mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
#9
To była pewnie bardzo marna wymówka na brak czasu dla przyjaciół, ale Willow zupełnie nie miała głowy do plotek, kawuś i tak dalej. No może to źle powiedziane, bo chciałaby się spotkać z przyjaciółmi, pogadać o rzeczach przyjemnych, czy nawet wyskoczyć na babskie zakupy połączone z drinkiem czy kawą. Ale wydawało jej się, że powinna teraz większość czasu spędzać z Philemonem. A kiedy nie siedziała z chłopcem, to ćwiczyła grę lub finalizowała sprzedaż farmy. Zamykała swoje sprawy w Lorne. Już za kilka tygodni pewnie nic już nie będzie jej tu trzymać i wyjedzie by skupić się na grze i spełnianiu tego jedynego marzenia.
Nie mogła jednak wyjechać bez spotkania z Leonie, pogadania z nią i upewnienia się, że u niej jest w porządku.
Wiedziała, że już dawno powinna była się odezwać, ale chyba obie miały teraz inne priorytety. Willow wpadła do sklepu po drodze na plażę, bo w Lorne po plaży spacerowało się na prawdę przyjemnie, zwłaszcza tuż przy linii palm, lekko w cieniu, ale czując morską bryzę na skórze. Kupiła jakiś alkohol, który miał szanse przypasować im obu, oraz coś słodkiego. Bliżej plaży zboczyła lekko z trasy by wziąć im po dużym kubku frappe. Tym sposobem zabezpieczyła ich potencjalne podstawowe potrzeby.
Umówiły się przy zejściu na plażę, żeby nie musiały się szukać. Pogoda też sprzyjała spacerowaniu, było niezbyt gorąco, niezbyt wietrznie. Dobrze, bo parę rzeczy Willow musiała zrzucić z serca, a jakby przy tym padało, to by na prawdę źle robiło na psychikę.
- Heeeej! - zawołała na widok Leonie. - Jeszcze raz cię przepraszam, że tyle czasu się nie odzywałam. Wszystko ci wyjaśnię. - podała przyjaciółce kawę dla niej, a następnie skierowały się w stronę plaży.

leonie turner
sumienny żółwik
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
To można rzec, że dobrały się idealnie. Turner komplikowała swoją codzienność na własne życzenie, coraz bardziej, czując się zagubioną w tej plątaninie, którą z taką łatwością stworzyła. Wiedziała, że powinna odezwać się do Willow, ale zawsze odkładała to na później... Tak bardzo, że rudowłosa koleżanka wyprzedziła blondynkę. Nie było już ucieczki. Całe szczęście dość łatwo zgrały swoje grafiki i właśnie tego popołudnia miały nadrobić stracony czas, zaktualizować wiadomości i cóż, może również wesprzeć się nieco, podnieść na duchu. Niemniej - najważniejsze, że udało im się dopasować.
Leo nie spóźniła się, ale odruchowo zerknęła na zegarek zestresowana, kiedy zauważyła, przechadzającą się w tę i wewtę koleżankę. Odetchnęła z ulgą, kiedy dostrzegła, że ma jeszcze minutę. Jak mawiała matka - kto przychodzi o czasie, jest już spóźniony, więc starała się Leonie zawsze ten chociaż minimalny zapas mieć. Głupi nawyk.
-Cześć! - odparła równie promiennie, kiedy znalazła się nieco bliżej i uściskała koleżankę, odebrała też ulubiony napój z uśmiechem radości. Jak widać, wciąż pamiętały te istotne szczegóły o sobie i nie bały się ich wykorzystać, by uszczęśliwić drugą stronę, choć w tak niewinny sposób. -Przestań, to nie tak, że ja byłam tą lepszą stroną, nie masz za co przepraszać - powiedziała całkiem szczerze Turner, patrząc poważnie na Willow. Zaraz jednak spojrzenie zmieniło się w to nieco bardziej zatroskane oraz nieco wyczekujące. Nie naciskała. Skoro Kelly mówiła, że wszystko wyjaśni, to przecież to zrobi. I może zacząć już teraz, jeśli chce.

Willow Kelly
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Willow czuła potrzebę pozamykania wszystkich spraw. Wiedziała, że koniec jest blisko i chyba instynktownie chciała zamknąć wszystko wcześniej, bo wiedziała, że potem już nie da rady. Że to wszystko ją przerośnie. Nie wszystko można było zaplanować, niestety. Ruda wolałaby mieć wszystko już poukładane, niemalże łącznie z ustaleniem faktu, ile będzie potrzebowała czasu na żałobę. Będzie to nie tylko żałoba po synku, ale też po Achillesie i ich wspólnym życiu. Decyzja zapadła, powie mu prawdę i gdy przyjdzie czas ich drogi się rozejdą na zawsze. Będzie mieć złamane serce, ale przynajmniej przestanie się oszukiwać, że ma u niego jakieś szanse. Nawet jeśli kiedyś miała, to po przyjeździe do Lorne wszelkie szanse przestały istnieć.
