asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
gra miejska

Myśli o decyzjach, które podjęła ostatnio, nie pozwalały jej spać. Przewracała się z boku na bok przez cała noc, ze wszystkich sił próbując je uciszyć, ale poległa z kretesem. Nic nie pomogło – ani głębokie, miarowe oddechy, na których próbowała się skupiać, ani spokojne leżenie z zamkniętymi oczami w marnych próbach udawania przed własnym organizmem, że jednak śpią, ani tym bardziej naliczenie tysięcy owiec, podczas którego tak czy siak zgubiła się dziesiątki razy (a niby powinna być dobra w liczeniu). Nie usypiały jej nawet dobrze znane podcasty, które zazwyczaj świetnie robiły robotę, a głupie ASMR włączone przez nią w ramach dania sobie ostatniej szansy tylko ją zdenerwowała. Serio, jak można wysłuchiwać szurania, szeleszczenia i cudzych szeptów i nie tylko być przy tym zupełnie spokojnym ale jeszcze się relaksować? Nie rozumiała koncepcji… I nawet trochę żałowała, że jej nie rozumie. Ostatecznie poddała się nad ranem i kiedy słońce powoli wznosiło się nad horyzont, aby rozpocząć nowy dzień, Kayleigh uznała, że rozpocznie go również. Leżenie plackiem powiązane z głęboką frustracją nie miało najmniejszego sensu. Spacer o poranku był lepszą opcją. Ubrała adidasy, ciepłe spodnie dresowe i bluzę, bo o tej porze było jeszcze chłodno. Nad Sapphire River unosiła się mgła, ale zupełnie się tym nie przejmowała – miała w końcu inne zmartwienia na głowie. Porzucenie starej, bezpiecznej pracy, zostanie współwłaścicielką nowej, o której w gruncie rzeczy nic nie wiedziała, zaciągnięcie długu u swojej wspólniczki… Było tego sporo.
Nogi same zaniosły ją w to miejsce, gdy słońce wynurzało się zza latarni morskiej. Wyglądała na opuszczoną. To właściwie zabawne, mieszkała w Lorne Bay praktycznie od zawsze, a znalazła się w tym miejscu po raz pierwszy. Z drugiej strony, chyba nie powinna się dziwić, gdy była młodsza nie miała czasu na spacery. Musiała dążyć do swoich celów. Zawsze dążyć do celów. I na co jej to przyszło?
Usiadła na plaży w pobliżu ścieżki i podciągnęła kolana pod brodę, obejmując nogi ramionami. Pozwoliła myślom odpłynąć, być może nawet w końcu przysnęłaby choćby na moment… Ale wtedy usłyszała czyjeś kroki. Senność rozpłynęła się w jednej chwili. Serce podeszło jej do gardła, gdy przypomniała sobie, dlaczego wcześniej nie zapuszczała się na spacerki (szczególnie samotne!) po Sapphire River – tu nie było bezpiecznie. Ile razy słyszała o tym, że ktoś kogoś okradł lub napadł właśnie w tej dzielnicy? Zdecydowanie zbyt wiele! Nie bez powodu właśnie tutaj zlokalizowane było Shadow… Albo może to przez obecność Shadow w okolicy kręciło się tyle podejrzanych typów? Mieszkała tu już od kilku tygodni i do tej pory jeszcze nic złego jej się nie przytrafiło, ale do tej pory była też uważna… Teraz pozwoliła sobie na opuszczenie gardy i miała za swoje! Zresztą, nic nowego, zawsze dostawała za swoje za przejawy głupoty, a jednak przez cały czas w kółko była głupia.
Powoli się podniosła i znów nasłuchiwała. Kroki zdawały się być coraz bliżej, zbliżały się zza krzaków tuż za plażą. Rozejrzała się wokół siebie w poszukiwaniu czegoś, czegokolwiek, czym mogłaby się ewentualnie obronić… Ostry kamień albo nawet przeklęta meduza! Była niewyspana, okej? Kilka kroków od siebie znalazła… patyk. Niezbyt duży, niezbyt gruby ale patyk. To zawsze coś, prawda? Sięgnęła po niego szybko, ledwo zdążyła się wyprostować…
- Nie podchodź, będę się bronić! – oznajmiła, starając się zabrzmieć jak najbardziej pewnie siebie, kiedy na plażę w końcu wypadł facet. Cholera, był znacznie większy, niż mogła przypuszczać… Miała przechlapane.
