fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
III

Take my whole life too
outfit // Andrew Swallow
Nie pamiętała niemal nic z fabuły filmu. W jej pamięci najtrwalej odcisnął się zapach Andrew i delikatne łaskotanie jego opuszek, znaczących leniwie linie na wnętrzu jej dłoni. Gdyby nie fakt, że oglądali to już wiele razy, zupełnie nie rozumiałaby, o co chodzi w tych scenach, na których czas odzyskiwała przytomność umysłu. Myślami była gdzieś indziej. W świecie, w którym przesuwał wargami po jej nagich ramionach, a ona śmiała się cicho tuż przy jego uchu, aż w końcu całowała go w usta, a wszystko kończyło się napisem i żyli długo i szczęśliwie. Cały czas starała się jednak oderwać od tych słodko drażniących myśli i skupić się na tu i teraz. Żartować z nim w drodze, rozmawiać o starych filmach i zgłaśniać radio na ich ulubione piosenki. Patrzeć mu w oczy, nigdzie niżej. W samochodzie zdarzało jej się spontanicznie dotknąć jego dłoni na skrzyni biegów; w kinie było gorzej – jeszcze bliżej i wygodniej, i nie umiała się oprzeć – po prostu pozwalała sobie na oparcie głowy na jego ramieniu czy mocniejsze ściśnięcie nadgarstka. Na szepnięcie mu czegoś do ucha. Wiedziała, że każdym takim gestem wystawia samą siebie na próbę, ale nie umiała już inaczej. Nie po tym, jak ostatnio usnęła w jego ciepłych ramionach, czując nagą skórę jego pleców pod palcami. Nie po tym, jak zjedli razem śniadanie, wymieniając się lekkimi, zaczepnymi kopnięciami pod stolikiem. Jakby doszło pomiędzy nimi do czegoś absolutnie przełomowego – a przecież nie odważyli się nawet na ten nieszczęsny pocałunek, który teraz, w drodze z Cairns do Lorne Bay, wciąż chodził jej po głowie.
Zastanawiała się, czy tak będzie już zawsze. Czy jeśli już nigdy się nie rozstaną, już zawsze będą przyjaciółmi, ona wciąż będzie się przy nim dręczyć tym głupim wyobrażeniem, aż do ostatniego dnia. Robiło się już późno i po wspólnym wieczorze zrobiła się nieobecna, bardziej milcząca; przymknęła nawet oczy, ale w pewnym momencie pod wpływem jakiegoś impulsu ściszyła nieco muzykę, a cofając dłoń przelotnie musnęła palcami udo Andrew, choć tyle razy obiecywała sobie, że nie będzie wchodzić w jego intymną strefę bez pytania.
To jest ta randka, gdy wracamy do mnie na prywatny maraton filmowy w bazie z koców? – spytała znienacka, z lekkim, ale niepewnym uśmiechem, bo z jakiegoś powodu nie ustalili tego wcześniej. Umówili się po prostu do kina, ale miała nadzieję, że on, jak ona, też myślał o wspólnym zakończeniu tego wieczoru. Tak, jak zaproponowała ostatnio, w głupim przypływie emocji, który finalnie okazał się dobry. Rzadziej wspominała już to, co było kiedyś – te dziecinne spotkania, rowerowe wycieczki; więcej myślała o przyszłości, o tym, że może któregoś dnia mógłby zawędrować dłońmi pod jej sukienkę, a ona w końcu odważyłaby się szepnąć, że go kocha. Wydawało jej się to naiwne, ale gdy teraz patrzyła na jego profil, tak znajomy, a przecież dojrzalszy, niż we wspomnieniach, rozumiała, że właśnie tego chce. Wspólnej przyszłości. Jego. Bliskości i pewności, że on zawsze będzie obok, zawsze ją obroni. Coraz mocniej czuła, że bez siebie nie mogliby być szczęśliwi – a przy tym wciąż wracał do niej lekki lęk, że owszem, będą szczęśliwi i ze sobą – ale jako przyjaciele. A na niego czeka dziewczyna, która lepiej zrozumie jego świat.
