Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Zrobiłabyś mi przysługę – stwierdziła tylko, kiedy Sameen wspomniała o zabiciu jej. Już kiedyś to rozważała. Po powrocie z wojny prawie udało jej się odebrać sobie życie z pomocą narkotyków. Chciała wierzyć, że nie zrobiła tego umyślnie. Że po prostu przeholowała ciężko znosząc sytuacje z oddziałem i to całe cholerne PTSD. Teraz jednak, kiedy zastanawiała się nad tym co zrobi jeżeli jakimś cudem sprawa Isabelle zostanie zamknięta, to poważnie rozważała pójście w ślady ojca. To byłoby idealne zamknięcie. Klamra, która domknie wszystkie sprawy i jednocześnie zakończy ten żałosny padół Paxtonów.
- Wiem, że to ty zabiłaś Morlova – przyznała nagle, żeby zmienić temat przypominając o akcji na północy, kiedy po raz pierwszy spotkała faceta w garniaku i nieco się potłukła. – Długo nie dawało mi spokoju, czemu Jello nie zaszczekała wcześniej, ale teraz już rozumiem. Spotkała ciebie i nie wiedziała co robić. – Znalazła cel, ale facet się szarpał na krześle i w oczach psa (ktoś tak wyrywny) mógł stanowić zagrożenie dla Galanis, dlatego suczka nie wiedziała co robić. Dawać sygnał, czy obserwować i zaatakować. – Widziałam, co tam zrobiłaś, ale nadal przyjmuje cię do ciebie, pozwalam wejść do pokoju, usiąść obok i patrzeć na to jak się załamuje. – W kuchni była całkowicie bezbronna, a jednak nie zamierzała uciekać, bo Sameen miała pracę taką jaką miała. – Czy mam dylemat? Tak, ale się nie boje. – Ani tego, że Galanis coś jej zrobi chyba, że akurat dostanie takie zlecenie. Wtedy można zacząć się martwić (chyba). – Już chyba o tym wspominałam – Wcześniej, w pokoju albo podczas ostatniego spotkania. – ale ty ciągle myślisz, że wszystko obraca się wokół ciebie. – Że to Sameen stanowiła jakiś wielki problem. – Wmawiasz sobie, że lepiej jest ludziom bez twojej osoby. – Jak w przypadku Raine. – Ale to nie zawsze musi chodzić o ciebie. – Nie zawsze problem stanowiła Galanis, jej praca, czyny albo inne rzeczy. Nie wszystkie złe sytuacje były przypieczętowane przez niezawodną zabójczynię Sameen. Nie miała do nich wyłącznych praw.
Starała się zachować spokój, pokazać swój punkt widzenia, który i tak był nieco zmętniony przez alkohol (nie tak dużo) i niedawne załamanie z powodu młodszej siostry. Zbyt dużo emocji naraz, nad którymi starała się zapanować i nie wybuchnąć.
- Powiedziałam ci, że mam problem, żeby znowu kogoś do siebie dopuścić. To nic osobistego. Tu chodzi o każdego, ale ty bardzo skupiasz się na sobie i zapominasz, że wokoło są też inni ludzie. – Osoby, na których Paxton się zawiodła lub usłyszała od nich złe słowa. Brat nie szczędził jej wiązanki o tym, jak zafiksowała się sprawą Isabelle, że była okropną siostrą i że wolałby, żeby to ona zginęła. Isabelle przynajmniej nie popadałaby w paranoje (przynajmniej zdaniem brata). – Że mam inne problemy od tego, czy mnie zabijesz czy nie. - Bo jak mówiła wcześniej, już dawno nie brała tego pod uwagę. W tej kwestii wierzyła Sameen, ale najwyraźniej ona sama sobie już nie. – Bo wiem, że tego nie zrobisz i nie mam pojęcia, ile razy mam ci to powtarzać, żebyś wreszcie przestała dostrzegać w sobie jakieś zło, którego wszyscy się boją. – Dziś strach przed Sam był ostatnim, o czym by w ogóle pomyślała. Nawet nie brała tego pod uwagę, bo przytłaczały ją inne problemy, z którymi musiała się uporać. Gdyby w jakiś sposób obawiała się kobiety, nawet by jej tutaj nie zapraszała.
