nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Kocham cię, Vanderberg.
Tak bardzo chciała to powiedzieć – i tak bardzo nie mogła tego zrobić.
Mimo to ściskała jego ramię niemal kurczowo, gdy szli do samochodu. Otarła się policzkiem o bark, starając się uwierzyć w to, że to tylko sen, że wcale nie niszczy mu właśnie życia swoim porywem namiętności. Czy to możliwe, że naprawdę tak ją całował? Że najwyraźniej wszystko, co opowiadał o uczuciach Deana do niej, było tak naprawdę jego zduszonymi uczuciami? Że chcieli tego samego, po prostu siebie, i że on też nie mógł wytrzymać, gdy była daleko? Miała tak wiele pytań, a każdy pocałunek wymieniony pospiesznie w samochodzie wydawał się odpowiedzią. Potwierdzeniem, że nigdy nie była mu obojętna. Że on też tak długo fantazjował o smaku jej warg.
Równocześnie czuła dziwny ucisk niepokoju w dole brzucha, jakby gdzieś głęboko wiedziała, że to nie może się dobrze skończyć. Miał dziewczynę. Dziewczynę, którą kochał, z którą był kilka lat, która nie uciekła od niego, która mu ufała i której on ufał. Nie powinna stawać na ich drodze. Postanowiła to już dawno i teraz, gdy złamała to postanowienie, palące wyrzuty sumienia powoli roztapiały jej pożądanie, zostawiając po sobie dziwny wstyd i zażenowanie sobą – a mimo to w ciszy klatki schodowej wciąż mieszała ich rozgrzane oddechy, pozwalając na kolejne pocałunki, na jeszcze więcej chciwego dotyku, na lekkie szarpnięcie za przód jego koszuli z emocji, gdy ścisnął jej biodro. Chciała zapomnieć, że to niewłaściwe. Zapomnieć, że to nie ma szans przetrwać. Zapomnieć, że właśnie tonie w ramionach zajętego faceta, przez którego wylała tyle łez i o którym nie powinna nawet marzyć.
Nie była pewna, czy jej plecy przycisnęły się do ściany przez alkoholowe zawroty głowy, czy przez inicjatywę Milesa. Nie przejmowała się tym. Liczył się tylko fakt, że on wciąż był blisko, że na jego ustach wciąż czuła posmak tequili i że to wszystko było najsłodszym, najgłębszym i najwspanialszym, co spotkało ją od lat.
Do czasu. Do czasu gdy nieuważnie rozchyliła w końcu powieki i ich spojrzenia skrzyżowały się. Przez chwilę starała się zapanować nad przyspieszonym oddechem, i zaraz rozluźniła nieco dłonie zaciśnięte niemal zaborczo na jego ramionach. Rumieniec, do tej pory zdradzający podekscytowanie i temperaturę jej uczuć, zamienił się w rumieniec wstydu. I choć rozsądek zaczął już krzyczeć, że popełnia głupstwo, serce nadal się do niego wyrywało i nie chciała tego kończyć.
Miles… – szepnęła niemal z namaszczeniem, bardzo znacząco, uważnie i z czułością, której trudno było się spodziewać po pozornie wycofanej Violet Swan. – Chcesz mnie? – spytała prawie bezgłośnie, zaglądając mu w oczy z tak słodką bezradnością, naiwnością, że roztopiłaby niemal każde serce. Czuła jednak, że tym pytaniem wykopała pod sobą dołek. I że ten dzień nie zakończy się jego silnym uściskiem i delikatnym pocałunkiem na dobranoc, a oceanem łez, który zmyje cały sen i całe to ciepło, które teraz otaczało jej serce.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
twenty-two

Miles.
Kolejny dreszcz przechodzący przez kręgosłup. Miles. Chryste, nigdy nie słyszał, by ktokolwiek w tak piękny sposób szeptał jego imię. W jej ustach miało to inny wydźwięk — jej głos przepełniony wręcz namaszczeniem, błaganiem, niepohamowanym pragnieniem, by wziął ją tu i teraz. Czekała na niego przez ten cały czas, kiedy on walczył sam ze sobą, ze swoimi rodzącymi się do niej uczuciami i demonami przeszłości. Wytrwale oczekiwała jego decyzji, momentu słabości i dopiero wtedy, gdy ich usta złączyły się po raz kolejny w ciemnościach klatki schodowej, zrozumiał, że nigdy nie będzie potrafił pozostać jedynie przy przyjaźni.
