MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
[1]

Napisanie do byłej koleżanki można było zaliczyć jako akt desperacji; zwłaszcza biorąc pod uwagę te wszystkie lata milczenia i kompletnego wyparcia ze swojego życia kogoś takiego jak Audrey, z którą musiał przyznać, że tworzyli całkiem fajne trio. Dziewczyna w pewnym sensie zawsze była mu bliska i dbał o nią tak samo jak dbał o własna siostrę. Tylko, że w pewnym momencie to wszystko się rozmyło, a jemu nagromadziło się sporo nowych, niekoniecznie legalnych obowiązków. Nie miał czasu na podtrzymywanie przyjaźni i znajomości, bo już wystarczająco dużo energii i czasu pochłaniało uparte wypieranie pomysłu zaangażowania Jeddy w szemrane interesy ojca. Wszystko, co robił Zeta do tej pory, robił z obawy przed wciągnięciem Jed w cokolwiek. Nawet studia opłacono jej tylko dlatego, że Zeta o to zadbał i ryzykował własnym tyłkiem, byleby tylko ojciec zapłacił za czesne Jeddy.
Ale Zeta tak naprawdę niewiele miał na swoją obronę – panna Clark była pierwszą osobą, która przyszła mu do głowy w momencie, w którym Jedda kompletnie przestała odpisywać na jego wściekłe wiadomości przepełnione groźbami i pretensjami oraz odpowiadać na próby dodzwonienia się. Kompletnie nie rozumiał i nie kupował chaotycznej wymówki swojej siostry, że musi coś sprawdzić, wyjechać i zostać tarocistką. To ostatnie brzmiało chyba najbardziej absurdalnie ze wszystkich argumentów, które wyperswadowała mu w ciągu dwóch minut, podczas dynamicznego wrzucania torby i walizki do samochodu na podjeździe rodzinnego domu. To nawet nie trzymało się kupy i otumaniony w pierwszej chwili Zeta niczego nie rozumiał. Właściwie do tej pory niczego nie rozumiał. Niemniej, przypomniał sobie, że nie tak dawno temu Jedda dwukrotnie ponownie przywołała Audrey w rozmowie, wspominając, że się widziały. I nagle coś mu kliknęło. Najwyraźniej Audrey znów pojawiła się w życiu jego siostry i mogła rzucić światło na całe to dziwaczne zniknięcie Jed.
Nie trzeba było być Sherlockiem, żeby domyśleć się, gdzie o godzinie piętnastej w dniu roboczym miała znaleźć się Audrey. Przynajmniej miał nadzieję, że w tym przypadku nie okazał się za bardzo pewny siebie i faktycznie dziewczyna w końcu pojawi się w zasięgu wzroku. Zaczął ze zniecierpliwieniem bębnić palcami o kierownicę. Cóż, najwyżej pojeździ sobie po parkingu jak skończony idiota. Minęła chwila zanim ją dostrzegł i w mgnieniu oka opuścił samochód. Szybko i zamaszyście pokonał dzielący ich dystans, a znajdując się już przed nią, wcisnął ręce do kieszeni spodni i obdarzył ją przelotnym spojrzeniem. – Będę się streszczał – powiedział na przywitanie. – Podejrzewam, że wiesz nawet o co mi chodzi – mruknął, analizując każdy jej ruch i grymas twarzy.
Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Ostatnia rozmowa, jaką odbyła panienka Clark z Jeddą, zdawała się być jedną z tych przełomowych w historii ich znajomości. Zupełnie jak pierwsza rozmowa na szkolnej przerwie ta rozmowa którą odbyły kilka dni temu również niosła ze sobą przełom w postaci zacieśnienia więzów które, zdawać by się mogło, już dawno zostały rozwiązane. Nadal jednak istniały i zaciskały się coraz mocniej, podczas gdy dwie kobiety opowiadały o tym co działo się w ich głowach oraz sercach. Zupełnie tak, jakby te wszystkie lata rozłąki i braku kontaktu nie istniały, a one nadal potrafiły nadawać na tych samych falach.