Spotkanie z Leonie było jednak nie tylko jednym z elementów zamykania swoich spraw w Lorne, ale też szczera potrzeba wygadania się. Tak wiele leżało jej na duszy, zatruwając ją do tego stopnia, że Willow traciła wszelką radość z życia. Nie cieszyła ją nawet wizja powrotu do grania z orkiestrą, bo wiązało się z tym, że Philemona już nie będzie na tym świecie. Wiedziała, że to się stanie, prędzej czy później, ale naiwnie zawsze wierzy się w to później.
Odwzajemniła uścisk i nawet pozwoliła sobie na to, by trwał pół sekundy dużej niż zwykle.
- Dzięki. Po prostu dużo się dzieje i… To po kolei, od dobrej wieści. Sprzedajemy farmę. Znalazł się chętny i jeszcze negocjujemy ostatnie szczegóły, ale zaraz będzie sprawa zamknięta. – pochwaliła się, bo to był o jeden problem mniej na jej rudej głowie. Rodzice będą mieli zabezpieczoną przyszłość, nie będą się męczyć pracą na farmie. A Willow nie będzie się zastanawiała czy ojciec właśnie przypadkiem nie dostał ataku serca z przepracowania, podczas gdy sama będzie grać na scenie w Paryżu albo Wiedniu. Wzięła głęboki wdech. Uznała, że lepiej będzie powiedzieć wprost, jak z odrywaniem plastra. Po prostu to powie – To już niedługo… Philemon… – głos jej zadrżał. Co innego wiedzieć, a co innego powiedzieć to na głos. Willow odwróciła wzrok i wzięła kolejny wdech – Jest coraz słabszy. Dlatego spędzam z nim tyle czasu ile tylko mogę. -wyjaśniła.

leonie turner
sumienny żółwik
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-To gdzie podzieją się twoi rodzice? Jak są do tego nastawieni? Wiesz... Nie wyobrażam ich sobie w innym miejscu - przyznała nieco zmieszana, wzruszając ramionami. Objęła mocniej kubek. Leonie pamiętała ostatnie spotkanie z Willow, także rozmowę, którą odbyły. O upływającym czasie, o braku wpływu na to jak wiele sił im zostaje do zajmowania się pewnymi sprawami... To dotykało najmocniej państwa Kelly, którzy całe życie spędzili właśnie na tej farmie. Leo pamiętała dobrze wszelki odwiedziny w tamtym miejscu, pamiętała te radosne twarze, które miały swoje miejsce na ziemi. Takie, w którym chcieli być już na zawsze. A ona jako nastolatka patrzyła na to z podziwem, a w środku odczuwała pragnienie, by kiedyś stworzyć coś podobnego. Nie wyobrażała sobie, więc że teraz rodzice przyjaciółki mieliby znaleźć się gdzieś indziej i bez problemu do tego dostosować. Musieli jednak zdawać sobie ze wszystkiego sprawę, akceptować wszelkie następstwa tej decyzji, oswoić się z nimi... Jeśli im się udało, to znów, Turner mogła czuć powód do lekkiej zazdrości. Ona w końcu nie umiała za bardzo żyć ze swoimi decyzjami, zwłaszcza tymi najświeższymi... Myślała, że już znalazła swoje miejsce, ale dziś.. Nie wiedziała nic.
Nie zmierzała jednak w tej rozmowie do siebie. Widziała po rudowłosej, że to ona była bardziej w potrzebie. Potrzebowała wyrzucić z siebie to, czego nie mogła wyrzucić do kogokolwiek innego. Leo słuchała więc, gryząc się w język. Trzymając głęboko wszelkie swoje wątpliwości, ale, lęki i strachy. Tyle mogła.