Podobało mi się… – przyznała w końcu szeptem, choć przecież nie robili dziś nic szczególnego. A jednak – wystarczyło to, że spędzili wspólnie czas, że nie szczędził jej czułych spojrzeń i uważnego dotyku, że śmiali się na tych samych scenach i zupełnie tak, jak kiedyś, rumienili się na widok całujących się aktorów i zerkali na siebie z szczenięcą nerwowością. Nachyliła się w cichej ciemności samochodu, by zostawić na jego policzku wdzięczny, delikatny pocałunek. Nie chciała go rozproszyć, a jedynie pokazać, że jest szczęśliwa. Pokazać, że umiałby dać jej szczęście, gdyby tylko spróbował, gdyby tylko przestał się bać, że zrobi coś nie tak lub ją zrani. Jego bliskość lekko zakręciła jej w głowie, ale nie zrobiła nic więcej – tylko uśmiechnęła się z uroczą bezradnością, zdradzającą to, że jest zupełnie szczera i zupełnie bezbronna, gdy są razem.
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
3 | Ophelia Crawford

Od kiedy tylko zapytała tak cholernie nieśmiało czy mogli iść na randkę; od tamtej chwili, w której poczuł jej przyjemny ciężar na swoim ciele i bijące od niej ciepło, nerwowo zrywał kolejne kartki w kalendarzu, żeby ostatecznie stanąć znów pod jej domem i złapać za rękę — odrobinę mocniej i zdecydowanie pewniej jak tych kilka dni wcześniej, ale wciąż z tą samą czułością i delikatnością, jakby bał się, że mógłby skruszyć jej szczupłe i przypominające swoją kruchością porcelanę, palce w zbyt mocnym uścisku. Objął ją tak samo ostrożnie i uważnie na powitanie zanim odprowadził do samochodu otwierając drzwi i pomagając wsiąść; dokładnie tak, jak widział na tych wszystkich starych filmach, na jeden z których mieli jechać. I chociaż starał się cała uwagę skupić na drodze, nie był w stanie uciekając wciąż do chwili, w której błądził opuszkami po jej rozgrzanej tak, że miał wrażenie, jakby parzyła mu ręce jej skórze. Do jej na wpół przymkniętych oczu z długimi rzęsami i drżących powiek, do których najchętniej przycisnąłby usta. Do jej uchylonych bezwiednie w bezgłośnym i niewypowiedzianym tak naprawdę nigdy szepcie ust, których smak chciałby w końcu poczuć na swoich. I im dłużej myślał o tamtej nocy, którą spędziła wtulona w jego całkiem nagą pierś, kiedy obejmował ją tak, jakby ochraniał przed wszystkim złem czającym się w ciemności gdzieś poza rozproszonym kręgiem mdłego światła ulicznych latarni wpadającego do domu, i kiedy z zawstydzeniem muskał co jakiś czas jej gładkie czoło wargami starając się niemalże nie poruszać, żeby nie obudzić jej, tym coraz częściej czuł się tak, jakby to nie było wspomnienie a jedynie kolejne zupełnie nierealne wyobrażenie, które nie mógł zrozumieć, dlaczego tym razem nie wpędzało go w zakłopotanie...
Zupełnie tak, jak przez całą drogę, kiedy przypadkiem — ale czy rzeczywiście? — dotykała w przelocie jego ręki opartej o drążek do zmiany biegów albo kiedy niemal zderzali się palcami chcąc pogłośnić radio. I jak w kinie w końcu, kiedy uśmiechali się do siebie porozumiewawczo na tych znanych sobie dobrze scenach albo kiedy wreszcie oparła się głową o jego ramię i znów ledwie ale dzieliły ich wargi przed zetknięciem się z sobą w chwili, w której odwrócił głowę w jej stronę chcąc szepnąć Ophelii na ucho, o czym pomyślał tym razem na kolejnej scenie jaką mógłby odtworzyć z pamięci. I przez chwilę zawahał się czy nie wyciągnąć głowy mocniej w jej stronę prowokując los? Ją? A może przede wszystkim siebie? Zupełnie jakby tutaj w Cairns..., nie ograniczał go pancerz tych zahamowań, które pętały mu ręce w Lorne Bay za każdym razem, kiedy chciał oprzeć je mocniej o jej biodra albo opleść ją nimi w pasie. Kiedy tak bardzo pragnął jej bliskości.
