mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
#7

I stał się świąteczny cud - państwo Kelly zgodzili się na sprzedaż farmy. Dokładniej to dopuścili taką możliwość i zgodzili się na wystawienie ogłoszenia o sprzedaży. Wartość farmy była mniej więcej znana, bo była podawana do ubezpieczenia. Jakość ziemi, szczepienia zwierząt, na wszystko ojciec miał dokumenty. Był w tym temacie bardzo drobiazgowy i skrupulatny. Właściwie najsłabszym elementem był dom. Nie był kompletną ruderą, ale lata świetności miał za sobą. Do mieszkania się nadawał, ale remont by się zapewne przydał.
Willow została zapoznana z długą listą warunków rodziców dotyczących ewentualnej sprzedaży. Przede wszystkim żadnego sprzedawania korporacjom. Farma miała pozostać farmą, nie zgadzali się na przerobienie jej na drogę czy parking czy co tam się jeszcze robi na takiej ziemi. Udało jej się wywalczyć by zgodzili się sprzedaż farmę pod pensjonat, gdyby ktoś się trafił chętny, o ile zostanie zachowany charakter farmy - w skrócie agroturystyka tak, sieciowy hotel nie. Na dodatek na razie zgodzili się na ogłoszenie lokalne, żeby raczej wybadać grunt niż faktycznie ją sprzedać. To jednak i tak był olbrzymi postęp, biorąc pod uwagę ich ogólną niechęć do sprzedaży. Niestety Willow musiała odbyć z nimi wcześniej poważną rozmowę, psując przy okazji trochę świąteczny obiad. Na szczęście Achilles tego nie słyszał, ani Philemon, bo mówiła dużo o wyjeździe z Lorne i o tym, że chce ponownie wystartować w przesłuchaniu do orkiestry. Musiała postawić sprawę jasno - nie będzie się zajmować farmą w przyszłości.To chyba dało im do myślenia, bo po świętach gdy przyjechała jak co dzień pomóc przy obowiązkach na farmie, rodzice wzięli ją na poważną rozmowę by omówić szczegóły. Tego samego dnia przekazała wszystko Achillesowi, bo potrzebowała jego pomocy, znajomości i pieniędzy, by znaleźć kogoś, kto spisze ewentualną umowę kupna, zgodną z życzeniem państwa Kellych. A potem tylko ogłoszenie w lokalnej gazecie...
Willow nie miała wielkich nadziei, że w Lorne znajdzie się ktoś chętny na kupno farmy Kellych. Obawiała się, że będzie zmuszona odbyć kolejną poważną rozmowę z rodzicami i zwiększyć zasięg ogłoszeń co najmniej do stanu. Jakież było jej zdziwienie, gdy odebrała telefon od potencjalnego kupca. Nawet przez dłuższą chwilę po tym, jak się rozłączyła, nie mogła w to uwierzyć. Coś w końcu miało szansę się udać.
Umówili się na następny dzień, który aż sprzyjał takim spotkaniom, bo pogoda była idealna i jakoś tak lepiej się oddychało. Wszystko na farmie dziś szło jak należy, nikt się nie spóźnił, nikt nie narzekał, nawet zwierzęta jakoś tak radośniej wyglądały. Jakby jakieś siły nadprzyrodzone sprzyjały tej transakcji. Willow zaciskała kciuki aż jej było widać kości, stojąc na werandzie i czekając na przyjazd potencjalnego kupca.

Rufus Winthrop
sumienny żółwik
nick
brak multikont
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
  • siedem
Gdyby jeszcze sześć lat temu ktoś mu powiedział, że kiedyś będzie chciał kupić farmę, pewnie postukałby się w głowę. On i wiejskie życie? Nic z tego! A jednak pobyt w Lorne Bay zmienił więcej, niż kiedykolwiek mógł przypuszczać. Teraz już nie widział się nigdzie indziej, niż właśnie w takim domu, do którego teraz zmierzał. Z kawałkiem ziemi, po której mogłyby biegać kolejne emerytowane psy policyjne, które chciał adoptować. Ze zwierzętami, które mogłyby nieść jakiś zarobek i dodatkowe towarzystwo. Z warzywami, owocami i ziołami, które nauczyłby się uprawiać. Marzył o czymś lokalnym. Nie o niezliczonych hektarach, których sam nie byłby w stanie obrobić, ale o czymś rozsądnym, ciepłym... rodzinnym.
