pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Czy była problemem? Sam napytał sobie biedy wprowadzając ją do swojego życia. Był czas, gdy szalenie ją za to winił, ale to było podejście typowo seksistowskie. Gdyby nie prowokowała to pewnie byłby wierny żonie. Nawet jego druga, ślubna połówka winiła ją za omotanie jej męża i uwiedzenie, ale z czasem Chris musiał przyznać, że wina była tylko po jego stronie. Gdyby stronił od Pearl to pewnie nie doszłoby do rozpadu jego małżeństwa, ale był przekonany, że to nie dziewczyna była problemem, a raczej diagnozą choroby, która toczyła wszystkie jego związki. Do takich wniosków doszedł dopiero kilka miesięcy temu, na pewno ze szklanką alkoholu w dłoni, ale do tego by się jej nie przyznał.
Nie mogła wiedzieć, że czasami rozmyślał co było gdyby i za każdym razem obwiniał siebie za tchórzostwo. W bilansie zysków i strat pozostawał osobą, która przegrała wszystko – małżeństwo, ją, karierę, reputację, a nawet własną twarz.
Ta nowa zaś wionęła idealnym trupem tak bardzo, że rzadko spoglądał sam z siebie w lustro i robił wszystko, by się wyróżnić, zwłaszcza teraz, gdy w grę wchodziła znajomość z Alaską.
- Ależ ty lubisz siebie dobijać. Potem odreagowujesz alkoholem czy prochami? – dopytał, ależ on też był ciekawy i chętnie dowiedziałby się z kim ona grywa obecnie w szachy. Najwyraźniej pisane im było powolne wbijanie sobie szpileczek, zupełnie jakby przeszłość zamieniła się w ogromną laleczkę voodoo, której należało wyrwać rączki, żeby zabolało drugą osobę. – Miewam przyjaciółki, agentkę, z którą nie sypiam – zauważył mimochodem. Z Pearl też przecież nie spał, a rozmawiali i całkiem nieźle im szło (według niego), więc był zaskoczony jej komentarzem. Jak i faktem, że może być zazdrosna o Alaskę. Przecież minęły lata i jakoś nigdy nie szukała z nim kontaktu, choć był wolnym człowiekiem. Na dodatek hipokrytą, bo jej zazdrość mimo wszystko miło łechtała jego ego, choć przecież nie o to mu chodziło, nie o jej uczucie, a o zemstę.
Najwyraźniej jednak ludzie byli bardziej skomplikowanymi zwierzętami, a ich uczucia stanowiły niejednokrotnie wręcz labirynt.
- Alaska nie jest z tych, które pakują się byle komu do łózka, a ty faktycznie nadajesz się na dziennikarkę. Tylko daruj sobie te śledztwa, bo skończysz jako najpiękniejsze zwłoki na wysypisku – w jego głosie można było dostrzec troskę, ale przecież znał się na tym wyśmienicie. Wiedział, że tego typu tematy kryminalne zwykle kończą się usunięciem informatorów. Szkoda było takiej dziewczyny, a pewnie działała z idealistycznych pobudek i nie wyobrażała sobie porzucenia tematu, nawet tego najbardziej niewygodnego.
- A co do przeprosin… - zaczął, może od tego powinni wyjść? Może należało jej się zadośćuczynienie za te wszystkie kłamstwa i oszustwa? – Daj się zaprosić na całkiem neutralną kolację z przeprosinami. Tym razem zrobię to jak należy – obiecał i zaśmiał się z jej słów. – Ty naprawdę sądzisz, że ona jest tak płytka, że po prostu mnie znienawidzi przez ciebie? Zgodziła się na książkę, która opiera się o jej narzeczonego, więc nie, nie zaszkodzi jej obecność elokwentnej i złośliwej dziennikarki – zapewnił ją, ale kłamał.
Przecież nie powiedział swojej ukochanej dziewczynie o spotkaniu z byłą. To była jedna z tych spraw, które należało trzymać z daleka od kogoś tak niewinnego jak Lockwood. Poza tym miał wrażenie, że nie do końca jest wobec niej w porządku, bo Pearl była duchem przeszłości, ale czasami nawet i jego fantazje ożywały. Wiedział, że to naturalne i że wystarczyłoby trzymać się od byłej kochanki jak najdalej, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Nie, gdy chciał wreszcie zakończyć to śledztwo i doprowadzić do odkrycia brzydkiej prawdy.
Szkoda, bo Cambell taka ładna…
Dopił kawę. – Od czego zaczniesz, pani detektyw?

