fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
018.
Here's a story about the tick that beat the giant with a trick
about when you told me to do everything I can.
{outfit}
Czasami wpadamy w życiu w coś tak pokręconego, co normalnie widujemy wyłącznie w filmach. Melis na szczęście nie przeżyła jeszcze niczego tak dziwnego, co nadawałoby się na scenariusz dramatu. Owszem, była w związku, rozstała się, poroniła, ale to były rzeczy, które normalnie działy się na co dzień. Ludzie bywali razem, później rozstawali się, miewali problemy, które rozwiązywali. Czasami szalone, czasami pogmatwane, ale chyba nie aż tak, by sobie z nimi nie poradzić. Jej miłość do Aarona również nie była niczym zagadkowym, zwykły friendzone, z którego najchętniej wyplątałaby się w tej sekundzie, gdyby miała taką możliwość. Choroba ojca też dawała w kość, ale to było coś naturalnego. Już tak byliśmy stworzeni – w formie do pewnego czasu, a później powolny zjazd w kierunku śmierci. Jakbyśmy każdego dnia wchodzili po stopniu na ślizgawkę, z której pewnego dnia zjeżdżamy, by ostatecznie spaść.
Nie wyobrażała sobie jednak przez co musiała przechodzić Harriet. Nie chciała poznać uczuć, które towarzyszyły teraz dziewczynie. Nie próbowała nawet postawić się w sytuacji przyjaciółki, bo nie dość, że to musiało być cholernie bolesne, to również bardzo stresujące. Stresujące? Pożerające psychikę w zawrotnym tempie. Obiecała po prostu, że będzie, kiedy Pemberton będzie tego potrzebować. Okazało się, że rzeczywiście się przyda. Miała pojawić się na komisariacie, a właściwie przed, kiedy dostanie telefon. Cały ranek była przygotowana. Nie wiedziała, ile potrwa składanie zeznań. Prawdopodobnie nikt tego nie wiedział, ale biorąc pod uwagę, że narzeczony przyjaciółki został zamordowany, mogło trwać to w nieskończoność. Ostatecznie jednak zdecydowała, że po prostu poczeka na miejscu. Wsiadła do swojego pick-upa i paręnaście minut później znalazła się w Opal Moonlane. W budce niedaleko zamówiła dwie mrożone kawy i ponownie znalazła się w aucie. Rozłożyła siedzenie i ulokowała się na nim wygodnie, wyjmując przy okazji swój czytnik, by pogrążyć się w lekturze. Popijała kawę, kiedy zauważyła wychodzącą Harriet. Pomachała jej gwałtownie, by dać jej znać, że już na nią czeka. Kiedy wsiadła, podała jej kawę, ustawiła siedzenie i odpaliła silnik. – Możemy pojeździć bez celu, chcesz? – zaproponowała. Mogły przy tym porozmawiać, a Pemberton mogła spróbować się uspokoić. – Opowiesz mi, o co cię wypytywali? – zapytała, ruszając z miejsca.
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
009.

W obliczu ostatnich wydarzeń czuła się bezsilna. Wpadła w kłopoty po same uszy, to nie ulegało wątpliwościom, a większość decyzji, jakie podjęła od dnia – cholernego – wypadku, okazywała się prowadzić ją ku zgubie. Była głupia! Popełniła masę błędów, kierując się wyłącznie własnymi pragnieniami. Teraz za to płaciła. Za bycie bezduszną i zamkniętą na uczucia innych osób. Za próbę przekształcenia własnego życia w takie, jakim pragnęła, aby było. Naiwnie wierzyła, że mogła mieć wszystko, o czym marzyła.
Nim wyszła z komisariatu, udała się do łazienki, by przemyć twarz. Nie nałożyła makijażu; idąc za radą mecenasa, położyła tylko niewielką ilość różu na policzkach i omiotła rzęsy odrobiną czarnego tuszu, by w razie łez, pojawiły się delikatne smugi uwidaczniające cierpienie. Harriet była tak wyprana z emocji, że potrzebowała wszelkich sztuczek, jakie mogły pomóc w udowodnieniu niewinności. Bo gdy tylko otwierała usta, by odpowiedzieć na którekolwiek z zadanych pytań, jej głos mimowolnie stawał się przesączony gorzką ignorancją oraz wyraźną frustracją. Wiszące nad nią oskarżenie wydawało się tak irracjonalne, że miała ochotę zaśmiać się w twarz przesłuchującemu ją funkcjonariuszowi, który w towarzystwie prokuratora przed dwie i pół godziny znęcał się nad nią, każąc przypominać sobie szczegóły ich prywatnego życia. Wiedziała, że zachowanie, nad którym nie umiała zapanować, nie będzie świadczyło na jej korzyść, a mimo to nie mogła zmusić się do zgrywania pogrążonej w żałobie niedoszłej żony. A wszystko z powodu – cholernego – Nicholasa. Kurwa.
