koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
#13

Bolało. Ally musiała przyznać, że bolało w środku i na zewnątrz. Była w kropce, rozsypce, w totalnym chaosie, w który sama się chyba wpakowała. Chyba, a raczej na pewno. Z jednej strony w jej głowie zrobiło zamęt ostatnie spotkanie z Janelle Reddick. Jak mogło nie zrobić? Wspomnienia, dawne myśli, pytania, uczucia i wątpliwości powróciły i odebrały jej dech. A potem dech odebrał jej Greg. Bo była rozkojarzona, nie zrobiła tego obiadu, który chciał, wróciła spóźniona. Nawet nie wyczuła, jak sytuacja jest zła, dopóki jej nie uderzył, a na ścianie nie roztrzaskały się puste talerze. Nie rozumiała jak mogło teraz tak wyglądać ich życie, ani co jeszcze mogła zrobić, żeby jakoś to naprawić. Dlatego przełknęła łzy, schowała siniaki, zamaskowała co musiała i wybrała udawanie, że nie jest tak źle. Że to tak naprawdę była jej wina, bo przecież.. no była. Za mało się starała. Nie pomyślała o nim tego dnia, powinna była mu powiedzieć, że się spóźni, zadzwonić wcześniej, przygotować obiad dzień wcześniej. Być dobrą żoną. A nie była. Nie była, bo coraz częściej znajdowała się w barze. Najpierw z Lukiem, później z Leonem, a teraz znów tu była. Była i chowała się w kącie, trochę mając nadzieję, że spotka znajomą twarz. A zamiast tego los podsunął jej znajomy głos. Obróciła się zaskoczona i z ukrycia obserwowała jak Jan śpiewa. Nie sądziła, że ona wciąż to robi. To nie do końca pasowało do pewnej siebie kobiety biznesu, którą wtedy widziała... a jednak wyszło tak naturalnie. Ally nie odważyła się jednak podejść do niej w barze. Właściwie to zamierzała się wymknąć i nic nie mówić, nie dawać jej znać, że tam była. Ale jak chciała wyjść, zobaczyła, że Jan też wychodzi, na fajkę? Złapać oddech nocnego powietrza? W każdym razie, podążyła za nią, zanim pomyślała. Chowając się w cieniu, bo chociaż dobrze zamaskowała siniaka pod okiem, opuchlizny właściwie już nie było, to wolała nie ryzykować, że jednak go zobaczy. Jan potrafiła patrzeć na nią... i widzieć naprawdę ją, więc takie sekrety powinny być dobrze ukryte. - Nie wiedziałam, że wciąż śpiewasz - odezwała się cicho do kobiety i nieśmiało na nią spojrzała. Uśmiechnęła się nawet delikatnie, w stu procentach szczerze.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Śpiewanie miało być przypomnieniem dawnych czasów. Chciała na nowo poczuć się jak dawniej albo chociaż spróbować. Nie była głupia. Wiedziała, że zesztywniała nie tylko pod kątem charakteru, ale także w grze. Po przeprowadzce, a raczej powrocie, do Lorne Bay wyciągnęła starą gitarę i przypomniała sobie jak to było. Rozruszała się i aktualnie grała w barze któryś raz z rzędu. Nie były to jej własne kawałki. Te zostawiała na lepsze wieczory, o ile w ogóle były warte zagrania. Stawiała na akustyczne covery, których się nie wstydziła. Własna interpretacja utworów też była coś warta, czasami więcej niż oryginał, ale aż za taką dumną się nie uważała. Nie była profesjonalistką, chociaż kiedyś marzyła o śpiewaniu. To było coś jej, a zaginęło wraz z potrzebą uczenia się, dostosowania do wymogów uczelni, a potem do stanowiska pracy i tego jak zmieniła się jej własna rodzina. Wszyscy zesztywnieli. Nie było co się z tym kryć.
Całe szczęście nie myślała o tym, kiedy śpiewała. Uwalniała się od wszystkiego, o czym zapomniała a czym teraz delektowała się aż do samego końca. Napiła się bezalkoholowego darmowego drinka, bo dzisiaj nie chciała szaleć z procentami i po pewnym czasie z gitarą na ramieniu ruszyła w stronę wyjścia. Z początku zastanawiała się nad podebraniem papierosa od kogoś, ale skoro nie piła alkoholu, to nie miało sensu. Sama z siebie nie paliła, ale czasami po pijaku robiła wyjątek na parę buchów w ramach pseudo relaksu i tego okropnego posmaku w buzi, który miała rano.