Nic więc też dziwnego, że gdy przyjaciółka poprosiła ją o dyskrecję oraz nie zdradzanie niczego, czego usłyszała jej bratu (na którego Audrey nadal była zła, choć o tej złości zwyczajnie zapomniała na kilka długich lat) Audrey poprzysięgła dotrzymać obietnicy tak długo, jak tylko będzie umiała. W zasadzie nie sądziła, że Zeta w ogóle się do niej odezwie przekonana, że ten zupełnie zapomniał o jej istnieniu i nie był w stanie choćby wygooglować jej imienia oraz nazwiska celem odnalezienie odpowiedniego numeru (tu zapewne wstawiłaby kilka anegdotek o tym, dlaczego sądziła, że zwyczajnie nie umiał tego zrobić) ten jednak zaskoczył ją szybkim kontaktem. I choć zgodziła się na spotkanie nie miała najmniejszego zamiaru niczego mu ułatwiać z jednego, prostego powodu - obiecała. A po ostatnich tygodniach Audrey chciała dotrzymać chociaż jednego, danego przez siebie słowa.
A znalezienie jej faktycznie nie było trudne, zwłaszcza teraz, gdy jej życie powiązane było mocno z sanktuarium, które udało jej się w końcu przejąć na własność, nawet jeśli generowało to jeszcze więcej problemów.
- Dzień dobry, Audrey. Miło mi cię widzieć, dobrze wyglądasz… Co u ciebie? - Zaczęła z ironią, choć wcale nie wyglądała najlepiej, nadal niezdrowo za chuda oraz ze zmęczeniem wypisanym na buzi, okalanej krótkimi pasmami włosów - te ścięła niedawno, pierwszy raz decydując się na tak poważną zmianę swojej prezencji. Drobne dłonie założyły się na jej piersi, gdy wbijała w niego uparte, nieustępliwe spojrzenie - właśnie w tym momencie, gdyby spojrzał na nią ktoś, kto znał jej dziadka z pewnością by potwierdził, że ich powiązań krwi zwyczajnie nie da się ukryć.
- Nie, nie mam pojęcia o co chodzi. - Oznajmiła więc, bo choć domyślała się, że Zeta będzie chciał odnaleźć siostrę, tak zwyczajnie nie mogła (i nie chciała mu tego ułatwiać). Jak gdyby nigdy nic podeszła do swojego pickupa, aby zdjąć z paki skrzynkę którą wcisnęła w jego ręce. - Chodź. - Poleciła, po czym ruszyła przez bramę sanktuarium, kierując się doskonale znanymi sobie ścieżkami. - No, więc co cię do mnie sprowadza? - Spytała w końcu ot tak, zupełnie jakby nie wiedziała, że Jedda wyjechała nagle z miasteczka… I nie tylko dlatego, że obiecała nic nie mówić, zwyczajnie chciała mu odrobinę pograć na nerwach.

Zeta Corrente
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
Zeta martwił się o Jeddę i Bóg mu świadkiem, że naprawdę miał ku temu powody. W końcu taka była jego rola, by martwić się o siostrę bliźniaczkę, której daleko było do mistrzyni intryg i przekrętów. Tak jak nieustannie bał się, że nie poradziłaby sobie w świecie śliskich interesów i porachunków, tak teraz martwił się, że nie poradzi sobie w wielkim świecie, szukając wiatru w polu, bo właśnie tym były dla niego te całe poszukiwania na własną rękę. I był wściekły, że Jedda nie potrafiła tak po prostu zapomnieć o Johannie – swojej wątpliwej największej miłości – i tylko nieustannie pakowała się w jakieś głupie sytuacje. A przecież o wielu z nich – o których zapewne Audrey wiedziała – nie miał pojęcia. Jak na przykład ta cała podejrzana sytuacja z Orfeuszem, który co prawda próbował ostrzec Jeddę, ale te ostrzeżenia bardziej brzmiały jak groźby, aniżeli dobroduszne ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem. I szczerze mówiąc, pokładał wszelkie nadzieje w Audrey, bo liczył, że jeśli dziewczyna cokolwiek wie, to będzie na tyle rozsądna, by mu o tym powiedzieć. I liczył, że Audrey po prostu przejrzy na oczy, iż Jedda w tym momencie potrzebuje pomocy – potrzebuje jego, i że jej wyjazd był zupełnie nierozważny.
