Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
04
Dean Washington & Julia Crane
Wiedział, że spokój był tylko chwilowy — po serii porażek życiowych, które miał za sobą wywnioskował, że to co przyjemne nie trwa wiecznie. Trzydzieści jeden lat i wszechobecny chaos, życie przypieczętowane krwią i nadmiarem negatywnych wydarzeń. Gdyby wierzył w reinkarnację pomyślałby, że jego dusza wybrała cholernie trudną lekcję do przerobienia, a raport z niej, jak już stanie przed wrotami piekieł, będzie cholernie długi.
Pierwsze zakłócenie nosiło imię Violet Swan, ta kobieta doprowadzała go do granic cierpliwości. Miała prawie trzydzieści lat, a on, rozmawiając z nią, odnosił wrażenie, że rozmawia z niezbyt dojrzałą nastolatką, którą trzeba poprowadzić przez życie, bo sama nie potrafi sobie z niczym poradzić. Szalenie go to wkurwiało, a fakt, że ponownie pojawiła się w jego życiu był... Jeszcze bardziej irytujący. Zauważył, że chodził ostatnio podirytowany, a Odette którą ostatnio minął w sklepie, nie wpłynęła na jego dobry nastrój — bardziej go zepsuła. Wiedział, że jego ex-żona mieszkała w Lorne, już dawno doszły go takie wieści, lecz nie spodziewał się tego, że przypadkiem ją spotka. Nie rozstali się w zbyt dobrych, pokojowych warunkach choć decyzja o rozwodzie była wspólna. Spodziewał się tego, że się rozstaną, być może nawet trochę na to liczył — nie był najlepszym, ani najwierniejszym mężem, doskonale o tym wiedział. Nawet nie oponował, gdy wystąpiła z papierami rozwodowymi, właściwie, podpisując dokument poczuł się, jakby... Trochę lżej. Najwidoczniej decyzja o ślubie została podjęta zbyt szybko, a on nie był gotowy na miłość aż do grobowej deski i wierność małżeńską.
Zbyt dużo pokus było dookoła, by żyć tylko z jedną kobietą.
Kolejne rozczarowanie? Julia Crane.
Relacja, która ich łączyła nigdy nie była... Łatwa, ani jasna. Miała mnóstwo ciemnych stron o których doskonale wiedzieli. Kolejna kobieta, która — być może — przez niego cierpiała, gdy choć trochę się przed nim otworzyła. Nawet nie przeprosił, wykonywał swoją pracę, nie patrząc na konsekwencję, ani uczucia tej kobiety, której dotyk i zapach pamiętał do tej pory. Odpowiadała mu w każdym calu i choć mógł powiedzieć, że kiedyś coś ich łączyło, tak po tym, jak przyczyniła się do zamordowania starszego Washingtona... W pewnym sensie ją znienawidził. Do tego stopnia, że był skłonny zrobić jej krzywdę, a z drugiej strony zaciągnąć do łóżka i tam się wyżyć.
Od ich ostatniego spotkania zaczęła go ignorować, co niesamowicie go irytowało. Przespali się za sobą, później jakby... Wszystko poszło w niepamięć, a kontakt się urwał. Rozważał różne scenariusze. Pierwszą rzeczą, która przyszła mu do głowy, było znalezienie faceta i normalny związek, co pasowało do Crane jak różaniec do kurwy. Mogła kogoś znaleźć, ale nie ma co się oszukiwać — nigdy nie była wierną żoną. Drugi scenariusz? Wpadła w kłopoty i zastanawiała się, jak się z nich wygrzebać. Opcja numer trzy? Uznała, że całkowicie go od siebie odetnie, żeby nie mieszał w jej – już i tak – popieprzonym życiu. Dean jednak nie byłby sobą, gdyby nie mieszał, więc nie mógł pozwolić na to, by całkowicie go od siebie odcięła. Chciał zatruwać jej życie swoją obecnością, bo sprawiało mu to przyjemność.