Tylko nie daj po sobie poznać, że jesteś przerażona, Kayleigh, oni to wyczuwają i zaraz będzie po tobie…

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Mocne postanowienie, by nie wypaść z wojskowej rutyny, już dawno poszło się kochać w krzaki. Próbował tłumaczyć się przed samym sobą, że to wszystko przez zupełnie inne warunki tutaj, w Lorne, niż tam, w bazie, inny klimat, otaczali go inni ludzie i wcale nie musiał być już przykładem.. A tak zupełnie szczerze, po prostu najczęściej wolał się wyspać. Zrywanie się skoro świt tylko po to, żeby biegać na czczo dłużące się kilometry z odpowiednią prędkością to nie było coś, co chciał robić codziennie; od czasu do czasu, pewnie, czemu nie, jeśli akurat udało mu się położyć spać jak dziadek i wstać razem z drącymi japę ptaszkami. W bazie nie było ptaszków. Nie tęsknił za nimi; za każdym razem, kiedy wracał, z tym samym zaskoczeniem odkrywał na nowo, jak bardzo potrafiły wrzeszczeć z samego rana.
Ptaszyska ptaszyskami, ale jego syn na czterech łapach bardzo lubił to poranne bieganie, jeżeli już udało im się wyruszyć.. A i on nie miał nic przeciwko, jeśli już wyruszył. To była jedna z tych zależności, gdzie wystarczyło zacząć, a potem jakoś już samo leciało. Z bieganiem było tak samo. Muzyka w uszach, jakieś pierdoły, które Spotify myślał, że Gust polubi, a których wcale nie lubił, rytm wystukiwany przez długie susy, znacznie szybszy ten, które wybijały psie pazurki na chodniku; przyjemnie.
Przynajmniej dopóki na swojej drodze nie zobaczył kobiety z kijem, wyciągniętym prosto w jego stronę.
- Ollie, stój. Waruj. Waruj, powiedziałem. - nie miał w zwyczaju krzyczeć na swojego podopiecznego, ale tym razem nie wzięli ze sobą długiej smyczy, więc Gust się po prostu przestraszył. Nie, nie tego, że mógłby coś zrobić tej dziewczynie, bardziej tego, że gdyby dalmatyńczk do niej podbiegł, mogłaby go uderzyć. A wtedy obawiał się, że mógłby jej zrobić krzywdę. Jego dłoń z automatu poszła do boku uda, gdzie zwykle znajdował broń, ale.. Nie nosił broni w Lorne. Zamiast tego zrzucił słuchawki, pozwalając im spaść na kark i zadyndać na klatce, obie dłonie podniósł na wysokość swojej głowy, zerkając to na nią, to na swojego zjeżonego psa.
- Ale o co chodzi? - rzucił w jej stronę, nie opuszczając rąk, spięty, mierząc wzrokiem potencjalnego oponenta. Była raczej niewielka, nie wydawała się silna ale już nie raz popełnił ten błąd w ocenie. Gdyby nie to, że nie był w tym momencie sam i musiał myśleć o swoim psiaku, nie miałby żadnej obawy, ale.. O ile Ollie posłusznie warował przy jego nodze, o tyle nie miał pojęcia jak zachowałby się, gdyby dziewczyna postanowiła zaatakować. Broniłby go, czy uciekł? Wolałby tą drugą opcję, sam poradziłby sobie znacznie lepiej w walce wręcz, bez obawy, że przy okazji może zahaczyć swojego psiego dzieciaka.
Milion myśli przechodziło mu przez głowę, a żadna z nich nie powiedziała, że to wszystko to mogło być zwyczajne nieporozumienie..

kayleigh fitzgerald
golabki
AR#7194
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z jakiegoś powodu widok psa towarzyszącego tajemniczemu złoczyńcy odrobinę ją uspokoił. Gdyby to był rottweiler, pit bull albo choćby klasyczny owczarek niemiecki, pewnie przestraszyłaby się jeszcze bardziej, bo bronienie się przed człowiekiem – nawet wielkim, dwumetrowym i szerokim w barach jak, nie przymierzając, pancerna szafa – to jedna sprawa, ale jednoczesne bronienie się przed nasłanym na nią psem, to już zupełnie coś innego! No bo jak miałaby walczyć z czworonogiem? Nawet najbardziej agresywnie wyszkolonym. Nie było takiej opcji. Nieznajomy był jednak opiekunem dalmatyńczyka. Pies sporych gabarytów, to fakt, ale… Dalmatyńczyki słyną raczej z tego, że są urocze i kochane, a nie z tego, że rozszarpują gardła głupim, małym idiotkom, które zabłądziły w niewłaściwe miejsce plaży o niewłaściwej porze. Mimo wszystko – przezorny zawsze ubezpieczony, więc na wszelki wypadek nie opuszczała gardy i…
I w sumie to nie wiedziała, czego oczekiwała. Jej nerwy były napięte do granic możliwości, wszystkie zmysły w najwyższym stopniu wyostrzenia (oczywiście jak na stan po nieprzespanej nocy), serce jak oszalałe waliło jej w piersi. Gotowa była na wszystko. To znaczy tak naprawdę pewnie nie, bo gdyby cokolwiek się stało, najprawdopodobniej by spanikowała – ale tak czy siak nie działo się absolutnie nic. Ona się nie ruszała, jej napastnik się nie ruszał… Nawet ten uroczy dalmatyńczyk mógł zupełnie nie wiedzieć, co dalej.