— Obiecasz, że nie spowodujesz żadnej katastrofy, kiedy będziesz razem ze mną przeklinać to cholerne państwo i biurokratów, którzy próbują zrobić ze mnie morderczynię? — spytała, tuż po tym, jak delikatnym uściskiem przywitała się z przyjaciółką. Matka proponowała, że ją odbierze, ale Harriet nie chciała jej widzieć. Tamara miała niebywałą umiejętność wyprowadzania córki z równowagi. Zdecydowanie wolała, aby to Melis wzięła na swoje barki ciężar słuchania wszystkich obelg, które wyjdą dzisiaj spomiędzy jej spierzchniętych warg; wiele można było powiedzieć o tutejszym komisariacie, ale na klimatyzacji nie oszczędzali. — Jeśli tak, to możemy pojeździć wkoło miasta. Bo, jak możesz się domyślać, nie wolno mi wyjeżdżać — prychnęła, biorąc kubek kawy, z którego zaraz wypiła nieco płynu.
— O wszystko, Mel. Pytali mnie o wszystko. O naszą relację, o cały związek, o wypadek, o te sześć miesięcy, kiedy był nieprzytomny. Wiesz, że sprawdzają, ile razy byłam w szpitalu, żeby go odwiedzić? — zrelacjonowała pobieżnie, krzywiąc się na wspomnienie każdego z pytań. — Rodzice Rhysa zeznali, że nie płakałam na pogrzebie i nie poszłam na stypę — dodała, spoglądając na widok za szybą.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Każdy ma prawo być szczęśliwy na swój własny sposób i jeśli rozstanie z narzeczonym było tym, czego Harriet chciała, to nie było na świecie osoby, która mogłaby ją przed tym powstrzymać. Co prawda, skutki jej decyzji były opłakane, ale to wcale nie znaczyło, że powinna się z tego powodu obwiniać. Jeśli Harriet sama nie będzie dążyła do tego, żeby zaspokoić swoje pragnienia, to nikt inny tego nie zrobi. Bo to było jej życie, jej wybory i nie musiała konsultować ich z nikim, jeśli była nieszczęśliwa. To był zdrowy egoizm, to nie było coś, co miałoby zaburzyć fundamenty wszechświata. To normalne, że robiła sobie wyrzuty, ale musiała spróbować to przepracować i wyjaśnić samej sobie, że to absolutnie nie była jej wina, a wypadki się zdarzają.
Dla Melis również irracjonalne było to, że Harriet znalazła się w takim miejscu. Na szczęście to było wyłącznie złożenie zeznań, bo gdyby ktokolwiek uznawał Pemberton za winną śmierci tego faceta, Melis była gotowa wparować tam i bronić przyjaciółkę własną piersią. Póki co, jej palce wystukiwały nierówny rytm na kierownicy, a Huntington zastanawiała się, ile to jeszcze potrwa. Harriet nie mogła tam siedzieć w nieskończoność. Naprawdę nie zazdrościła jej, że musiała znosić to wszystko. I pomyśleć, że przyczyną tego wszystkiego był Nicholas. Miała ochotę zaśmiać się na samą myśl, bo przecież do niedawna byli ze sobą na wojennej ścieżce. Ich związek rozpadł się, ale Melis jakoś nigdy nie miała problemu z tym, że spotykał się z Harriet na potajemne schadzki. Już dawno zamknęła ich wspólny rozdział, a wycieczka do Darwin tylko to scementowała. Naprawdę życzyła obojgu wszystkiego, co najlepsze, bo oboje byli dla niej ważnymi częściami życia.
- Mogę spowodować tylko taką, że skopię im tyłki, hm? – oczywiście to było czcze gadanie, ale nie zmieniało to faktu, że bardzo pomagało. Melis miała ochotę bardziej pomstować na ludzi, którzy zesłali to wszystko na Harriet. Pytanie tylko, kto był odpowiedzialny za śmierć narzeczonego Pemberton? – Jasne, możemy pojechać po jakieś jedzenie, a potem do Tingaree. W lesie będziemy wydzierać się na czym świat stoi? – zaproponowała. Chyba to było najlepsze rozwiązanie. Westchnęła ciężko, słuchając kolejnych słów Harriet. Z jednej strony wiedziała, że to była praca funkcjonariuszy i musieli pytać o wszystko, ale z drugiej – czasami zastanawiała się, czy ci ludzie mają w sobie chociaż jeden gram empatii? – Co? Kurwa, co? – zapytała, bo nie wierzyła własnym uszom. – Nie powinni trzymać z tobą wspólnego frontu? – upewniła się. W końcu musieli wiedzieć – znali Harriet tak długo – że nie zrobiłaby krzywdy ich synowi. Że nikomu nie zrobiłaby krzywdy. Prawdziwy morderca grasował na wolności, a oni bawili się w takie gierki? – Rzeczywiście straszna z ciebie sucz, skoro nie płakałaś na pogrzebie – powiedziała z przekąsem, skupiając się na jeździe samochodem, bo pomimo nerwów, które nią targały, naprawdę nie chciała spowodować wypadku.
