Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Uśmiechnęła się szeroko na jego słowa. Mocno. Normalnie od ucha do ucha. Fakt, posiadanie wspólnych zainteresowań w dzisiejszych czasach było cholernie trudne do znalezienia. I nie mowa tutaj tylko o ulubionym filmie czy piosence. Jolene i Otis zdawali się zgrywać na każdej jebanej płaszczyźnie. Niezależnie od tego czy były to czarne opowieści, na których dźwięk wszyscy dookoła krzywili usta w grymasie, a ich bawiły jak nic innego, czy też ta magiczna miłość do jedzenia, którą mogli wspólnie dzielić, albo też dyskusje życiowe, które poruszane, zawsze kończyły się u nich jednogłośną zgodnością. Czy istniało coś lepszego? Cóż dla Jolene King z pewnością nie. No może oprócz faktu, ze mimo odległości i tak udawało im się prowadzić randki przez telefon i wykonywać nawet te same aktywności.
Ej dobra, wchodze!! — przełączyła go na głośnik, tak żeby wszystko słyszeć, po czym zabrała się za ściąganie spodenek i bluzy z wielkim, czerwonym napisem People suck. — W sumie to nie ma tutaj nikogo — rozejrzała się dookoła, zastanawiając czy nie lepiej byłoby po prostu zrzucić wszystko i popływać nago. Nienawidziła chodzić w mokrych ubraniach. Wszystko było potem wtedy takie kurwa zimne i nieprzyjemne w dotyku. Bleh bleh. — Dobra chuj, wchodzę na waleta! — jak powiedziała tak zrobiła, podchodząc do obszernego stawu, modląc się tylko, by żaden węgorz albo płotka nie wpłynęły jej do pizdy i nie wyruchały jak Bernia Asię.
Jo lubiła być szalona, ale jeszcze bardziej lubiła być szalona przy Otisie. Sama tego nie rozumiała. Jego pseudo obecność (bo to nawet nie tak, że był faktycznie obok) zdawała się działać na nią wyjątkowo rozluźniająco. Czuła się swobodnie. Nie musiała myśleć nad tym co powiedzieć, co zatrzymać dla siebie - po prostu była. Była jaka była, a on wydawał się to po prostu, po ludzku, szczerze lubić. I to było zajebiste.
Otis — zaczęła, odczekując na moment, aby upewnić się, że chłopak jeszcze się nie utopił. — Bardzo cię lubię, wiesz? — spaliła trochę buraka, ale to wszystko jakoś samo z siebie z niej wyszło. Taka niewielka refleksja, którą nagle zapragnęła się podzielić. Bo lubiła go. Bardzo. Czasami nawet aż za bardzo, biorąc pod uwagę, że nawet nigdy nie widziała na żywo. Ale co? Czy aż takim szaleństwem było zajebać się w kimś, kogo nawet porządnie się nie poznało? Może faktycznie była trochę szalona. Już chciała coś jeszcze dodać, dołożyć miłe słówko, kiedy niespodziewanie poczuła muśniecie na palcu.
KURWAAAAAAAA — krzyknęła niczym ostatnia wariatka i zaczęła rzucać się po wodzie mocniej niż Emily Rose podczas egzorcyzmów. — Coś mnie pożera!! — dodała panicznie, wymachując nogami. Na lewo. Na prawo. Do góry i w dół. Pewnie to jakiś rekin żarłacz. Na stówkę. To był jej jebany koniec. Amen. Amen i chuj.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie było wątpliwości, że ta dwójka dogadywała się lepiej niż świetnie, a Otis czuł, że ma w Jo prawdziwą przyjaciółkę. Taką od serca. Zwykle różne tematy poruszał z siostrami, ale jednak nie zawsze chciał im o wszystkim mówić. Czy to oznaczało, że przypadkowo poznanej przez telefon mówił więcej? Nie, po prostu rozmawiał z nią o innych sprawach. Takich, o których nie chciał porozmawiać z siostrami albo których nie rozumiały. Poza tym łatwiej było wygadywać się komuś, kogo nigdy nie widziało się na oczy. A jeszcze łatwiej było nie mówić o sobie całej prawdy, koloryzować i przez chwilę być kimś innym.