Dzisiejszy wieczór miał być początkiem nowego życia dwójki współlokatorów, może nawet dobrych znajomych, którzy od czasu do czasu spędzaliby wieczór razem, oglądając durne seriale na Netflixie i jedząc pizzę na dowóz. Słuchałby jej opowieści o mężczyznach — wpierw nic nie znaczących przygodach, później o przyszłych chłopakach i starałby się doradzić w sprawach miłosnych, bez cienia zazdrości czy nienawiści do innych. Czasami palnąłby jej wykład o nie praniu jego skarpetek czy o segregacji śmieci, w pozytywnym tonie, a nie tym gburowatym. Ceniłby sobie jej szczęście ponad wszystko, oboje zasługiwali na radość i beztroskę, na prawdziwą miłość i stabilność w związku.
Miles.
Tylko jej pragnął w tym momencie. Pragnął jej tak mocno, że sama świadomość, że ta chwila może być jedynie błahym snem, odbierała mu zdolność oddychania. Zanurzał palce w jej gęstych włosach, a drugą ręką zjechał na jej udo, by zaraz unieść je w akcie pożądania i zacisnąć na nim palce. Miles. Jej pomruki stawały się coraz to głośniejsze, jeszcze chwila i ktoś ich nakryje. Przez całą drogę do domu nie puszczał jej dłoni w taksówce, a na chodniku przystawał co chwilę, by jeszcze raz jej posmakować. Przemieszczając się w stronę windy było podobnie; po tamtejszej serii namiętnych pocałunków przypartych o ścianę i błądzących po jej smukłym ciele dłoniach, jakimś cudem udało im się otworzyć drzwi do mieszkania i wejść do środka.
Chcesz mnie?
Pragniesz mnie, Miles? — głos jego ukochanej Malii odbił się echem po wnętrzu jego czaszki. Gwałtownie złapał oddech, momentalnie odsuwając się od Violet. Powiedz, że mnie pragniesz — szeptała Malia, wpatrując się w niego z jawną miłością wypisaną na twarzy. Jej ciepłe, czekoladowe oczy lśniły w półmroku jej sypialni, przepełnione nadzieją podczas ich pierwszej, upojnej nocy. Była przepiękna, była jego, a on jej i tak miało zostać już na zawsze…
Malia.
Wciąż oddycha ciężko, otwierając oczy na tyle, by skrzyżować spojrzenie z chłodnym błękitem. Nie jest już niczego pewien. Jeszcze sekundy temu zahaczał palcami o brzegi jej bielizny, pociągając je z niecierpliwością, a teraz cofał się pod przeciwną ścianę, w za małym przedsionku korytarza, walcząc o zdolność trzeźwego rozumowania.
Jego ukryte marzenie, o którym śnił po nocach, jednocześnie stało się koszmarem, którego najbardziej się obawiał. Nie pohamował się. Zranił Malię.
— Violet, ja... — odzywa się po dłuższej chwili ciszy, ochrypniętym od emocji głosem. Dało się w nim słyszeć całą gehennę, którą wewnętrznie przeżywał; która wreszcie otworzyła mu oczy i spędziła wszelkie nadzieje na romantyczny happy end z Beardsley.
A Violet... Violet Swan nigdy nie zostanie jego przyjaciółką.


Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Naiwna. Naiwna, głupiutka Violet Swan, która wciąż miała śmiałość marzyć, że będzie dla kogoś tą jedną, jedyną, a marzenia w końcu się spełnią i jeszcze w choć jednej chwili życia będzie tak po prostu bezbrzeżnie szczęśliwa. Choć starała się trzymać już z dala od fantazji, w których cała ta historia kończyła się dla wszystkich szczęśliwie, smak ust Milesa wydawał się zapewnieniem, że to nie jest niemożliwe. Że jeszcze dziś zaczną nowy rozdział, w którym każdy problem znajdzie rozwiązanie, w którym napiszą świat od nowa i wszystko zacznie wyglądać jak w bajkach, które dawno temu ojciec czytał jej na dobranoc. Może wypita tequila zbyt mocno uderzyła jej do głowy, bo Swan w tym momencie naprawdę wierzyła, że to może zadziałać. Kosztowała jego imię, naznaczała opuszkami mięśnie, obrysowywała czule kontur twarzy i chciała na zawsze zostać tu i teraz, byle w jego objęciach. W taksówce. Na klatce. W windzie. W korytarzu. To nie miało znaczenia – jego bliskość miała znaczenie.
Nie chciała już wracać do tego, co było – przekomarzanek o nic, kłótni o ślad pasty do zębów na umywalce, dziecinnych ucieczek z mieszkania. Chciała czegoś… prawdziwego. Jego przyspieszonego oddechu, niecierpliwych dłoni, ale też smutnego spojrzenia, w którym widziała swoje odbicie. Wiedziała w końcu, czuła, że teraz, gdy całował ją tak namiętnie, gdy wciąż przyciskał do siebie, był z nią do bólu szczery. Tego nie można było udawać. Tego nie dało się tak zagrać. Tylko o niej myślał w tej chwili – a ona w myślach ślubowała mu wieczność. I była doskonale na swoim miejscu. Z jego dłonią zaciśniętą na udzie, z jego wargami na zarumienionym policzku. Tak długo na niego czekała – i każda sekunda tego oczekiwania miała sens.