Ledwie na moment zatrzymała się przy grupce palących, ale odpuściła gotowa ruszyć dalej.
Zmarszczyła brwi, bo wydawało jej się, że coś słyszy. Słowa były wypowiedziane tak cicho, że nie była pewna czy kogokolwiek zobaczy, kiedy skierowała wzrok na Underwood.
- Cześć – przywitała się w zupełnie inny sposób niż w kancelarii. Była swobodniejsza i przyjemniejsza, bez surowej miny, prostych jak struna włosów (bo dziś prezentowała się w krótkich loczkach) i nieusztywniona ciasnym zestawem marynarki ze spódnicą. – Ja też zapomniałam, że w ogóle umiem – przyznała szczerze, ale zaraz wyjaśniła. – Dopiero niedawno do tego wróciłam. – Nie było co ukrywać, że miała długą przerwę. Na studiach jeszcze coś brzękała, czasami też dla swej drugiej połówki, ale po rozstaniu całkowicie porzuciła muzykę. Oddała się pracy, dzięki której nie myślała o utraconym życiu. – Byłaś w barze? – Innymi słowy, czy słyszała jak śpiewała, bo może wpadła tylko na końcówkę albo zobaczyła ją właśnie z gitarą, co mówiło samo przez się. – Sama? – dopytała, kiedy dostała pozytywną odpowiedz. – Trzeba było mnie zaczepić. Napiłybyśmy się drinka. Chyba, że masz ochotę na spacer? W sumie w barze jest strasznie duszno od tych spoconych pijaków. – Zaśmiała się i swym ciałem oraz krokami zasugerowała, żeby podeszły do samochodu, do którego Reddick schowała gitarę czekając na decyzję Alice.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
W jej pracy, w przeciwieństwie do pracy Alice, można zesztywnieć i znowu się rozluźnić! Bo wiadomo, w domu pogrzebowym to sztywnieje się tak już na zawsze… Alice nie słyszała o żadnym syndromie łazarza, czy przypadkowym nie zdiagnozowaniu… no czegoś innego, co by zwalniało puls i sprawiało, że człowiek się nawet nie rusza. Nie żeby też jakoś specjalnie biegała koło prosektorium i lodówek, bo raczej się nie zapuszczała tam, gdzie ciała były przygotowane do pogrzebu i tak dalej, ale domyślała się, że na pewno by usłyszała ten krzyk i zamieszanie, gdyby jakiś trup okazał się jednak… no nie do końca martwy. Mimo to uważała swoją pracę nie za makabryczną i przerażającą, a za… no pełną nadziei i pocieszenia. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało dla postronnej osoby, ona wiedziała, że pomaga innym w najbardziej bolesnych chwilach w życiu. W większości przypadków, bo wiadomo, że nie każdy pogrzeb był naprawdę smutny…
- Hej - odpowiedziała na przywitanie, nieco nieśmiało, bo wciąż czuła się trochę głupio przez ich ostatnie spotkanie. Mimo, że tym razem była mniej zaskoczona jej widokiem, wciąż czuła się trochę niepewnie przy Janelle Reddick.
- W ogóle nie brzmisz jakbyś miała przerwę - zapewniła ją - planowałam nawet zamówić jakiś bis - dodała, chociaż pewnie by się nie odważyła na coś takiego. Ale teraz mogła gadać! Pokiwała głową w odpowiedzi na jej pytanie, a potem po lekkim zawahaniu skinęła znów głową.
- Nie chciałam ci przeszkadzać, domyślałam się, że fani tak szybko cię nie wypuszczą - odpowiedziała nieco figlarnie, a potem zatknęła włosy za uszy szybkim gestem. - Spacer w tych okolicach, jak za dawnych czasów? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, podchodząc za nią we wskazaną stronę. - Chociaż wiele się pozmieniało pewnie w starych zakątkach… - dodała, spojrzeniem na moment uciekając na swoje buty. Co ona robiła?