- Ja się ciebie nie boję i cieszę się, że żyjesz. Może tego teraz nie czujesz, bo jak wspomniałaś, odtrącam cię, ale uwierz mi, że nie jesteś głównym powodem tego zachowania. – Musiała uporać się z paroma rzeczami. Z utratą wiary w swoją osobę, z pustką, rozdarciem i problemami związanymi ze sprawami, które prowadziła w pracy i po tym jak na swe nieszczęście zgodziła się pomóc ex facetowi.
Wzięła głęboki wdech i zdecydowała się podejść bliżej Sameen tak, żeby ta wiedziała, że mówi szczerze.
Przepraszam, że teraz nie umiem inaczej. Że nie jestem tą osobą, którą poznałaś w barze. – Że musiała jakoś uporać się z niektórymi sprawami i może wtedy wyjdzie na prostą, bo ostatnio.. w życiu jej się namieszało i nie miała pojęcia, jak to ogarnąć. Tylko, że musiała. Jeżeli tego nie zrobi (znów nie nabierze pewności siebie i nie upewni się, że niektóre osoby jej nie zagrżały) to dalej będzie samotnym wilkiem odtrącającym wszystkich dookoła.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Przewróciła tylko oczami i niczego nie skomentowała. Nie wiedziała co myśleć o ludziach, którzy tak swobodnie mówią o śmierci i byciu zamordowanymi. Jasne, sama mówiła o tym w dosyć lekki sposób, ale jednak ona gdzieś tam całe życie była z tym powiązana. Eve gdyby chciała to przynajmniej częściowo mogłaby się od tego wszystkiego uwolnić i mogłaby wieść swobodne i szczęśliwe życie. Przynajmniej tak było w mniemaniu Sameen, a wiadomo, że ona jednak o wielu rzeczach nie miała zielonego pojęcia.
Zacisnęła szczęki i spuściła wzrok. Wiedziała, że prędzej czy później Eve się domyśli. Nie sądziła jednak, że kiedykolwiek którakolwiek z nich wspomni o tym na głos i że będą o tym rozmawiać. Zakładała, że będzie to raczej ciche porozumienie, gdzie obie wiedzą, że obie wiedzą. O ile ma to sens. W jej głowie naturalnie miało to sens. –Gdyby nie Jello to wszystko skończyłoby się inaczej. – Mimowolnie uśmiechnęła się. Wiedziała, że gdyby nie pies, który jednak dla niej był ostrzeżeniem, to nie skupiłaby się na tym co się działo poza chatką, w której torturowała mężczyznę. Wszystko było zagłuszone przez jego krzyki, skomlenie i błaganie. Sameen rozpoznała Jello i dzięki temu mogła na spokojnie uciec. Gdyby nie pies to zapewne skończyłaby martwa, albo walczyłaby o życie mordując każdego kto próbowałby wejść do chatki w lesie. –To dlaczego mam wrażenie, że wszystko się zmieniło i traktujesz mnie inaczej? – Zapytała rozkładając ramiona. –Zrobiłam coś? Zmieniłam się? Poznałaś kogoś nowego? Chodzi o Raine? – Zgadywała, bo nic innego nie przychodziło jej na myśl. Widziała, że jest inaczej, ale była zbyt głupia społecznie, żeby odczytać sygnały, które być może istniały i były jasne, ale po prostu nie dla niej.
-Mam tylko siebie, więc to jasne, że dla mnie wszystko kręci się wokół mnie. Źródłem moich porażek i problemów zawsze byłam ja, więc zakładam, że w tym przypadku znowu chodzi o mnie. Nie robię tego dlatego, że jestem egocentryczna. – Być może była. Kto ją tam wiedział, ja na pewno nie. W jej świecie to zawsze ona była tą, która pieprzyła każdą możliwą relację, która nie dopuszczała do siebie żadnych relacji. Wiedziała też, że wielkim problemem była i prawdopodobnie zawsze będzie jej praca. Nawet jak ktoś nie był świadomy jej prawdziwego zawodu, to częste i długie podróże wszystko rujnowały. Tak jak to, że nie potrzebowała telefonu do życia i rzadko kiedy z niego korzystała.
-Okej. – Odparła opierając dłonie na biodrach. –Masz rację. Za bardzo skupiam się na sobie. – Pokiwała głową mrużąc oczy i udając jak bardzo ją razi słońce. Wpatrywała się gdzieś w dal. Pewnie nawet nieświadomie gapiła się w odległy zarys farmy jej rodziców. Wiedziała oczywiście, że Eve ma swoją przeszłość i niewesołe doświadczenia. Miała też ubogą świadomość tego, że kiedy jej nie było to Paxton dużo przeszła. Głupio zakładała, że jej powrót zmieni cokolwiek. A może nawet nie zmieni. Po prostu zakładała, że wszystko będzie dobrze, a Eve będzie się cieszyć z jej powrotu.