Prawdę powiedziawszy wcale nie wyglądasz najlepiej, Audi – powiedział, co wcale nie miało być niemiłe. Można nawet powiedzieć, że jego ton ocierał się o troskę. Taką głęboko, głęboko ukrytą. Może i dawno się nie widzieli i Zecie mogło umknąć parę szczegółów oraz metamorfoza Audrey od czasu liceum, ale nie dało się nie zauważyć zmęczenia wypisanego na jej twarzy oraz szczupłej, niezdrowo wyglądającej jego okiem figury. Nie miał pojęcia, co było tego skutkiem, ale poza tym lekkim przytykiem, naprawdę nie miał zamiaru jej wypytywać. W końcu tak po prawdziwie wcale go to nie interesowało na ten moment.
Bez słowa sprzeciwu pozwolił sobie wcisnął w ręce skrzynkę i z ukrytym westchnieniem podążył jej śladem. Domyślał się, że nie będzie łatwo i prawdopodobnie Audrey nie oszczędzi sobie złośliwości. Zresztą dała mu tego przedsmak już w wiadomościach. Ale mimo wszystko miał nadzieję, że po prostu będzie… współpracować. – Jedda. Jedda mnie do ciebie sprowadza! – warknął ze zniecierpliwieniem i posłał jej wściekłe spojrzenie, kiedy ich oczy na moment się spotkali, gdy tak szli obok siebie. Nie miał ochoty na żadne gierki i chciał tylko dowiedzieć się, co z jego siostrą. Musiał się dowiedzieć, a coś podpowiadało mu, że panna Clark będzie wiedzieć choć częściowo, co się wydarzyło z Jeddą – zważywszy na to, że spotkały się przed jej wyjazdem.
Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey doskonale rozumiała Jeddę w tych jej miłosnych rozterkach gdyż sama nie potrafiła zapomnieć o mężczyźnie, któremu oddała swoje serce, nawet jeśli ten rozbił je na malutkie kawałeczki. Miłość bywała podstępna, potrafiła w jednej chwili z raju zabrać wprost w piekielne czeluści i doprowadzić człowieka na skraj szaleństwa samą swoją obecnością. Sama popadała w stany przypominające czyste szaleństwo nawet jeśli już nie była jego dziewczyną, a ten zdawał się nie chcieć już więcej widzieć jej na oczy… Na miejscu Jeddy jednak sama pognałaby w nieznane jeśli tylko istniałby choć cień nadziei na szczęśliwe zakończenie. Tak, doskonale rozumiała przyjaciółkę i jak nikt inny wiedziała, że takiej osoby nie da się powstrzymać. Robiła więc to, co mogła w takiej sytuacji - oferowała wsparcie, nie ważne czy chodziło o zatajenie prawdy, pożyczenie kilku dolców czy wymianę esemesów co jakiś czas, chcąc dowiedzieć się czy jest choćby na dobrym tropie. Od tego byli przyjaciele, lecz nie sądziła, aby ktoś taki jak Zeta był w stanie to zrozumieć z jednego, prostego powodu - sam był przyjacielem beznadziejnym, zapominającym niezwykle szybko o drugiej osobie, a w Audrey nadal w pewien sposób żywa była uraza względem kogoś, kto niemal był jej jak brat.
