem jak będziesz chciała mnie w ten sposób zaciągnąć na swoją farmę to po prostu zadzwoń - starała się to jakoś przerobić na żart, bo już i chyba nic więcej w tej sytuacji nie zostało. Tylko się śmiać. Gin bardziej rozpromieniła się na wspomnienie o sklepie i aż się cicho zaśmiała. - Pamiętam to chyba była najszczęśliwsza chwila w ich życiu, zobaczyli w końcu dziewczynę po raz pierwszy - biedne chłopaki prawie zeszły na zawał. - Albo jak nas zaczepial ten żul z mojej klatki... jak on się nazywał... Jednoręki Jerry, ten co mówił, że ma latynoskiego węża w majtkach - Gin miała ciekawych sąsiadów, nie ma co. Z uśmiechem wspominała jednak te chwile, bo pomimo tego, że często gdy dziwne, to jednak czuła się wtedy zadowolona ze swojego życia. Teraz było trochę inaczej. - Jesteś teraz szczęśliwa? - Zapytała, bo ja nagle takie rozmyślanie złapało.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie przepraszaj. To moje zmartwienia a nie twoje. – Posłała Blackwell blady uśmiech. Nie każdy musiał wiedzieć o jej traumach ani tym bardziej o nich myśleć. To jej sprawa i to ona powinna o siebie dbać. Podobnie było z alergią. Nie każdy musiał o niej pamiętać, ale osoba uczulona już tak. – Nie. W porządku. – Sama zaproponowała, że nauczy Gin strzelać i to nie tak, że nie potrafiła trzymać broni albo jej użyć. Po prostu skoro nie musiała to wolała tego nie robić a teraz cóż – musiała. Była to winna swojej ex. – Nauczę cię jej używać, żebyś sobie przypadkiem nie zrobiła krzywdy. Chodzi bardziej o to, że nie chcę pokazywać samej sobie, że strzelanie jakkolwiek może pomóc. – To mogło źle wpłynąć na jej psychikę. Pierwszy lepszy koszmar i zacznie strzelać, a potem okaże się, że do pokoju weszła Gin albo Sue Ann. Wolała nie doprowadzić do przypadkowego zabójstwa, gdy jej umysł będzie zmącony przez wizje dawnych traum. Podobnie było z zajadaniem smutków. Nauczenie się tego skutkowało, że człowiek robił to automatycznie, do czego Eve nie chciała doprowadzić (w tym przypadku z bronią).
- Nie wyobrażaj sobie. To mój nekrofil. – Owszem, mogły sobie żartować i negocjować czyj to był nekrofil i kogo w rzeczywistości nawiedzał. Mogły się z tego nabijać, bo faktycznie tylko to im zostało, co jednak nie zmienia faktu, że Eve cały czas z tyłu głowy pamiętała o tym, żeby zorientować się w sytuacji i dowiedzieć na policji czegoś więcej.
Uśmiechnęła się, bo najwyraźniej nie tylko ona pamiętała wizytę w sklepie z komiksami. To było ciekawe, bo miały ubaw z tamtejszych facetów. Może i nie powinny, ale pierwszy raz faceci patrzyli na nie z takim zwierzęcym głodem (albo jak na UFO).
- Jerry, jeży.. – zaśmiała się. – Facet mi mówił, że może i ma jedną rękę, ale dobrze wie, jak jej używać. – Z niedowierzaniem pokiwała głową, ale właśnie taki był jednoręki Jerry. Gadał głupoty, ale na swój sposób był uroczy, bo wydawał się nieświadom tego, jak niesmaczne były jego teksty.
Jednak nie wbijały one tak w ziemię, jak pytanie Gin. Zwaliło Eve w nóg. Kompletnie otumaniona nie wiedziała, co miałaby odpowiedzieć. Czy była szczęśliwa? Teraz? Jasne, że nie. Kiedy to ostatnio czuła? Nie pamiętała i świadomość zapomnienia o ów uczuciu sprawiła, że poczuła się w jeszcze większym dołku niż się aktualnie znajdowała.
Całe szczęście dotarły do lasu i mogła pięknie pominąć to pytanie. Udawać, że wcale nie zostało zadane.
- Trzymaj strzelbę. – Wcisnęła broń w dłoń Gin. – Nie podnoś jej do góry i nie machaj. Nawet dla zabawy a zwłaszcza, jeśli na linii znajduje się jakiś człowiek. – W tym przypadku to była ona, bo zostawiając Gin w miejscu, sama podeszła parę metrów do przodu i znalazła stare puszki, które zostawiła tu dawno temu. Niestety metal tak dobrze się nie rozkładał.
