30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na kolejną reprymendę mógł się tylko bezradnie uśmiechnąć i wzruszyć ramionami. Nie można było powiedzieć, że nie próbował mimo wszystko wnieść do jej życia trochę uśmiechu nawet w tak chujowej sytuacji. Nigdy nie był wybitnie dobry w tym całym rozmawianiu o uczuciach, o czym z resztą miała już szansę kilkukrotnie się przekonać. Był za to całkiem dobry w poprawianiu jej humoru, na swój specyficzny sposób oczywiście, ale tym razem wyglądało na to, że wszystkie jego starania spełzną na niczym. Ciężko się dziwić, lecz faktycznie jej historia dzisiaj biła wszystko, co mógłby wymyślić na głowę. W końcu nie każdego dnia tak znikąd traci się swoje miejsce zamieszkania. Miała szczęście, że spotykali się już dłuższy czas i potrafił jakoś przełknąć tak wielką zmianę w swoim życiu. Może nie będzie tak źle?
- Troszczę się o Ciebie. Nie wyglądasz jakbyś coś jadła, a przy twojej wadze takie dwie szklanki kompletnie zmiotą cię z planszy. - odpowiedział jej zupełnie rzeczowo nie mając zamiaru oddawać jej szklanki dopóki nie zje porządnego obiadu - Nie dam się wplątać w tę grę, gdzie tracisz przytomność, ja cię rozpakowuję, a ty się później na mnie wkurzasz bo wszystko jest nie na swoim miejscu. - uśmiechnął się do niej nieco zadziornie siadając z nią do stołu.
Kto powiedział, że nie potrafił być całkiem rozsądnym gościem? Znał ją na tyle by wiedzieć, że potrzebuje w swoim życiu dość dużo kontroli. W jej domu wszystko miało swoje miejsce i biada takiemu biednemu facetowi, jak on jeśli zaczął coś przestawiać. To, że to jego dom nie będzie miało w tym przypadku większego znaczenia.
- Smacznego. - przytaknął również zabierając się za swoją porcję nadal wysłuchując jej narzekań, po prostu pozwalając to wszystko z siebie wyrzucić.
Przestał na chwilę jeść, kiedy zapytała go o jego własny dzień, a pistolet znów zaczął uwierać go w plecy. Nie chciał jej już niczego dokładać, ale starał się też nie kłamać, więc będzie musiał być chociaż częściowo szczery. Na tyle, na ile mógł, bo o próbie samobójczej przecież nie wspomni.
- Słabo. - mruknął w końcu przelotnie na nią spoglądając - Straciłem kilka kontraktów. Kilku chłopaków w końcu odchodzi na emeryturę, a do tego wszystkiego jeden z moich przyjaciół z frontu zginął wczoraj w wypadku. Dzisiaj się dowiedziałem. - westchnął cicho w końcu czyszcząc wszystko ze swojego talerza - Nie musisz sprzątać, ogarnę to jak wrócę. - wstał od wyspy słabo się uśmiechając, lecz raczej zdawała sobie sprawę, że nie było o czym gadać, to nie było w jego stylu - Lecę zanim się ściemni. - przystanął przy niej i delikatnie odwracając jej twarz w swoją stronę namiętnie ją pocałował, bo przecież to jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło - Chcesz coś szczególnego na kolację? - spojrzał na nią głaszcząc ją po policzku.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Rozgrzebując dość sporą porcję ziemniaków, zastanawiała się, czy kolejny raz spotkało ją coś, co można śmiało podciągnąć pod przeznaczenie. Od dawna wierzyła, że gdzieś tam na górze są zapisane losy każdej istoty i mimo szczerych chęci i starań, nie ma się wpływu na wszystko. Może to ten potrzebny impuls, aby wprowadzić związek na kolejny, bardzo poważny etap. W chwili, gdy ta myśl przeszła przez jej blond czuprynę, przeniosła spojrzenie z talerza na Grahama. To był akurat ten moment, w którym próbował ją jakoś zabawić. Odpowiedziała mu uśmiechem. Co prawda nie tak szerokim jak jego, ale z pewnością szczerym. – Ta. Pewnie się boisz, że zacznę ci śpiewać po pijaku – albo rozpaczać i użalać się nad własnym losem. Ludzie upijali się na wesoło albo na smutno i wielce prawdopodobne, że dziś jedyną opcją była ta druga. Decyzja o przyjeździe tutaj była jedną z rozsądniejszych w ostatnim czasie. Będąc napaleńcem i furiatką w jednym, blondynka gotowa była pod wpływem chwili śledzić auto byłej „macochy”, aby zidentyfikować adres zamieszkania dręczycielki. Zamiast tego wsuwała kawał mięcha mając widoki na uwicie bezpiecznego gniazda.
A jeśli to ten znak?
– Graham. Ty nie możesz mnie rozpakować – nawet nie było takiej opcji. Su musiała wiedzieć co gdzie leży. W jej garderobie wszystko miało swoje miejsce i taki stan rzeczy chciała kontynuować mimo zmiany adresu zamieszkania.
Unosząc przygnębione, ale ciągle zainteresowane spojrzenie na mężczyznę, wysłuchała tego co miał do powiedzenia. – Przykro mi – odparła ugniatając warstwę ziemniaków, których i tak nie miała zamiaru już jeść. To bardzo nieładnie bawić się jedzeniem ale jakoś tak wyszło… – Może czas najwyższy zastanowić się nad jakąś zmianą? – branży, pracy, otoczenia… wyjście ze strefy komfortu nigdy nie jest przyjemne, ale świat należy do odważnych i póki Graham nie zdecyduje się na coś innego, będzie tkwił w otoczeniu, które zmienia się czy tego chce, czy nie. Chłopaki odejdą na emeryturę albo zmienią robotę. On był młody i miał przed sobą jeszcze kawał życia. Szkoda zmarnować go na pielęgnowanie czegoś, co powoli i nieuchronnie wymiera. – Tylko wnieś mi te walizki i poczekaj z wyjazdem póki psy nie będą w domu – bo bardziej niż pewne było to, że przy pierwszej lepszej okazji obie sztuki uciekną przez uchyloną chociażby bramę.