Ogłoszenie rodziny Kelly spadło mu dosłownie z nieba. Zgodnie z opisem i umieszczonymi pod nim zdjęciami, spełniało właściwie wszystkie kryteria, jakie sobie upatrzył i nawet proszący o lekki remont dom go nie przestraszył. Ba! Wręcz przeciwnie - perspektywa podrasowania go nawet go ekscytowała. Istniał tylko jeden problem... Odłożone przez niego przez ostatnie lata środki i wyceniony koszt farmy nie do końca się pokrywały. Mimo to postanowił zaryzykować. Za kilka miesięcy miejsce może być już dawno sprzedane, a on przez kolejne lata mógł szukać kolejnego - nie było więc na co czekać. Kto wie, może po oględzinach na żywo, uda mu się wynegocjować niższą cenę? Albo znaleźć na ten problem jakieś inne rozwiązanie?
Właśnie z tymi myślami i naładowany nadzieją oraz pozytywną energią, wjechał na drogę dojazdową do farmy państwa Kelly i podjechał pod dom. Starał się nieco hamować entuzjazm, ale widok tego wszystkiego i nieśmiała myśl, że to wszystko mogłoby być jego, rozchylały jego usta w szerokim uśmiechu. Posłał go kobiecie stojącej na werandzie. - Dzień dobry! - zawołał też do niej, przez dobrą chwilę nie ruszając się jednak z miejsca. Dalej stojąc tuż przy swoim starym pick-upie, podparł się pod boki i powoli obrócił wokół własnej osi, napawając się widokami. I mimowolnie oczami wyobraźni widząc już tutaj siebie, Deltę i Fritza. Był pewien, że gdyby wziął ze sobą psiaki, te nawet nie chciałyby potem wracać do ich mieszkania. Sam już nie chciał tego robić. Wiedział, że niepotrzebnie się tak nakręca, może ktoś mu zaraz powie, że jednak znaleźli już kupca albo poślą go na drzewo za brak odpowiednich środków... Ale nie bardzo mógł cokolwiek na to poradzić.
- Przepraszam. Pani Kelly, tak? Rufus Winthrop - skierował w końcu swoje kroki w stronę kobiety i wyciągnął do niej dłoń na powitanie. - Zanim przejdziemy do budynków, chciałbym najpierw zobaczyć zewnętrzny teren farmy. Szczególnie, że mamy piękny dzień. Czy to nie problem? - zaproponował na wstępie, posyłając kobiecie kolejny uśmiech.

Willow Kelly
Rufus Winthrop
ejmi
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Oboje byli bardziej podekscytowani tą sytuacją, niż chcieli przyznać. Ale to było ekscytujące, właśnie dla obojga był to pierwszy krok ku nowej przyszłości, ku nowemu życiu. Dla niego spełnienie marzenia o farmie, dla niej - wolność. Nie będzie musiała dłużej męczyć się na farmie. Uwielbiała pomagać bliskim i stanowiło to dla niej najważniejszą rzecz pod słońcem, ale praca na farmie bardzo ją męczyła. Nie chodziło nawet o fizyczne zmęczenie związane z ciężką pracą. Po prostu tego nie lubiła, zwłaszcza teraz, kiedy tak bardzo wiele rzeczy ją przerastało. To było kolejne ziarenko na szali jej życia, przechylające szalę na stronę w której Willow była nieszczęśliwa.
Śledziła wzrokiem samochód jadący w stronę domu. Rodzicom co prawda nie zabroniła wychodzić, ale to oni zbyt chętni do tego nie byli. Czasami zachowywali się jak dzieci. Ale dla niej było lepiej, że woleli na razie nie wychodzić. Nie będą próbować zniechęcić potencjalnego kupca.
