projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Minęła kolejna godzina, a ona dalej nie mogła zasnąć. Wysunęła bose stopy spod prześcieradła, najciszej jak potrafiła zajrzała do pokoju Tessie i obserwowała przez chwilę, jak dziewczynka miarowo oddycha, oddając się spokojnym snom. Ciekawiło blondynkę o czym śniła córka, rano ją o to zapyta. Wyglądała uroczo z rozrzuconymi w nieładzie puklami, nieco odkryta, bo przecież zmieniła pozycję milion razy, ale wciąż mocno ściskała tego olbrzymiego delfina, który wylądował ostatecznie obok łóżka, bo w nim było trudno mu się zmieścić. Leo, jak każda matka, poprawiła okrycie drobnego ciałka, spojrzała raz jeszcze na ten rozczulający ją widok i zeszła do kuchni. W pomieszczeniu nie było żadnego śladu po starciu, które właściwie nie dało żadnych ofiar. Zupełnie jakby nic niekomfortowego nie miało miejsca. Napełniła szklankę wodą, zagryzła wargę. Wiedziała, że musi zadzwonić, że nie znajdzie spokoju. I to nic, że dochodziła dwudziesta czwarta, dobrze wiedziała, że on wcale nie spał. Wróciła do swojego pokoju, odnalazła komórkę, po czym wybrała numer, który wolałaby zapomnieć.
-Po co dziś przyszedłeś? - żadnego cześć, żadnych przeprosin, że zawraca głowę. Od razu przelała swoją złość, którą przez tak wiele godzin starała się stłumić. Jak słychać, nie wyszło. -Powinieneś uprzedzić. Zapytać jakie mamy plany. Mówiłam, przecież, że nie możesz się pojawiać i znikać, a ty... Robisz dokładnie to. Pojawiasz się i znikasz. Dlaczego, Hunter? Co chcesz tym osiągnąć? - wyrzuciła z siebie więcej. Złości. Niezrozumienia dla jego działania. I jeszcze raz złości.

Hunter Williams
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Nie miał powrotnego lotu tego samego dnia, więc zmuszony był przenocować w hotelu. Dom matki był miejscem w którym nie chciał być, poza tym był już posprzątany i przygotowany do wejścia ludzi, którzy mieli przygotować go na sprzedaż. W hotelu miał świeżą pościel, jedzenie, room service i tak dalej. Nie musiał się stresować i nie atakowały go smutne wspomnienia umierającej matki. Ten dzień i tak dał mu w kość, ale chyba pomógł mu jednocześnie podjąć pewne decyzje i dostrzec, że on się do podmiejskiego życia zdecydowanie nie nadaje.
Za towarzystwo miał butelkę ulubionej whisky i hotelowy telewizor na którym oglądał jakieś teleturnieje. Nie sądził, że ktoś przerwie jego spokój, chociaż w sumie nie był zaskoczony, że dzwoniła Leonie.
- Ciebie też miło słyszeć piękna. - prychnął nieco już pijany. Aż odsunął telefon od ucha gdy podniosła na niego głos. Kusiło go się rozłączyć, ale jego przekorna natura podpowiadała, by dolać oliwy do tego ognia. - Dostałem zaproszenie od solenizantki. - przypomniał na swoją obronę - To po pierwsze. Po drugie... Ty miałaś mi powiedzieć na czym stoję, ale nie powiedziałaś, więc skoro ciebie ustalenia nie obowiązują, to dlaczego mają obowiązywać mnie. - wzruszył ramionami kpiąco - Po trzecie?... eee tak, trzecie, nie mogę się pojawiać i znikać jako jej ojciec. A ja jak było widać jestem tylko wujkiem. Takim co przywozi zajebiste prezenty, ale TYLKO wujkiem. - wycedził przez zaciśnięte zęby - Spokojnie, nie będę burzyć twojego idealnego życia żony ze Stepford. A Tess nie musi wiedzieć, że jest idealny tatuś nim nie jest. Sama na to nie wpadnie. Mam nadzieję, że nie będzie potrzebowała nigdy przeszczepu czy transfuzji. Z całego serca jej tego życzę Leo. Będę sobie mógł pozostać beztroskim wujkiem ze Stanów. I w końcu! Ale to w cholernym końcu będę mógł przestać jak dureń na ciebie czekać! - warknął. Jak się chciała kłócić przez telefon, to on chętnie. Miał pijacko bojowy nastrój.