- Na waleta?! - no w szoku był chłopak. Pewnie dlatego, że sam nie chciałby być przyłapany, gdyby tak dryfował sobie z wywaloną do góry kuśką. - Odważnie! Ale jak coś cię zje, to przynajmniej twoje ubrania nie powłażą mu między zęby i nie zadławi się resztkami materiału - niby coś, ale chyba tym sposobem nie kibicował Jo, żeby uszła z życiem, tylko trzymał kciuki za podwodne potwory. Na szczęście Otis był rozsądny i wiedział, że potwory nie istniały. Mimo to na wszelki wypadek trzymał się blisko brzegu, gdyby nagle coś chwyciło go za nogę i wciągnęło na dno.
W przeciwieństwie do niej, on nie był nadzwyczaj szalony. Miewał durne pomysły, ale w tym wszystkim najczęściej był po prostu sobą, czyli skończonym idiotą. Głupi, nie rozumiejący znaczenia wielu słów, nieobyty, niedoinformowany, niewiele wiedzący o świecie i życiu. Ale skąd miał o tym wszystkim wiedzieć skoro wychował się w Lorne i podróżował jedynie do okolicznych miasteczek oddalonych od rodzinnej miejscowości maksymalnie o sto kilometrów.
- Och, czy to wyznanie miłości przed śmiercią? - zażartował, pluskając się beztrosko w znajdującym się po środku jaskini zbiorniku. Ale to było przed tym, jak Jo wszczęła alarm i zaczęła wrzeszczeć w niebogłosy. - Jak to coś cię pożera?! Płyń do brzegu! No dalej, machaj łapami! - kibicował jej z całych sił, choć jeszcze chwilę temu ostrzegał, że coś może czyhać w tym stawie, do którego wlazła. - Ej, a może to po prostu jakieś glony? Albo kawałek szuwarów? Co? Halo? - Otis podpłynął bliżej telefonu, bo nagle dziewczyna przestała odpowiadać i w słuchawce słychać było jedynie głośny plusk. - HALO? HALO, JO? SŁYSZYSZ MNIE? ODEZWIJ SIĘ - żarty żartami, ale jednak trochę zaczął się martwić czy aby na pewno była bezpieczna. No bo jak miałby się nie martwić? W przeciągu ostatniego roku stała się dla niego jedną z najważniejszych osób we wszechświecie. Wśród pozostałych byli rodzice, siostry i jeden najlepszy kumpel, ale to akurat normalne, bo ich wszystkich znał od zawsze, a Jo błyskawicznie znalazła się w czołówce, mimo że nie znali się na żywo.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Trochę tak — przyznała z lekkim rumieńcem, którego on i tak nie był w stanie zobaczyć. Bo przecież mimo, że rozmawiali ze sobą ucho w ucho, oboje kąpali się w nieprzeznaczonych do tego miejscach i bawili się przy tym wyjątkowo przednio, tak ona była tu a on tam. I nic raczej z tego nie miało się zmienić. — Trochę może i bym ci wyznała, gdybym była na łożu śmierci — dodała przepływając niewielki kawałek i kładąc się na plecach, mocząc włosy i pozwalając ciału po prostu dryfować… wciąż mówiąc. Bo w sumie co miała do stracenia?
