Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Louis Abernathy, zarówno jak ukrywający się pod nim Giovanni Italiano, lubił swoją pracę. Była spokojna, całkiem przyjemna (w końcu większość czasu spędzał na świeżym powietrzu w towarzystwie szumu drzewek oraz śpiewu ptaszków), wymagająca od niego pracy mięśni i jednocześnie pozostawiająca miejsce dla umysłu, który codziennie między 8:00 a 18:30 ( z godzinną przerwą o 12:00 na jedzenie oraz porządną kawę) obmyślał jak dokonać wielkiego powrotu w rodzinne strony, by przejąć stery rodzinnego biznesu. Czy miał powody do narzekania? Podczas większości dni nie, gdyż mało kto zakłócał jego pracę ot czasem trafił się pogrzeb, czasem trzeba było dopilnować wymiany płyty bądź pomóc starszej pani z niesieniem wody - praca jak marzenie.
Bywały jednak dni, te niezwykle rzadkie dni, gdy wszyscy zdawali się zmówić przeciwko niemu i niezmiernie podnosili mu ciśnienie, wystawiając na próbę jego nikłą cierpliwość. I dziś właśnie był taki dzień, gdy od samego rana ludzie przypominały muchy pchające się do oczu oraz ust tuż przed wielką burzą. A Louis przeklinał to, że musi się z nimi użerać i rozwikływać coraz to bardziej idiotyczne problemy… Tak ten, do którego właśnie zmierzał i który, w jego pojęciu, nie powinien być jego problemem - jego część pracy (przynajmniej w jego mniemaniu) była w końcu wykonana bezbłędnie.
- Dobry. - Mruknął więc do zgromadzonych w niewielkiej kanciapce, w której stała wystawiona trumna. Całkiem ładna jak na jego oko, lecz zdobienia z pewnością nie były w jego stylu, zwyczajnie wydając mu się zbyt australijskimi. Na pierwszy rzut oka widział jednak, że ów trumna miała przysporzyć mu niezwykle sporo problemu. - To na kwaterę E234? - Upewnił się, zerkając po mężczyźnie który najwidoczniej przytaszczył tu to… łóżeczko, dla przyszłego klienta. Nie raz jego kanciapka była punktem przerzutowym podobnych przedmiotów, zwłaszcza gdy zmarły nie wykazywał zbyt wielkich religijnych przekonań. W tym tygodniu czekały go aż trzy pochówki i pry każdym z nich miał pomagać pilnować, aby żaden kretyn niczego nie spieprzył. Uważnie przyjrzał się drewnianemu pudełeczku, obszedł je z każdej strony… A potem cmoknął z niezadowoleniem, z kieszeni spodni wyjmując niewielki grzebyk, którym poprawił zaczesanie swoich włosów. - Nie wlezie, jest za duża. - Oznajmił tonem znawcy raz konesera, którym przecież w ciągu tych kilku tygodni pełnienia tej funkcji z pewnością się stał! A tak naprawdę Vulpe był zwykłym cwaniaczkiem, przekonanym o wyższości swoich opinii nad tymi, należącymi do innych ludzi. - Kwatera ma dwa, na metr na jeden siedemdziesiąt w dół, to tam nie wlezie, widać na pierwszy rzut oka. - A on z pewnością w tym oku miał miarkę, przynajmniej w swojej, jakże skromnej opinii. - Możemy przymierzyć, oczywiście, ale wydaje mi się, że potrzeba nowej. - I to powiedziawszy oparł łapsko o wieko trumny, by zwyczajnie się na niej oprzeć. Ciężki był los grabarza który nie miał przy sobie swojego szpadla - ciągle musiał szukać przedmiotu, na którym mógłby się podeprzeć!

Jebbediah Ashworth
ambitny krab
Grabarzem, baby!