leonie turner
christmas time
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Blondynka czuła jak z każdym słowem rozmówcy przyspiesza jej oddech. Coraz mocniej zaciskała palce na swoim telefonie ze złości, która wcale nie malała, a rosła w zastraszającym wręcz tempie. Denerwowała się również na samą siebie. Czego niby się spodziewała, wybierając numer Huntera tak późno? Powinna być właściwie zaskoczona, że coś oglądał - słyszała telewizor w tle - a nie gdzieś balował. Dobrze wiedziała, że on wciąż wiódł "stare" życie. Do jakichkolwiek zmian nie motywowało go najwidoczniej nic - ani upływający czas, ani utrata matki, ani świadomość, że biologicznie jest ojcem. Dobrze mu było, jak było. A mimo to wylewał swoją frustrację na niej, co też Leonie nie odpowiadało. I chociaż była trzeźwa, nie potrafiła być mądrzejsza. Puścić mimo uszu tych wszystkich zarzutów oraz pretensji. Nie umiała ugryźć się w język...
-Masz rację, jesteś skończonym durniem, skoro ciągle na mnie czekasz. I do tego jesteś bezczelny, bo idealne życie już dawno mi zburzyłeś - warknęła, oskarżając właśnie wprost i na głos Huntera Williamsa o wszelkie swoje błędy przeszłości. Tej odleglejszej, jak i tej nie tak do końca zamazanej przez upływający czas. -Powiedziałam ci, że będziemy chcieli powiedzieć Tessie, ale to nie działa tak, że raptem za dwa dni zrzucimy na nią taką bombę, skoro doskonale wiesz, że mała przeżywa rozstanie moje i Ephraima. Miałeś też się zastanowić czy chcesz zostać tylko wujkiem, czy będziesz ojcem. Ale rozumiem, że mamy już odpowiedź, odpowiada ci niezobowiązująca rola wujka. No i super. Mamy ustalone czy jak wytrzeźwiejesz zmienisz zdanie i staniesz w konkursie na idealnego ojca? - prychnęła zirytowana, nie odpuszczając mu ani trochę. Myślała, że mają to za sobą. Te dziecinne przepychanki ludzi, którzy nie do końca wiedzą czego chcą, co będzie dla nich dobre, boją się sięgnąć po to, co upragnione... Jednak nie. Ciągle mieli względem siebie żal, cholernie dużo żalu, a on wylewał się z nich w najmniej spodziewanych momentach. Nie potrafili ze sobą rozmawiać już od dawna. To nie tak, że działo się w ten sposób zawsze, nie... Niegdyś, jeszcze kiedy byli niewinnymi nastolatkami, wystarczyło im jedno spojrzenie, by wiedzieć co jest nie tak. Jeden, drobny gest bądź uśmiech potrafił obojgu dodać otuchy. Lata mijały, każde z nich wybrało własną ścieżkę. Te drogi choć pozornie podobne, różniły się diametralnie i kroczyli nimi w większości samodzielnie. Dystans rósł. Aż dotarli do punktu, kiedy choć bardzo chcieli się spotkać, to nie umieli. Nie tak jak kiedyś... Czy Leonie tego żałowała? Bardzo. Jednak chyba o wiele mocniej wściekała się na siebie za to, że nie umiała powiedzieć sobie stop, kiedy był na to jeszcze czas. Mogli tego wszystkiego uniknąć - niekomfortowych sytuacji, krzywych spojrzeń, złości, żąlu, wstydu. Naprawdę mogli... Mogli też nie stracić tak wiele z tego, co zbudowali. A teraz... Każde z nich stało nad przepaścią. I nie było nikogo, kto mógłby ich uratować przed pochłonięciem przez tę otchłań czającą się gdzieś za cienką granicą, którą chyba już przekroczyli... -Pomyślałeś w ogóle o Tessie? O tym, że przez twoje chcemisię tu być może znaleźć sie na jakimś plotkarskim portalu? Że ja mogę się tam znaleźć? Dobrze wiesz, że budzisz sensacje wszędzie tam gdzie się pojawisz... A ja naprawdę... Naprawdę nie potrzebuję sensacji. A przede wszystkim Teresa ich nie potrzebuje. Jest... Jest wystarczająco trudno bez tego - dodała jeszcze, nie do końca, wiedząc czemu. Na początku Leo wciąż była zła, ale wraz z każdym kolejnym zdaniem, ba słowem, słychać było jak opadała z sił. Podobnie jak działo się każdego dnia... Traciła siły. Była sama. A przecież... Nigdy nie umiała być sama. Jak to się stało, że znów pochłaniała ją samotność? Pojedyncza łza spłynęła po policzku kobiety. Oznaka smutku. Bezradności. Bezsilności. Nie radziła sobie... Cały świat, jaki znała, przestał istnieć. Nie tylko Teresa była zagubiona... Nie tylko...