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Za późno zrozumiała, że podążanie za szczęściem to nie jest zbrodnia. Dała się wciągnąć w tę całą machinę związaną z przygotowaniami do ślubu, planowaniem przyszłości oraz rodzinnych spotkań przy świątecznym stole. Wszyscy na nią liczyli, przez co nie potrafiła zaleźć dobrego sposobu, by wyplątać się z relacji z narzeczonym bez konieczności ranienia wielu postronnych osób. Zastanawiała się, rozważała, a gdy ostatecznie zdecydowała się oddać pierścionek, doszło do wypadku, którego konsekwencje ciągnęły się za nią aż do tego momentu i wcale nie zamierzały się z nią żegnać. Na szczęście miała przyjaciół, którzy nie potępiali jej wyborów - nawet jeśli nie były trafne i powodowały lawinę nieszczęść. Melis była wyjątkowa, a ich relacja niezwykle trwała. Harriet wykazała się wobec niej nielojalnością, zadurzając się w Nicholasie, a mimo to poradziły sobie z tym. Wprawdzie nie było to łatwe i kładło pewien cień na ich przyjaźń, jednak Pemberton wierzyła, że nauczą się do tego nie wracać i odbudują dawną zażyłość. Kobiety nie powinny pozwalać, by mężczyźni rzutowali na łączące je relacje. Melis była bardzo wyrozumiała, co tylko utwierdzało Harriet w przekonaniu, że trafiła na wyjątkową osobę i powinna zrobić wszystko, by ją przy sobie zatrzymać. Szczególnie teraz, gdy niezwykle łatwo było ją osądzać, a nawet spisać na straty.
— Dokop najmocniej temu łysiejącemu. To prokurator. Upierdliwy, dociekliwy i nie ma wstydu. Przysięgam, że jeszcze pięć minut, a zażądałby dowodów, na to że ja i Rhys mieliśmy życie łóżkowe. Oczekuje ode mnie nagrań, zdjęć? — prychnęła wzburzona. — Po wypadku nawet psycholog nie był dla mnie tak ostry — dodała. Przejmowała się, bo wiedziała, że tym razem każde wypowiedziane przez nią słowo zostanie poddane głębokiej analizie.
Zawyła żałośnie, osuwając się na siedzeniu. Przetarła twarz, o mały włos nie wylewając zawartości kubka i spojrzała na Melis, która mocno ściskała kierownicę. — Brzmi jak doskonały pomysł. Zjemy pizzę i wypijemy butelkę wina. Na głowę — zaznaczyła, mając nadzieję, że Mel nie spróbuje się wykręcić.
Na wspomnienie o rodzicach niedoszłego męża, wyprostowała się gwałtownie. — To podejrzane, nie uważasz? Gdzie się podziało to całe wsparcie? I po co były te wszystkie rozmowy o tworzeniu rodziny bez względu na wypadek? Po co robili to wszystko, każąc mi wierzyć, że stałam się dla nich córką, skoro teraz świadczą przeciwko mnie!? — warknęła. Buzowało w niej wiele emocji; przez moment emanowała smutkiem i rezygnacją, a za chwilę wrzała z nerwów i miała ochotę wrzeszczeć. — Wzięłam wtedy tyle tabletek uspokajających, że można było mnie uznać za naćpaną — wspomniała, odnosząc się do pogrzebu. Na szczęście mogła to potwierdzić, pokazując receptę, którą otrzymała od sympatycznej pani doktor ze szpitala w Cairns. — Podziel się ze mną czymś wesołym, co? — poprosiła, mając nadzieję, że przynajmniej przyjaciółce układało się bez tego typu problemów.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Potrzeba znalezienia własnego szczęścia powinna być silniejsza niż wszystko inne. Harriet powinna o nie walczyć i choć zaczęła dość późno, a kolejne wydarzenia nie nastrajały zbyt optymistycznie i rzeczywiście mogły zdusić w niej te pragnienia, to nie powinna się poddawać. Sumienie podpowiadało jej, że jest egoistką, że skupia się wyłącznie na sobie, a te wydarzenia wydawać by się mogły niezbitym na to dowodem, ale wcale tak nie było. To los z nas kpi i czasami dokłada jeszcze więcej, by sprawić, że wątpimy w siebie. Melis była tutaj po to, żeby trzymać za Harriet kciuki, ale jednocześnie uświadomić jej, że nie jest winna całej tej sytuacji. Że to po prostu nieszczęśliwy wypadek, w całkowicie nieodpowiednim czasie. Różnie między dziewczynami bywało, ale Melis naprawdę była wtedy skupiona na innych sprawach, a związek z Nicholasem był czymś, co mocno ją uwierało. Przy tamtych problemach, jednak wydawał się czymś, co najłatwiej będzie załatwić. Zerwanie było bolesne, ale szybkie. Dojście do siebie po utracie dziecka już mniej, ale wiedziała, że właśnie tak będzie lepiej. Zwrócili sobie wolność, więc Melis nie miała prawa mieszać się w jego życie. Czy w ogóle chciała? Nie. Czy czuła jakąś nielojalność ze strony Harriet? Pewnie na początku ukłuła ją jakaś igiełka zazdrości, ale nie chciała niszczyć czegoś, co budowały od lat przez jedno, może na pierwszy rzut oka niewłaściwie uczucie. Bo ostatecznie, dlaczego miałaby odbierać komuś szansę na miłość, jeśli jej samej nie wyszło? Może to miała być dla przyjaciółki i jej byłego partnera wielka szansa na coś pięknego? A może na Melis również czekało coś za rogiem? Miała taką nadzieję i tylko jej póki co się chwytała. Nie zajęło jej długo poradzenie sobie z tym wszystkim, bo kochała każde z nich na swój sposób. Nicholas też już miał być ważną częścią jej życia, ale na szczęście nie wiązało się to z żadnymi romantycznymi uniesieniami. Wręcz przeciwnie. Po wycieczce do Darwin okazało się, że może liczyć na swojego byłego partnera, nie mieć do niego żalu i stać się dla niego po prostu przyjaciółką.
