organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie oczekiwała z jego strony żadnego poczucia winy, pewnie nie dbał o krzywdę, jaką jej zrobił. Musiał być naprawdę chorym człowiekiem, a przynajmniej takim jawił się w jej odczuciu. W swoim życiu wiele razy spotykała się z pomiataniem i przesadowieniem, ale sceny,. w jakich aktualnie uczestniczyła, wydawały jej się odrealnione. Jakby nie miały racji bytu, bo takie sytuacje po prostu się nie zdarzają. Dostrzegła nóż jaki złapał, pogubiona już całkowicie w tym wszystkim. Zabije ją? Znów tylko skrzywdzi? Była przerażona, ale strach bardziej paraliżował, niż wymuszał na niej jakieś inne reakcje. Myliła się? Mieli całkiem inne spojrzenie na to wszystko, ale nie planowała mu o tym mówić. W zasadzie to w ogóle nie chciała już się do niego odzywać, chociaż obawiała się, że będzie to nieuniknione. Skrzywiła się, gdy jej dotknął, a później stęknęła czując palce na gardle. Dlaczego jej to robił, skoro chciał ją wypuścić? I tak już się bała, więc po co było mu to wszystko? Jak można być takim człowiekiem i nadal patrzeć na swoje odbicie w lustrze? Pokiwała tylko głowa, rozmasowując nadgarstki, kiedy w końcu puścił jej gardło. Odetchnęła też głębiej, spojrzała na ranę nad kolanem i poprawiła nieładną spódniczkę tak, by ta zasłaniała przypalenie. Nie wiedziała co teraz, w głowie nadal na nowo i na nowo odtwarzała jego słowa. Powinna się chyba jakoś do nich odnieść, ale trochę kręciło jej się w głowie.
- Rozumiem - odezwała się w końcu, marszcząc czoło, bo nagle zaczęło do niej docierać, przez co właśnie przeszła. Chciała znaleźć się już z dala od tego miejsca, gdzieś gdzie ze wszystkim zmierzy się sama. Tylko, że na ten moment uniosła jeszcze twarz, aby na niego spojrzeć. Nie zabije jej, tak? Ale może skrzywdzić. - Rozumiem... - powtórzyła, ale w innym tego słowa znaczeniu. - Że buduje pan swoją pozycję na strachu - dodała, a po tych kilku słowach odwróciła głowę do boku. Naprawdę była przerażona i zmęczona. - Będę się modlić, żeby przejrzał pan na oczy - wyrzuciła jeszcze, bo tak ją uczono. Niezależnie od tego, co ciebie spotyka, zawsze okazuj zrozumienie i miłosierdzie. Tak należy. W przeciwnym razie byłaby takim samym potworem, jak ten stojący przed nią, a jeśli czegoś była teraz pewna, to tego, że nigdy nie mogłaby do tego dopuścić. - Mogę już iść? - zapytała, bojąc się wstać sama z siebie. Wszystko ją bolało, nie tylko rana po przypaleniu, w zasadzie nie tylko ciało. Miała wrażenie, że w jej psychice coś się zachwiało, chociaż ta nigdy nie była najbardziej stabilna. Nie potrafiłaby rzucić się do ucieczki, nawet gdyby miała ku temu okazję. Po prostu posłusznie siedziała i czekała na jego wyrok i wiedziała doskonale, że nawet gdyby przyszedł dziś jej kres, nie próbowałaby wpłynąć na jego decyzję.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nadal trzymając nóż na gardle Diviny, czekał na jej odpowiedź, chociaż niewiele już od niej zależało. Nie zabiłby jej. Zdecydował o tym już jakiś czas temu, ale musiał mieć pewność, że nie będzie żałował swojego, litościwego postanowienia.
Wreszcie przerwała milczenie, ale zamiast posłusznie przytaknąć i zamknąć swoje niewinne usta, Divina musiała dodać coś więcej. Kilka słów, które niestety miały być dla niej kolejną, trudną lekcją na temat Hawthorne'a. Przyglądał się jej w milczeniu przez kilka długich sekund, nim jego cierpki i ciężki śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu.