Postawiła puszki na starym przewalonym pniu. Chwilę jej to zajęło, bo brakowało pionu, więc puszki nie chciały współpracować, ale wreszcie utworzyła dla Gin trzy cele.
- Dobrze. Teraz podnieść broń. – Stała już przy Gin i pokazała dokładnie, jak ma ułożyć strzelbę. Poczekała aż Blackwell przyjmie pozycję i skorygowała broń, którą bardziej podparła o ramię. – Tędy patrzysz. – Wskazała na celownik. – Mocno ją trzymaj. Nogi bardziej w rozkroku. Prawda lekko do przodu. Mocno trzymaj się na stopach. Poczujesz odrzut i nie możesz pozwolić, żeby tobą machnęło. Zepnij mięśnie. – Mówiła i jednocześnie pokazywała wszystko na samej sobie udając, że trzyma strzelbę. Po tych pokazach jeszcze raz skorygowała postawę Blackwell, tym razem dłońmi przesuwając nogi albo układając ręce. – Teraz popatrz przez celownik. Jeden tutaj a drugi nad lufą. Oba mają być na tej samej linii. Widzisz cel? Dobrze. Teraz się skup i pamiętaj, że pociągasz za spust wraz z wydechem. Nabierz powietrze.. – Poinstruowała i w ostatniej chwili zrobiła krok w tył, żeby przypadkiem (w razie gdyby Gin machnęło) nie dostać częścią strzelby w nos.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Dobra, ale jeżeli będziesz się z tym źle czuć to przestajemy. Nie zależy mi na tym aż tak bardzo żeby powodować u Ciebie dyskomfort - powiedziała zgodnie z prawdą spoglądając na Eve z troską. Martwiła się o nią już od momentu, w którym znalazła ją na plaży. Wiedziała, że wplątała się w coś złego, czuła to w kościach i o... nagle pojawia się w jej domu nekrofil. Blackwell powinna ufać swojej intuicji. Może dzięki temu zaszłaby gdzieś dalej niż do zostania farmerką. - Jak bardzo będę tego potrzebować to pójdę na strzelnicę, nie chciałabym żebyś się z tym czuła źle - mówiła prawdę i tylko prawdę. Teraz, gdy sobie o tym pomyślała to czuła się jak skończona idiotka, że w ogóle wpadła na pomysł strzelania. No ale słowo sie rzekło, czasu cofnąć nie mogła.
- Ohoho, już sobie przywłaszczyła - udawała wielce oburzoną. - Uważaj, bo będę o niego zazdrosna - dodała, chociaż powinna w tym momencie się ugryźć w język. Ponownie jednak najpierw mówiła, a później myślała. Uśmiechnęła się więc tylko zadziornie, bo nic już jej innego nie przyszło do głowy.
Wybuchła śmiechem słysząc opowieść o Jerrym. To była barwna postać. - W to nie wątpię, widziałam co nieco... ma się zresztą czym pochwalić, kiedyś się wypróżniał na klatce schodowej to chcąc nie chcąc zobaczyłam to i owo... - co było obleśne, ale Gin była chyba przyzwyczajona do takich sytuacji. Mieszkała w nie najlepszym miejscu, ale przynajmniej było tanie i mogła się dzięki temu samodzielnie utrzymać z pensji barmanki. Nigdy nie było jej lekko, ale dawała radę. Tak jak i teraz, gdy być może funduszy miała wiecej, ale natłok obowiązków ją przytłaczał.
Zauważyła to, że Eve nie chciała jej odpowiedzieć na pytanie. Zdawała sobie też sprawę, że brak odpowiedzi czasem bywa odpowiedzią. Na razie nie miała w planach kontynuować tego tematu, pomęczy ją o to innym razem.
