20 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przebojowa, wszędobylska, uśmiechnięta dziewczyna. Teraz... Obraz nędzy i rozpaczy.
#1
Z całego serca nienawidziła tych czterech ścian, które jej matka usilnie próbowała dekorować, na tyle na ile pozwalały przepisy szpitala. W oknach zawieszone były firanki w kwiatki, na stoliku stał bukiet sztucznych kwiatów. Kobieta przywiozła też trochę rzeczy Summer by ta czuła się choć odrobinkę tak jak w domu. Jej było to wszystko jedno, i tak godzinami gapiła się w sufit albo bezmyślnie wlepiała oczy w telewizor, nawet nie wiedząc co ogląda. Minuty wydawały się być godzinami, godziny dniami, a dni miesiącami. Czas wlókł się tak bardzo, że już chyba gorzej się nie dało. To trochę tak jak czekać na ostatni dzwonek przed upragnionymi wakacjami. Summy miała ochotę walić głową w ścianę ale nawet tego nie mogła zrobić. Wkurzało ją strasznie bycie tak zależną od innych, zawsze lubiła być samodzielna, a teraz była zdana na łaskę lub niełaskę personelu medycznego i czasami rodziny. Od wszystkich innych się odcięła wyraźnie komunikując, że nie chce nikogo widzieć.
Gdzie się podziała ta wesoła, optymistyczna dziewczyna, która zawsze wszystkich wspierała i mówiła, że wszystko będzie dobrze? Zniknęła wraz z diagnozą dotyczącą złamanego kręgosłupa i prawdopodobieństwem, że już nigdy nie będzie chodzić.
Ten dzień wyglądał tak samo jak i każdy inny - śniadanie, masaż i wpatrywanie się w świat za szpitalnym oknem. Nie miała apetytu ale zagrozili jej, że jeśli nie będzie jeść sama to będzie karmiona przez rurkę. Nie czuła smaku, i to nie dlatego, że miała jakieś zaburzenie - zwyczajnie nie miała przyjemności z jedzenia, a zazwyczaj pochłaniała takie ilości, że wszyscy się dziwili gdzie to wszystko mieści. Dochodziło południe i za jakąś godzinę miała mieć pierwsze zajęcia na sali rehabilitacji. Nie chciała tam iść, więc była dla każdego okropnie niemiła i opryskliwa. Wśród pielęgniarek i lekarzy zyskała miano Paskudy. Tak pieszczotliwie ją nazywali. Kiedy drzwi do jej sali się otworzyły, machinalnie sięgnęła po pusty plastikowy kubeczek po wodzie i cisnęła nim w stronę wejścia.
- Mówiłam, że nie pójdę na żadną rehabilitację!- powiedziała podniesionym głosem a jej wzrok dosłownie mordował.

Royce Callahan
powitalny kokos
Sami
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'm not afraid to tear it down and build it up again It's not our fate, we could be the renegades
I'm here for you
Are you here for me too?
004
Powroty do domu miały mnóstwo plusów, podobnie jak minusów. Największym z nich było to, że wracając trzeba spotykać sie ze wszystkimi znajomymi, którzy byli czy też są mu bliscy. Jego znajomi wiedli różne życia, wśród nich panowała taka różnorodność, że czasem sam się mylił i zastanawiał, czy nie przeoczył żadnego ważne wydarzenia w życiu jego przyjaciół. Niektórym układało się naprawdę dobrze, osiągali sukcesy w nauce, wchodzili w związki, niektórzy powoli się staczali i nie wiedzieli świata poza alkoholem, albo narkotykami, bo przecież faza to taki piękny, chillowy stan. Wśród tych wszystkich ludzi, przeróżnych mieszanek życiowych problemów i sukcesów, była również Summer, która żyła w przekonaniu, że jej życie skończyło się z dniem wypadku. Choć Royce wiedział, że Summy nie chciała odwiedzin, nie miał zamiaru uszanować jej zdania. Gdyby to była inna sytuacja... Mógłby to zrobić, ale czemu miałby pozwolić na to, by zamknęła się w bańce i w swoim świecie? Wciąż wierzył, że gdzieś tam wciąż była ta dziewczyna, którą poznał, gdy byli młodsi. Wesoła, pełna energii, gadatliwa dziewczyna, którą śmiało mógł porównać do promieni słońca. Imię, które nosiła, pasowało idealnie. Słońce kojarzyło mu się z latem, lato kojarzyło się z Summer, była cholernie ciepłą osobą. Dlatego nie potrafił pogodzić się z faktem, że prawdopodobnie ta dziewczyna już nie wróci.
Powoli się do tego przyzwyczajał, choć z każdym opryskliwym słowem dziewczyny, on sam stawał się bardziej opryskliwy i zdystansowany wobec niej. Nie podobało mu się to, ale czasem nie wiedział w jaki sposób z nią rozmawiać, być może dlatego niekiedy wybierał milczenie. Czuł się jednak zobowiązany do tego, by sprawdzić, jak się czuje, bo na żaden wielki przełom w leczeniu nie liczył. Zwłaszcza, że dziewczyna niekoniecznie chciała współpracować z lekarzami, ale co mógł zrobić? Nic, jedyne co mógł to z nią porozmawiać, niekoniecznie poruszając temat leczenia, który ją frustrował.
Uchylił drzwi od pokoju, w którym leżała i na szczęście zdążył się cofnąć, gdy zauważył lecący kubek. Inaczej kubeczek rozbiły się na jego głowie i prawdopodobnie skończyłby z rozciętym łukiem brwiowym, albo jakimś innym urazem.
— Wyżyłaś się już? — Zapytał, wchodząc do pokoju. Zerknął, czy dziewczyna nie miała niczego innego pod ręką, tak na w razie, gdyby uznała, że chętnie rzuci w niego czymś jeszcze. Nie miał zamiaru pędzić do lekarzy żeby go zszywali, bo Summy postanowiła dokonać egzekucji szklanką, albo doniczką.
Miło było ze strony jej matki, że choć niewiele mogła, próbowała umilić nastolatce pobyt w szpitalu. Na pewno dla niej to była również trudna sytuacja, może nie tak ciężka, jak dla jej córki, ale... Na pewno ciężka! Nie był rodzicem, nie miał jak postawić się w tej sytuacji, jedyne co mu zostało to wyobrażenie i nic poza tym.
— Znów nie zjadłaś śniadania? Nic dziwnego, szpitalne żarcie jest paskudne — Westchnął, kręcąc głową z dezaprobatą. Skoro już przyjmowali pacjentów, to powinni chociaż zadbać o to, by ci ludzie mieli godne warunki żywieniowe.

Summer Wheelerman
ambitny krab
blueberry#4059
ODPOWIEDZ