- Jeśli mnie zaatakujesz albo napadniesz albo okradniesz, będę zmuszona się bronić – powtórzyła względnie spokojnie, chociaż jej głos był znacznie wyższy niż zazwyczaj. - Ostrzegam. Ja… Wszyscy wiedzą, że tu jestem – dodała pierwszą rzecz, która przyszła jej do głowy, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że nie miała najmniejszego wszyscy. Jacy wszyscy? I gdzie tak właściwie było tu? Poza tym o tej porze?
Prawdopodobnie gdyby była w stanie myśleć racjonalnie, już chwilę wcześniej zorientowałaby się, że robi z siebie kretynkę, ale na tym etapie jej mózg funkcjonował na nieco innych zasadach i bardzo ciężko było mu zrezygnować z myśli, na którą raz się nakręcił... To wymagało czasu.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Gdyby miał typowego psa obronnego, miałby przynajmniej motywację, żeby porządnie go wytresować. Oswoić z podobnymi sytuacjami w warunkach kontrolowanych i mieć stu procentową pewność, że będą stanowić zgraną brygadę w razie potrzeby... Tymczasem Ollie znał się na komendach w stopniu, w którym każdy inny kanapowiec. Popisy cyrkowe, łapa, siad, noga, waruj, zostań i właściwie to tyle z tego asortymentu. W dodatku Gust naprawdę nie był pewny, jak będzie z jego posłuszeństwem; przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wyczuwa zdenerwowanie jego pana. Mógł być najbardziej łagodnym stworzeniem na świecie, instynkt robił swoje.
Przynajmniej nie musiał się obawiać o to, że dziewczyna posądzi go o posiadanie broni. Biegał zazwyczaj w tym śmiesznym, przylegającym do ciała termo-wdzianku, które chyba przeznaczone było zwykle dla rowerzystów. Nie miał pojęcia, używał go, bo nie krępowało ruchów i było do tego wszystkiego ciepłe. Z drugiej strony.. No właśnie, nie bardzo miał się czym bronić, oprócz swoich własnych pięści. Jego wyobraźnia sunęła do przodu jak szalona, próbując obmyślić jakąkolwiek taktykę pasującą do tej sytuacji. Obserwował sposób w jaki stoi, to, jak trzyma swojego badyla, położenie jej ramion; wszystko to, co mogło mu zdradzić jej planowane ruchy i.. Tu nie było żadnego planowania. Była przerażona. Zajęło mu chwilę, zanim to zauważył, huh?
- Podoficer Gustav Johansen, wojsko lądowe Australijskich Sił Obrony. - pierwsza zasada wybijania z rytmu przeciwnika, nie? Przedstawić się kulturalnie, imieniem, nazwiskiem i stopniem. Postąpił pół kroku w jej stronę, obierając trasę po półkolu, bardziej za sprawą wyćwiczenia, niż świadomie podjętej decyzji; coś co robił już tyle razy w życiu, że weszło mu w krew. Nadal nie opuszczał dłoni z widoku, wiedział, że to ułożenie nawet pomogłoby sparować ewentualny atak. Stawiał kroki ostrożnie, przesuwając się powoli, ciało napięte, w gotowości do nagłego ruchu.
- Odłóż to. Nie chcę ci zrobić krzywdy. - ton odpowiadał krokom, spokojny, chociaż chłodny, wyważony, w założeniu nie zdradzający żadnej emocji. Musiał się zbliżyć do niej tylko na tyle, żeby ją rozbroić, potem mógł zacząć zadawać pytania.. No, chyba, że postanowi zacząć współpracować, sama się rozbroi i wyspowiada z tego, dlaczego do ciężkiego pana chciała go w ogóle zaatakować.