– Ja już dzisiaj nie będę jadła – porcja była tak duża, że śmiało można podciągnąć ją pod obiadokolacje. Pocałunek odwzajemniała obejmując pas faceta i… – Co to. Po co ci to – zmarszczyła brwi doskonale wiedząc jaki kształt wyczuła na plecach kochanka. Liczyła na jakieś konkretne wyjaśnienia w związku z tym nieoczekiwanym odkryciem, które ją szczerze zaniepokoiło. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Graham miał problemy z psychiką i właśnie dlatego chciała poznać przyczynę noszenia przy sobie klamki.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdecydowanie prościej było żartować z jej różnych stanów upojenia alkoholowego niż myśleć o tym, co tak naprawdę ta niespodziewana wprowadzka znaczy dla ich związku. Na to będzie mieć czas trochę później, kiedy zamknie się już na osobności w jej samochodzie (bo jego skasowała, nie zapominajmy o tym). Wtedy pewnie zacznie się zastanawiać nad tym jak to wszystko będzie wyglądać. Lubił swoją niezależność. Zdążył się do niej już bardzo mocno przyzwyczaić przez te ostatnie kilka lat, więc choć teraz podchodził do tego wszystkiego dość spokojnie, tak pewnie kiedy będzie na jakiś czas sam wszystko do niego wróci i będzie się musiał jakoś z tym uporać. Nie to żeby jej obecność nie była przyjemna. Jest to po prostu bardzo duża zmiana, do której będzie musiał przywyknąć.
- Śpiewać? - spojrzał na nią z zaciekawieniem - Tego jeszcze nie mieliśmy. Może jednak oddam Ci tę szklankę przed obiadem. - uśmiechnął się szczerze taką wizją rozbawiony.
Żadne z nich nie miało dzisiaj najlepszego dnia, ale to nie znaczyło, że musieli się na siłę umartwiać. Graham miał to do siebie, że umartwiał się raczej w samotności. W towarzystwie potrafił wykrzesać z siebie chociaż trochę tego pociesznego charakteru, który potrafi uratować każdy wieczór. Ten raczej był już spisany na straty, lecz to nie znaczyło, że nie mógł przynajmniej spróbować trochę jej w tym wszystkim ulżyć, a przede wszystkim nie robić problemu z zaistniałej sytuacji.
- Zmianą? Moja firma funkcjonuje dopiero kilka lat. - pokręcił głową nawet nie biorąc tego pod uwagę, bo co innego miałby robić - Na świecie zawsze będą konflikty i bogacze, którzy czują się bezpieczniej mając przy sobie kilku wyszkolonych żołnierzy. To lukratywny biznes. Po prostu... Muszę zacząć zatrudniać ludzi, których nie znam i mniej się do tego wszystkiego przywiązywać. - wzruszył ramionami z lakkim uśmiechem i nie było teraz jasne czy bardziej próbował przekonać ją, czy siebie.
- To one wchodzą do domu? - udał zdziwionego żeby zaraz się do niej uśmiechnąć.
Jego dom nie był do końca przystosowany do czworonogów, ale może te dwa na tyle słuchają się swojej Pani żeby nie pogryźć mu każdego mebla i nie zasikać każdego milimetra powierzchni. A jakby się jeszcze dobrały do jego lodówki albo szafki z przekąskami... Powiedźmy po prostu, że nie będzie kolorowo.
W retrospekcji może ta odrobina namiętności nie była tak naprawdę najlepszym pomysłem, bo gdyby nie ona nie musiałby się teraz tłumaczyć z tego, co robi pistolet za jego paskiem, ale kto by pomyślał, że od razu zacznie się do niego przylepiać? W pierwszej chwili był trochę zmieszany. Przecież nie przyzna jej się, że o mały włos, a miałaby nowego klienta. Mógł zrobić tylko jedno. Dobrą minę do złej gry. Nie lubił jej oszukiwać, ale czasami mus to mus.
- Czyściłem ją zanim przyjechałaś. Wiesz, trzeba to z nimi robić od czasu do czasu. - uśmiechnął się nawet... całkiem przekonująco.
A żeby nie kontynuować tematu ucałował ją jeszcze w czoło i szybko zawinął się żeby przynieść jej te walizki i ułożyć je w swojej sypialni.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Tak – potwierdziła, że wcale się nie przesłyszał. A nie pamiętała dokładnie, czy Graham miał już możliwość doznania tej bardzo wątpliwej przyjemności wysłuchiwania jej wykonu. Bo o ile Su tańczyła super, tak śpiewała fatalnie i trzeba ją naprawdę mocno kochać, aby akceptować pokazy artystyczne z użyciem głosu. Co innego nucenie pod nosem… to jeszcze było w miarę znośne. Podsumowując posunięcie z oddaniem szklanki było o wiele lepszym rozwiązaniem niż późniejsze tłumaczenie sąsiadom, co to się wyrabiało w domu Halifaxa.
– To jaki w tym problem. Nawet lepiej na tym wyjdziesz, bo gdyby coś się stało – przeniosła spojrzenie z talerza na mężczyznę, aby dać mu jasny sygnał o co chodzi w kontekście słowa „coś”… – To nie będziesz tego tak przeżywał jak teraz – gdy zginie kumpel albo chociażby znajomy. Zdrowy dystans i zachowanie równowagi w robocie z pewnością pozytywnie wpłynie na ogólne samopoczucie Grahama. Trzeba mu tylko dobrze wyłożyć, że musi jak najszybciej zrealizować wszystkie plany. Nie ma nic gorszego niż przynoszenie problemów z pracy do domu.
