organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Skrzywiła się lekko, bo sama nie uważała, aby jej pomysł był głupi, po prostu nie rozumiała jeszcze do końca swojego położenia. Kiedy oni wszyscy dyskutowali o jej stanie, obserwowali ją i wiedzieli co się dzieje, ona pozostawała nieprzytomna, dlatego mimo, że pierwszy raz obudziła się przed wczoraj, nadal nie wszystko do niej docierało. Chociażby to, że faktycznie nie miała sił normalnie funkcjonować. Opuściła więc jedynie głowę, gdy wypomniał jej, że już mówił o odpoczynku. Czuła się, jak dziecko, które nie wie co i jak, a przy tym naprawdę czekała na jakiś wybuch złości z jego strony. Do tego ją wiele razy w przeszłości przyzwyczajał, a od czasu jej przebudzenia jeszcze ani razu nie podniósł przy niej głosu. Naprawdę nie zdziwiłoby to jej tak, jak słowa, do których się przyznał, a których jeszcze nigdy w kontekście swojej osoby nie słyszała. Serce zabiło jej przez to nieco szybciej i nawet nie skojarzyła, że aparatura go o tym poinformuje, poza tym poczuła wzruszenie - nadal była na lekach, miała do tego prawo, ale poczułaby je też, gdyby żadnych środków nie było w jej ciele. Nie wiedziała co powiedzieć, ale Nathaniel przeszedł w swej wypowiedzi dalej i tylko ona zdawała się trwać wciąż przy jego wyznaniu.
- Staram się po prostu jakoś wyrazić wdzięczność - odpowiedziała, bo nie wiedziała, jak w takim razie Nathaniel postrzegał problem, ale cieszyło ją, że na jego twarzy pojawił się uśmiech. Koszulą też postanowiła się nie przejmować, skoro i on nie poświęcił temu więcej uwagi. Uwagę o tym, by nie kłopotał pielęgniarki też postanowiła pozostawić dla siebie. Zamiast tego przypatrywała się oznakom zmęczenia na jego twarzy. Temu, że włosy miał nieco dłuższe, niż pamiętała, zarost gęstszy. Poza tym poruszał się przy niej swobodnie, ubrany jedynie w spodnie, a ona chociaż z szacunku nie przyglądała mu się, to kilka razy wzrokiem zerknęła na jego ciało, kierowana zwykłą ludzką ciekawością. Przede wszystkim dostrzegła kilka blizn i pomyślała o tym, że szkoda tak ładnej skóry, o zdrowym kolorze, ciepłej brawie, której tony podkreślało wpadające do sypialni słońce. Jej własna skóra miała zbyt jasny odcień, papierową fakturę, nigdy wcześniej nie zwracała na to takiej uwagi, jak teraz. - Wiem, że sobie pan poradzi, ale i ja się o pana martwię - odpowiedziała i tym razem ona po chwili się uśmiechnęła, bo wykonał jej prośbę i otworzył taras. Przymknęła oczy, czując jak morska bryza szturmem wdziera się do pomieszczenia, a potem poczuła ruch na materacu i zrozumiała, że naprawdę skorzystał z jej propozycji. Ta wyszła od niej, a i tak była lekko zaskoczona. Zdała sobie sprawę z tego, że pierwszy raz leży z kimś na jednym łóżku, ale zamiast się tego wstydzić, potępiać, pomyślała raczej, że to miłe... nie być tutaj całkowicie samą.