Wszystkie te powody, a także irytacja i ciekawość zaprowadziły go prosto pod drzwi jej domu. Nawet nie pomyślał, gdy bez pukania wkroczył do mieszkania Julii, jak do siebie, gotowy rozpętać piekło na ziemi.
— Crane, co Ty do kurwy odpierdalasz? Tak trudno było się odezwać i dać znać, czy żyjesz? — Rzucił niemalże w drzwiach, nie bawiąc się w przeplatanie słów, ani dobieranie ich tak, by czasem nie urazić Julii. Rzadko zwracał uwagę na takie rzeczy, więc czemu, do cholery, tym razem miało być inaczej?
Bez zbędnego zawahania, czy chociażby chwili zastanowienia, rozgościł się i przysiadł na krzesełku stojącym przy kuchennym stole.
— Myślałem, że już ktoś odebrał mi tą rozkosz i poderżnął Ci gardło... — Wysilił się na dość chamski żarcik, którym rzucił w kierunku kobiety, gdy zauważył ją — zapewne niemało zdziwioną — w momencie, w którym znalazła się w tym samym pomieszczeniu, w którym akurat przebywał. Przeniósł na nią stalowe spojrzenie, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Oczekiwał, ale nie był pewien, czy mu ich udzieli. Nie zdziwiłby się, gdyby nie dostał odpowiedzi na pytanie, które go dręczyło, już nieraz przekonał się, że z Julią to nigdy nie wiadomo. Nie wiadomo, czy akurat nawrzeszczy, będzie chciała zamordować, porozmawiać, czy dobrego seksu — jedna wielka niewiadoma i cholera, być może dlatego w pewnym sensie lubił jej towarzystwo, czego otwarcie by oczywiście nie przyznał... A na pewno nie teraz, gdy nastawienie miał typowo wojenne, nie przyszedł na przyjemne pogaduszki przy kawie.

Julia Crane
sumienny żółwik
blueberry
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Byli ludzie, którzy perfekcyjnie odnajdywali się w harmonii i porządku. Sądziła, że od najmłodszych lat zostali tak zaprogramowani i w jakiś sposób nawet to podziwiała. Wiedziała jak to jest żyć w ciasnym gorsecie zobowiązań wobec rodziny i majątku, po prostu nigdy nie dało sobie go na tyle ciasno zasznurować, by odciąć dostęp tlenu do mózgu i stać się jedną z tych posłusznych ameb.
W życiu, Julia Crane była niekwestionowaną królową chaosu. To była jej kraina, którą rządziła niepodzielnie od najmłodszych lat i była skłonna nawet przyznać, że bez odrobiny nieporządku (cóż za eufemizm!) jej dusza obumiera. Potrzebowała jak powietrza zamieszania, niestałości, absolutnego wyrwania z klasycznych ram, do których kładło ją społeczeństwo i kolejni partnerzy.
Każdy podziwiał, że jest dzika i nieprzewidywalna, by potem kawałek po kawałeczku rozbierać jej niezależność na rzecz domowych pieleszy. Nic więc dziwnego, że zazwyczaj prędzej czy później dusiła się jak ryba wyciągnięta z wody i próbująca gwałtownie zaczerpnąć powietrza.
Może dlatego przeprowadzka do Hyde’a jeszcze nie doszła do skutku. To był jeden z tych milowych kroków, przed którym wzdrygała się niesamowicie. Może i go kochała, ale nadal pozostawała sobą i jej swoboda działania była priorytetem. Może o to chodziło, a może o fakt, że nadal bezczelnie go okłamywała.
Nie mogła i nie chciała wyznać mu prawdy, że mężczyzna, który jej groził, któremu zabiła brata, który naraził ją na śmiertelne niebezpieczeństwo… może być ojcem jego dziecka. Wypowiedziane to na głos brzmiało jak skrót absolutnego popieprzonego pomysłu, a Crane wiedziała jedno - oni nie rozumieją. Fraza, którą niegdyś wbił jej do głowy jej największy kochanek była jednocześnie jej mottem życiowym. Pewnych zachowań i toksycznego upodobania do niebezpieczeństwa, agresji czy pochłaniającej wszystko namiętności, nie można było pojąć stojąc z boku. Żeby zrozumieć cyklon należało być pośrodku niego, a tylko najwięksi śmiałkowie zbliżali się do jego oka.