– Przecież one są grzeczne i dobrze wychowane – a, że czasem zdarzy im się wykopać dołek w okolicy płotu – wielkie rzeczy. – Bardzo boją się burzy – natomiast w najbliższym czasie nie zapowiadało się na żadne rewelacje za oknem, więc tą uwagę Su rzuciła zupełnie jako dodatkową informację na przyszłość
– Aha, rozumiem- połknęła kłamstwo bez najmniejszego zastanowienia. Szybkość i lekkość z jaką Graham sprzedał jej kit, nie wzbudzały żadnych wątpliwości.
Odkładając talerz do zmywarki, zgarnęła szklankę i przeszła do drzwi tarasowych. Wystarczyło krótkie gwizdnięcie, a brygada wtargnęła do domu nie mając najmniejszego problemu z tym, że wcale nie są u siebie. Teraz były żołnierz będzie mógł wyjechać z podwórka bez obaw, że bestie wybiegną na drogę i zaczną siać zamęt wśród lokalnej społeczności, bo choć były łagodne jak baranki, to ich pyski i postura nie nakłaniały do bliższych kontaktów.
Kiedy walizki stanęły w równym rzędzie na podłodze sypialni, Su upiła łyk, skrzywiła się i rozsunęła pierwszą z nich. Ze środka wypadły wygniecione letnie bluzki i szorty. W drugiej była bielizna, długie spodnie i kilka wierzchnich okryć, w trzeciej zaś dłuższe rękawy i kosmetyki. Wszystko to stworzyło okazałą górę damskich łachów piętrzącą się tuż przed garderobą. Naturalnie nim Graham wrócił do domu, jedynie część z całości została ułożona na swoim nowym miejscu.
– Tutaj jestem! – krzyknęła w momencie, gdy po domu rozniosło się szczekanie psów. Prócz tego, że dziewczyna opróżniła kolejną porcję zmienił się… nieco więcej. W momencie gdy w pokoju pojawił się mężczyzna, blondyna zamaszyście rozpostarła rękę pokazując mu nowy ład. – Zobacz, posegregowałam ci trochę ubrania. Tu masz długie rękawki, tu krótkie, tu szorty, a tu długie spodnie. Tam odłożyłam rzeczy, które nie nadają się do wyjścia. No chyba, że chcesz w nich dłubać przy samochodzie, czy coś. O, a tutaj zrobiłam miejsce dla siebie. Nie wiem, czym mam ochotę to dzisiaj kończyć. Może jutro. Jak myślisz? – podparła biodra wskazując stopą na mniejszą niż początkowo stertę swojej odzieży. – I wprowadziłam się do łazienki. Z kosmetykami – tam zrobiło się o wiele bardziej kolorowo bo Su jak to kobieta… miała mnóstwo żeli, balsamów, odżywek, szamponów, kremów i innych, zupełnie zbędnych buteleczek, które gdzieś musiały stanąć.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Problem jest taki, że nie potrafię tak łatwo komuś zaufać. - westchnął cicho - W tym fachu zaufanie jest wszystkim. Zapewniam pewien poziom usług, poniżej którego nie mogę spaść bo po prostu stracę klientów. To nie jakieś korpo, gdzie najgorsze, co można zrobić to nakrzyczeć na przełożonego. Zatrudniam ludzi po ciężkich przeżyciach i nie mając do nich zaufania, nie mogę zagwarantować, że nie sprzątną swojego pracodawcy, kiedy coś im odwali. Dlatego do tej pory brałem tylko swoich i ludzi, którzy oni polecili, ale ta pula powoli się kończy. W wojsku jest dość duża rotacja... - mruknął wzruszając ramionami, chociaż wcale nie było mu to takie obojętne, po prostu naprawdę nie mógł z tym nic zrobić.
Właśnie z tym borykał się jako właściciel tego całego interesu. Ludzie zawsze byli największą i najgorszą niewiadomą. Wysyłając kogoś do ochrony musiał mieć pewność, że nie wywinie jakiegoś numeru jak ucieczka, przespanie się z córką jakiegoś milionera, czy jeszcze coś innego. Musiał dbać o reputację. Nie tyle swoją, co przede wszystkim swojej firmy. Wieści szybko się roznoszą, mógłby stracić wszystko w zaledwie rok gdyby miał wyjątkowego pecha do tego, kogo zatrudniał. Dlatego tak trudno przyjmował do wiadomości, że niektórzy po prostu przechodzili na emeryturę.
- Mhm... Zobaczymy. - spojrzał dość sceptycznie na parkę bawiącą się w ogrodzie - Mogę je czasami wziąć na bazę niech pobawią się z innymi. Nie będą wtedy miały energii żeby tutaj harcować. - rzucił dość luźno nie oczekując, że od razu dostanie jakąś odpowiedź.
Zdecydowanie natomiast odetchnął z ulgą, kiedy Su nie drążyła dalej tematu z bronią. Najwyraźniej był wystarczająco przekonujący. Z nią w domu raczej nie wpadnie mu do głowy podobny pomysł, więc nie czuł się wyjątkowo winny za to kłamstwo. Nie chciał jej martwić. W końcu nic tak naprawdę się nie stało. Nadal był cały i zdrów, a w najbliższym czasie to się nie powtórzy.