- Warto było? Tyle zachodu z ratowaniem mnie... - odpowiedziała, gdy kazał jej przywyknąć, ale uśmiechnęła się przy tym delikatnie, nadal wzrokiem śledząc słońce wznoszące się na horyzoncie. Nie spodziewała się, że widok ten w Hawthornie wywoła negatywne skojarzenia. - Mi się kojarzą z nowym początkiem i końcem ciemności - zauważyła niepewnie i po chwili wahania rozchyliła ponownie wargi, zerkając na niego z boku. Zaskoczyło ją to, że przymknął oczy, ale w pozytywny sposób. - Następnym razem możemy zobaczyć zachód, jeśli to pan woli - zaproponowała, czując jakiś lęk, jakby się bała, że wchodzi na grunt, na który wchodzić jej nie wolno. Mimo to nie wycofała się z tych słów, a co więcej, zaraz poczuła, jak jego palce zaciskają się na jej dłoni. Znów poczuła się dziwnie, niezrozumiale, ale... nie było w tym lęku, bardziej ciepło i to wcale nie bijące jedynie z jego skóry. Pewnie dlatego kierowana tą dziwną mieszaniną uczuć, swoimi wątłymi palcami także poruszyła, by ich dłonie splotły się w wygodnym uścisku. - Mogę panu zaśpiewać... kiedyś to pomagało - zaproponowała szepcąc, bo nie chciała go bardziej rozbudzać. W zasadzie zdała sobie sprawę, że naprawdę zależy jej na tym, by ten człowiek odpoczął. Wbrew temu, co zrobił i jaki był, w tamtej chwili w jej oczach po prostu należało mu się wytchnienie. - Powiedział pan, że boi się o mnie nieustannie - kiedy miał zamknięte oczy było jej łatwiej, a może... może było jej łatwiej, bo trzymała jego dłoń? Nie wiedziała, bo było to dla niej tak nieznane, jak nic innego, czego w swoim życiu doświadczała. - Nie powinnam chcieć pana martwić, nikogo w zasadzie, a mimo to mnie to cieszy... nie sądziłam, że słowa mogą być takie przyjemne - przyznała cichutko, zapominając już o krwawiącej ranie. Ułożyła się nieco wygodniej i sama przymknęła na moment oczy. - Dziękuję za to - dodała i poczuła, że się uśmiecha, i mimo logiki i jej przyzwyczajeń, faktycznie czuje się bezpiecznie, w miejscu, w którym nigdy nie powinna mieć do tego prawa, przy człowieku, z którym nie powinna mieć nic wspólnego.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Martwiła się o niego... Te słowa jakoś mocniej wyryły się w umyśle Nathaniela. Lata minęły odkąd ktoś powiedział mu coś takiego i nie skrywały się za tym puste słowa. Większość ludzi, którzy udawali, że się o niego "martwią" w rzeczywistości bali się o własne interesy i tyłki, bo on zapewniał im to, czego potrzebowali, zaś Norwood? Ona niczego nie chciała, o nic nie prosiła, nie była interesowana i pewnie dlatego jej wyznanie zrobiło na nim tak ogromne wrażenie. Poza tym, uświadomił sobie, że fakt iż właśnie to Ona tak o nim myślała sprawiał mu przyjemność, bo gdzieś tam w środku właśnie tego chciał i oczekiwał. Może tym razem to on był tą interesowną stroną.
Położył się obok niej. Tego też chciał i absolutnie nie zamierzał walczyć z własnymi pragnieniami, ani szukać jakiś głupich wyjaśnień. Wszystko zaszło za daleko, aby nie przyznawać przed sobą, może też i przed Diviną, że nie chciał być blisko niej.
- Mało zrobiłem w życiu równie wartościowych rzeczy - odparł. Jeśli miałby przyznać szczerze to prawdopodobnie jego "dobroduszny" uczynek, jakim było spierdolenie nocy kilku osobom i sprowadzenie na nim problemów tylko po to, aby uratować Divinę, zaliczał się do niedługiej listy rzeczy, które powtórzyłby wielokrotnie byleby uzyskać ten sam efekt. - Nowym początkiem... A kiedy ostatni raz zaczynałaś coś od początku? Odnoszę wrażenie, że żyjesz wiąż tak samo nie dając sobie możliwości na jakąkolwiek zmianę - mruknął lekko strapiony, bo wielokrotnie rozmawiali już na ten temat. W zasadzie to właśnie z tego powodu Nathaniel mianował się samozwańczym "aniołem stróżem Diviny, który zrobi wszystko, aby polepszyć to jej spierdolone życie. Jak widać nie szło mu najlepiej skoro o mały włos nie zginęła, ale... Ale obiecał sobie, że poruszy niebo i ziemię, aby zadość uczynić temu co się stało. - Możemy - odparł cicho i delikatnie potarł kciukiem dłoń Diviny. Trzymając jej chłodną rękę, odnosił wrażenie, że dotyk V jest prawie niewyczuwalny. Jej wątłe, chude palce ledwo co obejmowały jego dłoń. Może właśnie dlatego Nathaniel musiał poruszyć palcami, aby upewnić się, że na pewno nadal ją trzyma.
Nie odpowiedział od razu, gdy zaproponowała mu, że zaśpiewa. Nadal skupiony na swoim rozmyślaniu o ich złączonych dłoniach i tym, że leżeli tuż obok siebie. Kontemplował tę przedziwną chwilę i starał się zapamiętać z niej jak najwięcej. Dopiero kolejne słowa Diviny, wyrwały go z tego zamyślenia.