Parsknęła więc czymś na rodzaj rozbawienia, gdy zauważył, że wcale nie wyglądała najlepiej. I wiedziała, że miał rację - ostatnie tygodnie pełne upadków oraz namnażających się problemów odbiły się nie tylko na jej samopoczuciu ale i zdrowiu, a to widziała każdego poranka w lustrze.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że obchodzi cię co się u mnie dzieje. - Odgryzła się więc, jakoś nie wierząc w te otarcia troski w jego głosie - w tę uwierzyłaby, gdyby podobne słowa mówiła jego bliźniaczka, zaś Zeta… Cóż, wiele stracił w oczach panienki Clark i na próżno było uważać, że mogłaby pomyśleć o nim w cieplejszych barwach, nawet jeśli po wyjeździe Jeddy zwyczajnie brakowało jej przyjaznej duszy w tym miasteczku. Nie dała jednak temu uczuciu sprawić, że ułatwiłaby sprawę Zecie, nawet jeśli rozsądek podpowiadał, że zapewne mógłby okazać się odpowiednią pomocą dla Jeddy… Szkopuł tkwił w tym, że Audrey zwykła słuchać głosu serca, nie rozsądku a to podpowiadało twarde obstawanie przy wypełnieniu obietnicy złożonej Corrente.
- Jedda wyjechała, ale to przecież już wiesz. - Skwitowała więc, wzruszając wątłym ramieniem i na chwilę przenosząc na niego spojrzenie brązowych tęczówek, nadal podążając sobie tylko znaną drogą, prowadząc chłopaka przez swoje królestwo. - I szczerze mówiąc, dziwię się, że zrobiła to tak późno. - Stwierdziła więc bez jakichkolwiek ogródek, w końcu jak nikt inny wiedziała, jaki był ich ojciec oraz jak to wpływało na ich życie, nie raz będąc tą, która stawiała się murem za biedną Jeddą gdy dokuczali jej rówieśnicy. - O co chcesz spytać? - Spytała w końcu łaskawie lecz ze zwykłej ciekawości a nie chęci pomocy. Była pewna, że gdyby Jedda chciała opowiedziałaby bliźniakowi o wszystkim sama, a skoro milczała z pewnością miała ku temu dobry powód.

Zeta Corrente
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
Za to Zeta kompletnie nie potrafił zrozumieć Jeddy ani tego poświecenia, na które się zdecydowała w obliczu miłości. Widać Zeta nigdy nie był prawdziwie zakochany i gdyby ktoś go pytał, to wcale nie żałował, że nie dane mu było poznanie tego uczucia, od którego ponoć wszyscy wariują. Wolał posługiwać się zdrowym rozsądkiem, aniżeli pozwolić by kierowały nim uczucia i emocje. Oczywiście sprawa Jeddy była w tym przekonaniu wyjątkiem, gdyż jej po prostu nie mógł pozwolić na robienie głupot, a więź między bliźniakami, która ich łączyła nie pozwoliłaby mu na zapomnienie o dziewczynie i pozwolenie jej odejść tak po prostu. I chociaż w tej jednej kwestii kierowały nim emocje, to mimo wszystko nie zamierzał tego przyznać na głos. Niestety (niestety dla wytłumaczenia się przed Audrey), ale Jedda była siostrą Zety z krwi i być może dlatego nie zamierzał jej porzucić tak łatwo jak porzucił kiedyś Audrey. Nawet jeśli nie do końca świadomie.
Drgnął na dźwięk jej głosu. – Nie bądź niesprawiedliwa – oznajmił z naburmuszeniem, bo naprawdę nie powiedział tego, by ją zranić. To było jedynie spostrzeżenie, a przez myśl przemknęło mu, że być może powinien zapytać czy wszystko u niej w porządku. Nie chciał jednak, by zabrzmiało to… no, fałszywie, zwłaszcza w tym momencie, więc zrezygnował z tego pomysłu i tylko powlekł się za nią.
Przewrócił oczyma na jej ton i postawę. – Owszem – mruknął oschle i wciąż za nią podążał. – Ale podejrzewam, że ty wiesz dokąd – dodał szybko i wciąż niechętnie, bo jeśli myślała, że wypytywanie jej należy do przyjemności to grubo się myliła. I wręcz się w nim zagotowało, gdy usłyszał kolejne zdanie. – Co chcesz przez to powiedzieć? – warknął, gdy stwierdziła, że Jedda i tak powinna wcześniej wyjechać. Ani Zeta, ani ich ojciec, ani w ogóle jej rodzina nigdy nie skrzywdziłaby Jed. Już Zeta o to doskonale zadbał. Już prędzej to na niego ktoś mógł podnieść rękę albo zagrozić bronią. Ale nie Jed. O tym, co prawda tak dogłębnie Audi mogła nie wiedzieć, ale… bynajmniej Zeta nie sądził, by Jed było aż tak źle w tym miasteczku. – Już ci powiedziałem. Wiesz dokąd pojechała? Rozmawiała z tobą od tego czasu? – spytał nerwowo i znów wwiercając w nią swoje uparte spojrzenie.