Spojrzał na nią niemal nie odwracając twarzy; jakby tylko zerknął, ale wiedział, że musiała zauważyć błysk w oczach i ten uśmiech unoszący mu kąciki coraz wyżej zanim nie odpowiedział zaczepnie:
No..., chyba, że nie chcesz – i zaraz wyszczerzył tak, jakby chciał ją rozbawić jak kiedyś, kiedy byli dziećmi lśniące w półmroku zęby. Brał jej słowa za dobrą monetę i jeśli tylko ona chciała..., on nie myślał od kilku dni o niczym innym — móc spędzić z nią czas..., całą noc przyglądając się jak spała oddychając równo i miarowo, kiedy lgnęła do niego bezwiednie cała sobą a on nie musiał wstydzić się, chyba że jedynie przed samym sobą, tych wszystkich spojrzeń przepełnionych uczuciem, którego nie był pewien czy potrafiłby w ogóle nazwać. Wpatrywał się w nią z nieopisanym zachwytem i z zapartym tchem wsłuchując się w jej oddech, dotykał jak najdelikatniej jej ciepłej skóry na zaróżowionych policzkach, drżąc wraz z dreszczem przebiegającym mu całe ciało dreszczem, kiedy tylko przesuwała bezwiednie wargami po jego opalonej i upstrzonej pieprzykami skórze. Tak, jak teraz; zwolnił i nie spodziewając się zupełnie poczuł muśnięcie jej warg na policzku, kiedy przyznała bardzo cicho, że „podobało się jej”. Uśmiechnął się z trudem powstrzymując, żeby nie dotknąć tego, miał wrażenie, że gorącego, miejsca w większej konstelacji pieprzyków na jego policzku.
Mi też – odpowiedział niewiele głośniej. – Jak chcesz..., za tydzień możemy jechać na jakiś inny film – dodał zerkając na Ophelię kątem oka, żeby w momencie, kiedy najmniej się tego spodziewała złapać jej dłoń w swoją zaplatając z ich palców cielisty warkocz. I pociągnął ją delikatnie w swoją stronę z nadzieją, że zrozumie, mimo że nie odezwał się słowem, żeby oparła się z powrotem głową i jego ramię; łudził się, że domyśli się i wyczyta to niewypowiedziane głośno pragnienie z jego wpatrzonych w nią, chociaż tylko we wstecznym lusterku, oczu. Byłby najszczęśliwszy wtedy, bo przecież..., to ona była jego całym światem — nikt inny..., tylko Ophelia.
niesamowity odkrywca
m.
fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
Było inaczej. Nawet jeśli starali się trzymać na wodzy i nie przekraczać pewnych nie do końca jasnych granic, było inaczej. Sama atmosfera między nimi stała się nieco bardziej napięta, ale w przyjemnie drażniący, dziwnie słodki sposób. Dotykali się inaczej. Inaczej patrzyli sobie w oczy. Przestali być tylko przyjaciółmi, nawet jeśli nie mieli śmiałości tego przyznać – ale tamten wieczór zmienił o wiele więcej, niż się wydawało. Znali już temperaturę swojej skóry i wiedzieli, jak bardzo potrafią przyspieszyć ich oddechy, gdy uścisk ramion stanie się choć odrobinę bardziej zaborczy. Nie mogli tak po prostu o tym zapomnieć, tak po prostu patrzeć na drogę nie wracając myślami do tego, jak cudownie blisko ze sobą byli. Bo zabrakło dopełnienia. Smaku ust. Wciąż byli go ciekawi, choć odpychali tę myśl. Oboje skrycie chcieli, by dziś w końcu to drugie znalazło śmiałość na kolejny krok. Sami nie umieli się na to zdobyć, i tylko to przedłużało ich oczekiwanie. Zależało im tak bardzo, że oddanie się przyjemności i kolejnym pragnieniom wydawało się grzeszne i niewłaściwe do tego stopnia, że woleli dręczyć się fantazjami, niż po prostu spróbować. Może właśnie na tym polega miłość. Przynajmniej w tej nieskazitelnej wersji.