- Dupek. A najgorsze jest to, że właśnie tacy są bezkarni – westchnęła. Seksistowska świnia. Melis brakowało słów na zachowanie tych wszystkich ludzi, którzy powinni być jakoś bardziej… wspierający. Skoro byli specjalistami, dlaczego doszukiwali się winy w przeżywaniu straty w taki, a nie inny sposób? Przecież to nie były żadne żelazne dowody na morderstwo. Właściwie – to były żadne dowody.
Skinęła głową. Problematyczną kwestią był samochód, ale trudno. Na pewno znajdą kogoś, kto odbierze je pijane, ale szczęśliwe. Bo przecież alkohol miał załatwić wszystkie problemy, prawda? Przynajmniej tymczasowo.
- Szczerze? Nie wiem. Nie wiem, dlaczego tak się zachowują. Na pewno śmierć syna mocno na nich wpłynęła i może kieruje nimi strach, ból? Nie wiem – wzruszyła ramionami. To było pogmatwane, a Melis choć miewała w życiu różne problemy, to wszystko to, co właśnie przeżywała Harriet było jakimś kosmosem. Czymś nie do ogarnięcia. – Przecież wiem – westchnęła. Pamiętała w jakim stanie była przyjaciółka, bo przecież bez względu na to, jak bardzo ich relacje się zmieniły, to Rhys był kiedyś człowiekiem, którego kochała, prawda?
- Hm, czymś wesołym… – zamyśliła się na moment. – Moje życie uczuciowe to nadal… dno – zażartowała, bo chyba miała umrzeć we friendzonie, ale cóż. – Ale stadnina ma się świetnie i wpadłam na pomysł, żeby realizować warsztaty dla kobiet. Coś, dzięki czemu będą mogły odpocząć, jakieś spotkania z coachami, tworzenie świec, makram, może ja zrobię jakieś zajęcia fotograficzne? Na pewno jakieś hipoterapie? Jeszcze nie myślałam o tym jakoś bardzo szczegółowo. To tylko pomysły, ale bardzo chciałabym to zrealizować. Dla kobiet, które były w ciężkim stanie jak ja po poronieniu, po rozwodzie, po przejściach – wyjaśniła. Na pewno będzie potrzebowała pomocy, ale to było raczkujące. Musiała poważnie zastanowić się nad wszystkim kilkukrotnie, zanim weźmie na swoje barki coś bardzo poważnego. – I przeprowadzę się. Zrobię to do końca roku. Nie mogę wiecznie zajmować starego pokoju u rodziców – to też był jeden z jej celów, który sprawiał, że była bardzo podekscytowana na samą myśl.
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Nie planowała tego. Między nią a nieżyjącym narzeczonym układało się coraz gorzej i dostrzegali to wszyscy, którzy mieli z nimi bezpośredni kontakt. Harriet myślała, że to przejściowe, że potrzebowali czasu, by oswoić się z nowymi rolami, w które zdecydowali się wejść. Idealne związki nie istniały, a nawet w tych pretendujących do tego miana, zdarzały się problemy wywołujące konflikty czy kłótnie. Sądziła, że to minie, że stres związany z przygotowaniami do ślubu zjadał ich od wewnątrz, powodując napięcie, którego nawet seks nie był w stanie rozładować. Wtedy poznała Nicholasa. Zbliżyła się do niego, poznając go nie jako partnera przyjaciółki, ale jako indywidualną jednostkę, w całkiem nowym świetle. Nigdy wcześniej tak go nie postrzegała – jako atrakcyjnego mężczyznę. Nie sposób jednoznacznie stwierdzić, w którym momencie przepadła. Nie broniła się długo, bo to, co czuła przy nim, wychodziło na poziom ponad przeciętnej intensywności. Rhys – mimo lat związku – nigdy nie wzbudził w niej aż takich emocji. Zakochała się i wtedy wszystko zaczęło się psuć. Ponoć warto walczyć o prawdziwą miłość. Ale ich walka oraz przeszkody, z jakimi musieli – w zasadzie nadal muszą – się mierzyć, były zastraszające. Czy było warto? Na tę chwilę Harriet nie znała odpowiedzi. Relacja z Nicholasem przypominała sinusoidę; wznosiła się i opadała. Mogła mieć tylko nadzieję, że kiedy ten koszmar związany z idiotycznym oskarżeniem o morderstwo się skończy, dostaną szanse, by spróbować.
W związku z powyższym była ogromnie wdzięczna Melis za wszelkie słowa otuchy. Te od niej miały największe znaczenie. Bo sytuacja, w jakiej postawiła łączącą je przyjaźń była co najmniej n i e w y g o d n a. To właśnie świadomość chaosu, jaki wywołała, męczył ją najbardziej. Zamierzała jednak wyjść z tego dołka. Otoczona tyloma zaufanymi osobami powinna dać sobie radę. Ze wszystkim.