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Daj spokój. Jacy fani. – Machnęła ręką, bo nie wierzyła, że jakiegokolwiek posiadała. Nawet nie chciała, chociaż rozumiała chęć ludzi do nawiązana kontaktu z osobą, której występ im się podobał. Miała podobnie, ale nigdy nie nawiedzała nikogo przy barze albo nie rzucała się na ulicy. Uważała to za mało taktowne i przede wszystkim sama nie była kimś, kto wchodził ludziom na głowę. – Jeżeli jakiegoś znajdziesz to daj mi znać. – Puściła do kobiety oczko i nagle spojrzała ponad jej ramię tak, jakby coś zauważyła. Zmarszczyła brwi i pochyliła się szepcząc: - Chyba jeden z nich stoi za tobą. – Wyprostowała się i czekała na reakcję Alice, która musiała się odwrócić. Nie było siły, żeby tego nie zrobiła i na pewno zdziwiła się nikogo nie dostrzegając. – Żartowałam. – Posłała kobiecie rozbawiony uśmiech i pokręciła głową nie wierząc, że zachowała się jak dzieciak robiąc sobie jaj z Underwood. W pracy to by nie przeszło (zwłaszcza w sądzie).
Na wspomnienie o starej okolicy rozejrzała się po ciemnej ulicy oświetlanej przez światła latarni. Z początku nie skojarzyła faktów. Jako nastolatka nie zwracała uwagi na bary a na sklepy lub fajne miejsca do ukrycia się przed światem. Dopiero pełnoletność i kolejne lata sprawiały, że człowiek kojarzył okolicę bardziej pod kątem restauracji lub pubów niż całej reszty. To dlatego musiała wytężyć wzrok i powrócić wspomnieniami do dawnych lat.
- Faktycznie. Tam była wypożyczalnia kaset. – Wskazała ręką na miejsce, w którym teraz znajdował się sklep z komiksami. – Pamiętam, jak się czaiłyśmy na nowości byleby nikt przed nami ich nie wypożyczył. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie i zamknęła drzwi od auta. W kieszeniach miała tylko telefon i klucze. To jej wystarczyło. – To jak? Idziemy? – zaproponowała raz jeszcze i znów się rozejrzała. – Możemy najpierw zajść do sklepu. Kupimy sobie po drinku i ruszymy. – Albo najlepiej zrobią sobie drinka w butelce z colą, bo za publiczne picie dostaną mandat. Janelle musiała uważać. Prawnik z mandatem to kiepski prawnik. – Przypomnę sobie co nieco, bo ty na pewno kojarzysz tę okolicę lepiej ode mnie. – Co nieco już zapomniała a z tego co kojarzyła to Alice mieszkała tu bez przerw, ale równie dobrze mogła się mylić. Przecież nie śledziła jej życia nie licząc wiedzy na temat liczby małżeństw. – Chyba, że mąż na ciebie czeka. – O czym właśnie sobie przypomniała. Nie chciała wcinać się w życie Underwood, chociaż dziwnym było, że ta samotnie spędzała czas w barze. Czemu nie była tu razem z mężem? Nie przyszedł, bo dużo pracował? A może się pokłócili?

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
- Najwierniejsi. Zamierzałam nawet zapytać, czy mają w planach podążać za Tobą jak groupies z dawnych lat, może bym się przyłączyła na taką przygodę - dodała z rozbawieniem, bo kto by nie chciał? Przynajmniej od strony kultury masowej taka ucieczka za przygodą wyglądała bardzo glam. W praktyce trochę mniej, ale to dlatego, że podążały dziewczyny za nieodpowiednimi idolami i zespołami… I może i nie klaskali wszyscy z takim zapamiętaniem, jak pod sceną popularnych artystów, ale nie wybuczeli jej, nie rzucali butelkami, słuchali zadowoleni, więc był sukces. Alice co prawda nie wiedziała, czy takie słowa by ucieszyły Janelle Reddick , wiec zachowała je dla siebie.
- Co? - rzuciła zdziwiona i odruchowo spojrzała za swoje ramię, chwilowo przerażona, że to może Greg jednak jest w mieście i ją śledził, żeby urządzić jej awanturę przez chodzenie do baru. A kiedy nikogo tam nie zobaczyła, potrzebowała chwili, żeby przywołać uśmiech na twarz i odwrócić się znów w stronę Jan. - Złapałaś mnie - rzuciła po chwili, kiedy już była pewna, że jej głos nie zabrzmi jakoś dziwnie. I odpowiedziała uśmiechem za uśmiech. O tak, zdecydowanie wolała podążać wspomnieniami, niż swoją rzeczywistością. Zwłaszcza takimi wspomnieniami….