Później wzięła od Paxton strzelbę i starała się wykonywać jej wszystkie polecenia. Próbowała też to wszystko jakoś zapamiętać żeby wiedzieć na przyszłość jak się odpowiednio ustawić do strzału, chociaż pewnie w prawdziwej, dynamicznej sytuacji, nie miałaby na to zbyt wiele czasu. - Dobra... ważne, że wiem, że lufa jest z przodu - zażartowała sobie w ten mało zabawny sposób, a później rzeczywiście się skupiła. Wzięła wdech, na chwilę wstrzymując oddech żeby ustawić porządnie cel i... wypuściła powietrze naciskając na spust. - Kurwa mać - warknęła, bo okazało się, że chybiła. - Jeszcze raz... - była zawzięta, ale za drugim razem też nie za bardzo jej to wyszło. Wkurwiła się więc i musiała wziąć kilka porządnych oddechów zanim podeszła do trzeciego strzału. - W ten sposób to za bardzo nikogo nie obronie - spróbowała jeszcze raz, bardziej skupiając się na celowaniu niż samym wystrzale. Chwile jej to zajęło, ale gdy już wystrzeliła to pocisk zahaczył w końcu o puszkę. Nie trafiła w sam środek, ale przynajmniej już coś się wydarzyło. - Praktyka czyni mistrza co? - Uśmiechnęła sie do kobiety i spróbowała jeszcze raz, tym razem było już też nieco lepiej i kolejna puszka spadła na ziemię. - Czuję się teraz tak jakbym była bardzo silną i niebezpieczną kobietą - powiedziała do Eve, bo było to bardzo dziwne. Nagle była pewna siebie, broń dawała jej poczucie siły. Nie wiedziała czy to dobrze, czy źle.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Kurwa mać.
- Nie myśl za dużo. Im bardziej ci zależy trafić w cel tym gorzej. – Emocje zwiększały napięcie i przyśpieszały bicie serca, co w stresujących sytuacjach było nieuniknione, ale ważne aby moment strzału był tą jedyną sekundą, podczas której wszystko się zatrzymuje. To jeden moment, kiedy ręka nie może zadrżeć a głowa ma być całkowicie pusta. – Chyba, że cel się wkurzył. Wtedy to pomaga. – Wszystko zależało od sytuacji, lecz teraz chodziło tylko o puszki. Co takiego puszki zrobiły Blackwell? Nic wyjątkowego, ale kobiecie zależało, żeby w nie trafić. Chciała się czegoś nauczyć i to nieco przeszkadzało w dobrym celowaniu. To jak z nauką czegokolwiek. Kiedy wkuwa się coś na egzamin to idzie w chuj ciężko, ale głupie ciekawostki ze świata, które nie pomogą w zdaniu ekonomii zostają z człowiekiem na zawsze. Przeczytał je tylko raz i są.
- Myśl o sobie. Masz obronić siebie – starała się jakoś nakierować kobietę jednocześnie obserwując jej postawę, to jak trzymała ręce i czy strzelba nie była dla niej za masywna. Mogłaby nauczyć Gin strzelać z krótkiej broni, ale lepiej żeby umiała obsługiwać się czymś, co miała w domu. Strzelba po dziadku wcale nie była taka zła. Jeżeli nie trafi w cel to przynajmniej chociaż go wystraszy.
Popatrzyła na puszkę starając się ignorować wystrzał. Kiedyś sam dźwięk był dla niej dużym problemem. Teraz, kiedy wiedziała, skąd pochodził i że nie celowano do niej, była spokojna. Nie dopadała ją irracjonalna panika, jak to było po powrocie z wojska. Byle strzelanie z gaźnika w aucie było ogromnym stresem, ale teraz dawała radę. Nie było tak wspaniale, ale znośnie. Wiedziała jednak, że gdyby tylko sama zaczęła strzelać w ramach wyżycia się, to przyjęłaby złą strategię dojścia do siebie. Nie chciała tego. Nie chciała, żeby strzelanie kojarzyło jej się z czymś dobrym.
- Zawsze byłaś silna. – Broń nie mogła dawać jej tego poczucia. – Chociaż dopiero teraz jesteś niebezpieczna. – Z uniesioną bronią, dlatego Eve do niej podeszła i ręką powoli nacisnęła na lufę sugerując, żeby Blackwell ją opuściła. – Nie nauczę cię bycia wyśmienitym strzelcem, ale najważniejsze żebyś wiedziała, jak się obchodzić z bronią, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy. – Bez podstaw niektórzy nie mieli pojęcia na przykład o tym, że spust był bardzo delikatny, gdzie było zabezpieczenie lub w którym miejscu ją się ładowało. To wszystko Eve pokazała swojej ex i zasugerowała, żeby jeszcze wystrzeliła parę razy w stronę puszek. Musiała poczuć się pewniej z bronią, ale Paxton liczyła, że kobieta nie będzie musiała jej używać. Sama się o to postara.