Julia zaś wpadała z głośnym śmiechem prosto w wulkan, bo inaczej nie potrafiła.
I również teraz, gdy usłyszała czyjś głos, nie znieruchomiała. Terrell usiłował ją bronić i nakazywał w tej sytuacji wykręcić jego numer, ale to nie pasowało do Crane. Nie była tchórzem i nie uciekała przed zagrożeniem, zwłaszcza takim, które momentami odbierało jej rozum i ścinało ją z nóg do pozycji horyzontalnej.
Nie zamierzała jednak do tego dopuścić, więc gdy tylko pojawiła się w kuchni, weszła za wyspę i od razu pochwyciła nóż. Mogła podziękować Jaydenowi i Bogu (albo w odwrotnej kolejności) za te nikomu niepotrzebne innowacje. Jeszcze nie zamierzała oznajmiać Deanowi szczęśliwej nowiny, więc mogła po prostu ostrzyć noże w jego obecności.
Na wypadek, gdyby się okazało, że bez orgazmu znowu nachodzi go chęć, by poderżnąć jej gardło.
Ta blizna zniknęła bardzo szybko, ale powiększający się brzuszek to była zupełnie inna historia.
Uśmiechnęła się jednak pewnie, to była jedna z tych kobiet, które nawet na szafot szłyby z wysoko uniesioną głową i spojrzała z wyższością na mężczyznę.
- Och, to teraz po seksie mam zadzwonić? Może jeszcze wysyłać ci słodkie smsy na dobranoc? Jakbym wiedziała, że zrobisz się taki uczuciowy po tej lasce to zamknęłabym usta - i jak gdyby nigdy nic wzięła największy nóż i pocierała nim o ostrzałkę. Były miejsca, w którym Julia Crane nie przebywała i jednym z nich była kuchnia, ale w kwestii ostrzy czuła się niemal jak w domu.
I zupełnie nie przeszkadzało jej barwne wspomnienie sprzed kilku miesięcy, gdy to właśnie na tym blacie ten mężczyzna pieprzył ją w świetle dnia, na pożegnanie. Szkoda, że zrobił się taki sentymentalny, nawet ciężarna Julia traktowała to jako słabość.
- Myślałeś czy się modliłeś?- doprecyzowała na jego pytanie i pochyliła się do przodu, by spotkać jego wzrok. Wszystko po to, by odwrócić uwagę od oczywistego, od tego co zakrywała deska przed nimi i od powodu, dla którego nawet ona myślała.- Bo ja chętnie teraz poderżnę tobie gardło - zastrzegła, ale na ustach gdzieś igrał półuśmiech.
Nie potrafiłaby chyba zabić go w sterylnej kuchni, za dużo sprzątania i zero przyjemności, a przecież była niepoprawną hedonistką.

Dean Washington
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Trudno żyć w porządku i harmonii, gdy całe życie jest jednym, wielkim chaosem.
Gdy chaos przejmował kontrolę nad życiem, zostawały tylko dwie opcje: pierwszą z nich było pogodzenie się z tym, że nic nie będzie proste, drugą natomiast, walka z wiatrakami i udawanie, że choć wszystko się sypie i wali, to wciąż jest dobrze. Dean należał do tych pierwszych. Nie widział sensu w okłamywaniu siebie i głównie siebie, że jego życie usłane jest różami. Wiele osób miało go za egoistę, chama, dupka, kretyna, chuja - nie były to określenia bezpodstawne, bo Dean faktycznie nie był ucieleśnieniem dobroci na świecie. Wręcz przeciwnie. Targał ze sobą Demony wydarte z głębi piekła, a tym piekłem, był on sam. Lubił mącić innym w życiu, wywoływać różne emocje - od nienawiści do głupiego, wyjątkowo fatalnego i feralnego zarazem zauroczenia. Lubił, gdy ludzie w jego obecności odsłaniali swoje gorsze strony, bo dzięki temu, poznawał te osoby lepiej. Nawet pozornie najsłabsza, najdelikatniejsza osoba miała swoje ciemne strony, lecz nie zawsze potrafiła ich zmaterializować. W pewnym sensie, Washington im w tym pomagał. Poznawali siebie od innej, tej gorszej strony, od której wcześniej się nie znali.
