lekarz chorób zakaźnych — cairns hospital
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind, that’s what I am. I never opened my eyes. I never thought to look into people’s hearts, I looked only in their faces.
Należała do osób określanych jako pragmatyczne, do tych nielubiących porywać się z motyką na słońce. Zaprzyjaźniła się z tendencją do analizowania sytuacji w kontekście jej pozytywnego lub negatywnego wpływu, rzadko biorąc udział w spontanicznych aktach heroizmu. W przeciwieństwie do Audrey nie umiałaby poświęcić wszystkiego dla ukochanego. Może na samym początku, gdy nie uważałaby jeszcze nadziei za matkę głupich oraz naiwnych; potem z bólem serca odeszłaby. Bycie przy cudzym boku wymagało poświęcenia, na które nie była gotowa – prywatnie i zawodowo, zupełnie jak przystało na lekarza z przypadku, brnącego przez karierę, a nie próbującego zabłysnąć w medycznym świecie.
- Chciałabym wierzyć, że uhartuje mnie to psychicznie. To głupi tok myślenia – pokręciła głową z ciężkim westchnięciem. Otworzyła usta, chcąc kontynuować, acz zebranie rozbieganych myśli nie przyszło łatwo – Przywykłam do rozwiązywania problemów na własną rękę... z zadowalającym skutkiem, pozwolę sobie dodać – wiara w zbawcze działanie psychoterapii ścierała się z wątpliwościami co do zdolności zrozumienia i utożsamienia się z emocjami przez psychiatrów. Wiedziała, że prowadzą terapię według pewnego szablonu, a każdy przypadek był przecież inny; nie było dwóch identycznych historii - Wybacz. To musiało być traumatyczne – wymamrotała, przepraszając za poprzednią, cyniczną wypowiedź. Tylko w połowie mówiła szczerze; myśli kłębiące się w głowie nakazywały nazywać zachowanie Audrey brawurowym oraz nieprzemyślanym. Jednocześnie zazdrościła jej tego, w podobnej sytuacji jej nogi wrosłyby w ziemię, a głos ugrzązłby w gardle - W domu o nim nie rozmawiamy. Czasami to pomaga, innym razem doprowadza mnie do szału – parsknęła gorzko. Opowiadanie obcej kobiecie o swoich uczuciach było łatwiejsze niż rozmawianie o tym z członkami rodziny lub znajomymi. Pamięć bywała zwodnicza, wspomnienia bledły dlatego teraz chciała wrócić do bliźniaka myślami – niemal słyszała tembr jego głosu oraz sposób, w jaki wymawiał ulubione słowo, wplątywane do niektórych zdań - Mojego brata zabrał konflikt w Afganistanie. Był wielkim idealistą, może dlatego wyjechał walczyć w cudzej wojnie; zawsze upierał się przy swoim, ale miał więcej empatii ode mnie – choć odszedł prawie dwa lata temu, nadal było ciężko. Nagle z pełnego domu została pustka, która zdawała się ucieleśniać czarną dziurę, która dawno powinna się zagoić, a jej krawędzie złagodnieć. Ale mogło to nie nastąpić. Nigdy.

Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
done with mirrors
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey zaś zawsze daleko było do tych rozsądnych stworzeń, potrafiących przeanalizować sytuację na najróżniejsze sposoby. Owszem, jeśli chodziło o pacjentów potrafiła być aż nazbyt skrupulatną i rozsądną, jeśli zaś chodziło o jej uczucia… Panienka Clark kierowała się sercem, pędziła nie raz na oślep prowadzona cichymi podszeptami losu objawiającymi się spontanicznymi podszeptami, jakie nie raz pchały ją do działania. Nie potrafiła inaczej, choć teraz, gdy nadal cierpiała z powodu złamanego serca, nawet podszepty losu cichły, zupełnie jakby coś w jej środku zgasło.
- Głupi, ale jeśli jesteś przyzwyczajona do rozwiązywania problemów na własną rękę, z pewnością nie zaskakujący. - Przyznała, unosząc delikatnie kąciki ust w cieniu uśmiechu, który nie sięgał brązowych tęczówek. Czy była w stanie zrozumieć nieznajomą? Nie była pewna, bo o ile docierała do niej idea złego samopoczucia podczas otrzymywania pomocy, tak jej pobudki były odrobinę inne. - Mi jest wstyd. Gdy mam ataki paniki, gdy nie potrafię poukładać sobie codzienności… Wstyd mi, że sobie nie radzę, a każdy patrzy na mnie jak na idiotkę gdy przyznaję, czym jest to spowodowane. - Przyznała, bezwiednie uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Powiadali bowiem prawdę, o wiele łatwiej przychodziło opowiadać o swoich problemach nieznajomej, której ocena nie wzbudzała strachu. Bo nawet jeśli po tym utknięciu w windzie dziewczyna zaczęłaby patrzeć na nią jak na wariatkę to miało nie mieć znaczenia, gdyż nie było pewnym, że kiedykolwiek w ogóle przyjdzie im spotkać się po raz drugi. - Było. - Przyznała jedynie, pomijając takie oczywistości jak choćby to, że od tamtego wypadku nie miała okazji spotkać się z własnym ojcem, zwyczajnie nie potrafiąc mu wybaczyć tak paskudnych czynów.