W trakcie ostatniej krótkiej serii poczuła wibracje telefonu. Od razu spojrzała na wyświetlający się na ekranie kontakt i dłonią pokazała Gin, żeby sobie nie przeszkadzała. Niech ćwiczy dalej a Paxton przeprowadzi krótką rozmowę z kimś, kto wcześniej od niej nie odbierał.
- To Lorenzo – wyjaśniła krótko po skończonej rozmowie. – Zapewniał, że to nie mógł być facet z lasu, więc zostaje nekrofil. – Ewentualnie jeszcze to coś powiązanego z Galanis, ale uznała, że kobieta pozbywając się dwójki mężczyzn wyeliminowała wszystkie możliwe zagrożenia. Przynajmniej chciała w to wierzyć. Łatwiej broniło się przed chudym nekrofilem niż jakimiś wyspecjalizowanymi wariatami. – Czemu wszyscy pytają mnie „Znowu się w coś wpakowałaś”? – Bo oczywiście, że Lorenzo o to zapytał. – Czuje się jak dziecko, które przysparza rodzicom samych kłopotów. – Pokręciła głową i westchnęła z rezygnacją. Te wszystkie osoby, nawet nie wiedziały, jak bardzo pragnęła świętego spokoju. - Co najzabawniejsze, wszystkie te sprawy wiążą się z moimi byłymi. Jakim cudem? - Pytała bardziej samą siebie, bo nie była jakimś hiper romantykiem. Nie była w wielu związkach, a jednak ostatnio najczęściej na jej telefonie wyświetlały się numery ex'ów. To jakaś plaga. – I jak? Lepiej ci idzie? – Szybko zmieniła temat na umiejętności strzeleckie Gin i kiwnęła głową na znak, żeby pokazała co umiała. Jeżeli Blackwell zechce to może tu codziennie przychodzić i ćwiczyć.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Nie byłam - uśmiechnęła się niemrawo - to tylko poza, wiesz, że kłamstwo powtarzane cały czas, w końcu może stać się prawdą i tak to chyba działa. Przez lata sobie mówiłam o tym, że jestem silna i chyba sama w to uwierzyłam, ale wątpię żeby to była prawda. - Gdyby tak było to nie bałaby się konfrontacji z własnymi uczuciami i przeszłością. Zmierzyłaby się jakoś z tym i dumnie ruszyła do przodu. Mogła iść na terapię, mogła wziąć się w garść zamiast topić smutki w alkoholu. Mogła zrobić wiele rzeczy, ale nie zrobiła. Wolała sie nad sobą użalać, być opryskliwa w stosunku do ludzi i trzymać wszystkich na dystans. - Jasne, ale obym nie musiała nigdy tego próbować robić - oczywiście fajnie się tą broń trzymało i nagle czuła się ważna, ale tak naprawdę to chyba nie chciałaby się znaleźć w położeniu, w którym musiałaby jej użyć i zrobić komuś krzywdę.
Blackwell starała sie jak mogła żeby ustrzelić kolejną puszkę, ale nie udało jej się to. O dziwo strzelanie nie było takie łatwe. Dopiero jak Paxton kończyła swoją telefoniczną rozmowę to Gin po raz pierwszy trafiła w środek puszki, która spadła na ziemię. Ginevra była z siebie w chuj dumna i miała nadzieję, że Eve też będzie. Jednakże w jej oczach widziała coś innego niż dumę. Bardziej niepokój? Może to było to.