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Tak naprawdę nie wiedział czy jest bardziej smutny czy wkurwiony. Ostatnio wszystkie jego działania wydawały się być opisane przez naprawdę kiepskiego scenarzystę, któremu nagle przewidział się wielki zwrot akcji. Tyle, że taki z gatunku przewrócenia mu życia na wspak bądź rzucenia go do zupełnie innej krainy. Czuł się niejako jak postać z gry komputerowej, której za szybko zmieniła się plansza, a on został przy poprzedniej, bo była zwyczajnie znajoma. Ta zaś na każdym kroku zaskakiwała go i sprawiała, że zupełnie nie umiał się odnaleźć. Przez to zaś niesamowicie sobą gardził, bo był już człowiekiem w kwiecie wieku (niektórzy powiedzieliby, że starym) i nie powinien teraz układać sobie życia na nowo.
To brzmiało jak wyjątkowo niesmaczny żart i sprawiało, że dawny Jebbediah wychodził z ukrycia. Ten czuły pozostał na dobre przy utraconej Audrey, zaś ten, który zajmował się swoimi obowiązkami, sprawiał wrażenie człowieka, który miał zamontowaną bombę zegarową. To jest taką, która tylko czekała aż ktoś zbyt mocno naciśnie kabelek, a on wówczas uruchomi ciąg zdarzeń, które z pewnością nie będą miłe. To brzmiało jak zabawny eufemizm, a przecież głównie chodziło o fakt, że za łatwo jak na przyszłego pastora wdawał się ostatnio w szereg bójek i awantur. Alkohol lał się strumieniami, a on nie umiał go zatamować i choć teraz, w kanciapie pojawił się trzeźwy i z wielkim wyczuciem przekładał zwłoki starszej pani Doherty (znał wszystkich swoich klientów, bo byli parafianami) do trumny to jego cierpliwość miała zakończyć się wraz z poznaniem jakiegoś makaroniarza.
Nie widział go tutaj wcześniej i był już praktycznie obrażony za tą kolejną zmianę w jego życiu, zupełnie jakby Bóg ciągle grał w loterii, dotyczącej zaskoczenia go i ciągle trafiał w odpowiednie pola. To tutaj niemal go rozsierdziło, choć pozornie i z zewnątrz wyglądał na człowieka absolutnie spokojnego i przekonanego, że uda się im dojść do porozumienia, a przynajmniej zamienią kilka zdań jak kulturalni ludzie, którymi przecież byli.
Stanął naprzeciwko niego i niby przypadkiem strącił jego dłoń z trumny, która przecież nie była podpórką do książek, a miejscem wiecznego spoczynku jego parafianki.
- To weźmiesz i wykopiesz szerszą kwaterę, mój chłopcze. Jakbyś nie zauważył to raczej nie mogę uciąć nóg pani Doherty – zwrócił uwagę z przekąsem i właściwie wszyscy, którzy znali go bliżej, zaczęli się wycofywać, by w końcu wyjść z kanciapy. Ot, na pewno chcieli zaczerpnąć świeżego powietrza bądź zapalić, z pewnością zaś nie pragnęli obserwować Jeba w swoim żywiole, a ten nieznajomy nacisnął mu bardzo wyraźnie na jakiś odcisk, o istnieniu którego nie miał nawet pojęcia.

Louis Abernathy
towarzyska meduza
enchante #8234
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Louis Abernathy nie wiedział z kim przyszło mu mieć do czynienia, zwyczajnie będąc świeżutkim w kręgach Lorne Bay. Dopiero poznawał okoliczne osobistości oraz zwyczaje choć za bardzo się nimi nie przejmował - był przyjezdny, miał jak największe prawo na braki w swoim etapie poznawczym i wiedział, że prędzej czy później i tak wszyscy przyjdą do niego. W końcu każdy kiedyś umrze, a jego zadaniem było przygotowanie milutkiej kwatery w której mogli zalegnąć już do końca świata. Owszem, słyszał co nieco o mężczyźnie który był odpowiedzialny za wykonanie trumny dla pani Doherty, szkopuł tkwił w tym… że zwyczajnie nic sobie z tego wszystkiego nie robił. Bo i po co? Był w pracy, w towarzystwie zimnej staruszki i nie sądził, aby dzisiejsze spotkanie mogło mieć jakikolwiek niepomyślny przebieg.