-Nie musisz mnie przepraszać, Eve. – Odpowiedziała wysilając się nawet na lekki uśmiech. –Nie jesteśmy sobie nic winne, więc… – Wzruszyła ramionami. –Po prostu nie ma takiej potrzeby. – Nie miała na to dobrej odpowiedzi. Przeliczyła się ze swoimi założeniami, że są miejsca, w których będzie zawsze mile widziana. –Chcesz, żebym rozgrzebywała sprawę twojej siostry czy wolisz, żebym na razie odpuściła? – Zapytała, bo właściwie to decyzja leżała po stronie Eve. Nie miała zamiaru tego robić, jeżeli Paxton nie czułaby się z tym komfortowo, albo jeżeli by uznała, że po prostu nie chce, żeby to Sameen się tym konkretnie zajmowała. Długo szanowała tą sekretną część życia Eve i jeżeli taka będzie jej wola to wróci do udawania, że o niczym nie wie.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Opuściła wzrok na swoje buty, co zdarzało jej się bardzo rzadko. Mogła patrzeć na boki, ale w dół to oznacza całkowitego zagubienia i poddania.
- To ja się zmieniłam – stwierdziła śmiało dobrze wiedząc, że było z nią źle. Akcja w kuchni wcale nie była jednorazowa, ale nie pozwalała sobie na podobne wybuchy w obecności drugiej osoby. Była opanowaną osobą. Przy ludziach chciała wyjść jak najlepiej, a jednak się nie udało i było jej przez to strasznie głupio. – Nie radzę sobie – dodała niechętnie. Była samoświadoma i doskonale wiedziała, że miała nawrót stanu podobnego do tego, co po powrocie z Afganistanu. Bała się nazwać go po imieniu – depresją albo atakami PTSD – bo wtedy nie będzie mogła spychać tego w głąb siebie udając, że wszystko było w porządku. – I zarazem jest mi głupio pokazywać się komuś, w takim stanie. – Nie dość, że bała się ponownego przyjęcia kogoś do swego życia, to jeszcze była wręcz pewna, że ów osoba szybko się zmyje z powodu jej aktualnego stanu. A wiedziała, że było źle. Starała się jak mogła; udawała jak należało, ale poruszenie tematu Isabelle otworzyło te wszystkie drzwi, które zamykała w obecności innych. Problem rodził kolejny a te nawarstwiały się mocno przyciskając ją do ziemi. Łatwiej jej było teraz żyć z dala od ludzi. Unikać ich lub odsuwać, bo udawanie stało się zbyt trudne.
- A twoja przyjaciółka? Tak dużo i często mówisz o Zoyi, a jednak teraz twierdzisz, że masz tylko siebie. – Jak dobrze pamiętała kobiety znały się x lat, więc czy Galanis nadal nie przyzwyczaiła się do tego, że jednak nie była sama? Że miała przyjaciółkę? Paxton starała się to zrozumieć, ale przecież sama miała problem z kontaktami z ludźmi. Jak już kogoś łapała, to miała i wierzyła, że trafiała dobrze, ale ostatnie kończyła jak teraz – sama ze swymi psami. Więc chyba nie powinna wypowiadać się na temat przyjaźni.
Dłonią przeczesała włosy i spojrzała na samochód, w którym siedział Tyfon. Pomimo otwartego okna musiało mu być gorąco.
- Nie jesteśmy sobie nic winne – powtórzyła bezwiednie i na dłużej zawiesiła wzrok na Sameen.
Sama już nie wiedziała, jak odczytywać te słowa. Najpierw dostała burę za to, że odsuwała od siebie Galanis a po chwili ta stwierdzała, że tak właściwie nie były sobie nic winne. – Skoro powiedziałam A.. – Nie dokończyła powiedzenia i jakby nigdy nic ruszyła w stronę wejścia do domu. – Włącz klimatyzację, bo Tyfon się ugotuje - zasugerowała i zanim weszła do domu dodała jeszcze: - Przyniosę karton. – Nie będzie na siłę trzymać tu Sameen. Miała rację, łatwiej jej będzie przejrzeć dokumenty w samotności niż z załamaną kobietą u boku, która na dodatek raczyła się mocnym trunkiem. Nie wypiła go zbyt wiele, ale coś czuła, że na tym nie skończyła. Jak nie tutaj, to zrobi to na mieście, bo podobno picie w samotności było faux pas. Z drugiej strony nie miała ochoty na spotkania z kimkolwiek. Nawet z przypadkowymi osobami, z którymi mogłaby po prostu się zabawić. Nie miała planu ani żadnej wizji. Nic. Może to rzeczywiście nawrót depresji?