kayleigh fitzgerald
golabki
AR#7194
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że była przerażona! Być może gdyby okoliczności były nieco inne – gdyby udało jej się zasnąć w nocy choćby na dwie godziny, gdyby po jej głowie nie plątało się wcześniej mnóstwo irytujących, dręczących i szczerze niepokojących myśli, gdyby w nieodpowiednim momencie nie przypomniała sobie o tych nieszczęsnych plotkach, które dotyczyły Sapphire River albo gdyby chociaż nieznajomy, który wyłonił się zza krzaków, nie był tak postawny i poważny – być może Kayleigh udałoby się zachować w tej sytuacji przynajmniej cień logicznego myślenia. Niestety, żadna z tych rzeczy nie potoczyła się inaczej, więc teraz stała na środku plaży na ugiętych lekko nogach (nie z powodu strategii, a przez idiotyczną miękkość stawów) z tym głupim kijkiem w rękach i nie miała bladego pojęcia ani co wyprawia ani co powinna zrobić. Przynajmniej wiedziała, że mając do wyboru fight or flight wybierze skrajny idiotyzm. Podobno zawsze warto poszerzać wiedzę o samej sobie…
- C-co? – Może rzeczywiście zasady, które znał, miały coś w sobie, bo Kay poczuła się wybita jeszcze bardziej z równowagi, kiedy się jej przedstawił. Słówko podoficer, po którym nastąpiło równie przerażająco brzmiące wojsko skutecznie ją zdezorientowało i ogłupiło do reszty. W głowie powstała jej ziejąca dziura w miejscu, gdzie jeszcze wczoraj znajdowały się przynajmniej szczątki rozsądku. Mimo wszystko, to chyba była zmiana na plus w porównaniu z paranoją sprzed kilku chwil. Otworzyła paszczę bez większego zrozumienia. - Ale... - zaczęła powoli, zupełnie naturalnie opuszczając niżej swoją broń wyboru, jaką był żałosny, nawet nie do końca groźny drewniany kij. Zmarszczyła brwi. Zerknęła znów na tajemniczego gościa, który wyłonił się z krzaków, potem na jego psa, który wydawał się zestresowany, to fakt, ale nijak nie groźny, potem znów na gościa... Była nadal nie do końca przytomna, jeśli chodziło o władze umysłowe, ale udało jej się zorientować, że wyglądał, jakby się do niej... Skradał? Przekrzywiła głowę.
- Hej... Hej... Ale poczekaj, okej? - poprosiła uprzejmie, chociaż głos jej mimowolnie odrobinę zadrżał. Dlatego odchrząknęła. - Jestem Kayleigh. Kayleigh Fitzgerald - przedstawiła się, skoro i on to zrobił. Zakładając, że w ogóle mówił prawdę... Chociaż w tamtym momencie nawet nie byłaby w stanie znaleźć powodów, dla których mógłby kłamać. Wobraźnia była dość mocno ograniczona. - I naprawdę nie chciałabym żadnych kłopotów. Także czy mógłbyś... No wiesz... - nie miała bladego pojęcia, czy wiedział, ale miała szczerą nadzieję, że jednak trochę ma. Przełknęła ślinę. Cholera, wielki facet się do niej podkradał, myśląc, że się nie zorientuje! Miała opuścić gardę? Mogłaby. Niby był oficerem wojskowym. Nie powinien być w związku z tym groźny. Wojskowi to uczciwi ludzie, nie? Ale co jeśli nie mówił jej do końca prawdy? Tak czy siak jej kij mimowolnie znalazł się znacznie niżej niż do tej pory. Jeśli chodziło o samoobronę, przydałoby jej się więcej lekcji. Zwłaszcza że nigdy nie pobierała absolutnie żadnych.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
To, że się bała, nie świadczyło absolutnie o niczym. Doświadczenie nauczyło go, że przerażeni ludzie często robili jeszcze głupsze rzeczy, niż ci, którzy byli pewni siebie i tego, co robią. To, co przemawiało na plus w tej sytuacji to fakt, że taki człowiek mógł być bardziej podatny na perswazję.. Stąd sztuczki z przedstawianiem się dla rozproszenia i skupienia uwagi na czym innym, niż fakt, że dwumetrowy facet się zbliżał. Nie miał złych zamiarów w gruncie rzeczy, przecież losowa dziewczyna nie była nijak jego wrogiem i był pewny, że nie stanowiłaby zagrożenia jego życia, ale mimo to.. Miała broń, a on nie. Lichą, bo lichą, ale gdyby się do niej odwrócił i dał jej szansę, by go użyć, mogłaby przy dobrych wiadrach serio zrobić trochę szkody. Mówiła, że nie chciała kłopotów, opuściła swój kijek i dobrze, przynajmniej nie próbowała mu utrudnić życia; nadal jednak nie wykonała jego polecenia, nie odrzuciła go na bok.. A Gust, mimo swojej cierpliwości, musiał pamiętać, że miał ze sobą psiego towarzysza, który komend słuchał, jak chciał.