- I zawsze nam się udawało. Chociaż czasami nie bez łapówki - rzuciła, bo trzeba było czasem przekupić pracujących tu chłopaków cukierkami, żeby zdradzili co warto upolować. I żeby przypadkiem ta jedna kaseta była gdzieś z tyłu…
- Tak, chodźmy - skinęła lekko głową, równając się z nią, kiedy szły. - I koniecznie jakieś przekąski. Jak draże albo żelki - zaproponowała, bo to na pewno były jakieś smaki ich dzieciństwa, więc szkoda do nich nie wrócić, obok alkoholu. Zerknęła na nią trochę ukradkiem, zaskoczona jak Jan idąca obok niej teraz, różniła się od tej w biurze, kiedy wiatr rozwiewał jej włosy, a nocne delikatne światło, wygładzało jej rysy. A może to nie była kwestia światła?
- W razie czego cię poprowadzę. A jak na scenie? Czujesz, że to Twoje miejsce? - zapytała zaciekawiona, a potem.. no potem prawie się potknęła o własne buty. - Nie, Greg jeździ ciężarówkami i dzisiaj jest w trasie - odpowiedziała szybko, czując się winna. Tak łatwo było o nim zapomnieć, zwłaszcza przy niej.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Nie jadłam żelek od dwa tysiące siedemnastego – stwierdziła precyzyjnie uprzednio chwilę kalkulując w głowie pewne etapy w swoim życiu. Oczywiście mogła nieco nagiąć prawdę, pomylić się o rok w jedną albo w drugą stronę, co jednak nie zmieniało faktu, że od dawna nie miała w buzi tego typu słodkości. – Muszę dobrze wyglądać w garsonkach – dodała wyjaśniając powód unikania żelek i większości rzeczy z cukrem. Nie była maniaczką, która zacznie prawić morały albo powie, że nie będzie jeść żelek bo to niezdrowe. Po prostu tego unikała, ale nie widziała przeszkód, żeby dzisiaj złamać coś, co nawet w jej życiu nie było zasadą. Na co dzień nie czuła potrzeby jedzenia słodyczy, więc tego nie robiła. Proste.
Spojrzała najpierw na Alice, a potem przed siebie kierując kroki w stronę pobliskiego sklepu.
- Nie do końca – przyznała szczerze. Przez ostatnie lata pochłaniało ją prawo, w które się wczuła i na tę chwilę nie wyobrażała sobie rzucenie wszystkiego dla muzyki. – Uwielbiam śpiewać. Zresztą sama o tym wiesz. Kiedyś katowałam cię wieloma występami. – Uśmiechnęła się szeroko na to wspomnienie mając wrażenie, że wtedy wręcz znęcała się nad Alice, przed którą grała albo śpiewała nowe piosenki. – Ale nie widzę w tym swojej przyszłości. Sąd też jest moją sceną. Polubiłam to, ale wiem, że jednocześnie robi to zemnie sztywną biurową sukę. – Nie wstydziła się tak siebie nazywać. Wiedziała, że bycie prawniczko zrobiło z niej sztywniarę. – Chciałabym między tym wszystkim odnaleźć jakiś balans a przynajmniej próbuje to zrobić. – Po rozstaniu z narzeczoną wpadła w zbyt intensywny ciąg pracy tracąc przy tym serce do bycia bardziej wesołą. Całe szczęście się ocknęła, spakowała manatki i przeprowadziła do Lorne Bay, w którym zamierzała co nieco zmienić. Rozluźnić mankiety i dać sobie upust.