Choć tak trudno było uciec od myśli o własnej córce... Od wspomnień ze szpitala, kiedy Tessie znalazła się tam jedynie na rutynowy zabieg. Strach jaki opanowywał wtedy Leonie był paraliżujący. Starała się nie dać tego poznać, była silna dla córki, która przecież miała się bać jako mała dziewczynka, ale prawda jest taka, że gdyby nie Ephraim u jej boku... Nie wiedziała skąd czerpałaby siłę. A później go zabrakło... Zacisnęła usta, żeby nie zanurzać się w tym bardziej. Nie myśleć, co by było, gdyby choroba Teresy okazała się znacznie poważniejsza. Nie mogła odpływać... Musiała być tu. -Naprawdę... Naprawdę nie można zrobić nic? - zapytała głupio, z naiwną nadzieją. Wiedziała, że nie. Rozmawiały o tym już z Will nie raz, nie dwa. Mimo wszystko... To jedyne co była w stanie z siebie wydusić. Ostatni promyk nadziei, którego blondynka chyba chciała łapać się o wiele bardziej niż rudowłosa, która pomimo bólu wypisanego w każdym nawet najmniejszym geście... Zdawała się to akceptować. Tę przerażającą rzeczywistość, ale jednak jej rzeczywistość. Leo to podziwiała, bo sama... Nie umiała. Nie umiała akceptować tego, co działo się w codzienności należącej do niej. Buntowała się przeciwko temu dziecinnie, łzami, w samotności. Miotając się we własnych myślach. Ale jednego była pewna - nie akceptowała tego stanu rzeczy. Choć... Nie wiedziała jak go zmienić. Tak jak nie wiedziała jak pomóc Willow. Może dlatego, oprócz tego bolesnego pytania, ostatniego promyka, złapała mocno Kelly za dłoń. Bo była tu obok. I chciała być. Teraz, jak i później. I bardzo chciała, żeby Willow o tym pamiętała.

Willow Kelly
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
- Możliwe, że zostaną na farmie. To są właśnie te ostatnie ustalenia. Bo kupiec nie dysponuje pełną kwotą i oni tam zostaną, ale farma będzie jego. – jak powiedziała to na głos, to pomyślała, że to skrajnie szalony pomysł, ale odpowiadał i jej rodzicom i kupcowi. Był dziwnym i nieoczekiwanym kompromisem na całą sytuację. Takie „wilk syty i owca cała” w czystej postaci. A i dla Willow był to niezły układ, bo gdy już wyjedzie z Lorne, to będzie spokojna, że ktoś będzie niedaleko rodziców. Kto wie, może Rufus stanie się ich wymarzonym synem. Nawet nie była zazdrosna. – Jeśli jednak ten plan się nie powiedzie, to poszukamy dla nich jakiegoś domu z małym ogródkiem, żeby nie musieli się przepracowywać, a jednocześnie będą sobie mogli posadzić jakieś pomidory czy inne warzywa. – plan B aż tak się państwu Kelly nie podobał i byli pewnie gotowi na większe ustępstwa, byle na farmie zostać, nawet jeśli technicznie i prawnie nie będzie już ich.
Czy akceptowali tą sytuację? Nie, ale w końcu zrozumieli, że wyjścia za bardzo innego nie mają. Że ich zdrowie nie pozwala już na pracę na farmie, a Willow nie zostanie w mieście. Potrzeba było wielu szczerych i bolesnych rozmów, ale w końcu zrozumieli to, z czym borykała się Willow i jak było jej trudno.
Chyba to normalne, że w obliczu choroby jakiegoś dziecka, od razu myśli się o swoim. Willow nawykła przez cztery lata do szpitali, do oczekiwania na wynik, do zapachów i dźwięków na salach czy korytarzach. Przez pierwsze miesiące życia Philemona właściwie mieszkała w szpitalu. Ostatni rok dawał ułudę, że chłopiec przezwyciężył swoją chorobę, że będzie żyć. Był taki „normalny”, jak jego rówieśnicy, może nieco mniejszy i słabszy, ale każdy mógł dać się oszukać. Pogorszenie jego stanu przyszło nagle i z dużą siłą.
Willow pokręciła głową, zagryzając wargę.
- I tak dostaliśmy więcej czasu niż jakikolwiek lekarz nam mówił. - Może za kilka lat ktoś wymyśli, jak to leczyć, może nawet za rok. Ale dla Philemona będzie za późno. Willow miała cztery lata, żeby zaakceptować to co ją czeka jako matkę. Mogła się na to nie godzić, ale za późno było na wypieranie faktów. Walka była z góry skazana na porażkę, dlatego ruda szybko przyjęła podejście, że będzie się cieszyć z każdego dnia jaki będzie dane Philemonowi żyć na tym świecie. Pokiwała głową, uśmiechając się blado do przyjaciółki, gdy ta ścisnęła jej dłoń.
- Potem wyjadę. Wracam do grania. Wcześniej powiem Achillesowi co czuję, pozamykam wszystkie sprawy i wyjadę do Sydney. Mam załatwione przesłuchanie, ale to raczej formalność, bo są mną zainteresowani. – Leonie była jedyną osobą wśród bliskich Willow, która znała prawdę o decyzji rudej sprzed kilku lat, dlaczego tak naprawdę nie pojechała w tamto tourne. Nie dlatego, że się nie dostała, ale dlatego, że dobrowolnie zrezygnowała by pomóc siostrze. A potem jej synowi. I jak się okazało, zamieszkać z jej mężem. – A jak się mają sprawy u ciebie? Jak Tessie? – zapytała z prawdziwą i szczerą troską.