- Też nie chcę kłopotów. Biegałem z psem. To ty masz broń. - zaznaczył, nadal nie zmieniając tonu i nie, wcale nie wiedział, co "mógłbyś" znaczyło. Mógłbyś co? Wycofać się? Nienie, miał psa, a ona nadal kij. Ten kij stanowił największy problem w jego głowie, więc kiedy tylko uznał, że znajduje się w wystarczającej odległości, skoczył do niej. Normalnie wybrałby ogłuszenie takiego delikwenta, ale w tym przypadku uznał, że to nie było koniecznie. Złapał za kij tak, by móc wykręcić go z jej dłoni do zewnętrznej strony i od razu odrzucił, odskakując krok w tył, by odzyskać dystans.
- Już nie masz. - w jego głosie zabrzmiała nuta ulgi i nawet nie pomyślał, żeby odwołać Olliego, który radośnie pognał za patykiem.. Kto go nauczył, cholera, gonić za patykami? Nie ważne. Zlustrował spojrzeniem drobną dziewczynę przed sobą, spojrzenie zatrzymał na chwilę dłużej na nadgarstku dłoni, z której przed momentem wyrwał kijek. Nie zrobił tego zbyt mocno? Nie sądził, by mógł jej zrobić krzywdę tym ruchem.. Najwyżej skręcił, jeśli trzymałaby staw zbyt sztywno w momencie skrętu?
- Jak twoja ręka? W porządku? - musiał zapytać. W gruncie rzeczy przecież nie chciał jej zrobić krzywdy.

kayleigh fitzgerald
golabki
AR#7194
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może i miał całkiem uroczego pieska i jak do tej pory nie wykonał wobec niej żadnych niebezpiecznych ruchów, ale zasada ograniczonego zaufania nadal obowiązywała i była w pełnej mocy, szczególnie że nie podobało jej się ani trochę to, jak do niej podchodził. Był dwumetrowym chłopem szerszym w barkach niż Kayleigh była wysoka, na dodatek patrzył na nią w dość podejrzany sposób. Zbyt uważnie i jakby się do czegoś szykował. Mimo całej swojej ugodowej natury i generalnego frajerstwa nie mogła tak po prostu wykonać jego polecenia i odrzucić tej jednej jedynej rzeczy, która być może dałaby jej nikłą bo nikłą ale mimo wszystko szansę na wyjście obronną ręką z sytuacji, w której postanowiłby ją jednak zaatakować. Trochę nie sprawiał takiego wrażenia, trochę brzmiał niby jak normalny, zwyczajny facet… Ale trochę mimo wszystko nie ufała do końca jego dobrym zamiarom. Było coś w jego postawie…
- Auaaa – zawyła dość żałośnie, ale na szczęście niezbyt głośno, kiedy jej dłoń została nagle gwałtownie wykręcona, a kijek z niej wyrwany. Szczęściem było również to, że nie miała w zwyczaju stawiać zbyt wielkiego oporu (kiedykolwiek, jakiegokolwiek w gruncie rzeczy), więc nie zesztywniała i miękko podążyła za kierunkiem, w którym wykręcił jej rękę. Co oczywiście nie znaczyło, że było to doświadczenie przyjemne i że nie bolało. Sama odsunęła się od razu od niego o parę kroków, łapiąc za swój nadgarstek. Łzy zebrały się w jej oczach i chociaż usilnie próbowała się przekonać, że nie powinna płakać, bo w tym momencie płacz był absolutnie najgorszym, co mogła w tym momencie zrobić… - Nie… - odpowiedziała odruchowo, ale niekoniecznie dlatego, że faktycznie zastanowiła się nad jego pytaniem. Poczuła łzy na policzkach, które zresztą też miała nagle czerwone (chyba głównie ze wstydu), a jej serce znacząco przyspieszyło rytm i to również wcale nie było przyjemne uczucie. Nadgarstek bolał… Ale mogła nim poruszać. Po prostu przez chwilę wpatrywała się w niego idiotycznie, chyba trochę bojąc się poruszyć, zanim uniosła głowę do góry, nie do końca pewna tego, co zobaczy.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
W jego głowie sytuacja była całkiem prosta.
Stał przed nim człowiek z czymś, czego mógł użyć jako broń. Nie ważne było, ze to kobieta, nie ważne, że była dwa razy mniejsza od niego i prawdopodobnie ważyła przynajmniej trzy razy mniej. On natomiast miał ze sobą psa, nie jednego z chłopców ze swojej brygady; nie ćwiczył z nim tego typu manewrów, nie uczył jak zachować się w podobnej sytuacji i nie mógł oczekiwać, że Ollie zachowa się dokładnie tak, jak tego od niego wymagał. Właściwie, najlepiej, gdyby odbiegł na przynajmniej kilka metrów, wtedy nie musiałby się o niego niepotrzebnie martwić. Sytuacja była prosta, bo zwyczajnie musiał zabrać jej tego kija. I nie było tutaj niczego personalnego, ale nie mógł posłuchać jej próśb, by się grzecznie wycofał.
