obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Sobotnie przedpołudnie odznaczało się w dziecięcych śmiechach rozbrzmiewających niemalże z każdej strony; biegnąc ku nieznanemu, torując sobie chodniki przepełnione mieszkańcami miasta, rzucały okrzyki bojowe. Część z nich, co było dość powszechne, występowała dziś w roli krnąbrnych piratów. Niektórzy godnie reprezentowali miasto jako policja, a pozostała część — ta zdająca się czerpać największą radość z faktu bycia dzieckiem — chichocząc odgrywała rolę nieugiętych przestępców. Wyjście z domu było więc utrudnione, a Dante kilkukrotnie zaciskając groźnie szczękę pilnował się, by nie przeistoczyć się nagle w zgorzkniałego starca, gotowego do groźnego wymachiwania swą laską. Dwukrotnie potrącony został przez nieprzejmujące się niczym dzieciaki, a nie upadł tylko dzięki wędrującym za swymi pociechami rodzicom, którzy gorączkowo go przepraszali. Pan na pewno pamięta, jak to jest powtarzali, nim uderzała w nich własna ignorancja — zapewne wszyscy uświadomiwszy sobie, że oto rozmawiają z ślepcem, popełniają jakieś rażące faux pas. Bo skoro jest ślepy teraz, musiał być i ślepy niegdyś, a wobec tego wcale n i e w i e, jak to jest być normalnym dzieckiem. Zupełnie tak, jakby świat bez jego niepełnosprawności nie mógł istnieć. Ale Dante wiedział. Pamiętał, jak to było czuć wiatr we włosach, kiedy biegło się przed siebie bez opamiętania. Kiedy wspinało się po drzewach, goniło mewy, siedziało na dworze do późnych nocnych godzin. Być może właśnie dlatego, że doszli z Timem ostatnio do przykrych wniosków i postanowili być szaleni ten jeden, ostatni raz, nie oddawał się dziś tej typowej dla siebie goryczy. Uśmiechając się, wspominając dni, kiedy zarówno on, jak i jego przyjaciel, byli n o r m a l n i, wędrował znaną już sobie trasą miasta w kierunku TIngaree, skąd udać się mieli razem do swojej dawnej, dziecięcej bazy. Jak wiele skrywało się w tym głupoty lepiej było nie mówić. Mogli się tylko zakładać, który z nich — Tim czy Dante — skończy tego dnia z bolesną kontuzją, ale nie mogli przecież poświęcać całego czasu tylko na wyliczenia, czego to już nie będzie im dane w życiu skosztować. I może osobno nie podołaliby tak zuchwałej wędrówce, ale łącząc swe siły mogło się im to udać. Czekał więc na przyjaciela na jednej z ławek, nieco zbyt mocno zaciskając dłoń na trzymanej lasce. Dzień ten też, a raczej ta ich niedorzeczna przygoda, miał być dla niego niejako testem jego zdolności — po raz pierwszy wędrować miał po leśnych terenach bez uprzedniego dokładnego przestudiowania całej trasy.

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Dzieciństwo. Kiedy to było? Timothy jadąc przez park tymi dobrze utwardzonymi ścieżkami, przez jakąś chwilę zaczął się nad tym zastanawiać. Powodem tego nie byłby jedynie trzy grupki roześmianych dzieciaków, biegających po trawie i ignorujących starannie wykonane tabliczki z napisem szanuj zieleń!. W ten nostalgiczny nastrój wprowadził go też cel, w którym w ogóle zjawił się w parku. Powiedzmy sobie szczerze, to nie było najlepiej przystosowane miejsce dla osób o takim typie niepełnosprawności, jaki reprezentuje Callaway, więc jeśli ma wybór, to woli dajmy na to wybrać się na molo, gdzie nawet jeśli deski są nierówne, to nie grozi to ugrzęźnięciem w miejscu albo też w skrajnym przypadku wywrotką.
W to, na co jednak Tim umówił się na dzisiejsze popołudnie, ryzyko było wpisane w sposób naturalny, choć konsekwencje mogły być jednak nieco bardziej dotkliwe dla ich zdrowia, niż tych piętnaście czy dwadzieścia lat temu, gdy poza nadzorem rodziców najpierw budowali, a potem wymykali się do tak zwanej bazy, takiej namiastki męskiej jaskini, gdzie przechowywali wszystkie swoje skarby, byle tylko rodzeństwo nie dorwało się do komiksów z ulubionym superbohaterem czy cennych dla nich w tamtym czasie kart z jakimiś fantastycznymi bohaterami albo sportowcami. Gdzieś pod przybitą gwoździami deską, schowali nawet swego rodzaju kapsułę czasu. Ciekawe czy ta nadal tam jest i czy oni będą w stanie w obecnej sytuacji się do niej dostać. Bo powiedzmy sobie szczerze, oboje są raczej w kiepskiej formie, jak na facetów w okolicy trzydziestego roku życia, czyli stereotypowo w swoim najlepszym okresie życia. Można by powiedzieć, że nieco za mocno zostali poturbowani przez życie, ale jeśli chodzi o Tima, to jest boleśnie świadom, że samodzielnie ukuł sobie los, który sprowadził go do miejsca, w którym obecnie się znajdował. Trochę mu to zajęło, na początku też prezentował postawę, która teraz towarzyszy jego kumplowi, Dante. Później chciał zrobić wszystko, byle tylko naprawić swój los. Teraz zdaje się, że pogodził się już z wózkiem, choć jeśli za dziesięć lat wymyślą kolejną metodę powrotu do pełni sprawności fizycznej, to oczywiście będzie chciał podjąć kolejną próbę. Na ten moment, może jednak powiedzieć, że lubi swoje życie, choć może czasami czuje się nieco samotny, ale nie robi z tym zbyt wiele, bo zdaje sobie sprawę, że w którymś momencie stałby się ciężarem dla swojej partnerki i tu koło się zamyka.
Dziś te problemy miały nie mieć znaczenia. Timothy zaopatrzony w pozytywne nastawienie, niemal z piskiem opon zatrzymał się przy ławce zajmowanej przez kumpla. Z tym piskiem, to trochę przesada, po prostu żwir i piasek pod kołami, powodowały dosyć charakterystyczny dźwięk, który Callaway na wyrost kojarzył z wyścigami w tej słynnej serii filmów z szybkimi samochodami w jednej z głównych ról.
- Cześć Dante. Jak leci? - zagadnął. Podejrzewał, że przez utratę jednego ze zmysłów, inne faktycznie są bardziej wyostrzone i mężczyzna mimo wszystko wiedział, że ktoś się przy nim zatrzymał, ale tak dla jasności chciał dać o sobie znać.