— Wydaje mi się, że błądzą. Nie mają dowodów i próbują przycisnąć mnie do ściany. Jeśli liczą na to, że się poddam i pozwolę, by mnie skazano, to grubo się mylą — zaznaczyła twardo. Postukała palcami o kubek z kawą. Denerwowała się. Poszlaki zebrane przez prokuraturę i zespół śledczy były niewiele warte. Wprawdzie słowa rodziców Headforda zrzucały na nią pewien cień, ale to wciąż za mało, by wszcząć bezpośrednie postępowanie. — Najbardziej dziwi mnie to, że nie biorą pod uwagę żadnego z pracowników szpitala, wiesz? W końcu to oni mieli ciągły dostęp do medycznych urządzeń — westchnęła. Była tym przytłoczona. Tak naprawdę wciąż było jej ciężko uwierzyć, że wszystko ma miejsce i przydarzyło się właśnie jej.
— Melis, to brzmi naprawdę dobrze. Potrzebowałabyś środków, domyślam się, że kobiety po takich doświadczeniach nie zawsze mają fundusze, by sprawiać sobie weekendowe warsztaty z plecenia makram. Ale masz dostęp do miejsca, do zwierząt. To już niezła podstawa — stwierdziła. Cieszyła się, że przyjaciółka znajdowała w sobie pokłady empatii, którymi chciała dzielić się z innymi. W związku ze wszystkim, co przeszła, to wcale nie było łatwe. Z drugiej strony znacznie lepiej niż przeciętna kobieta rozumiała, jak to jest walczyć. I się nie poddać. Mogła wiele zaoferować tym kobietom. — Mogę pomóc z wyborem mieszkania, kiedy będziesz już gotowa — zaoferowała. Chociaż pokoje w pensjonacie w dużej mierze meblowała Tamara, Harriet na pewno wraz z genami przejęła część tych umiejętności.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Życia nie dało się tak do końca zaplanować. Owszem, ludzie to robili, karmili się złudną nadzieją, że to, co postanowili w jakiś sposób się spełni, ale nigdy nie mieli pełnej kontroli. Zawsze działo się coś, czasami dobrego, czasami złego, co stawało im na drodze, psuło ustalony rytm. Melis nauczyła się na własnej skórze, żeby aż tak się tym wszystkim nie przejmować. Ale czy rzeczywiście łatwo odpuszczała? Nie. Nie, bo była człowiekiem pełnym uczuć, przeżywającym każdą najmniejszą drobnostkę. Nadal nie potrafiła pogodzić się z niektórymi elementami przeszłości, ale uparcie brnęła do przodu. I choć nie była już tak spontaniczna jak dawniej, to płynęła z prądem. Z własnym prądem, bo już nie chciała po raz kolejny oglądać się na wszystkich dookoła. Harriet też nie powinna. Cholera jasna, dlaczego jacyś ludzie rościli sobie prawo, żeby niszczyć jej życie i dlaczego jej przyjaciółka miałaby na to pozwalać? Oczywiście, że nie mogła. A Melis zamierzała stać na straży jej szczęścia. Choćby z Nicholasem.
- A lekarze? Przecież oni najlepiej wiedzą jak wyłączyć taką maszynę, prawda? No wiesz, to chyba nie jest takie proste, że naciskasz jeden głupi przycisk? – zapytała, bo nie miała jeszcze do czynienia z nikim w śpiączce. Ba, nawet gdyby miała, to pewnie bardziej martwiłaby się o stan osoby, która by w niej wylądowała niż myślała o tym jak tę osobę odłączyć od aparatury. Przecież to niedorzeczne. – No właśnie. Może to jest po prostu jakiś głupi wypadek? – zapytała już sama nie wiedząc, co tu się wyprawiało. Może szukali mordercy, kiedy ktoś po prostu… oparł się o tę maszynę albo sprzątaczka zawadziła o kabel mopem, cokolwiek. Melis naprawdę nie mogła pojąć jak to wszystko mogło się wydarzyć. – To musiał być ktoś z odwiedzających. Ty albo jego rodzina. Przecież mają monitoring, wiedzą kto wchodził i wychodził. To nie ty, tu mamy pewność, więc… jego rodzice? – nie chciała nikogo oskarżać bez dowodów, nie miała w ogóle takiego prawa, ale to wszystko było tak grubymi nićmi szyte, że trudno było nie oskarżać najbliższych osób.