- Greg – powtórzyła. – To takie.. białe imię. – Nie krytykowała, wręcz się uśmiechnęła, bo kiedyś rozmawiając o swoim przyszłym życiu wyobrażały siebie u boku kogoś innego niż jakimś tam białas o zwykłym imieniu Greg. – Tylko mu o tym nie mów. – Puściła do niej oczko nie mając pojęcia, że temat męża był trudny lub ciężki. Nie miała też okazji przyjrzeć się Alice, z którą szła ramię w ramię. Spojrzała na nią dopiero, gdy otworzyła drzwi i przepuściła jako pierwszą. – Daj mi garniak i krawat a zobaczysz, jaki ze mnie dżentelmen – skomentowała swoje zachowanie przez cały czas się uśmiechając. – Wiesz, co mnie jeszcze zastanawia. – Nie tylko istnienie Grega z nijakim imieniem. – Czemu ciągle siedzisz w Lorne? Kiedyś byłam pewna, że wyjedziesz. – Kiedyś, czyli bardzo dawno temu. Od tamtej pory wiele mogło się zmienić, dlatego Janelle potrzebowała aktualizacji danych.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
- O nie, to zbrodnia. Wiesz ile nowych rodzajów, smaków i kolorów od tej pory wynaleziono? Masz tyle do nadrobienia, będę musiała nadzorować czy wszystko zaliczyłaś - pokręciła głową, no bo jak to tak? Żelki to były takie przyjemne sprawy! Na pewno w trakcie namiotowych wypraw i tak dalej tylko nimi się żywiły, bo czego więcej człowiekowi potrzeba w życiu? Zwłaszcza w tak młodym wieku..
- Zawsze dobrze wyglądasz w garsonkach - odpowiedziała od razu, chociaż przecież jej nie widziała… no widziała tylko raz - to znaczy w ogóle dobrze wyglądasz, na pewno kilka żelków tego nie zepsuje - dodała, poprawiając się od razu i rumieniąc, jakby… no powiedziała coś, czego powiedzieć nie powinna. Bo chyba… nie powinna, prawda?
- Byłam najwierniejszą fanką - zapewniła ją, właściwie zgodnie z prawdą. Pewnie śpiewała razem z nią, bo dlaczego nie? Muzyka w końcu łagodzi obyczaje i łączy ludzi… - Nie we wszystkim co robimy musimy widzieć przyszłość - odpowiedziała po chwili - czasami… dobrze jak coś po prostu jest, na boku - przyznała ,bo tak przecież wyglądała większość jej życia. Usłana samymi przyjemnościami, z którymi nie wiązała żadnej przyszłości, ale cieszyła się, że tam są.
- I wcale nie jesteś sztywną biurową suką. Trochę groźną, ale nie sztywną - zapewniła ją, uśmiechając się lekko. Nie wiedziała co prawda jak Janelle Reddick zachowuje się przy innych, ale… no chyba trochę czuła, jakby wciąż doskonale ją znała. Mimo że ani trochę nie miała do zdania/twierdzenia tego prawa.
- Nie powiem - zapewniła ją cicho, unikając komentarza na temat imienia jej męża. Nie chciała o nim myśleć. Samo wspomnienie jego imienia, łapało ja gdzieś na wysokości brzucha. Ale nie w ten romantyczny sposób, to nie było ciepło na myśl o kimś, ani motylki. A zimny uścisk.
- Tylko jeśli w butonierce znajdą się polne kwiaty - zastrzegła, lekko marszcząc nos i wchodząc do środka, a potem skierowała się od razu w stronę żelków. Mówiła poważnie! - Nie wiem - przyznała szczerze - wyjechałam, ale po śmierci Michaela… nie wiem.. ta okolica po prostu była… kojąca. Nie wiem czy to ma sens, ale chodzenie tymi samymi ścieżkami, którymi chodziłam w dzieciństwie trochę mi pomogło znaleźć siłę, żeby wstawać znowu z łóżka - przyznała, bardzo cicho, spuszczając wzrok i skupiając się na wyborze słodyczy. Nawet jeśli ich nawet teraz nie widziała, bo za bardzo bolało to, że jego już nie było.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Zamierzała wtrącić, że Alice tylko raz widziała ją w garsonce, ale nie zdążyła otrzymując komplement, na który jedynie się uśmiechnęła. Przyjęła to z pokorą, ale była skromna, nawet jeśli wiedziała, że zaliczała się do dobrych partii. Była ładna, mądra, ma świetną pracę i hobby, któremu lubi się oddawać podczas dłuższego wolnego. Z charakteru też nie była taka zła, chociaż w kancelarii mogło wydawać się inaczej. Przynajmniej z początku, kiedy przyjęła obronną postawę wobec byłej przyjaciółki, z którą teraz przemierzały kolejne metry miasteczkowych wspomnień.