Chwilę później już słuchała uważnie słów, wypowiadanych przez nieznajomą, odnajdując wspólne mianowniki jak strata czy cierpienie jakie wiązały się ze stratą. I nie miała zamiaru oceniać bądź targować się która była gorsza, zwyczajnie będąc w przekonaniu, że każda strata wiązała się z traumą oraz ciężkimi przeżyciami.
- Dlaczego o nim nie rozmawiacie? - Spytała więc, samej niezwykle lubiąc wspominać zmarłe przyjaciółki bądź członków rodziny, pielęgnując te wszystkie dobre wspomnienia jakie znajdowały się w jej sercu. I chciała, tak bardzo szczerze, zrozumieć w tym momencie nieznajomą. - Musiał być bardzo dzielny, skoro zdecydował się wyjechać i walczyć na wojnie. - Przyznała z podziwem w głosie, bo w Audrey krył się szacunek względem osób, skorych oddać swoje życie w obronie innych ludzi bądź w imię wyższej sprawy. - Jak miał na imię? I… jak go wspominasz? No wiesz, gdy o nim myślisz, co pierwsze przychodzi ci do głowy? - Kolejne pytania uleciały z jej ust, a zaciekawienie błysnęło w brązowych oczach. I miała nadzieję, że dziewczyna nie obrazi się za pytania, jakie ulatywały z jej ust.

Lea Ryneveld
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
lekarz chorób zakaźnych — cairns hospital
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind, that’s what I am. I never opened my eyes. I never thought to look into people’s hearts, I looked only in their faces.
Miewała problemy z nazywaniem oraz wyrażaniem uczuć. Nie umiała również o nich rozmawiać bez odczuwania wewnętrznej słabości, związanej z odsłanianiem szpetnych cech swojego charakteru. Utrzymywanie pozorów pozwalało jej na uzyskanie przewagi w kontaktach z ludźmi, którzy nie spodziewali się chłodnego stoicyzmu. Jednocześnie czuła znacznie więcej, dusząc w sobie wybuchową mieszankę emocji i nie znajdując dla nich prawidłowego ujścia. Brała dwa wdechy oraz tworzyła w myślach straszliwą tyradę, aby po wszystkim zostać tylko z niesmakiem w trzewiach. W niedalekiej przeszłości próbowała otworzyć się na drugą osobę; uważniej dobierać słowa oraz zmienić ton wypowiedzi. Próbowała czerpać radość z przebywania w bezpiecznych, męskich objęciach i nie myśleć o prawdopodobieństwie zranienia lub bycia zranionym. Rozumiała zatem zmagania Audrey, a nawet wspomnianego przez nią mężczyzny, którego nigdy nie poznała. Będąc w związku także nie była najlepszą wersją siebie.
- To myślenie nie wzięło znikąd. Kto naopowiadał ci takich bzdur? – zapytała, z trudem przełykając ciążącą na języku gorycz. Z autopsji znała sytuację, w której odmawiano jej złego samopoczucia. Miała grać oraz stwarzać pozory. Państwo Ryneveld nie byli złymi ludźmi – wyłącznie zatracili się w budowaniu obrazu wyjątkowej rodziny do tego stopnia, że nie rozpoznawali zdrowych relacji. Obwinić należy śmierć ich syna albo regularne wyjazdy i nieutrzymywanie kontaktu z pociechami.
Milczała długo. Kilkadziesiąt uderzeń serca, szukając sposobu na pozbieranie myśli, po czym przekształcenie je w zdania. Chciała unieść kąciki ust w subtelnym uśmiechu, gdyż towarzystwo brata dostarczyło jej samych wspaniałych wspomnień, ale nie mogła. Refleksja o nim przynosiła złość i smutek - Odważny? – odezwała się wreszcie słabym głosem, nawet nie próbując udawać podziwu – Jest różnica pomiędzy odwagą a bezmyślną brawurą. Mojego brata zgubiła patologiczna potrzeba wykazania się. Jestem naprawdę na niego zła za to, że wyjechał i… nie wrócił do domu – coś zmieniło się w postawie Lei – mimo dalszego nonszalanckiego opierania ręki na zgiętym kolanie wydawała się mniejsza. Skulona i bezbronna. Zignorowała pozostałe pytania Audrey. Patrzyła wprost na drzwi windy, jakby wyczekiwała ich otwarcia i uratowania z niekomfortowej sytuacji.