Hunter Williams
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Nie zamierzał przepraszać za to, że wiódł takie a nie inne życie. Ciężko na nie pracował, nigdy nie ukrywał, że tego właśnie chciał - sławy, fanów, pieniędzy. Wcześniej w domu było krucho z pieniędzmi, gdyby nie to, że był bogaty, jego mama pewnie żyłaby dużo, dużo krócej. Każdego dolara na koncie zarobił uczciwą pracą, choć wielu uważało, że bycie muzykiem to nie praca. Nie chciał z tego rezygnować i nie sądził, by kiedykolwiek to się zmieniło. Nie uważał też, by posiadanie rodziny tego wymagało. Było wielu muzyków, czy aktorów, którzy mieli rodziny, żony, dzieci i tak dalej. Jedni trzymali swoje rodziny w cieniu, z dala od błysku fleszy, inni dzielili się każdym szczegółem swojego życia ze światem. Ale kariera rodziny nie wykluczała. Dlatego nie umiał zrozumieć wymagań Leonie. I może dlatego finalnie podjął taką a nie inną decyzję.
Prychnął głośno.
- Gdyby nie ja, to pewnie i tak byś go nie miała. - wiedział, że bije gdzie zaboli. Córkę Leonie miała z nim, nie z mężem. Nawet zaczynał się zastanawiać, czy pan kapitan byłby w stanie dać Leo potomstwo. Ale te rozmyślania zostawił dla siebie. Co go nie powstrzymało przed byciem złośliwym. Skoro ona nie była zbyt miła, to dlaczego on miał być.
- Oddaję walkowerem. - odparł - I tak nie sprostam twoim wymaganiom. Nie pasuję do tego obrazka. Jeśli kiedyś Tess odkryje prawdę, to się nie będę wykręcać, ani nie będę wciskać jej kitów. Jeśli będzie chciała, to będzie się nawet mogła do mnie przeprowadzić. - pomyślał, że nastoletnia Tessie nie będzie chciała mieszkać w takiej dziurze i bardziej będzie ją fascynować życie w wielkim mieście na drugim końcu świata, z wujkiem/ojcem celebrytą. - Ale póki co nie musicie burzyć jej maleńkiego świata. Tak będzie dla niej lepiej, prawda? - on to robił dla niej. Nawet jeśli się wydawać mogło, że było inaczej. Mógł zatrudnić najlepszych adwokatów i uzyskać prawo do opieki nad córką. Mógł pewnie nawet wywalczyć to, żeby z nim mieszkała przez jakiś czas w roku. Ale wiedział, że to by dla takiej pięciolatki było trudne i by tego nie zrozumiała. Tęskniłaby za tatą i mamą, a on nie mógłby poświęcić jej stu procent uwagi, bo miał taką pracę jaką miał. Nie chciał rezygnować z kariery. Poza tym od niej zależał byt nie tylko jego, ale też jego zespołu i innych ludzi, którzy dla niego pracowali. Jego praca to były zarobki dla kilkunastu osób, z czego część miała dzieci.
Zaśmiał się.
- Nie jestem Britney. Nie śledzą mnie paparazzi na każdym kroku. Jeśli jakaś szalona mamuśka nie wrzuci mojego zdjęcia na swojego insta, to świat się nie dowie, że tam byłem. - pokręcił głową, bo chyba przeceniała teraz jego sławę. Szukała może dziury w całym. - Słuchaj Leo. Ja się nie muszę w ogóle pojawiać w Lorne. Dom mamy jest już wystawiony na sprzedaż. Pozamykam tu wszystkie sprawy i nie będę musiał tu już nigdy przyjechać. Jakby Tessie mnie nie zaprosiła, to bym nie przyjechał. Więc nie rób tu ze mnie najgorszego ze złych. Jedno słowo i więcej mnie nie zobaczysz. Słowo. - spoważniał i nawet odstawił na stolik nocny butelkę. Znów wybór pozostawił jej. Jeśli chciała, to więcej go nie zobaczy, nigdy. I był zdolny słowa dotrzymać. Może nawet trochę tego chciał, bo może to by mu pomogło ruszyć dalej, poznać kogoś, zakochać się, mieć swoją rodzinę. Nie taką, którą miałby cały czas wrażenie, że komuś ją ukradł.