Jej niewinne prowokacje stawały się jednak coraz bardziej czytelne. Nie umiała się oprzeć oparciu mu głowy na ramieniu, spleceniu z nim mocniej palców, pocałunkowi złożonemu na policzku. Wszystko w niej dążyło do rozładowania tego napięcia, do spełnienia ich marzeń. Marzeń, które chyba nosiła w sobie tak bardzo długo – bo gdy wspominała ich ostatnie spotkania, przypominała sobie wewnętrzną potrzebę wciśnięcia się w jego ciało, czułego poprawiania mu włosów, trzymania go otwarcie za rękę na korytarzu – i przesunięcia opuszką po jego ustach na ostatnim starym filmie, który razem obejrzeli. Mogłaby to z łatwością obrócić w żart, ale wtedy czuła, że to poważne, i że bardzo by chciała, żeby właśnie powagę tego gestu zauważył, ale ostatecznie zabrakło jej odwagi. Uśmiechnęła się tylko do niego. Tak bezradnie i ciepło, że zapatrzyli się sobie w oczy. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że następnym razem trafią do kina już po latach, ale będą im towarzyszyć zupełnie te same myśli.
Chcę! – odpowiedziała nieco zbyt gwałtownie, jakby przeraziło ją, że mógłby faktycznie się wycofać – ale zaraz roześmiała się cicho i pokręciła głową. Był rozkosznie nieznośny, jak zawsze, a ona, jak zawsze, bardzo bała się stracić choć jedną wspólną sekundę. Czy też – wspólną noc, nawet gdyby miała się ona okazać zupełnie niewinna i zakończyć jeszcze przed świtem wykrętem, że muszą się wyspać. Ophelia jednak czuła gdzieś pod skórą, że i tym razem będzie inaczej. Inaczej nawet niż ostatnio, i myśl o tym, jak bardzo mogliby się do siebie zbliżyć, sprawiła, że aż obciągnęła brzeg może trochę zbyt krótkiej sukienki. Czuła to i chciała tego, choć równocześnie wciąż bała się, że go straci, że przez drobne niezrozumienie, inne oczekiwania, przez własną niezręczność straci osobę, która była całym jej światem.
A jednak – jak mogła go stracić, gdy tak mocno złapał ją za rękę? Odczytała jego pragnienie, choć chyba nieświadomie – i ostrożnie oparła głowę na jego ramieniu, by mógł łatwo zrzucić ją, gdyby mu przeszkadzała. Nie chciała przeszkadzać. Ani w tym momencie, ani w całym jego życiu. Odetchnęła dyskretnie jego zapachem, ale powstrzymała się przed ucałowaniem jego skóry.
Chcę. O ile przez tydzień się mną nie znudzisz – uśmiechnęła się, delikatnie ocierając o jego ramię rozgrzanym policzkiem. – Bo ja nie wytrzymam tygodnia do następnego spotkania – doprecyzowała, na wypadek gdyby rozważał rozstanie na kolejny tydzień. Ona potrzebowała go przy sobie cały czas. Najchętniej zaanektowałaby całe jego dni i spędzała z nim każdą wolną sekundę. Nie mogła się nim nasycić, odkąd przyjechał, i miała wrażenie, że to już nie minie. Że już zawsze będzie czuła jakiś niedosyt, gdy nie będą razem. – I nigdy się tobą nie znudzę… – dodała szeptem, ledwo dosłyszalnym, unosząc głowę tak, że niemal musnęła wargami płatek jego ucha. Nie była pewna, czy to odpowiednie wyznanie, nie była pewna, czy nie jest zbyt śmiałe i czy nie brzmi zbyt tanio, ale dokładnie to mówiło teraz jej serce – rozedrgane zbyt mocno jak na niewinność tej sytuacji.