- Na pewno potrzebowałabym kasy, dlatego nie rozpocznę tego, dopóki nie będę miała jakiejś poduszki finansowej. I też na pewno chciałabym to jakoś podzielić, warsztaty DIY dla osób, które po prostu chcą się wyluzować i coś bardziej przemyślanego dla kobiet po przejściach, może jakaś pomoc przy pisaniu CV, znalezieniu pracy albo jakieś kwestie medyczne? – to wszystko przychodziło jej do głowy znienacka, ale póki co to naprawdę były tylko plany. Nie mówiła o tym nikomu, bo nie chciała, żeby później okazało się, że porzuciła to dla własnego widzimisię, kiedy na przykład, naprawdę nie znalazłaby środków. Myślała o znalezieniu sponsorów, skoro była dość znana w świecie fotografii, to może mogłaby uruchomić jakieś kontakty. Póki co wzruszyła ramionami. – Właśnie zastanawiam się czy mieszkanie czy po prostu zagospodarować kawałek stadniny – powiedziała. Na pewno czekałby ją jakiś remont, choć na pewno chciałaby zostawić znaczną część tego miejsca takim, jakim było. Kochała ten swojski klimat i wszechobecne drewno. Tylko, że to też pochłaniało ogromne koszty.
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Harriet dostrzegała w przyjaciółce niezwykłą odwagę do stawiania czoła przeciwnościom. Z pewnością miewała gorsze okresy, podczas których znacznie trudniej przychodziło mierzenie się z problemami, jednakże nie poddawała się, walczyła. Wierzyła, że będzie lepiej, że ból minie, a jeśli nie zniknie całkowicie, to przynajmniej osłabnie na tyle, by dało się z nim żyć. Melis miała w sobie tę odwagę, której Harriet często brakowało. Obie musiały pokonać stratę i chociaż ślepy traf zrzucił na nie zupełnie inne problemy, one czuły, że nie są same. A świadomość wyobcowania, gdy wokół szaleją kłopoty, to najgorsze uczucie, z jakim samotny człowiek może się borykać. Harriet nie próbowała wyobrażać sobie, jak przejmującym bólem była utrata dziecka. Nie udawała, że rozumie, po prostu była obok, gdyby Melis potrzebowała oparcia.
Obecne doświadczenia z pewnością zmienią Harriet. Już teraz rozpoznawała w sobie słabości, od których wcześniej była wolna. Przede wszystkim wciąż się martwiła. Nie potrafiła wyzbyć się z głowy nieprzyjemnych myśli. Zawiesiła się gdzieś między byciem sobą sprzed wypadku, a byciem wdową, kochanką i podejrzaną o morderstwo z premedytacją. Bardzo bała się tego, że gdy to wszystko się skończy ¬– miejmy nadzieję pomyślnie – nie odzyska dawnej radości, pogody ducha i optymizmu, z którym kroczyła przez życie.
— Ktoś musiał wiedzieć, co robić. To nie było działanie po omacku, maszyny zostały przeprogramowane, tryby zmienione. Ale to nie mógł być lekarz, ani nikt z personelu. Oni potrafiliby zrobić to tak, by nie pozostawić po sobie śladów — przyznała, rozmawiając z przyjaciółką o tym, co wcześniej zdążył ustalić jej pełnomocnik. Przygotowanie aktu oskarżenia przez prokuraturę wymagało czasu oraz zebrania dowodów. Jednym z etapów było zbadania aparatury oraz przeprowadzenie wywiadu z bezstronnym specjalistą w tej dziedzinie. Na szczęście co jakiś czasu odkrywano przed nimi niektóre karty, dzięki czemu wiedzieli, jak w przyszłości będą mogli się bronić. Poza tym Harriet nie została oficjalnie oskarżona. Jeszcze nie.
— Rodzice? — powtórzyła, spoglądając z ukosa na przyjaciółkę. — Rhys był chirurgiem, oni zawsze są przygotowani. Zostawił wytyczne, wedle których w razie wypadku, lekarze mieli utrzymywać go przy życiu. Chciał walczyć, a nie poddać się i pozwolić, by rodzina wyłączyła maszyny — powiedziała, doskonale pamiętając dzień, gdy pokazano jej wszystkie dokumenty podpisane przez narzeczonego, który od wielu dni nie odzyskiwał przytomności. — Za to jego mama nie mogła się z tym pogodzić. Cierpiała, widząc go w takim stanie. Nie chciała, żeby był… Żeby był warzywem. Ale ostatecznie się zgodziła. Zgodziła się, by utrzymywano go przy życiu — dodała, ale ziarno niepewności zasiane przez Melis nie dawało jej spokoju. Czy to możliwe, by matka była w stanie zabić własne dziecko? Nawet zakładając, że zrobiłaby coś takiego, mając dobre intencje, Harriet wydawało się to niemożliwe. Przez cały ten czas Rhys nie cierpiał – spał. Jego świadomość była wyłączona, a receptory bólowe nie wykazywały żadnych reakcji. Miał spokój. To żywi cierpieli za niego.