leonie turner
sumienny żółwik
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Kupiec musi być szalony, albo zielony, ewentualnie zdesperowany - uznała Turner, uśmiechając się pod nosem. Każdy normalny człowiek według Leonie, kiedy decydował się na tak poważny zakup to ze względu na chęć zmiany dla siebie. Nowego początku. Organizacji miejsca po swojemu oraz na własnych warunkach. Takie pozostanie na farmie starych właścicieli, zapewne skutecznie utrudni wszelkie nowości. I owszem, zapewne będą mieli mniej do powiedzenia, ale czy przyjdzie im tak łatwo zamknąć usta? Raczej nie. Zwłaszcza, że kochali to miejsce, dbali o nie całe życie... Nie zostawia się po prostu tego, co się kocha. Nigdy. Tak więc to byłaby skomplikowana umowa, ale co blondynce do tego? Może ten nabywca potrzebował właśnie takich przewodników, może to było z jego strony świadome... Może... Tak wiele może istniało. I nie jej sprawą było to, które jest tym właściwym.
Leonie nie mówiła już nic więcej. Skinęła jedynie głową. Takie przytaknięcie w milczeniu, ten drobny uścisk... Tylko to wydawało się właściwą reakcją, nic więcej. Słowa mogłyby zepsuć ten moment. A zresztą... Nie zostało już nic do dodania. Nie było nawet nadziei. Jakie więc zdania okazałyby się tu niby właściwe, odpowiednie, na miejscu? Żadne. Milczenie, to jedyne co pozostało. I obecność.
-A co jeśli... Co jeśli powiesz Achillesowi o swoich uczuciach, a on cię nie wypuści? - zapytała wprost, upijając łyk kawy, wpatrywała się z zainteresowaniem w twarz rudowłosej. Leo za bardzo nie znała Achillesa. Jedynie z opowieści swojej przyjaciółki budowała swój obraz tego mężczyzny. Fakt jest jednak taki, że nie do końca ze względu na własne wybory, ale poświęcili sobie całkiem sporo czasu. Wiele lat. Doświadczenia, które dzielili ich zbliżyli. Okoliczności... Nie sprzyjały rozwijaniu czegokolwiek, ale ostateczność jaką miałby być wyjazd, mogłaby coś zmienić... Prawda? I co wtedy? To interesowało Leo. Zwłaszcza, że Willow zdawała się być już nastawiona na jeden scenariusz, a przecież zawsze trzeba brać pod uwagę wystąpienie jakiegoś zwrotu akcji. I na podjęcie odpowiednich działań w związku z nim, czyż nie? -Ephraim wrócił z morza. Odwiedza Tessie. Nie rozmawialiśmy co dalej, ale... - zawiesiła głos, bo przecież to było oczywiste. Będzie musiało dojść do rozwodu. Wcześniej Leonie myślała, że to właściwe. Że tego chce. Wyprowadziła się, by dać wolność Burnettowi, ale i sobie. Teraz jednak nie była już tak pewna słuszności tego kroku, jak przed paroma miesiącami. Chyba nawet go żałowała. -Teresa jest zagubiona. Nowa grupa, więcej obowiązków, to w końcu preschool... - westchnęła ciężko, upijając łyk nieco już zimnej kawy. -A do tego tata w domu, ale nie do końca. Niby to tłumaczyłam, niby to rozumie, ale nie... Nie rozumie nic. I cierpi. Przeze mnie - zagryzła wargę, a oczy się jej zaszkliły. -Do tego Hunter postanowił nie wyjeżdżać z Lorne - dodała ciszej, zawstydzona, spuszczając wzrok. Prawda jest taka, że wstydziła się tego epizodu, który powinien nazywać się utrata rozumu, kiedy Ephraim był na morzu, a ona... Wróciła do przeszłości za bardzo. Nie patrząc na swoje zobowiązania oraz przysięgi. Nie licząc się z uczuciami najważniejszych osób w swoim życiu. Niszczyła wszystko, nie spoglądając wstecz, nie zastanawiając się czy nie traci właśnie tego co dobre... A teraz... Teraz nie wiedziała jak to naprawić, a problemy i brak właściwych choćby tropów co do odpowiednich rozwiązań jedynie pogarszał kondycję blondynki oraz nastawienie kobiety. Była zagubiona. Od dawna nie była tak bardzo zagubiona, jak dziś...