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową. Trudno było się nie zdziwić. Widziała jakie zmiany zaszły w Eve, ale długo myślała, że może sobie co nieco wmawia i może jak posiedzą ze sobą dłużej to wrócą na właściwe tory tej relacji. Myliła się. Teraz miała do siebie pretensje, że widziała to, ale nie reagowała w inny sposób. Miała wręcz żal do Eve o to, że jest inaczej. Gdzie dobrze pamiętała jak Paxton mówiła, że przez ten czas jej nieobecności wiele może się zmienić. I rzeczywiście się zmieniło. W pierwszym odruchu chciała podejść do Eve, położyć jej dłoń na ramieniu i policzku. Wiedziała jednak, że będzie to naruszenie przestrzeni osobistej, więc jedyne co zrobiła to po prostu drgnęła stojąc w miejscu. Nabrała powietrza i cicho je wypuściła. –To głupie, że jest ci głupio. – Powiedziała, no bo jednak… to było głupie. W sensie doskonale to rozumiała. Kobiety musiały być, albo silne, albo emocjonalne. Nigdy nie były przedstawiane jako emocjonalne i silne. Wiedziała, że Eve miała swój bar dla weteranów i znajomych, którzy mieli podobne traumy. Mimo wszystko, wszystko było inne, bo ona była kobietą. –Wiem, że daleko mi do idealnej przyjaciółki czy nawet psychologa, ale chciałabym, żebyś przy mnie nie musiała się czuć głupio z tego powodu. Wiem jak to jest. Może z innych powodów, ale znam to uczucie. – Nie potrafiła zliczyć ile razy miała ataki paniki, ile razy przystawiała sobie broń do głowy uznając, że łatwiej jest to zakończyć w ten sposób niż ciągnąć dalej. Wiedziała, że ich traumy różniły się od siebie, ale ostatecznie sprowadzały się do tego samego.
-Bo tak jest. Mam Zoyę, ale trzymam ją jak najdalej od mojego świata. Co też niczemu nie sprzyja, bo wychodzę na osobę, która o niczym nie chcę rozmawiać, a wiadomo, nie przyjdę do niej z problemami dotyczącymi chłopaka czy dziewczyny. – Uśmiechnęła się lekko. W idealnej wizji tak widziała swoją przyjaźń z Zoyą. Że Zoya miała normalną przyjaciółkę, z którą można iść na zakupy, a nie dziwną typiarę, która cieszy się z suchych tostów.
-Okej. – Odparła i odprowadziła Eve wzrokiem do domu. Dopiero wtedy zwróciła się w stronę auta i Tyfona, który zdążyła zasnąć na tylnym siedzeniu. Mimo wszystko wsiadła do auta, odpaliła je i włączyła klimę. Nie chciała przy Eve pokazać się ze strony kogoś kto niespecjalnie rozpaczałby po śmierci Tyfona. Przynajmniej tak sobie wmawiała. Mimo wszystko nie chciała być powodem jego śmierci. Jeszcze tak nieodpowiedzialnym. Siedziała sobie w aucie i sama korzystała z uroków klimatyzacji, kiedy zobaczyła, że Eve już wraca. Wysiadła z auta i podeszła do bagażnika, żeby go otworzyć. Przesunęła jakieś pierdoły, żeby zrobić miejsce na karton. –To jak chcesz to teraz zrobić? – Zapytała. –Chcesz brać w tym udział? Mam to zrobić sama? Mam dawać ci jakieś regularne raporty? Informować cię o wszystkim czy wolisz znać tylko wynik końcowy? – Nie chciała raczej organizować niezapowiedzianych wizyt skoro Paxton nie była na to otwarta.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Spróbuje. – Niczego nie obiecywała, bo na tę chwilę nie czuła się komfortowo ze swoją beznadziejnością w obecności Galanis. Mogłaby rozprawiać o tym, że przez swój zjebany charakter nie umiała tak po prostu wszystkiego wywlekać na wierzch. Że to poczucie beznadziejności i wstydu dopadało ją zawsze niezależnie od relacji. Nawet z ex, którą przecież kochała, zerwała przez swą głupotę oraz fakt, że nie potrafiła na głos mówić o swoich obawach. Takim zachowaniem niszczyła relacje niezależnie od poziomu ich zażyłości. Po prostu już tak robiła, a raczej zamykała się w sobie i podświadomie odpychała ludzi, którzy w pewnym momencie mieli dość.
