barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Chyba powoli zaczynała zdawać sobie sprawę, że to nie było do końca tak, jak jej się wydawało. Coś się zmieniło… I właściwie zmieniało się już chyba od jakiegoś czasu, chociaż wcześniej nie potrafiła tego w pełni uchwycić. Usprawiedliwianie siebie samej we własnej głowie przychodziło jej z łatwością. To, jak komfortowo czuła się zasypiając w jego ramionach na jachcie, tłumaczyła tym, że zawsze – w tych najlepszych czasach – byli ze sobą blisko, a ona zwyczajnie tęskniła za swoim przyjacielem z dawnych lat. To przecież nic złego, prawda? Swoją ekscytację spowodowaną perspektywą spotkania z nim tego popołudnia nad jej zbuntowaną pralką zrzuciła na zwyczajną radość ze spędzania czasu z kimś, kogo towarzystwo szczerze lubiła. Głębokie oburzenie, w jakie wpadła, gdy postanowił wyraźnie zarysować pomiędzy nimi fizyczne granice, to nie było rozczarowanie a zwyczajnie jej durna, urażona duma, nic nadzwyczajnego. Ale teraz, z głową ułożoną bezpiecznie na jego ramieniu, ciesząc się trwaniem tak prostej chwili jak ta i w pełni rozumiejąc, że nie powinna ale jednak cholernie chciała, naprawdę dochodziło do niej, że było inaczej – i to w niej zaszła znacząca zmiana.
Chwilo, trwaj.
- Gorący olbrzym i królowa lodu? No, totalnie – odpowiedziała mu spokojnie, ale z parsknięciem i sama nie zastanawiała się nad tym, jak Gust mógł to interpretować. Oczywiście, że do siebie pasowali. Stanowili dobrany zespół, uzupełniali się w sposób, który chyba obojgu wychodził na dobre. Jej na pewno. Co tu można było nadinterpretować? Miał dziewczynę. Chciała spędzać z nim tak czas nawet aż do rana albo i jeszcze dłużej… Ba! Chciałaby zrobić znacznie więcej rzeczy, ale natrętna myśl o Mishy nie dawała jej spokoju, mimo całego uporu jaki Billie wkładała w to, żeby ją ignorować. Nie mogła. Nie była przykładem najbardziej złotej i moralnej osoby na świecie, ale nie zgadzało się z nią wewnętrznie robienie sobie nadziei wobec zajętego faceta. Raz już była w takiej pozycji i postanowiła, że nigdy więcej sobie na to nie pozwoli. Nie chciała komukolwiek czegokolwiek psuć ani tym bardziej pakować się z buciorami w cudze życie jako ta druga. To nie było w porządku.
Nawet jeśli wydawało się najwłaściwsze na świecie…
Dała sobie jeszcze tych kilka chwil, przymykając oczy i głaszcząc go łagodnie, samymi palcami po plecach, zanim powoli podniosła głowę, żeby na niego zerknąć. - Chyba powinniśmy już powoli wracać – zaproponowała, wysuwając ręce spod jego bluzy. - Bryłki są już ciepłe – dodała, unosząc obie do góry, uśmiechając się przy tym nieco szerzej. Grunt to robić dobrą minę, nawet jeśli gra nie do końca szła po jej myśli. Zresztą, chwila jeszcze trwała…

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Był w tej znacznie bardziej komfortowej pozycji, w której dla niego to tsunami uczuć nie było niczym nowym. Miał czas, żeby się względnie przyzwyczaić, chociaż przeżył już dostatecznie wiele lat, żeby wiedzieć, że nigdy do końca nie będzie w stanie czuć wobec niej czegokolwiek innego, czy całkowicie to ignorować.. I chyba dlatego na następny dzień było mu tak źle. Nikt nie zasługiwał na to, żeby być tą drugą, tą, której nigdy nie będzie kochać aż tak i tą, która będzie niemożliwe porównywana zawsze. Misha na to nie zasługiwała. Była dobrą osobą, naprawdę ją lubił, troszczyła się o niego, wydawała się lubić spędzać z nim czas w bazie, w wolniejszych momentach.. I to tyle. Nie było między nimi żadnych porywów serca, wszystko było nadzwyczaj spokojne, powiedziałby, że tutaj, w Lorne, trwali sobie w stagnacji. Każde zajmowało się czymś, żeby nie rozmawiać z drugim i.. To nie miało chyba prawa się zmienić. Nie kochał jej. Lubił ją, może nawet mógłby ją nazwać przyjaciółką, ale sam fakt, że to było może, sprawiał, że tracił nadzieję. Nie znała go w gruncie rzeczy. Wiadomo, że nie miała długich dekad na poznanie go, tak jak Billie, nikt nie znał go tak jak Winfield, ale mimo wszystko. Będzie musiał to przemyśleć. I doskonale wiedział, że ta myśl była kłamstwem, bo przecież już dawno przemyślał, prawda? Wiedział doskonale, co chciał zrobić, wiedział, gdzie leżała jego lojalność, z kim chciał spędzać czas, nawet, jeśli do końca życia miał być tylko najlepszym kumplem. Aż najlepszym kumplem, przecież i tak byli ze sobą idiotycznie blisko..