Nie mógł być pewny, czy jej reakcja była przesadzona, czy rzeczywiście przesadził z siłą, którą włożył w wykręcanie jej ręki. Starał się zrobić to tylko do stopnia, w którym puściła kijek.. Ale mogło go ponieść. Nie chciał się też do niej zbliżać za bardzo, żeby jej nie straszyć, z drugiej strony jak inaczej mógł ocenić, czy wszystko było okay? Postąpił pół kroku w jej stronę, ale zaraz się zreflektował, zatrzymując. Póki na niego nie patrzyła, nie powinien zmieniać miejsca. Trzymał też dłonie tak, żeby je widziała, nie miał naprawdę złych zamiarów, więc też nie musiał ich chować..
- Pokaż. - nie był lekarzem, ale podstawową wiedzę o pierwszej pomocy musiał mieć. W jego profesji skręcenia i złamania nie były niczym nowym, nie? Mógł przynajmniej stwierdzić, czy potrzebuje profesjonalnej pomocy, czy wystarczył bandaż i maść. Wyciągnął do niej dłoń, ale postanowił pozwolić jej zadecydować, czy chce podejść, czy nie.
A w międzyczasie Ollie, z pełną radością, wrócił z patykiem, położył go niedaleko nogi Gusta i usiadł, bardzo z siebie zadowolony. Zaaportował... Tak, definitywnie będzie musiał porozmawiać o tym z Billie, wątpił, żeby jego rodzice uczyli go podobnych sztuczek.

kayleigh fitzgerald
golabki
AR#7194
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No, ewentualnie mógł też zostawić wariatkę z kijem w świętym spokoju, ale to przecież nie byłaby wtedy żadna przygoda, nie? Wariatka z kijem też mogła posłuchać uprzejmych sugestii i faktycznie odłożyć swoją wielce groźną broń, którą trzymała w swoich wysoce niekompetentnych do wymachiwania nią rękach. Ale skoro już raz postanowiło się trzymać kija to… To w sumie nic. Zazwyczaj nie bywała aż tak uparta i nie popadała w aż tak skrajną paranoję, wyobrażając sobie, że każdy facet wyłaniający się zza krzaków z psem, od razu chce ją dopaść. To był nieodpowiedni moment pod względem tego, co działo się w jej głowie.
Wydawało jej się, że z jej nadgarstkiem wszystko było mniej więcej w porządku oprócz tego, że zabolało, kiedy go wykręcał i nadal trochę to czuła. Mimo wszystko, nie obraziłaby się wcale za odrobinę delikatności. Zerknęła na niego, kiedy zrobił krok w jej stronę i przyjrzała mu się uważnie. Wyrwał jej magiczny kij zniszczenia (tsja), ale nadal tam stał i nie wydawał się, jakby faktycznie chciał jej czymkolwiek grozić. Nawet jej zaspana głowa powoli sklejała, że gdyby miał wobec niej złe zamiary, już pewnie dawno by je zrealizował, więc może ewentualnie mogła nieco obniżyć poziom własnej paniki…
- Po co? – zapytała nieco podejrzliwie. Bo co chciałby tam nagle zobaczyć? Szczerze wątpiła, żeby chciał przeprowadzić nagle sesję wróżenia z jej dłoni. Mimo to po kolejnych kilku sekundach oględzin podeszła bliżej i wyciągnęła w jego stronę rękę. Niech sobie poogląda, skoro tak mu się podoba. I w tym momencie wrócił piesek, ewidentnie bardzo dumny z siebie, więc naturalnie nieco się rozluźniła z jakiegoś powodu. - Jak ma na imię? – spytała, jakby to było coś zupełnie normalnego, że najpierw grozi się ludziom kijkiem znalezionym na plaży, a chwilę później pyta o imię ich psa. Typowa akcja.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Zazwyczaj nie uznawał, że losowi ludzie na ulicy stanowią jakieś zagrożenie na ulicy, ale wyraźnie każdy może mieć gorszy dzień. I tak wiedział, że będzie musiał się z tego wyspowiadać swojemu psycholowi, już prawie widział jego zadowolony ryj, bo przecież z jakiegoś nieznanego Gustowi powodu, od pierwszego roku jego służby, próbował się w nim dopatrzeć objawów zespołu stresu pourazowego. Może. Tak czy siak, na tą chwilę, skoro zagrożenie minęło, a nerwowa obręcz wokół głowy trochę się luzowała, mógł skupić myśli na tym, co dalej z tą sytuacją zrobić. Upewnić się, że dziewczynie nic nie dolega, to raz, a wcześniej przekonać ją jakoś, że wcale nie ma złych zamiarów. Bo nie miał, do chuja pana, po prostu kto to widział, o tak wczesnej porze, wyskakiwać na człowieka z kijem?