leonie turner
christmas time
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Nikt nie kazał mu przepraszać za to, co wybrał. O wiele jednak prościej byłoby dla wszystkich, gdyby trzymał się raz obranego kursu, bez zbaczania z niego, ani cofania po to, co teoretycznie zostawił za sobą. Tak się Leonie czuła przed laty, kiedy to od własnej matki dowiadywała się o rozwoju kariery Williamsa, a następnie z plotkarskich stron. Oboje nie oglądali się za siebie. Dlaczego więc musieli komplikować, kiedy na siebie wpadali? I może owszem, rodzina nie wykluczała sławy, ale Hunter zapominał, że z ich dwójką nie było to tak łatwe. On jako frontman rockowej grupy zbudował pewną reputację, a ta towarzysząca Turner wcale nie należała do tych z serii godna zazdrości, kiedy jeszcze blask kobiety roznosił się po świecie modelingu, a nazwisko znaczyło wiele. Długo pracowała nad tym, żeby zgiełk ucichł. By nikt nie doszukiwał się czegoś tam, gdzie nie było nic. I nie chciała wracać, nie chciała wracać do tego, co z takim trudem zostawiła za sobą. A powrót do Huntera na jego warunkach oznaczałby dosłowne pchanie się w paszczę krwiożerczego lwa, który jedynie czekał na powinięcie się nogi przez któreś z nich. Mógł sobie mówić co chciał, ale ich związek nie zostałby przemilczany. Niestety, nie. A takiego zamętu nie potrzebowało żadne z nich.
Nie poznawała go, Od kiedy Williams stał się osobą, która chciała dołożyć jej jak najwięcej zmartwień? Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, żeby ją zranić? Zadrżała, bo doskonale rozumiała sens wypowiedzianych przez mężczyznę słów. I nie chciała dać mu tej satysfakcji, że cel został osiągnięty tak łatwo. Przynajmniej nie wprost.
-Nie. Nie przeprowadzi się do ciebie. Nigdy. Rozumiesz? Obiecaj mi to, że mi jej nie zabierzesz - poprosiła błagalnie, desperacko, bez zastanowienia. Wizja Teresy w wieku dorastania, studentki, kobiety posiadającej własną rodzinę, ale każdy z tych wariantów łączyło jedno - Tess dowiadywała się prawdy o swoim pochodzeniu. O kłamstwach matki. I kończyło się tak samo - nienawiścią. Odcięciem. To największy strach, jaki towarzyszył Turner od kiedy Williams pojawił się w miasteczku. Że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, a ona zostanie sama i znienawidzona. I mogła znieść wiele, ale nie utratę jedynego dziecka... Największego skarbu... Sensu, który wciąż trzymał ją w ryzach, choć wewnątrz odchodziła od zmysłów. Musiała być dla niej silna.. Gdyby nie ona... Już dawno, by się załamała w jeden z tych sposób, z których nie była dumna, nawet jeśli to tylko mgliste wspomnienia radzenia sobie ze stresowym sytuacjami...
-Nigdy nie wiesz - syknęła zirytowana, bo powoli traciła cierpliwość do lekceważącego podejścia Williamsa. On był niczym Britney dla Lorne oraz okolic, a zwłaszcza dla Lorne. Dlaczego tak bardzo unikała miejsc publicznych, kiedy przychodziło im rozmawiać? Naprawdę się tego nie domyślał? Tu, w małym miasteczku, wszystko wyglądało inaczej... -Ty mówisz poważnie, że słowne zaproszenie Tessie, które kierowała dosłownie do każdego przed tą imprezą, zrobiła na tobie aż takie wrażenie?! Na litość boską, Hunter! Teresa to dziecko, bardzo otwarte i bezpośrednie dziecko! Do tego sympatyczne, zawsze uśmiechnięte i potrafi skraść serce każdego! Nie traktuj więc tego jako nie wiadomo co, co musiałeś koniecznie spełniać, bo uwierz mi, nie zauważyłaby, że ostatecznie nie dotarłeś! - wrzasnęła wściekła tym, że Hunter raz za razem decydował się zasłaniać właśnie prośbą pięciolatki dla usprawiedliwienia swoich czynów, wyborów. W tej chwili rozumiała też niechęć Burnetta do pomysłu wspólnego wyjazdu, który ona zaproponowała, zwłaszcza, że jak zwykle przedstawiła nie te argumenty, które były właściwe. -Zniknij, Hunter, zniknij i oszczędź mi kolejnych komplikacji, błagam cię. Ja już... Nie mam siły, okej? Nie mam siły walczyć i z tobą - jęknęła, pragnąć się rozłączyć, ale tego nie zrobiła. Zamiast tego rozpłakała się, więc wyszła na taras. Chłodny wiatr oplótł ramiona blondynki, kolejna rzecz, dając raz jeszcze do zrozumienia Turner, że jest sama i zagubiona. Sama i zagubiona...