Nie mógłby powiedzieć, że żałował swojego małego wybuchu wcześniej. Nie żałował. To była jego ostatnia deska ratunku, desperacka próba idiotycznego wyznaczenia sobie granic, których nie miał siły utrzymać. Nie chciał utrzymać tak naprawdę, nawet się nie starał, takim był beznadziejnym facetem; gdyby się starał, nie przytulaliby się ciepło na tej ławce, ciesząc prostą bliskością... Nie ważne, jak bardzo tego chciał.
Sam przymknął oczy, opierając lekko głowę o jej, całkiem podświadomie też zaczął ją leniwie głaskać po ramieniu. Mógłby zawsze powiedzieć, że chciał jej się pomóc rozgrzać, nie? Kogo próbował oszukać, chyba już tylko siebie..
- ..koniecznie? Dobrze mi tu z tobą. - odpowiedział, zerkając na nią, wyraźnie nie mając już siły na dobieranie słów. Nigdy nie było jego mocną stroną, ubieranie myśli w odpowiednie słowa, ale teraz już w ogóle się poddał. Opuścił gardę i nie miał ani trochę ochoty znów jej podnosić. Tak czy inaczej, grzecznie opuścił ramiona luźno, dalej ją obejmując, ale już nie tak ciasno. Gdyby chciała, bez problemu mogłaby wstać i pociągnąć go w drogę powrotną.. Definitywnie potrzebował, żeby zadecydowała za niego. On sam, zupełnie szczerze, wolałby sprawdzić własnymi ustami, czy jej dłonie są rzeczywiście ciepłe; powstrzymanie się było naprawdę ciężkie, jak tak zawiesiła mu łapki przed twarzą. Postanowił się jedynie ciepło uśmiechnąć, przyglądając jej.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Szczerze chciała szanować granice, które dla nich wyznaczył. Nie podobały jej się, nie były dla niej komfortowe i dużo bardziej wolała, kiedy było tak jak teraz, gdy nie musiała przejmować się tym, czy jakiś jej głupi, nieprzemyślany gest nie wywoła w nim anafilaktycznego wstrząsu – ale w tym wszystkim rozumiała, skąd się brały. Miał kobietę, budował dla niej dom, chciał sobie poukładać życie i inne baby musiały się z tym liczyć. Nawet Billie Winfield. A może właśnie szczególnie ona. Nie buntowała się przecież, kiedy powoli, z każdym drobnym, pozornie niewinnym gestem przyciągał ją bliżej i bliżej – na ręce, na kolana, pod własną bluzę aż w końcu skończyli w ciasnym uścisku, który przyjacielski mógł się wydawać chyba tylko komuś zupełnie ślepemu. Nie chciała protestować, była totalnie bezczelna i jeszcze bardziej egoistyczna. Poczucie, że to było nie w porządku walczyło w niej z argumentem, że przecież Gust wiedział, co robił, to on był w końcu tym w związku z ich dwójki… Tylko że to nie do końca tak działało. Wiedziała, że to nie zawsze tak działa, z różnych względów. Chwilowe szaleństwo, zamroczenie, alkohol albo nawet, cholera to, że noce były jeszcze całkiem zimne. Nieważne, że to było dobre, miłe i przyjemne. Może i powoli w jej głowie pewne rzeczy wskakiwały na właściwe miejsca, chaos się rozplątywał i odkrywała, jak ciepłe miejsce ma dla niego w swoim sercu – tylko że nadal czuła się wobec niego lojalna. I jako lojalna i oddana przyjaciółka zwyczajnie nie mogła mu pozwolić na to, żeby spieprzył swój związek i swój domek z białym płotkiem (pies nadal był jej, ok) pod wpływem… Billie Winfield.