- Szuka Cię facet, dla którego obie jesteśmy za ciepłe - to brzmiało jak słaby żart, ale niestety była to prawda. Gin była w chuj ciekawa czego ten człowiek może chcieć od Eve. Będzie chciał jej zrobić krzywdę? Zastraszyć? Nie miała pojęcia i to chyba było najbardziej niepokojące, bo nie wiedziała czego może się spodziewać. - Najwyraźniej wszyscy Cię dość dobrze znamy i wiemy, że nie możesz usiedzieć na miejscu bez pakowania się w kłopoty - powiedziała podchodząc do kobiety i położyła jej dłoń na ramieniu. - Ale pakujesz się w problemy żeby pomóc innym, a to chyba cena, którą warto ponieść co nie? - Zapytała delikatnie się do niej uśmiechając. - Byłymi.. pfff... - prychnęła i machnęła ręką - oprócz mnie, reszta byłych jest mało istotna - żartowała sobie w ten sposób i odłożyła gdzies na bok broń żeby było bardziej bezpiecznie. Lepiej żeby nie trzymała spluwy ciągle w ręku. - Lepiej mi jednak wychodzi tańczenie na stole, na jednej nodze po pijaku - do tańca miała dryg, do tego cóż, chyba nie koniecznie. - Będę musiała chyba jeszcze trochę poćwiczyć, ale już bez Ciebie. Może jak będę sama to mnie nie będziesz tak stresować i jakoś lepiej pójdzie - bo tak to jednak czuła na sobie czyjś wzrok i chciała być jak najlepsza, a jak się starała za bardzo to nic z tego nie wychodziło.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- A może tak długo wmawiałaś sobie to całe udawanie, że wreszcie uwierzyłaś w swój brak siły? – zasugerowała delikatnie się uśmiechając. Nie nabijała się z Gin, ale po sobie wiedziała, że umysł lubił płatać figle. Blackwell mogła uważać, że nie była silna, więc postawiła na wmawiać sobie że musiała udawać. W którym jednak momencie poznać, że to całe udawanie już nie było potrzebne? Że jednak nabrało się siły? Ciężko. – Jak dla mnie zawsze byłaś silna, ale to nie oznacza, że nie masz prawa do chwil słabości. – Chciała ją pocieszyć. Być może dlatego, bo sama już w siebie nie wierzyła, więc musiała uwierzyć w kogoś innego. Przekazać coś dobrego, co choć trochę podniesie drugą osobę na duchu. Nie robiła tego dla siebie. Czuła w kościach, że już nie było dla niej nadziei. Nawrót depresji dawał jej w kość i im dłużej to trwało tym trudniej było udawać, że wszystko „grało”.
Zawiesiła spojrzenie na Blackwell chcąc pociągnąć ten żart dalej. Znana była z humoru. Lubiła też ten czarny. Nie przeszkadzał jej, ale w aktualnym stanie psychicznym już chyba nic nie było w stanie jej podbudować. Jednak doceniała starania kobiety.
- Może właśnie dzięki temu nic nam nie grozi? Może po prostu.. sama nie wiem. Chciał mnie nastraszyć, żebym nie pomagała policji w kolejnych śledztwach? – Taka opcja też wchodziła w grę. Nie była psychologiem kryminalnym, ale ciężko było jej uwierzyć, że ktoś kto bał się konfrontacji z żywymi i dobierał się do martwych, rzeczywiście stanowił dla niej jakiejś zagrożenie. Może po prostu chciał wywołać w niej strach? Nic więcej.
- To najwyraźniej znacie mnie lepiej niż ja sama. – Nigdy nie uważała, że miała tendencję do pakowania się w kłopoty. Ona tylko wykonywała swoją pracę. – Często o tym zapominam – stwierdziła cicho skoro Gin stała blisko i najpierw spojrzała na jej dłoń na swoim ramieniu, a potem na twarz starając się uzmysłowić sobie, że wcale nie bezwartościowa. Przecież robiła coś dobrego.. niestety, jak wspomniała, często o tym zapominała. Zwłaszcza ostatnio. – Czyli przywłaszczasz sobie miejsce nadrzędnej ex? Tej najważniejszej? – zapytała desperacko chwytając się odrobiny żartu. Drażnienia się z Gin, co kiedyś uskuteczniały dość często. Robiły to w żartach, trochę na przekór, ale jak przekraczały granicę to przynajmniej miały za co przepraszać (w ten przyjemny sposób).
- Chyba zapomniałaś o swoim breakdance’owym wyczynie na Halloween. Nie wiem jakim cudem zrobiłaś to wszystko na barze i nie spadłaś. – To było istne szaleństwo, ale też żywią Gin. W porównaniu z Eve kobieta była nader imprezowa. Nie żeby Paxto nie przepadała za towarzystwem, ale nie należała do imprezowiczek i na pewno nie upijała się jak ex. Dzięki temu często była jej kierowcą.