- Tak, Willow. Dzień dobry. - uśmiechnęła się. Konkretny człowiek, to dobrze, wiedział czego chce i nie wyglądał na biznesmena który z farmy zrobi autostradę czy supermarket. Uścisnęła wyciągniętą w jej stronę dłoń. - Żaden. - uśmiechnęła się. Następnie schyliła się i podniosła z werandy kalosze. Były w dużym, męskim rozmiarze. - Mogą się przydać. - podała je mężczyźnie. Sama na nogach też miała kalosze, bo na farmie to zwykle jakieś błoto się znalazło, a nie chciała zniszczyć sobie butów. Wolała też, by Rufus nie zniszczył swoich, bo nie była pewna czy nie należał do tych ludzi, którzy z byle czego robią aferę. - Mam prowadzić czy chce się pan dać ponieść? - zapytała z uśmiechem, gdy już ruszyli powoli przed siebie. Zaraz dołączył do nich jeden z psów, ten młodszy imieniem Rocky. Należał do bardzo towarzyskich psów, więc zaczął skakać wokół Willow i Rufusa, domagając się choć odrobiny uwagi. Po kilku okrążeniach wokół ludzi, zniknął na chwilę, by wrócić z piłką, próbując wymusić na ludziach rzut. - Rocky jest łagodny. Ale potrafi obronić zwierzęta jeśli wyczuje zagrożenie. Jest w trakcie tresury z zaganiania. - wyjaśniła. Rocky miał w przyszłości być odpowiedzialnym za zaganianie zwierząt do zagród. Nie należała do ludzi którzy non stop gadają, nie chciała też zagadać Rufusa na śmierć. Wierzyła, że farma przemówi sama za siebie, zresztą mężczyzna wyglądał jakby już go oczarowało to miejsce. Była gotowa odpowiadać na wszelkie pytania. Pewne fakty wykuła nawet na blachę, takie jak powierzchnia i tak dalej.

Rufus Winthrop
sumienny żółwik
nick
brak multikont
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
Z wdzięcznym uśmiechem i podziękowaniem skorzystał z użyczonych kaloszy, w duchu wyrzucając sobie nieco, że sam o nich nie pomyślał. Po ostatnich deszczach na pewno mieli się natknąć na jakieś błoto, którego dzisiejsze słońce jeszcze nie zdążyło wysuszyć. - Chciałbym objąć wzrokiem cały teren, w końcu liczby to tylko liczby - przyznał. Choć powierzchnia farmy podana w ogłoszeniu rzeczywiście bardzo mu odpowiadała, tak naprawdę na żywo mogła być nieco przytłaczająca. Co prawda nie sądził, by miał się zaraz wycofać, ale jednak lepiej wiedzieć, co chce się wziąć na swoje barki. I czy nie porywa się z motyką na słońce. - Także proszę prowadzić - dodał z uśmiechem, pozwalając kobiecie wybrać początkowy kierunek ich spaceru. Może rzeczywiście miło byłoby się ponieść chwili, zrobić rundkę wokół całego terenu i już teraz poczuć się jak jego właściciel... ale starał się jednak nie zapędzać. Wciąż z tyłu głowy miał fakt, że przecież nie stać go w pełni na to wszystko i że w każdym momencie Willow może uznać, że tylko stracił jej czas. Chciał to dobrze rozegrać - tak, żeby każdy był zadowolony, nie tylko on. Do tego czasu jednak nie mógł też robić sobie za dużych nadziei. - I jeśli nie miałaby pani nic przeciwko, może przejdziemy na ty? - zaproponował, chcąc im nieco ułatwić dalszą rozmowę.
- Cześć, wariacie! - pozwolił przywitać się z nadbiegającym do nich psem jeszcze zanim kobieta go przedstawiła. Nie krępował się też potarmosić go nieco za uszami. Zwykle nie osądzał nikogo już przy pierwszym spotkaniu, ale wystarczyło spojrzeć na szczęśliwe zwierzę, by wiedzieć, że właściciele to dobrzy ludzie. A Rocky zdecydowanie wyglądał na radosnego i zadbanego psa. Plus fakt, że nie był przywiązany do żadnego sznura czy łańcucha świadczył dodatkowo pozytywnie nie tylko o Kellych, ale również o bezpieczeństwie gospodarstwa. - Zobaczymy, jak daleko polecisz, Rocky - odezwał się do psa, sięgając po piłkę, którą przyniósł i rzucając ją gdzieś przed siebie. Mimo swoich słów nie użył całej siły i wcale nie zamachnął się tak, by rzucić jak najdalej. Raz, że nie był pewien, gdzie kończył się teren tej farmy a zaczynał kolejnej, a dwa nie chciał przypadkiem zniszczyć jakiejś grządki czy czegokolwiek, prawda. - Czyli Rocky jest w pakiecie z całą farmą? - zapytał luźno, ruszając w dalszy spacer po farmie. Nie, żeby mu to przeszkadzało - w końcu planował sprowadzić tu nie jednego psa, miłe było każde towarzystwo. Po prostu wcześniej nie zastanawiał się za specjalnie nad powodem sprzedaży gospodarstwa przez rodzinę Kelly. Nie chciał wyjść na nieuprzejmego i wsadzającego nos w nie swoje sprawy, więc wolał nie pytać tak zupełnie z grubej rury, ale trochę go to zaciekawiło. Jeśli planowaliby kupić większą czy mniejszą farmę, pewnie zabraliby Rocky'ego ze sobą. Więc może chcieli odejść na zasłużoną emeryturę? Albo mieli jakieś problemy finansowe? Możliwości było w gruncie rzeczy bardzo dużo. I każda mogłaby mu w sumie jakoś pomóc lub zaszkodzić w dalszych negocjacjach. - Jak rozumiem, cena z ogłoszenia obejmuje również zwierzęta? - dopytał jeszcze.

