34 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
aussie, juris doctor, divorcee, part-time lawyer, full-time loser
rozgrywka #4

Nieporozumienie z jedną z nowych spraw wybiło go z rytmu, ale nie zamierzał mocniej wszystkiego komplikować i zabrał się za przygotowanie wszystkich koniecznych dokumentów. Postanowił wziąć wszystko na siebie i nie mieszać więcej ani nikogo nowego nie angażować, chociaż gdyby bardzo chciał, znalazłby kogoś, kto zająłby się tym rozwodem. Miał nawet osobę do tego idealną, ale z pewnych względów od razu takową opcję odrzucił. Postanowił, że trochę się odpręży, o ile to w ogóle było możliwe w pracy, właśnie przy procesie Callisterów. No, bo przecież co złego mogło się stać? Na spotkaniach z drugą stroną konfliktu już od dawna potrafił pozostać niewzruszony, a nie spodziewał się, że małżonek jego klientki będzie walczył wyjątkowo zaciekle. Cały dzień spędził nad przygotowywaniem się do pierwszego takiego spotkania, dając sobie chociaż tyle wytchnienia od męczącej go od wielu tygodni sprawy z podziałem rodzinnego majątku pewnej starszej kobiety, która pół roku temu zeszła z tego świata, właśnie na głowie Foggy'ego zostawiając sądowne rozwiązanie wielkiego, rodzinnego sporu o jej pieniądze, ziemię, farmę, dom... Wiedział, że gdy pewnego dnia zakończy tę farsę (o ile do tego dojdzie, a póki co, nie zanosiło się), znienawidzi prawo majątkowe i nigdy więcej nie zajmie się czymś, co może się o nie otrzeć.

Na litość, Clayton, trzymasz tutaj jakieś truchło? — spytał od wejścia, a brak natychmiastowej odpowiedzi ze strony przyjaciela momentalnie dał mu do myślenia. Kiedy wszedł do kuchni, bardzo szybko rozpoznał, co miało miejsce: przypalona patelnia w zlewie i ogólny chaos bardzo dobrze nakreślały to, co musiało tutaj zajść. Odstawił torebkę z logo jakiegoś supermarketu, w której znajdowało się kilka skromnych upominków dla gospodarza, zdjął także marynarkę i porzuciwszy ją, zakasał rękawy koszuli. Był gotów pomóc mu z tą kolacją, chociaż nigdy nie uważał się za dobrego kucharza. Coś mu jednak zostało w głowie z dzieciństwa, kiedy obserwował mamę przyrządzającą posiłki całej ich szóstce. — Daj, potrzymam, a ty weź tamto — poradził, podbródkiem wskazując jakieś naczynie. W kilku prostych krokach mieli sobie poradzić z tym małym armagedonem, chociaż to, co znajdowało się na patelni, było raczej nie do uratowania.

Clayton Portman
niesamowity odkrywca
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Clayton lubił odpoczywać, chociaż dla wielu osób był okropnym pracoholikiem. Tak właściwie to nie widział nic złego w możliwości siedzenia na tyłku przez cały dzień, ale prawda była taka, że za takie siedzenie nikt mu nie zapłaci. Musiał pracować i na szczęście lubił swoją pracę i poświęcał się jej w absolutnej całości. Praca była wiec dla niego ważna. Chciał wszystko zrobić tak, jak to sobie zaplanował i w całym tym podejściu mógł wyjść na człowieka nadgorliwego, u którego wszystko musiało być perfekcyjne. Z tego właśnie względu niewiele osób było w stanie z nim wytrzymać, więc Clay nauczył się pracować sam, a przez to miał znacznie więcej pracy. Nigdy nie narzekał, ale odpoczynek lubił i delektował się każdą chwilą, którą mógł otrzymać.
   Odpoczynek nie zawsze jednak przychodził bezstresowo. Nie był dobrym kucharzem i nigdy tego nie ukrywał. Zawsze żartował, że kuchnia w jego domu sprawowała jedynie rolę dekoracyjną. Przyrządzał w niej jedynie najprostsze dania i gotował wodę na kawę czy herbatę. Rzadko decydował się na bardziej ambitne dania. Było to też podyktowane tym, że przez większość dni w roku, kiedy faktycznie pracował, nie miał czasu by gotować, więc najzwyczajniej zamawiał jakieś jedzenie, dzięki czemu nie musiał przejmować się myśleniem o daniach i traceniem na nie czasu. Czasami jednak pojawiały się sytuacje, które wymagały, by kuchnia Claytona stała się prawdziwym polem bitwy. Tak było właśnie dzisiejszego wieczora, kiedy to planował przyrządzić kolację dla siebie i Foggy’ego, który miał się u niego pojawić.
   Bitwa, którą toczył, była przegrana już od chwili, gdy wyciągnął z szafki patelnię. To co się w niej znalazło nawet nie przypominało sosu, którym miało być. Po kilkudziesięciu minutach przestał łudzić się, że zdoła cokolwiek ugotować, więc najzwyczajniej w świecie zamówił coś do jedzenia. Odłożył telefon, kiedy do jego domu zawitał Rockwell.
   – To zapach moich martwych ambicji – zaśmiał się zrezygnowany. Odłożył łyżkę do zlewu, a sam oparł się o blat kuchennej wyspy, na której znajdowały się pokrojone resztki warzyw. Uśmiechnął się jednak. Zawsze trzeba było mieć dobrą minę do złej gry. Z resztą każdy wiedział, że do niego nie przychodzi się oczekując, że Clay go nakarmi. Takie podejście było równie głupie, co zgubne, bo wychodziło się wtedy głodnym.
   – Daj spokój, już nam coś zamówiłem do jedzenia – powiedział, chcąc uspokoić swojego gościa, że jednak nie wyjdzie od niego głodny.

foggy rockwell
ambitny krab
Klej
ODPOWIEDZ