Willow Kelly
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Willow tylko wzruszyła ramionami. Może był szalony, ale ten układ był rudej na rękę. Farmą ktoś się zajmie a i rodzice będą usatysfakcjonowani, bo nie stracą kontaktu ze swoją ziemią. Wilk syty i owca cała. Rufus nie dysponował pełną kwotą wiec ten kompromis wbrew pozorom miał całkiem dużo sensu dla obu stron, choć wydawać mógł się szalony. Mężczyzna wzbudzał zaufanie Willow i ruda nie sądziła by miał jakieś ukryte motywy w tym wszystkim. Ale może powinna była wziąć również jakieś ewenrualne mroczne intencje mężczyzny pod uwagę.
- Dlaczego miałby nie wypuścić? - zapytała - On nie czyje tego co ja. Mieszkamy ze sobą tyle czasu a do niczego nie doszło między nami. Gdyby coś czuł do mnie, to chyba już by się coś zadziało. - zastanowiła się na głos - Poza tym myślę że kogoś ma. Philemon mówił o jakiejś pani, która pomagała im w Święta ze światełkami. - posmutniala na to wspomnienie.
Wysłuchała z uwagą słów przyjaciółki. Też lekko nie miała. Niby od przybytku glowa nie boli, a jednak jak przy dwóch mężczyznach zaczyna się robić problematycznie. Willow irracjonalnie poczuła ukłucie zazdrości. Nie tylko o tych dwóch mężczyzn ale głównie o to, że jej dziecko nie zniknie niedługo z tego świata. Oczywiście choroba i nadchodząca śmierć Philemona nie była niczyją winą, ale jak każda matka, Willow miewała momenty, kiedy obwiniała cały świat, albo kiedy patrzyła z zazdrością na wesołe gromadki dzieci z rodzicami, czy to na placu zabaw czy w sklepie. Śmierć mogła spotkać każdego przyjść bez zapowiedzi. Dla Willow to nie miała być żadna niespodzianka, niemal dostała pisemne powiadomienie "pani syn umrze i to niedługo".
- Z mojego doświadczenia wynika, że dzieci są silniejsze niż nam się wydaje. Teraz Tessie jest zagubiona, bo to dla niej wszystko jest nowe, zachwiało się jej poczucie bezpieczeństwa. Ale pewnie niedługo i z tym się oswoi. Tess powinna być priorytetem dla was, ale o sobie też nie można zapominać. - położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki. Nie miała łatwo, to trzeba było przyznać. - Cieszysz się, że postanowił zostać? - zapytała. Pewnie to utrudniało kwestie decyzji o przyszłości małżeństwa Leonie. I znów to ukłucie zazdrości, Leonie miała dwóch, a Willow nikogo. Chyba robiła się zbyt zgorzkniała z tego wszystkiego. Odepchnęła od siebie ta zazdrość, bo to nie było w jej stylu. Ważniejsze było okazanie wsparcia przyjaciółce, a nie własne problemy. Tak, taka była Willow, inni ponad nią samą.
- Co właściwie Was łączy? Poza przeszłością? Gdybys musiała wybrać, pod groźbą śmierci, to którego byś wybrała? Hipotetycznie... Nie miałoby to żadnego wpływu na Tessie. - zapytała szczerze zaintrygowana.


leonie turner
sumienny żółwik
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Wiesz... To jedno mieć ciebie obok, wiedzieć, że zawsze będziesz, gdy cię potrzebuje on lub Philemon, a to zupełnie co innego zetknąć się z utratą kogoś, kto niepostrzeżenie stał się bardzo istotnym elementem twojej codzienności... Może więc być różnie, ale może to tylko... Takie moje gadanie - mruknęła nieco speszona, bo może faktycznie za dużo sobie wyobrażała, za wiele bzdurnych książek lub filmów albo jedno i drugie... I tak dałoby się wytłumaczyć tę fantazję blondynki, a może... Może rzeczywiście tak mogłoby się stać? Jednak wzmianka o jakiejś pani jedynie utwierdziła Turner w tym, że to zwyczajnie ona od zawsze ma zbyt wybujałą fantazję co do wielkich romansów, gdzie ich zwyczajnie nie było. -Aha - dodała więc cicho, by uciąć temat. Nie było czego ciągnąć. Ani czego rozważać. Po prostu znaleźli się, kiedy oboje byli na etapie żałoby. Poradzili sobie z nią wspólnie, skupiając sobie na najcenniejszym skarbie zostawionym przez siostrę Willow - na Philemonie. I tyle. Albo aż tyle. Ale nie, Turner nie miała zamiaru mówić już nic na głos. Za bardzo obawiała się, że kolejny raz spróuje zboczyć na niewłaściwe tory z tą rozmową, co mogłoby wyprowadzić wreszcie rudowłosą ze względnie dobrego, a przede wszystkim spokojnego nastroju. A tego blondynka nie chciała, zdecydowanie nie.