Audrey Bree Clark

[przepraszam za zwłokę! <3 już wróciłam z urlopu i nadrabiam ]
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Zapewne potrafiłaby zrozumieć spojrzenie Zety na kwestie miłosnych rozterek, samej gdzieś w środku zwyczajnie nie raz żałując, że przyszło jej zaznać tego upajającego uczucia. Kochała. Mocno, żarliwie, niemal do szaleństwa i była przekonana, że druga osoba odwzajemnia jej uczucia - w tamtych czasach ta cała miłość była czymś, co unosiło kilka centymetrów ponad ziemię dając chęci do działania i układając pełne wargi w szeroki uśmiech, teraz jednak… Ta miłość bolała. Cholernie, okrutnie, nie raz sprawiając, że ledwo dawała radę funkcjonować zwyczajnie nie pojmując momentu, w którym pojawiła się ta paskudna bezsilność oraz ból złamanego serca które, jak na złość, nie chciało przestać kochać byłego partnera. Tak, z pewnością byłaby w stanie zrozumieć to, co kierowało dawnym przyjacielem.
Z tym, że dawne czasy minęły, a zaufanie jakie kiedyś istniało między tą dwójką zdążyło już dawno wyparować, pozostawiając po sobie niesmak oraz urażoną dumę, a z tą niezwykle ciężko było obcować. I choć jej zachowanie mogło wydać się komuś dziecinne, Audrey najzwyczajniej w świecie nie chciała ułatwiać, w imię prośby tej, która potrafiła zniwelować dystans, jaki narósł przez lata.
- Nie ufam Ci, Zeta. Od lat nie dałeś mi do tego najmniejszego powodu. - Przyznała więc bez ogródek, posyłając mu zimne spojrzenie brązowych oczu. Tak, to z pewnością był kolejny, niezwykle dobry argument aby nie wyjawiać mu tajemnic, jakie powierzyła jej przyjaciółka, nawet jeśli ten pieklił się niczym jeden z jej ulubionych krokodyli.
Brew brunetki powędrowała ku górze, a sama Audrey z cieniem zaskoczenia spojrzała w jego stronę.
- Naprawdę musisz pytać? Przecież doskonale wiesz, z tego samego powodu, z którego musiałam przynosić ci lód ze szkolnej stołówki. - Pamiętała, doskonale, jak dziwne szepty Zeta rozwiązywał za pomocą pięści, nie raz chwilę po tym, gdy sama stawała w obronie przyjaciółki z ławki nie potrafiąc dłużej słuchać podobnych słów. - Przeszła wiele z jego powodu i zawsze jego cień wisiał gdzieś nad nią, dobrze o tym wiesz. - Nie udawała, że nieznane jej są niewielkie szczegóły z życia rodziny Corrente. Co nie co zasłyszała od Jeddy, co nieco udało jej się zauważyć i w każdej wersji pan Corrente stał nad nią rzucając cień swoich dziwnych układów oraz układzików.
- Wiem, dokąd pojechała. - Przyznała więc, automatycznie krzyżując ręce na piersi, jakoby chciała potwierdzić, że nie zamierza z nim współpracować choćby w najmniejszym stopniu mierząc się z nim równie upartym spojrzeniem co jego własne. I to właśnie był ten moment, w którym Zeta powinien zdać sobie sprawę, że choć zależało mu na odnalezieniu siostry, tak łatwo nie wydobędzie z Audrey tej jednej, niewielkiej tajemnicy.