- Właśnie tego próbuje. – Mieć coś na boku. – Jednak wiem też, że bez bycia prawniczką nie czułabym się pełna. – Mogła to też sobie wmawiać ukierunkowana przez wymagania ojca i to w jaki sposób była w niego zapatrzona. Chciała być jak on. Żyła w jego świecie i pragnęła czegoś podobnego. Być może gdyby nie to, cieszyłaby się z samego śpiewania; jednak teraz wiedziała, że miała większe ambicje i przede wszystkim potencjał do skopania ludziom tyłków (nie fizycznie). – Masz coś na boku? – zapytała, co mogło zabrzmieć dwuznacznie, bo posiadanie czegoś na boku moglo oznaczać również kochanka (czego jednak nie sugerowała). Nie miała pojęcia, że w małżeństwie Alice było źle ani też nie podejrzewała kobiety o podobne zachowanie. Od zawsze uważała ją za wierną osobę, ale z drugiej strony minęło tyle lat, że wszystko mogło się zmienić.
Zaśmiała się krótko.
- Dziękuję i ciesz się, że tak naprawdę nie poznałaś mojej sukowatości. – Potrafiła taka być dla prawnych przeciwników. Wprawdzie trzymała do Alice urazę, ale z jakiegoś powodu nie potraktowała jej w kancelarii jakoś specjalnie źle. Być może to przez sentymenty.
- Przepraszam – automatycznie przeprosiła za swoje pytanie przywołujące zmarłego męża Alicce. – Nadal za nim tęsknisz? – A jednak poruszyła temat dalej nie widząc niczego w złego w tęsknocie za zmarłym małżonkiem w chwili, kiedy miało się kolejnego. To nie miało nic do rzeczy. Tęsknota za zmarłym ukochanym nie oznaczała braku miłości do drugiej osoby. – Ah, wybacz. Niepotrzebnie pytam. Po prostu chciałam zrozumieć. – Zrozumieć Alice, której postawa nagle się zmieniła. – Wszystko w porządku? – zapytała przesuwając dłonią po jej plecach. – Oh, pamiętasz te kwaśne? – Postarała się zmienić temat wskazując na żeli, które kiedyś razem jadły. Uważała za zabawne fakt, że dwie dorosłe kobiety o tak późnej porze wybierały żelki (zamiast alkoholu albo fajek). – Czemu praca w domie pogrzebowym? – zainteresowała się dalej, chcąc odciągnąć myśli Alice od Michaela i wraz z tym, po wybraniu żelek, przeszła w stronę alkoholu oraz napoi. Kupią tylko sok i setkę, którą potem wleją do środka. Plan idealny.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Alice widziała w każdym piękno i dobro, więc jeśli chciała być skromna, to zawsze mogła stwierdzić, że właśnie Alice mówi to każdemu. Inna sprawa, że często to była po prostu prawda, bo ludzie byli tak różnorodni i wyjątkowi w swoim… no jestestwie, że to akurat była uniwersalna prawda i tyle.
- Planujesz zrobić z tego regularne koncerty? - zapytała zaciekawiona, a potem pokiwała lekko głową, bo rozumiała to. Rozumiała przywiązanie do roli, która wydawała się naturalna. W końcu ona sama też miała rolę, które jej przypisano, posłusznej żony i córki. Przylgnęła do niej tak mocno, że jak widać, nie umiała funkcjonować bez niej, ani się od niej oderwać..
- Maluje, sadzę kwiatki, piekę… - wymieniła, chociaż brzmiało to raczej jak wyznania kury domowej, niż faktyczne hobby. Ale trudno, dawało jej radość, więc Janelle Reddick nie zobaczyła na jej twarzy zawstydzenia. A o romansie nawet nie myślała, nie śmiałaby. Nie sądziłaby też, że ktoś w ogóle by się nią interesował… jej pewność siebie była dość mocno podkopana w tym zakresie, co chyba widać po tym, że jej męża wybrał jej ojciec. Czy raczej narzucił, a nie wybrał…
- Okej, cieszę się więc - zauważyła z rozbawieniem - postaram się Ci nigdy prawnie nie podpadać - obiecała, bo no lepiej nie ryzykować, skoro tak! Zwłaszcza, że mogła Alice wmówić, że dokonała jakiejkolwiek zbrodni, w końcu miała lata doświadczenia w przyjmowaniu na siebie winy za czyny innych osób.. zwłaszcza jako córka swojego ojca, cóż.
- Nic się nie stało - odpowiedziała, chociaż no… zabolało ją serce i nie chciało przestać. - Cały czas - przyznała szczerze, właściwie od razu. Tęskniła za nim w każdej sekundzie życia, wciąż do końca nie pogodziła się z jego śmiercią.