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Czy lubiła siebie dobijać? Cóż... najpewniej tak, ale ani myślała się do tego przyznawać, ani przed nim, ani nawet przed samą sobą. Poza tym przez jego słowa w jednej chwili zacisnęła pięść i szczękę z taką siłą, że coś przeskoczyło nieprzyjemnie w stawie żuchwy.
- Jestem czyta - wysyczała te dwa słowa przez zęby, nim zdążyła sobie przypomnieć, że nie musi mu się tłumaczyć, ani też niczego udowadniać. Inna sprawa, że od alkoholu faktycznie nie stroniła. Ktoś mógłby ją nawet nazwać alkoholiczką, ale musiałaby nie dbać wówczas, by nie było zbyt wielu świadków jej libacji. Owszem, zdarzało jej się upić w klubie, ale robiła to głównie w Shadow, wiedząc, że tam ktoś ją posprząta, gdy zaśnie na barze i nie spotka tam raczej nikogo, kogo mogłaby się wstydzić. Częściej jednak piła samotnie, siedząc w wannie, w jednej dłoni dzierżąc kieliszek, w drugiej papierosa. - No to ta twoja agentka jest jedną z najmądrzejszych kobiet w twoim życiu - podsumowała, nie pozwalając sobie na to, by nie znalazła w głowie odpowiedniej riposty. To było jej największą bronią - cięty język. Było to też jej przekleństwem, bo zwyczajnie nie rozumiała, że język w walce z pięścią wypadał raczej blado, chociaż na pewno finezyjnie. Ściągała na siebie problemy niewyparzoną buzią, ale nie dało jej się tego wytłumaczyć, w końcu była pozbawiona instynktu samozachowawczego.
- No właśnie widzę - prychnęła, ostentacyjnie przejeżdżając wzrokiem po jego sylwetce, by jasnym było do czego pije. Nie znała wspomnianej Alaski, więc naturalnie nie miała z nią żadnego problemu, ale z Chrisem już jak najbardziej, dlatego jak przystało na kobietę o niekoniecznie czystych pobudkach, wykorzystywała nieznajomą do prowadzenia potyczki słownej, jakby miała do tego prawo. - Och, Christopherze - zaczęła, teatralnie przewracając oczami. - Gdybym dostawała parę butów za każdym razem, gdy ktoś wróży mi rychłą śmierć, musiałabym zaaranżować osoby budynek na garderobę - podsumowała, mając nadzieję, że tym samym jasno dała do zrozumienia, że niekoniecznie się obawia o swój los. Nie mniej jednak było wielce prawdopodobnym, że ktoś faktycznie kiedyś ją usunie i wrzuci do jakiegoś rowu.
Całkiem zaskoczyła ją propozycja kolacji. W pierwszej chwili, z czystej przekory, chciała odmówić, ale potem... potem pomyślała, że i tak jest na niego niejako skazana i lepiej nie podkreślać jak bardzo jest jej to nie na rękę.
- Skoro stawiasz, to ewentualnie mogę się zgodzić, o ile lokal będzie przyjemny - uniosła kącik ust w szelmowskim uśmiechu, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Zaraz jednak parsknęła śmiechem, całkiem szczerze rozbawiona. - Złośliwa dziennikarka? Auć, zabolało - podsumowała kręcąc głową na boki i sięgnęła po kolejnego papierosa. - Nie wiem jaka jest ta twoja mroźna dziewczyna, ale wiem, jaka jestem ja - nakreśliła mu nieco bardziej, jak ona na to patrzyła. Nauczono ją, że potrafi sprawiać problemy i na tym etapie zmęczyło ją już uciekanie od tej łatki. Zamierzała - szczególnie w sytuacjach takich jak ta - nosić ją z dumą i niestrudzenie na nią pracować. Zaciągnęła się papierosem i sięgnęła po telefon akurat w chwili, w której Chris zapytał o jej strategię działania. Nie spojrzała na niego od razu, czytając wiadomość, która pokazała się na telefonie.