- Doceniam zainteresowanie. Serio. Problem polega na tym, że nie lubię zabaw w psychologa – odkrzyknęła cicho. Nie chciała rozmawiać o swoich problemach, wolała o cudzych. Cudze zmartwienia pozwalały wyrobić w sobie przekonanie, że inni mają gorzej. Trudniej. A nie przywoływane demony znikną.
sumienny żółwik
done with mirrors
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Obie kobiety zdawały się prezentować zupełnie odmienne skrajności. W czasie gdy Audrey była sercem - spontanicznym, pełnym emocji oraz uczuć, który niejednokrotnie nie potrafiła hamować, Lea wydawała się być umysłem - chłodnym, rozsądnym, kalkulującym wszystko na trzeźwo oraz z odpowiedniego dystansu. Zapewne w innych okolicznościach te różnice sprawiłyby, że dwie kobiety nie miałyby okazji lepiej się poznać bądź dojść do jakiegokolwiek porozumienia, teraz jednak, w tej windzie w środku wielkiego centrum handlowego Audrey miała wrażenie, że nawiązuje się między nimi niewidzialna nić porozumienia. Ta dziwna więź, jaka łączyła ludzi dzielących podobne przejścia oraz bóle umęczonych dusz, nawet jeśli więź ta mogła zniknąć dokładnie w momencie, w którym drzwi windy otworzą się, a one zostaną uratowane przez konserwatorów.
- W zasadzie najbliższe otoczenie. Wszyscy sądzą, że powinnam cieszyć się z tego, że mnie zostawił. Był w końcu starszy i miał problemy z alkoholem oraz nie najlepszą opinię… Ale widzisz, oni nie widzieli tego, co widziałam ja. Moja przyjaciółka potrafiła zrobić mu awanturę w szpitalu o to, że przez niego postrzelił mnie ojciec, ale nie widziała, że własnymi dłońmi tamował mój krwotok, a później opiekował się mną przez długie tygodnie nim wróciłam do zdrowia… - Zaczęła odrobinę niepewnie, przyciągając pierwszy lepszy przykład, jaki pojawił się w jej głowie. Audrey doskonale znała serce pana Ashworth - to, do którego nie dopuszczał innych, prze co wiedziała, że posiadał o wiele większą wartość, niż można było zakładać. - Wszyscy wciskają mi, że nie mam prawa opłakiwać rozstania bo widzą jedynie to, co powierzchowne wbijając mnie w kolejne fale poczucia wstydu, zupełnie jakbym była w jakimś stopniu popsuta. - Przyznała z rozbrajającą szczerością. Coś było w tym całym powiedzeniu, że to ponoć nieznajomym najłatwiej jest się zwierzać. Niewielkie w końcu były szanse, że kobiety jeszcze kiedykolwiek na siebie wpadną, a to sprawiało, że panienka Clark z każdą chwilą coraz mniej bała się bycia ocenioną bądź odrzuconą z powodu żywionych przez nią uczuć. A tych nie chciała tępić czując, że musi dojść z nimi do porozumienia, jeśli chce podnieść się z ziemi na której leżała.
- Brawura również wymaga odwagi. - Zauważyła jedynie gdzieś między słowami, wbijając w kobietę zaciekawione spojrzenie brązowych oczu. Widziała zmianę w jej postawie, widziała, jak ta kuliła się zapewne pod ciężarem swoich słów oraz uczuć i Audrey doskonale wiedziała, że była w stanie poczuć dokładnie to samo, co czuła dziewczyna. Poczucie straty, brak zrozumienia do tego, co się wydarzyło, aż wreszcie zagubienie w codzienności - to wszystko towarzyszyło i jej, choć powody były tak diametralnie inne. - Obwiniasz go za to, co się stało? No wiesz, że nie wrócił? - Spytała więc z zaciekawieniem, przekręcając odrobinę głowę niemal w gołębim geście. Była ciekawa, nawet bardzo, co też czaiło się w tej nieznanej kobiecie, teraz przypominającej równie zagubioną istotę jak ona sama.
Chwilę później jednak parsknęła cicho rozbawiona jej kolejnymi słowami.