-Niezbyt - przyznała z trudem, wzdychając ciężko. Nie chciała być niewdzięczna, ale... Hunter od zawsze wprowadzał do życia Leonie pewien chaos. Niegdyś to było bardzo ekscytujące, wręcz elektryzujące, ale teraz... Obawiała się jak wielkim spustoszeniem miałaby być jego obecność. A co najgorsze nie tylko w codzienności należącej do niej samej, ale i do Ephraiama, a przede wszystkim maleńkiej Tessie... Nieświadomej, kruchej, zagubionej Teresy, która stała w centrum tych komplikacji. -Po prostu... To wszystko komplikuje, że on tu jest. Robi jeszcze trudniejszym, a... Nie potrzebuję tego szumu, a już zwłaszcza medialnego, który jemu nieustannie towarzyszy, a ja myślałam, że mam już zdecydowanie za sobą - przyznała szczerze, wzdychając raz jeszcze. Zapewne Kelly pamiętała telefony od swojej przyjaciółki sprzed dziesięciu lat o przeróżnych porach, narzekanie na kolejne wzmianki na plotkarskich portalach, te wszystkie pomówienia, które dawały blondynce w kość oraz to... Jak nieumiejętnie Turner odreagowywała ten stres, narażając się jedynie na kolejne nieprzyjemne sytuacje, bo przecież nadużywanie alkoholu nigdy jeszcze nie doprowadziło nikogo do jakiegokolwiek dobrego punktu. -Och, Willow... - westchnęła znów, spoglądając na twarz zatroskanej przyjaciółki, którą tak pominęła w swoich rozterkach, Skupiała się sama na sobie, zrażona oceną matki... Milczeniem ze strony zaaferowanych bardziej sobą bliskich niż błędami Turner z przeszłości... Nie wspominała Kelly o tym, jak wielką głupotę zrobiła, ani jak silnie ta jedna, nieprzemyślana noc działała na dziś. Na tu i teraz oraz na to nieznane jutro. -Musisz to zatrzymać dla siebie, obiecaj - a kiedy rudowłosa skinęła z przekonaniem głową, a Leo dostrzegła to napięcie towarzyszące oczekiwaniu na wyjawienie sekretu oraz troskę w oczach, po tym jak sama upewniła sie, że nikogo nie ma w pobliżu przysiadła na ławce znajdującej się na uboczu i wyznała: -Hunter jest biologicznym ojcem Tessie. Dowiedzieliśmy się, kiedy Teresa była w szpitalu i miała ten rutynowy zabieg... - wyjaśniła, urywając na chwilę. -Tak więc, łączy nas dziecko. I jak widzisz... Każdy mój wybór ma wpływ na Tessie, nie mogę przed nim uciec - dodała, spuszczając zawstydzona głowę. Bo nawet w rozmowie z przyjaciółką nie umiała się określić. Czy kochała ich obu? Cóż, najwidoczniej nie kochała naprawdę żadnego z nich. No, bo... Jak? Jak można kochać dwóch na raz? Być tak rozdartą? Tak zagubioną? Nowe fakty zapewne wszystko kompikowały, ale wciąż... To nie było fair. I nie powinno mieć miejsca... Nigdy. Nawaliła. Tak cholernie nawaliła...

Willow Kelly
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Willow miała taki etap, kiedy tliły się w niej nadzieje, to było nawet nie tak dawno temu. Ale nadzieje, jeśli nie są dokarmiane, to w końcu gasną. Teraz ruda chciała tylko przetrwać ten najgorszy z momentów w życiu. Nie dało się tego przeskoczyć, przewinąć, czy udawać, że nic się nie stanie. Zastanawiała się czasami, czy gdyby nie wiedziała co się stanie, że straci Philemona, to byłoby jej potem łatwiej, ale to było jedno z tych pytań, na które nie było odpowiedzi.
Może nawet odrzucenie przez Achillesa byłoby impulsem wyzwalającym Willow z tego trochę udawanego, trochę podkradzionego siostrze życia. Może potrzebowała ubić te resztki nadziei i złudzeń, by móc ruszyć dalej. Czasami taki solidny kop w cztery litery był potrzebny. Nie miałaby już żadnych wymówek. Mogłaby spełnić swoje marzenia.
Słuchała Leonie w milczeniu, kiwając tylko ze zrozumieniem głową. Choć sytuacja blondynki nie była łatwa, to i tak Willow chętnie by się z nią zamieniła. Wiedziała jednak, że nikt o zdrowych zmysłach nie zamieniłby się z nią na życia, zwłaszcza w obliczu nadchodzących wydarzeń.