Andrew Swallow
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
Ophelia Crawford

Chwilami miał wrażenie, jakby nie wyjechał nigdy, jakby był tutaj zawsze i..., jakby oni sami pozostawali wciąż tamtą parą dzieciaków, które zupełnie nie wiedziała, że to co w swojej obecności czują, to..., miłość. Miał wrażenie, że czas się dla nich na chwilę zatrzymał, ale zaraz potem uświadamiał sobie boleśnie, że to jedynie złudzenie i bardzo możliwe, że nie nadrobią nigdy tych straconych lat, które czuł się tak, jakby teraz gonili oboje. I zastanawiał się coraz częściej czy w ogóle rzeczywiście miał prawo myśleć o Ophelii, że „ją kocha”, ale..., przecież tak właśnie było; obojętnie czy potrafili nazwać to uczucie i wszystkie emocje towarzyszące im, kiedy znajdowali się tak blisko siebie, jak chociażby w tym momencie, kiedy siedzieli ramię w ramię w jego odziedziczonym po babci samochodzie, którego pracujący głośno silnik ledwie zagłuszało radio, albo wcześniej w kinie, kiedy oddychał głębiej, jakby chciał zaciągnąć się zapachem jej perfum i przyjemnie łaskoczących jego skórę długich włosów, w które najchętniej wtuliłby twarz i został tak na zawsze — musiałby tylko przestać zastanawiać się ciągle „czy miał prawo? Czy mógł?” i przestać mieć te niekończące się wyrzuty sumienia za każdym razem, kiedy tylko pozwalał sobie na odrobinę więcej czułości w stosunku do Ophelii.
Uśmiechnął się jeszcze szczerzej, jeszcze serdeczniej, kiedy z taką gorliwością wręcz zapewniła go, że „chce”; więc mógł być już całkowicie pewien, że oboje chcieli dokładnie tego samego, ale w takim razie dlaczego wystarczyła ledwie chwila, żeby stracił tę pewność jeśli tylko znalazłaby się o wiele bliżej jak zakładał, że powinien jej pozwolić? Czy to cała ta „miłość”, którą czuł do niej nie zaprzeczalnie sprawiała, że czuł się tak, jakby tracił grunt spod nóg i zapadał się w niekończącą przepaść, mimo obawy, że lada moment zderzy się boleśnie ze ostrymi skałami rzeczywistości rozpruwając ciało na dziesiątki kawałków? Czy to wciąż tern sam wstyd, którego nie powinien odczuwać przecież w jej obecności, bo kto inny znał go tak dobrze, co Ophelia? Wiedziała o nim dosłownie wszystko przecież i z tylko sobie znanych powodów wciąż nie odtrącała go — przeciwnie było przy nim tak nieopisanie blisko, dosłownie na wyciagnięcie ręki, której palce zacisnął wraz z jej, splecionymi ciasno tak, że kiedy musiał zmienić bieg, robili to oboje, jakby co najmniej uczył dziewczynę jeździć. I przecież obiecał jej to kiedyś; to i kilka innych rzeczy..., o których danego słowa nie dotrzymał przecież..., przez tę cholerną przeprowadzkę. Potrząsnął głową — dlaczego znów tracił czas na myślenie o czymś, czego nie był już w stanie zmienić i na co nie miał wpływu?
I czując przyjemne ciepło bijące od jej ciała, od policzka, który oparła o jego ramię zerknął na dziewczynę najpierw we wstecznym lusterku, żeby po chwili, kiedy jechali już całkiem prostym odcinkiem drogi, odwrócić w jej stronę głowę, którą pokiwał uśmiechając się znów pod nosem.
Myślałem raczej, że nie będziesz miała za wiele czasu w tygodniu – zaczął. – W środę wypad z twoim rozleniwionym sierści uchem na plażę. We wtorek po twojej a przed moją pracą wyjście do kawiarni albo na gofry – ciągnął zdradzając się przy tym z ewentualnymi planami, jakie być może chciał wcielić w życie w ciągu tych siedmiu dni dzielących ich od następnego wyjazdu do kina. – Nie wiem czy nie będziesz naprawdę miała mnie całkiem dość do tego następnego razu – zaśmiał się odrobinę nerwowo czując jej przyjemnie ciepły oddech na szyi i w chwili, w której przyznała, że „nigdy się nie znudzi” poczuł jak kolejny raz zaczyna czerwienić się od karku a rumieniec zaraz rozleje się mu na policzki, ale mimo wszystko odwrócił głowę mocniej jeszcze i wpatrując się w jej odrobinę zaskoczone, ale jednocześni iskrzące się radośnie w półmroku oczy, trącił nosem lekko uchylone wargi Ophelii.
Skoro tak... – przekrzywił głowę nie odrywając od niej wzroku, jednocześnie zwalniając coraz bardziej. – Musimy zaplanować, co będziemy robić w pozostałe dni – dodał niemal szeptem prosto w jej wargi, żeby w chwili, w której był pewien, że jeśli tego nie zrobi, nie powstrzyma się już i wpije w jej usta, odwrócić głowę zahaczając o wciąż tak samo blisko zawieszone w elektryzującym wręcz powietrzu wargi dziewczyny skronią i policzkiem, który mogła odnieść wrażenie, że dosłownie podsuwał jej do kolejnych wciąż tak samo delikatnych, chociaż o wiele już śmielszych pocałunków.