- Zabaw w psychologa? Uznam to za komplement, zwłaszcza po tym, jak przed chwilą musiałaś zbierać mnie z ataku paniki… - Przyznała z cieniem rozbawienia w delikatnym głosie, choć brązowe oczy nadal pozostawały przepełnione zwykłym smutkiem. - Jestem chyba ostatnią osobą, która mogłaby bawić się w psychologa… Ale bywam odrobinę nazbyt ciekawska. Ojciec zawsze śmiał się, że to przez to, iż nie mam zbyt wielkiego kontaktu z ludźmi. - Wyjaśniła wzruszając wątłym ramieniem i tym samym chcąc dać dziewczynie przestrzeń. Bo jeśli ta chciała odpowiedzieć na pytania, Audrey z przyjemnością wysłuchałaby odpowiedzi, jeśli zaś wolała zmianę tematu… Cóż, utknęły tutaj razem. I nie zanosiło się na to, aby w najbliższych kilku minutach udało im się wyjść z tej przeklętej windy.

Lea Ryneveld
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
lekarz chorób zakaźnych — cairns hospital
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind, that’s what I am. I never opened my eyes. I never thought to look into people’s hearts, I looked only in their faces.
W normalnych okolicznościach nie odnalazłaby porozumienia z Audrey, antypatia do szczególnego typu ludzi dawno temu puściła korzenie w jej umyśle. Wzięła się z czegoś więcej niż zawodu oraz niedostępności emocjonalnej rodziców. Była niczym cecha charakteru, która z upływającym czasem rozlała się po całym ciele i przeniknęła do wnętrza kości.
Gdy inni odkrywali się ze swoimi uczuciami albo opłakiwali niesprawiedliwy los, Lea ignorowała smutek. Przyzwyczaiła się do niego. Był jej stałym towarzyszem – nosiła go w oczach i sercu; pozwalała mu zdominować swoją codzienność do momentu, w którym przestał przeszkadzać. Jej życiem rządziła wyuczona potrzeba utrzymania pozorów oraz trzymania emocji na wodzy.
Mimo wszystko nie umiała powiedzieć Audrey, że ma żałosne problemy. Zasada tyczyła się wyłącznie jej – uzewnętrznianie się było dlań przejawem słabości charakteru. Ale kobietę chciała wesprzeć, chwilowo targały nimi podobne dylematy.
- No cóż… to zrozumiałe. Twój były miał problemy i nieumyślnie przysporzył ci następnych. Nie zamierzam oceniać waszego związku. Jeśli uważasz, że jest co opłakiwać, to masz do tego prawo – powiedziała, przenosząc na Audrey czekoladowe tęczówki. Codzienność w zasięgu rodzicielskich wpływów wymusiła na niej potępienie prób ograniczenia cudzej autonomii. Nerwowo reagowała również na mówienie ludziom, co mieli czuć w danej sytuacji - Twoi bliscy z pewnością nie chcą widzieć cię w rozsypce. Są jedynie zbyt krótkowzroczni, aby zaoferować wsparcie, którego potrzebujesz – dodała później. Rozstania odreagowywała inaczej, lecz nie próbowała nikomu narzucać swojego sposobu myślenia. Nie nakazywała znienawidzić długich, ckliwych pożegnań ani przestać nadawać im szczególnego znaczenia. Nie każdy tracił wraz z zerwaniem cząstkę siebie do stopnia, w którym nie wiedział, kim jest albo czego chce. Nie każdy wchodził w następną relację obciążony starymi przyzwyczajeniami.
Cicho wypuściła z płuc nagromadzone powietrze. Była spokojniejsza, choć zabrakło jej siły do opowiadania o traumach. Do tego nie nosiła w sobie chęci do nauczenia się rozmawiania o nich, gdyż w przeszłości posądzano ją o dramatyzm.
- Powinnaś. Jak na laika, którego trzeba było zbierać do kupy zadajesz zaskakująco adekwatne pytania – na zmęczonej twarzy zabrakło cienia uśmiechu, niemniej głos miała weselszy, jakby słowa nowej znajomej bawiły. Nie mówiła niczego na wyrost; spędziła wystarczająco dużo czasu w towarzystwie znajomego doktora psychiatrii, aby zauważyć naturalną predyspozycję Audrey do formowania odpowiednich pytań. Chociaż prędzej uznałaby, że to zasługa empatii niż przesadnej ciekawości.
- A skoro mowa o tym… to chyba nie przystoi obwiniać żołnierza o to, że zginął na wojnie – wypowiedzianemu zdaniu zabrakło przekonania. Być może rzeczywiście miała mu za złe odejście i zostawienie ich z rozdzierającą wnętrze goryczą. Napisał do niej mnóstwo listów, w każdym zapewniając o rychłym powrocie do domu. Była na niego zła za danie nadziei oraz raptowne odebranie jej – Straciłaś kogoś bliskiego, Audrey? Tak bezpowrotnie?

Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
done with mirrors
ODPOWIEDZ