Prychnął więc pod nosem gdy ten zsunął jego dłoń z wieka trumny, niemal od razu strosząc się niczym świeżo opierzony kogucik gdy ktoś wszedł na jego teren. I niemal od razu odepchnął od siebie dłoń twórcy trumien, zapewne odrobinę za mocno i zbyt zaczepnie niż powinien.
- Panie, ale ręce to trzymaj przy sobie, co? - Warknął bojowym tonem, gotowym ustawić gościa w swoich progach bo ten chyba urwał się z jakiejś innej choinki. - Mój chłopcze? - Parsknął śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem, że oto ktokolwiek użył wobec niego podobnego zwrotu, na który napuszył się jeszcze bardziej, zupełnie nie przejmując się faktem, że współpracownicy jakoś pospiesznie opuścili kanciapkę, pozostawiając ich samych. Tchórze! - Słuchaj koleś, po pierwsze to trochę kultury, pani Dorherty nie musi słuchać twoich wywodów… - Mruknął, jednak tylko po to aby zwyczajnie, po ludzku do czegoś się przypierdolić i usadzić trochę nabuzowanego stolarza. I jedynie przez chwilę zastanawiał się czy aby przypadkiem nie podpadł mu już wcześniej… Nie, chyba by to zapamiętał. - A po drugie, mogę wykopać szerszą kwaterę, ale pomnik jest zamówiony pod obecne wymiary. Wykopię szerszą i co? Klientce będą nogi spod pomnika wystawać! - Bo przecież nie jego winą było, że właśnie takie były wytyczne a kamieniarz przygotował już wszystkie płyty pod odpowiedni wymiar. Mleko się rozlało i ktoś musiał popełnić błąd… A jeśli ktokolwiek miał być winny, z pewnością był to typek ten tutaj a nie on, który sam wszystko przygotował pod podany przez rodzinę wymiar. - Spierdoliłeś i tyle, dawałem rodzinie wytyczne w tej kwestii. - Dodał jeszcze, zakładając ręce na piersi i nie mając najmniejszej ochoty ustąpić, nawet jeśli zapewne nie było to najmądrzejszym rozwiązaniem tego całego konfliktu.

Jebbediah Ashworth
ambitny krab
Grabarzem, baby!
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Dopóki miał Audrey to zapewne unikałby tego typu sytuacji, uznając, że takie potyczki kogutów należą do jego niechlubnej przeszłości. W tejże zdarzały się podobne historie, zwykle zakończone rzucaniem w delikwenta krzesłem bądź wybijaniem mu zębów z precyzją kowala z Dzikiego Zachodu, ale przecież to były już minione czasy. Obecnie był szalenie ucywilizowanym człowiekiem, któremu nie mogły przyjść do głowy podobne ekscesy. Tak przynajmniej sobie powtarzał, ale najwyraźniej byle makaroniarz mógł doprowadzić go do szewskiej pasji i sprawić, że jego idealne zamierzenia wzięły w łeb i obecnie już tylko myślał o tym, by pokazać temu gówniarzowi, że się myli.
Za pomocą pięści, bo przecież nigdy nie uczyli go pokojowego załatwiania tego typu konfliktów i choć miał zostać pastorem to wyjątkowo miał gdzieś dyplomatyczne metody. Nigdy nie miały one zastosowania i obecnie też czuł, że nie będą miały.