Po wypakowaniu walizek z jej samochodu sam zasiadł za jego kółkiem wyruszając w swoją małą podróż. Kluczyki do swojego auta zostawił w stacyjce dla gościa, który przyjedzie z lawetą. Później będzie się tłumaczył ubezpieczycielowi. Dzisiaj nie miał do tego głowy. Drogę do bazy znał na pamięć, więc jechał trochę na autopilocie i tak jak przypuszczał właśnie teraz dopadły go wszystkie rozważania na temat tego, jak to ma teraz wyglądać. Nie był pewien, czy jest już gotowy na ten krok, który został na nim przez los trochę wymuszony. Lubił swoją niezależność. Nie to żeby puszczał się na mieście, kiedy Su nie patrzyła, ale chyba każdy potrzebuje czasami chwili wytchnienia. Poza tym... Jego była narzeczona znów na chwilę do niego wróciła. Mieli plany na to, co będą robić po powrocie, jednak nie doczekali tego etapu swojego związku. Teraz miał szansę z inną dziewczyną, ale czy tego nie zaprzepaści? Chyba tylko czas pokaże.
Wrócił po jakiejś półtorej godziny, teraz będąc już w stanie zaparkować w garażu. Przywitał się z psiakami i od razu ułożył im kojce w salonie, podobnie z miskami, do których wrzucił z dobroci swojego serca pozostałe, surowe steki, których dzisiaj nie wykorzystali. Wchodząc do sypialni zastał dokładnie to, czego się spodziewał. Jeszcze sporą stertę ciuchów przy garderobie i blondynkę, która jakoś to wszystko próbowała tam upchać.
- Emm... Dzięki..? - uśmiechnął się trochę niepewnie zaglądając do środka - Myślę, że na dzisiaj możesz dać sobie spokój. To nigdzie nie ucieknie, a druga garderoba jest w pokoju naprzeciwko. - dopowiedział jeszcze mierząc na oko miejsce, które sobie zrobiła i objętość ciuchów, która została.
Teraz teoretycznie wiedział, gdzie wszystko znaleźć, ale trochę zajmie mu przyzwyczajenie się do nowego ładu. Do tej pory wszystko było po jego myśli, a ta wersja, choć może lepsza, po prostu była nowością, do której będzie musiał przywyknąć. Na szczęście nie miał nic przeciwko żeby Su trochę poukładała pod siebie, przynajmniej na razie.
- I co, zostało tam miejsce dla mnie? - uśmiechnął się do niej mówiąc oczywiście o łazience, która pewnie zupełnie nie przypomina już tego, co znał.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Gest uniesionych i rozłożonych rąk był więcej niż wymowny w tej sytuacji. Nie było złotego środka na to, aby doradzić Grahamowi idealne rozwiązanie. Takowe nie istniało, bo każda podjęta decyzja pociągnie za sobą jakieś konsekwencje. Brak zaufania to minus, ale brak poczucia więzi z pracownikiem, który doświadcza nieciekawej sytuacji w pracy, to już plus. Tak źle i tak niedobrze. Bezpiecznie będzie pozostawić ostateczną decyzją samemu Grahamowi, bo zna się na swoim fachu i sprawia wrażenie gościa, który przynajmniej połowicznie wie co robi. A dodatkowo dzięki temu Su uniknie sytuacji, która w przyszłości mogłaby skończyć się wypominaniem jej błędnych podpowiedzi. Spychologia jest bardzo rozwiniętą dziedziną i uwielbia lokować się również w związkach, więc nie będzie wpychała nosa nie w swoje sprawy. – W takim razie nie wiem, nie pomogę – jej branża była o wiele mniej skomplikowana i zdecydowanie bardziej spokojna. Tam sprawa była prosta. Ogólnie rzecz ujmując był trup… i jedynym zadaniem Su było dopilnowanie, aby wszystko przebiegło zgodnie z wolą najbliższej rodziny. Czy coś mogło pójść źle? Jasne, ale jakimś trafem dziwne przygody omijały zakład szerokim łukiem. Początkowo trudno było patrzeć na cierpienie innych ludzi, ale z czasem…można przywyknąć budując mur obojętności zasłonięty naturalnie współczuciem. Grunt to oddzielić życie prywatne od zawodowego.
To bardzo, bardzo ważne.
– Jasne tylko nie daje uciąć paznokci – bo ręki w życiu by nie ryzykowała – jak zachowają się w stosunku do innych psów. Wychowują się razem i nie mając kontaktu z innymi. Jak uważasz – można spróbować pojechać z czworonogami zaopatrzonymi pierwszy raz w kagańce, ale czy któreś będzie miało siły i ochotę na takie zabawy? Pomysł nie był zły, lecz wykonanie pozostawało pod dużym znakiem zapytania. Susan nie miała nic przeciwko zabieraniu dobermanów poza teren działki, ale znacznie bezpieczniej byłoby pojechać z nimi nad wodę gdzie póki pogoda pozwala, będą mogły popływać. To też zawsze skutecznie je męczyło i sprawiało, że resztę dnia spały.

Pod nieobecność Graham, blondynka schyliła się chyba z tysiąc razy podnosząc pojedyncze ubrania, układając je na nowym miejscu, bądź odrzucając na „później”. Do tego segregacja ubrań mężczyzny… to 1,5 godziny zleciało szybciej niż mogła przypuszczać, a wcale nie zbliżała się ku końcowi. Jedyne co musiała przyznać szczerze przed sobą, to to, że te przymusowe porządki niezwykle dobrze jej zrobiły. Lubiła ubrania i porządek. Podobnie w łazience wszystko zyskało nowe miejsce zgodnie z przeznaczeniem. Żele i odżywki pod prysznicem, kremy, serum, szczotki i suszarka w szufladzie. A od dziś szczoteczek do zębów miała u swojego faceta dwie. – Wiem, ale chodzenie tam po ubrania – westchnęła cicho i krótko – No daleko – co najmniej jakby musiała iść na wyprawę po spodnie z plecakiem zaopatrzonym w stelarz, śpiwór i zapasem wody. A to raptem kilka kroków.