Willow Kelly
Rufus Winthrop
ejmi
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Na farmie najwygodniej było chodzić w kaloszach albo tego typu butach. Nawet jeśli nie było błota po deszczu, bo to nie tylko o błoto chodziło. Wszędzie był nawóz czy "pamiątki" po zwierzętach. Buty na famie musiały być funkcjonalne i bezpieczne, z mocnej gumy, by chronić stopę gdyby coś na nią spadło. Rufus się tego nauczy, teraz nie musiał tego wiedzieć.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Jasne, po to jest to spotkanie, żeby pan zobaczył co tak na prawdę składa się na ofertę. Nie jest to duża przemysłowa farma, ale jest właściwie samowystarczalna. Uprawy i zwierzęta pozwalają godne życie moim rodzicom i opłacenie pracowników. Nie ma z tego takich zarobków, żeby zostać milionerem, ale dzięki różnorodności upraw i temu, że są tu też zwierzęta, to jesteśmy zabezpieczeni na różne okoliczności. - wyjaśniła zgodnie z planem. Oszczędności rodzice Willow mieli, pochodziły z tych lepszych lat, kiedy był urodzaj i wszystko szło jak po maśle. Te oszczędności przydawały się kiedy przychodził słabszy rok. Ale nigdy nie było tak, by nie mieli z czego zapłacić pracownikom. Pewnie gdyby nie stan zdrowia, to do śmierci mogliby żyć spokojnie na tej farmie i pewnie taki zresztą mieli plan.
- Chętnie. Willow. - wyciągnęła dłoń w stronę Rufusa. Tak będzie wygodniej dla obojga.
Na widok tego, że Rocky z miejsca polubił Rufusa jednocześnie odetchnęła z ulgą, bo przecież psy wyczuwają dobrych ludzi, a z drugiej pomyślała sobie, że na psa stróża to on się chyba nie nadawał. Wystarczyło, że ktoś rzucił mu piłkę. Oby to było tylko to, że Rufus szedł w towarzystwie Willow, i gdyby był zam i zakradał się do zwierząt, to by go Rocky jednak pogonił.
Zagryzła wargi, bo właściwie o tym z rodzicami nie rozmawiała.
- To chyba zależy od tego, co znajdziemy moim rodzicom. Rocky to pies pasterski, musi mieć miejsce do biegania i musi mieć swój sens istnienia, swoją pracę. Inaczej będzie nieszczęśliwy. Chcę po sprzedaży farmy znaleźć rodzicom dom z małym ogródkiem, bo oni są strasznie przywiązani do ziemi. Pewnie pies by im się przydał do towarzystwa, żeby ich trochę rozruszać, ale... Po prostu teraz trudno mi powiedzieć. Pewnie i dla Rockiego i dla zwierząt lepiej by było żeby został tutaj. Ale jeśli wolałbyś, żeby rodzice go zabrali, to zrozumiem. - chyba była kiepskim sprzedawcą, bo pewnie teraz wielu potencjalnych kupców by przestało ja traktować poważnie. Naiwnie wierzyła, że szczerością zyska przychylność Rufusa i że go nie zniechęci do tego miejsca i jego zakupu. - Tak, ziemia, uprawy, dom i budynki gospodarcze, oraz zwierzęta hodowlane. Kwestię przedłużenia umów z pracownikami będzie podejmować nowy właściciel. Teraz są zatrudnieni do końca sezonu. Polecam jednak umowy z nimi przedłużyć, bo znają dobrze farmę i tą ziemię, a do tego są uczciwi. Pracują u nas od lat. - martwiła się, że nowy właściciel nie będzie chciał kontynuować współpracy z dotychczasowymi pracownikami. Wtedy czułaby się winna temu, że zostali bez pracy, dlatego planowała o nich walczyć ile mogła.