Ba, Jebbediah Ashworth nie zamierzał nawet ich próbować, bo czuł wyraźnie, że ma potrzebę spuszczenia komuś wpierdolu bez żadnych konsekwencji. Te w takich razach kończyły się wizytą na komisariacie i upomnieniem, że nie powinien być aż taki brutalny. Wszyscy jednak na tyle współczuli mu utraty drogiej mamusi (szmata!) i rodzinnej farmy z alpakami, że był przekonany, że równie dobrze mógłby wyłożyć grób pani Doherty tym śmiesznym grabarzem, a nikt nawet by nie zareagował.
Nie bez powodu nawet koledzy zostawili go samego. Najwyraźniej notowania miał całkiem słabe albo tak sobie wmawiał, starając się nie przejmować butą w głosie. Najwyżej oberwie, zaboli zdecydowanie mniej niż złamane serce, które na dodatek jeszcze ktoś przydeptał.
- Będę trzymał ręce, gdzie będę chciał! – zaperzył się więc i roześmiał, gdy zabolał go ten przydomek. Całkiem słusznie, bo debil wyglądał na nieopierzonego idiotę. – A jak mam nazwać dziecko w zakładzie pogrzebowym? Twój szef wie, żeś kretyn? – wyrzucił i zbliżył się do niego, by złapać go za poły koszuli. – A po drugie, nie wycieraj sobie gęby Helen, bo sam jej kradłem jabłka z sadu, gdy byłem szczylem. Nie moja wina, że po śmierci ją rozciągnęło i teraz jest tak długa, więc te twoje matematyczne równania są do dupy. Na przyszłość wypadałoby zakładać margines błędu, słyszałeś o czymś takim? – dalej cedził, absolutnie w swoim żywiole, to jest na chwilę przed atakiem, który musiał nastąpić, bo ostatnio bardzo łatwo wpadał w całkiem potężny gniew Boży i już tego grabarza nic nie mogło ocalić.
Chyba, że idiota przyzna się do winy i przeprosi. Wówczas mógł nawet uznać, że chłopak jest nowy i się pomylił. To znacznie lepszy scenariusz niż zarzucanie pomyłki specjaliście w tej dziedzinie, prawda?

Louis Abernathy
towarzyska meduza
enchante #8234
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Najwidoczniej swój trafił na swego, gdyż Louis Abernathy również nie miał najmniejszego zamiaru, aby dawać za wygraną. Gość od trumien niezmiernie działał mu dziś na nerwy sprawiając, że grabarz miał ochotę zamienić jego wizytę w najgorsze męki. I o ile Abernathy był mężczyzną dość przyjaźnie nastawionym do świata, tak ukrywający się pod jego imieniem oraz nazwiskiem Giovanii miał ochotę roztrzaskać mu ten głupi łeb o wystruganą przez mężczyznę trumnę.
Dlaczego? Cholera, nie wiedział, nie podobało mu się jednak zachowanie pana oraz władcy świata tutaj, na jego cmentarzu którym to on zarządzał… A skoro żaden nie miał zamiaru odpuścić i przyznać się do błędu, pozostawało mu prowokować, w ten cwaniacki sposób kogoś, kto chciał doprowadzić wydarzenia do obiegu, jaki on uważał za stosowny.
- Nie na moim cmentarzu, capie. - Odszczekał się, a wredny uśmieszek pojawił się na jego ustach. Nic nie robił sobie z tego, że ten złapał za jego koszulę - nie raz był w podobnej sytuacji. Na tyle, aby czuć się w podobnej konfiguracji niczym ryba w wodzie, zupełnie nie obawiając się rozwścieczonego gościa. Bo i kim był, aby on miał się go obawiać? Nikim z pewnością, a pięści aż to świerzbiły, aby zetrzeć ten paskudny uśmieszek z jego ust… Nie byłby jednak sobą, gdyby puścił podobne słowa mimo uszu.