– Jasne. Masz kilka rzeczy na krzyż – większość w barwach granatu, srebra i czerni. - Starałam się bardzo ich nie przestawiać – ewentualnie zepchnąć bliżej siebie, aby zrobić miejsce dla chemii Murphy.
– Coś buczało przed domem, ale nawet nie wyglądałam – zmieniła temat podpychając kupkę ubrań do środka, aby zamknąć drzwi.
Od razu lepiej.
– Gość z lawetą?- bo raczej nie złodziej, który w biały dzień wywozi zawartość garażu. – Da się naprawić ten samochód? Wiesz, że nie chciałam. To wszystko z nerwów – i przez psy, ale Ok, weźmie bohatersko całą winę na siebie. W końcu to ona siedziała za kołkiem i to ona trzymała nogę na gazie. – To co, idziemy do salonu? – zapytała nie licząc na to, że posiedzi dziś do późna. Duża dawka stresu niebawem da o sobie znać w postaci ogromnego znużenia. Zawsze tak reagowała – musiała odespać…

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pewnie zeszłoby mu o wiele dłużej gdyby nie załatwił sobie żeby jeden z chłopaków podwiózł mu wszystko z bazy na jakąś stację benzynową, na której musiał zatrzymać się po fajki, a i przy okazji zatankować jej samochód bo jak na takiego kolosa miał zdecydowanie zbyt mało w baku. Jednak nawet te półtorej godziny starczyło żeby mentalnie przygotował się na to, co może go czekać w domu. Tak naprawdę nie wiedział, czy ma się bardziej spodziewać tego, że dwie bestie rozszarpały mu kanapę i opędzlowały lodówkę wbrew zapewnieniom właścicielki, która po prostu się załamała i leży teraz skulona w stercie ciuchów. Czy wręcz przeciwnie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a dzień nie jest całkowicie stracony. Na jego szczęście zastał to drugie i gdzieś tam po cichu podziękował Bogu, chociaż wcale religijny nie był, ale niektóre nawyki ciężko jest z człowieka wyrzucić.
- No... Daleko. - zaśmiał się cicho wymownie patrząc na drzwi do drugiego pokoju, które były dosłownie trzy kroki od ich - Po prostu mówię, gdybyś potrzebowała więcej miejsca, a wygląda na to, że będziesz go potrzebować... - spojrzał na jeszcze nieogarniętą stertę wiedząc, że to nie wszystko, co dziewczyna ma w swoim dorobku - To tam możesz wrzucić resztę. - uśmiechnął się do niej pogodnie.
- Mhm. I dlatego zostało dla mnie miejsce. - wyszczerzył się do niej nie mając jej za złe, że już się wszędzie urządziła.
- Tak, to laweta. Mojego samochodu już nie ma, a Twoje stoi zaparkowane w garażu. Jutro zadzwonię do ubezpieczyciela, żeby jakoś to ogarnąć, a do pracy... Zadzwonię po kogoś. - wzruszył ramionami wiedząc, że z tym raczej nie będzie problemu, w końcu był szefem - Samochodem się nie przejmuj. Rzecz nabyta. - uśmiechnął się przelotnie dając jej buziaka.
- Możemy... Możemy też wskoczyć pod prysznic i po prostu wcześniej położyć się spać? - spojrzał na nią pytająco.
Oboje mieli dzisiaj naprawdę parszywy dzień, więc może dobrze by im to zrobiło? Po co tracić czas na zaleganie na kanapie przed telewizorem tylko po to żeby "zmarnować" czas przed spaniem. Su wyglądała na taką, która potrzebowała trochę odpoczynku, a i on nie będzie protestować. W najgorszym wypadku nie będą mogli zasnąć i rzeczywiście przeniosą się do salonu, ale przynajmniej będą już gotowi do spania.
- Obiecuję Cię nawet dzisiaj nie wymacać. - uśmiechnął się do niej wesoło.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Gdyby miała określić miarą, ile dzieliło ją od wejścia na zupełny szczyt chamstwa, były to milimetry. Dosłownie krótki ułamek sekundy zadecydował o tym, że zagryzła usta powstrzymując się propozycją, aby to właśnie Graham przeniósł się ze swoimi rzeczami do sypialni obok. Było to logiczne chociażby ze względu na ilość jego rzeczy, a ilości ubrań Su. Zdecydowanie taka propozycja nie była na miejscu biorąc pod uwagę, że to pierwszy dzień w nowym domu. Pomijając fakt, że mina Halifaxa byłaby bezcenna, lepiej odłożyć to w czasie.
Np. na jutro.
– Nie mogę, bo część zaczęłam już tutaj tematycznie – krótkie spojrzenie w stronę faceta wystarczyło, aby zrozumieć, że on nie rozumie. Dla niego ubrania dzieliły się na letnie i zimowe. Ewentualnie czyste i brudne. Nie warto kontynuować tematu i tłumaczyć, że dla niej szafa to coś więcej niż schowek na ciuchy. Odpowiednio ułożone, podzielone i posegregowane ułatwiały dobór i cieszyły oko. To miało też związek z zakupami, ale o tym innym razem.