- Na pewno rozumie, że masz nieco inne problemy niż reszta. – Dużo się nasłuchała o Zoyi, więc uznała, że kobieta była kimś niezwykle wyrozumiałym. Osobą, która nie miałaby za złe tego, że zamiast o chłopakach Sameen opowiada o ulepszonej wersji pistoletu. – Choć mój świat jest inny niż twój, to ja też chce trzymać ludzi z dala od niego. – Świat Eve potencjalnie nie stanowił zagrożeń, ale nie był też czymś, czym kobieta chciałaby się chwalić. Mówienie o Isabelle, matce uciekinierce, ojcu samobójcy, śmierci oddziału i o jej własnym stoczeniu się tych siedem lat temu nie było czymś, o czym się opowiadało. Może dla Sameen to nic „wielkiego”. Być może w jej świecie to małe rzeczy, ale statystyczny obywatel Australii nie zmagał się z czymś takim. – Też sobie wmawiam, że dzięki temu chronię bliskich – dodała, chociaż wiedziała, że nie mogła porównywać się z tym, co faktycznie zagrażało Sameen. Paxton uważała, że chroniła bliskich przed sobą. Podobnie robiła Sameen i choć ta mogła wiele powiedzieć o możliwych zagrożeniach płynących od wariatów z manią rytualnego zabijania, to nie było sensu porównywać dwóch światów. Opierały swe zachowanie oraz doświadczenia na przeżytym życiu. Na sytuacjach, które im się przydarzyły. Bagatelizowanie emocjonalności, stresu i wpływu, jakie miały one na życie każdej z nich byłoby ignorancją, chamstwem i niezrozumieniem, z którym nikt nie chciałby się spotkać.
Wróciwszy z kartonem przeszła do bagażnika, który Sameen otworzyła. Schowała w nim pudło i chwilę patrzyła na nie, jakby z obawą, że przez jakąś niewidzialną siłę zostanie spalone. A przecież to było wszystko, co wiedziała o mordercy Isabelle. Nie mogła tego utracić.
- Chcę, żebyś znalazła o nim informacje. O ile to możliwe. – Tego nie mogła być pewna. – Nie chce, żebyś coś robiła. Chce po prostu wiedzieć kto to, jak się nazywa, jak wygląda, gdzie mieszka i czym się zajmuje. – Potrzebowała tych wszystkich informacji. Jeszcze nie wiedziała do czego, ale musiała je znać. – Chce mieć o nim całą teczkę. To wszystko.To wszystko; o co prosiła Sameen, co jednak nie oznaczało, że sama nie zamierzała zrobić niczego więcej. Po prostu musiała zdecydować i zarazem czuła, że to musiała być ona. Że nie mogła usługiwać się Galanis, bo to była sprawa prywatna a Eve to nie milionerka, która grzała dupę w saunie zlecając "brudną robotę" innym. Śmierć Isabelle to sprawa zbyt osobista, więc musiała brać w tym udział.
Odsunęła się od bagażnika, który po chwil się przed nią zamknął. Zrobiła jeszcze dwa kroki w bok i zerknęła przez szybę na drzemiącego Tyfona.
- Jeżeli chcesz, mogę go trochę podszkolić - zasugerowała w sprawie psa Sameen udając, że wcale nie sugerowała kolejnego spotkania niekoniecznie związanego z Isabelle. - Przemyśl to. - Dała kobiecie czas, bo sama również go potrzebowała. Nie wiedziała tylko na co. Jeżeli nie zajmie się pracą to zwariuje albo popadnie w jeszcze głębszą depresję. Może jednak pora, żeby znów wyszła do ludzi? Wróciła do baru, w którym dawno nie była? Może jak się rozładuje, to poczuje się odrobinę lepiej? Nie mogła ciągle pracować i zamartwiać się rzeczami, na które nie miała wpływu, nawet jeśli te ostatnio przytłoczyły ją aż za bardzo.

z/tx2 Sameen Galanis
ODPOWIEDZ