- Od laminacji brwi - wyjaśniła, dopiero po chwili łapiąc z nim kontakt wzrokowy. - Mam dzisiaj jeszcze wizytę u kosmetyczki - dopowiedziała z pobłażliwym uśmieszkiem. - Chyba nie sądziłeś, że rzucę wszystko i z miejsca opracuję idealny plan działania? Wybacz Christopherze, czasy w których byłeś moim priorytetem należą do minionych - wykrzywiła usta w podkówkę, jakby było jej żal tych słów, chociaż oboje wiedzieli jaka jest prawda. - Poza tym nie lubię się spowiadać ze swoich działań. Zaufaj mi i wyczekuj rezultatów - poprosiła, sięgając do torebki po czerwoną szminkę, którą już na sobie miała, a którą po wypiciu kawy musiała poprawić.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
- To bardzo dobrze. Narkotyki to paskudna rzecz. Posuwają ludzi do czynów wręcz niewybaczalnych – pouczył ją niemal jak ojciec strofuje niegrzeczną córeczkę i choć mogło się wydawać inaczej, zależało mu na tym, by była czysta. Inaczej, nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby ponownie, na przykład przez niego wpędziła się w nałóg. Oczywiście sam fakt tego, że uważał się za sprawcę jej nieszczęść był jednym z przykładów na jego obrzydliwą megalomanię, ale przecież nikt nie mówił, że jest święty. Akurat Pearl dobrze go znała i wiedziała gdzie uderzyć, żeby zabolało, tyle, że działało to jak miecz obosieczny. On również wiedział gdzie ma słabe punkty i nieco trywializował jej podejście do życia i wciąż podkreślał, że jest gówniarą, która nie zna się na życiu. Z tym, że naprawdę (na razie) życzył jej wszystkiego co najlepsze, choć wiedział, że wszystko się zmieni, gdy uzyska dowody jej winy. Mógł sobie wmawiać, że jest niewinna i dzięki temu nie fantazjować o uduszeniu jej serwetką, ale w świetle twardych argumentów przeciw niej skończy się robienie z niej ofiary.
Poniekąd nie mógł się tego doczekać, jak i się tego bał. Był tak mocno skonfliktowany ze sobą, a na dodatek toczyli ze sobą małą wojenkę w kategorii złośliwości.
- Gdyby była taka mądra to pewnie odradzałaby mi książkę o tobie, ale przekażę jej serdeczne pozdrowienia – uśmiechnął się, nie każdego zaciągał do łóżka, choć jego temperament i chęć sprawdzenia się w każdych warunkach były zdecydowanie legendarne. To jednak była przeszłość, pełna niejasnych sytuacji, półsłówek i jej, Pearl Cambell, o której fantazjował teraz mimochodem. Pewne wspomnienia, choć zazwyczaj blade i mocno wytarte przez upływ czasu, ożywały wraz ze spojrzeniem na osobę, które niegdyś je mocno współtworzyła. Tak i było w tym wypadku, a Alaska ze swoją czystą i dobrą miłością tak mu się gryzła z tym obrazem, że wolał już nie drążyć tego tematu, a skupić się na rozmówczyni. Tyle, że tej realnej, siedzącej naprzeciwko niego i zblazowanej tak bardzo jak się da. Ta zaś z jego wspomnień musiała przygasnąć jak ostatni płomień w jego spalonym domu.
- Och, Pearl, nie chcę być mężczyzną, który wreszcie powie a nie mówiłem stojąc nad twoim grobem, razem z innymi nieborakami, którzy fundowali ci buty – zaśmiał się, zupełnie jakby perspektywa jej zgonu była zabawna, ale takie właśnie były te kawiarniane przekomarzanki. Należała do nich również propozycja kolacji, bo nie sądził, że się zgodzi i zaszczyci go swoją obecnością, ale najwyraźniej jednak umiała go zaskoczyć.
- Daj mi swój numer – nie stracił jednak rezonu i nie zamierzał go tracić również, gdy znowu zahaczyli o jego dziewczynę. Naprawdę chciał oddzielić te dwie strefy od siebie, bo czuł, że może jedynie stracić kogoś, na kim powoli zaczynało mu zależeć, ale jednocześnie nie potrafił odpuścić sobie tego śledztwa i nowej książki. Był sobą, choć miał nowe szaty, jego twarz zaś perfekcyjnie zdradzała znużenie, gdy Pearl dość popisowo przeglądała telefon w jego obecności. Miał wrażenie, że wyjdzie z siebie, by pokazać mu jak bardzo jest obojętna na jego los i jednocześnie swój, a on będzie udawać, że jej wierzy.
Ta gra jednak mogła być warta świeczki. Gdy podała mu telefon, wzruszył ramionami.
- Nie oczekuję od ciebie wyłączności czy szybkości w działaniu, ale skuteczności – zaznaczył. – I mam bić brawo? Przedstawienie skończone? – zadrwił, była śmieszna z tymi swoimi rekwizytami w postaci szminki i telefonu, a jednocześnie uśmiechał się całkiem szczerze, bo tego ognia mu brakowało. Już raz się sparzył i nie zamierzał robić tego ponownie, ale mógł sobie pozwolić na ogrzanie się jego płomieniami, prawda? – Daj mi znać, jeśli coś znajdziesz, a ja zarezerwuję nam stolik – wstał i wyjął pieniądze, by uiścić rachunek. Miał odejść, ale stanął za nią i nachylił się, by szepnąć jej na ucho: - Tylko bez przekrętów, mała.