Zeta Corrente
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
Zeta po prostu uważał, że na świecie istnieje zbyt dużo niesprawiedliwości i bólu, by dokładać sobie jeszcze ból spowodowany uczuciem miłości do drugiej osoby. Nie potrzebował cierpieć z czyjegoś powodu. I dlatego zapewne tak bardzo nie potrafił w tej jednej kwestii zrozumieć Jeddy, choć z reguły przecież wobec siostry wykazywał się ogromnym zrozumieniem i empatią. A przynajmniej próbował. Ale nieszczególnie pragnął pojąć uczucie jakim było uczucie złamanego serca.
Aczkolwiek musiał przyznać w zaistniałej sytuacji jedno – niewątpliwie spojrzenie, jakim obdarzała go Audrey wwiercało w jego brzuchu dziurę. Zeta chyba nawet nie spodziewał się, jak wiele zawiści może znajdować się tak dobrej – w jego dotychczasowym przekonaniu – osóbce. Nie sądził jednak, że upór Audi poza tym, że motywowany był niechęcią do jego osoby, to dodatkowo wsparty był chęcią dotrzymania słowa jego siostrze. Westchnął cicho, słysząc jej słowa. Prawdę mówiąc wcale jej się nie dziwił, że wykazywała się wobec niego brakiem zaufania. Tylko, że akurat tutaj chodziło o Jeddę – jedyną osobę w całym wszechświecie, o którą szczerze dbał Zeta. – Nie musisz mi ufać, ale znasz mnie na tyle, by wiedzieć, że szczerze się martwię o swoją rodzinę – oznajmił ze wzruszeniem ramion. Tego jednego raczej nie mogła mu odebrać.
Zmierzył ją rozgniewanym spojrzeniem. Aż zbyt dobrze pamiętał, że dopóki sprytnie nie zyskał się kilku sprzymierzeńców, to tak naprawdę musiał bronić siebie i siostry z każdej strony. Oczywiście, że większość spraw rozwiązywał za pomocą pięści, ale niczego nie żałował. Poczuł się jednak dotknięty jej słowami – zupełnie tak jakby Audrey nie dostrzegała, ile on sam poświęcił, by w pewnym momencie Jedda nie musiała się niczym ani nikim przejmować. – Nie tylko nad nią – wymamrotał przez zaciśnięte zęby ze zmarszczonymi brwiami, bo czuł, że słowa Audrey znów są niesprawiedliwe. Uzmysłowił sobie jednak, że tak naprawdę to nie ma znaczenia. Nie dlatego tutaj przyszedł. Westchnął znów z irytacją, chcąc ponownie argumentować swoje stanowisko i to, że Audi powinna mu powiedzieć wszystko, co wie o Jeddzie, ale wówczas to dziewczyna ponownie się odezwała. Wypuścił ze świstem powietrze i spojrzał na nią w zaskoczeniu. Poniekąd z nadzieją, licząc, że może jego dawna przyjaciółka po prostu odpuści. – W takim razie mi powiedz – oznajmił stanowczo, ale po wzięciu kolejnego szybkiego oddechu postanowił spuścić z tonu. – Audrey. Proszę – wymamrotał, patrząc na nią z widoczną w oczach prośbą.
Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Wiele musiało upłynąć wody, nim Zeta byłby w stanie choćby odrobinę odbudować zaufanie panienki Clark. Ta, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach ze swojego życia, przypominała odrobinę pobite zwierzę, do którego ciężko było podejść, gdyż uciekało przy każdym, gwałtowniejszym poruszeniu. Nie było to jej winą, w końcu wpierw cierpiała z rąk ojca który przestrzelił jej bok tylko przez to, że się zakochała, by kilkanaście tygodni później cierpieć z powodu paskudnego rozstania gdy ten, któremu oddała swoje serce rozbił je na malutkie kawałeczki. Jednocześnie pamiętała ciemne oczy przyjaciółki oraz zawziętość i desperację, jakie w nich widziała. Była pewna, że sama na jej miejscu postąpiłaby podobnie - ba, oddałaby własne życie, jeśli tylko zależałoby od tego życie ukochanego bez choćby najmniejszej chwili zawahania, nawet teraz, gdy nosiła w sobie ból po jego poczynaniach… Nie sądziła jednak, że Zeta kiedykolwiek będzie w stanie zrozumieć motywację Jeddy. Nie, nie wyglądał na takiego, a Audrey była przekonana, że przez te wszystkie lata zaszła w nim jakaś dziwna zmiana. Bo choć już w dzieciństwie bywał specyficzny, tak teraz wydawał się znajdować w zupełnie innym świecie, odgrodzony wysokim, niewidzialnym murem, choć nie była pewna, kto go wybudował.