Julia nie była niewinna, nigdy nie była aniołem. Podobnie jak on i być może właśnie to w pewnym sensie ich połączyło. Ryzyko, adrenalina, podniecała go ta otwarta nienawiść przecinająca ścieżkę ze wspomnieniami. Nieszczególnie był sentymentalny, właściwie... Wcale, ale miał dobrą pamięć. Nie mógł powiedzieć, że za nią tęsknił, bo nie tęsknił wcale, nieźle się razem bawili i tyle, co tu więcej mówić? Lepiej wspominać dobry seks, niż nieudane małżeństwo. Czy żałował tego, że zdradził Odette z Julią? Może to zabrzmi źle, ale nie żałował. Po żonie zostały mu nieprzyjemne wspomnienia i nic poza tym, podobnie jak po Lunie która wyjechała z dziećmi i wróciła do swoich rodziców w Sydney. Czy widywał sie z bliźniętami? Widywał, bo dzieci w niczym nie zawiniły, poza tym, kochał je. Zawsze miał słabość do dzieci i chciał je mieć, po śmierci pierwszego dziecka nie potrafił się pozbierać, później pojawiły się bliźnięta i jego życie, jakby znów nabrało sensu. Cholera, ale czy myślał o kolejnym dziecku? Nie, nie brał pod uwagę tego, że Julia mogła nosić pod sercem jego dziecko. Nie przyszłoby mu to do głowy.
Dziwne zachowanie kobiety nieszczególnie go zdziwiło, Crane zawsze zachowywała się dziwnie. Cholera wie, czego mógł się po niej spodziewać, jak po dzikim zwierzęciu szamoczącym się w klatce. Wierność, małżeństwo, ognisko domowe - to wszystko zupełnie mu do niej nie pasowało. Nie odpowiadało mu również to, że go ignorowała. Zawsze dziwnym trafem wracała, w zasadzie, on również. Nieważne, czy po seks czy po to żeby poderżnąć jej gardło, ale kurwa, wracał. Ich relacja była cholernie popieprzona, bo jak to inaczej nazwać? Nawet nie próbował nikomu niczego tłumaczyć, właściwie, nawet Milesowi słowem nie wspomniał o Julii, bo po co? Nie było o czym mówić. Dean był przekonany, że i tak by nie zrozumiał, patrząc na to, że przez tyle czasu spotykał się z jedną kobietą, która jeszcze mu się nie znudziła - jakim cudem?
Siedział jak posąg, zupełnie nie reagując na ten dziwny uśmiech, który pojawił się na ustach brunetki.
Bardziej zainteresował go ten nóż na którego widok uniósł kąciki ust do góry.
— Głupie pytanie. Powinnaś zadzwonić od razu i powiedzieć, że tęsknisz — Odparł spokojnym tonem, choć nie krył sarkazmu, który pojawił się w jego głosie. Słodkie esemesy i urocze telefony były mu zbędne. Kojarzyły mu się pustymi nastolatkami, przeżywającymi swoją pierwszą, wielką, prawdziwą miłość. Nigdy nie lubił takiego podejścia w związku (tym bardziej bez związku) i zbyt dużej wylewności, dystansował się od takich rzeczy, a kobiety z którymi się spotykał, musiały brać to pod uwagę.
Podniósł się leniwie z krzesła, kierując w stronę kobiety i stanął obok brunetki. Nadgarstek w którym trzymała nóż chwycił w swoją dłoń i nieco uniósł do góry, by przyjrzeć się narzędziu.