- Obiecuję. – umiała utrzymać tajemnicę, zresztą komu miałaby opowiedzieć o tajemnicach przyjaciółki? Kiedy jednak dowiedziała się co to za tajemnica zrozumiała niepokój Leonie o to, by ten sekret nie wyszedł na jaw.
- Och. – westchnęła – To faktycznie impas. – zagryzła wargę, nie umiała doradzić nic przyjaciółce, bo sama nigdy nie była nawet w zbliżonej sytuacji. Nie miała nawet jednego mężczyzny, który by ją kochał, a co dopiero dwóch. Pewna była tylko tego, że poświęciłaby się dla dobra swojego dziecka. Tylko co byłoby w tym momencie najlepsze dla Tessie? Pewnie rodzina, którą znała, tata i mama, a nie jakiś obcy dla niej mężczyzna. – Czyli się totalnie pomieszało. Wiesz… Z mojego doświadczenia wynika, że dzieci są silniejsze niż nam się wydaje i, że mają w sobie dużo więcej zrozumienia. Plus… biologia to tylko biologia. – sama była matką, choć nie biologiczną. Wiadomo, to była zupełnie inna historia, niż ta Leonie. Jednak zdaniem Willow było co najmniej tak samo ważne, a może nawet ważniejsze, kto wychowuje dziecko, jest przy nim na dobre i złe. – Wolałabyś nie wiedzieć, że Hutner jest ojcem Tess? – zapytała. Pewnie wtedy by nie było tych wszystkich kłopotów jakie wyniknęły z tej wiedzy, więc pytanie wydało się Willow głupie w tej samej sekundzie, kiedy je zadała.

leonie turner
sumienny żółwik
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
To zabawne, że ktoś z boku postrzegał to jako walkę dwóch mężczyzn o Leonie, kiedy prawda... Nie była tak różowa. I dobrze to blondynka wiedziała, że jeden z nich nienawidził obecnie zarówno niej, jak i ich wspólnego życia, które miał za zwykłe kłamstwo. Tak bardzo chciałaby mu udowodnić, że jest inaczej, że zawsze było inaczej, ale nie potrafiła. A drugi... Sama nie wiedziała, co myśleć o tym wszystkim, co za każdym razem mówił Hunter, kiedy pojawiał się w progu jej drzwi, przecinał drogę... Zawsze czarował swoim błękitnym, ciepłym, nieco łobuziarskim, pewnym siebie spojrzeniem. Turner traciła rozum każdym razem, nigdy nie stawała się mądrzejsza... I to ją gubiło, bo tak łatwo zdawała się ufać Willaimsowi, ale nigdy nie do końca, nie na tyle, by zanurzyć się w jego obietnicach na dobre i sprawdzić czy to, co wspominał, ma rację bytu... Możliwość egzystencji... Zawsze się wycofywała. Tym razem było za późno, by nie zbierać z tego jakichkolwiek szkód. Na wszystko było już za późno...
-Nie chcę, żeby Tessie była silniejsza niż mi się wydaje, nie chcę, żeby musiała być silniejsza, Willow - odparła z wyrzutem Turner, ale chyba obie kobiety dobrze wiedziały, że te wszelkie pretensje skierowane są tylko i wyłącznie do osoby, która je wypowiadała. To na siebie Leonie złościła się tak bardzo, bo wciąż zachowywała się jak nieznająca życia nastolatka, która nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji własnych czynów, wyborów, która myśli, że ujdzie jej na sucho, a przecież... Tak nie będzie... Nieważne, że nie miała na to sił, musiała się z tym bałaganem zmierzyć, a dodatkowo spróbować przeprowadzić wszystko tak, by Tessie ucierpiała jak najmniej... Czy była w stanie to zrobić? Szczerze wątpiła. Chciała, by się udało, ale... Wątpiła. We wszystko wątpiła, bo nic, nic nie wskazywało nawet cienia nadziei na to, że mogłaby spróbować jakkolwiek odpokutować, naprawić... A przecież nie chciała grzebać tego, co mieli dotychczas... Teraz to wiedziała, wcześniej nie, dziś... Było za późno i naprawdę nie powinna za to winić nikogo innego niż tylko i wyłącznie samą siebie. -Wolałabym, żeby Ephraim nie wiedział. Wolałabym nie wiedzieć. Bo przecież... Zawsze miałam świadomość, że istnieje ten procent szansy, ale... Z drugiej strony to tak absurdalne, tak niemożliwe... Jeden raz, to był jeden raz, który po latach zniszczył wszystko, co... Było dobre... Ja... To zniszczyłam, bo... Kiedy Hunter tu wrócił... Och, Willow, jestem złym człowiekiem... - zagryzła wargę, urywając swoją wypowiedź. Nie miała sił opowiadać o swoich grzechach. Nie