Bo w takim wypadku jesteś na mnie skazana. Nie dam ci spokoju – przyznał, ale kiedy dotarło do niego jak mogło to zabrzmieć i jak mogła to odebrać, dodał zaraz pospiesznie uśmiechając się znów nerwowo:
Oczywiście dopóki będziesz chciała. – I wpatrzył się na dłuższą chwilę w tak dobrze znaną sobie przecież drogę prowadzącą prosto do jej domu, żeby spoglądać na nią jedynie we wstecznym lusterku, dopóki zażenowanie tym, co — czy raczej jak — powiedział zdradzając po części swoje emocje i uczucia żywione w stosunku do Ophelii, nie ustąpiło chociaż odrobinę.
niesamowity odkrywca
m.
fotografka — Beast Daylight Photo Studio
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Niedoszła lekarka, niedoszła dziennikarka, niedoszle szczęśliwa. Wszystko dostała od ojca, ale z remontem i samotnym życiem została w pojedynkę.
Wspomnienia bez Andrew stały się rozmazane. Niewyraźne i odległe. Jakby czas ich rozłąki się nie wydarzył, albo jakby zupełnie nie był ważny. Jakby po długiej przerwie autor wydał po prostu kolejną część trylogii, a bohaterowie byliby tylko nieznacznie inni, tknięci doświadczeniem spomiędzy swoich wspólnych przygód. Nie czuła straconych lat; miała wrażenie, że docierali się mimo to. Że gdzieś w głębi wciąż byli tymi dzieciakami, które nadal doskonale bawiły się w swoim towarzystwie, choć już chyba tylko duchowym, pamiętając wszystkie ulubione miejsca, wszystkie ulubione gry i atmosferę domku na drzewie, która z czasem z zachęcającej do zabawy zmieniła się w bardziej duszną, intymną, zachęcającą do bliskości. W końcu byli już trochę zbyt duzi, by ukrywać się tam przed rodzicami. Gdy trzymali się za ręce, wszystko znów było tak rozkosznie proste – oprócz ich relacji. Ona od dawna trwała już w zawieszeniu, teraz podsycona jeszcze dojrzalszymi pragnieniami. Wierzyła, że jeśli wciąż potrafią patrzeć sobie w oczy tak bezbrzeżnie szczerze, wciąż czeka na nich dobra przyszłość. Wspólna. W jakiejkolwiek formie, ale wspólna.
Na wiele rzeczy nie mieli już szansy. Już umiała jeździć. Już całowała się z kimś innym. Miała już swoją pierwszą wystawę. Starała się tego nie żałować, nie tkwić w przeszłości, która nie była dla nich dobra, a skupić się na tym, co mogli jeszcze zbudować. Na fakturze jego skóry tu i teraz, silnym uścisku jego dłoni. Próbowała pozbyć się tego wstydu i tych głupich ograniczeń, które sama sobie stawiała, bo w końcu on nie postawił jej żadnej granicy – ale jeszcze nie umiała. Jeszcze było w niej coś nieśmiałego, co szukało jego bliskości i nie do końca rozumiało, czemu mimo tylu lat rozłąki nie nauczył się żyć bez niej. Z inną dziewczyną, która dezynfekowałaby ostrożnie rozcięte wargi i uważnie oglądała potłuczone kolana. Z inną dziewczyną, która może byłaby w stanie zrozumieć jego świat. Coraz mocniej jednak docierało do niej, że sama nie chce istnienia tej innej dziewczyny. Że chce być jedyną, która będzie składać na jego ramionach ulotne pocałunki; jedyną, która będzie wzdychać cicho w jego objęciach, czując siłę ramion i zapach swetra.
Uniosła na niego błyszczące spojrzenie i uśmiechnęła się, po czym delikatnie odcisnęła ten uśmiech na jego szczęce. Chciała, żeby zagarnął cały jej czas. Żeby nadrobili choć tydzień ze straconych lat.