Wierzyła w ten sens.
Zbyt długo.
Uderzenie chłodnego powietrza na twarzy sprawiło, że jej oczy posmutniały momentalnie, jakby już przeczuwały, co nadejdzie. Oddech miała jeszcze szybki i rozgrzany, ale już zacisnęła usta, chcąc go zdusić, zatrzymać zupełnie, na zawsze. Zakręciło jej się w głowie i tym razem nie był to rozkoszny zawrót, a nieprzyjemne wirowanie, które omal nie popchnęło jej do łazienki. Przełknęła nerwowo ślinę. To, że nie usprawiedliwił się nawet w najmarniejszy sposób, bolało najbardziej.
Więc nie – szepnęła tylko bez tchu. Miała wrażenie, że jej kark oparł się o ścianę jeszcze mocniej, boleśniej, jakby ta twardość miała przywrócić jej trzeźwość umysłu, o której całkowite zatracenie walczyła ta cholerna tequila. Wbiła paznokcie we wnętrza dłoni, chcąc jeszcze wziąć się w garść, wyprostować i ruszyć do pokoju, który miał być znowu jej pokojem, choć teraz znów bała się, jak właściwie to zniesie. – Chociaż to ty zacząłeś – uśmiechnęła się gorzko, czując pieczenie pod powiekami. Nie chciała teraz przy nim płakać, bo nie powinien być powodem jej łez. Nigdy. A ona niepotrzebnie wylała ich tak wiele, gdy okazał się po prostu kolejnym facetem, który nie potrafi przestać pić w odpowiednim momencie, a potem dostrzega okazję i zapomina o swojej dziewczynie. To nie był żaden akt miłości. Choć tak bardzo chciała mu oddać wszystko; dopóki nie stanęła z nim teraz w tym korytarzu, z wilgotnym, ale zupełnie pustym spojrzeniem wbitym w niego tak, jakby chciała przycisnąć go nim do ściany. Naiwna. Naiwna, głupiutka Violet Swan.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Oddychał ciężko, desperacko zaciągając się powietrzem. Było źle. Źle? Wręcz koszmarnie. Natłok wzmożonego poczucia winy przygwoździł go do przeciwległej ściany. Był niczym zwierzę w klatce — zastraszony przez samego siebie, zagubiony w wizji ponurej przyszłości bez szczęśliwego zakończenia. Nie o takich bajkach powinno się słuchać. Nikt takich historii nie opowie z uśmiechem błąkającym się po ustach, nikt nie nazwie przelotnej głupoty wielką miłością.
Zdrajca. Był pieprzonym zdrajcą, niewartym nikogo, niszczącym wszystko, czego się dotknął. Czym zawiniła Malia, że trafiła na kogoś takiego jak on? Na człowieka, który dokonał bratobójstwa; według sędziów nieumyślnego, lecz mimo wszystko, zabił bliskiego. Na mocy prawa, spisanego przez bandę durniów w drogich garniturach, został uniewinniony, ale teraz? Z premedytacją skrzywdził drugą osobę. Beardsley, nie Swan, była wtedy, kiedy jej najbardziej potrzebował. Beardsley trwała przy jego boku na dobre i na złe, nie Violet, która uciekła przy pierwszej byle okazji, gdy pojawiły się problemy. I to na palcu Beardsley, nie jego współlokatorki, miał wkrótce zalśnić pierścionek zaręczynowy, o którego zakupie myślał przez ostatnie miesiące.
Jednak najgorsze w tym wszystkim jest to, że jedyne czego pragnął w tym momencie, to na nowo zatopić się w jej wilgotnych, miękkich ustach.
I zostać tam na chwilę.
Na dłuższą chwilę.
Na wieczność.
Violet — powtarza ponownie, tym razem siląc się na spokojny ton głosu. Pełne błagania spojrzenie zdawało się przenikać ją na wylot; tak wiele chciał jej wyjaśnić, ale nie znajdował żadnych słów, które mogłyby usprawiedliwić jego zachowanie. Tak, to on zaczął; to on pierwszy rozpoczął ten koncert, i to on teraz musiał go zakończyć. Odpycha się od ściany, prychając cicho pod nosem.