- Wiem, że się o nią martwisz, nie wiem jednak co za tym stoi i jakie są twoje zamiary, a nie raz w zmartwieniu idzie popełnić wiele błędów… - Skrzywiła się delikatnie, bezwiednie układając dłoń na swoim boku, na którym rozlewała się czerwona blizna będąca pamiątką po kuli ojca. Wiedziała, że on wtedy również się o nią martwił, lecz to zmartwienie oraz porywczy charakter sprawiły, że ucierpiała. Nie tylko fizycznie ale i psychicznie, zwyczajnie nie będąc w stanie mieć obecnie jakiejkolwiek relacji ze swoimi rodzicami. A to sprawiało, że chciała nie tylko dotrzymać danej obietnicy ale i uchronić Jeddę przed podobnym losem, w końcu nie raz słyszała, do czego zdolny był pan Corrente.
Zacisnęła usta w wąską linię, uważniej przyglądając się chłopakowi. To właśnie w takich momentach wychodziła przepaść, jaka powstała między nimi przez długie lata braku kontaktu, bo Audrey miała wrażenie, że to jak potoczyły się jego sprawy było mu zwyczajnie na rękę.
- Co ty nie powiesz… Może wiedziałabym, gdybyś nie olał mnie z dnia na dzień. - Fuknęła, bo nadal nosiła w sobie do niego żal. Byli w końcu przyjaciółmi, panienka Clark była przekonana, że może w nim widzieć starszego brata i kogoś, na kogo mogła liczyć… A teraz takie zawiedzione uczucia bolały jeszcze mocniej, zupełnie jakby ostatnie tygodnie jedynie zaostrzyły w niej poczucie, że najwidoczniej była złym człowiekiem, skoro większość bliskich jej osób porzucało ją niczym zużytą zabawkę.
Brązowe spojrzenie nabrało hardości na te stanowcze słowa, jakie uleciały z gardła dawnego przyjaciela. Nie był w stanie jej zastraszyć, nie teraz, gdy zbliżali się do wybiegu z wielkimi krokodylami których siła oraz wielkie zęby znajdujące się w pobliżu dodawały panience Clark odwagi, a serce biło mocniej w proteście do jego działań.
- Nie. - Zaprotestowała, choć prośba w oczach Zety przypominała nieco spojrzenie zbitego psiaka, proszącego o kolejne ciasteczko. Na szczęście młody Corrente, choć nadal przystojny, nie był małym szczeniakiem i nie był w stanie aż na tyle poruszyć jej serca, aby wyjawiła tajemnicę przyjaciółki. - Jedda nie chciała, żebyś wiedział gdzie pojechała. Obiecałam jej, że dopóki nie przekonam się, że masz dobre zamiary i będziesz w stanie ją zrozumieć nie powiem ci ani słowa o tym gdzie pojechała i co za tym wszystkim stało. - Dodała, szybko uznając, że Jedda była jednak stworzeniem niezwykle cwanym - wiedziała w końcu jaki uraz do Zety żywi Audrey i że ten będzie musiał nieźle się wysilić, aby przekonać ją do tego, że jest godny poznać ich małą tajemnicę. - Dobrze wiesz, że ja słowa zawsze dotrzymuję. - Dodała jeszcze wzruszając wątłym ramieniem, bo choć można było jej zarzucić wiele, tak nigdy nie był to brak lojalności wobec tych, którzy byli bliscy jej sercu. A Jedda, mimo lat przerwy, nadal pozostawała taką właśnie osobą. Jak Zeta mógł ją przekonać do mówienia? Cóż, to już nie było jej problemem, a brązowe spojrzenie mówiło, że panienka Clark tak łatwo nie złamie danego przez siebie słowa.