To całkiem przyjemne zajęcia… – zauważyła, przyglądając się jego profilowi z czymś podobnym do rozmarzenia. Nie była pewna, czy wolałaby trwać tu i teraz, czy już zacząć nowy tydzień. – Przekonajmy się – dodała rezolutnie, bo nie mogła uwierzyć, że kiedykolwiek mogłaby mieć go dość. Niezależnie od wszystkiego. Niezależnie od nieprzebranych ilości czasu, które spędziliby razem. Patrzyła na jego rumieniec i czuła lekkie drżenie serca. Był idealny. W każdym calu. Tak idealny, że miała wrażenie, że nie zasługuje nawet na to lekkie muśnięcie nosa, którym ją obdarzył.
Spodziewała się pocałunku. Do tego stopnia, że cała była napięta niemal boleśnie i wpatrzona w jego oczy z nadzieją, którą mogła zdradzić tylko w ciemnym, ciasnym wnętrzu samochodu, bo w każdym innym miejscu byłaby zbyt niewłaściwa. Spodziewała się – dlatego odetchnęła z pewną bezradnością, gdy pocałunku jednak nie było. Przynajmniej mogła choć musnąć jego policzek – choć to przestawało jej wystarczać. Jej marzenia stawały się coraz większe i śmielsze. I nie kończyły się na jego gładkim czole.
Wiesz, gdyby sądy rozdawały takie wyroki, skazani byliby szczęściarzami – uśmiechnęła się i mrugnęła do niego, chcąc przegonić te nerwy, ten wstyd. Chciała być na niego skazana. Szukać razem wspólnych wolnych chwil, które mogliby wypełnić zupełnymi głupotami. Choć czy po prostu bycie razem nie było dostatecznie duże i ważne, by nic więcej nie było głupotą? Zamilkła na moment, ale zaraz delikatnie potarła jego ramię policzkiem, po czym uniosła głowę, by spojrzeć na niego pełniej, ale delikatnie ułożyła dłoń na barku. Bała się powiedzieć zbyt dużo, więc wzięła zbyt długi wdech, zanim postanowiła się odezwać. – Ja też nie zamierzam dawać ci spokoju. Tak długo, jak nie powiesz, że… wolisz towarzystwo kogoś innego – skończyła w końcu ostrożnie, starając się nie przyznać wprost, że póki nie znajdzie dziewczyny, ona będzie przynajmniej próbowała mieć go blisko. A jeśli ją znajdzie – pozwoli mu być szczęśliwym. Bo wciąż chodziło o jego szczęście.

Andrew Swallow
niesamowity odkrywca
viol#9498
barman — moonlight bar
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Little things I should have said and done I just never took the time; you were always on my mind
Ophelia Crawford

Trochę inaczej było w jego wypadku — chwile spędzone z dala od Ophelii wydawały się boleśnie kanciaste, nieprzyjemnie twarde i zimne..., zupełnie jak zawieszone w przestrzeni metalowe sześciany, o których ostre krawędzie jeśli zaczepiał niewiele brakowało, żeby porozrywały skórę odsłaniając mięśnie pokryte lśniącą krwią. I zupełnie odmiennie widział w głowie przeciwstawne im wyobrażenie tych wszystkich wspomnień z przeszłości i kilku ostatnich dni spędzonych w towarzystwie dziewczyny, które były zawsze tak samo przyjemnie ciepłe jak jej delikatne dłonie sunące po jego ciele albo tak, jak teraz po opartej o drążek do zmiany biegów ręce albo o przyciski w radio palce. Były zawsze najjaśniejsze i błyszczące jak słońce odbijające się w falującej wodzie. Były tak przyjemnie miękkie, że wystarczyło przywołać jedno z nich, żeby otuliło szczelnie twarz i mógł zasnąć spokojnie przynajmniej dopóki nie zmieniło się w ciągu upływającej szybko nocy w koszmar, z którego budził się zlany potem dysząc ciężko, bo zawsze w nich ktoś stawał między nimi i odgradzał ich od siebie na zawsze.