Rufus Winthrop
sumienny żółwik
nick
brak multikont
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
- Nie obchodzą mnie duże zarobki - przyznał może nieco zbyt prędko. Nawet jeśli była to dla niego szansa nie do powtórzenia, nie chciał się wydać zbyt nachalnym i zbyt silnie próbującym się przypodobać. Chociaż to akurat była prawda... Wysokie zarobki za to miejsce nie były dla niego żadnym priorytetem. - To znaczy... Taka samowystarczalna, rodzinna farma to coś, na czym mi właśnie zależy. Nie chciałbym wprowadzać za dużo zmian - dodał już swobodniej. Zdawało się, że Willow i jej rodzicom zależało właśnie na takim scenariuszu, więc akurat to chciał odpowiednio podkreślić nawet rzuconym mimochodem komentarzem.
Słuchał kobiety uważnie, wyłapując w jej słowach szczerość i swego rodzaju niepewność oraz wyłuskując z nich informacje, który przydałyby mu się w dalszych negocjacjach. Nie robił tego z niecnych pobudek. Nie zamierzał jej mydlić oczu, kłamać, ani tym bardziej wymuszać na niej podpisanie umowy za mniejszą kwotę, niż planowała. Co prawda póki co nieco ukrył fakt, że nie ma pełnej kwoty, ale... Naprawdę miał najszczersze intencje. Chciał znaleźć złoty środek, który uszczęśliwiłby ich oboje. A odpowiednie pokierowanie rozmową mogło do tego doprowadzić. - Rodzicom nie będzie ciężko zostawić farmy? - zapytał więc. Doceniał jej szczerość i absolutnie nie zamierzał się wycofywać tylko dlatego, że jeszcze nie wszystko rodzina Kelly miała zaplanowane i ułożone. Nie sposób też było nie zauważyć, że Willow oprowadzała go sama, bez ojca czy matki, nic więc dziwnego, że gdzieś w środku naszła go myśl, że może jej rodzice tej sprzedaży wcale nie chcieli. Lub może po prostu nie chcieli się stąd tak zupełnie wynosić? - Mi dodatkowe towarzystwo nie przeszkadza - dodał, co prawda pochylając się do pogłaskania Rocky'ego, który właśnie podleciał do nich ze złapaną piłką, ale właściwe już w głowie Rufusa zaczął kiełkować się nieco... większy pomysł. Pomysł, dzięki któremu jego słowa nabrałyby może nieco głębszego sensu. - Świetnie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, może to nawet oni mnie niejednego nauczą - zaśmiał się swobodnie i lekko. Na pewno wiedział o życiu na farmie i zajmowaniu się nią o wiele mniej, niż zatrudnieni tu od lat pracownicy, więc oczywiście nie zamierzał nikogo zwalniać. Prędzej bałby się, że sami odejdą, mając nagle pracować pod niedoświadczonym pracodawcą, ale miał cichą nadzieję, że to nie będzie problemem. W końcu zamierzał wykazać szczerą chęć do poszerzania horyzontów i nauczenia się wszystkiego.

Willow Kelly
Rufus Winthrop
ejmi
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Była szczerze zaskoczona słowami Rufusa. Jeśli ktoś miałby wątpliwości, czy mężczyzna zajmuje się handlem nieruchomościami to teraz by te wątpliwości zniknęły. Absolutnie nie miał do tego żyłki ale na szczęście trafił uczciwy człowiek na uczciwego człowieka. Sytuacja jedna na milion, bo raczej częściej trafiał się ktoś nieuczciwy z uczciwym, lub dwóch nieuczciwych. Może tak właśnie miało być, że się spotkali i, że Rufus okaże się być strzałem w dziesiątkę. To wydawało się być nawet zbyt piękne, więc może gdzieś był haczyk, gdzieś musiał być haczyk.