Zeta Corrente
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
Zeta rzeczywiście był odgrodzony murem, a w większości relacji ukrywał się pod otoczką porządnego gościa, którego z reguły ludzie lubili, o ile się o to postarał, a to już działo się w zależności od tego czy owa osoba była istotna w rozgrywkach przyszłościowych. Ale przed Audrey ciężko mu było się ukryć, bo ona jako jedna z nielicznych osób chyba potrafiła go przejrzeć – z czego nie zdawał sobie jeszcze w pełni sprawy. Ale i tak nie starał się jakoś bardzo, bo nie czuł potrzeby by się przed nią ukrywać. Przed nią rzeczywiście więc stawiał wysokie mury. Tyle, że jedno musiała wiedzieć na pewno – musiała wiedzieć, że za Jeddę był wdzięczny losowi, pomimo licznych kłótni, bo była ona jedynym powodem, dla którego przetrwał szkołę średnią.
Jakie są moje zamiary? Chyba żartujesz? Zapobiec jej śmierci przykładowo? – powiedział ostro w przypływie emocji i trochę tego zaraz pożałował, bo nie chciał aż tak wielkich trosk wyrażać przed samą Audrey. Miał świadomość, że były chłopak Jeddy zniknął w nieoczekiwanych i nieprzyjemnych okolicznościach i poniekąd domyślał się, kto mógł mieć na to jakiś wpływ, ale nie powinien uzewnętrzniać się przed Audrey w tym momencie. Odetchnął głęboko w celu uspokojenia się. – Po prostu… nie chcę by przez to, że działa na własną rękę stała się jej jakaś krzywda. Nie chcę, by cierpiała tylko dlatego, że jej plan – niezależnie od tego czy ma solidne podstawy, czy nie – okazał się jedną, wielką mrzonką – powiedział już spokojnie i cierpliwie. – I przede wszystkim nie chcę, by to ona nagle zginęła w tajemniczych okolicznościach – dodał już znacznie ciszej. Bo o ile jeszcze myśl, że Jedda odzywa się do kogokolwiek i daje znak życia jakoś go uspokajała, o tyle martwił się, co będzie jeśli zbyt późno zorientuje się, że Jedda przepadła jak kamień w wodzie. Wiedział, że ze strony ich ojca nic nie grozi Jeddzie – poza zupełną obojętnością pana Corrente, którą wykazał już podczas jej wyjazdu. Ale nie oznaczało to, że Jedda może nie znajdować się w niebezpieczeństwie i temu chciał zapobiec.
Trochę go zmroziło z szokowania, kiedy dotarło do niego, że Audrey wciąż ma do niego żal o tą rozłąkę. Nie sądził, że ją zawiódł, bo zwyczajnie nie sądził, że był dla niej aż tak ważny. Nieświadomy kompletnie myśli, które przewijały się po głowie dziewczyny, niczym totalny kretyn w tym momencie nie skomentował jej obruszenia niczym innym niż przewróceniem oczu. Aczkolwiek ta obojętność natychmiast opadła, kiedy Clark okazała się całkiem głucha na jego prośby. – Naprawdę tak powiedziała? Powiedziała ci wprost, że masz mi nie mówić, gdzie jest? – spytał z irytacją, bo naprawdę w głowie mu się nie mieściło, że Jed postąpiłaby tak irracjonalnie. Kiedy aż tak bardzo się od siebie oddalili, że teraz dziewczyna nawet nie potrafiła mu powiedzieć co knuje za plecami brata? A on po prostu miał co do tej całej sprawy kiepskie przeczucia. Oczywiście, że Jedda była cwana angażując w to wszystko właśnie Audrey i to ją czyniąc strażniczką swoich sekretów – właśnie za ten czyn Zeta tak bardzo w tej chwili był wściekły na siostrę.
Audrey Bree Clark
ODPOWIEDZ