— Wiesz, Crane. W życiu trzeba robić to co się lubi i chce — Przeniósł spojrzenie ze stali na profil kobiety i wzruszył delikatnie ramionami. — Wprawę już masz, możesz się pozbyć kolejnego koszmaru — Podjudzał ją? Testował, sprawdzał na ile procent mówiła poważnie, a na ile tylko gadała, żeby gadać. Był naprawdę ciekawy, czy posunęłaby się do czegoś takiego, jak morderstwo z premedytacją, czy zawahanie wzięłoby nad nią górę. Prędzej czy później federalni wzięliby pod uwagę morderstwo, a brunetce postawiliby zarzuty. Czy warto było ryzykować więzieniem dla krótkiej chwili przyjemności? Czy o to samo pytał pedofil, gwałcąc niewinne dziecko? To samo myślał morderca, spełniając swoją chorą zachciankę, która dośc często go podniecała? Ile mógł poświęcić człowiek, by choć na chwilę poczuć się ?
— Kuchnia, zero odzewu... Jesteś dziwnie spokojna jak na Ciebie. Z wolnej, zbuntowanej jaskółki stałaś się kanarkiem w złotej klatce? — Zastanowił się na głos, wypuszczając z dłoni jej nadgarstek. Podparł dłonią brodę i oparł łokcie na kuchennym blacie, spoglądając w dół na schowany za szafką brzuch, którego wcześniej nie dostrzegł.
— Kto cię wrobił w dzieciaka, hm? — Zapytał, nieco rozbawiony przeczesując palcami włosy, opadające na czoło. Zmarszczył pytająco brwi, wpatrując się jeszcze chwilę w brzuch Crane i dopiero później podniósł na nią wzrok. Dobra, nie powinno go to bawić, sam miał dzieci, ale... Nie spodziewał się, że wyzwolona Julia Crane da się wpakować w dziecko.

Julia Crane
sumienny żółwik
blueberry
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Były znajomości, które powinno zduszać się w zarodku i Dean na pewno należał do tego rodzaju. Gdyby ktoś dał jej kartkę i kazał wypisać jego wady to pewnie zapisałaby ją z dwóch stron i to maleńkim pismem. Tak właściwie w rachunku plusów i minusów dominowały te drugie i Julia nie do końca umiała wytłumaczyć sobie, dlaczego wciąż inwestuje w tę znajomość. Albo inaczej, dlaczego relację z mężczyzną, który ją zdradził, a potem usiłował zabić, przekształca w coś seksualnego. Chemia jednak robiła swoje i zamiast fantazjować o morderstwie ze szczególnym okrucieństwem myślała zawzięcie o dotyku jego dłoni na swoim ciele.
Albo obie te fantazje spinała ze sobą i teraz też myślała o krwi, która opuszcza jego ciało i Crane zlizuje ją, zanim się wykrwawi. Była skłonna przyznać, że powinna się leczyć, a przynajmniej powinna unikać jego towarzystwa. Nie była jednak w stanie, bo zanim się obejrzała, on zjawił się w jej kuchni i pewien sekret miał ujrzeć światło dzienne. Na razie jednak zachowywała się całkiem spokojnie i przytomnie, o ile można było uznać to, że ostrzyła nóż w jego obecności i zastanawiała się, czy ziemia jest na tyle miękka, by przykryć jej zbrodnię. Nie zastanawiała się nawet czy byłaby w stanie go zamordować z zimną krwią.
Raczej obawiała się faktu, że byłoby to morderstwo w afekcie i że tęskniłaby się za jego bezczelnym ruchaniem jej na tym blacie kuchennym. Przymknęła oczy uśmiechając się leniwie do wspomnień.
Żadne z nich nie było tęsknotą, mimo tego, że usilnie jej to wmawiał. Westchnęła i przewróciła teatralnie oczami. W tym momencie miała znacznie większe problemy niż udowodnienie mu, że potrafi bez niego żyć i że wcale o nim nie myślała przez minione dni. Podjęła jednak tę grę, bo miała nadzieję - a ta, wiadomo, że jest matką głupich - że odczepi się o niej i nie zauważy prawdziwego powodu jej milczenia.