dante ainsworth
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Wzdrygnął się lekko w odpowiedzi na niespodziewane źródło hałasu; wystarczała przeważnie niewielka anomalia, by w sercu chłopaka rozbrzmiało najszczersze przerażenie i przeniosło go znów do ciemnego pomieszczenia, w którym przed kilkoma miesiącami zdawało się mu, że umrze. Grymas, który w sposób pokraczny przemienił się w uśmiech wstąpił na jego twarz, gdy dotarło do niego, że usłyszany pisk jest zapowiedzią rozpoczynającej się przygody; przeciągnąwszy się (w geście nieomal teatralnym — musiał wszak podkreślić, że czeka na niego już jakiś czas) skierował twarz bliżej źródła głosu Tima, pozwalając na to, by kąciki ust unosiły się w wyrazie szczerej sympatii. — Zostałem prawie znokautowany przez stuknięte dzieciaki. Myślisz, że my też byliśmy tacy pojebani? — bez względu na to, jaka miała paść odpowiedź, Dante zdążył wyrobić sobie na ten temat opinię. Mianowicie, dość skromnie oceniając minione lata, Timothy i Dante stanowili ostatnią parę grzecznych, rozsądnych i opanowanych chłopców, którzy z wysoką przezornością omijali wszelkie możliwe zagrożenia. Przyjemnie było w to wierzyć. Czy jednak nie było wręcz przeciwnie? Czyż nie narazili się kiedyś przypadkiem aborygeńskim bogom i tak oto skończyli w tenże komiczny sposób? Ainsworth sięgnął po opartą o ławkę laskę, rozciągnął ją i po chwili już stał gdzieś przy Callaway’u. — Czy my naprawdę to robimy, Tim? Idziemy do lasu? — spytał z rozbawieniem, nie będąc jeszcze pewnym, czy uda się im ten szalony plan. Nie chodziło naturalnie o czysto techniczne aspekty tejże wyprawy, a o to, że któryś z nich miał się w ostatniej chwili wycofać. Tak tak, właśnie na to od rana stawiał — tuż przed rozpoczęciem tejże przygody, Dante lub Timothy, w zasadzie bez różnicy, miał zasłonić się niewinnym kłamstwem i wymusić zmianę programu dzisiejszego dnia. — Myślisz, że powinniśmy kogoś powiadomić? Tak na wszelki wypadek — zasugerował z szerokim uśmiechem, drwiąc z tej ich głupoty, która… niosła w sobie mimo wszystko spore nakłady ekscytacji. Bo przecież życiem Ainswortha kierowała stagnacja. Monotonia. Nuda. Może właśnie przez chęć wyrwania się z tego dołka, jak i pragnienie udowodnienia całemu światu, że nie jest z nim wcale najgorzej, powstrzymywał się cały czas przed kategorycznym stwierdzeniem, że tak w zasadzie nie ma ochoty nigdzie iść. — Prawo czy lewo? A te twoje koła, no wiesz, są przystosowane do leśnej drogi? — tak wiele pytań! Każde jednakże było ważne, a ostatnie chyba najbardziej — jeśli Timmy ugrzązłby w piachu, a otaczający ich zewsząd las blokowałby wszelkie połączenia, nie mieliby szans na wydostanie się z lasu. Tę jedną sprawę musieli więc dokładnie przemyśleć.
Ostatecznie jednak spękali, poszli na kawę i bawili się równie dobrze,
koniec <3

Timothy Callaway
ODPOWIEDZ