- To to jest zdecydowanie miejsce dla ciebie. - uśmiechnęła się. Oczywiście miała przygotowane zestawienie wszystkich zysków i kosztów farmy z ostatnich lat i była gotowa je udostępnić. To nie były stałe dane, bo jeśli pogoda nie sprzyjała, to zbiory były mniejsze.
- Szczerze? Bardzo ciężko. Ledwo ich namówiłam na to, żeby wystawili ogłoszenie. Ale ja nie mogę im dłużej pomagać, a stan ich zdrowia uniemożliwia im pracę na farmie. Musieliby zatrudnić kolejnego pracownika, a wówczas byłoby to już nieopłacalne. - przyznała zgodnie z prawdą. On wydawał się być wobec niej szczery i uczciwy, mogła więc odwzajemnić się tym samym. Nie chciała roztaczać przed nim jakiejś bajeczki, że farma to najlepsze miejsce na ziemi i, że nic nie trzeba robić a zarabia się kokosy. Tak nie było. Farma była trudna do prowadzenia, czasochłonna i kapryśna. Ale rodzice Willow daliby się za nią pokroić i gotowi byli tu umrzeć i na dodatek podczas pracy. Ruda jednak wolała by tak się nie stało, bo miałaby wyrzuty sumienia, że chciała skupić się na swojej karierze a nie na farmie. - Ja nie chcę prowadzić farmy. Moja starsza siostra zmarła parę lat temu. Więcej rodzeństwa nie mamy. Ojcu marzył się syn, żeby jemu przekazać farmę. - skróciła losy rodziny, będąc coraz bardziej przekonaną, że Rufus byłby idealnym synem dla jej rodziców. Tak zainteresowany tematem, chcący farmy nie dla zysków, ale dla farmy samej w sobie. Pewnie go polubią jak już go poznają. - W każdym razie oni zbyt chętni do sprzedaży nie są, dlatego jesteś skazany na moje towarzystwo. Na szczęście obiecali nie stawiać głupiego oporu, jeśli potencjalny kupiec spełni ich warunki. Ty póki co spełniasz. - dodała z uśmiechem.
Szkoda, że nie wiedziała co kiełkuje w głowie mężczyzny, bo by temu przyklasnęła. Na razie jednak była prawdopodobnie najgorszym sprzedawcą na świecie i miała wrażenie, że raczej zniechęca Rufusa niż go zachęca.
- Polubił cię. - zauważyła, kiedy Rocky zaczepił Rufusa po raz kolejny. Jakby wyczuwał do czego to wszystko zmierza. Podobno zwierzęta wyczuwały dobrych ludzi i mogło tak być w tym przypadku.
Całość tego spotkania wyglądała optymistycznie. Winthropowi chyba się tu spodobało, a i on wpisywał się w jakieś oczekiwania wobec nowego właściciela farmy. Willow mogła sprawiać wrażenie, że chciałaby się pozbyć farmy jak najszybciej, nieważne komu ją sprzedając, ale tak nie było. Wychowała się tutaj i to był ważny fragment jej życia. Chciała by ziemia i zwierzęta i wszystko tutaj trafiło w dobre ręce, kogoś, kto odda farmie tyle serca co jej rodzina.
- Ogrodzenie w zagrodach było wymienione kilka lat temu. - kontynuowała oprowadzanie - Drewno jest regularnie impregnowane a ubytki na bieżąco uzupełniane. - wskazała na drewniany płot za którym pasły się konie. Nie było to liczne stado, ale konie były zdrowe i zadbane, z lśniącą sierścią i tak dalej. Willow zagwizdała i jeden z koni podbiegł do ogrodzenia. W kieszeni ruda miała przysmak dla ulubionego wierzchowca.
- Możesz go pogłaskać. Jest łagodny. - pomyślała, że jeśli sama nie da rady zachęcić Rufusa do kupna farmy, to zwierzęta to zrobią.