– Czyli jutro jedziesz do biura. Na długo? – zapytała luźno, a przynajmniej tak chciała brzmieć. Gdzieś z tylu głowy ciagle grasowało poczucie niepewności i niepokoju, które próbowała zdusić logicznym myśleniem, bo przecież nie jest w tamtym domu, są z nią dwa groźnie wyglądające psy i nikt nie zadźga ją dla kawałka ziemi z domem w kiepskiej lokalizacji. Bo bądźmy szczerzy… Lorne to nie drogie przedmieścia stolicy. Choć okolica jest piękna, nieruchomości nie są kosmicznie drogie. – Ewentualnie ja mogę cię zawieźć. Żaden problem – to nawet dobry pomysł, bo wracając zajedzie do siebie, odbębni kilka h i wróci do domu. Opcja z odbiorem Grahama z pracy również wchodziła w grę. – Dobrze. Nie wiem czy dzisiaj usnę. Uwierz, że dawno nikt mnie tak nie wyprowadził z równowagi – ta laska godnie zastąpiła dawkę kilku bardzo mocnych kaw o przedłużonym działaniu i o ile zwykle Su spała w każdym nowym miejscu jak zabita, tak dzisiejsza noc może być trudna. – Dobrze, bo to ostatnia rzecz, na którą mam ochotę – to zdanie padło z jej ust pierwszy raz od początku związku i wcale niw było formą zachęty do przekomarzania się. Wręcz przeciwnie, była szczera. – Czekaj. Wezmę piżamę i czysty ręcznik musisz ty mi dać. Pasta, szczoteczka i reszta kosmetyków jest w łazience – aż dziwne, że za każdym razem kiedy nocowała u mężczyzny, wystarczały jego żele pod prysznic. Od dziś zaś do dyspozycji będzie miała całą paletę własnych kosmetyków. – Czuje jakby przejechał po mnie walec. Wyglądam też tak źle?- uniosła wzrok trzymając w rękach wymięte ubranie do spania. Usta wygięła w smutną podkówkę i faktycznie było widać, że życie zasadziło jej sporego kopniaka. – A zrobisz mi dziś masaż?- zapytała perfidnie wykorzystując swoje nieciekawe, losowe położenie.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Graham nie był głupi i doskonale wiedział, że nie ma nawet, co zaczynać tematu z tematycznością ubrań. Dla niego garderoba dzieliła się na część funkcjonalną, czyli na każdy dzień, ze dwa garniaki na jakieś nieprzewidziane okazje oraz resztę, czyli zlepek tego, co może założyć, jak wie, że się ubrudzi. Czy to w garażu, czy na dworze. Mógłby jeszcze rozgraniczyć coś jak ubrania zimowe oraz letnie, ale te zimowe zazwyczaj trafiają gdzieś do garażu albo na strych, więc nie stają się codziennym problemem. Dlatego całą tę tematyczność układania ciuchów, jakkolwiek nie miałaby ona wyglądać, omijał szerokim łukiem. Niech dziewczyna robi, co tylko chce w jego garderobie zarówno ze swoimi, jak i jego rzeczami. W końcu jakoś się w tym wszystkim połapie, bo na co dzień naprawdę nie zwracał tak dużej uwagi na to, czy dzisiaj jego koszulka jest w kolorze czarnym, zielonym, czy może białym. Ważne, że była i nie miała dziur, bo tego nie znosił.
- To się jeszcze okaże, ale podejrzewam, że wrócę jakoś po południu. - wzruszył lekko ramionami ponieważ nie był w stanie przewidzieć jak długo zejdzie mu na spotkaniach.
Rzadko się zdarzało, żeby w jego biurze pojawił się ktoś z ulicy, tak zupełnie niezapowiedzianie. Tak naprawdę chyba ostatnią taką osobą była Susan. Niemniej musiał od czasu do czasu posiedzieć kilka godzin w biurze nawet kiedy nie miał żadnych ważniejszych spotkań. Z resztą tam pewnie będzie mu się trochę prościej skupić na odbudowywaniu strat niż tutaj skoro pojawiły się psiaki i jego bardzo seksowna dziewczyna. Niestety był tylko facetem, więc nawet kiedy była smutna błądził wzrokiem za tym zgrabnym tyłeczkiem czy czasami zaglądał jej w dekolt.
- Nie ma sprawy, ogarnę któregoś z chłopaków. Przywileje szefostwa. - uśmiechnął się lekko poruszając brwiami - Uśniesz, uśniesz. Organizm zrobi wszystko za ciebie, nieważne jak kiepski dzień miałaś. - uśmiechnął się do niej nieco pokrzepiająco.
Sam to już wielokrotnie przerabiał. Wydawałoby się, że nie można zasnąć wiedząc, że wróg może być zaledwie kilkaset metrów dalej, a jednak... Organizm czasami sam się domagał. Graham podejrzewał, że ciepły prysznic oraz spożyty wcześniej alkohol szybko ulula ją do spania i nawet się nie skrzywił, kiedy tak kategorycznie odmówiła mu dzisiaj jakichkolwiek pieszczot. Potrafił to zrozumieć, ale jutro pewnie odbiją to z nawiązką.
- Wiesz, że czyste ręczniki są właśnie w łazience. Nie znalazłaś ich przypadkiem jak szukałaś miejsca na kosmetyki? - zaśmiał się cicho pozwalając sobie na mały żart, bo przecież się nie obrazi, prawda? - Wyglądasz jak zawsze oszałamiająco. - wziął jej twarz w dłonie i dał porządnego buziaka - Zrobię, ale wtedy nie gwarantuję, że chociaż cię trochę nie pomacam, bo za gorąca z ciebie laska żeby cię nie dotykać. - uśmiechnął się do niej rozbrajająco po czym zagonił ją do łazienki.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Jutrzejszy dzień będzie najgorszy. Pierwsze pobudka w nowej rzeczywistości, pierwsze śniadanie i cała logistyka związana z... psami? – Właśnie – najwyraźniej na coś wpadła, lub coś jej się przypomniało. – Jak my to zrobimy? Może ty wyjedziesz pierwszy, ja za tobą, zamknę bramę i wrócę do domu żeby je wypuścić. – bo nie było mowy o tym, aby czworonogi siedziały zamknięte w domu przez kilka godzin. Kwestia wytrzymania z potrzebami była na drugim planie, bo zwierzęta były już duże i umiały sobie z tym radzić. Tutaj chodziło o wnętrze domu i ewentualne szkody, które mogły wyrządzić. W poprzedniej lokalizacji nie było z tym problemu, ale tutaj? Lepiej nie ryzykować i nie narażać nerwów Grahama jak i jego kanapy na zszarpanie. – Na dłuższą metę będzie potrzebny jakiś kojec, albo twoje zgoda na to żeby mogły siedzieć w domu – jedynym wyjściem zdaniem Su, było sprawdzenie jak zachowają się pupile kiedy zostaną całkiem same.