Musiał to zaznaczyć, ewentualnie musiał poczuć zapach jej perfum, wymieszany z fajkami i przeczuciem, że jest złą kobietą. Dzięki niemu wiedział, że powinien trzymać się z daleka.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Prychnęła na te jego pouczenie, ale nie skomentowała go, bo gdyby musiała, tak szczerze, bez żadnych gier, pewnie by się z nim zgodziła. Wiedziała, że kiedy już wdepnęła w nałóg, jej życie zaczęło przypominać równie pochyłą. Z drugiej strony przed tym też nie było jakoś kolorowo... w rodzinie zawsze czuła się, jak piąte koło, a potem... potem znalazła zamordowaną siostrę i nikt nawet nie przejął się tym, jak to przyjęła. Wszyscy skupieni byli na stracie, na opłakiwaniu Lucille. Kiedy więc nikt nie próbował jej pomóc, sama znalazła dla siebie lekarstwo.
- Po prostu jest przedsiębiorczą kobietą - wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic. Dopiła już swój chai, a też nie widziała powodu, by zaczynać jakąś kolejną dyskusję. Już i tak wystarczająco czasu poświęciła na to spotkanie, którego wcale nie planowała. Musiała w końcu wszystko sobie przemyśleć, opracować jakąś strategię, ale przede wszystkim łyknąć jakieś przeciwbólowe - legalne, bo po raz kolejny zauważyła, że w towarzystwie Christophera zaczyna miewać migreny. Mimowolnie próbowała wrócić do czegoś, czego wypierała się przez lata, a przy tym cały czas dawała po sobie poznać, że jego osoba nie robi na niej wrażenia. Nie chodziło w tym jedynie o ewentualne winy, które nosiła, ale też zwykłą ludzką przekorę, nie chciała dawać mu nawet częściowej satysfakcji.
- Sugerujesz, że przyszedłbyś na mój pogrzeb? - ugryzła to z tej strony, przekrzywiając delikatnie głowę, a już po chwili nie wytrzymała i uśmiechnęła się szelmowsko. - Jestem wzruszona, ale nie licz na towarzystwo... znasz mnie, gardzę rozmachem - mruknęła, co miało niewiele wspólnego z prawdą, ale nie było też całkowitym kłamstwem. Sama się gubiła w tym, kim tak naprawdę jest, bo przecież... zaczęła grać już jako młodziutka nastolatka. Kiedy na przestrzeni lat stale zmienia się maski, człowiek sam zapomina, która z twarzy jest tą prawdziwą. Poza tym... kiedy siedziała tu przed nim, jako ta zblazowana, pewna siebie kobieta, czy nie była więcej warta, niż Margaretta Campbell, młodsza siostra Lucindy, bez żadnych zainteresowań, bez sukcesów i ciekawych anegdot? Jak dla niej odpowiedź była prosta.
Podała mu swój telefon, nie robiąc z tego większych problemów. Sama też myślała o tym, żeby odejść, ale najwyraźniej ten przywilej został zgarnięty przez niego.
- Nie zatrudniasz mnie, a prosisz o przysługę, Christopherze - nie omieszkała mu o tym przypomnieć, zaraz też, mimo przyłapania na gorącym uczynku nie speszyła się, jedynie uśmiechnęła bardzo nieładnie. Umiała przyjmować drwiny, a przynajmniej udawać, że te nie mają na nią wpływu. - Ależ skąd, ja się dopiero rozkręcam - skinęła mu głową, nie próbując uciekać od tych oskarżeń. - Świat jest teatrem, aktorami ludzie... przeczytałam to pod kapslem - wzruszyła ramionami, jakby mówiła jakieś bzdety. Naturalnie cytat nie pochodził z kapsla, ale daleka była od chwalenia się oczytaniem, z resztą za osobę oczytaną wcale się nie uważała, wiedziała to i owo. Zwyczajnie też wolała samą siebie prezentować w pospolitych barwach, by nie zrobili tego za nią inni. Nie odprowadzała go wzrokiem, ale drgnęła, gdy zrozumiała, że nie odszedł. Zdążyła po raz kolejny prychnąć, ale gdy miała już pewność, że Christophera nie ma w okolicy, sięgnęła po kolejnego papierosa. To nie wróżyło niczego dobrego.

<zt x2>

Chris Haynes
ODPOWIEDZ