Rufus Winthrop
sumienny żółwik
nick
brak multikont
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
Odpowiedział jeszcze szerszym uśmiechem. Czy było to miejsce dla niego? W myślach powtarzał sobie raz po raz, by nie robić sobie zbytnich nadziei i podejść do całej sprawy ze świeżą głową, bez nastawiania się na cokolwiek, ale serce wiedziało już swoje. Oczami wyobraźni już tu siebie widział. W słońcu, deszczu, ukropie czy zawiei. Dbającego o to miejsce, uczącego się coraz to nowych rzeczy, sprowadzającego tu kolejne emerytowane psy policyjne, które na starość z pewnością mogłyby tu zażyć spokojnego, swobodnego, sielankowego życia. Chciał tego - tego miejsca - dla nich wszystkich, ale też dla samego siebie. Ba! Gdyby nie fakt, że nie miał pełnej kwoty na tę farmę i gdyby nie natrętne myśli, pewnie już teraz podpisywałby z rodziną Kelly umowę...
Pokiwał powoli głową, doceniając szczerość Willow. Fakt, że nie wciskała mu żadnych kitów, tylko wykładała całą prawdę, w jego oczach świadczył o niej tylko pozytywnie. Ktoś inny być może by się przestraszył - bo w gruncie rzeczy ryzykiem było inwestować swój czas, energię i pieniądze w coś, jeśli w każdej chwili dotychczasowi właściciele mogliby się wycofać. On właściwie tylko utwierdzał się w tym, że jego plan - czy raczej pomysł póki co - mógłby naprawdę wypalić. - Przykro mi. Z powodu siostry - wtrącił w pierwszej chwili, słuchając skróconej historii rodziny. Dopiero po tym wrócił do właściwego wątku rozmowy. - A dalsza rodzina? Rodzeństwo rodziców, ich dzieci? Nikt nie wykazuje chęci przejęcia farmy? - dopytał, szybko wtrącając coś jeszcze, by go źle nie zrozumiała. - Przepraszam za wścibskość, po prostu jak rozumiem to rodzinna farma, nie chciałbym wchodzić gdzieś między - jak to się mówi? - wódkę a zakąskę. Wolałbym mieć pewność, że wszelkie rodzinne połączenia zostały sprawdzone - dodał więc, mając nadzieję, że Willow rzeczywiście nie odbierze jego słów jakkolwiek negatywnie. Jemu samemu byłoby głupio wydzierać komuś taki rodzinny przybytek. Co innego, kiedy sami mniej lub bardziej chcąc jednomyślnie z niego rezygnowali.
Miała trochę racji - zwierzęta rzeczywiście zachęcały go coraz mocniej do kupna farmy - ale sama również całkiem nieźle się w tym spisywała. Szczerością, otwartością i profesjonalnym przygotowaniem robiła na nim naprawdę dobre wrażenie, więc kiedy zatrzymali się przy koniach, postanowił wyjść ze swoją propozycją. - Mam pomysł, który mógłby być może ci się spodobać. I twoim rodzicom - zaczął więc, przez chwilę na nią nie patrząc, tylko głaszcząc wierzchowca. Dopiero wtedy obrócił się przodem w jej stronę i kontynuował. - Mogliby tu zostać. Twoi rodzice. Tak długo, jak tylko będą chcieli. Wy ze swojej strony obniżylibyście cenę wykupu farmy, a ja zapewniłbym im spokojną emeryturę w ukochanym miejscu. Ostatnim, czego chcę, to wyrzucać kogoś z rodzinnego domu, więc... naprawdę mogliby tu zostać - podkreślił na koniec raz jeszcze. Wiadomo, że wszystko musiałaby obgadać z rodzicami, bo przecież mogli wcale nie chcieć pozostawać na farmie po przejęciu jej przez niego, ale... no, chciał po prostu, żeby to sobie przemyślała. Żeby wszyscy to sobie przemyśleli i jeszcze na spokojnie omówili.