- Przykro mi, że przez całe życie nikt się tobą nie przejmował, a gdy wreszcie twój bożek okazał ci łaskę to dał ci akurat mnie - westchnął z jakąś nutką ironii w głowie, ale przecież mówił szczerą prawdę. Jeśli ktokolwiek miałby za cokolwiek przepraszać to właśnie on za to, że swoją osobą zdesakralizował życie Diviny. - Bóg zakpił z nas obojga, ale jeszcze nie wie z kim zadarł - dodał, a chociaż był wykończony, ponownie na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Chcę odpocząć, V - oznajmił cicho. - Śpiewaj - dodał i obrócił się na bok, w stronę dziewczyny, a ich złączone dłonie ułożył przy twarzy, by móc poczuć na policzku chłodną skórę Diviny, gdy nosem chłonął jej delikatny zapach.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Zastanawiała się czy to prawda... Czy rzeczywiście zrobił tak mało wartościowych rzeczy w życiu, aby uratowanie jej stanęło na jakimś podium. Głowie przez to zrezygnowała z tłumaczenia, że marny to wyczyn, nie chciała go martwić i przytłaczać, a już na pewno mu umniejszać.
- Każdego dnia zaczynam od początku, przecież mówię - odpowiedziała nieco przewrotnie i uśmiechnęła się pod nosem. Nie lubiła tego tematu i wiedziała, że poruszali go już wiele razy, chociaż teraz było inaczej... Trzymał jej dłoń, a ona trzymała tą należącą do niego, jednocześnie czując tak wiele i nie rozumiejąc potęgi tego gestu. - Też przestałby pan próbować, gdyby skutki były takie, jak w moim przypadku - westchnela, bo ten temat nie był zbyt przyjemny. Przywodził na myśl śmierć wielu ludzi, którzy być może by żyli, gdyby ona nie chciała niczego zmienić. O wiele przyjemniej było tkwić w chwili obecnej, której nie rozumiała, ale która ją napawała spokojem. To, że póki co, pierwszy raz od bardzo dawna, nie musiała niczym się martwić, a także, że Nathaniel przystał na jej propozycję, jak i to, że przyjemny był sposób, w jaki kciukiem gładził jej dłoń. Taka drobnostka, którą się upajała.
- Przejmowano się mną w kościele - nie zgodziła się z jego słowami, bo nie chciała wyjść na niewdzięczną, poza tym dzięki temu nie musiała go upominać, kiedy tak nieładnie wypowiedział się o Bogu. Niby następna wypowiedź była już bardziej poprawna, ale jednocześnie na czole Diviny pokazała się głęboka zmarszczką. - Mówi Pan tak, jakby chcial się mierzyć z Bogiem, a to grzech - wypomniała mu łagodnie, śledząc to, jak się poruszał. Wyglądał na naprawdę zmęczonego, w takim stanie go jeszcze nigdy nie widziała. Może dlatego też bardziej, niż o niepoprawności tej sceny, myślała o tym, by w końcu odpoczął.
- Divina - poprawiła go cicho, przypatrując się jego twarzy z tej nie tak dużej odległości. - Proszę spróbować zasnąć, bo niebawem będzie Pan słabszy ode mnie - ton jej głosu był ciepły i kojacy, bo Chociaż nie było to mądre, to jednak w tamtej chwili nie patrzyła na niego, jak na złego człowieka. Znała jego winy, a przynajmniej część, ale zawdzięczała mu też życie, spokój, zdrowie... Nigdy nie została przygotowana na to, jak zachować się w sytuacji, w której otrzymuje się pomóc od niegodziwca, ale nauczono ją, że każdy zasługuje na przebaczenie. Uśmiechnęła się więc delikatnie i w końcu zaczęła cichutko nucić, nie przerywając nawet wtedy, gdy oddech mężczyzny stał się miarowy. Po jakimś czasie jednak sama poczuła, że znów staje się senna i niewiele myśląc, odpłynęła, przed tym ostatni raz spoglądając na Nathaniela. Kiedy ponownie się obudziła, mężczyzna już nie leżał obok niej, ale pamiętała wszystko i co ważniejsze, miała wrażenie, że wyglądał nieco lepiej, a to wiele dla niej znaczyło.

Nathaniel Hawthorne
<koniec> <3
ODPOWIEDZ