Chyba, że Graham powie stanowcze nie.
– Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak czymś poruszona – i przez to nie wiedziała, czy reaguje jak rasowy śpioch przesypiając problem, czy raczej siedzi skulona na łóżku gapiąc się w ścianę przed sobą. Oby to była pierwsza opcja, bo gdzieś z tyłu głowy czuła jak duży wysiłek wykonał dziś jej organizm, a regeneracja to bardzo ważna sprawa. Zwłaszcza, że to dopiero początek.
– Graham – posłała mu lekko zdziwione spojrzenie. Chyba nie zrozumieli się w kwestii damskiej chemii. – Ale moje wszystkie kosmetyki są na wierzchu i nie, nie znalazłam ręczników – zasada była prosta, jeśli coś jest schowane, to się o tym zapomina, a jeśli się zapomina, to się przestaje używać. Głównie dlatego większość jej pachnideł, kremów, odżywek, żeli itp. Była ułożona na różnych półkach. W tych zamykanych przetrzymywała jedynie to czego używa niezwykle rzadko oraz zapasy.
Miejmy nadzieję, że jeśli mężczyzna dozna lekkiego szoku wchodząc do łazienki, to będzie umiał skutecznie to zamaskować. – Ta… 10 na 10 – w skali osoby niewidomej oczywiście. I niespecjalnie chciała coś z tym zrobić. Każdy, nawet Su, ma prawo do tego aby wyglądać i czuć się gorzej. To normalne. Co jednak nie zmienia faktu, że jej facet stawał na wysokości zadania i zamiast ją dobijać, pocieszał.
Dobrze było czuć wsparcie w nieciekawym momencie.
– Bo to ma być taki masaż z macaniem. Okolic lędźwi, kręgosłupa, ramion, barków i możesz trochę zejść na pośladki. Ale tylko odrobinę – pogroziła paluchem wchodząc do łazienki jako pierwsza. Będąc już w środku zdjęła z siebie ubranie i w całości wrzuciła do kosza na pranie. Ten komplet odzieży będzie się źle kojarzył. Spinając włosy do góry, sięgnęła po płatki kosmetyczne i płyn do demakijażu. – Tak tu teraz… żywiej – nie bardzo wiedziała jak określić mnóstwo jej rzeczy w kolorowych etykietach, ale wiedziała, że należy to zrobić w jasnych barwach. – Możesz użyć np. tego kremu pod oczy. Jest na zmarszczki – wskazała palcem niewielką buteleczkę. – Albo szamponu. Kupiłam go z polecenia fryzjerki i jest fenomenalny – zupełnie jak 90% tego szajsu, na który wydawała kupę forsy.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Ale... Do mojego ogrodu jest osobna furtka z boku domu. Możesz je po prostu zostawić na dworze i pojechać. Ja sobie jakiś transport załatwię. - uśmiechnął się lekko, bo rzeczywiście nie spędziła zbyt dużo czasu na zwiedzaniu jego posiadłości poza samym domem oraz oczywiście najczęściej sypialnią, chociaż robili to już w kilku innych miejscach.
W każdym razie psy oraz sąsiedzi byli tutaj jak najbardziej bezpieczni. Może sam nigdy nie przewidywał, że przygarnie jakiegoś czworonoga, a tym bardziej dwa, aczkolwiek zawsze lubił żeby wszystko było wykonane solidnie. Chociażby dlatego, że był dużym facetem i nawet ogrodzenie musiało wytrzymać nacisk jego ciała podczas jednej z bardzo mądrych zabaw, które w ogródku czasami organizował z chłopakami. Stąd raczej nie ma się co martwić, że psiaki uciekną.
- Coś się wymyśli, to nie zagadnienie na dzisiaj. - machnął tylko ręką na razie rozwiewając jej wątpliwości.
Póki co wszyscy mieli dach nad głową i pełne żołądki. Ten dzień powinien skończyć się właśnie w taki sposób, a on nie pozwoli żeby coś jeszcze to zepsuło. Chyba, że sam coś chlapnie, co mu się zdarza.
- Gdzie są..? - spojrzał na nią naprawdę zdziwiony kiedy wspomniała o kosmetykach, przecież nie miał tam na tyle płaskich powierzchni, a przynajmniej tak mu się wydawało, wszystko było skrzętnie ukryte - Chcesz mi powiedzieć, że te miliony buteleczek upchałaś gdzieś na widoku? - zmarszczył lekko brwi mając dość duży problem z wyobrażeniem sobie tego.
Musiało naprawdę dobrze kontrastować z ciemnym wystrojem łazienki. Tak to już jest jak kobieta wprowadza się nie tylko do twojego mieszkania, lecz również do Twojego życia.
- Nawet jedenaście. - uśmiechnął się do niej szeroko, puścił jej oczko i nachylił się by dodać do tego pakietu feel good jeszcze bardzo ciepłego buziaka.
Ktokolwiek znał Grahama raczej nie posądzałby go o to, że potrafi pocieszyć kobietę czymś innym niż seksem, ale nawet tego starego psa można było nauczyć nowych sztuczek. Jeśli zaczynało mu zależeć był z goła innym człowiekiem, a na tej drobnej blondynce zaczynało mu naprawdę zależeć i trochę go to przerażało. Wprowadzenie się do jego domu to jedno, ale próba zawładnięcia jego sercem? Na to mógł jeszcze nie być gotowy, ale zanim zaczął za dużo o tym myśleć, jego wyobraźnia zaczęła działać w stronę tego masażu oraz jego dłoni przesuwających się po tym seksownym ciele... To świetnie odwracało jego uwagę.