Willow Kelly
Rufus Winthrop
ejmi
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Może gdyby jej rodzice byli teraz obok nich, to powiedzieliby coś więcej o farmie, o roślinach, zwierzętach, całej reszcie. Zasypaliby Rufusa faktami, może próbowaliby go zniechęcić, żeby tylko się nie zdecydował na zakup. Ale jedno dostrzegliby na pewno, to samo co dostrzegła Willow, że Rufus zakochał się w tym miejscu. Z farmami chyba już tak było, że albo się je kochało, albo nienawidziło. Willow miała jednak o wiele bardziej skomplikowaną relację z tym miejscem. Z jednej strony je kochała, to był jej dom, miała stąd wiele dobrych wspomnień. Z drugiej jednak nienawidziła go, bo praca na farmie zawsze musiała być na pierwszym miejscu, nawet przed muzyką. Gdyby nie stan zdrowia rodziców, to nigdy by ich nie namawiała na sprzedaż, mogliby tu dożyć swoich dni. Albo gdyby byli na tyle bogaci, by móc zatrudnić jeszcze kilka osób do pracy, łącznie z zarządcą. Ale nie byli ani zdrowi, ani bogaci. A Willow nie chciała tu dłużej być, zwłaszcza gdy już Philemon odejdzie z tego świata. Musiała pomyśleć w końcu o sobie, była to winna i sobie i siostrze i Philemonowi. Zasłużyła na to. A to miejsce zasługiwało na kogoś, kto będzie je kochał tak mocno jak jej rodzice. Rufus był dobrym kandydatem.
Skinęła głową, gdy powiedział, że mu przykro. To nie było coś, co wymagało dalszego komentarza. Temat zamknięty, nikt Celeste życia nie wróci.
- Brak. Farma jest w rodzinie od pokoleń. Ale ojciec jest jedynakiem. Rodzina od strony matki nie ma do tej ziemi żadnych praw. Na farmę nie ma zaciągniętych długów ani kredytów hipotecznych. To co było, jest już spłacone. Sytuacja prawna jest więc jasna. – przygotowała się z tego, bo wiedziała, że dla potencjalnego kupca sprawa własności będzie istotna. Dla niej by była. Kwestie prawne, dziedziczenie, hipoteki… To nie było kupowanie używanego telefonu, to było kupowanie wielkiego kawałka ziemi, domu, zwierząt… Nie było więc to nic, co mogłaby źle odebrać. Raczej mogła pochwalić, że był tym zainteresowany i nie kierował się samą fascynacją, niczym dziecko, które sobie upatrzyło zabawkę, nie patrząc na cenę.
Słuchała jego propozycji z niepewnym wyrazem twarzy. Bo oto spadało z nieba rozwiązanie wszelkich problemów z państwem Kelly, rozwiązanie, dzięki któremu będzie wilk syty i owca cała. Ale to musiało mieć jakiś haczyk. Tak normalnie się nie dzieje. Może był psychopatą i zamierzał dwójkę schorowanych ludzi wykorzystać do… sama nie wiedziała czego. Nie… na to nie trzeba kupować farmy, zbędny wydatek. Nie mogła popadać w paranoję.
- To… bardzo ciekawa propozycja. Nawet nie miałeś okazji ich poznać. Choć nie powiem… jest to dość kusząca opcja. I mogłaby skłonić moich rodziców, do sprzedaży. Oczywiście mój ojciec uniósłby się dumą, zaproponowałby ci pewnie jakaś formę współpracy. Na zasadzie on by zarządzał obiektem… – zawiesiła głos. Jej samej też coś przeszło przez myśl, coś co mogło w tym przypadku być kluczowe dla podjęcia decyzji. – Mam propozycję. Zaraz pójdziemy do moich rodziców. Poznam cię z nimi. Może zamieszkasz tu na kilka dni… tydzień, dwa… Zobaczysz, jak wygląda praca na farmie, poznasz się z moimi rodzicami. Zobaczycie, czy bylibyście w stanie się dogadać, czy ten układ ma szansę się sprawdzić. Mojemu ojcu może być ciężko być na farmie ze świadomością, że to nie jest już jego farma, ale jeśli ci zaufa, zobaczy, że nie chcesz tego miejsca zrównać z ziemią, to to ma szanse zadziałać. Ewentualnie będziemy mogli wymyślić inne rozwiązanie… jeśli nie dysponujesz pełną kwotą. – po chwili dopiero do niej dotarło, że wspomniał o obniżeniu ceny. Mogli na przykład sprzedać farmę, ale bez domu. Mogli pomyśleć nad dzierżawą, czy jakąś inną formą umowy, która zadowoliłaby obie strony. Willow przeczuwała, że rodzice polubią mężczyznę. I jeśli przez te kilka dni się dogadają, to miał szansę zostać synem, którego nigdy nie mieli. I Willow nawet nie była zazdrosna.


Rufus Winthrop
sumienny żółwik
nick
brak multikont
ODPOWIEDZ