- A Ty słyszałeś o czymś takim jak czytanie ze zrozumieniem albo telefon czy tego w szopie nie uczyli, co? - Zaczął więc z butą w głosie, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Bo nie, nie będzie nim byle stolarz pomiatać na jego kwadracie, niech to sobie wybije z tego pustego łba. - Stary, co ty taki nerwowy? Panienka ci nie daje? A może ty nie dajesz jej rady i suszy ci głowę? Wiesz, mogę być dobrym kolegą i się nią zająć nie ma problemu, może jak przestanie ci marudzić będziesz normalnie gadał… - Rzucał paskudne teksty bez większego zachowania doskonale wiedząc, że rozjuszą gościa. Bo pociski w stronę żony bądź kochanki zawsze najbardziej wchodziły w pięty - i wiedział to po sobie samym. - … Poświęcę się nawet jak jest szpetna, znaj moje dobre serce. - Dodał z wrednym uśmieszkiem, nie sądząc aby jakakolwiek ślicznotka obejrzała się za tym prymitywem… Chociaż w tym momencie on sam wychodził na prymitywa, rzucając podobnymi tekstami. To jednak było w tym momencie nieistotnym, czuł, że napięcie przybiera na sile to też niewiele myśląc, w ruchu mającym być obroną, zwyczajnie wbił kolano w brzuch napastnika licząc, że wybije go z rytmu bo już unosił pięści do gardy, aby kontynuować potyczkę nie tylko słowami.
A biedna Helen miała być cichym sędzią tego całego pojedynku.

Jebbediah Ashworth
ambitny krab
Grabarzem, baby!
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Wbrew pozorom nie był taki chętny do urządzania burd na cmentarzu. Racja, zdarzało mu się robić w barach i nawet podczas żniw, ale ceremonie pogrzebowe miały to do siebie, że wymagały ogromnej dozy szacunku. To nie było miejsce na wszczynanie jakichkolwiek afer. Te zazwyczaj miały miejsce akurat w czasie odczytywania spadku. Wówczas bliscy po pochowaniu zmarłej mogli sobie urządzać awantury mniejsze i większe, bo jego to nie dotyczyło. Zaś pochowanie zmarłej powinno się odbywać bez tego typu ekscesów.
Dlatego teraz szarpał za koszulkę jakiegoś dziwnego łapiducha. Miało to sens.
- Twoim cmentarzu?! Szczeniaku, twój będzie jak cię na nim zakopię! – zagroził i pewnie byłyby to bardzo czcze groźby, bo przecież niejednokrotnie takimi szarżował, gdyby nie stało się coś innego. To znaczy, gdyby ten grabarz z Bożej łaski nie popełnił błędu, który miał skończyć się dla niego w najlepszym wypadku na ukamieniowaniu.
Mogli bowiem bić się, mógł nawet popchnąć go na trumnę i zapewne Jeb zrozumiałby to, bo przecież nie z takimi kretynami przyszło mu mieć do czynienia, ale Louis jak to wstrętne dziecko musiał poruszyć jedną jedyną strunę, której Ashworth nie wybaczał.
Jego dziewczyny. A konkretnie tej jednej, którą zostawił i która nadal nie wyszła z jego przepitej głowy.
Równie dobrze Louis mógłby obrażać jego zmarłą matkę, a takich rzeczy się po prostu nie wybaczało. Tyle, że pierwszy raz w życiu Jeb nie odezwał się praktycznie wcale. Pozwalał mu mielić jęzorem bez końca, by wreszcie zgiąć się, gdy mu przywalił.
- Skończyłeś? – wycedził, na zewnątrz wyglądał szalenie spokojnie i wydawało się, że jego słowa go nie ruszyły wcale, ot, przekomarzanki dorosłych ludzi (przynajmniej jeden już był wiekowy), ale zanim ten cały pomocnik grabarza zdążył zareagować, po prostu trzepnął go szpadlem w łeb.
- Na przyszłość trafię tak, że mózg ci wypłynie uszami – uśmiechnął się z dziwną satysfakcją, bo może i nie było to honorowe zachowanie i może ten młokos nie miał pojęcia, co tak naprawdę kryje się za jego obelgami, ale Jebbediah (jeszcze) świętym nie był i z tego powodu nie mógł mu darować.