- Uważaj, bo jeszcze Ci się spodoba i zmienisz zdanie. - wyszczerzył się do niej bezwstydnie wchodząc za nią do łazienki i oblepiając ją wzrokiem kiedy ściągała z siebie ubrania.
No co? To, że ma dzisiaj gorszy dzień nie znaczy, że nagle cycki opadły jej do ziemi, tyłek się wchłonął, a w pasie przybrała dwa metry. Była cholernie gorącą dziewczyną i jeśli nie mógł dzisiaj dotykać to miał zamiar sobie chociaż popatrzeć.
- Mhm... Tak. - odpowiedział dość nieobecnie na jakieś pierdoły na temat tego, co ma tam używać, znacznie bardziej interesujący był jej tyłeczek z tej perspektywy.
Kiedy złapała go na gapieniu się tylko uśmiechnął się rozbrajająco i sam również ściągnął swoje ciuchy, żeby i ona miała na co popatrzeć. Siłą rzeczy musiał jednak spojrzeć na to wszystko, co teraz zdobiło jego łazienkę i... Było do przeżycia.
- Żywiej na pewno, tylko nie wstawiaj mi zaraz jakiejś palmy do łazienki. - zmrużył lekko oczy jakby to miał być jej kolejny ruch zaraz przed tym jak leniwie wskoczył pod prysznic dając jej przy szybie niezły show jeśli za długo myła twarz.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
To brzmiało jak słowa kogoś, komu kompletnie nie zależy na posadzonych w tamtym miejscu krzaczkach, drzewkach, pięknej trawie, równym terenie i można wymieniać tak o wiele dłużej, ale skoro Graham podjął taką decyzję, to nie ma sensu oponować. Jakieś szkody będą i to nie podlegało żadnej dyskusji, ale z drugiej strony, czy to takie ważne? Obsikana zieleń to nie jest koniec świata, a jeśli przydarzy się coś gorszego, wówczas się coś wymyśli. Nie ma co na zapas generować problemów i szukać dla nich rozwiązania.
– Wiem. Masz racje – nadmiar bodźców i nagła zmiana miejsca zamieszkania spowodowały, że Su prawdopodobnie za wszelką cenę chciała uniknąć sprawiania problemów swojemu chłopakowi. Jeśli chodziło o psy, to jako ich właścicielka również czuła odpowiedzialność za wszelkie szkody. Pomyśli o tym jutro, gdy ochłonie, a emocje ostatecznie opadną. – Oj tam miliony. Kilkanaście najważniejszych – a wystarczyło wszystko ułożyć bokiem i ciasno do siebie przytulić. Wtedy zyskiwało się miejsce na… kolejne tubki/flakoniki/buteleczki. A kremy, co ciekawe, można ułożyć jeden na drugim i taka piramida złożona z trzech, zaoszczędzała kilka cennych centymetrów.
– Jesteś kochany – odparła widząc te wszystkie starania. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że daleko jej do szczytowej formy, a jednak Graham jak słodko kłamał, że nie umiała dłużej oponować i podkreślać jak to ją dziś życie dobiło. – Niee – przeciągnęła lekko zmęczony głosem co miało zaznaczyć, że nie żartuje i szczerze jest zmęczona. To nie pierwszy raz kiedy przyszło jej przekonać się jak bardzo stres potrafi wykończyć człowieka. Mimo tego, że fizycznie nie pracowała nawet minuty, odczuwała wyczerpanie jak po 8 h pracy w budowlance. Jedynie wizja ciepłego prysznica i tego delikatnego masażu sprawiała, że w oddali majaczył promyk nadziei na lepsze samopoczucie. Chwilę ciszy przerwało ujadanie psów, które przebiegły pod oknem niczym mikro stado wierzchowców. – Mam nadzieję, że koty sąsiadów nie przesiadują na twoim podwórku, bo mogą się lekko zdziwić – stojąc zupełnie nago, związała włosy w wysokiego kuca nie mając najmniejszego zamiaru myć włosów. Ta dodatkowa godzina potrzebna na ich pielęgnacje, dziś nie wchodziła w grę.
– Tu mam oczy i twarz – pomachała przed buzią faceta, kiedy ten zagapił się na jej pupę z profilu. – O! Ale to jest świetny pomysł. Nie wpadłam na to u siebie, ale u ciebie… już nawet zauważyła miejsce na kwiatka, który istotnie wniosły do tego ciemnego wnętrza jeszcze więcej życia. Graham znał się na rzeczy tylko był leniem i nie hodował zieleni. A ta się przydaje w domu.
– Co ty robisz – podparta o umywalkę ze szczoteczką przygryzioną zębami, patrzyła jak brunet zaczyna wić się po drugiej stronie szkła. Mimo tego, że minę miał poważną, Su zaczęła się śmiać najpierw wewnętrznie (tu jeszcze powstrzymywała mimikę), ale po chwili musiała wypluć resztki piany i zasłonić usta dłonią. – Przypomniało mi się o tym filmiku, którego nie chcesz mi pokazać – bo tam też motywem przewodnim był taniec. Ale czy na golasa? Oby nie. – Posuń się – przepędziła artystę nieco dalej na scenie, zamknęła kabinę i w pierwszej kolejności objęła wilgotny już tułów mężczyzny przyciskając policzek do klatki piersiowej. – Dobrze, że cię mam – wyznała zupełnie szczerze nasłuchując przez kilka sekund bicia serca.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
ODPOWIEDZ
cron