— Nie słyszałam, by ktoś w okolicy zajmował się podobną działalnością. Sama wiesz najlepiej, czego potrzebują kobiety z takimi doświadczeniami. Pomoc przy znalezieniu pracy na pewno byłaby ważna. Ale już sama obecność innych osób i możliwość podzielenia się swoimi przeżyciami są ważne — zauważyła. Czuła dumę z przyjaciółki. Trzeba było mieć w sobie bardzo dużo siły, by zacząć pomagać innym. To tak, jakby zdecydowała się brać na swoje barki odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale za całą listę cierpiących osób. — Remont to sporo kłopotów. Pamiętam, co się działo, gdy pracowaliśmy nad Charlotte Guesthouse, byłam wiecznie niewyspana i w głowie mi się kręciło od ilości decyzji, jakie trzeba było podjąć. Ale oczywiście pomogę! Wiem, gdzie w okolicy kupić najtańszą farbę — zapewniła, śmiejąc się pod nosem. — Cieszę się, że idziesz do przodu.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Rzeczywiście starała się walczyć ze wszystkim, co stawało jej na drodze. Ale nie do końca potrafiła pogodzić się z przeszłością. Bardzo często do niej wracała, a to oznaczało, że nie przepracowała wszystkiego tak, jak powinna. Mimo to, nie robiła z tą wiedzą nic. Ignorowała ją, próbowała żyć dalej i wychodziło jej to coraz lepiej. Na pewno się zmieniła. Utraciła swoją spontaniczność, stała się bardziej zorganizowana, chyba nawet pracowitsza, bo dawniej nie poświęcała tyle uwagi stadninie. Wiedziała, że zawsze jest tam ojciec. Teraz wieloma rzeczami zajmowała się sama, nauczyła się bardzo dużo i czerpała z każdego doświadczenia. Również, tak jak Harriet więcej się martwiła, ale ostatecznie wróciła do swojej radosnej i roześmianej wersji. Po prostu zajęło jej to sporo czasu, ale również sporo przepłakanych nocy, by wyrzucić z siebie nagromadzoną negatywną energię. Na pewno pomogła jej obecność bliskich osób. Harriet, rodzice, Aaron. Może to nie była wielka liczba bliskich jej osób, ale byli warci znacznie więcej niż cała gromada ludzi.
- W takim razie to ktoś, kto oglądał działania personelu. Czy jego rodzice byli wypraszani z sali, kiedy ktoś się nim zajmował? – zapytała. Przestawienie maszyny na pewno nie było najprostszym działaniem, bez względu na to czy ktoś zostawił ślady, czy nie. Melis nie wiedziałaby, co wcisnąć, choć pewnie czerwony przycisk oznaczający wyłączenie maszyny był widoczny z daleka. Naprawdę nie chciała nikogo oskarżać, ale była niemalże przekonana, że zrobił to ktoś z bardzo, bardzo bliskiego otoczenia, a jeśli nie była to Harriet, to czy państwo Headford nie mieli czegoś na sumieniu?
- Matko, dlaczego własna matka nie chciała utrzymywać go przy życiu? Rozumiem jej pobudki, też wolałabym umrzeć, ale gdyby to było moje dziecko… nie potrafiłabym przyjąć takiego scenariusza do wiadomości – westchnęła, zaciskając mocno wargi. Już raz nie potrafiła, a to przecież nie było nawet w pełni rozwinięte dziecko. Nie powiedziała już nic więcej, bo dla niej było to bardzo podejrzane, a naprawdę starała się nie wygłaszać mów oskarżycielskich na głos. To nie było jej rolą.
- Bo raczej nikt się nie zajmuje. To też nie tak, że ja to wszystko wymyśliłam. Długo szukałam, czym mogłabym się zająć i już gdzieś na świecie ktoś organizował takie rzeczy. Ja po prostu przeniosłabym to tutaj – do Lorne Bay – odpowiedziała. Cieszyła się, że otrzymuje od Harriet takie wsparcie. Że nie skreśliła jej pomysłu, że dawała jej nadzieję, że to rzeczywiście może się udać. Dlatego pozwoliła sobie no odetchnięcie z ulgą i uśmiech. – Wiesz, po wichurze stadnina była do niczego, więc niestety poznałam już uroki remontu, dlatego jeszcze nie wzięłam się do działania – zaśmiała się. Zresztą, musiała być ostrożna, jeśli chodziło o rozlokowywanie pieniędzy. Tym bardziej, jeśli te warsztaty miały wejść w życie.
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Wyciąganie wniosków oraz analizowanie błędów, by więcej nie popełnić podobnych, miała jeszcze przed sobą. Aktualnie zajmowała się tylko bieżącymi kwestiami. Z pewnością stała się bardziej zgryźliwa. Otaczająca ją rzeczywistość oraz przekorny los drwiły z niej na każdym kroku, więc musiała się uodpornić, pokazać, że poradzi sobie z nimi, a wszelkie trudności traktuje jedynie jako drobnostki. Może dzięki takiemu podejściu szczęście wreszcie się do niej uśmiechnie?
Ilość bliskich nie miała znaczenia. Często wystarczała przyjaźń jednej osoby, za to szczera i prawdziwa, by nie czuć samotności. Zaskakujące, jak ważną rolę w procesie rekonwalescencji odgrywali zaufani ludzie. Bez nich życie byłoby puste. Może brzmiało to wyniośle i patetycznie, ale egzystowanie wyłącznie dla samego siebie nie miało znaczenia. Znaczenie nadawali ludzie.