- Żeby zobaczyć, czy potrzebujesz profesjonalnej pomocy. - odpowiedział cierpliwie i zgodnie z prawdą. Ton nadal miał rzeczowy, może trochę szorstki, z jakiegoś powodu przeskakując na to, jak zwykle zachowywał się w pracy. Podeszła do niego nawet bez większych próśb czy innych gróźb, więc może rzeczywiście, nie wzięła go za aż takiego palanta, za jakiego mogła go wziąć. A może to tylko zasługa czworonoga? Osobom o niskich głosach i w towarzystwie zwierząt podobno bardziej się ufało, gdzieś to kiedyś czytał.
- Ollie. Ale reaguje też na gałgan i synu. - ton zmiękł wyczuwalnie, na jego usta wkradł się nawet mały uśmiech, kiedy zerknął na grzecznie czekającego pupila. Był uroczy, kiedy chciał, prawie jak jego pan.. W tamtej chwili jednak blondyn skupił się na delikatnym ściskaniu niektórych punktów na jej nadgarstku, później dłoni, następnie złapał jej drugą dłoń i porównał jedną z drugą. Brak obrzęku, nie wydawała się zwijać z bólu przy poruszaniu i dotyku, było git.
- Okay. To teraz cię odprowadzimy.. Najpierw tam. Tam jest apteka. A potem gdzie chcesz. - było jasne, że skoro zaatakowała go z kijem, nie czuła się najpewniej, nie? A skoro uważała, że coś jej grozi. Obok dwumetrowego faceta i psa chyba było trochę bezpieczniej niż w pojedynkę, prawda? Totalnie.

kayleigh fitzgerald
golabki
AR#7194
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Po drodze otarła jeszcze łzy spod oczu. Na szczęście nie rozpłakała się jak skończona frajerka. Totalnie nią była, nic nowego, ale w tamtym momencie chyba była zbyt zmęczona, aby w pełni przeprocesować całą sytuację. To, że zrobiła z siebie popisową idiotkę, że wcale nie musiała się zachować tak, jak się zachowała i że w gruncie rzeczy powinno jej być koszmarnie wstyd. Pewnie później będzie. W tamtej chwili jednak jej zdolność do logicznego myślenia była mocno ograniczona, a cała ta sytuacja na tyle dziwna i nietypowa, że już dawno pożegnała się z próbami posiadania jakiejkolwiek kontroli nad tym, co się działo i zwyczajnie płynęła z prądem. Chciał obejrzeć sobie jej rękę, po krótkim przemyśleniu doszła do wniosku, że być może nie był tak groźny, jak myślała w pierwszej chwili, więc wyciągnęła rękę w jego stronę. Mogła to też być po części wina jej wyjątkowo ugodowej natury. Daleko jej było do twardej buntowniczki, jaką przez poprzednich kilka chwil próbowała przed nim zgrywać. Z marnym skutkiem, jak się okazało. No ale przynajmniej się nie rozpłakała…
- Nie mówiłeś, że jesteś… Oficerem? – zapytała, bo tyle jej móżdżek zdążył zarejestrować. Wprawdzie totalnie wypadło jej z głowy jego imię i konkretny stopień, ale przyjęła do wiadomości, że był czymś w rodzaju wojskowego… Albo członka służb specjalnych? Coś w tym guście w każdym razie. Tak czy siak nie byłaby w stanie stwierdzić, jaka jest różnica, więc nawet nie próbowała tego ogarnąć. Niezależnie od tego, w jej małym rozumku nie sklejało się to trochę z tą profesjonalną pomocą, jaką jej oferował… Chyba oferował? W sumie też nie potrafiła stwierdzić. Przez moment obserwowała spokojnie jego psa (Ollie, to już zapamiętała) i pozwalała badać swój nadgarstek. Nawet nie zauważyła, kiedy rozluźniła się praktycznie całkowicie. Nie był niedelikatny i najwidoczniej nie planował wykręcić jej dłoni po raz kolejny (o czym pomyślała dopiero po czasie, kiedy już wyskoczyła do niego bezmyślnie z tym nadgarstkiem…). Odwróciła na niego wzrok, kiedy złapał jej drugą rękę… I na moment zawiesiła spojrzenie na jego twarzy. Był bardzo przystojny blisko jak na nieznajomego.
