historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Wielokrotnie odtwarzał w głowie scenariusz, w którym byli razem aż do teraz. Niczym w starej kasecie, metaforycznie przewijał taśmę, zawijając rolkę i przekładał kasetę na drugą stronę, włączając od nowa. Jego wizje na wspólne życie były różne, czasem gorsze, a innym razem lepsze, ale był całkowicie przekonany, że Duncan - zupełnie jak teraz, swoją drogą - byłby centrum jego wszechświata. Gdyby to było konieczne, podporządkowałby swoje życie pod jego, uzgodnił swoją codzienność względem jego, w taki sposób, by nie było żadnych niedociągnięć. W ogień skoczyłby za tym facetem albo dałby się pokroić, a to, jak bardzo jednostronne jego uczucie było, odczuwał tak samo, jak gdyby to był nóż wbity w serce. Jeśli więc nie jest jasnym, czy z masochistyczną rozkoszą zagłębiał się w obecną sytuację i zamierzał kontynuować, nie przerywając spotkania, aż do momentu, kiedy będzie miał pewność, że Ducky jest bezpieczny i zaopiekowany, odpowiedź była twierdząca. Ile miał po tym lizać rany, ciężko było oszacować, lecz nie był to obecnie priorytet. - Nie idziemy, o nic się nie martw. Już szukam nam kierowcy - trzymając go jedną ręką, w drugą pochwycił telefon, który w niezwykle niewygodnej pozycji podetknął sobie pod nos, by widzieć, co wybiera. Czułby się pewniej, gdyby sam siadł za kierownicą i odwiózł go do domu, ale taki scenariusz nie miał racji bytu. Po pierwsze, Duncan nadal nie był zdolny określić mu, gdzie mieszkał, co stanowiło spory problem w przedsięwzięciu. A poza tym, pił. Sfrustrowany kolejnym nieudanym spotkaniem wypił trochę alkoholu i wypił go szybko, na tyle niedawno, by mieć go nadal w krwiobiegu. Czuł się dobrze, nie słaniał się na nogach, jak jego towarzysz wieczoru, ale nie wiedział co będzie za kilka minut. Kuszenie losu byłoby szczeniacką zagrywką. - Za pięć minut ktoś po nas przyjedzie, dasz radę jeszcze trochę? - spytał z nadzieją w głosie, próbując zerknąć na niego, oszacować bilans zysków i strat tego wieczoru. Duncan wciąż przelewał się przez ręce, co nie świadczyło dobrze.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Nawet w swoim stanie poczuł chwilową, ulotną lekkość, kiedy usłyszał, że ma niczym się nie martwić. Podejrzanie łatwe wydawało mu się to w chwili, kiedy oparty o Ozzy'ego trzymał się go ostatkami sił, raz po raz próbując powąchać go jeszcze trochę, choć to nie było już możliwe od kilku chwil. Jego ciepło koiło jakiś wewnętrzny ból, a nawet jeśli to ukojenie miało być wyjątkowo ulotne, chwilowo dawał się temu, oddawał się jakby w pełni. Oddawał wszystko, całym sobą mu ufał, bo i tak nie miał teraz lepszej alternatywy. Komu innemu miałby? Chyba nie jednej z obcych osób na ulicy, które czasem zerkały na nich podejrzliwie. Skończyłby na tym gorzej, niż teraz, zbyt do niego lgnąc, ktoś by go najpewniej okradł, a być może nawet skrzywdził. Nie chciał więcej cierpień, ani fizycznych, ani mentalnych. Na szczęście nie był jeszcze świadomy tego, co miało przynieść mu jutro. — Okej. Dobrze — potaknął jedynie i bez słowa oddał mu klucze do auta. Zdawało mu się, że Ozzy wspomniał coś o tym, że nie chce, by je zgubił, ale mogło mu się to przesłyszeć. Było mu coraz bardziej sennie i błogo, a tylko ból w nogach nie dawał mu całkiem odpłynąć. Ledwo zarejestrował, kiedy znaleźli się w aucie, gdzie na tylnym siedzeniu znowu przylgnął do niego na wpół świadomy tego, co robi. Było mu dobrze, błogo, czuł się bezpiecznie w jego ramionach, dlaczego miałby rezygnować? Sen nadszedł szybko, a chwili, kiedy wysiadali czy wchodzili do domu mężczyzny, nie udało mu się uchwycić. Złapał się tylko jego szyi, przerzucając przez nią ramię w pewnym momencie i dał się zabrać wszędzie, gdzie tylko Lonsdale chciał. I tym oto sposobem, zasnął na dobre zatopiony w miękkim materacu jego łóżka, przebrany połowicznie i przykryty kocem, który do rana dawał mu imitację ciepłego bezpieczeństwa, a może nawet sprawiał wrażenie, że ktoś śpi wtulony w niego, tak jakby tego potrzebował.
koniec
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
ODPOWIEDZ