Miał świadomość, że wiele rzeczy już nie wróci — wielu rzeczy nie przeżyją pierwszy raz, chociaż... Nawet jeśli całowała się już z kimś innym, nie był nim, więc pozwalając mu się pocałować..., w pewnym sensie dla nich obojga byłby to ten pierwszy raz. Tak samo, jeśli wystawiła by teraz swoje całkiem nowe prace, to byłaby ich pierwsza wystawa a w jego przypadku w ogóle pierwsza w życiu przecież..., więc może w jakimś sensie i dla niej stałaby się równie emocjonującym przeżyciem, bo dzięki niej tak naprawdę odkryłby coś zupełnie innego i nowego, coś o w czym udziale wcześniej nie mógł nawet pomarzyć, bo z kim niby miałby iść do galerii? Nikt w jego najbliższym otoczeniu, może oprócz nieżyjącej już babci, nie przywiązywał większej uwagi do sztuki i piękna. Najważniejsze były pieniądze, których zawsze mieli za mało... Z resztą..., co mogło być pięknego w życiu takim, jakie prowadziła jego matka? Jakie współdzielił z nią codziennie?
I chociaż był cholernie ciekaw jak wiele wydarzeń z jej życia przegapił..., nie pytał — w ostatecznym rozrachunku dochodził do wniosku, że wolał jednak nie wiedzieć. Wolał nie wiedzieć z kim chodziła nad ocean, z kim trzymała się za ręce albo kto skradł jej ten pierwszy pocałunek. Z kim przetańczyła całą noc na balu z okazji zakończenia szkoły i z kim była na obronie dyplomu ukończywszy studia. Bał się tego, co mógłby usłyszeć..., dlatego nie pytał; wychodził z założenia, że o tym, co najistotniejsze prędzej czy później Ophelia sama mu powie.
Uśmiechnął się zerkając na nią najpierw tylko lekko przechyliwszy głowę, którą odwrócił ostatecznie całkiem w jej stronę, kiedy znaleźli się na prawie zupełnie nieruchliwej drodze. – O.k. – odpowiedział równie zaczepnie. – Przekonajmy się – powtórzył i wyciągnął w jej stronę rękę, żeby na chwilę chociaż zaczepić swój mały palec o jej, tym samym biorąc ją za słowo — jak dzieciaki, którymi byli tych kilka lat temu jeszcze. I kiedy w końcu znalazła się tak szalenie blisko, że czuł dosłownie jak jej przyjemnie ciepły, miętowo-owocowy od pomadki oddech wprawia w najlżejszy ruch, jaki kiedykolwiek czuł, delikatne włoski na jego ciele, przez moment zastanawiał się czy nie mógłby jej pocałować, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. I na kilka sekund spiął się na samą myśl, że może powinien był jednak przestać myśleć i całkiem pozbyć się tych wszystkich obaw, które nie dawały mu spokoju, dopóki nie poczuł jak wtuliła się w jego ramię przysłuchując się temu co mówiła, chociaż z każdym wypowiadanym słowem zawstydzała Andrew coraz mocniej. Uśmiechnął się nieśmiało i pokręcił głową, skręcając w kolejną uliczkę przybliżającą ich nieuchronnie do jej domu; jakby czas spędzony w tym ciasnym wnętrzu samochodu był bezcenny i gwarantował coś — sam nie był pewien co, ale czego bał się stracić. Jej bliskość, która w tym wypadku była całkowicie usprawiedliwiona niewielką przestrzenią a może tę atmosferę pchającą ich coraz mocniej i silniej w swoją stronę.
Zwolnił bardziej zbliżając się do domu Ophelii, pod którym zatrzymał się wreszcie, ale nie zgasił świateł i odwrócił się tylko, obejmując ją mocniej i zmuszając, żeby zadarła wyżej głowę, jeśli chciała popatrzeć mu w oczy. Dotknął opuszką wskazującego palca do jej nosa a potem pogładził kciukiem po policzku wywołując tym samym o wiele szerszy uśmiech na jej twarzy, na który odpowiedział tym samym, żeby po chwili przesunąć się do kącika jej ust i przejechać znów kciukiem po jej wargach. I kiedy najmniej się spodziewała pochylił się i najostrożniej jak tylko był w stanie, jak umiał musnął wargami ten uniesiony wciąż wysoko w tym samym uśmiechu kącik, szepcząc niemal prosto w jej usta:
Dojechaliśmy... – Ledwie milimetry i dotknąłby jej warg swoimi.
niesamowity odkrywca
m.
ODPOWIEDZ