Hunter Williams
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Jakby był trzeźwy, to nigdy by nie powiedział na głos tego, co powiedział. Nigdy nie chciał jej ranić. Ale widocznie nie umiał się ugryźć teraz w język. Był zmęczony tą dramą o którą się nie prosił, zmęczony ciągłymi wyrzutami, tym, że non stop coś robił źle. Nie znał się na tym i czuł, że nieustannie przegrywa w tej grze. A ciągłe przegrywanie w końcu człowieka męczy. Wolał robić coś, na czym się zna.
- Mogę ci obiecać, że ja ci jej nie odbiorę. Ale jeśli się o mnie dowie i będzie chciała mnie poznać, czy mieć ze mną cokolwiek wspólnego, to tego jej nie zabronię. Jeśli to będzie jej wybór, to będzie mogła nawet u mnie zamieszkać. Ale ja, sam z siebie, nie będę próbować o nią walczyć. Pasuje ci to? - zapytał. Nie mógł składać obietnic, których realizacja nie zależała od niego. Uważał, że obiecywanie czegoś, co mogłoby się wydarzyć za kilka, kilkanaście lat było nie fair wobec Tess. Jeśli dowie się prawdy, będzie może chciała dowiedzieć się o Hunterze czegoś więcej i on nie chciał jej tego zabraniać. Wiedział ile sam by dał za możliwość poznania ojca.
Pokiwał głową, ale jej słowa były trudne do przełknięcia. Myślał, że robi dobrze, a tymczasem okazywało się, że nie można traktować poważnie tego co mówi pięciolatka. Tylko ona się cieszyła na jego widok i podobały jej się prezenty od niego... no w każdym razie większość. Znów ta gra której zasad nie rozumiał.
- Cóż... myślałem, że będzie jej miło jak przyjadę. - odparł upijając kolejny łyk z butelki. Przez Leonie zostanie alkoholikiem, bo to już nie pierwszy raz jak pił przez nią. Przynajmniej wpisywał się w stereotyp rockmana. Jeszcze powinien był wciągnąć kreskę i zaliczyć jakąś panienkę. I tak wszyscy go o to podejrzewali, nawet jeśli w życiu nie wziął twardych narkotyków i nie gustował w łatwych panienkach.
Jej kolejne słowa były jak nóż wbity w serce. Chyba po cichu liczył na to, że go zatrzyma, że powie "nie, nie znikaj, chcę byś został". Przeliczył się. Pora była wyleczyć się z Leonie Turner raz na zawsze.
- Dobrze. - odparł smutno - Nigdy nie było moim zamiarem utrudnić ci życie Leo. Naiwnie wierzyłem, że kiedyś będziemy razem. Ostatnio nawet bardziej. Ale widzę, że to dziecięce marzenie. Pozamykam swoje sprawy w mieście i wyjadę. Nie musimy się już nigdy spotkać. - czuł jak w środku coś w nim umarło, ostatnie ziarenko nadziei uschło. - To koniec. - powiedział na głos to, co tłukło się w jego głowie. Cicho i smutno, ale powiedział to na głos.