- Jasne. Przychodź tu w wolnej chwili, ale zabieraj ze sobą Apollo, dobrze? - Musiała mieć pewność, że kobieta będzie bezpieczna. - W ogóle, co słychać u twojego brata? - Sama dawno nie widziała się z Remi'm. Nie miała czasu albo po prostu to sobie wmawiała, bo już nie umiała utrzymywać relacji. - Zapłodnił kogoś? - zapytała siląc się o uśmiech i biorąc broń razem z Gin ruszyły z powrotem w kierunku domu.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Uśmiechnęła sie niemrawo. - Gdybym była dostatecznie silna to nie byłoby mnie tutaj - i nie mówiła tu konkretnie o farmę Eve, a ogólnie o Lorne Bay. Nie umiała się wystarczająco zmotywować do działania, bała się nieznanego i dlatego zamiast wyjechać do dużego miasta, gdzie mogła zostać choreografem, wolała być barmanką tutaj. Nigdy nie wyjechała dalej niż do Brisbane. Mówiła wiele o pięknych miejscach w świecie, o wakacjach, zabytkach, które chciałaby zobaczyć, ale to wszystko były tylko puste słowa, bo nie miała wystarczając dużo sił, żeby rzucić wszystko w pizdu i wyjechać. Tak po prostu. Tłumaczyła się też, że nie chciała gdzieś jechać sama, chociaż nie ma się co oszukiwać, potrafiłaby sobie wszędzie znaleźć jakieś towarzystwo. Nie miała problemu z nawiązywaniem relacji, a po prostu czymś sie przejmowała. Coś ją ograniczało. - To dobrze, że chociaż potrafię utrzymać pozory - nie pozwalała sobie na słabości. Gdyby ściągnęła z siebie tą maskę twardej babki to rozwaliłaby się na milion kawałków, a nie miała pod ręką nikogo, kto pomógłby się jej pozbierać. Czuła się w tym dość mocno osamotniona.
- Może... jakoś nie wyobrażam sobie, że dałby radę komuś zrobić krzywdę, ale oglądałam wystarczająco dużo seriali, żeby wiedzieć, że cicha woda brzegi rwie, a jemu bardzo źle patrzyło z oczu - jeżeli już miała być szczera to nie chciałaby tego człowieka spotkać po raz drugi. Było w nim cos przerażającego, chociaż fizycznie wydawał się być typem, którego mógłby pokonać silniejszy wiatr.
- Kwestia obserwacji - uśmiechnęła się do niej lekko - pomagasz ludziom, a to jest ważne... chociaż oczywiście byłoby lepiej dla Ciebie, gdybyś te sprawy zostawiła policji i zajęła się czymś spokojniejszym. Wiem, ze tego nie zrobisz. Może to kwestia adrenaliny, albo lubisz jak ktoś chce Ci skopać dupsko. - No albo jedno i drugie, nie była jednak psychologiem żeby jej tu robić jakieś analizy. - Z tym drugim mogę Ci zawsze pomóc - stwierdziła puszczając do niej oczko, bo jeżeli potrzebowała oberwać to na Gin mogła liczyć. Miała w sobie wiele złości.
- Bo widzisz Eve... jestem pewna, że moim przeznaczeniem jest występowanie w cyrku, dlatego ten bar wydawał się być idealnym miejscem. Wyobraź sobie mnie na linie metry nad ziemią, to dopiero byłby wyczyn - może powinna spróbować, nie miała lęku wysokości więc czemu nie. - Dobra, będę brać ze sobą psa - kiwnęła głową, chociaż wtedy pewnie będzie srać po gaciach, ze przypadkowo zwierzaka postrzeli więc być może nie był to najlepszy pomysł. - U Remiego? Nie wiem. Chyba wszystko okej, nie słyszałam, żeby miał jakieś dramy. Dawno sie nie widzieliśmy, ale mama nic nie mówiła. - Remi był idealnym dzieckiem, mama nigdy na niego nie narzekała. Na ich brata Logana też zresztą nie, chociaż ten był kawałem chama, całe szczęście teraz siedzi gdzieś na Kajmanach. Gin zdecydowanie bardziej przypominała z charakteru Logana niż Remiego, nie była dobrą osobą i nie widziała w sobie zbyt wielu pozytywnych cech. - Jezu, oby nie - aż się przeżegnała kierując swoje kroki w stronę domu. - Wyobrażasz sobie mnie jako ciocię? Absolutnie. - Nie widziała się nigdy z dzieckiem na ręku. To do niej nie pasowało. Nie umiała się zajmować małymi ludźmi. - A Ty Eve, chcesz mieć dzieci? - Zapytała, bo nigdy o tym nie rozmawiały. - Oczywiście jak już przestanie na Ciebie polować jakiś psychol - chociaż pewnie wtedy pojawi się jakiś inny.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Poradzimy sobie z nim – zapewniła niepewna, czy dawała otuchy Blackwell czy tylko samej sobie. Miała wrażenie, że tkwi w piekielnej dziurze, z której nie umie się wydostać. Stała tutaj, rozmawiała ze swoją ex, oddychała, czasem się uśmiechała i instruowała ją jak ma strzelać, a jednak jednocześnie czuła, że wcale jej tutaj nie było. Że robiła to wszystko z automatu byleby przystosować się do rzeczywistości, kiedy w środku brodziła w bagnie własnego żalu, poczucia winy i smutku. Była tak pochłonięta walką z tym wszystkim, że nie zauważała rzeczy dookoła. Była ignorantką i kłamczuchą, bo nie potrafiła przyznać się, że sobie nie radziła.