- Zginął tak nagle… dopadła go po prostu moja rodzinna klątwa - przyznała, bo pewnie kto jak kto, ale Jan doskonale o niej wiedziała. Cała okolica plotkowała o przekleństwie Underwoodów.
- Tak, to po prostu.. trudne - przyznała, bo no… nie mogła kłamać, że wszystko jest okej. Strasznie dużo rzeczy było bardzo nie-okej.
- O tak, ale powinnyśmy sprawdzić, czy wciąż smakują tak samo dobrze - przyznała, ocierając gdzieś ukradkiem łzę, która jej się wyrwała na wspomnienie Michaela.
- Oj.. to właściwie jakoś tak… samo wyszło. Musiałam zmienić pracę, a akurat tam zatrudniali i nie wiem… - przyznała szczerze - chyba szukałam jakiegoś… ukojenia przez pomaganie innym w takiej sytuacji - przyznała szczerze. - I tą pracę akceptował Greg - dodała trochę bezmyślnie, no ale to on na nią naciskał, żeby pracę zmieniła, więc jej się wyrwało.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Jeszcze zobaczę. Praca pochłania sporo mojego czasu, więc na razie gram raz na dwa tygodnie. – Przy gorszych wiatrach będzie to robić raz na miesiąc. Wszystko zależało od tego, ile będzie miała pracy w kancelarii i czy przy okazji potrzebowała też wolnego od wszystkiego. W końcu musiała mieć też czas tylko dla siebie z przysłowiowym kieliszkiem wina w wannie. Nie chciała tego stracić zwłaszcza, że po zerwaniu zaręczyn popadła w pracoholizm. Wyjazd do Lorne Bay miał ją nieco uwolnić od pogrążania się w robotę, która jedynie była metodą na odstawienie własnych uczuć na bok.
- Dawno nie jadłam domowego wypieku – zasugerowała sama nie wiedziała, czemu. Zrobiła to naturalnie i automatycznie, jakby normalnym było, że jedna drugą zapraszała do siebie na ciasto albo ciastka. Kiedyś tak, ale teraz.. minęło tyle lat. – Może też kiedyś pozwolisz mi zobaczyć swoje prace, skoro ty słyszałaś jak śpiewam. – Puściła do niej oczko, co było kolejną sugestią. To brało się znikąd. Po prostu się działo, bo właśnie tak kiedyś funkcjonowały i choć Janelle była mocno zraniona tym, że przyjaciółka nie przyszła się z nią pożegnać, to mogła odstawić ów żal na bok. Przynajmniej spróbować jednocześnie rozumiejąc, że Alice mogła nie mieć wyboru przez stanowczego ojca.
Jako prawniczka musiała mówić i pytać o wiele spraw zwłaszcza o te niewygodne. Mogła swoje niestosowne i bolesne pytanie zrzucić właśnie na to, ale z drugiej strony była też ciekawa tego co działo się oraz co czuła Alice. Zanim zmieniła temat na żelki uznała, że chciałaby dowiedzieć się więcej, ale sklep nie był najlepszym miejscem na tego typu rozmowy.
- Wybierz jeszcze jakieś. Oddaje się w twoje ręce i gust. – Nie znała się na żelkach, bo bardzo dawno je jadła. Pamiętała tylko te kwaśne, które o dziwo przebiły się przez lata rynkowej walki o miejsca na półce.
Greg akceptował pracę w domu pogrzebowym? To co wcześniej Alice robiła? Rozbierała się za pieniądze (nie umniejszając striptizerkom). Zanim jednak zapytała o cokolwiek wybrały jeszcze alkohol, sok i popcorn, bo Janelle potrzebowała czegoś słonego do zagryzienia żelów. Z tym wszystkim z reklamówką w ręce wyszły na zewnątrz tym razem kierując się w stronę placu zabaw, na którym często jako nastolatki spotykały się wieczorami uprzednio uciekając z domów przez okno w pokoju.
- Powiesz, co robiłaś wcześniej zanim trafiłaś do zakładu pogrzebowego? – zagadała, kiedy już obie siedziały w drewnianym zameczku ze ślizgawkami. Bardzo profesjonalnie jak na dorosłą osobę przystało upiła parę łyków z butelki soku i wlała do środka alkoholu, żeby nikt nie oskarżył je o picie procentów w miejscu publicznym.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
ODPOWIEDZ