— Nie sądzę — odparła, marszcząc czoło. — Nigdy nas nie wypraszano. Przeciwnie, pielęgniarki i pielęgniarze pytali, czy chcemy zostać, gdy Rhys miał być myty lub przebierany. Był w śpiączce bardzo długo, a uwierz mi na słowo, obserwowanie zwiotczałego ciała narzeczonego, którego szorują gąbką to nic przyjemnego — wyjaśniła, wracając wspomnieniami do momentów, gdy jeszcze czuła ogromną odpowiedzialność i odgórny przymus częstszego odwiedzania Headforda. Tak czy inaczej, była bardzo zaskoczona podejrzeniami wysnutymi przez przyjaciółkę. Melis miała głową niezasnutą bajeczkami o rodzinnych więzach, dlatego potrafiła zachować obiektywizm. Ale czy to naprawdę miało sens?
— Mel, czy my właśnie zastanawiamy się nad tym, czy mojego byłego narzeczonego zabiła jego własna matka? — wbiła wzrok w przyjaciółkę, która mocniej ścisnęła kierownicę. To brzmiało irracjonalnie, ale ¬– o dziwno – istniały podstawy do wysnuwania takich wniosków. Świadomość tego była przerażająca. — Myślisz, że powinnam powiedzieć o tym prawnikowi? — spytała. Myśl, że matka mogłaby zagrozić swojemu własnemu synowi była przerażająca i odrażająca jednocześnie.
— Za to ty, nie powinnaś sobie umniejszać! To nieważne, że ośrodek nie jest twoim autorskim pomysłem. Ważne, że zbudujesz go sama, na własnych zasadach, z własnymi pomysłami. Poza tym kto przejmowałby się, że gdzieś na świecie działają podobne miejsce, skoro w Lorne żyją potrzebujące wsparcia osoby? Robisz to dla nich. I dla siebie — stwierdziła, nie widząc niczego złego w podążaniu czyimś tropem. Harriet również nie była oryginalna – prowadziła pensjonat jakich wiele na świecie. Za to Melis zamierzała robić coś dla dobra innych. Samo to wymagało docenienia.
— Zatrzymaj się. Muszę odetchnąć — poprosiła, bo uchylenie okna w samochodzie niestety nie wystarczyło. Potrzebowała rozprostować nogi i przewietrzyć umysł. Jeszcze chwila, a zacznie boleć ją głowa od nadmiaru wrażeń.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
To rzeczywiście były sprawy, które przetrwać mógł jedynie ktoś gruboskórny. Melis nie wiedziała czy dałaby sobie z tym wszystkim radę, czy uciekłaby gdzie pieprz rośnie, by lizać tam rany. Jakkolwiek by między nimi nie było, Melis wiedziała, że Rhys przez długi czas był bardzo ważnym człowiekiem w życiu przyjaciółki, a jego śmierć musiała na nią wpłynąć. A teraz jeszcze była przepytywana w sprawie o morderstwo. To nie było coś, do czego dało się podejść z obojętnością. To wpływało na ludzi w jakiś sposób, zżerało ich do środka, a Harriet i tak wydawała się Melis bardzo silna.
- Nie umiem sobie tego wyobrazić i nawet nie będę próbować. Domyślam się, że musiało być wam ciężko – westchnęła. Ten koszmar się skończył, więc dla równowagi rozpoczął się kolejny. Czy to było sprawiedliwe? Absolutnie nie. Pytanie tylko, kto za to był odpowiedzialny. – Nie chcę nikogo oskarżać, ale… – wzruszyła ramionami. Właśnie kluczowe było to ale. Melis bała się powiedzieć na głos, że właśnie tak uważa, ale to ale było jawną odpowiedzią. Skinęła głową. Zdecydowanie Harriet powinna siebie chronić, a do takich wniosków nie doszły tak po prostu, obgadując kogoś. Analizowały sytuację z każdej strony i to rozwiązanie wydało im się najrozsądniejsze. Najbliższe prawdy. Sąd musiał rozstrzygnąć resztę, ale mógł się temu przyjrzeć.
Uśmiechnęła się. Nie wyobrażała sobie życia bez Harriet. Naprawdę wolała schować swoją dumę do kieszeni niż stracić przyjaciółkę z powodu mężczyzny. Pemberton miała ten dar, że mówiła zawsze to, co Melis chciała usłyszeć. A naprawdę potrzebowała wiedzieć, że robi dobrze, że to nie jest kolejna głupota, która nie wypali, że włoży pracę i nic nie będzie z tego miała. A zależało jej głównie na satysfakcji, nie pieniądzach. Chciała widzieć uśmiech na twarzach ludzi, skoro na własnej czasami ciężko było go dostrzec.
Skinęła głową. Dotarły do Tingaree, ale Melis całkowicie zapomniała, że mają wejść do sklepu po wino. Niestety, kawa musiała im wystarczyć. Huntington zjechała na pobocze i wyskoczyła z samochodu, zatrzaskując drzwi. – Możesz krzyczeć. Jestem tu dla ciebie – powiedziała, dając Pemberton odetchnąć.
Zagłębiły się w las, tym razem więcej milcząc. Obie chyba chciały zebrać myśli, ułożyć je sobie w głowie. Melis zdecydowanie to pomogło, słowa przyjaciółki również, ale nie chciała się przy niej cieszyć, kiedy przechodziła ewidentnie trudne chwile. Chciała być dla Harriet wsparciem w tych trudnych momentach, a czasami słowa nie były do tego potrzebne.

zt,
ODPOWIEDZ