bała się, że Willow, by ją osądziła, ale to nie jej chciała to wyjaśnić. To nie dla niej chciała szukać odpowiednich słów... Ale Ephraim nie chciał słuchać tego, co miała do powiedzenia. Nie chciał czekać, aż dobierze słowa, nie umiał znaleźć ani odrobiny wyrozumiałości ani cierpliwości, by dać się jej poprawić, gdy zrobi coś niefortunnie... Już ich przekreślił, prawie rok temu, gdy niby jak zawsze opuszczał Lorne Bay, by służyć krajowi... Tylko tamtym razem opuścił... O wiele więcej... A ona głupia dopiero teraz to dostrzegała, dopiero teraz żałowała, że nie próbowała temu wcześniej zaradzić, że dawała przestrzeń, która ją przytłoczyła, że... Popełniła te wszystkie błędy, kiedy powinna być mądrzejsza... -Muszę iść - mruknęła, kiedy zawibrował telefon z przypomnieniem, że ma spotkanie online odnośnie nowej kolekcji. Wiedziała, że urwała tę rozmowę, ale z drugiej strony... Tylko w tym była dobra. W urywaniu, uciekaniu, niedokańczaniu tematu... Chowaniu się... W końcu wciąż nie potrafiła wziąć na swoje barki tej odpowiedzialności, która i tak, pomimo bycia tak nieproszonym gościem, przytłaczała Turner każdego dnia coraz bardziej...
/ zt

Willow Kelly
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Pewnie nie było czego zazdrościć Leonie, ale Willow czuła się tak niesamowicie samotna, że oceniała sytuację przyjaciółki ze złej perspektywy. Ale też nie robiła tego w złej wierze. Po prostu chciała mieć w życiu kogoś, do kogo mogłaby się przytulić, przy kim mogłaby się budzić i zasypiać. Swoje życie poświęciła mężowi i synowi siostry. Stworzyła z nimi dom, rodzinę, ale nie było w tym intymności. A Willow była tylko człowiekiem, kobietą, miała swoje pragnienia, potrzeby, które choć zdusiła i ignorowała, to jednak one nadal istniały. Przez to czuła się nawet jeszcze bardziej samotna. Starała się jednak nad sobą nie użalać, a doceniać to co miała.
Pokiwała smutno głową. Rodzicowi trudno było akceptować, że jego dziecko może się mierzyć z jakimiś problemami, smutkami, rozterkami. Rodzic chciał, by jego dziecko było szczęśliwe, by miało spokojne dzieciństwo, bez trosk, z całą dziecięcą naiwnością możliwie jak najdłużej. Wiedziała, bo też tego chciała dla swojego syna. Ale Philemon miał o tyle trudniej, że przed nim nie można było ukryć faktu choroby. Wiele godzin swojego krótkiego życia spędził w szpitalu i na badaniach, a Willow wydawało się okrutnym wmawianie mu, że to tylko takie badania, że nie jest chory. Grali z chłopcem w otwarte karty i on bardzo dzielnie znosił swoją chorobę i to, co go czekało. Może był w tym nawet lepszy niż jego rodzice.
- Nie jesteś. – odpowiedziała z przekonaniem, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki. Sama też pewnie była złym człowiekiem, skoro zakochała się w mężu siostry. Co z tego, że tamta nie żyła od czterech lat. To nadal był jej mąż. Ale serce nie sługa, a człowiek był tylko człowiekiem. Miał prawo do słabości, do popełniania błędów. – Ale masz twardy orzech do zgryzienia. – dodała, bo fakt faktem, że Leonie miała do podjęcia kilka ważnych i trudnych decyzji. Nie umiała nawet sobie wyobrazić co sama by zrobiła na jej miejscu, bo nigdy nie była nawet w podobnej sytuacji. Wiedziała, że dobro dziecka byłoby dla niej najważniejsze. Pytanie jednak co było dla dziecka najlepsze. – Jasne. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to dzwoń. – uśmiechnęła się jeszcze, by dodać odwagi przyjaciółce. Chciała umieć jej pomoc, ale ledwo sobie radziła ze swoim własnym życiem. Gdyby chociaż istniała możliwość przewinięcia do przodu i zerknięcia co się może stać jeśli się zrobi to czy tamto. Ale nie było. I trzeba było działać po omacku, ryzykować i potem godzić się z potencjalnymi skutkami danych decyzji. Odprowadziła Leonie na parking, ale nie wróciła od razu do domu. Spacerowała jeszcze chwilę, próbując sobie wszystko w głowie poukładać, ale na próżno.

leonie turner
/zt
sumienny żółwik
nick
brak multikont
ODPOWIEDZ