- A jak się pozbierasz to grzecznie zmienisz kwaterę, bo akurat ci od pomnika są świadomi problemów, a ty szukasz koniecznie zwady – dodał cierpliwie. – I nie interesuje mnie twoja dodatkowa robota. Masz tu zapierdalać, a nie wykazywać się cwaniactwem – po czym zwyczajnie podszedł do pani Doherty, by się przed nią ukłonić i wyrazić szacunek.

Louis Abernathy
towarzyska meduza
enchante #8234
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
W momencie gdy większość członków jego rodziny stało w kolejne po rozum, instynkt samozachowawczy bądź mięśnie, Giovanni stał w kolejne po… Cholera, sam nie był pewien, jak powinien to określić, gdyż prezentował iście lisi charakter dwulicowego cwaniaczka, czasem mocno pozbawionego rozumku. Nie był również za dobry w panowaniu nad własnymi emocjami (bo trzeba być albo tykającą bombą albo skończonym kretynem by odstrzelić jedną z ważniejszych osób w środku spotkania) co teraz przelewało się nad przybraną postać Louisa Abernathy. Bo nie umiał odpuścić stolarzowi który wkurwiał go samym faktem zwyczajnego istnienia oraz rządzeniem się na jego terenie… Fakt, cmentarz nie należał tylko i wyłącznie do niego, lecz pilnowanie tego skrawka ziemi wziął sobie Abernathy mocno do serca. Obnosił się więc dumą grabarza (a tej nikt nie powinien nadwyrężać) chcąc pokazać, że owszem, może jest nowy na tym dansingu ale swoje miejsce zna i z pewnością jest ono ponad stolarzem!
- Pod wierzbą, stamtąd widać rzekę - już sobie zaklepałem kwaterę. - Mruknął, z cieniem rozbawienia w głosie. Bo czy naprawdę gość sądził, że on, Louis Abernathy, przestraszy się podobnych gróźb? Kpina! W poprzednim życiu, o którym nikt w Lorne Bay nie miał pojęcia, słyszał jeszcze gorsze groźby oraz epitety względem jego cudownej osoby (bo doskonale wiedział, że potrafił być istotą wkurwiającą do potęgi) że nie czuł się zrażony, śmiało wygłaszając kolejne teorie dotyczące zajmowania się domniemaną panienką tego tutaj.
- Mogę tak godzinami. - Bo mógł, nie miał w tym najmniejszego problemu i już, już otwierał usta aby kontynuować swoje, jakże okrutnie dorosłe docinki, gdy coś w tej spokojnej fasadzie gościa od trumien zmieniło się, a jego ukochana Mariolka poszła w ruch, spotykając się z jego głową. Zahuczało, zaszumiało i stolarz mógł w tym momencie wyjawiać mu najskrytsze tajemnice tego całego świata, a Louis nie byłby w stanie się na nich skupić. Tak samo jak nie był w stanie skupić się na jego poleceniach, bo w uszach mu huczało, przed oczami pojawiły się mroczki nim Abernathy zdążył zauważyć już opierał się ręką o bok trumny, tylko po to, aby po chwili runąć niczym długi na ziemię… Wraz z trumną oraz znajdującą się w niej panią Doherty, oczywiście.
Potrzebował chwili, aby zorientować się w sytuacji. Wpierw położył łapę na głowie w miejscu, w którym ta spotkała się ze szpadlem tylko po to, aby wyczuć guza oraz ciepły, lepki płyn zapewne będący jego własną krwią. W zdezorientowaniu omiótł spojrzeniem otoczenie, stolarz nadal stał, trumna leżała, a pani Doherty gdyby mogła, zaglądałaby mu właśnie w ciemne oczęta.