-Do kogo? Skoro na świecie istnieją tacy ludzie jak ja, to twojego Boga nie ma, Divino - odparł kpiąco, po czym odjął nóż od gardła dziewczyny. - Nie chcesz wiedzieć na czym zbudowana jest moja pozycja... - Strach był tylko środkiem, który mógł ją podtrzymywać. Nate całe życie pracował na swoją pozycję, ale w głównej mierze to śmierć Nellie była zapalnikiem do wszystkiego. W swojej rozpaczy i chęci zemsty, powoli eliminował każdego napotkanego wroga, aż zaznał ukojenia. Po drodze sam nie wiedzieć kiedy zbudował sobie renomę, zdobył zaufanie, okazując się nie tylko silnym, ale także bystrym człowiekiem, który w przestępczym świecie zaczął znaczyć więcej niż zwykły cyngiel. Wyszedł z cienia ojca, ale jemu także nadal był wdzięczny, wierząc, że pewnego dnia przerośnie go w swojej sile. - Ale wobec ciebie mogę stosować przeróżne metody byś wreszcie pojęła z kim masz do czynienia - dodał i w tym samym momencie pchnął ją brutalnie tak, że upadła kolanami na zimną posadzkę. - Przestań pierdolić te swoje zasrane, kościelne formułki i zapamiętaj, że trzymanie języka za zębami to twoje główne zadanie - wysyczał, gdy kucnął przed nią i uniósł jej podbródek w swoją stronę. Chciał by się bała, by pamiętała, że nie powinna z nim zadzierać, ale gdy spojrzał na jej młodą, smutną twarz, jego myśli uleciały. Trwał tak przez moment, nie do końca rozumieją czemu z takim zainteresowaniem zaczął spoglądać na dziewczynę, ale ocknął się dość prędko. - Wypierdalaj. I pamiętaj, piśniesz słowo, a spotkasz się ze swoim bogiem szybciej niż sądzisz - rzucił, gdy już wstał i pozwolił Norwood pozbierać się z posadzki.
Była taka młoda, ale Nate odnosił wrażenie, że dawno snie spotkał kogoś równie mocno przytłoczonego życiem. Spoglądał na nią i gubił się w odczuciach jakiego go nachodziły. Chciał więc, by Divina już zniknęła i zabrała ze sobą te rozterki, których obecność była Hatwhorne'owi wybitnie nie na rękę.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Jego śmiech rozbrzmiał w jej uszach, ale paradoksalnie nie był zaskoczeniem. Wiele osób tak reagowało w obliczu silnej wiary. Nie spodziewała się po tym człowieku, że jest wierzący, idealnie wpisywał się w schemat tych, co Bogiem gardzą, ale to nic. I dla takich jest miejsce, po prostu się zagubił. Tak to sobie tłumaczyła, bo wówczas, gdy oceniała to wszystko znanymi sobie kategoriami, było jej po prostu łatwiej. Wierzyła, że jest to częścią jakiegoś większego planu, chociaż równocześnie utwierdzała się w przekonaniu, że Bóg jej nienawidzi. Znów jedynie przedłużał jej męki.
- Bóg istnieje właśnie ze względu na takich ludzi, jak pan... bez was nie byłby potrzebny - odpowiedziała cicho, nie zrażając się jego wyśmiewaniem. Dłonie nieco jej drżały. Faktycznie wolałaby nie znać szczegółów pracy tego człowieka. To, co już wiedziała wystarczająco ją przerażało. Jęknęła, kiedy nagle poleciała w przód, a potem ponownie, gdy skóra na jej kolanach starła się na twardej posadzce. Podparła się na dłoniach, ze zwieszoną głową trwając tak przez moment, nie rozumiejąc dlaczego ją to wszystko spotyka. - Rozumiem, z kim mam do czynienia - mruknęła pod nosem. To nie tak, że nie rozumiała, ale mimo to nie potrafiła zachowywać się w sposób, jakiego po niej oczekiwał. Nic nie miała do stracenia. Nikt na nią nie czekał. Tylko problemy, na które od dawna nie miała siły. Była z tym wszystkim sama i o niczym tak nie marzyła, jak o chwili wytchnienia, odpoczynku, ucieczki. Miała więc ochotę powiedzieć mu, że to żadna groźba, że chętnie spotkałaby się z nim, by zapytać, dlaczego tak ją potępiał, ale nie chciała już ciągnąć tej rozmowy. Skoro kazał jej wyjść, po prostu pozbierała się z podłogi, nieco zagubiona w tym wszystkim, ale jednak na tyle świadoma, by trafić do drzwi, nie oglądając się za siebie. Przynajmniej tych drzwi, które miały ją wyprowadzić z piwnicy. Potem schodkami na górę, a potem był już tylko klub, który przerażał ją nawet bardziej, niż sama w sobie piwnica. To miejsce wyglądało, jakby było ostatnim, w którym Viny powinna się znaleźć. Nie miała pojęcia gdzie jest wyjście, została z tym wszystkim sama, a chociaż dookoła były istne tłumy, świadoma była, że nikt z tych osób jej nie pomoże. Każdy tutaj mógł być tak samo zły, jak człowiek, z którym miała przed chwilą styczność... nawet nie wiedziała, jak ten się nazywał, chociaż on sam wiedział o niej tak wiele. Nie przeszkadzało jej to... wolała udawać, że był po prostu kolejnym prześladowcą, nawet jeśli znacznie okrutniejszym. Poradzi z tym sobie, będzie musiała... a jeśli będzie trzeba, to mu wybaczy, bo taka była tu jej rola. W jednym miał rację, jej śmierć nic by nie znaczyła.

Nathaniel Hawthorne
<koniec>
ODPOWIEDZ