leonie turner
christmas time
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Powiedzmy - odparła chwilę po tym, jak uspokoiła swój oddech, powstrzymała histeryczny płacz zrozpaczonej matki. Głęboki wdech, jeden drugi. Nie do końca odpowiadała blondynce ta deklaracja, bo przecież ona zawierała jakiś element dopuszczający ujawnienie prawdy, ale... Niewielki. I całkiem możliwe, że nie musiał on zaistnieć. Teresa uwielbiała swojego tatusia, którym był Ephraim. Burnett wciąż chciał być ojcem dla dziewczynki.. Może więc tak zostanie już do końca. Tak jak było od początku i jak zawsze być powinno. -Nie możesz nikomu o tym mówić. Że masz ze mną dziecko. Nie chcesz chyba złej prasy, nadszarpnęłoby to twoją karierą. Tak więc... Zatrzymasz to dla siebie - dodała jeszcze dość trzeźwo, modląc się w duchu, że Williams nie wypaplał wcześniej połowie miasteczka o tym, czemu tu wciąż wraca, kiedy już pochował matkę. Chociaż Leonie wcale nie uważała, żeby blondyn wracał z powodu ich córki... Miała nieodparte wrażenie, że to tylko wymówka. Nie chodziło o nią, ani o jej dobro. Nie ukrywał w końcu tego, że się nie znał. Niby chciał się tego nauczyć, jak być ojcem, ale... Gdzieś podskórnie Turner przeczuwała, że nie chodziło tu wcale o to, by zaimponować Tess, a jej samej. I cóż, nie szło to najlepiej. Może przez to, że aktualnie, każde z nich, znajdowało się na zupełnie innym etapie życia. A te etapy, niestety, im przyjrzeć się im bliżej, nie miały ze sobą za wiele wspólnego... Właściwie, praktycznie, nic.
-Na pewno było jej miło. Przez całe pięć minut. Może i tyle samo byłoby Tess smutno, a może i wcale. Nie wiem nawet czy pamiętała o tym zaproszeniu, skoro nie pisnęła do mnie ani słówka - cóż, w swojej złości, Leonie nie do końca orientowała się, że dosłownie kopie leżącego z każdym kolejnym wypowiadanym przez siebie stwierdzeniem. Nie taki miała cel. Pragnęła jedynie uświadomić, że owszem, ważne są pragnienia oraz słowa dziecka, ale nie można brać ich na równi poważnie, co dorosłego. Przynajmniej nie za każdym razem... A ze względu na obecną sytuację życiową, Teresa nieco nadużywała swojego uroku, co powoli stawało się dla rodziców problematyczne. Tyle że... Skąd Hunter miałby o tym wiedzieć? Rzadko pytał o to jak się ma dziewczynka, czy radzą sobie lepiej, wszelkie próby konwersacji o niej Leo czuła, że inicjuje samodzielnie za każdym razem, a wymiana zdań ostatecznie jest maksymalnie krótka...
-Powtórzę to, co powiedziałam ci w nowy rok, Hunter. To po prostu nie jest dobry czas. Może go przegapiliśmy, może... Wszelkie może jest nieważne. Przepraszam, że narobiłam ci nadziei. To koniec. I oboje wiemy, że to jedyna decyzja, którą po czasie uznamy za właściwą. I, że powinniśmy byli to powiedzieć wprost już dawno - to nie tak, że blondynce te słowa przychodziły z lekkością... Pomimo tego, że od piętnastu lat w swoich życiach bywali jedynie na chwilę, to jednak Turner zdarzało się za nim tęsknić, zwłaszcza w okresie przed poznaniem Burnetta. W ostatnich miesiącach uczucie tęsknoty powróciło, zapewne przez wzgląd na świadomość, jak wiele ich łączyło. Tessie. Myślała, jak wyglądałoby ich życie, gdyby z nim uciekła tuż przed ślubem. Jakim byłby ojcem. Miała nawet nieodparte wrażenie, że może warto dać temu szansę... Skoro tu był, skoro się nią interesował, skoro chciał jakoś się angażować... Jednak to nie było właściwe. Nigdy już nie będzie. Nie mogli dać sobie szczęścia. Mieli inne cele, co innego motywowało ich, by rano wstawać oraz zaczynać nowy dzień. Nie spotykali się nawet w połowie. Środek ciężkości rozkładał się zupełnie inaczej... Leonie chciała chronić Teresę, a Hunter siebie. Ona chciała spełniać pragnienia dziecka, on te należące do niego... Zmienili się. Bo przecież ona też kiedyś taka była, ba pozwoliła sobie, raz jeszcze, być olbrzymią egoistką, gdy zagubiła się pod koniec roku w tej nowej, przerażającej rzeczywistości, powiększając i tak ogromnych rozmiarów bałagan. Kiedyś, by się dogadali bez problemu. Dziś jednak... Wydawało się, że nie ma na to szans i tak, to koniec. Może też dlatego, bez żadnego dodanego pa, rozłączyła się, starając się znaleźć ukojenie w ciszy. Leonie nie mogła jednak poradzić nic na to, że ten brak dźwięku w swym spokoju, dla niej, był cholernie przerażającym zjawiskiem.

zt leo

Hunter Williams
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