- O kurwa… - Wyrwało się z jego ust, gdy nieporadnie, nadal odczuwając zawroty w głowie spróbował się podnieść, dopiero teraz zauważając, że jedna ze ścianek trumny pozostała w jego ręce. - Stary, jak ktokolwiek się o tym dowie, wywalą nas na zbity pysk. - Przyznał, bo co do tego nie miał wątpliwości - oboje byli w tym czasie w kanciapce i to na ich dwóch dzieliła się wina. I nawet jeśli stolarz wkurwiał go niemiłosiernie, Abernathy nie miał ochoty na ponowne poszukiwanie pracy. - Mamy przejebane. - Stwierdził, gdy już udało mu się zebrać z ziemi.
I miał nadzieję, że raban jakiego narobili nie ściągnie któregoś z ich współpracowników.

Jebbediah Ashworth
ambitny krab
Grabarzem, baby!
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Jak on nie lubił takich cwaniaków, którym wszystko uchodziło na sucho. Mógł stwierdzić, że kiedyś i do takich sam należał, bo przecież przez lata wszczynał burdy bez powodu i pakował się w niezliczone tarapaty, a i tak poza okazjonalnymi wizytami na komendzie nie groziło mu nic wielkiego. Wówczas też czuł się panem swego życia i dopiero po upływie czasu zauważył, że bardziej chodziło o ten wewnętrzny niepokój, który zazwyczaj pchał go z pięściami do obcych ludzi. Było mu mało awantur i burd, bo w ten sposób upewniał się, że jeszcze nie zwariował. Może i to brzmiało jak swoistego rodzaju paradoks (bo nikt o zdrowych zmysłach nie urządza awantur), ale wtedy miał wrażenie, że tak zachowuje się normalny samiec alfa.
Teraz zaś brzmiało mu to jak dobry żart, ale gdy z ust jegomościa zaczęły kwitnąć obelgi, to już nie hamował się i postanowił sobie, że jak tak dalej pójdzie to z chęcią uzbiera garnitur z jego zębów. Nie interesowało go właściwie nawet to czy takie uderzenie nie skończy się tragicznie, ten grabarzyk właśnie obudził potwora, a ten tylko czekał, żeby zerwać się z uwięzi Jebbediaha, pastora in spe, który gardził przemocą.
Najwyraźniej do czasu, bo szpadel okazał się przydatnym narzędziem do wybijania głupot z głowy jegomościa i już za moment miał zatriumfować i wznieść ręce ku niebu, by podziękować Stwórcy za ratunek, ale stały się dwie rzeczy i Ashworth nie wiedział która przeraziła go bardziej. Po pierwsze, zauważył na trzonku diabelskiego narzędzia krew co mogło delikatnie sugerować, że przesadził z uderzeniem i że jednak ma za dużo siły, a po drugie, trup (wróć, droga pani Doherty) leżała sobie na podłodze i wyglądała jakby to ona przeżyła bójkę stulecia.
- Ty, idioto, trzeba było się o nią nie opierać! – wrzasnął, ale stwierdził, że nie pora na niesnaski i wszelkie uprzedzenia, gdy trup leżał u bram i pukało do ich drzwi bezrobocie. Może gdyby Jeb miał farmę to po prostu wzruszyłby ramionami i poszedłby do domu, ale obecnie nie mógł sobie pozwolić na podobne zachowanie, więc westchnął i porwać stułę, by owinąć głowę tej ofiary losu, tak, by nie broczyła wszędzie krew.
- Masz tu młotek i gwoździe? Naprawię to, staniesz na czatach – poinstruował go, gdy już owinął tym fioletowym szalem grabarza. Dobrze, że nie był katolikiem i droga pani Doherty również, bo zapewne jej duch, wypuszczony z trumny hasał sobie po tej kaplicy i czekał na odpowiednią chwilę, by ich przerazić za to, że śmią zakłócać jej spokój.

Louis Abernathy
towarzyska meduza
enchante #8234
ODPOWIEDZ