Kto by pomyślał, że taka menda jak ona w tak kluczowym momencie będzie chciała wspiąć się na wyżyny pieprzonej szlachetności i dorosłości? Idiotka.
- No chodź, zanim też przymarzniesz do tej ławki – zadecydowała, kładąc mu obie swoje rozgrzane dłonie na ramionach, a później zsuwając się gładko z jego kolan. Niefajnie, zimno, totalnie do kitu. Co jej strzeliło do głowy z tą szlachetnością w ogóle? Totalna idiotka. A że idiotki są tylko idiotkami, nie mogła się tak całkiem powstrzymywać przed głupimi rzeczami, które wpadały jej do głowy. Za ich ławeczką, w tym miłym cudzym ogródku wypatrzyła kilka wczesnych kwiatów na krzewie, na tyle blisko, że mogła sięgnąć po nie ręką, przechylając się tylko odrobinę na lewo nad Gustem, równowagę zachowując, opierając się nadal o jego prawe ramię. I była z siebie szalenie dumna, gdy zdobyczny mały kwiatek spróbowała wetknąć w jego czuprynę, po czym odsunęła się pół kroku, aby podziwiać swoje dzieło.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Liczył na to, że jednak przyzna mu rację i będzie chciała zostać chociaż chwilę dużej w tym miejscu... Ale nie mógłby powiedzieć, że się zdziwił, kiedy pogoniła go do wstawania. Nie ma tak dobrze, hm? Westchnął teatralnie głęboko, kiedy wstała ze swojego zagrzanego miejsca i, tak, definitywnie zgadzał się z tym, że nowy układ był zimny i nieprzyjemny, zwłaszcza w porównaniu. W ogóle mu się to nie podobało. Z braku laku już chciał wstawać, kiedy się nad nim przechyliła, skutecznie to udaremniając.
- Nie wiem co tam wypatrzyłaś, ale już się boję.. - niezbadane były ścieżki, którymi wędrował mózg Billie, okay? Nigdy za nim nie nadążał, a w swoim aktualnym, rozproszonym stanie to już w ogóle. Przyglądał się jej ciekawie przez ten moment, a potem zamarł, gdy postanowiła spróbować wpiąć mu coś we włosy. Na kijek to było zbyt miękkie, za małe na jakąkolwiek gałązkę.. Jego włosy rzeczywiście były znacznie dłuższe, niż zazwyczaj, powiedziałby, że nawet zaniedbał się trochę, ale chyba jeszcze nie na tyle, żeby robić z nich dosłowne gniazdo, hm?
- ...ta daaaaah~? - wcześniej wzium, teraz ta-dah, no, dobrze się bawili na tej ulicy. Najpierw teatralnie rozłożył ramiona, prawie jakby się kłaniał, a potem splótł same palce pod swoim podbródkiem, chyba próbując wyglądać uroczo. Nie, nadal nie miał pojęcia co miał na głowie, ale z drugiej strony, nie musiał wiedzieć. Wyraźnie była z siebie dumna i to mu wystarczało.
- Dobrze, panno Winfield, muszę cię w końcu odprowadzić do tego domu. - klepnął się w kolana, potrząsnął głową, stawiając definitywnie kropkę na ich przyjemnym wieczorku. Było miło, to się liczyło? Miał dużo rzeczy do przemyślenia, to na pewno.. Zanim jednak będzie o tym myślał, wstał z ławki, złapał jedną jej dłoń, obrócił wokół własnej osi dwa razy, zanim przyciągnął do siebie jeszcze na krótką chwilę. Krótki, przyjacielski uścisk, okay? Pewnie. Właśnie o to mu chodziło. Taki, po którym założył sobie jej dłoń na przedramię, żeby nie było, że prowadzi ją za rączkę do domu.

Koniec.
billie winfield
golabki
AR#7194
ODPOWIEDZ