- Och, mogłabym powiedzieć ci wszystko, byle byś tylko przyjechał. Nie zrobiłam tego, daje ci to coś do myślenia? - zapytała niewinnie i całkiem dobrze wychodziło jej zgrywanie zimnej suki, choć wewnątrz się gotowała. Nie z powodu jego bliskości (aż tak żałosna nigdy nie była), ale z powodu tajemnic, które powstały między nimi i doprowadzały ją do obłędu. Pewnie dlatego nie powinien ją drażnić, bo to przypominało targanie wkurzonego i głodnego lwa za wąsy, ale o tym nie wiedział. Wystarczył moment, jej zawahanie i nóż, który trzymała, wbił się obok jego nadgarstka.
Nie, nie chybiła, posyłała mu ostrzeżenie i uśmiechała się przy tym jak mała dziewczynka albo jak promienna panna młoda, która odsłania welon.
- Nie prowokuj mnie, Washington, bo następnym razem wbiję go prosto w twoją tętnicę. Uwielbiam krew, pewnie wiesz, że na zdjęciach wychodzi najpiękniej - ale gdy trzymał jej nadgarstek i na chwilę patrzyła mu w oczy, mógł się przekonać, że nie chodzi wcale o sztukę, ale o przemożną chęć zemsty.
Jeszcze nie wyrównali swoich rachunków, a ostatni strach, jaki jej napędził po przyłożeniu do jej gardła noża wciąż ją prześladował. Na tyle, że naprawdę wyobrażała sobie jego piękne ciało, rozciągnięte na podłodze. To przynosiło jej zarówno ulgę, jak i sprawiało, że drżała z podniecenia. Chciała go zamordować, chciała poczuć, że była ostatnią kobietą w jego życiu i właśnie to powinna zrobić, a nie rozmawiać z nim.
O swoim błędzie przekonała się niebawem, gdy jego słowa dotarły do jej uszu i aż odskoczyła. Do wyboru miała dwie opcje. Mogła dalej brnąć w niedopowiedzenia i dać mu tę satysfakcję. Mógł śmiać się jej w twarz i powtarzać, że jest uwięzioną kurą domową. Dzięki temu zyskały przewagę, wynikającą z jego niewiedzy. Właśnie tak powinna postąpić i tak podpowiadał jej zdrowy rozsądek, tyle, że kazała mu się walić.
Odwróciła się do niego, w ręce nadal trzymała nóż, bo nie wiedziała jak zareaguje na te szczęśliwe wieści.
- Być może ty - wzruszyła ramionami, zupełnie jakby codziennie przekazywała takie informacje ludziom, którzy chcą ją zabić. Tak właściwie powinna się zamknąć, ale pokusa była zbyt wielka. To ona sprawiała, że chciała napawać się jego przerażonym i zaskoczonym wzrokiem aż do śmierci.
Chwilowo nie myślała, co stanie się potem i jak ktoś taki jak Dean zareaguje na wieść o tym, że może być ojcem. Może naiwnie myślała, że się nie przejmie i że po prostu oboje uznają, że dziecko jest Hyde’a, a potem wrócą do swojego wzajemnego polowania na siebie? A może zwyczajnie nie myślała za wiele, owładnięta tym dziwnym pragnieniem, by znowu wbić się językiem w jego wargi i dać się ponieść tej szaleńczej jeździe na jego udach?
O tak, podeszła blisko niego i tym razem ona złapała go za nadgarstki, opierając ich dłonie na blat za nim.
- Kręcą cię ciężarne? - zapytała wprost do jego ucha, choć jeden fałszywy ruch i nóż miał tym razem obciąć mu palec.
Jakże ona uwielbiała ich wspólne przekomarzanki, nawet jeśli któraś miała zakończyć się nagłą śmiercią. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda?

Dean Washington
ODPOWIEDZ