Nienawidziła siebie za to; błędne koło.
- Chyba po prostu próbuje zrekompensować to, że ja żyję a inni nie – wymamrotała przez chwilę odrywając się od rzeczywistości. Zapomniała, że w ogóle nie powinna o tym mówić. Nie należało wkładać Gin do głowy czegoś, co ją nie dotyczyło. Miała swoje problemy i niestety jeden dodatkowy przez Eve, która przez to czuła się fatalnie. Na szczęście w porę się otrząsnęła, mruknęła dwa razy oczami, wywaliła je nawet tak, jakby była zaskoczona czymś co zobaczyła daleko i zaraz się uśmiechnęła. Robiła dziwne miny. – Naprawdę myślisz, że byłabyś zdolna skopać mi dupsko? – zapytała chcąc wymazać poprzednie słowa. Wolała puścić je w niepamięć, przestać analizować coś co teraz nie było ważne. Najpierw musiała zająć się jednym problemem (nekrofilem), potem resztą i dopiero na końcu sobą.
- Wiesz co? – Przystanęła na moment i uważnie przyjrzała się Gin. – Faktycznie masz w sobie coś z cyganki. – Bo Paxton była pewna, że to właśnie cyganie podróżują w cyrkach. Nie znała się na tym. Nigdy nie była w cyrku i się nimi nie interesowała. Była zdania, że znęcano się tam nad zwierzętami. Z oczywistych powodów była temu przeciwna.
- Może skorzystaj z tego, że lepiej żebyś nie była sama i spotkaj się z nim? – Im częściej Gin będzie otaczać się ludźmi tym większego prawdopodobieństwo, że nekrofil jej nie dopadnie. – Czemu nie? Uczyłabyś dzieciaka tańca na barze. Każdy mu pozazdrości takich umiejętności. Wiesz, będziesz tą cool ciocią, z którą jako pierwszą napije się piwa, bo lepiej żeby z tobą niż z innymi gówniarzami, którym coś odbije. – Matka Polka się znalazła. Wychowywanie dzieci to jakaś abstrakcja. Sama się ich bała, a raczej odpowiedzialności za człowieka, którego musiałaby nauczyć jak żyć. Sama tego nie wiedziała, więc jak niby miałaby przekazać komuś cenną wiedzę?
Gwałtownie się zatrzymała sprawiając, że Gin prawie na nią wpadła.
- Nie masz dziś serca, co? Dobijesz mnie tymi pytaniami. – Mimo wszystko uśmiechnęła się i otworzyła drzwi od razu zauważając, że nie było butów Sue Ann. Musiała już wrócić do domu. Dobrze. Przynajmniej Paxton nie będzie patrzeć jak kobiety się kłócą (przez kolejne dni zdąży się tego na słuchać). – Trochę się tego boję. Wiesz, odpowiedzialności za drugiego człowieka, ale myślę, że gdyby moja partnerka tego chciała, to zgodziłabym się. Pomogłabym jej wybrać dawcę, a potem w nocy jeździłabym do sklepu, żeby kupić pikle i lody czekoladowe. Znosiłabym jej humory, a kiedy miałabym dość to zamykałabym się na hali z psami. – Prychnęła z nutką rozbawienia, bo wszystko to wydawało się być abstrakcją. Czymś, co nigdy się nie wydarzy. – A ty? Chciałabyś mieć rodzinę? - Przystanęła przy blacie w kuchni zaglądając do blaszki, z której unosił się przyjemny zapach dania przyrządzonego przez Sue Ann. - Czego się napijesz? - Wyjęła dwie szklanki i bez pytania zaczęła nakładać kolację.

Gin Blackwell
ODPOWIEDZ