Powiedziałabym ci, że bardzo cię lubię — zaczęła powoli, przyglądając się niewiekim smugą chmur na niebie i wyjątkowo długiemu kluczowi czarnych ptaków, dzielnie podążającymi za swoim przywódcą. — Lubie z tobą rozmawiać. Trochę bardziej niż z normalnym kolegą — delikatny, okrężny ruch ramion nadał jej niewielkiej prędkości, wywołując tym samym ledwo zauważalne kółka na tafli wody. — Lubie się z tobą śmiać do rozpuku, oglądać filmy do trzeciej w nocy, chodzić na telefoniczne spacery o poranku, słuchać jak wkurwiasz się na siostry i ludzi na drogach. Jak zawsze kiedy zjesz coś słonego zaraz potem masz ochotę na słodkie, bo przecież taka jest kolej rzeczy. Jak opowiadasz o swojej ulubionej części Harry’ego Pottera i tej dziewczynie ze szkoły, której zliczyłeś z ciała wszystkie piegi. — zamarła na moment, przymykając oczy. — Właśnie tym problem Otis. Wszystko w tobie lubię. Za bardzo lubię.
Zamilkła na moment, delektując się błogą ciszą i lekkim kamieniem z serca, który jakoś wcześniej wydawał się ciążyć na jej klatce piersiowej. Nawet samotna, niespodziewana łza powoli spłynęła po jej poliku. Nie była ona jednak ze złości czy smutku. Po prostu chyba z samego czucia. Z samego pierdolonego faktu, że po tylu latach tułaczki w końcu coś poczuła. W końcu znalazła kogoś, kto był. I to nie na chwile, dopóki nie znalazł sobie nowej rodziny zastępczej czy lepszego łóżka w innym skrzydle bidula, nie. Kogoś, kto lubił ją za to, jaka była (a przynajmniej na ile pozwalała mu się poznać z tej prawdziwej strony). Kogoś, kto faktycznie bawił ją swoimi żartami i wzruszał opowieściami. Kogoś wyjątkowego. I chociaż był tego cholernie przerażona, coś tam w środku ogrzewało jej zziębnięte samotnością serce.
A potem ryba dotknęła jej piętę i sprawiła, że jedyne, o czym myślała w tamtej chwili Jolene to czy przypadkiem zaraz nie wyjdzie z tej wody bez całej nogi. Wiła się i krzyczała ile sił w gardle z całą pewnością płosząc wszystkie zwierzęta w odległości dwóch kilometrów. Dopłynęła koślawym kraulem do brzegu, wyskakując na kamyczki i z pełnym przerażeniem spojrzała w dół. Spodziewała się wielu rzeczy: braku palca, nogi, wielkich blizn i zadrapań, a zastała… stopę. Po prostu swoją stopę. Taką samą jak był wcześniej, bez najmniejszego śladu po zetknięciu z rybą. No kurwa. Serio?
J-jest okej! — krzyknęła w końcu do słuchawki, dając Otisowi znać, że jeszcze nie odeszła na tamten świat, a słysząc jego głos dało się powiedzieć, że się chłopaczyna nieco zestresowała. — Sytuacja opanowana, to chyba był jakiś fałszywy alarm — oddychała ciężko jeszcze przez kilka minut, po czym przebrała się w (całe szczęście) suche ubrania i wróciła na rower, przełączając chłopaka na słuchawki.
Czuje się jakbym dzisiaj osiągnęła szczyt skrajnych emocji — co prawda nie powiedziała mu o swojej małej chwili wzruszenia jeśli chodzi o uczucie do niego, jednak tę drugą skrajność sam na pewno doskonale i wyraźnie słyszał.
To ten, dzięki za dziś, Otis. Było super, zresztą jak zawsze — skwitowała zgodnie z prawdą, wchodząc do domku przy Sapphire River. — A teraz muszę wziąć prysznic, bo przysięgam, czuje na sobie te wszystkie rybska — otrzepała się jeszcze po drodze z obrzydzenia, po czym pożegnała się ładnie i jebła telefon gdzieś w eter pokoju, by docelowo przejść do azylu w postaci wanny w łazience.

Otis Goldsworthy

/ x2 zt.
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
ODPOWIEDZ