I jak myślałaś, że to się zakończy, Swan? — rodząca się w nim wściekłość do samego siebie rosła z każdą sekundą. Aby się powstrzymać, przymknął powieki i ścisnął dwoma palcami przegrodę nosową. Wytrzyma, da radę. — Że pozbędę się Malii, złamię jej serce po trzech latach związku i zacznę się umawiać z moją współlokatorką, która jeszcze nie dawno miała męża, potem zabrała się za Deana, a na koniec mnie zostawiła na kilka miesięcy?
Czuł się jak kretyn, zganiając to wszystko na nią, szukając winnego w tym całym cyrku, ale alkohol zdołał wystarczająco namieszać mu w głowie. Zaciśnięta pięść trafiła w ścianę obok z głośnym impetem, raniąc mu kłykcie. Ostry ból łamanych chrząstek sprowadza go na ziemię.
Nigdy… Nie pragnąłem… Nikogo bardziej pocałować… w swoim całym życiu — odzywa się w końcu, powoli dobierając słowa. Nie zwracał uwagi na pulsującą bólem dłoń; w gruncie rzeczy było to znośne. — Ale to był błąd i oboje to wiemy, prawda? — to ostatnie wypowiada już szeptem, nie stać go na więcej.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Było źle. Bo znów dała się złapać. Znów uwierzyła w szczerość pierwszego pocałunku. W temperaturę szeptu, w słodycz swojego imienia w cudzych ustach. Była głupia. Coraz starsza, pozornie coraz bardziej doświadczona, a jednak – głupia. Nie nauczyła się, że nie jest jej pisane nic na stałe. Spontaniczny seks w samochodzie, z obcym człowiekiem, był najwyższą formą bliskości, na którą zasługiwała. Nie będzie więcej białej sukni. Tej ostatniej też nie powinno być poprzednim razem; powstała tylko z naiwności i bezsensownego marzenia o szczęściu, które po prostu nie było dla niej. Było źle, bo znów zaufała mężczyźnie – jakby jeszcze życie nie udowodniło jej, że nie warto.
A przecież nie chciała innego życia. Życia bez zaufania, bez czułości, bliskości, głębokich pocałunków, miękkiego szeptania i szybszego bicia serca. Może dlatego zaczęła sobie wyrzucać, że wróciła, że zrezygnowała z pomagającego zapomnieć Sydney i że usiadła wtedy na tej cholernej wycieraczce, dając wyraz ostatecznej słabości, którą był Miles Vanderberg. Nie jego najlepszy przyjaciel. Nie ładny apartament na Opale Moonlane. Miles Vanderberg. Który nawet nie chciał, by czuła do niego to wszystko, co teraz wręcz pulsowało w jej głowie, nie pozwalając pomyśleć o niczym bardziej sensownym, niż dotyk jego dłoni. Miał kogoś, kto był już wszystkim, czego potrzebował. Miał Malię. A Violet Swan? Nie była ważna.
Nie chciała już, żeby mówił jej imię. Żeby tak na nią patrzył. Chciała zapaść się pod ziemię.
Chciała, żeby po prostu odszedł, pozwalając jej zachować te resztki godności, które i tak rozsypały się po podłodze i które chciała w ciszy pozbierać.
Ale nie.
Nie tym razem.
Jak myślałam? – wykrztusiła, zanim jakakolwiek głębsza myśl przemknęła jej przez głowę. Wściekłość stworzyła twardą gulę w jej gardle. Wbiła mocniej paznokcie we wnętrza dłoni. – Myślałam, że zakończy się przynajmniej… konsekwentnie – odparła gorzko, wbijając w niego spojrzenie tak ostre, że mógł poczuć jej żal. Jej upokorzenie. – Ale jesteś niekonsekwentnym tchórzem – dodała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Ale nie przeprosiła. Bo miała rację. Wycofywał się, bo bał się znów coś stracić. Coś, co najwyraźniej nie było w pełni tym, czego pragnął.
Nie czuła się w tej chwili winna. Wina przyjdzie później. Jego słowa jej nie uspokoiły, nie pocieszyły. Czując dwie gorące łzy na policzkach uniosła dumnie podbródek. Nie mogła się przed nim rozpaść. Niczym na to nie zasłużył.
To był twój błąd. Bo tracisz mnie i możesz stracić Malię. A ja mogłam tylko zyskać. Zyskać kogoś, na kim mi… zależało – przyznała cicho, bezsilnie, ale szczerze. Nie było powodów, żeby to ukrywać. Powiedziała dziś zbyt dużo, całowała go zbyt gorąco. Wszystko było jasne. Nawet zasłonienie się alkoholem byłoby niewystarczające. Zresztą… czy wciąż chciała to ukrywać? Teraz, gdy wszystkie emocje były na jej twarzy tak wyraźne?

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
ODPOWIEDZ