- Apteka? – zapytała, a w jej głosie dało się usłyszeć wyraźną obawę. Skoro powiedział, że stwierdzi, czy potrzebna jej profesjonalna pomoc, a teraz mówił o aptece… - Coś jest nie tak? – zmartwiła się. Niby nie czuła, żeby coś było bardzo nie tak, ale być może on wiedział lepiej, skoro wspominał o profesjonalizmie? A ona absolutnie nie chciała mieć kontuzjowanej ręki… Miała przecież uczyć się szyć!

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Właściwie to nie oceniał jej zachowania w żaden sposób. Nie myślał o tym na ten moment. Zareagował impulsywnie, sam zachował się niepoważnie, w dodatku to on stanowił większe zagrożenie od niej... Nie był na pozycji, w której powinien oceniać kogokolwiek. Z założenia tego w ogóle nie robił; w swoim zawodzie poznawał ludzi, których historie były idiotycznie różne, a mimo to podjęte decyzje sprawiły, że znaleźli się w tym samym miejscu. Niektóre głupie. Niektóre podyktowane honorem. Niektóre wywołane poczuciem zagubienia i chęcią przynależności. Część chciała uciec, inni czegoś szukali, jeszcze inni po prostu nie potrafili poradzić sobie z własnym losem i wybierali służbę, znał też takich, którzy wierzyli, że w ten sposób odpłacą za niesprawiedliwości, większe i mniejsze grzeszki i krzywdy, które w swoim życiu uczynili. Nie oceniał. Ta dziewczyna wydawała mu się zareagować pod wpływem strachu i, tak, atak był jakimś rodzajem obrony, chociaż musiał przyznać, że jeśli nie wiedziało się do końca jak użyć swojej broni, było to trochę głupie. Co jeśli ktoś chciałby zweryfikować jej umiejętności, albo nie poczuł się zagrożony? Co jeśli ktoś wybrałby odpowiedzią atakiem na atak, zamiast opcję rozbrojenia jej i rozmowy? Było dużo opcji do rozważenia.
- Niżej, podoficerem. - odpowiedział, chociaż nie, nie wiedział o czym ona właściwie w tym momencie mówi. Dla niego było to proste; odpowiadając za innych ludzi, musiał wiedzieć jak udzielić im pierwszej pomocy. Nawet jako rekrut, pamiętał, że przechodził przez serię szkoleń i ćwiczeń, czuł się jakby znów był w szkole.. Nie byli mięsem armatnim, musieli wiedzieć jak pomoc sobie i ludziom w swoim otoczeniu, jak stwierdzić, czy potrzebowali natychmiastowej pomocy medycznej, czy może rana była powierzchowna. Uczył się na bardziej ekstremalnych przykładach, tak, ale złamania, skręcenia i zwichnięcia też nie były mu obce. Nie był specjalistą, nie, ale wiedział, że dziewczyna przeżyje. Był całkiem pewny, że za kilka godzin nie będzie już czuła dyskomfortu w stawie, ale chciał być pewny.
- Wszystko okay. - uśmiechnął się do niej lekko, korzystając z faktu, że na niego spojrzała. - Zdobędziemy bandaż, maść, jutro ten nadgarstek będzie się czuł lepiej niż kiedykolwiek. - dodał i nawet mrugnął do niej, uśmiechając się szerzej z własnego małego żarciku. Puścił jej dłonie, własnym ramieniem wskazał kierunek, w którym widział tą swoją aptekę, gestem zapraszając, by ruszyła z nim w tamtą stronę. Budynek nie był daleko, ot, wystarczyło wejść na ścieżkę, z której zbiegł wcześniej, przejść przez ulicę i tyle, na rogu była mała, całodobowa apteka. Ceny na pewno mieli trochę kosmiczne, ale to nic.
Kupił przeciwzapalno-przeciwbólową maść, wąski elastyczny bandaż, oceniając, że w zupełności wystarczy na jej drobną rękę. Zaraz po wyjściu z apteki, pociągnął ją do ławki, siadając tak, by wygodnie było mu ją opatrzyć.
- Powiedz, jeśli będę wiązał zbyt mocno, hm? - zagadnął, kiedy już posmarował jej nadgarstek szczodrze, zaraz potem otwierając nowy bandaż i zaczynając wiązać. Nawet się starał, żeby było ładnie i równo! Jego instruktor od pierwszej pomocy byłby dumny, wychodziło całkiem schludnie, chociaż pewnie mógłby użyć więcej siły. Stwierdził jednak, że łapka była drobna, a bandaż elastyczny i mocno zwinięty, więc siła z jego strony nie była konieczna.

kayleigh fitzgerald
golabki
AR#7194
ODPOWIEDZ
cron